one
OSTRZEŻENIE: w oryginale główna bohaterka nazywa się y/n (czyli polskie t/i), ale wiem, że większość osób nie lubi takich opowiadań, więc postanowiłam nadać jej jakieś imię. oczywiście, nadal możecie podstawiać tam swoje własne dane!
opowiadanie ma jedynie dwie części.
INSPIRACJE: mac demarco — my kind of woman
hozier — like real people do
idę do ciebie. żadnych wymówek.
To było jedyne ostrzeżenie, jakie Cassandra dała Ricky'emu, zanim wymknęła się ze swojego domu. Doskonale znał tę śpiewkę — przywykł do jej spontaniczności już dawno temu.
Gdy usłyszał znajome szuranie pod oknem, podniósł wzrok znad swojej gitary, a na jego usta wkradł się niewielki uśmiech. Do jego uszu dobiegł cichy dźwięk uderzenia oraz „auć", po którym postanowił odłożyć instrument i podejść do okna. Otworzył je i popatrzył w dół.
Właśnie tam była uśmiechnięta od ucha do ucha Cassandra — ubrana w białą koszulkę bez rękawów, czarną bluzę na suwak i czerwone spodnie od piżamy. Wspinała się po starym bluszczu na ścianie, który wyglądał, jakby lada chwilę miał się złamać. Ricky nieustannie powtarzał jej, by po prostu wchodziła w drzwi frontowe, gdyż szanse na spadnięcie były zdecydowanie zbyt wysokie, jak na jego gust, ale Cass zawsze zbywała go słowami „i gdzie w tym zabawa?".
— Pomożesz mi, Julio? — zażartowała i wyciągnęła do niego rękę, podczas gdy on wywrócił oczami.
— Masz szczęście, że cię lubię, Romeo — wymamrotał Ricky, ukrywając swój szeroki uśmiech, gdy pomagał jej przeskoczyć przez ramę okna.
Dziewczyna wpadła do środka i potarła głowę z cichym jękiem, podczas gdy on zamykał okno.
— Mówiąc o lubieniu ludzi... — zaczęła, niemal natychmiast przykuwając jego uwagę. — Potrzebuję pomocy z uch, pilną sprawą.
— Podoba ci się ktoś? — wypalił i uniósł brwi, siadając na swoim łóżku. Czuł nieprzyjemne uczucie w klatce piersiowej, ale szybko je od siebie odepchnął, gdy dziewczyna westchnęła i kiwnęła głową.
— Niestety — jęknęła. — To taki chłopak, z którym mam lekcje. Ale słuchaj... — Zignorowała spojrzenie, które posłał jej Ricky. — Mamy randkę za jakieś dwa dni. Możesz w to uwierzyć?!
Na jej twarz natychmiast wkradł się szeroki uśmiech, jednak szybko zniknął, gdy zobaczyła, jak Ricky marszczy brwi.
— Cass, gdzie z tym zmierzasz? — spytał. Doskonale dało się wyczuć, że jego nastrój uległ zmianie, kiedy tylko wspomniała o osobie, którą była zainteresowana. Nie podobało mu się to, jak czuł się za każdym razem, gdy jego przyjaciółce ktoś się podobał albo ona podobała się komuś. Wtedy czuł się samolubny; w końcu nie była jego własnością.
Blondynka gwałtownie wstała, podeszła do Ricky'ego i opadła na miejsce obok niego. Złapała go za ręce, ignorując motylki latające w jej brzuchu, gdy popatrzyła mu prosto w oczy.
Boże, Ricky mógłby przysiąc, że próbowała przyprawić go o zawał serca.
— Ricky Bowenie... — zaczęła, starając się nie wybuchnąć śmiechem przez swój dramatyczny ton. — Musisz mnie nauczyć, jak się z kimś całować.
— Co... Jak... Co? — wyjąkał Ricky, a przez jego głowę przelatywało milion uczuć, gdy próbował uspokoić swoje bicie serca. — Dlaczego ja?
Przełknął gulę w gardle, wyrywając ręce z uścisku.
Cassandra przebiegła dłonią przez włosy, nieświadoma tego, że twarz Ricky'ego robiła się coraz bardziej czerwona i zaczęła się tłumaczyć.
—Ri, nigdy nie miałam takiej szansy u żadnego chłopaka! Potrzebuję twojej pomocy w razie, gdyby... Wiesz... — Zamilkła i przygryzła wargę, zerkając na przyjaciela. — Proszę? I nie mów, że nie umiesz. Widziałam ciebie i Nini.
Ricky uniósł brwi, spuszczając wzrok na swoje kolana. Naprawdę nie chciał pomagać jej z tym chłopakiem.
— Cass...
— Proszę, Ricky.
Desperacja w jej oczach wystarczyła, by chłopak poddał się z westchnięciem.
— Dobra. Chodź bliżej mnie.
Cassandra bez słowa wykonała polecenie, przenosząc nogi na łóżko. Ich kolana się zerknęły, gdy chłopak zrobił to samo. Patrzyła na niego intensywnie, a Ricky czuł, jak jego serce się topi.
Czy ona nie wiedziała, co z nim robiła?
— W całowaniu po prostu... Poruszasz ustami razem z drugą osobą. Jeszcze bez języka, przejdziemy do tego, uch, później. — Ricky odchrząknął, a jego serce niemalże wypadło z klatki piersiowej, gdy delikatnie ułożył dłoń na boku jej twarzy. — Jeśli ten chłopak naprawdę jest taki miły, jak mówisz... — Zaśmiał się cicho ze spojrzenia, które mu posłała. — Powinien być delikatny. Powinien traktować cię jak... Jak najpiękniejszą dziewczynę na świecie.
Bicie serca Cass przyspieszyło, gdy Ricky pochylił się bliżej niej. O Boże, nie teraz.
— Trochę przechyl głowę. I rób to, co uważasz. W swoim własnym tempie. — Jego kciuk delikatnie pogładził jej policzek, w jego oczach było widać szczerość, w sercu czuł niepewność i przełknął gulę w gardle. — Gotowa?
Dziewczyna kiwnęła głową, przybliżając się do niego. Ich czoła były o siebie oparte, a oddechy owiewały usta drugiej osoby. W żyłach Cassandry płynęło zdenerwowanie, a jej normalne podekscytowanie zamieniło się w stres.
Ricky złączył ich wargi. Cass natychmiast zamknęła oczy i delikatnie go pocałowała. To wydawało się takie naturalne, ale nie potrafiła wytłumaczyć dlaczego. U nich obojga pocałunek wywołał wybuch fajerwerków w brzuchu oraz ciepło na sercu.
Koniec nadszedł tak samo szybko, jak początek. Powoli się od siebie odsunęli, ponownie opierając o siebie czoła i spoglądając sobie w oczy.
— Cholera jasna — powiedzieli w tym samym momencie, a na ich twarzy pojawiły się uśmiech, gdy oboje się zaśmiali.
Wtedy w ich relacji coś się zmieniło. Cassandra nie była w stanie dokładnie tego określić, ale pomiędzy nimi zapadło wspólne porozumienie. Niedługo wszelkie śmiechy uciekły, zostając zastąpione przez nagłą potrzebę. Nastoletnie hormony.
Ricky przyciągnął ją bliżej do siebie i ponownie złączył ich wargi, całując dziewczynę z namiętnością, którą ona od razu odwzajemniła. Czuła, jak przyszpila ją do zagłówka łóżka, a jej dłoń zaplątała się w jego włosy, które delikatnie pociągnęła, na co spomiędzy jego ust wydobył się cichy jęk.
Gdy Ricky odsunął się od niej, ciężko oddychając i ze zmierzwionymi włosami, posłał jej nieśmiały uśmiech.
— Chcesz pouczyć się o malinkach?
Te słowa wywołały u niej bezczelny uśmiech.
— Czemu nie? Jakoś muszę się nauczyć — odparła, na co chłopak zaśmiał się i pokręcił głową.
— Wiedziałaś, że twoja szyja ma tysiące zakończeń nerwowych? — spytał, a jego oddech owiał jej skórę.
— Mmm, naprawdę? — Cassandra przygryzła wargę, gdy poczuła, jak szatyn składa pocałunek pod jej uchem.
— Mhm — mruknął Ricky, całując jej obojczyk. Ta czynność wywołała u niej dreszcz. — By zrobić malinkę, musisz po prostu ssać jedno miejsce, dopóki nie zostawisz tam śladu. To trochę jak siniak, ale lepszy.
Dziewczyna zaskomlała i przygryzła wargę, gdy poczuła, jak Bowen zostawia ślad na jej obojczyku.
Przez ten dźwięk Ricky odetchnął roztrzęsiony.
— Doprowadzasz mnie do szaleństwa — mruknął pod nosem, a wtedy w ich oboje uderzyło nagłe gorąco.
Cass zaśmiała się, a jej wszelkie myśli o chłopaku ze szkoły zostały zastąpione tymi o jej najlepszym przyjacielu. Pociągnęła go za włosy, odsuwając go od swojej szyi i przez chwilę na niego popatrzyła. Wtedy ponownie złączyła ich wargi, przerzucając nogi przez jego bok i jednym, szybkim ruchem na nim siadając.
Popatrzył na nią, oddychając ciężko, gdy dziewczyna posłała mu złowieszczy uśmieszek.
— Moja kolej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro