Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

5.

Bumblebee

Czuwałem jeszcze jakąś godzinę, nim byłem pewien w stu procentach, że zasnęła. Co jakiś czas jęczała cicho przez sen, chwytając się mocniej za brzuch. Mnie też bolało, chociaż raczej psychicznie. W końcu nie byłem w stanie jej pomóc w jakikolwiek sposób. Mogłem tylko być przy niej i mieć nadzieję, że jej szybko przejdzie.

W końcu sam poczułem się senny. Powoli rozluźniłem wszystkie napięte przez stres siłowniki. Bałem się, że znajdą mnie. Z drugiej strony skoro mnie nie znaleźli przez dwa miesiące na złomowisku, to jakim cudem mają mnie znaleźć akurat tutaj? Wyczerpany za dużą ilością myśli i wydarzeniami ostatnich godzin, wszedłem w tryb płytkiej hibernacji.

~Time skip ~

Kiedy zacząłem się budzić, był już wieczór, co wywnioskowałem po krwistoczerwonym niebie za oknem. Czyli hibernowałem ładnych parę godzin... Napiąłem wszystkie zawiasy i siłowniki, by się trochę rozciągnąć. Kilka części aż mi strzeliło, na szczęście bez żadnych złych skutków. Po tym leniwie otworzyłem optyki i rozejrzałem się i doznałem szoku. Przez pierwszą chwilę nie poznałem miejsca, w którym byłem. Zajęło mi ładnych parę sekund, nim sobie przypomniałem o dziewczynie, która mnie zabrała ze złomowiska. Chwila... A gdzie ona jest?! W całej swojej "zajebistej" spostrzegawczości dopiero teraz zauważyłem, że kanapa była pusta.

- [pl] Acee? - zdziwiłem się, rozglądając się na boki. Przeraziłem się nie na żarty. Może coś jej się stało, jak byłem w trybie uśpienia?
- Tak? - usłyszałem jej cichy, melodyjny głos. Spojrzałem w stronę szafek i odetchnąłem z ulgą. Nic jej nie było. Jak gdyby nigdy nic, siedziała na krześle przed blatem, patrząc na mnie. - Coś się stało?
- Nie, nic... Bałem się, że coś Ci się stało.

Uśmiechnęła się uspokajająco. Rany, zawsze musi się uśmiechać, tak powalająco pięknie?... Nie, przestań tak myśleć, koniec!

- Jak widzisz, wszystko jest w porządku. Brzuch nie przestał mnie boleć, ale nie był już aż tak silny, po obudzeniu dałam radę wstać o własnych siłach i wziąć kolejną dawkę.

Wzięła coś z jednej z wyższych szafek i pokazała mi. Biały pojemniczek z pokrywką, w środku którego coś cicho zagrzechotało. Odłożyła je na miejsce i wstała, podchodząc bliżej.

- Powinnam w końcu zacząć cię naprawiać, prawda?
- No w sumie tak. -

Stanęła przede mną, patrząc na mnie wyraźnie zamyślona.

- Mógłbyś stanąć maską w stronę szafek? Tak będzie mi wygodniej.

Odsunęła się, widząc, że zaczynam wykręcać. Robiłem te same ruchy co wczoraj, dzięki czemu po chwili stanąłem, jak kazała. Podeszła do niższej szafki na końcu i pociągnęła ją za uchwyt. A ta, zamiast otworzyć się, zaczęła jechać po podłodze. Dopiero teraz zauważyłem, że ma kółka.

- Słuchaj, miałam się wcześniej zapytać... Czym ty... TFUUUUU, CO JA GADAM. Kim ty jesteś?

Spodziewałem się, że prędzej czy później zada to pytanie. Próbowałem już wcześniej jakoś ułożyć to, co musiałem jej powiedzieć. Jakiejś najważniejsze wydarzenia czy nazwy. Nie mniej jednak byłem zdenerwowany, przez co wszystko się poplątało.

- Trudno to wytłumaczyć... - odparłem, spoglądając na nią.
- Spokojnie, opowiadaj. Mamy czas.

Westchnąłem cicho. Serio to było trudne do wytłumaczenia tak, by zrozumiała. Plus tego było naprawdę dużo.

- No dobra, to zrobimy tak. Ja pytam, ty odpowiadasz. - zaproponowała, czując, jak się męczę. - Dobrze?
- Może być.

Wzięła spawarkę z szafki, podeszła do maski i zaczęła spawać dziury.

- Czy ta postać jest twoją prawdziwą? - spytała, nie przerywając czynności.
- Tymczasową. Kiedy tutaj przybyłem, przybrałem postać tutejszych pojazdów, by się wtopić w inne. No wiesz, kamuflaż. Ale mogę w każdej chwili ją zmienić na moją prawdziwą.
- Okej, rozumiem... - mruknęła cicho, marszcząc brwi - Jesteś skąd, w sensie z Ziemi?
- Nie. Naszą ojczystą planetą jest Cybertron. Jest daleko skąd, na drugim krańcu galaktyki.
- Huh... Długo już tu jesteś?
- Żebym mógł to zliczyć... Nie wiem, koło 30 laaat? Chyba coś koło tego. - gwizdnęła cicho z podziwem.
- Czyli trochę już znasz to miejsce... - na chwilę uniosła na mnie wzrok, uśmiechając się lekko - Mówiłeś wcześniej, że Cybertron jest waszą planetą. Czyli jest was więcej?
- Tak. Nasz gatunek nazywa się "transformery". Kiedyś żyliśmy ze sobą w zgodzie. Ale jak to zawsze, ktoś chciał władzy. Niektórzy go popierali, niektórzy nie. Teraz jesteśmy podzieleni na dwie frakcje. Autoboty, którzy chcą żeby to wszystko się skończyło. I Decepticony, czyli ci którzy chcą władzy i za wszelką cenę nas zabiją, żebyśmy nie przeszkodzili im w podbiciu kosmosu. Można poznać nasze frakcje po znaku. Mój to symbol Autobotów. Decepticony mają bardziej ostre krawędzie.
- Czekaj. Czekaj czekaj czekaj czekaj... Coś mi tu nie pasuje... Skoro walczycie o władzę nad naszą planetą, to dlaczego nie walczycie na Cybertronie, tylko na Ziemi?

Westchnąłem cicho. Cybertron... Wciąż miałem w sobie cichą nadzieję, że wojna szybko się skończy i będę mógł wrócić na ojczystą planetę. Jednak im dłużej tu jestem, tym bardziej tracę pewność, że jeszcze kiedyś ją zobaczę.

- Na początku tak było. Niestety wojna zniszczyła ją do katastrofalnego stanu. Co oznaczało, że nasza planeta nie nadaje się dalej do życia. Przenieśliśmy więc wojnę na inne planety. W tym Ziemię.

Acee przerwała naprawę, a jej oczy wyrażały smutek. Współczuła mi. Jakiemuś autu, które poznała niedawno.

- Przykro mi, że to tak musiało się skończyć... - spojrzała na mnie, kładąc dłoń na nieuszkodzonej części drzwi.
- To było dawno. - uspokoiłem ją - Już tak nie cierpię jak na początku. W sumie przyzwyczaiłem się.
- No dobrze... A wracając do tych twoich form. Jaka jest twoja właściwa?
- Umm.... Trudno powiedzieć. Lepiej, żebyś zobaczyła.
- To nie możesz pokazać? - W sumie mogłem. Tylko był mały problem, a raczej taki duży....
- No wiesz, przez te rany... Trudno mi przyjąć drugą formę. Znaczy, mogę, tylko wtedy rany zaczynają...
- Ok, rozumiem - przerwała mi - Lepiej będzie, jak ją pokażesz, jak będziesz w pełni sił. Nie chcę, żebyś się nadwyrężał.
- Tylko jeszcze powiedz, że jestem słaby, to się doigrasz. - powiedziałem, udając obrażonego.
- Bee. - zaczęła naprawdę poważnym głosem - nawet nie pomyślałam, że jesteś słaby. Wręcz przeciwnie, jesteś naprawdę silny, bo wytrzymałeś dłuższy czas z takimi ranami. Jedynie stwierdziłam, że te rany są naprawdę poważne i nie chcę, by ci nadal szkodziły.
- No wiem, wiem...

Acee spawała już w ciszy wszystkie rany na karoserii. Dopóki nie doszła do największej, tej na drzwiach. Westchnęła ciężko, kiedy jej się przyglądała.

- Gdybym mogła, dałabym ci jakieś znieczulenie miejscowe, ale...
- Ej, co ja mówiłem? Wytrzymam. - spojrzała przez otwarte okno na kierownicę. W jej oczach widziałem wahanie.
- Jednak czuję coś innego.

Powoli przybliżyła spawarkę i zaczęła zajmować się raną. Czułem ból na drzwiach, ale starałem tego nie okazać w dla niej zauważalny sposób. W pewnym momencie niestety nie wytrzymałem i cichutko syknąłem. Acee od razu przerwała pracę i odskoczyła, patrząc na mnie z paniką.

- Bee, przepraszam, nie chciałam!
- Nie, nie, już dobrze. - próbowałem ją uspokoić.
- Jesteś pewien? Może trochę poczeka...
- Nie, serio, nic się nie stało. - przerwałem jej gwałtownie - Możesz dokończyć.

Ręce jej się trzęsły, kiedy znowu podniosła spawarkę.

- Albo wiesz co? Może zrób małą przerwę. - zaproponowałem, widząc jak bardzo się denerwuje.

Wypuściła powietrze przez usta z głośnym świstem. Odłożyła narzędzie na szafkę i usiadła na kanapie. Kiedy szła, nogi jej lekko dygotały.

- Aż tak widać, że się stresuję...? - spytała ze spuszczoną głową. Jej brązowo-ogniste włosy stały się zasłoną dla twarzy.
- No tak trochę... bardzo?... - dodałem ostatnie słowo ciszej.
- Denerwuje się. - powiedziała szczerze - Nie chcę, żeby naprawa cię jakkolwiek bolała...
- Nic na to nie poradzisz. Trochę poboli i przejdzie. Nie musisz się martwić.
- Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Serio się o ciebie martwię. - przyznała, podnosząc lekko wzrok na mnie.
- Nie mogę uwierzyć, że jakiś człowiek się o mnie martwi. Jesteś naprawdę inna niż reszta ludzi. - delikatnie się uśmiechnęła na te słowa.
- Dopiero zauważyłeś? Ale spóźniony zapłon masz, po prostu jak diesel na śniegu.

Zacząłem się tak śmiać, że silnik samoistnie zapalił i zaczął gazował.

- A odwahahal się od mojego zapłonu, działa bez zarzutuhuhuhu! - udało mi się powiedzieć między napadami śmiechu.
- Ej, nie przesadzaj, to nie było aż tak śmieszne! - sama zaczęła chichotać.
- No właśnie, że byłohoho!

Wywróciła oczami, rozbawiona moją reakcją.

- Powiedzmy, że ci wierzę. Hmm... Wiesz co? Może zajmę się twoim wnętrzem. Jak zauważyłam, jesteś strasznie brudny. - powiedziała, wstając.

Podeszła do szafki wiszącej idealnie po środku blatu i ją otworzyła. Były tam wieże stereo i odtwarzacz. Włączyła je, coś szukała przez chwilę na małym tablecie, by następnie z głośników popłynęła szybka, energiczna piosenka.

- Nie przeszkadza ci to? Nie lubię pracować w ciszy. - wyjaśniła.
- Nie przeszkadza. W sumie lubię ziemskie piosenki.
- Serio? To super!

Kiedy odkurzała i myła wnętrze, ruszał się w takt muzyki. Co jakiś czas odgrywała się od pracy i tańczyła. Było widać, że sprawia jej to radość. Do tego jej głos idealnie wpasowywał się w melodię. Po kilku piosenkach sam nie wytrzymałem i zacząłem nucić. A kiedy jakiś chłopak śpiewał , sam włączałem się. Ciekawie było jak był duet chłopak-dziewczyna. Wtedy nasze głosy łączyły się, tworząc nawet lepszą wersję piosenek.

Najlepiej nam wyszła polska piosenka. "Możesz wszystko". (pomykamy na górę, jeśli jakimś cudem nie znamy) Acee mi mówiła, że kiedy ma lekkie załamanie nerwowe, puszcza ją na cały regulator i śpiewa, tańcząc. Oczywiście po upewnieniu się, że jest sama w domu. Dzięki tej jednej piosence chce dalej żyć pełnią życia. Nie dziwię się, ta piosenka samym tekstem pokazuje, że życie to nie bajka. Ale można się cieszyć każdym dniem pomimo problemów. Ciekawe, ile zna takich piosenek z przesłaniem?

Znałem te wszystkie melodię, które leciały. Puszczałem często ziemskie radio, by zabić nudzę. Ale jakim cudem Acee słucha akurat takie piosenki, które lubię? Sam nie wiem. Coraz lepiej widzę, że jesteśmy to siebie naprawdę podobni charakterami. ( pewnie 90% czytelników pomyśli sobie " Bo ją kochasz *lennyface*". Po prostu to wiem)

Po dwóch godzinach padła na moje przednie siedzenie pasażera, cała zdyszana. Trzeba przyznać, że odwaliła kawał niezłej roboty, kabina była nie do poznania. Czysta i zadbana tapicerka teraz delikatnie pachniała jakąś słodką wonią.

- Ja się pytam, kto się tak urządził? Skąd tyle gum było w fotelach, tyle papierów i kto wie jeszcze czego? - żywo gestykulowała, by po chwili jej dłonie opadły.
- Czasami jak byłem w trybie uśpienia jakieś dzieciaki do mnie właziły. A wiesz, że rzadko kto teraz sprząta po sobie.
- Ehkem... - udawanie zakasłała.
- Ale nie mówię, że ty. Ty akurat bardzo dbasz o porządek. - od razu się poprawiłem.
- Dzięki za komplement.

Pov. Acee

Pomimo tego, że byłam zmęczona czyszczeniem, cieszyłam się, że pomogłam Bumblebee'mu. Nie tyle, że go naprawiam, co raczej pomogłam psychicznie. Ma teraz towarzystwo, z kim porozmawiać nawet na zwykłe tematy. Wbrew pozorom to naprawdę pomaga.

Nagle skrytka obok której siedziałam, otworzyła się. Spojrzałam zdziwiona na radio, skąd zawsze wydobywał się głos Bumblebee'go.

- Zajrzyj. - zachęcił.

OK... Nie wiem, po co, ale jak chce, to dobra. Sięgnęłam do środka. Było tak dziwnie czysto i leżała tam tylko jedna rzecz. Bransoletka. Była niebieska, z szerokiego kawałka metalu o zaokrąglonych końcach. Na wierzchu było widać wybrzuszony znak, który miał Bee na kierownicy. Ostrożnie wzięłam ją do dłoni i uniosłam na wysokość oczu, by się jej przyjrzeć.

- Mam do ciebie prośbę. Noś nią zawsze przy sobie, ok? Dzięki niej będziemy w kontakcie, nawet w dużej odległości.
- Ale jak to działa? - zdziwiłam się, marszcząc brwi.
- Długo gadać, zwłaszcza, że sam nie wiem. Jak przytrzymasz symbol, będziesz mogła się ze mną skontaktować. Jak naciśniesz je dwa razy, pojawi się taki ekranik z różnymi opcjami, które Ci wytłumaczę później. Ale ważniejsze, że jak wciśniesz je trzy razy, dostanę komunikat, że jesteś w niebezpieczeństwie.
- Po co to wszystko? - na chwilę panowała cisza z jego strony.
- Acee, narażam cię na niebezpieczeństwo. Decepticony są bezwzględne, jeśli się dowiedzą, że wiesz o nas i się ze mną znasz, będą chciały cię zabić. Jeśli będziemy w kontakcie, będę miał przynajmniej szansę uratować ci życie, jeśli będzie taka konieczność.
- Dlaczego tak ci na mnie zależy? - znów chwilę milczał.
- Ja... Nie radziłbym sobie z myślą... Że przeze mnie cię chociaż lekko skrzywdzili. Po prostu... czuję, że jesteś dla mnie ważna. Nie wiem w jakimś sensie, ale ważna. Bo gdybyś umarła, sambym umarł... Z tęsknoty za tobą...

Spojrzałam na radio. To było dziwne. Niedawno się poznaliśmy, a on mówi, że jestem dla niego ważna. Sama jednak takie coś czułam, to było dziwne a zarazem miłe uczucie. Pomimo, że dzieliła nas ogromna różnica gatunkowa, była między nami jakaś więź. Przyjaźń. Ale taka prawdziwa przyjaźń. ( jak to było? Już stawialiście świeczki, bo Bee wpadł w friendzone?)

Założyłam bransoletkę na lewą rękę. Znak zaświecił się delikatnym, niebieskim blaskiem, kiedy dotknął mojej skóry nadgarstka. Dostałam mimowolnej gęsiej skórki przed dotyk zimnego metalu.

- Bumblebee?
- Hmm? Tak? - wyrwał się z zamyślenia.
- Mógłbyś mi opowiedzieć więcej... O was?
- O nas? W jakim sensie?
- Bo mam cię naprawić. Ale podejrzewam, że jesteś zbudowany inaczej iż auta ziemskie, jeśli chodzi o anatomie. Mam rację?
- Masz. Nawet jeśli chodzi na przykład o napęd. W transformerach płynie taki jasnoniebieski płyn, energon. Dzięki niemu działamy. Krąży w naszych przewodach, między Iskrą a innymi podzespołami.
- Czyli energon u was to co krew u ludzi?
- Można tak powiedzieć. Tylko że wy krew produkujecie w sobie... Dobrze pamiętam?
- W dużym skrócie. A wy energon skąd bierzecie?
- Występuje na różnych planetach w postaci kryształów. Takie duże, błękitne i słabo świecą.

Osłupiałam. Chwila... Przecież niedawno znalazłam takie kryształy! Dlatego nie mogłam znaleźć żadnej informacji o jego pochodzeniu. To były kryształy energonu. Teraz to wszystko ma sens!

- Poczekaj chwilę.

Wysiadłam z auta i poszedłam do blatu, biorąc do dłoni największy kawałek kryształu.

- Mówisz o tym? - spytałam, pokazując mu go.
- Tak. - było słychać, że jest tak samo zaskoczony, jak ja. - Skąd go wytrzasnęłaś?!
- Niedaleko są jaskinie, do których często chodzę. Raz, jak je zwiedzałam, napotkałam ogromne kryształy. Wzięłam próbki ze sobą, by je zbadać.
- Acee, ty mi normalnie życie ratujesz!
- Dlaczego niby? - zmarszczyłam brwi.
- No bo... Um...
- Bumblebee, bądź szczery.
- Dobra, dobra! W pewnym sensie jesteśmy do siebie podobni anatomicznie, a te rany...

Zrozumiałam prawie od razu, o co mu chodzi.

- Masz niedobór energonu, mam rację?
- Tak. - westchnął cicho.
- Jak długo jesteś w takim stanie?
- Acee...
- Mów. - niemalże rozkazałam.

Zapadła chwilowa cisza.

- Dwa miesiące... - szepnął.
- Ja idę po torbę i jedziemy do jaskiń. I nie chcę słychać sprzeciwu! - postanowiłam.

Pobiegłam do części mieszkalnej, wzięłam pierwszą większą torbę z mojego pokoju i wróciłam do garażu. Bumblebee już czekał, stojąc przodem do wyjścia. Siadłam na miejscu kierowcy, rzuciłam torbę na tył, po czym ruszyliśmy. Był już bardzo późno w nocy. Nie widziałam kompletnie nic, tak było ciemno. Ale Bee po chwili włączył światła. Zaczął jechać w stronę złomowiska.

- Poczekaj. - powiedziałam, wpadając na pewien pomysł. Stanął posłusznie w miejscu.

Naciśnęłam dwa razy znak Autobotów na bransoletce. Zaczął się niej wydobywać promienie światła, przez co nad ozdobą pojawił się mały, zielony ekranik. Dotknęłam go i pojawiła się na nim mapa. Nie wiedziałam, skąd domyśliłam się, jak to działało. Pewnie jakoś to jest połączone ze mną i wie, co chcę w danej chwili włączyć.

- No dobra. Masz tutaj trasę do najbliższej jaskini. Powinnyśmy się tam razem zmieścić, wejście jest dosyć szerokie i wysokie - powiedziałam, rysując na mapie linię po dróżkach po których zawsze jeździłam, kierując się na jaskinie.
- Wyślij mi. - poprosił.

Przesunęłam palcem po ekranie od środka do prawego krańca. Rozległo się w radiu dwa piknięcia. Prostokątny kawał panelu nad radiem delikatnie oderwał się od reszty i obrócił się o 180 stopni. Po drugiej stronie był ekran z mapą i zaznaczoną trasą. Po chwili silnik zamruczał głośniej i ruszyliśmy.

Pozdrawiam każdego, kto nie ma lekcji przez strajk!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro