Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Cztery

Jej umysł zasnuwała mgła. Wiedziała, że leżała na plecach. Pod palcami wyczuła gładki, zimny materiał. Zesztywniała, nie mogąc przypomnieć sobie, co się stało i gdzie się znalazła. To niemożliwe... Czy znowu...?

Zmusiła się do uniesienia powiek i zaraz opanowała ją nieopisana ulga, kiedy zobaczyła wpatrujące się w nią granatowe tęczówki, zupełnie niepodobne do tych, które żyły w jej wspomnieniach.

– Schlebiasz mi – odezwał się męski głos.

Zamrugała.

– Co?

– Za każdym razem, kiedy się spotykamy, zapominasz, jak oddychać. – Znowu odezwał się ten sam głos, tylko tym razem usłyszała w nim nutkę rozbawienia. – Jestem aż tak cudowny?

Mgła przerzedziła się i do Laury w końcu dotarło, gdzie była i kto się nad nią pochylał. Gwałtownie się podniosła, chcąc jak najszybciej wstać z materaca, jednak zapomniała o przeszkodzie znajdującej się tuż przed jej twarzą i przywaliła głową prosto w czoło mężczyzny.

– Uważaj – zaśmiał się, masując bolące miejsce. – Bo jeszcze pomyślę, że konkurencja wysłała cię, żeby mnie znokautować.

Laura nawet nie czuła bólu. Całkowicie pochłonęło ją poczucie wstydu i zażenowania. Kolejny raz zemdlała w obecności tego mężczyzny i pragnęła zapaść się pod ziemię, cokolwiek, byleby przestał jej się tak intensywnie przyglądać.

Wstał i wyciągnął do niej rękę. Popatrzyła to na niego, to na dłoń, i chociaż w głębi duszy przeczuwała, że dotknięcie jego skóry, nie przywołałoby wspomnień, nie zamierzała ryzykować swojej reakcji. Nie ufała ani umysłowi ani ciału, więc podniosła się z ziemi, przy okazji próbując podnieść swoją dumę i otworzyła usta, gotowa powiedzieć, dlaczego przyszła do klubu, lecz z jej gardła wydobyło się jedynie ciche:

– Sambor?

– To będę ja – oznajmił wysoki mężczyzna, który stanął koło, jak wcześniej sądziła, Sambora i założył ręce na piersi.

Poczuła ukłucie strachu na jego widok, ale zaraz upomniała się w myślach. Spokojnie, na razie nikt nie sprawiał wrażenia, że chce cię skrzywdzić. To wcześniej było tylko wypadkiem. Skup się na rzeczywistości.

Opanowała emocje i skupiła się na osobniku stojącym przed nią. Biła od niego onieśmielająca aura surowości i mądrości. Wyglądał na starszego od mężczyzny z parku, coś po trzydziestce. Miał tak samo ścięte ciemne włosy – dłuższe na górze, krótsze przy bokach – i ciemnobrązowe oczy. Nosił czarne spodnie dresowe, obcisłą koszulkę z krótkim rękawem i sportowe buty.

Laura czuła się totalnie zdezorientowana. Była przekonana, że mężczyzna z parku jest właścicielem klubu, ale wyglądało na to, że się myliła. Sytuacja od samego początku nie szła po jej myśli i obawiała się, jak potoczy się dalej.

– To nie ty? – upewniła się, zerkając na boksera.

Pokręcił głową, uśmiechając się przepraszająco.

– Jak ostatnio sprawdzałem, ludzie nadal mówią do mnie Mir.

Zaskoczyło ją to. Nigdy nie słyszała takiego imienia i uważała, że bardziej pasowało na przezwisko.

– Znowu rozdawałeś moje wizytówki na prawo i lewo? – Sambor spojrzał groźnie na Mira. – Mówiłem tyle razy, żebyś informował mnie, kiedy to robisz.

– To była wyjątkowa sytuacja.

– Właśnie widzę – mruknął, po czym zwrócił się do dziewczyny: – Imię?

– Laura.

– Przyszłaś do tego półgłówka, – wskazał głową na Mira – czy żeby nauczyć się walczyć?

– Walczyć. – Odchrząknęła, bo zawiódł ją głos. – Przyszłam, żeby nauczyć się walczyć.

– W takim razie chodź, porozmawiamy w moim gabinecie. A wy... – Odwrócił się do pozostałych mężczyzn na sali. – Wracajcie do ćwiczeń i przestańcie się obijać!

Dziewczyna ponownie usłyszała ścierające się ciała, kiedy trenujący powrócili do pracy. Sambor poprowadził ją przez salę, a Mir podążył za nimi. W którymś momencie udało mu się założyć koszulkę, za co Laura skrycie dziękowała niebiosom, bo teraz łatwiej przychodziło jej skupienie się na głównym powodzie, dla którego się tutaj zjawiła.

Weszli do niewielkiego pomieszczenia z małym oknem. Mir opadł na jedno z dwóch krzeseł postawionych przed wąskim biurkiem z czarnego materiału, a Sambor zajął miejsce na skórzanym fotelu, przodem do nich. Laura nie miała innego wyjścia i usiadła na wolnym miejscu koło boksera, chociaż wolałaby zniknąć z zasięgu jego wzroku.

Nie wiedziała dlaczego, ale Mir cały czas bacznie ją obserwował. Powiedzieć, że czuła się przez to nieswojo, to niedopowiedzenie. Czy przyglądał jej się, bo znowu zemdlała w jego obecności? A może miała coś na twarzy? Na przykład piekielnie czerwony ślad po zderzeniu czołami?

Znowu zapragnęła zapaść się pod ziemię, jednak jej uwagę przykuło pytanie Sambora.

– Dlaczego?

Nie miała pojęcia, o co chodziło.

– Dlaczego, co...?

– Dlaczego chcesz nauczyć się walczyć? – wyjaśnił.

– Ja... – zaczęła, lecz zamilkła. Opuściła ją odwaga. Kiedy nadszedł moment podzielenia się swoim problemem, jak zwykle stchórzyła.

Cisza się przedłużała. W końcu Sambor westchnął i powiedział:

– Słuchaj, muszę wiedzieć cokolwiek. Twoja reakcja, tam na sali, nie była w pełni normalna. Gdyby nie Mir, jechałabyś właśnie karetką do szpitala.

Dziewczyna ledwo zauważalnie skuliła się w sobie.

– To choroba?

Znowu cisza. Jednak Sambor próbował dalej.

– Jeśli dzieje ci się krzywda, możemy pomóc.

Patrzyła w ciemnobrązowe tęczówki, które tak bardzo przypominały jej oczy przyjaciółki i skarciła się w duchu. Przyszła tutaj walczyć. Nie tylko fizycznie, ale również psychicznie. Nie mogła uciekać za każdym razem, kiedy napotykała trudności. Musiała się z nimi zmierzyć.

A jeśli to miało wiązać się ze spojrzeniem w oczy Mirowi bez poczucia wstydu, zamierzała spróbować.

Ale małymi kroczkami. Teraz była skupiona na Samborze.

– Nie jestem chora – odparła, nadając pewności głosowi. – I nikt nie wyrządza mi krzywdy. To przeszłość. Próbuję z nią wygrać i czuję, że do tego potrzebna jest mi nauka walki.

Odetchnęła głęboko. Nie było wcale tak strasznie, jak sądziła i nie musiała nawet zdradzać szczegółów.

Sambor pokiwał głową.

– Dobrze. Zajęcia z samoobrony są darmowe i każda kobieta, która potrzebuje, może na nie przyjść. Odbywają się...

– Darmowe? – Laura przerwała mu, sądząc, że się przesłyszała.

– Tak. Zdajemy sobie sprawę, że nie każdy może pozwolić sobie na taki wydatek. Jeśli jednak ktoś czuje potrzebę odwdzięczenia się za lekcje zapłatą, przyjmujemy ją, ale nie wymagamy. Kobiety często trafiają tu, kiedy nie wiedzą już, co robić. Ich sytuacje są trudne. Rozumiemy to, dlatego nie dokładamy kolejnych zmartwień, którymi są pieniądze.

Coś w jej piersi się poruszyło. Ta obumarła część, która sądziła, że z potworami trzeba mierzyć się samemu. Jej gardło zacisnęło się, ale powstrzymała łzy.

– Zajęcia odbywają się we wtorki i czwartki lub w weekendy. W grupie tygodniowej brakuje jednej osoby do pełnego składu, więc mogłabyś tam dołączyć.

Laura spięła się.

– Jak duże są te grupy?

– Do dziesięciu osób. Zawsze staramy się, żeby było parzyście, bo dużo ćwiczeń przeprowadzamy w parach.

Dziewczyna przymknęła na chwilę oczy i odetchnęła drżąco. Dziesięć osób. Ćwiczenia w parach. Bliski kontakt z drugim człowiekiem. Kiedy czuła dotyk kobiety, jej ciało nie reagowało tak gwałtownie jak w przypadku mężczyzn. Często jedynie wstrzymywała na chwilę oddech, a żadne niechciane wspomnienia nie powracały. Jeśli chodziło o Anielę, w ogóle już nie odczuwała skutków kontaktu skóra ze skórą. Ale nie znała tych kobiet. Nie miała pojęcia, jak jej umysł i ciało odpowiedzą na dotyk podczas treningu. Sytuacji agresywnej, niecodziennej.

– Coś nie tak? – Usłyszała głos Mira.

Natychmiast uniosła powieki. Nie planowała tak szybko na niego spojrzeć, jednak stało się. Wpatrywała się w granatowe tęczówki i nie miała pojęcia, co powiedzieć, aby znowu się przed nim nie zbłaźnić. Nagle wszystkie słowa wydały jej się niezwykle głupie i bezsensowne, a jej sytuacja tragicznie beznadziejna. Jak miała przyznać się do tego, że dotyk innych ją paraliżował i zapominała, jak oddychać? Jak w takim przypadku miała uczestniczyć w zajęciach? Wyśmieją ją.

Na szczęście, nie musiała nic mówić, ponieważ wyręczył ją Mir, pytając:

– Masz problem z dotykiem, prawda?

Próbowała udawać niezaskoczoną, ale średnio jej to wyszło.

– Skąd... Skąd wiesz?

– Nietrudno się domyślić, a twoja siostra dużo mówi.

– Moja siostra...?

– Tak. Spotkaliśmy się w szpitalu. Dałem jej wizytówkę. A skoro tutaj jesteś, zakładam, że ci ją przekazała.

Laura powstrzymała chęć palnięcia się ręką w czoło. Oczywiście. Przecież on i Aniela się poznali.

– Aniela nie jest moją siostrą.

– Hm – mruknął Mir i uśmiechnął się nieznacznie. – W takim razie twoja nie-siostra...

– Przyjaciółka. I współlokatorka – dodała szybko.

Tym razem Mir nie mógł powstrzymać pełnego uśmiechu, a Laura poprzysięgła sobie, że będzie trzymała język za zębami. Czasami mówiła za dużo i zdradzała za dużo niepotrzebnych komukolwiek informacji.

– Okej. W takim razie twoja przyjaciółka, znana również jako Aniela bądź współlokatorka, naprowadziła mnie trochę na temat, dlatego bacznie cię dziś obserwowałem, kiedy wpadł na ciebie Bartek.

Laura zarumieniła się na wspomnienie minionego incydentu.

– Niezła z niego niezdara, ale to miły chłopak – kontynuował. – Próbował uratować cię przed upadkiem i cię dotknął. Zareagowałaś tak samo, jak wtedy, gdy ja cię złapałem, tylko tym razem po prostu przestałaś oddychać. Aniela powiedziała, że masz problem z ludźmi, więc domyśliłem się, że o to chodzi.

– Och.

I to byłoby na tyle. Tak skończyła się jej przygoda z nauką samoobrony. Jak zwykle jej nie wyszło, a łudziła się, że tym razem uda jej się osiągnąć postęp. Może i pozwoliliby uczestniczyć jej w zajęciach, jednak wiedziała, że będzie tylko problemem. Nie miała pojęcia, ile czasu zajmie jej przyzwyczajenie się do dotyku osób z grupy i jak zareaguje na same lekcje. Nie mogła przeszkadzać w nauce kobietom, które przychodziły do klubu po pomoc. Musiała pozbierać się w sobie, podziękować właścicielowi za poświęcony czas, przeprosić za kłopot i wyjść.

I najlepiej zapomnieć, że kiedykolwiek się tutaj zjawiła.

Jednak zanim Laura zdążyła się odezwać, Mir i Sambor wymienili porozumiewawcze spojrzenia.

– Ty czy ja? – właściciel zwrócił się do Mira.

– Ja.

Laura nic nie rozumiała.

– Co takiego?

– Będzie cię szkolił – odpowiedział Sambor, wskazując brodą boksera.

– Co? – pisnęła, okręcając gwałtownie głowę w stronę Mira.

– Potrzebujesz pomocy – odparł. – A ja jestem gotowy ci jej udzielić.

– Ale... Przecież...

– To będzie też trening dla niego – oznajmił Sambor, wstając. – Nauczy się może trochę ogłady. Zostawię was samych, ustalcie szczegóły spotkań.

Dziewczyna patrzyła, jak właściciel wychodzi i nagle poczuła, jakby pokój zmniejszył się do mikroskopijnych rozmiarów. Wbiła palce w krzesło, w uszach zaczęło jej szumieć. Miała trenować z Mirem. Sam na sam. Z tym potężnym mężczyzną, który wywoływał w niej niespodziewane uczucia i, co najdziwniejsze, nie przywołał przeszłości. Nie rozumiała dlaczego, ale chciała, żeby dobrze o niej myślał, a jak na razie już dwa razy zdążyła się przed nim upokorzyć. Jak przetrwa naukę z nim?

– Lauro? – Głos Mira wyrwał ją z niebezpiecznej spirali myśli. – Wszystko w porządku?

Przeniosła wzrok z drzwi na niego.

– Dlaczego? Dlaczego to zaproponowałeś?

– Już ci mówiłem.

– Ale...

– Przyszłaś, żeby nauczyć się walczyć, tak?

– Tak.

– Więc w czym problem?

Laura milczała.

– Jeśli martwisz się, że sprawiasz kłopot, to przestań. Z wielką chęcią będę twoim trenerem. Wynagrodzę ci to, że przeze mnie wylądowałaś w szpitalu.

Dziewczyna wytrzeszczyła oczy. On chciał jej to wynagradzać? Przecież to ona wpadła na niego!

– Potraktuj to jako zajęcia indywidualne. Chyba, że wolisz Sambora. Mogę mu powie...

– Nie! – zaoponowała natychmiast.

Mir uśmiechnął się półgębkiem, a Laura przeklęła się w duchu za tak szybką reakcję.

– Czyli zostajesz ze mną. Kiedy chcesz zacząć?

Z szoku nie potrafiła sformułować żadnego słowa.

– Jutro ci pasuje? O czternastej? Będę miał akurat przerwę w treningach.

– Pasuje – wymamrotała.

– Świetnie, to mamy ustalone. Została jeszcze jedna sprawa.

Laura poczuła nagły niepokój.

– Jaka?

– Znalazłem go. Znaczy ją.

– Kogo?

– Twojego psa. Chociaż sądząc po reakcji i tym, że wcześniej nie zadzwoniłaś, nie jest twój.

Laura przełknęła ślinę i skinęła głową.

– W takim razie idealnie się składa, bo nie zamierzam ci jej oddać. Za bardzo przywiązałem się do tej psiny. Wróciłem z nią do szpitala, ale już cię nie było, więc zabrałem ją do weterynarza i czekałem aż się odezwiesz.

Na niebiosa, ten mężczyzna przechodził jej wszelkie oczekiwania. Nie miała pojęcia, co następne wypłynie z jego ust i jak bardzo ją jeszcze zaskoczy.

– Nie wiedziałam... – zaczęła. – Przepraszam, nie sądziłam, że...

– Hej, spokojnie. Nic się nie stało. Z chęcią się nią zaopiekowałem.

– A co z jej łapą? Kulała...

– Dochodzi już do siebie – zapewnił. – Wczoraj się oszczeniła, ale nie martw się, tym też się zajmę. Sambor zaoferował, że weźmie jednego szczeniaka, a drugi może zostać ze mną. Dziś odbieram ich z kliniki, więc gdybyś chciała, możemy umówić się na spacer po jutrzejszym treningu.

Kolejny, potężny szok.

– Ja... Zastanowię się.

– Dobrze. – Wstał. – Muszę wracać. Moja przerwa już dawno minęła i jeszcze chwila, a Sambor urwie mi jaja. Do zobaczenia jutro, Lauro.

– Do zobaczenia.

Wyszedł, a serce chciało wyskoczyć jej z piersi. Nigdy wcześniej się tak nie czuła. I nikt nigdy tak na nią nie patrzył. Zaczęła się zastanawiać, czy na pewno wszystko było z nią w porządku, że przyglądał się jej tak intensywnie.

Nie wiedziała jednak, że kiedy ich spojrzenia spotkały się po raz pierwszy, Mir zobaczył w jej oczach coś, czego nie widział jeszcze nigdy wcześniej.

A tym czymś była przyszłość.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro