<5>
Po 5 minutach
- To opowiedzcie mi o tym psychiatryku - oznajmiłam
- Zaczęło się od tego - zaczyna Hubert, ponieważ bardziej zna tą historię - że jakiś tam facet założył tu psychiatryk, ale kilka lat później popełnił samobójstwo. Nikt nie wiedział dlaczego tak się stało, lecz jedna osoba ze służących dziś jest tutaj. Podobno jest to Pani Edwina i ona wie wszystko to co kiedyś się stało - powiedział ciszej, a nawet szeptem - W późniejszych latach coraz więcej było zgonów. Od tamtego czasu raz na miesiąc jedna z osób przyjętych popełniała samobójstwo. Po 15 latach od założenia psychiatryku postanowiono zrobić tu dom dziecka. Do dzisiejszego dnia ta zasada nadal obowiązuje..
- Jaka zasada? - spytałam
- Że raz na miesiąc jedna osoba popełnia samobójstwo - odpowiedziała Kamila
- O cholera...
- Nooo, to jest bardzo porąbane, ale niestety... - mówi Kamila
- To prawda - dokończył Hubert
- Dobra jest już 19:38, chodźmy na kolację - powiedziała Kamila
- Okey
Ogólnie już wszyscy się zbierali na kolację. Zdziwiłam się jak każdy dziwnie patrzy. Przeszły mnie dreszcze. Od momentu gdy widziałam zakrwawioną ciocię, myślałam, że nic mnie nie zdziwi. Myliłam się. Gdy weszliśmy do jadalni zauważyliśmy ... powieszoną dziewczynę na sznurku. Każdy tylko patrzył na nią, nie zareagował.
Gdy Pani Edwina przyszła rozgoniła wszystkich, a sama zajęła się dziewczyną.
- Wróćcie za 30 minut - krzyknęła, po czym każdy poszedł do swojego pokoju
Po 10 minutach siedzenia i nic nie robienia postanowiłam, że popisze sobie z Davidem.
Ja: Hej ;*
On: Hej ;* Co tam?
Ja: Nudy...
On: Stało się coś?
Ja: Oprócz tego, że w jadalni jest trup to nic
On: Serio?
Ja: Serio
On: Co jutro robisz?
Ja: A co jutro?
On: Sobota
Ja: Jadę do cioci do szpitala
On: To nie będę przeszkadzał
Ja: Nie przeszkadzasz
On: Dobra ja kończę, bo kolega chce pogadać pa ;*
Ja: Pa -,-
Wkurzyłam się... Woli gadać z kolegą niż pisać ze mną... -,-. Gdy odpisał miałam nadzieję, że napiszę mu coś ważnego... Niestety...
Siedziałam tak z kolejne 10 minut. Nudziłam się. Pokój Ani jest obok, ale prosiła abym nie przychodziła, więc postanowiłam zejść na dół i zobaczyć co się dzieje w jadalni. Wkradłam się do jadalni, zauważyłam Panią Edwinę rozmawiającą z policjantem. Próbowałam podsłuchać o czym rozmawiają, jednak to na nic. Nagle poczułam jak ktoś kładzie rękę na mój bark... była to Ania. Ufff...
- Myślałam, że to jakaś opiekunka. Nastraszyłaś mnie...
- Dobra nie marudź - mówiła szeptem - choć za mną... ktoś musi ci coś powiedzieć i pokazać - pociągnęła mnie za sobą
- Ale... - spojrzała morderczym wzrokiem - no okey...
Zaprowadziła mnie na samą górę budynku. Było dosyć ciemno więc Ania zapaliła świeczkę i poszłyśmy dalej. Po drodze przyłączył się Hubert. Kilka minut później doszliśmy na miejsce. Weszliśmy do pokoju, a tam na krześle siedział jakiś chłopak. Miał założony niebieski kaptur więc nie widziałam jego twarzy, nagle się odezwał:
- Chodź Alice...
- Co chcesz mi powiedzieć? - spytałam
- Twój chłopak to David? - zapytał bez uczuć
- No... tak...
- Zerwij z nim, zanim będzie za późno. A teraz idźcie... - wypchnął nas za drzwi
O co chodzi?! Wtf?! To co on powiedział zrobiło na mnie wrażeniem. Zerwij z nim zanim będzie za późno. Życie jest okrutne... Jeszcze zanim doszliśmy do schodów przybiegł ten chłopak, dał kopertę i uciekł. Nie uwolnię się od karteczek... Postanowiłam otworzyć kopertę w swoim pokoju sama. Na szczęście Ania i Hubert zrozumieli, dlaczego tak chcę.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro