Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

one


OSTRZEŻENIE: w oryginale główna bohaterka nazywa się y/n (czyli polskie t/i), ale wiem, że większość osób nie lubi takich opowiadań, więc postanowiłam nadać jej jakieś imię. oczywiście, nadal możecie podstawiać tam swoje własne dane!

opowiadanie ma jedynie dwie części.

INSPIRACJE: mac demarco — my kind of woman
hozier — like real people do





               idę do ciebie. żadnych wymówek.

To było jedyne ostrzeżenie, jakie Cassandra dała Ricky'emu, zanim wymknęła się ze swojego domu. Doskonale znał tę śpiewkę — przywykł do jej spontaniczności już dawno temu.

Gdy usłyszał znajome szuranie pod oknem, podniósł wzrok znad swojej gitary, a na jego usta wkradł się niewielki uśmiech. Do jego uszu dobiegł cichy dźwięk uderzenia oraz „auć", po którym postanowił odłożyć instrument i podejść do okna. Otworzył je i popatrzył w dół.

Właśnie tam była uśmiechnięta od ucha do ucha Cassandra — ubrana w białą koszulkę bez rękawów, czarną bluzę na suwak i czerwone spodnie od piżamy. Wspinała się po starym bluszczu na ścianie, który wyglądał, jakby lada chwilę miał się złamać. Ricky nieustannie powtarzał jej, by po prostu wchodziła w drzwi frontowe, gdyż szanse na spadnięcie były zdecydowanie zbyt wysokie, jak na jego gust, ale Cass zawsze zbywała go słowami „i gdzie w tym zabawa?".

— Pomożesz mi, Julio? — zażartowała i wyciągnęła do niego rękę, podczas gdy on wywrócił oczami.

— Masz szczęście, że cię lubię, Romeo — wymamrotał Ricky, ukrywając swój szeroki uśmiech, gdy pomagał jej przeskoczyć przez ramę okna.

Dziewczyna wpadła do środka i potarła głowę z cichym jękiem, podczas gdy on zamykał okno.

— Mówiąc o lubieniu ludzi... — zaczęła, niemal natychmiast przykuwając jego uwagę. — Potrzebuję pomocy z uch, pilną sprawą.

— Podoba ci się ktoś? — wypalił i uniósł brwi, siadając na swoim łóżku. Czuł nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej, ale szybko je od siebie odepchnął, gdy dziewczyna westchnęła i kiwnęła głową.

— Niestety — jęknęła. — To taki chłopak, z którym mam lekcje. Ale słuchaj... — Zignorowała spojrzenie, które posłał jej Ricky. — Mamy randkę za jakieś dwa dni. Możesz w to uwierzyć?!

Na jej twarz natychmiast wkradł się szeroki uśmiech, jednak szybko zniknął, gdy zobaczyła, jak Ricky marszczy brwi.

— Cass, gdzie z tym zmierzasz? — spytał. Doskonale dało się wyczuć, że jego nastrój uległ zmianie, kiedy tylko wspomniała o osobie, którą była zainteresowana. Nie podobało mu się to, jak czuł się za każdym razem, gdy jego przyjaciółce ktoś się podobał albo ona podobała się komuś. Wtedy czuł się samolubny; w końcu nie była jego własnością.

Blondynka gwałtownie wstała, podeszła do Ricky'ego i opadła na miejsce obok niego. Złapała go za ręce, ignorując motylki latające w jej brzuchu, gdy popatrzyła mu prosto w oczy.

Boże, Ricky mógłby przysiąc, że próbowała przyprawić go o zawał serca.

— Ricky Bowenie... — zaczęła, starając się nie wybuchnąć śmiechem przez swój dramatyczny ton. — Musisz mnie nauczyć, jak się z kimś całować.

— Co... Jak... Co? — wyjąkał Ricky, a przez jego głowę przelatywało milion uczuć, gdy próbował uspokoić swoje bicie serca. — Dlaczego ja?

Przełknął gulę w gardle, wyrywając ręce z uścisku.

Cassandra przebiegła dłonią przez włosy, nieświadoma tego, że twarz Ricky'ego robiła się coraz bardziej czerwona i zaczęła się tłumaczyć.

—Ri, nigdy nie miałam takiej szansy u żadnego chłopaka! Potrzebuję twojej pomocy w razie, gdyby... Wiesz... — Zamilkła i przygryzła wargę, zerkając na przyjaciela. — Proszę? I nie mów, że nie umiesz. Widziałam ciebie i Nini.

Ricky uniósł brwi, spuszczając wzrok na swoje kolana. Naprawdę nie chciał pomagać jej z tym chłopakiem.

— Cass...

— Proszę, Ricky.

Desperacja w jej oczach wystarczyła, by chłopak poddał się z westchnięciem.

— Dobra. Chodź bliżej mnie.

Cassandra bez słowa wykonała polecenie, przenosząc nogi na łóżko. Ich kolana się zerknęły, gdy chłopak zrobił to samo. Patrzyła na niego intensywnie, a Ricky czuł, jak jego serce się topi.

Czy ona nie wiedziała, co z nim robiła?

— W całowaniu po prostu... Poruszasz ustami razem z drugą osobą. Jeszcze bez języka, przejdziemy do tego, uch, później. — Ricky odchrząknął, a jego serce niemalże wypadło z klatki piersiowej, gdy delikatnie ułożył dłoń na boku jej twarzy. — Jeśli ten chłopak naprawdę jest taki miły, jak mówisz... — Zaśmiał się cicho ze spojrzenia, które mu posłała. — Powinien być delikatny. Powinien traktować cię jak... Jak najpiękniejszą dziewczynę na świecie.

Bicie serca Cass przyspieszyło, gdy Ricky pochylił się bliżej niej. O Boże, nie teraz.

— Trochę przechyl głowę. I rób to, co uważasz. W swoim własnym tempie. — Jego kciuk delikatnie pogładził jej policzek, w jego oczach było widać szczerość, w sercu czuł niepewność i przełknął gulę w gardle. — Gotowa?

Dziewczyna kiwnęła głową, przybliżając się do niego. Ich czoła były o siebie oparte, a oddechy owiewały usta drugiej osoby. W żyłach Cassandry płynęło zdenerwowanie, a jej normalne podekscytowanie zamieniło się w stres.

Ricky złączył ich wargi. Cass natychmiast zamknęła oczy i delikatnie go pocałowała. To wydawało się takie naturalne, ale nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. U nich obojga pocałunek wywołał wybuch fajerwerków w brzuchu oraz ciepło na sercu.

Koniec nadszedł tak samo szybko, jak początek. Powoli się od siebie odsunęli, ponownie opierając o siebie czoła i spoglądając sobie w oczy.

— Cholera jasna — powiedzieli w tym samym momencie, a na ich twarzy pojawiły się uśmiech, gdy oboje się zaśmiali.

Wtedy w ich relacji coś się zmieniło. Cassandra nie była w stanie dokładnie tego określić, ale pomiędzy nimi zapadło wspólne porozumienie. Niedługo wszelkie śmiechy uciekły, zostając zastąpione przez nagłą potrzebę. Nastoletnie hormony.

Ricky przyciągnął ją bliżej do siebie i ponownie złączył ich wargi, całując dziewczynę z namiętnością, którą ona od razu odwzajemniła. Czuła, jak przyszpila ją do zagłówka łóżka, a jej dłoń zaplątała się w jego włosy, które delikatnie pociągnęła, na co spomiędzy jego ust wydobył się cichy jęk.

Gdy Ricky odsunął się od niej, ciężko oddychając i ze zmierzwionymi włosami, posłał jej nieśmiały uśmiech.

— Chcesz pouczyć się o malinkach?

Te słowa wywołały u niej bezczelny uśmiech.

— Czemu nie? Jakoś muszę się nauczyć — odparła, na co chłopak zaśmiał się i pokręcił głową.

— Wiedziałaś, że twoja szyja ma tysiące zakończeń nerwowych? — spytał, a jego oddech owiał jej skórę.

— Mmm, naprawdę? — Cassandra przygryzła wargę, gdy poczuła, jak szatyn składa pocałunek pod jej uchem.

— Mhm — mruknął Ricky, całując jej obojczyk. Ta czynność wywołała u niej dreszcz. — By zrobić malinkę, musisz po prostu ssać jedno miejsce, dopóki nie zostawisz tam śladu. To trochę jak siniak, ale lepszy.

Dziewczyna zaskomlała i przygryzła wargę, gdy poczuła, jak Bowen zostawia ślad na jej obojczyku.

Przez ten dźwięk Ricky odetchnął roztrzęsiony.

— Doprowadzasz mnie do szaleństwa — mruknął pod nosem, a wtedy w ich oboje uderzyło nagłe gorąco.

Cass zaśmiała się, a jej wszelkie myśli o chłopaku ze szkoły zostały zastąpione tymi o jej najlepszym przyjacielu. Pociągnęła go za włosy, odsuwając go od swojej szyi i przez chwilę na niego popatrzyła. Wtedy ponownie złączyła ich wargi, przerzucając nogi przez jego bok i jednym, szybkim ruchem na nim siadając.

Popatrzył na nią, oddychając ciężko, gdy dziewczyna posłała mu złowieszczy uśmieszek.

— Moja kolej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro