Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18 - I was too strong for long time

Cztery miesiące później

Lara

Całą ciążę spędziłam praktycznie a szpitalu, bo stan dziecka był bardzo poważny. Dzisiaj był termin porodu. Nate za chwilę miał się zjawić.

Po chwili wbiegł do sali w której leżałam

- Kochanie, przyjechałem jak najszybciej tylko mogłem, nadal nic się nie stało? - spytał z troską

- Nie, na razie jeszcze nie, ale to już za jakiś czas - złapał moją rękę - okropnie się boję, kochanie... -

- Nie martw się, wszystko będzie dobrze, przez cały czas będę obok ciebie i będę cię trzymać - dodał

Po chwili poczułam okropnie mocny skurcz a łóżko na którym leżałam zaczęło moknąć.

- O cholera... - powiedział tylko i szybko pobiegł po lekarza który zajmował się moją ciążą

Czułam się jednocześnie dobrze z tym że już będzie po wszystkim, ale z drugiej strony bałam się że coś złego się stanie.

Od razu do sali wbiegła lekarka z Nate'm i położną. Chciałam już mieć to za sobą, mimo że jeszcze ból nie nadszedł.

Szczerze mówiąc, chciałam już po prostu usłyszeć płacz mojego dziecka.

- Pani Croft, jest pani gotowa? - spytała lekarka

- Szczerze mówiąc, to nie, ale dam radę - stwierdziłam i się zaczęło

Bolało w cholerę. Przeklinałam w głowie bo nie wyobrażałam sobie że to będzie aż tak bolesne.

- Jeszcze kilka pchnięć, pani Croft - mówiła spokojnym tonem ale ja wcale spokojna nie byłam

Nate złapał mnie za rękę a ja głośno przeklinałam.

- Jeszcze chwila - powiedziała lekarka

- Kochanie, będzie dobrze - dodał Nate aby mnie uspokoić

Chwilę później poczułam maksymalną ulgę. Ale dziwne było to że nic nie usłyszałam. Nie słyszałam płaczu małej.

- Co się stało? Czemu ona nie płacze? - pytałam lekarkę która właśnie mówiła coś położnej

- Pani Croft... Pani córka... Ona, nie przeżyła... - mój cały świat załamał się w jednym momencie, znowu poczułam pustkę a Nate również nie czuł się najlepiej bo od razu zbladł - Claudio, usuniesz łożysko i odetniesz panią Croft od dziecka - było słychać że lekarka była równie roztrzęsiona jak my

Z moich oczu wytrysnął wodospad łez. Tak bardzo przywiązałam się do myśli że po porodzie będę mogła usłyszeć krzyk mojej córki, że będę mogła ją nakarmić, czy cokolwiek innego... Chciałam w tym momencie znów się obudzić. Znowu poczułam tą samą pustkę co wtedy gdy dowiedziałam się że mama nie żyje, taką samą gdy zobaczyłam tatę z pistoletem w dłoni i leżącym na biurku.

- Nate... To nie może być prawda... - płakałam dalej

- Kochanie... Damy radę... To nie twoja wina, nie obwiniaj się, nic nie mogłaś zrobić -

- Ale ja... Ja się do niej przywiązałam! Ja chciałam ją wychować, zobaczyć jak dorasta... - pociągałam nosem co kilka chwil - chciałam dać jej prawdziwy dom! - krzyknęłam i mocno przytuliłam Nate'a - ja chyba naprawdę muszę zapisać się na terapię... - spojrzałam na niego i widziałam że w tym momencie przeżywał to wewnętrznie, a w jego oku pojawiły się łzy

- Też nie chciałem jej stracić... Też chciałem ją wychować, i dać prawdziwy, kochający dom - przyciągnął mnie do siebie - kochanie... To moja wina, to moja robota, gdybym wtedy się powstrzymał i nie wszedł do tego pierdolonego prysznica, teraz pewnie byśmy byli szczęśliwi i nie martwiący się o nic... - zauważyłam że on też potrzebował specjalisty

- Kochanie, przestań się obwiniać... Pójdziemy do specjalisty i będziemy mogli na spokojnie porozmawiać, albo po prostu będziemy codziennie rozmawiać - nieustannie ocierałam łzy dłonią, chciałam się teraz obudzić i zapomnieć o tym co się zdarzyło, ale niestety, nie dość że los ukarał mnie śmiercią rodziców, którzy byli dla mnie najważniejsi na świecie, to na dodatek teraz moja córka zmarła

Nate szybko wyszedł z sali i równie szybko wrócił.

- Chodź, dasz radę wstać? - spytał roztrzęsiony

- T-tak... A czemu pytasz? -

- Dostałaś wypis... Dojdziesz do siebie w domu, Sully z Conradem i Jonahem przyjechali... Ja im powiem... - zacisnęłam wargi

- dobrze, chodźmy już stąd, nie chcę tu dłużej być... - stwierdziłam i szybko się zebrałam

***

Byłam już w rezydencji a Nate właśnie rozmawiał z Victorem, Rothem i Jonahem.

Po chwili weszli do sypialni

- Laro... Tak mi przykro... - Roth podszedł do mnie i objął mnie, to samo po chwili zrobił Jonah

- Moje marzenia, się nie spełniły, ale zawsze będę pamiętać że takie coś się stało... - dodał Sully, który sprawił że chociaz na chwilę na mojej twarzy zagościł uśmiech

- Przepraszam was za to... -

- Nie masz za co nas przepraszać, bo to nie twoja wina... - powiedział Jonah

Po moich policzkach znowu zaczęły płynąć łzy a Nate po chwili podszedł i mnie objął. Chciałam mieć go teraz blisko siebie, ale nie za bardzo, bo wiedziałam że jeśli znowu zbliżymy się za bardzo, to skończy się tym samym, czyli albo seksem bez niespodzianki, albo z niespodzianką.

W każdym razie bolała mnie kolejna strata rodziny. Mimo że miałam Nate'a, to chciałam teraz leżeć w szpitalnym łóżku trzymając na rękach małą Cassie i trzymać ją za minimalnych rozmiarów rączkę.

Tak bardzo chciałam wrócić do początku ciąży i zostać w Hiszpanii i dbać o siebie najlepiej jak tylko bym potrafiła. Ale nie... Los musi być jak zwykle najgorszą suką...

-----------------------------

GENZIE_LOVE już teraz wiesz co miałam na myśli, gdy mówiłam że rozdział będzie smutny...

Ja wiem że to może głupio zabrzmieć, ale ciężko było mi ten rozdział napisać, bo gdy tylko myślałam o tym co ma się tu stać, zaczynałam płakać i przeżywać to co zaraz miała przeżyć Lara

Dla odmiany rozdziału dam sad Larę:(

Do zobaczenia za godzinę:)

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro