30.
Pov. trzecioosobowa
Trzy kolejne dni były wypełnione dla Autobotów przygotowaniami do przenosin. Choć oczywistym było, że pacjenci i jeden medyk zostawali w hangarze medycznym, reszta drużyny skrupulatnie pakowała wszystkie przedmioty botów. Cały sprzęt medyczny, leki i najważniejsze elementy inżynierskie zostały umieszczone na statku Autobotów. Zaś reszta została spakowana do skrzyń, które miały zostać zabrane wraz z częścią botów jednymi z największych samolotów transportowych, które należały do amerykańskiego wojska. Statkiem transformerów zaś mieli polecieć Ironhide jako pilot i Jolt jako opieka dla pacjentów, którzy także lecieli z nimi.
Podczas przerw w pracach zdarzało się, że boty przychodziły do skrzydła szpitalnego, by porozmawiać z pacjentami. Najczęściej u Alicji był Optimus, który na bieżąco opowiadał jej co się obecnie dzieje pod względem rozejmu i nowej grupy z ludzkimi żołnierzami. Jednak także rozmawiali na temat przenosin rzeczy Alicji, gdy już będą w nowej bazie, przenosin energonu, który odkryła, a także tworzenia dokumentów związanych z jej zmianą. A także...
- [ang] Oh, oh, przypomniałam sobie! Miałam ostatnio się spytać, ale wypadło mi to z głowy! - botka pstryknęła palcami, na co lider spojrzał na nią, siedząc na podłodze obok jej łóżka, opierając złożone ramiona na meblu.
- Oh?
- Ostatnio zaczęłam lepiej pamiętać walki i zdałam sobie sprawę, że po tym jak złapałeś mnie z budynku i później walczyłeś z Megatronem, to mi się wydawało, że słyszałam muzykę? Sama nie wiem, czy mi się wtedy wydawało i wiem, że to głupie, ale no... To nie brzmiało jak coś, co jest tylko w mojej głowie...
- Pamiętasz, jaka to była melodia?
- No taaak, miała też chyba słowa, ale tego nie powtórzę, bo nie znam tamtego języka... Ale melodia leciała coś koło tego.
Botka zaczęła nucić rytmiczną melodią, która znacznie przyspieszyła po chwili, jednocześnie wypstrykując rytm. Optimus słuchał uważnie jej, po chwili uśmiechając się dość wyraźnie. Acee po chwili przerwała, opuszczając dłoń.
- Więc tia, mniej więcej to tak leciało... Sama nie wiem, może faktycznie to słyszałam w głowie...
- Mówiłaś, że były także słowa, które nie rozumiałaś, prawda?
- No tak, chociaż nie wiem jaki język to mógł być... Coś jakby niemiecki? Ale to miało też coś z japońskiego? Nie wiem, naprawdę...
- Ryōte ni wa "Gloria", utau no wa "Sieg", senaka ni wa "die Flügel der Freiheit"? - Prime wyrecytował.
- Oh, no, chyba coś koło tego! .... Chwila moment, skąd wiedziałeś?? - Alicja " spojrzała" na niego zaskoczona, na co bot uśmiechnął się trochę szerzej.
- Taka moc Prime'ów, tak sądzę. Przynajmniej tak inni twierdzą. I jeśli pozwolisz, mogę puścić Ci to, co sądzę, że słyszałaś tamtego dnia.
Bot faktycznie wyciągnął datpad, który rozłożył na większy rozmiar i włączył, po chwili włączając coś na nim. Z niewidocznego głośniczka zaczęła lecieć piosenka, która pasowała idealnie do tego, co Alicja słyszała podczas walk.
- Co do... To było dosłownie to...
- Oznacza to, że słyszałaś "Jiyuu no Tsubasa", jedną z piosenek, które można usłyszeć na początku części odcinków Shingeki no Kyojin.
- Shin - chwila, znam to! To jest ten, no...! To anime z tytanami! Attack on Titan! Od znajomej to znam.
- Więc teraz wiesz, co słyszałaś. - Prime schował swój datpad, opierając znów swoje złożone ramiona na łóżku Acee.
- Ale skąd niby - dobra, to później, na razie ważniejsze pytanie, SKĄD TY TO ZNASZ?
Prime nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się delikatnie, widząc zszokowaną twarz młodej botki.
- Cóż mogę powiedzieć? Wbrew pozorom mało o mnie wiecie.
- A-ale... Ale skąd... Chwila, nie mów, że też rozumiesz japoński??
- Hai. - Optimus odpowiedział, wypowiadając to z pełnym, niemalże naturalnym, japońskim akcentem.
- .... Ja chyba potrzebuję chwilę na przetworzenie tego... - Alicja złożyła dłonie i przyłożyła je do swoich ust, wyraźnie kwestionując otaczający ją świat.
- Zapewne chcesz wiedzieć, skąd udało mi się nauczyć tego języka, prawda?
- ... Nooo trochę...?
- Powinnaś już wiedzieć, że każdy z nas wylądował w różnych kawałkach tego świata. Moim miejscem wylądowania była Japonia. Przez dłuższy czas ukrywałem się tam, mimowolnie ucząc się także tamtejszej kultury. Dlatego też małym zdziwieniem powinno być, że właśnie znam japoński.
- ... Tia, teraz jak tak mówisz o tym, to to ma sens...
Jedyny czas, gdy boty faktycznie nie były zajęte pracą przez dłuższy czas, był późny wieczór, tuż przed ciszą nocną. Najczęściej wtedy odpoczywali oni w hangarze dla ich alt-mode'ów lub spędzali czas na rozmowach w hangarze szpitalnym. Zwłaszcza od kiedy Alicja została przeniesiona do "głównej sali". Od tego momentu młode boty spędzały wieczory na rozmowach i śmiechach, które roznosiły się nocą, mimo upomnień starszyzny. Nie znaczyło to jednak, że nie cieszył ich ten widok w głębi siebie. Mimo mroku wojny, który ich ciągle otaczał, te młode iskry wciąż potrafiły lśnić radością z życia i małych rzeczy. Jednak przede wszystkim lśnili swoimi talentami.
Pokazało się to drugiego dnia, gdy podczas rozmów Jazz dowiedział się, że Acee potrafi grać na skrzypcach. Ten, bez dużego namysłu, dał botce swoje elektryczne skrzypce, by mogła pokazać innym swój talent. Oczywiście były pytania ze strony Alicji " Skąd ty niby masz skrzypce tutaj?!". Szybko się okazało, że tu pojawia się cała magia technologii i ogólnie całej natury transformerów. Byli wręcz mistrzami robienia rzeczy, które się potrafiły transformować. Co także wliczało się do instrumentów, jak widać. Ten specyficzny model posiadał szeroki wachlarz możliwości, będąc w stanie przybrać wyglądy elektrycznych instrumentów, między innymi gitary, skrzypiec, altówki, basu, wiolonczeli, harfy, keyboardu, a także była możliwość zmienienia go w deskę DJ-ską.
Po tych tłumaczeniach femme wciąż była zaskoczona, jednak z zawahaniem postanowiła coś zagrać, gdzie po chwilowym myśleniu padło na jedenastą pracę z serii Mazurków autorstwa Fryderyka Chopina*. To był jeden z kawałków, który znała od serca i potrafiła faktycznie zagrać go bez potrzeby patrzenia na zapis nutowy. Pamiętała, jak pradziadek uczył ją gry na skrzypcach i to był jeden z pierwszych z bardziej skomplikowanych utworów, który udało jej się zagrać poprawnie od początku do końca.
Jak pomyślała, tak też zrobiła. Przyłożyła policzek bliżej skrzypiec, smyczek do strun, wzięła głęboki oddech i zaczęła grać. Na początku spokojniejsze, cichsze nuty, które co jakiś czas się wyciszały i spowalniały, niemalże wygrywając powtarzalny rytm. Jednak nagle te przyspieszyły, grając głośniejszą melodię, by po chwili wrócić do swej poprzedniej, powolniejszej wersji. I znów przyspieszenie, które długo nie trwało, zastąpione melodią niemalże z początku. Gdy znów jednak zaczęła grać szybszą melodię, nuty zaczęły być szybsze i wyższe, gdy smyczek delikatnie tylko muskał struny podczas grania. Lecz i to nie trwało długo, wracając znów w kolejną spokojniejszą część, przyspieszając ostatni raz, by w końcu zakończyć się wraz z rozbrzmieniem ostatnich nut.
Po tym pokazie w całym hangarze zapadła głęboka cisza, można było wręcz usłyszeć oddech każdego bota. Femme z każdą kolejną mijającą sekundą zaczęła czuć się niekomfortowo, przez co ruszyła się nerwowo na łóżku, opuszczając trochę skrzypce. Brak werbalnych reakcji ją martwił, a nie mogła wzrokowo sprawdzić, jakie mogli mieć miny.
- H-hej, weźcie coś powiedzcie czy coś... Nie było chyba AŻ TAK źle, nie? - zaśmiała się niezręcznie.
- Ty sobie żartujesz?! To było genialne! - wykrzyczał prawie Jazz, aż wstając z łóżka, na którym siedział przy Jolcie - Jak mogłaś do tej pory ukrywać taki talent?! Tyle co gadaliśmy o muzyce i nawet słowem nie wspomniała!
- Mi nawet nie mówiłaś, a spędziliśmy u ciebie razem dwa tygodnie! - odezwał się oburzony Bumblebee, przez co botka skierowała bardziej twarz w jego stronę z miną mówiącą "Czy ty poważny jesteś?".
- Bruh. Chłopie, ty widziałeś u mnie skrzypce w pokoju. TY MYŚLISZ, ŻE PO CO MI BYŁY? DLA JAJ?
- Mówiłaś, że to od pradziadka!
- NO TAK, BO ON MNIE NAUCZYŁ. To chyba oczywiste, że dostałam je od niego, jak się uczyłam! Zwłaszcza po tym, jak umarł, nie?!
- Oooo masz swoje skrzypce? - Jazz wtrącił się, wyraźnie zainteresowany tematem.
- No tak, w końcu na czymś muszę utrwalać umiejętności, żeby nie zapomnieć.
- O-o, a jak będziesz mogła, to je przywieziesz do bazy, nie? A w ogóle one są, eeee, jak się to u was nazywa... A, klasyczne? Z drewna i tak dalej?
- No tak, klasyczne, zrobił je.... Eeee, czekaj, jak to było... A, dobra, Vincenzo Postiglione, chociaż mogę to wymawiać nieprawidłowo, nie znam się na wymowie włoskich imion-
- Nie zmienia to faktu, że przepięknie zagrałaś. - nagle rozległ się głęboki głos ze strony wejścia, przez co każdy młodziak wręcz podskoczył, kierując głowy w stronę Prime'a, który patrzył na nich z delikatnym uśmiechem.
- O-Optimus? Długo tu byłeś?... - botka spytała, podkulając trochę nogi do siebie.
- Dopiero przed chwilą. Jednak twoją grę było słychać na dworze doskonale. Ratchet i Ironhide myśleli, że to był Jazz, ze względu na czystość nut.
- Osobiście bym to uznał za komplement, patrząc na talent Jazza. - powiedział Jolt uśmiechnięty, na co Acee z pomrukiem zawstydzenia pokryła się błękitem na twarzy, opuszczając ją i zasłaniając się dłońmi.
- Przeeestaaaań... To nawet nie było takie skomplikowaneeee...
- Ale zagrałaś to z pamięci! To naprawdę dużo!
- Wcaaaleee nieeee!
W końcu jednak przygotowania zakończyły się. Nim przeprowadzka się miała stać, musieli się przede wszystkim dowiedzieć, gdzie ma być ich nowa baza. Stało się to dokładnie trzy dni po tym, jak Acee obudziła się ze swojej śpiączki. Z rana do Optimusa przyszedł Lennox, nowy lider grupy NEST, z informacją o wyznaczonej tego dnia rozmowie z przedstawicielami rządu i nowym łącznikiem między Autobotami a rządem. Mieli oni przekazać informacje na temat państw, które dołączyły do rozejmu z transformerami, nowej bazie dla nich i dogadać się względem obowiązków i możliwości łącznika. Jednak tym razem Optimus poprosił o przekazanie, że spotkanie odbędzie się w obecności wszystkich członków jego drużyny. Żołnierz był lekko zaskoczony tym faktem, jednak jakkolwiek się nie kłócił z tą nagłą decyzją. Tak samo Autoboty wspólnie stwierdzili, że było to logiczne.
Dlatego też o wyznaczonej godzinie wszystkie boty zebrały się w sali szpitalnej, by nawet pacjenci byli obecni podczas rozmów. Prime zawczasu przygotował swój komputerek, który prezentował się jako lewitujacy w powietrzu, półprzezroczysty ekran, przez który mieli porozumieć się z ludzkimi przedstawicielami. Więc gdy przyszła odpowiednia godzina, mogli rozpocząć połączenie i zacząć rozmowy. Na samym początku Optimus przestawił drugiej stronie resztę drużyny, każdą osobę po kolei wymieniając z imienia i rangi. Jedyna Acee została przestawiona jako "najnowsza członkini ich drużyny, która już w bliskiej przyszłości oficjalnie otrzyma rangę". Botkę zdziwiło, że Prime nie wspomniał, że była wcześniej człowiekiem czy coś, jednak uznała, że lider wiedział co robił, używając takich, a nie innych słów. Jedynie mogła mu zaufać pod tym względem.
Dalsza część spotkania była wyraźnie nużąca. Głównie było słychać Optimusa, który prowadził rozmowę z kilkoma mężczyznami widocznymi na ekranie, rozmawiając na temat najnowszych zmian i wiadomości. Najważniejsze kraje (prócz Rosji, Chin i Korei Północnej, które wciąż "rozważały to") podpisały porozumienie i rozejm z transformerami, co mogło znacznie ułatwić sprawę Autobotom, gdy będą musieli w przyszłości walczyć z Decepticonami na terenie państwa innego niż USA. Nowa baza dla nowej grupy NEST miała znajdować się na Diego Garcia, wyspie należącej do wojsk amerykańskich, która leży na Oceanie Indyjskim. Zostały już zaczęte wstępne prace budowlane, które miały zgromadzić najważniejsze materiały i przygotować grunt pod budowę bazy dla botów, jednak poważne budowy miały się rozpocząć dopiero po przenosinach botów, by te mogły wspomóc budowlańców nie tylko siłą ich własnych dłoni, lecz także ich technologią.
Także zostały ustalone dokładne ilości pieniędzy, które miały być od tego momentu regularnie przelewane dla nowo utworzone konta dla botów. Każdy z nich dostał osobne, gdzie wpłynie jednorazowa wpłata, która ma pokryć wyposażenie ich indywidualnych pokoi w przyszłej w bazie, zaś co miesiąc będą wpływać "wypłaty", które mają im pomóc wtapiać się lepiej w społeczeństwo ludzkie. Także było jedno, ogólne konto, będące pod kontrolą Optimusa, gdzie będą przelewane pieniądze na budowę ich bazy i ostateczne wyposażenie jej , a także późniejsze opłaty związane z jej utrzymywaniem.
Na końcu spotkania został poruszony jeszcze jeden temat. Jakie będzie postępowanie rządu ludzkiego, jeśli na Ziemii pojawi się więcej Autobotów? Zostało ustalone, że będą oni także pod ochroną rozejmu od momentu ich wylądowania na Ziemii, jednak to Autoboty będą musiały dopilnować, gdy nowych członków zabrać do bazy, wysprzątać po lądowaniu, jeśli zniszczy ono jakiś teren, a także powiadomić rząd o tym zdarzeniu i wypełnić potrzebną dokumentację w tej sprawie. Nie było głównie limitu, jak dużo transformerów mogło się pojawić. Tak długo, jak byli w stanie zmieścić się w bazie i skutecznie zarządzać surowcami między sobą, rząd nie widział sensu wtrącania się w tej kwestii. Ta odpowiedź wyraźnie zadowalała Prime'a, który po wyprostowaniu kilku małych nieścisłości oznajmił, że rozmowy było owocne i mogli je na obecny moment zakończyć, co też się stało.
Następnego dnia, z samego rana boty przeniosły pacjentów do statku Autobotów, do którego wsiedli Ironhide i Jolt, zaś reszta botów wprowadziła alt-mode'y na pokład samolotu transportowego, by niedługo później wzbić się w powietrze.
- To co, na optykę ile czasu zajmie nam lot? - Bee spytał, spoglądając na Jolta, który siedział na łóżku obok Acee, wyraźnie wciąż nieprzyzwyczajony do lotów.
- H-huh? Oh, j-jeśli dobrze pamiętam, to nam może zająć około 18 godzin, jednak reszcie około 21 godzin.
- Czekaj, aż trzy godziny różnicy? Damn, wasz statek serio umie zapierdalać. Na co jest zasilany? - Acee spytała zainteresowana, kierując głowę bardziej w stronę Jolta.
- Oh, ten model jest... umm... Wybacz, nie wiem dokładnie, nie znam się aż tak na tym...
- Ta seria statków była głównie robiona jako statki awaryjne dla medyków. Podczas pokoju działały jak ludzkie karetki, żeby medycy mogli przenieść się szybko do rannych. Napęd w tym modelu to typowy cykliczny akcelerator energonowy, może osiągać dobre prędkości, jeśli mało obciążony. - wytłumaczył żółty bot, podczas gdy botka skierowała na niego zdziwioną twarz.
- A ty z jakiej dupy się aż tak znasz na tym? Ty podobno wychowany na wyścigach.
- Mechanikiem jestem z zawodu, duuuh? Miałem z tego studia, a wbrew pozorom potrzebni jesteśmy podczas wojny, żeby naprawiać statki między walkami. W chipie wojskowym mam niby wklepane zwiadowca, ale najczęściej brali mnie do różnych oddziałów, żeby ogarniać pojazdy, więc tia.
- Ło paaanie, to ja się codziennie czegoś nowego dowiaduję o tobie.
- Cóż ja mogę rzec, waćpanno. Jam jest pan niespodzianek.
- Już sobie tak nie słodź miodem.
- Miodziem? - spytał Jolt, jednak Bee mu gwałtownie przerwał.
- EJ, BICZO, MIELIŚMY UMOWĘ, ŻE NIE DISSUJEMY NA RAZIE.
Na to Acee zarechotała śmiechem, zaś Bumblebee fuknął zdenerwowany, krzyżując ramiona.
- Ja chyba nie rozumiem do końca, co się właśnie dzieje... - odezwał się powoli Jolt, patrząc na oboje niepewnie.
- Mamy z Bee stworzoną specjalną tabelkę, gdzie zapisujemy ile razy jedno zdissowało drugiego. Ale obecnie oboje nie jesteśmy w stanie zapisywać tego na bieżąco. Ja nie widzę, on ma problemy z pisaniem przez paraliżujące. Więc mieliśmy umowę, że na razie zawieszamy żartowanie, przynamniej dopóki której z nas nie może zapisać do tabelki.
- Ale oczywiście nie mogłaś się powstrzymać. - mruknął Bumblebee niezadowolony.
- Są żarty, których nie mogę ominąć, jak bardzo bym chciała lub nawet nie chciała. - uśmiechnięta botka cmoknęła własną dłoń i "wysłała" lekkim podmuchem całusa w stronę żółtego bota, na co ten tylko pokazał jej środkowy palec, zapominając o fakcie, że ta nie widziała przecież. Błękitny bot zaśmiał się lekko, zasłaniając dłonią swoje usta.
- Naprawdę aż liczycie to? Czemu?
- Będąc szczerym nie wiem sama, samo to jakoś wyszło po drodze. Ale mamy przynajmniej przy tym dużo zabawy, więc po co się ograniczać, nie?
- W sumie fakt, w końcu to nikogo nie krzywdzi.
- Ej, może to z Jazzem zacznicie też robić, co? Zobaczymy, kto jest w tym lepszy!
- Oh, nie, u nas by to nie wyszło. Ja nie jestem typem osoby, która jest w stanie błyskawicznie wpaść na jakiś dobry żart. A Jazz...
- Jazz już zdecydowanie tak, jak zgadnę?
- Nooo... Ale wiesz, mi to nie przeszkadza zbytnio, że ja tak nie umiem. Wolę być tym bardziej miłym i grzecznym. Zwłaszcza, że mam przecież ciągły kontakt z pacjentami. Chcę, żeby mnie miło wspominali.
- .... Okej, to jest takie słoooodkieee... - Acee rozczuliła się, przytulając swoje dłonie do policzków, szybko się ogarniając - Ale chwila, co robisz, jak pacjent jest bezczelny względem ciebie? Albo nawet agresywny?
- Oh, wtedy automatycznie sprawą się zajmuje Ratchet!
Bee i Acee "spojrzeli" na siebie zaskoczeni, słysząc to.
- Okej, wow, to brzmi trochę badassowo... Z Ratchetem naprawdę chyba nie powinno się chyba zadzierać... - botka powiedziała cicho.
- Oj, zdecydowanie tak. Zwłaszcza, że Ratchet ma prawo lekami sparaliżować pacjenta, jeśli ten jest realnym zagrożeniem dla personelu i innych pacjentów.
- .... A TY NIE MASZ PRAWA TEGO ROBIĆ?
- Oh nie, znaczy mam prawo to zrobić, tak samo jak każdy medyk! Jeśli według mojej oceny pacjent może mnie fizycznie skrzywdzić, to mogę! Także mogę ogólnie bronić siebie lub pacjentów z użyciem moich umiejętności specjalnym.
- I co, kiedyś musiałeś to zrobić?
- Um, tia, raz... Akurat trochę przed wojną, byłem tuż po praktykach i wykonywałem już swój zawód. Zwykły obchód, sprawdzenie pacjentów, podanie jakiś leków, normalka. No i miałem sprawdzić jednego bota, który trafił po przedawkowaniu "Symultronika". Na szybko tłumacząc można to porównać do brania narkotyków, używany w celu przeżycia "niesamowitych doznań w sztucznej rzeczywistości", tylko tak naprawdę powoli smaży twój procesor. Gdy trafił do kliniki, był taki, um... średnio ogarnięty z rzeczywistością. Ledwo co kontaktował, głównie leżał w ciszy na łóżku. Główni lekarze więc byli pewni na tyle, żeby mnie wysyłać do niego samemu, żebym sprawdzał jego stan, zwłaszcza, że to mi miało pokazać, jak bardzo niebezpieczne są tak naprawdę takie symulacje. Więc już byłem u niego kilka razy, wszystko było spokojnie wtedy, dlatego w tamtym dniu poszedłem do niego bardziej pewny siebie. Mimo, iż nigdy nie odpowiadał mi, to moim zwyczajem powitałem go, przekazałem jak wyszły ostatnie badania i oznajmiłem, że sprawdzę jego kroplówkę, sprawdzę zapis jego ekranu EKG, to co robiłem zawsze u niego. No i jak sprawdzałem rurkę od kroplówki, to zauważyłem kątem optyki, że zaczął się coś ruszać. Pomyślałem, że dzięki lekom zaczął się czuć lepiej, jest bardziej przytomny, więc się odwróciłem w jego stronę, żeby się spytać, czy się dobrze czuje. Z-zanim zdążyłem się odsunąć, on mnie nagle złapał za ramię i zaczął wręcz je miażdżyć... A gość był sporo większy ode mnie, chyba coś około Hide'a...
Niebieski bot zamilknął na chwilę i podkulił swoje dłonie do klatki piersiowej, zaczynając ręką szybko pocierać drugą rękę. Acee siedząca obok niego przysunęła się bliżej, kładąc dłoń na ramieniu Jolta, w ciszy słuchając dalszej części jego opowieści.
- Spanikowałem, moje ciało zareagowało automatycznie i puściłem dość dużo ładunków, co pomogło, bo mnie puścił... Przy okazji ładunek poszedł od niego po kablach i zniszczył ekran EKG, ale mniejsza. Jak mnie puścił, natychmiast uciekłem na korytarz, zamknąłem od zewnątrz pokój z nim i przekazałem na komunikator medyczny, że ten i ten pacjent próbował mnie skrzywdzić. I też niemalże chwilę po wypowiedzieniu tego tamten bot zaczął nawalać pięściami w drzwi. Na szczęście inni lekarze usłyszeli to przez komunikator, ogłosili alarm i natychmiast przyszli i ogarnęli pacjenta. Ale nadal miałem problemy z radą dyscyplinarną, bo użyłem umiejętności specjalnej względem pacjenta. Tłumaczyłem, że zrobiłem to tylko po tym, jak on naruszył moją nietykalność. Że gdyby nie to, nigdy bym tego nie zrobił. Że są przecież nagrania potwierdzające, że zachowywałem się wzorowo podczas badania go. Ale rada nadal kręciła głowami. Pewnie dlatego, że MAM umiejętność specjalną i mogę przez nią zaszkodzić komuś. W sensie, to nie tak, że nie wiem o tym... Od małego mi mówiono, że muszę być z tym ostrożny, że muszę się nauczyć to kontrolować, bym nie skrzywdził kogoś przypadkiem, zwłaszcza, jeśli chcę być medykiem...
- Chcesz powiedzieć, że czepiali się ciebie, bo możesz trochę więcej niż oni?
- Nie mam potwierdzenia, jedynie zgaduję... Wciąż jednak to trochę bolało. Będąc szczerym już wtedy byłem naszykowany na dostanie zakazu wykonywania zawodu. I wtedy wtrącił się Ratchet. Między innymi był moim mentorem, uczyłem się od niego podczas praktyk, więc znaliśmy się dość dobrze. Potwierdził, że potrafię bezapelacyjnie kontrolować moje zdolności i nie stwarzam zagrożenia dla pacjentów. Zaś moje użycie ładunku było jak najbardziej uzasadnione, ponieważ miałem prawo obrony przed agresywnym pacjentem. A chwilę później powiedział, i tu cytuję, : " Jednak jeśli nadal planujecie go wywalić i zakazać mu bycia medykiem, to z radością kończę z moją karierą medyczną i możecie już szukać kogoś na moje miejsce."
- On... On serio tak powiedział?...
- No, słowo w słowo, dokładnie to... Rada po tym była w naprawdę niezręcznej sytuacji, bo Ratchet był jednym z najzdolniejszych lekarzy, miał bardzo długie doświadczenie, ogromną wiedzę, ogólnie był nie do zastąpienia. Oczywiście, że nie chcieli go stracić. Więc sprawę rozwiązano, że pacjenta wina, miałem prawo się obronić i koniec tematu. Wciąż jednak trochę źle się w tym wszystkim czuję... Musiał wręcz szantażować radę, żeby mnie nie wywalili...
- Młody, powiem Ci tak. - odezwał się nagle Ironhide, który stał już od dłuższego czasu w otwartym przejściu, słuchając niebieskiego bota - Po pierwsze to nie jest jakkolwiek twoja wina, że ta niby rada chciała cię wyjebać za samoobronę. Jak sam mówiłeś, miałeś do tego prawo, tak naprawdę każdy z nas ma. A po drugie dobrze gnojkom tak. Może i czasem chujowo mi się pracuje z tym zielonym zgredem, ale jak raz zgodzę się z jego decyzją wtedy. Albo będą robić to co chcą i poczują tego konsekwencje, albo ogarną dupy i przestaną odkurwiać jakiejś dyskryminacje.
- Długo tu stałeś i słuchałeś? - Acee spytała, kierując głowę w stronę zbrojmistrza.
- Mniej więcej od momentu, jak ten niby pacjent zaczął miażdżyć ramię Jolta.
- Ahm...
- Wracając i kończąc. Młody, nie daj sobie kiedykolwiek wmówić, że to twoja wina, że się bronisz. Tak, jest granica między samoobroną, a zwykłą przemocą. Ale patrząc na ciebie dobrze wiem, że znasz różnicę i nigdy nie przekroczysz tej granicy świadomie.
- D-dziękuję... - Jolt uśmiechnął się nieśmiało w stronę szarego bota, co ten nieznacznie odwzajemnił.
- Zmieniając temat, ty masz broń, nie? Jaką?
- Oh! U mnie to są elektryczne bicze.
- Tylko? Nawet nie blaster dodatkowy?
- Nie, nie przeszedłem całego szkolenia wojskowego, nie mogę posiadać broni energonowej.
Ironhide uniósł łuk optyczny, krzyżując swoje ramiona na klatce piersiowej.
- Nie przeszedłeś? Jakim niby cudem.
-Um, no... W sensie jestem medykiem, i tak nie trafię na front...
- A skąd niby to wiesz? Zwłaszcza, że front może nagle przyjść do ciebie. Poza tym popraw mnie, jeśli się mylę. Jednak Ratchet przeszedł swoje szkolenie, nie? Zwłaszcza, że skurwysyn jest starszy ode mnie.
- U-um... S-sam nie wiem... - młody medyk zaczął nerwowo drapać wierzch swojej dłoni, kuląc się w sobie.
- Ej, a w sumie jakbym chciała mieć broń, co byś polecał? - Alicja nagle zmieniła temat, czując, jak ramię Jolta, które trzymała, lekko zaczęło dygotać.
- Hm, broń dla ciebie?- zbrojmistrz ewidentnie zapomniał o poprzednim temacie, interesując się bardziej zadanym pytaniem - Stawiałbym przede wszystkim na szybszą wersję blastera, będzie pasować do mniejszej, jednak szybszej i bardziej zwinnej osoby. Można też pomyśleć o ostrzach naramiennych, będziesz mogła je na szybko wysuwać, żeby atakować z bliska. Może też nawet snajperka, bo masz dobre oko do strzelania?...
Lot mimo swojej długości okazał się dość spokojny i przyjemny dla wszystkich. Niektórzy nawet postanowili urządzić sobie w między czasie drzemki, by jakoś nadrobić sen, który stracili wcześniej podczas przygotowań. Zwłaszcza, że znów będą musieli mniej spać, by być w stanie jak najszybciej postawić i względnie urządzić ich własną bazę. Plan już był, przygotowania na miejscu już się zaczęły, materiały w części także były już na miejscu. Z ich pomocą to nie zajmie aż tak dużo czasu, niedługo będą mieli bazę, gdzie będą mogli spokojnie żyć...
Holoforma Ratcheta odeszła od swojego alt-mode, idąc w stronę czarnowłosego mężczyzny, który siedział przy ścianie samolotu, mając przy sobie śpiącego, młodego chłopaka o szarych włosach, który owinął ręce wokół ramienia lidera, wtulając się jednocześnie.
- [cyb] Wygodnie ci tak z nim? - medyk spytał półgłosem, unosząc brew i lekkim machnięciem głowy pokazując na Jazza. Optimus jedynie pokręcił głową z lekkim uśmiechem, unosząc drugą dłoń i gładząc włosy muzyka, który wydał cichy pomruk, lekko unosząc kąciki ust i bardziej chowając twarz w bluzę najstarszej holoformy.
- Nie sprawia mi to dyskomfortu. Tak długo, jak będzie chciał tak odpoczywać, to nie widzę przeciwwskazań.
- Optimus... - medyk ciężko westchnął, uciskając dłonią kąciki oczu - Naprawdę czasami zachowujesz się jak ojciec całej tej dzieciarni, a nie lider militarnej grupy...
- Zaś mi to jakkolwiek nie przeszkadza. Zwłaszcza, że nadal potrzebują czasami rodzicielskiej figury, nawet jeśli są dorośli. W końcu wojna zabrała im możliwość wejścia na spokojnie w dorosłe życie. Potrzebują kogoś, kto ich będzie wspierać.
- ... Czy ty próbujesz wzbudzić u mnie wyrzuty sumienia?
- A posiadasz je jeszcze, bym mógł je pobudzać?
- PRIME, NIE POZWALAJ SOBIE.
Lider nie mógł się powstrzymać i zaśmiał się cicho. Przez jego poruszanie ramion Jazz poruszył się z niezadowolonym pomrukiem, ciaśniej owijając ręce wokół ramienia Optimusa. Ten od razu ucichnął, znów gładząc młodego muzyka po głowie. Medyk jedynie ciężko westchnął, opierając dłonie na swoich biodrach.
- A jednak odziedziczyłeś jakiś skrawek charakteru Proximy, tak jak Oxaria. Cóż za zaskoczenie... - Ratchet odparł beznamiętnie z delikatną dozą sarkazmu.
- Oh? Nie nazywasz mą matkę "ciocią", jak kiedyś? Albo "panią"?
- Optimus, za stary jestem na takie nazywanie jej. Poza tym nie była moją genetyczną "ciocią". Po prostu za młodu dużo u was byłem.
- Co nie zmienia faktu, że wręcz traktowała cię jak kolejnego członka rodziny.
- Tia, pamiętam... Ciągle zapraszała na ciepły energon...
Optimus uśmiechnął się słabo, opuszczając wzrok na wciąż śpiącego Jazza. Medyk obserwował ich w ciszy, po chwili odwracając lekko głowę na bok, wypuszczając głęboki oddech.
- Nadal trochę za nimi tęsknisz, prawda?... - spytał lider cichym głosem.
- Trochę... W sensie, agh...- Ratchet westchnął, przykładając dłoń do swojego czoła - To dawało w młodości takie poczucie...
- Komfortu i bezpieczeństwa, hm?...
- Mhm... Jak niby ona to robiła?...
- Po prostu była sobą i robiła to, co mogła najlepiej. Otaczała każdego swoją matczyną miłością i uwagą. Jak każda dobra matka.
- Każda dobra...
- W końcu wiesz doskonale, że samo bycie rodzicem nie sprawia, że dziecko będzie szczęśliwe. Musisz podarować im swoją szczerą miłość.
Nim starszy medyk zdążył odezwać się na ten temat, podszedł do nich Epps, który rozbawiony patrzył na młodego muzyka. Żołnierz jedynie posiadał obandażowane lewe ramię, co oznaczało, że był względem cały mimo bitwy w Mission City.
- [ang] To normalne, że on tak śpi? - spytał dość cicho, pokazując na Jazza ruchem głowy.
- Jazz jest znany z "dziwnych" dla innych rzeczy czy zachowań. To jest jedna z mniej zaskakujących rzeczy.
- Okeeej... Wracając, chciałem się dowiedzieć trochę więcej na temat tej rudej dziewczyny, która była z nami podczas walk i pomagała. Bo od tamtych walk nigdzie nie było jej widać, a wygląda zajebiście interesująco. Cała drużyna się interesowała, więc stwierdziłem, że spytam.
- Oh, zapewne mówisz o Alice. Po bitwie przebywała cały czas w naszym hangarze medycznym, dlatego raczej nie widzieliście jej.
- W medycznym? A co, też ranna była podczas walk?
- Trzyma mnie tajemnica medyczna, więęec... - Ratchet pokręcił głową, na co lider lekko westchnął z delikatnym uśmiechem.
- Jak zawsze... Cóż, mnie nie powtrzymuje, więc pozwolę sobie odpowiedzieć, że tak, lecz także i nie. Alice doznała ranę szarpaną na nodze, jednak to nie był główny powód jej pobytu w hangarze. Jak sądzę, widziałeś jej pancerz na ciele podczas bitwy, prawda?
- No taka szara zbroja jakby. A co, to jednak była wasza technologia?
- Powiedzmy. Choć na obecny moment nie potrafimy dać powodu tego zdarzenia, jednak kilka dni przed walkami okazało się, że ciało Alice zaczęło się transformować. Owy pancerz to była tak naprawdę jej skóra, która zmieniła swoją budowę na tą identyczną u naszego gatunku.
- Chwila chwila, czyli chcesz powiedzieć, że ona nagle z dupy zaczęła się zmieniać w wasz gatunek??
- Choć trudne do uwierzenia to tak, tak właśnie się stało. Na pewno jest logiczny powód tłumaczący to zdarzenie, jednak obecnie nie jesteśmy w stanie go dokładnie podać. Nie zmienia to faktu, że Alice obecnie jest już fizycznie w pełni przedstawicielką naszego gatunku.
- Czyli ona siedziała w hangarze, boo...?
- Po walkach zaczęły się u niej najważniejsze, a zarazem najgroźniejsze i najboleśniejsze zmiany w organizmie, zmiany organów w podzespoły, a także zmiany wielkości ciała. Ratchet był zmuszony wprowadzić ją w śpiączkę, by nie musiała czuć tego wszystkiego.
- Daaamn, aż ponad tydzień?
- Dokładnie dziewięć dni, jeśli się nie mylę. Po tym czasie jej zmiana oficjalnie się zakończyła i mogła być wybudzona.
- Okej i później jej nadal nie wypuszczaliście, nie? Bo byliście w tymczasowej bazie dłużej niż te dziewięć dni, a nadal nikt nie widział nowego robota czy coś.
- Niestety nie i nie było to jakkolwiek z jej winy - Optimus musiał nagle przerwać, gdy niespodziewanie Ratchet przerwał mu szybko.
- Siedziała nadal tam, bo nadal jest uznawana za pacjentkę, tyle musisz wiedzieć. Poza tym polecam zmienić już bandaż, widać krew.
Ciemnoskóry mężczyzna zaskoczony spojrzał na swoje obandażowane ramię i faktycznie, na materiale widać było już powoli przebijającą się plamę krwi.
- A, fakt. Dobra, to idę to od razu zmienić, później pogadamy. - Epps pomachał do nich dłonią, idąc w stronę przodu samolotu. Optimus także mu pomachał, po chwili spoglądając na medyka.
- [cyb] Plama pojawiła się już na początku naszej rozmowy, a jednak dopiero teraz o tym wspomniałeś. Chciałeś skutecznie zmienić temat. - Prime bardziej stwierdził niżeli spytał, patrząc uważnie na drugą holoformę, która skrzyżowała ramiona, machnięciem głowy przerzucając swoje związane włosy na tył.
- Oczywiście, że tak. Może i mamy rozejm z ludźmi, jednak to nie znaczy, że powinniśmy im o wszystkim mówić. Powinniśmy raczej trzymać informacje przy sobie, dopóki nie jest to konieczne do skutecznej współpracy.
- Nie ufasz im, że nie zachowają informacji przy sobie i będą chcieli je przekazać dalej, czy że spróbują te informacje wykorzystać przeciwko nam?
- Oba. I nie wmówisz mi, że to nie są skuteczne argumenty.
- Czy jest to prawdopodobne? Oczywiście, w końcu wszystko ma jakąś szanse zaistnienia. Jednak to nie znaczy, że musisz natychmiastowo zakładać najgorsze scenariusze, powinieneś to wiedzieć jako medyk.
- Niejednokrotnie zakładanie najgorszego ratowało moich pacjentów. Poza tym tu chodzi o inny, inteligenty gatunek. Może i są tu osoby, które chcą nam pomóc. Ale to nie znaczy, że nie znajdą się tacy, co są łasy na naszą technologie czy informacje na nasz temat. Zwłaszcza na temat naszych słabych punktów.
- Oh? Czyli idąc tą logiką, nie powinniśmy w takim razie korzystać z ludzkiej technologii, a także dowiadywać się na temat działania ludzi.
- To już inny przypadek, w końcu się uczymy o nich, żeby móc skutecznie wtopić się w holoformach. Poza tym -
- Ughhh, ktooo taaak gaaadaaa.... - przeciągle mruknął zaspany Jazz, lekko unosząc chyboczącą się na boki głowę.
- Oh, wybacz Jazz, nie chcieliśmy cię obudzić. - Prime odparł, głaszcząc jego głowę. Muzyk ziewnął szeroko, wtulając znów policzek w ramię lidera. - Ratchet, czy mógłbyś przynieść z mojego alt-mode koc? Jest w skrytce pod fotelem, po stronie pasażera.
Medyk przez kilka sekund chciał ewidentnie coś powiedzieć, jednak po dłuższej chwili jedynie westchnął męczeństko, zrezygnowany opuszczając dłonie.
- Nawet by mnie nie zdziwiło, gdybyś kogoś z nich chciał adoptować... - Ratchet skierował się w stronę ciągnika siodłowego.
- Nawet gdybym faktycznie chciał to wykonać, to nie mogę, bo są pełnoletni.
- Ale nie zaprzeczyłeś.
- A czy jest powód, czemu miałbym?
- ... Czasami jesteś gorszy niż Oxaria...
- Teraz ranisz mą iskrę, przyjacielu.
Oba loty na szczęście odbyły się bez dużych problemów, a nie wliczając okazjonalnych turbulencji, okazały się wręcz wzorowe. Statek Autobotów wylądował jako pierwszy na lotnisku na Diego Garcia około godziny piętnastej lokalnego czasu. Natychmiastowo został on zamaskowany i zabrany do nowo rozbudowanego hangaru, którego windowana podłoga miała ukryć go pod ziemią. Na początku jednak boty miały przygotować się do pomagania z budową ich nowej bazy. Prace budownicze już trwały tam prawie dwa tygodnie, jednak musiało zapewne minąć drugie, lub nawet trzecie tyle, by zakończyć ten ambitny projekt. Szczęście jednak, boty od razu mogły wspomóc robotników siłą swoich siłowników, a także ich technologią. Choć na początku mógł jedynie pomagać Ironhide, ze względu na to, że Jolt musiał zostać przy pacjentach, to widać było, że budowa znacząco przyspieszyła. Zaś gdy reszta drużyny dołączyła do nich trzy godziny później, można było z odwagą stwierdzić, że wszystko zakończy się w niespotykanym dla ludzi czasie. Zwłaszcza, że dziwił ich fakt, iż boty przepraszały, że nie mogą wspomóc prac bardziej rozwiniętymi innowacjami z ich planety, co mogłoby jeszcze bardziej przyspieszyć wszystko. Te słowa zdecydowanie zrobiły duże wrażenie na ludzkich robotnikach. Przecież wszystko szło wręcz dwa razy szybkiej z małą ilością "kosmicznej" technologii. Więc gdyby faktycznie mogli im pomóc z większą ich ilością, skończenie wszystkiego mogłoby zająć nawet kilka godzin, maksymalnie dzień!
Jednak nie mieli tych luksusów, przez co musieli się skupić na wykorzystywaniu tego, co mieli, jak najlepiej. I wychodziło im to dość dobrze. Choć według Ironhide'a mogło iść jeszcze lepiej, jeśli by tylko "mogli użyć ciał zgasłych Decepticonów, w końcu w innym przypadku będą się marnować". Pomysł ten został natychmiastowo zakazany przez Prime'a, gdy tylko został wypowiedziany na głos. Nie tylko to, Optimus wyraził wręcz zaskoczenie, że zbrojmistrz mógł zaproponować aż tak obrzydliwy, bezczeszczący pomysł względem zmarłych. Oni wszyscy, Autoboty i Decepticony, byli w końcu niemalże dziećmi tej samej planety. Czy nie wystarczało, że zgasili ich podczas walk? Czy nie mogli przynajmniej po tych bezsensownych śmierciach okazać im wszystkim szacunek i pozwolić ich ciałom spocząć w wiecznym spokoju? Po tych słowach Hide jedynie w ciszy zgodził się z liderem, wracając od razu do prac.
Kolejne dni mijały w monotonnym tempie budowy, które były czasem przerywane przez... "niespotykane sytuacje". Boty były już przyzwyczajone, gdy Jazz często puszczał sobie muzykę na swoich beatboxach. Wybierał co prawda przyjemne piosenki, które większość lubiła słuchać. Jednak Ratchet często ewidentnie zabijał bota wzrokiem, gdy musiał dość blisko niego pracować, i zawsze przyjmował z ulgą, gdy mógł się zamienić z Joltem w zajmowaniu się pacjentami.
Jednak na pewno nie byli przyzwyczajeni do okazjonalnych koncertów. Gdy oni pracowali, pacjenci spędzali długie godziny w tymczasowym hangarze, gdzie jeden z medyków zawsze pilnował ich stanów. Gdy Jolt był na owej zmianie, młode boty mogły spędzać ten czas na rozmowach. Jednak z Ratchetem było mniej interesująco, przez co pacjenci musieli znaleźć sobie jakiejś zajęcia, by nie oszaleli z nudów. Bumblebee mógł na spokojnie korzystać ze swojego datpada, zwłaszcza, że był stopniowo odsuwany od leków paraliżujących. Jednak Acee nie mogła tego robić ze względu na jej tymczasowy brak wzroku. Czasem słuchała muzyki w swoich audio-receptorach, dzięki Jazzowi, który ją tego nauczył, jednak nie mogła tak długo zajmować swojego czasu, potrzebowała czegoś innego, żeby stymulować jej umysł. I wtedy też pojawił się dla niej ratunek. Młody muzyk.
Postanowił on, by na czas budowy dać botce do przetrzymania jego uniwersalny instrument, dokładnie gdy był w formie skrzypiec. Także dał jej pozwolenie, by na nich ćwiczyła swoje umiejętności grania na ślepo, co uważał za "potrzebną umiejętność". Oczywiście tak długo, jak obieca, że nie uszkodzi ich umyślnie. Więc od tamtej pory Alice dużo ćwiczyła. I to naprawdę dużo. Spędzała wręcz godziny, starając się z pamięci grać najróżniejsze utwory, które mogła sobie przypomnieć. Na początku była niepewna tego i stawiała na prostsze, pewniejsze dla niej twory. Jednak szybko zaczęła zauważać, że jej pamięć lepiej działała, tak jak też jej pamięć mięśniowa, a raczej już siłownikowa. Więc z czasem zaczęła grać coraz to bardziej skomplikowane melodie, które znała, kilka razy nawet próbując zagrać piosenki, których zapisów nutowych nigdy nie widziała, a jedynie słyszała melodię. Czy były zagrane perfekcyjnie od początku? Oczywiście, że nie i to ją trochę bolało przez bycie perfekcjonistką. Jednak hej, to były w końcu próby i ćwiczenia. Musiała popełniać błędy, by się uczyć.
Więc ćwiczyła, nieświadomie posyłając z wiatrem grane nuty do placu budowy, gdzie ludzie i boty mogli ją słuchać. Nawet Jazz często uciszał swoją muzykę, by móc z szerokim uśmiechem słuchać te mu znane ciągnięcie smyczka po strunacb. Nie cieszył go fakt, że utwory były poprawnie zagrane, oj nie. Radość mu sprawiał fakt, że słychał w nutach szczęśliwe emocje. Była pasja, szczęście, energia. Wszystko, co sam kochał przekazywać, gdy grał.
Tak. To była dobra muzyka dla uszu każdego.
Tak minął wszystkim tydzień, gdy nadzwyczajnie udało się zakończyć budowę bazy mimo jej imponujących rozmiarów. Choć na zewnątrz widać było jedynie dwa hangary lotnicze. Jeden z nich oczywiście posiadał w sobie statek Autobotów z opuszczaną podłogą. Zaś drugi** był jedynie wejściem do prawidłowego, imponującego kompleksu podziemnych korytarzy i pomieszczeń, zbudowanych dla botów i ich ludzkich holoform. W środku były dwa skrzydła szpitalne, sale pierwszej pomocy i chirurgiczne, także dwa magazyny, sale z generatorami, a nawet ludzka kuchnia. I to tylko na jednym piętrze. Dwa kolejne były bardziej piętrami mieszkalnymi, gdzie poziom -2 posiadał pracowniei pokoje dla holoform i ewentualnych ludzkich gości, zaś piętro -3 posiadał pokoje dla botów, a także wejście do najbardziej imponującego pomieszczenia. Sali treningowej. Jednak nie zwykłej. Była ona wysokości wszystkich trzech pięter, by boty mogły swobodnie w niej trenować mimo ich dużych rozmiarów.
Choć było bardzo mało wyposażenia, można by rzec, że prawie go wręcz nie było, jednak to Autobotów aż tak nie obchodziło na tamten moment. Mogli już wprowadzić się i przenieść swoje rzeczy, co też zrobili. Medyczne wyposażenie zostało przeniesione do górnego skrzydła szpitalnego w hangarze, tak samo jak pacjenci, zaś reszta przedmiotów rundami była przewożona do głównego magazynu, który był na poziomie -1. Zajęło to jedynie połowę dnia, co pokazywało, jak mało rzeczy na razie posiadali. Przez resztę tamtego dnia boty planowały różne rzeczy, co dokładnie zamówić i zakupić do bazy, kiedy i jak przeniosą w to miejsce kapsuły ratunkowe, którymi przylecieli, a także energon z jaskini, którą Acee odkryła.
Jednak nie medycy, oni musieli się zająć czymś innym. Oni musieli przygotować Bumblebee'go do włączenia światłowodów w jego nogach. Młody bot znał procedury, więc nie musiał się o to martwić. Wciąż jednak siedział wyjątkowo cicho dzień przed tą operacją. Choć starał się udawać przed Alicją, że miał dobry humor, to botka wiedziała, że to było jedynie słabe kłamstwo. W końcu opowiadał jej, że wiedział jak dużo można się wycierpieć podczas tego typu operacji. Jednak musiał przez to przejść, więc się przygotowywał psychicznie na to. Jednak czym innym jest być faktycznie przygotowanym, a udawanie, że jest się takowym.
Więc gdy następnego dnia medycy zabrali go do sali chirurgicznej w podziemnej części bazy, po cichu liczył, że podczas włączania światłowodów najzwyczajniej straci szybko przytomność przez ból.
Operacja zajęła ponad dwie godziny, podczas których Alicja niecierpliwie siedziała w ciszy, w pustym górnym skrzydle. Jako iż jej ciało już nie było podłączone do sprzętu medycznego, a jej uszczelki i reszta organów działała bez jej myślenia, zaczęła sama próbować samodzielne chodzenie, byleby jakoś zapomnieć o czekaniu na wieści. Gdzie te próby dość dobrze trzymały jej myśli w jednym miejscu, bo były one naprawdę trudne wbrew pozorom. Wiedziała ogólnie jak chodzenie powinno działać, w końcu korzystała z tego bez myślenia, gdy miała ludzkie ciało. Jednak nie potrafiła tego ludzkiego jak chodzić przełożyć na jej robotyczne jak chodzić. Miała wręcz wrażenie, że jej skrzydłopodobne elementy na plecach zmieniały jej punkt ciężkości ciała, przez co często leciała do tyłu. Jednak wciąż próbowała stanąć jakoś normalnie na swoich nogach i zrobić choć kilka kroków bez wywalania się.
Nie znaczy to, że jej się udawało.
- [pl] Nooo daaawaaaj... Dobra, dobra, tu jest łóżko... A teraz poooowoooliii na kolana... - mruczała cicho do siebie, gdy podnosiła się na kolana, trzymając się dłońmi swojego łóżka. - Zajebiście, udało się, przynajmniej to mi wychodzi teraz... Prawa stopa na ziemię... Stabilnie trzyma się... I powoli lew-SZKURWA! - botka pisnęła, gdy podczas próby wstania na nogi jej kolana zgięły się same, powodując kolejny upadek, tym razem do przodu, który szybko zamortyzowała, wyciągając dłonie przed siebie - UGGHHHHHHHH...
Ja się przynajmniej zajebiście bawię, aż sobie popcorn zrobiłam.
- Nie pierdol, Lighty mówiła, że nie możecie robić popcornu... Jaaapierdole, dupa mnie już boli od tych upadków... W sumie też całe ciało... Jebać, robię przerwę... - Acee z lekkimi trudnościami podniosła się na czworaka, stając się znaleźć dotykiem pozycję łóżka, by na nim siąść.
No jak widać napierdoliła ci, bo właśnie jem sobie takowe. Dobre, w chuj słone.
- ... No w sumie słone są dobre... Damn, trochę mi smaka tym robisz... - botka położyła dłonie na łóżku i podciągnęła się na niego, z ulgą siadając na znajomym metalu okrytym cienkim materiałem.
Ale nie możesz jeść w tej formie, także GHAAAAA, SUCK IT, BITCH!
- Weź kurwa nie drzyj ryja, łeb mnie od tego boli!
Nie jesteś moją matką, gówno mi możesz rozkazywać-!
Ale ja mogę, także wypierdalaj stąd i zostaw ją w spokoju.
Ughhh, przybył niszczyciel dobrej zabawy.
Mieliśmy rozmowę na temat znęcania się nad Aflame. Wypierdalaj stąd.
Noooo doooobraaaa...
- Hej, Neutra. Trochę minęło, nie? - Alicja uśmiechnęła się lekko mimowolnie, słysząc dobrze jej znany głos. Tęskniła za Trzecią, każda ich rozmowa poprawiała jej humor. Choć ostatnio rzadko kiedy głos się odzywał, głównie się pojawiała, by zatrzymać Neutrę. Bo kiedy ostatnio z nią rozmawiała? Chyba jeszcze w jej domu, gdy Nighty... dość brutalnie się z nią kłóciła w łazience...
Tia, minęło trochę od naszej ostatniej rozmowy. Wybacz, że ostatnimi czasu mało z tobą rozmawiałam, miałam, uhm... trochę naglącą sprawę i zajęła dłużej niż sądziłam. Ale jest już prawie skończona, także kilka twoich dni minie i będę już wolna. Wytrzymasz z Nighty? W razie czego mogę częściej Lighty do ciebie wysyłać.
- Nie, spoko, poradzę sobie, zwłaszcza że to ma być tylko już kilka dni. A co to w ogóle za sprawa? Znowu coś top secret, o czym nie możesz ze mną rozmawiać?
No coś koło tego, głównie nie mogę, bo to jeszcze nie oficjalna sprawa. Plus znasz zasady, nie możemy mówić za dużo, bo inaczej wiedza ci dosłownie rozsadzi umysł.
- Tiaaa, mówiłaś... Ale nadal nie wiem, czy kiedykolwiek mi powiesz...
Oj, Aflame... Jakby te sprawy były takie proste, żeby to wytłumaczyć po prostu... Niektóre rzeczy musisz po prostu przeżyć, żeby zrozumieć...
- Iiii znowu z tą mądrością...
Nie mądrością, tylko prawdą. Powiedz, łatwo ci byłoby przetworzyć jakiś miesiąc temu, że na Ziemi są roboty z innej planety? I że staniesz się jednym z nich?
- ... Teraz jak tak to przekładasz, to ma to więcej sensu...
No właśnie. Poza tym robię to tylko i wyłącznie dlatego, by chronić cię przed niepotrzebnym bólem głowy. Są to sprawy zorganizowane i bezpieczne, więc tak długo, jak tobie nie szkodzą, to nie musisz wiedzieć o nich w pełni.
- No dobra, skoro tak twierdzisz... Hej, a poza tematem, Nighty serio zrobiła sobie popcorn?
Huh? A, no, zrobiła, miała dużą miskę z nim, jak tu siedziała i w sumie zabrała ją z sobą. Czemu pytasz?
- Bo Lighty raz mi mówiła, że nie możecie robić popcornu, a tu nagle się dowiaduję, że możecie, więc ja już nie ogarniam.
Mówiła ci to? Przecież to - ohhh, chyba wiem, gdzie niezrozumienie się zaczęło. Lighty mogła mówić, że typowo ludzkiego popcornu nie możemy robić. Ale mamy własną wersję a'la popcornu. Po prostu z czasem, jak się uczyłaś życia, uczyłyśmy się razem z tobą i obecnie nazywamy rzeczy tak jak ty je nazywasz. Czyli na przykład mamy do pisania rysiki, które piszą tuszem, ale w skrócie nazywamy je na przykład piórami. Trochę wyglądają jak one, bo nawet wyglądają jak pióro ptaka, ale bardziej fantastycznego. Plus nie musimy ich maczać, po prostu bierzemy w dłoń i piszemy nim, bez przerw.
- Oloooool... Czyli z tym popcornem też macie przekąski do szybkiego zrobienia? I po prostu nazywacie go popcornem dla skrótu?
No dokładnie. Będąc szczerym nawet wygląda jak popcorn. No, może poza kolorem, bo wasz jest taki biały, a u nas taki... k o l o r o w y.
- ... MACIE TĘCZOWY POPCORN?
Nooo. A co, chciałabyś?
- No w sumie trochę, ciekawe, jak tęcza smakuje...
Neh, smakowo nie ma szału, dosłownie jak wasz popcorn.
- Szkurwa, a już myślałam...
Alicja nagle zamilkła, gdy usłyszała dość ciche, metaliczne, zbliżające się w jej stronę kroki. Na te dźwięki jej skrzydła instynktownie opadły. Nic nie mógł wiedzieć, że ona...
Oh shit, ktoś chyba idzie tutaj.
Huh? Wszystko okej, jesteś w bezpiecznym miejscu? Bo nie mam chyba dostępu do tego, co widzisz.
Spokojnie, jestem bezpieczna, a brak wizji mogę wytłumaczyć! Po prostu później, przynajmniej dopóki nie będę sama.
Ah, okej, okej.
Tylko ten... Mogłabyś poczekać przy mnie? W ten sposób Nighty nie będzie znowu gadać ciągle, gdy ja skupiam się na gadaniu z kimś...
Jasne, nie ma problemu.
- [ang] Acee, jak się trzymasz? Wszystko jest dobrze? - młody medyk wszedł do skrzydła, od razu kierując wzrok na botkę.
- Tia, jest okej, głównie się nudzę. - botka odparła westchnięciem, opierając ramiona na podkulonych kolanach - A jak Bee? Już po wszystkim?...
- Tia, jest już po włączeniu światłowodów. - młody Autobot uniósł trochę trzymany datpad, na szybko przeglądając jego treść - Niestety po tej operacji musi pozostać jeszcze dzień na dole ze względu na to, że jego czujniki w nogach będą przez kilka godzin bardzo wyczulone. No i zemdlał przez ból...
- Oh, biedny... Nadal nie mogę uwierzyć, że nie możecie dawać mu znieczulenia na to...
- Sam nie mogę uwierzyć... Nie lubię osobiście faktu, że to jedna z niewielu operacji, gdy pacjent musi czuć wszystko, by to się udało... - Jolt usiadł obok szarej botki z opuszczonymi drzwiami, delikatnie przytulając ekran do klatki piersiowej.
- Tiaa... Poza tematem, gdzie jest reszta? Bo dość cicho jest od rana.
- O, są w dolnej części bazy, układają wszystko w magazynie. I przy okazji Optimus mówił, że możemy powoli zamawiać sobie rzeczy do pokoi!
- Oooo, naprawdę? Zajebiście! - Acee zaklaskała dłońmi z uśmiechem, wręcz trzepocząc swoimi skrzydełkami z ekscytacji - U mnie akurat raczej mało rzeczy trzeba będzie kupić, można większość wziąć z domu, część pudeł nawet nie rozpakowałam. Tylko nadal trzeba będzie po to wszystko polecieć i zabrać. I najlepiej będzie, jeśli Bee je weźmie, albo żeby był chociaż przy tym. Dużo rzeczy widział u mnie i będzie wiedział co gdzie jest i tak dalej.
- Oooh, okej, ma to sens, ma to sens...- medyk zaczął lekko pocierać podbródek bokiem palca, zamyślony - Nie wiem, czy będzie to możliwe, rehabilitacja obu nóg może trochę zająć, jest szansa, że zdążysz otworzyć optyki do tego czasu... Właśnie, teraz sobie przypomniałem! Powinnaś sama zacząć naukę chodzenia w nowym ciele, w końcu masz potwierdzone badania i jesteś już odłączona! Do tego nauka świadomego ruszania ważnych siłowników, między innymi komory iskrowej czy siłowników naramiennych, które używamy do wysuwania broni z ramion.
- Ohhh... Tiaaa, względem chodzenia... Ja powinnam sama się tym zajmować, czy...?
- Oczywiście, że nie! Musimy mieć pewność, że nic sobie nie zrobisz podczas prób. Bo ewentualne upadki mogą uszkodzić nieźle twój pancerz, a to może zostawić uszkodzenia, których nowych lakier może nie naprawić.
- ... O kurwa... - młoda botka cicho przeklnęła, łapiąc się za kark i przypominając sobie wszystkie niby pieczenia na ciele po upadkach - Eeehehehe.... Joooolt...
- Huh - Chwila, próbowałaś sama?! Acee, nie powinnaś!
- Joooolt, Jeeezuuuus Maaaariaaaaa.... - femme przeciągle jęknęła, aż pochylając się do tyłu, "patrząc" na sufit - Nie jestem dzieckiem, umiem sobie poradzić! Co nie zmienia faktu, że z prób chuj wyszedł, nie mogłam sama wstać...
- No chyba oczywistym powinno być, że nie uda Ci się od razu! Twoja masa ciała jest inaczej ułożona, tak samo jak środek ciężkości. Może minąć sporo prób, nim postawisz pierwsze kroki. Ale każdy to przechodził! Zwłaszcza, jak ktoś jest po zmianie alt-mode i nagle komuś pojawiają się lub znikają duże kawałki ozdób.
- Duże kawałki - czekaj, masz na myśli skrzydła i te wasze drzwi na plecach? To to nie jest część was tylko ozdoby?
- U nas to tak zwany złom albo błyskotki. Są to niepotrzebne elementy na naszym ciebie, które są używane w alt-mode.
- Ohhhh...
- Poza tym ej, nie zmieniaj tematu! Miałaś sama nie próbować chodzić! - Jolt nadymił swoje błękitne policzki oburzony, krzyżując ramiona na klatce piersiowej.
- .... Kurwa, myślałam...
- Aceeee! Jestem twoim medykiem, nie omijaj tematu! Ile razu upadłaś? I bez wykręcania, bo zawołam Ratcheta!
- Okej, geez, ale nie musisz od razu grozić nim! - botka uniosła dłonie w geście poddania się - Ale ile razy... Będąc szczerym nie wiem sama, po pięciu chyba przestałam liczyć.
- Huh? Chwila, ile czasu ty spędziłaś na tych próbach?!
- Uuuuh... I dunno, zaczęłam niedługo później, jak zabraliście Bumblebee'go i skończyłam niedługo przed tym, jak przyszedłeś.
- Po naszym pój - Przecież to prawie dwie godziny minęły! - medyk zaalarmowany aż wstał na nogi, patrząc zaniepokojony na femme - I jeśli ciągle próbowałaś bez dużych przerw, mogłaś sobie poważnie uszkodzić pancerz! Odwracaj się, muszę to sprawdzić!
- Jooooolt, ale nie trzeeeebaaaaa...
- Trzeba, nie wymigasz się! No, już!
- UGHHHH... - botka podłużnie jeknęła, jednak posłusznie wyprostowała się i obróciła bardziej plecami do Jolta. Znaczy bardziej starała się tak zrobić, bo musiała to robić na czuja.
Wiesz dobrze, że to twoja wina, bo chłop ma rację. Jesteś czasami bardziej uparta niż twoja babcia.
Nie jestem uparta jak babcia Lena...
Lena? A ona nie miała przypadkiem Teodora?
Teodora to jej pierwsze, ale go nie lubi, woli, jak używam względem niej drugie imię.
Aaaa, chyba że... A poza tym tak, jesteś tak bardzo uparta jak ona.
Apfff...
- Okej, odczyty wykazują, że otarcia nie są głębokie, w kilka dni powinno Ci się poprawić. - Jolt odezwał się, odsuwając skaner od ciała botki.
- Mówiłam, że nic poważnego! - femme wyrzuciła dłonie w powietrze, z miną "A nie mówiłam?!".
- Nie zmienia to faktu, że naraziłaś się w ten sposób! Teraz będę musiał to zapisać w twoje dokumenty. A te Ratchet codziennie przegląda.
- ... - gdy po chwili ciszy zdała sobie sprawę, co to znaczyło dla niej, twarz dziewczyny wygładziła się w przerażeniu, po kilku sekundach powoli przykładając dłoń do czoła - [pl] O japierdole... [ang] Przecież on mi urwie łeb...
- Gorzej, uwierz mi, będzie gorzej. Będzie ćwiczył rzucanie kluczami do celu.
Głowa botki automatycznie obróciła się w stronę, gdzie słyszała głos bota, kręcąc powoli i lekko ją.
- Chłopie, no nie rób mi tego! Naprawdę skąd mogłam wiedzieć, że mam tak delikatny pancerz bez lakieru?! Przecież jakbym wiedziała, to bym była bardziej ostrożna! Albo w ogóle tego nie robiła! Nikt nie mówił mi wcześniej!
- Mówiłem Ci o tym! "Twój pancerz może w łatwiejszy sposób doznać naruszenia i otarcia, dlatego używamy mat i koców na twoim łóżku." Dosłownie to ci powiedziałem!
- .... Oh...
Yup, mówił to, trzy dni temu, masz to w pamięci.
... Nie pomagasz mi...
Moja rola to nie jest pomaganie ci w wygrywaniu kłótni, gwiazdeczko. Pamiętaj o tym.
- Oj Acee... - Jolt westchnął, chowając czytnik w pancerzu ramienia.
- Tia, tia, już nic nie mów, miałeś rację, okej, ogarniam... - botka zaczęła cicho, z wyrzutem do samej siebie, chowając twarz w dłoniach - Po prostu weź tego nie mów Ratchetowi, serio... I tak starczy, że musiałam to usłyszeć od ciebie, kazania od starszyzny będą trzy razy gorsze...
- No wiem właśnie... - młodszy medyk przez chwilę myślał intensywnie, pocierając lekko swoje czoło, niedługo później biorąc głęboki oddech, odsuwając dłoń - Okej, nie powiem Ratchetowi i nie zapiszę tego do twoich dokumentów. ALE. Nie próbujesz sama chodzić, robisz to tylko w mojej obecności, gdy przygotuję Ci miejsce, żebyś miała bezpieczne upadki. I jeśli Ci powiem, że masz czegoś nie robić, masz tego nie robić. Tak?
- Okeeeej, doktorku...
- No. A jak bardzo chcesz, możemy dzisiaj już zacząć z ćwiczeniami. Pójdę tylko po jakąś może matę czy coś.
- No okej, lepsze to niż nic.
- Więc zostajesz tu i nie ruszasz bagażnika z łóżka, rozumiemy się? - Jolt zaczął z lekkim uśmiechem, idąc w stronę wyjścia.
- Oj już dobra, idź, bo się nie doczekam tych ćwiczeń! - botka wyrzuciła dłonie w powietrze z lekkim śmiechem, gdzie bot zawtórował jej w tym, po czym zamilkła, czekając i nasłuchując, gdy bot oddali się od sali.
Fajny ten medyk, lubię jego podejście. Jest miły i wyrozumiały, ale jednak potrafi zrobić lekki opierdol jak musi. Dobrze, że się tobą zajmuje, masz przynajmniej dobrą opiekę.
On to akurat nie jest głównym medykiem. Dowodzącym medykiem jest Ratchet. You know, starszy, taki limonkowy lakier. W holoformie miał limonkowe włosy z czerwonymi paskami. Botka oparła się ramieniem o ścianę przy łóżku.
Limonkowe - ooooh, ten stary gbur. I mean, jest okej, martwi się ewidentnie o was i stara się robisz wszystko, co może, żebyście się szybko wyleczyli. Ale niepokoi mnie fakt, że niby rzuca kluczami francuskimi w pacjentów...
Może to tylko jakiejś legendy oparte na jednym przypadku. No wiesz, może raz musiał w kogoś i to nie był pacjent. Ale plotki i pogłoski poszły i zmieniły formę i treść z biegiem czasu. No w końcu u mnie w szkole plotkowali, że buduję jakiejś bomby atomowe w domu, a to były tylko te początki eksperymentów z kryształami i zmianą ich stanów skupienia.
Tia, fakt, może i masz rację pod tym względem... Fajnie by było podpytać innych pod tym względem, jeśli tego nie robiłaś...
Będąc szczerym chyba jeszcze nie i dziwi mnie to... Ale jeśli będę pamiętać, to tak zrobię! O, o! I miałam podpytać, czy mają jakiejś audiobooki czy jakąś ich formę z treściami na temat ich kultury!
Ooooo! Ej, to nie głupi pomysł! Jak je dostaniesz i będziesz ich słuchać, to mnie zawołaj, chcę tego posłuchać z tobą!
Oczywiście, pani kapitan!
Pfff, jaka pani kapitan ze mnie? Jak jest skromna doradczyni i nawigator, tyś jest kapitanka tego ciała!
Botka zaśmiała na głos cicho, uśmiechając się. Tak, rozmowy z Neutrą naprawdę były czystą przyjemnością. Czuła się wręcz, jakby rozmawiała z trochę mądrzejszą wersją siebie, która rzadziej zapominała.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* jedenasty kawałek Mazurka autorstwa Fryderyka Chopina - just no, posłuchajcie, dokładnie jest na 1 : 11 : 16
** drugi hangar - Mimo iż nie opisałam go, jednak zrobiłam projekcik, jak to będzie końcowo wyglądać, podziemna część także będzie miała taki rysunek poglądowy, jednak to w przyszłości, bo obecnie i tak to nie jest aż tak istotne, plus to trochę czasu zajmie
Sou basically, żółta powierzchnia to będzie "sala główna" w języku drużyny, jest tam platforma, obok której jest komp główny (dosłownie weźcie to z TFP, ale komp i ekrany świecą na niebiesko), a na dole jest Most Ziemny
Na niebiesko jest mini skrzydło szpitalne z magazynkiem leków w pokoiku obok i tak dalej, tam obecnie pacjenci siedzą, gdy podziemie jest ogarniane, mam nadzieję, że tu nie muszę tłumaczyć
No i na czerwono jest parking dla alt-mode'ów (białe linie) i zjazd do podziemi (prawie koło, co ma ciemniejszy kolor) . Ogólnie zjazd jest spiralny i jest on wokół windy dla ludzi (małe kółko w środku)
Jeśli ktoś nie rozumie nadal, to ja nie pomogę
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro