17 - Croft Manor and big reveal
Lara
Nate rzeczywiście dotrzymał słowa, bo właśnie teraz znajdowałam się w samolocie prowadzonym przez Sully'ego. Jednocześnie cieszyłam się że wrócę do Anglii, ale z drugiej strony bałam się że coś się może stać podczas tego lotu.
- Lara, będziemy za chwilę lądować - powiedział Nate
- Dobrze, cieszę się że wreszcie wrócę do domu, bardzo dawno mnie tam nie było... - przytuliłam go lekko, bo powoli zaczynały kończyć się moje siły
Po chwili zaczęliśmy lądować tuż przed rezydencją mojego ojca. To miejsce w każdym calu przypominało mi wspólne chwile z moimi rodzicami. Gdy dorosłam, zrozumiałam już że nie powinnam się tak bardzo przejmować śmiercią rodziców. Moja mama była po prostu dzielna, walczyła do końca, a mój tata... Gdyby nie jego obsesja, to teraz byłby to ze mną i wspierałby mnie razem z Nate'm.
- Croft Manor... Witam z powrotem - powiedziałam sama do siebie
- I jak się czujesz, kochanie? - spytał brunet
- Naprawdę dobrze - objął mnie ramieniem i weszliśmy do środka rezydencji Croftów
Kochałam to miejsce całym sercem, ale może nie bardziej niż Nate'a, bo on również miał w nim specjalne miejsce. Za każdym razem gdy patrzyłam w jakieś miejsce widziałam moją mamę albo tatę i mnie obok. Jakbym urodziła dziecko, dałabym mu, lub jej całe swoje serce, oczywiście zostawiając trochę dla Nate'a, bo wiem że tego by nie przeżył. Ale chciałabym również aby wychowywały się ze świadomością swojego nazwiska i tym że ta rezydencja jest bardzo wartościowa, nie tylko w wartości pieniężnej, tylko też tej sentymentalnej.
Sully, Roth i Jonah polecieli tak właściwie do Stanów, bo nie chcieli nam przeszkadzać, a wiedzieli że nie zrobimy nic złego, bo jestem w ciąży i to był plus tego że mogli zostawiać nas częściej samych.
- Kochanie, idź się połóż, ja pójdę ci zrobić herbaty - uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku, które niegdyś do mnie należało
Trzy miesiące później
Kilka dni temu byłam z Nate'm u ginekologa na wizycie na której powiedzieli mu o płci dziecka, ja nie chciałam dowiadywać się od razu, więc Nate wziął kartkę na której lekarka napisała płeć dziecka.
Nate naszykował "gender reveal" a Sully, Conrad i Jonah przyjechali specjalnie na ten dzień.
Nate wyprowadził mnie do ogrodu trzymając dłonie na moich oczach. Gdy tylko zabrał ręce zobaczyłam stół a na nim ciasto w którym środku najprawdopodobniej było nadzienie o kolorze które miało pokazać jaką płeć będzie miało dziecko. Z Nate'm zaplanowaliśmy już że jeśli urodzi się chłopiec nazwiemy go Richard po moim ojcu, a jeśli dziewczynka to będzie się nazywać Cassandra po mamie Nate'a.
Roth, Jonah i Victor już siedzieli jaka to będzie płeć, więc tylko stali z konfetti w kolorze różowym, lub niebieskim.
Nie owijaliśmy w bawełnę tego jak długo potrwa moja niepewność co do płci dziecka, więc dostałam nóż, którym miałam przekroić ciasto.
Odwróciłam kawałek a ze środka wypłynął różowy kolor. Byłam przeszczęśliwa, nie byłam w stanie opanować emocji i po prostu się rozpłakałam
- No to będzie Cassie! - krzyknął Nate a różowe kawałki papieru wystrzeliły w powietrze
- O mój boże, tak się cieszę, kochanie! - krzyknęłam ze szczęścia i mocno pocałowałam Nate'a
Po chwili podbiegłam do reszty i ich objęłam najmocniej jak tylko potrafiłam. Cały ten czas płakałam, bo nie byłam w stanie się od tego powstrzymać. Miałam ochotę podzielić się tym faktem z moją mamą i moim tatą, ale nie mogłam. Miałam możliwość jedynie pójść na cmentarz i mówić do dwóch grobów z ciałami rodziców.
Byłam pewna, że moja mama byłaby ze mnie dumna, że się ustatkowałam i będę miała dziecko, a zwłaszcza dziewczynkę. A mój tata? On zapewne załamałby się, gdyby tylko się dowiedział z kim mam mieć to dziecko, ale koniec końców, też byłby dumny w cholerę.
Chciałam teraz przytulić się z mamą i wspólnie z nią porozmawiać, tak dawno nie rozmawiałam szczerze z żadną kobietą. Myślałam też już od jakiegoś czasu nad pójściem na terapię, żeby trochę moc porozmawiać otwarcie z kimś tej samej płci co ja.
Przecież nie miałam przyjaciół, oprócz Jonaha, Sully'ego, Rotha i Nate'a, którzy byli dla mnie niczym rodzina, nie miałam nikogo innego komu mogłabym się wygada ze spraw, których żaden z nich nie byłby w stanie zrozumieć, brakowało mi mojej mamy, mojego taty, i w ogóle tej miłości którą mogli dać tylko rodzice.
Postanowiłam sobie, że gdy tylko dziecko się urodzi, będę dawać jej tyle miłości, której mi brakowało, a jestem pewna że przyszłej Cassie nie będzie to pewnie pasować, ale to nie jest jej wina, że oboje jej rodziców wychowali się bez własnych, w sierocińcu pod okiem sióstr zakonnych, albo z przyjaciółmi swojego zmarłego ojca.
Chciałam dać jej prawdziwy dom, w którym oboje rodziców będzie zawsze z nią i nie będzie musiała bać się czegoś nam powiedzieć, bo wiem że im bardziej surowi są rodzice, tym lepszymi kłamcami są ich dzieci, bo uczą się wymyślać coś, żeby tylko rodzice się nie dowiedzieli. Nie chciałam żeby mojej córce się coś takiego stało. A tym bardziej będę musiała wybić Nathanowi z głowy to całe poszukiwanie skarbów, zanim mała się jeszcze urodzi
--------------------------
Trochę musiałam przeskipować a w następnym w rozdziale również będzie trochę skipowania, bo jednak nie mam jak napisać tyle wątków, tragedii czy innych rzeczy
Mam nadzieję że GENZIE_LOVE zadowolona
A tak po za tym to wiecie że genzie i ekipa zagrali w filmie "100 dni do matury"? Jak dzisiaj byłam w kinie i przed filmem leciał zwiastun to miałam takie "no Amelka już biegnie do kina" ona jest po prostu psycho genziarą także już wiem o czy będzie cały czas gadać w szkole
Jakieś randomowe zdjęcie Lary z mojej galerii
Do zobaczenia jeszcze dzisiaj❤️
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro