30 - a little bit dangerous
Lara
Gdy tylko się obudziłam wstałam i się ogarnęłam. Nate już wstał i rozmawiał z Uchu i Etzlim. Ja również szybko do nich doszłam.
- No to co? Ostatnia dzisiejszą rozmowa? - spytałam
- No niestetu, mamy nadzieję że wrócicie za jakiś czas - stwierdził Uchu
- Będzie mi was brakować - stwierdził Nate a ja się uśmiechnęłam
- Nam także... - dodał Etzli
Przytuliliśmy się na pożegnanie i zaczęliśmy wracać.
- Nate...? - spytałam
- Tak? - spojrzał w moją stronę
- Jak ci się podobało? - uśmiechnął się
- Było świetnie, Etzli jest świetnym władcą, pomimo tego że ma tylko trzynaście lat, a z Uchu złapaliśmy dobry kontakt - na mojej twarzy zawitał szeroki uśmiech
- Jonah też tak miał z Uchu, na początku tylko z nim rozmawiał, a później to jego prosił o przekazywanie mi najważniejszych informacji - przeszliśmy przez kolejne półki skalne
Szliśmy dalej w ciszy, bo wiedzieliśmy, że rozmowa może nas rozproszyć i coś pójdzie nie tak.
Szybko wydostaliśmy się z dżungli i wyjęłam krótkofalówkę
- Sully, możesz po nas przylecieć? - spytałam
- Jasne, będę za jakieś dwadzieścia pięć minut - powiedział i zwolnił kanał
- Kochanie, jesteś gotowa na... Dziecko? - spytał Nate
- Raczej tak, ale boję się że może stać się to, co ten miesiąc temu... - odparłam
- Masz rację, ale moglibyśmy chociaż spróbować - stwierdził
- Masz rację, możemy - dodałam i usiedliśmy na ławce
Siedzieliśmy przez kilka minut w ciszy. Takiej przyjemnej, takiej, która nie miała w sobie presji.
- Nate? Jakbyśmy nazwali to dziecko? - spytałam
- Ja myślę, że gdyby była dziewczynka to mogłaby być Cassie, po mojej mamie ale Amelia, po twojej - stwierdził
- Dobry pomysł, a jakby urodził się chłopiec? - uśmiechnął się
- Byłby Richard, po twoim tacie - dodał
- Też tak sądzę, a jakbyśmy się zdecydowali na te dzieci, ile chciałbyś ich mieć? - wypytywałam go o najmniejsze szczegóły
- Zależy od tego ile ty byś chciała, według mnie moglibyśmy mieć trójkę - stwierdził
- Zawsze chciałam trójkę dzieci, chciałabym dwie dziewczynki i jednego chłopca... Od kiedy skończyłam dwanaście lat to było moim marzeniem - dodałam
- To je spełnimy, kochanie - objął mnie ramieniem
Po chwili odezwał się Sully
- Już jestem, chodźcie na lotnisko - usłyszałam z krótkofalówki
- Dobrze, zaraz będziemy - odpowiedziałam i wstaliśmy
Szybko dotarliśmy na wcześniej wspomniane lotnisko i zobaczyliśmy samolot Sully'ego. Nie czekaliśmy za długo, tylko po prostu wsiedliśmy.
Wylecieliśmy kilka chwil po tym jak wsiedliśmy, więc jak miałam w zwyczaju, po prostu zasnęłam opierając głowę o ramię Nate'a.
***
- Lara, wstawaj, zaraz będziemy - usłyszałam głos Nate'a
- Dobrze... Jeszcze pięć minut... - powiedziałam ziewając, ale wciąż miałam zamknięte oczy
- Nie, nie mamy czasu, musisz już wstać - z niechęcią otworzyłam oczy
- Okej... - stwierdziłam i lekko się podniosłam
Jakieś pięć minut później wylądowaliśmy. Szybko wysiedliśmy i skierowaliśmy się do rezydencji.
Gdy tylko weszliśmy od razu rzuciłam się na łóżko, bo byłam okropnie zmęczona, mimo wczesnej pory, ponieważ była dopiero jedenasta.
Po chwili Nate wszedł do sypialni i położył się obok mnie.
- Coś się stało, Lara? - spytał
- Nie, po prostu jestem zmęczona - stwierdziłam
- Dobrze, to śpij, ja coś zamówię - stwierdził a ja na samą myśl że wreszcie zjem coś, na co nie pozwalałam sobie przez kilka dobrych lat
Szybko usiadłam i sięgnęłam po jakiś album ze zdjęciami moimi, i moich rodziców.
Na pierwszym byłam ja, mama i tata na Hawajach... Od razu wspomnienia uderzyły ze zdwojoną mocą. Pamiętam jak się zgubiliśmy na samym początku dżungli, ale po pięciu minutach znaleźliśmy drogę powrotną...
Na kolejnym byłam ja i tata, już po śmierci mamy. Mimo tego że minęło już kilkanaście lat od ich śmierci, nadal mnie to boli. Czasami chciałam żeby po prostu tu ze mną byli i mnie wspierali.
Gdy oglądałam już kolejną stronę do pokoju wszedł Nate.
- Chcesz jakieś chińskie jedzenie? - spytał a ja się uśmiechnęłam
- Jasne, że tak, nie pamiętam kiedy ostatnio to jadłam - stwierdziłam a na samą myśl kiedy ostatnio jadłam coś na mieście przechodziły mnie ciarki, bo od kiedy pamiętam, za każdym razem gdy o tym myślałam wewnętrznie sobie zabraniałam
Szybko zszedł na dół i równie szybko wrócił z torbami w rękach.
- Czemu tak dużo? - spytałam
- Bo wiem, że jesteś głodna, w Peru się nie najadłaś praktycznie niczym - podniosłam brew a on usiadł tuż obok mnie i wyciągnął jedzenie z toreb
To co mi podał, nie zniknęło może od razu, ale czułam że byłam dosyć głodna. Ostatni raz kiedy coś jadłam był wczoraj rano.
Chciałam żeby ta chwila się nie kończyła, bo co jakiś czas się śmialiśmy, tak po prostu, tak z niczego.
- Co cię tak śmieszy? - spytałam
- Nic, nic, twoje próby wzięcia tego makaronu w pałeczki - śmiał się bardzo mocno a ja podniosłam jedną brew
- Dobra, już bądź cicho, twoje pierwsze proby na pewno też nie były takie fajne - stwierdziłam i założyłam ręce na piersi
- Już się nie obrażaj, gdybyś zobaczyła Victora i jego próby, to byś się załamała, bo było gorzej niż u ciebie - dodał
- Też tak sądzę - odpowiedziałam i wstałam żeby wyrzucić karton
Później nie pchaliśmy się do rozmów, po prostu obejrzeliśmy kilka dobrych, starych horrorów i nie mieliśmy nic więcej do roboty, tak właściwie, więc po prostu położyliśmy się i zasnęliśmy.
-------------------------------
Może koniec tej książki był oczywisty, ale jeszcze zapraszam was na epilog, który będzie dosyć ciekawy, a w nocy wstawię playlistę, dedykację, prolog i może 1 rozdział do nowej książki
Do zobaczenia!❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro