Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

<4>

Nie wiem, ale nagle przede mną stanął..David!! Trzymał pistolet mierząc do mnie. Próbowałam jakoś uciec, ale strach mnie sparaliżował. Czułam się jakby coś mnie zatrzymało, nie pozwalało odejść. W pewnym momencie usłyszałam Nie bój się, to będzie jak ukłucie komara. Myślałam o co chodzi i pomyślałam, że David chce mnie zabić. To tylko sen, tylko że taki realistyczny!! Łzy płynęły jak wodospad. Próbowałam coś powiedzieć, ale za mną stała osoba, która zasłoniła mi usta. Usłyszałam strzał. Zrobiło się ciemno. Miałam trudności z oddychaniem. Ktoś podszedł do mnie i powiedział:

Zaufaj mu

 Obudziłam się z łzami w oczach. Poduszka była już mokra. Bałam się jak nigdy przedtem.Ostrożnie wstałam, aby cioci nie zbudzić i zeszłam na dół. Zobaczyłam coś okropnego. Byłam zdruzgotana.

 W kuchni leżała moja ciocia z raną na brzuchu. Odruchowo zadzwoniłam pod numer 112. Pani, która odebrała, zadała mi kilka pytań oraz wezwała kogo trzeba. Gdy przyjechała policja i pogotowie kazali mi się spakować.

 - Ale po co?

 - Masz kogoś z rodziny w mieście? - zapytał policjant

 - Nie… Rodzice umarli, a z bratem mam słabe kontakty - odpowiedziałam ze smutkiem

 - No to będziemy musieli Cię umieścić do domu dziecka

 - Nie. Tylko nie dom dziecka… - przerwałam odpowiedź i pobiegłam do lekarza - Co z moją ciocią?

 - Wyjdzie z tego - powiedział

 Poszłam do swojego pokoju, aby się spakować. W sumie dom dziecka może nie być taki zły. Gdy się pakowałam zauważyłam małą karteczkę na parapecie. Wzięłam ją i było zapisane tylko jedno zdanie:

Nie musisz się bać

 Mam już dość tego wszystkiego, tych zdarzeń. Zabiję się. Zabiję się. Nigdy nie miałam myśli samobójczych, ale teraz coś we mnie pękło. Wzięłam żyletkę, zaczęłam płakać, już miałam zrobić sobie ranę, gdy nagle do pokoju wszedł David.

 - Nie rób tego - podszedł i przytulił mnie - Nie rób tego - powtórzył

 - Całe życie mi się rujnuje, mam dosyć tego wszystkiego. Chcę umrzeć - odpowiedziałam płacząc

 - Zrób coś dla mnie

 - Co?

 - Nie zabijaj się. Obiecaj mi - pocałował mnie

 - Ale… - powiedziałam smutno

 - Żadnych ale... Obiecaj mi…

 - Obiecuję… Kocham Cię… - odpowiedziałam i przytuliłam się mocniej

 -  Też Cię kocham, a gdzie ty się pakujesz? Wyjeżdżasz? - zapytał ze smutkiem

 - Na czas cioci w szpitalu będę w domu dziecka

 - Będę  prawie codziennie do Ciebie przychodził, obiecuję - pocałował mnie w czoło

 Po spakowaniu zeszłam z Davidem na dół. Nigdy tak się źle nie czułam. Moje serce rozrywało się na kawałki. Na szczęście mam chłopaka, który te kawałki zbiera i układa w całość. Z nim czuję się bezpieczna. Nigdy nikomu nie powiedziałam kocham Cię, oprócz rodziny, gdy ją miałam. Chciałabym wiedzieć co tak naprawdę znaczą słowa Zaufaj mu, Nie bój się i takie inne. Te karteczki, to wszystko kiedyś mnie przerośnie.

 3 godziny później

 Nie myślałam, że w domu dziecka będzie tak… tak jakby fajnie ^^ Poznałam nowe koleżanki, kolegów i innych. Znalazłam nawet przyjaciółkę, która ma podobne problemy. Rodziców nie zna, ani nawet nie wie czy ma rodzeństwo. Ma na imię Ania. Może i jestem łatwo ufna, ale przynajmniej mam do kogo zwrócić się o pomoc. Na szczęście nie zmieniałam szkoły.
   Poranek dnia, jak każdy inny. Do szkoły mam na 10:30. Zrobiłam sobie śniadanie, ubrałam się, spakowałam i wsumie to wszystko. Jest dopiero 7:00?! Porozmawiam sobie jeszcze z Anką i tak nie mam co robić. Okazało się, że ma pokój obok. Zapukałam i weszłam.

 - Ooo hej Alice - powiedziała z radością

 - Hej, co tam?

 - Odrabiam lekcje

 - A co, wczoraj nie zrobiłaś? - spytałam

 - No nie - zaśmiała się - Pomożesz mi?

 - No jasne, a z czego to zadanie?

 - Matma…

 - Też nie lubisz matmy?

 - No, a kto by lubił?

 - Mój wróg kocha matme

 - A gdzie ty chodzisz do szkoły?

 - 3 ulice stąd

 - Serio?! - spytała z niedowierzaniem

 - Yyyy… No tak - odpowiedziałam ze zdziwieniem - a co?

 - Też tam chodzę!!

 - No to fajnie!

 Po pomocy przy lekcjach, poszłam z Anią do szkoły. Pierwsza lekcja too.. Matma… No jak zwykle. Zaczęła się męczarnia, a matmiarz znów się wkurzył. Tym razem Maciek zaczął śpiewać Ruda tańczy jak szalona… Cała klasa śmiała się aż do bólu. Niestety dla nikogo to nie wyszło na dobre. Matmiarz zadał 10 zadań domowych za ten wybryk. No jak zawsze... Po lekcji podbiegła do mnie Ania i Kamila. Powiedziały, że są w tej samej klasie i się zaprzyjaźniły.

 - No to mamy małą ekipę!! - krzyknęła Kamila, a każda twarz była zwrócona na nas

 - Chodźmy stąd - szepnęłam

 - Ale gdzie? - spytała Ania

 - Do toalety - odpowiedziała Kamila

 Poszłyśmy i rozmawiałyśmy aż do następnej lekcji. Polski, nawijała o aniołach, w-f, graliśmy w siatkówkę, jak zawsze, j. niemiecki, powtórzenie, geografia, nowy temat, itd… Napisał do mnie David:

On: Hej ;*

Ja: No hej ;*

On: Co tam?

Ja: Szkoła… a tam?

On: A nic… nudy

Ja: Kiedy się spotkamy?

On: Nie wiem, może jutro

Ja: No okey

On: Dobra, spadam, pa ;*

Ja: Pa ;*

 Po szkole razem z Anią i jej kolegą, postanowiliśmy wyjść na spacer. Gdy szliśmy po schodach usłyszeliśmy krzyk. Był tak przerażający, że od razu pobiegliśmy na dwór.

 - Wtf?! Co to było?! - spytałam

 - O cholera! Nie mówiłam Ci? - spytała Ania

 - Nie

 - Kiedyś zamiast domu dziecka był tu szpital psychiatryczny - wtrącił się Hubert, kolega Anii

 - Wiecie co, chodźmy do mojego pokoju. Tam mi wszystko opowiecie - powiedziałam i poszliśmy
______________________________________________

Przepraszam za wszystkie błędy
~ autorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro