Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

26.

Miało być o wiele dłuższe, ale w sumie jebać

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Narracja trzecioosobowa

Pierwszy wybuch nastąpił bardzo blisko tyłu karetki, przez co ten podskoczył. Dziewczyny były zaskoczone tym gwałtownym ruchem, zareagowały piskiem na to. Nie miały jednak czasu się uspokoić, bo po dłuższej chwili zaczęły się kolejne wybuchy na ulicy, czasem bliżej, czasem dalej Autobotów. Starali się oni jak najlepiej je wymijać, wpadając powoli w znany im bitewny trans. Nie myśleli nad tym co się dzieje, nie zastanawiali się kto i stąd. Jedynie działali, od razu, bez namysłu, byle przeżyć, byle nie zostać trafionym. Łączę komunikacyjne zostało włączone, zaczęły padać pytania kto dokładnie atakuje i stąd. Okazało się, że to z nieba nadlatywały rakiety, które starały się ich trafić. Co oznaczało, że Decepticony ich znaleźli. I pewnie wiedzieli już, co wiozą. Nie mogli już tracić więcej czasu, musieli jak najszybciej zabrać Sześcian. Nie mogli pozwolić, by go stracić. Bynajmniej nie bez walki.

Autoboty chciały zastosować znaną im taktykę - pola maskujące. Jednak nie mogli ich włączyć ot tak, podczas jazdy. Działały one jedynie, gdy maszyneria była statyczna, co oznaczało, że muszą znaleźć się choć na chwilę poza wzrokiem wrogów. I udało się, choć musiało to być bardziej szczęście niżeli ich zdolności. Gdy wjechali bliżej centrum miasta, myśliwiec stracił ich z wizji i zawrócił. Tym razem Starscream zgubił zwierzynę, jednak on i oni wiedzieli, że nie na długo. On nigdy nie tracił celu na długo.

Jednak to musiało im starczyć na tamten moment. Wraz z ludzkimi żołnierzami zatrzymali się między wysokimi budynkami, po czym zbrojmistrz włączył maskowanie, otaczając ich pół-bańką przezroczystej energii. Reszta miasta była wyjątkowo cicha. Żadnych cywili, żadnych jeżdżących aut. Na szczęście udało się ewakuować ludzi z miasta na czas. Żołnierze nie musieli się martwić o nich podczas walk. Czuli się trochę lepiej z tą myślą. Wciąż jednak adrenalina i strach buzowało w nich, niezależnie od tego, czy żołnierz był z Ziemi, czy z Cybertronu. Jedyna różnica między nimi była taka, że po Autobotach aż tak tego nie było widać. W końcu to nie było ich pierwsze spotkanie z Decepticonami, ani pierwsza walka. I mieli uczucie, że też nie ostatnie. Jednak pogodzili się z tą myślą, w końcu ich wojna kontynuowała nawet na innej planecie. Jakie były szanse, ze teraz im się uda w końcu pokonać ich wrogów? Myśląc optymistyczne, minimalistyczne. Zaś myśląc pesymistycznie, praktycznie zerowe.

Ludzcy żołnierze obserwowali pojazdy, z których wysiadały holoformy. Wyglądały dla nich nadzwyczaj niewinnie, na pierwszy rzut oka nie powiedzieliby, że byli to członkowie frakcji wojskowej z innej planety. Jedyne nadzwyczajne elementy, które posiadali, to były nadzwyczaj kolorowe włosy. Zwłaszcza w przypadku Ratcheta, u którego miały zielono-czerwony kolor, Jazza i Hide'a, w kolorach szarości, a także te Bumblebee'go , które miały dziwnie intensywną, blond barwę. Jedynie Optimus, ze swoimi głęboko czarnymi włosami, wydawał się najbliżej "normalności". Oczywiście nie licząc jego błękitnego kosmyka na grzywce. Jednak najbardziej niezwykłe były ich oczy, a dokładnie ich tęczówki. Każdy jeden z nich posiadał je elektrycznie niebieskie, żołnierze mieli wręcz wrażenie, że mogły one wydzielać własne, delikatne światło. Ich widok hipnotyzował ludzi, wręcz przyciągał. Miały w sobie jakąś niewytłumaczalną energię, to "coś", przez które nie można było oderwać wzroku.

Jednak wtedy zobaczyli ją. Wysiadła z tyłu karetki, w towarzystwie zwykłej, młodej blondynki. Nie była jakkolwiek podobna do człowieka, którym dawniej była. Jej ciało było prawie całkowicie z metalu, nie licząc bladej twarzy i długich, brązowo-pomarańczowych włosów. Szary hełm okalający jej głowę, z którego tyłu wyrastały jakby kosmyki. Elementy pancerza klatki piersiowej przesuwały się i delikatnie ocierały o siebie bezdźwięcznie, pozwalając dziewczynie swobodnie się poruszać. Smukłe ręce i nogi ozdobione jakby kolcami delikatnie odbijały światło słoneczne. Jednak, jak u Autobotów, najbardziej niesamowite były jej oczy. Choć ukryte za półprzezroczystą, błękitną szybką, wciąż jednak widać było jasne, błękitne tęczówki  z pomarańczowymi obwódkami i ciemnoszare źrenice. Jak u holoform, jej oczy świeciły. Jednak żołnierze mogli przysiąc, że te światło było silniejsze, bardziej wyraziście.

Bardziej... magiczne.

Cała grupa zebrała się w jedno miejsce, dokładnie przy alt-mode'ach. Autoboty stały przy swoich ciałach, ludzie zaś byli między pojazdami. Jedynymi, którzy tego nie zrobili, byli Ratchet i Bumblebee, w swoich prawdziwych ciałach. Młody żołnierz siedział na uboczu, opierając się plecami o ścianę, podczas gdy medyk w ciszy zajmował się jego ranami. W międzyczasie zaś zaczęły się rozmowy między dowódcami. Głównie było słychać spokojny głos Prime'a  i Lennoxa, czasem przerywane przez trochę niecierpliwego Eppsa. Optimus tłumaczył w skrócie, z czym dokładnie będą się mierzyć, dając nawet swojemu zbrojmistrzowi czas, by dać ludziom instrukcje, jak mogą walczyć z Decepticonami. Po tym przeszli do planu. Co mogli zrobić? A może dokładniej, co muszą zrobić? Oczywiście, najważniejszym zadaniem na tamten moment był zabranie Sześcianu w bezpieczne ukrycie, byle dalej od wroga. Tylko jak go ukryć, skoro byli ciągle ścigali przez jednego z lepszych Seekerów, do którego zapewne niedługo dołączy reszta wrogiej frakcji?

W końcu Lennox dał pomysł, z którym zgodziła się duża część obecnej grupy.  A gdyby sprowokować wroga i zaciągnąć go do walki, by podczas tego chaosu po kryjomu zabrać Sześcian poza miasto, na przykład do pobliskiej bazy wojskowej? Ludzcy żołnierze byli wyraźnie zadowoleni z takiego planu. Jednak lider Autobotów wyraził obawy. Próbował wytłumaczyć, że i tam Decepticony znajdą artefakt, w końcu ten posiada łatwo wykrywalne pole energetyczne, więc w ten sposób narażą bazę na szybki atak. Zwłaszcza, że przeczuwał, że próba zabrania Wszechiskry zostanie bezproblemowo przerwana, co daje wysokie ryzyko zabrania jej przez wroga. Jednak to było tylko przeczucie i Epps szybko odparł, że przeczucie jest często błędne i nie warto aż tak na nim polegać. Dlatego też Prime postanowił nie rozwijać już bardziej dyskusji i przystał na plan. Choć było widać, że boty niepewnie patrzyły na swojego dowódcę, od kiedy powiedział, że ma złe uczucia co do tego pomysłu.

Gdyby tylko ludzie go znali tyle, co oni, wiedzieliby jak bardzo katastrofalnym błędem było niesłuchanie się instynktu Optimusa. Nie wiedzieli, że nie bez powodu miał dumny tytuł Prime'a, jak i Matrycę Dowództwa, ukrytą w jego komorze iskrzanej. Oj nie. On umiał przewidzieć nieprzewidziane, czasem nawet potrafiąc wyczuć gdzie i kiedy jest najbardziej potrzebny. Wśród żołnierzy krążyły nawet plotki, jakoby Matryca pozwalała mu na czytanie w umysłach innych, ponieważ dziwnym trafem zawsze znał uczucia innych, czasem też ich opinie. Choć ten fakt tłumaczył tak, że najzwyczajniej w świecie dobrze zna niektóre osoby i może odgadnąć ich myśli, a reszta często łatwo pokazuje to, co czują. Kto miał rację? Chyba jedynie Primus znał odpowiedź.

Jednak nic już nie mogli zrobić, poza przygotowaniem się do walk i opracowania szczegółów ukrycia Sześcianu. Ratchet do końca opatrzył rany Bumblebee'iego na tyle, by można było go ewakuować, nim walki się rozpoczną. Ironhide rozdzielał małe ilości cybertrońskiej broni między ludzi, by mogli być w stanie skuteczniej się bronić. A Optimus i Lennox ustalili kto i jak zabierze artefakt ze strefy walk. Na końcu plan wyglądał w taki sposób. Acee miała być osobą, która podczas walk zabierze Wszechiskrę na jednej z najwyższych wież, a stamtąd zostanie zabrana do jednej z pobliskich baz wojskowych przez helikopter. W między czasie reszta grupy żołnierzy miała zwabić wroga i utrzymać ich w jednym miejscu na tyle, by nie zauważyli Alicji z Sześcianem.

Dlatego też, ze względu na misję, dziewczyna dostała dodatkowo od zbrojmistrza "podręczną tarczę", która miała chronić ją, gdyby znalazła się zbyt blisko Conów. Choć dla niej wyglądała jak mała, metalowa kostka z przyciskiem na jednej ze ścian, od którego odchodziły błękitne, podłużne światełka. Jednak musiała przyzwyczaić się chyba, że u transformerów wszystkie bronie mogły wyglądać nadzwyczaj niewinnie. Bo okazało się, że po włączeniu tarczy przyciskiem, jej ciało zostanie otoczone kulistą tarczą energetyczną o średnicy około 2 metrów, która przez jakiejś trzy minuty będzie ją chroniła od zewnętrznych elementów, takich jak pociski czy nawet bezpośrednio przed dotykiem wroga.  Niestety, ze względu na małe rozmiary, kostka miała mały magazyn energonu, który go napędza, dlatego też dziewczyna została ostrzeżona, by rozsądnie korzystać z tarczy i włączać ją, gdy to absolutnie konieczne, a także starać się wyłączać ją jak najszybciej, gdy tylko uda jej się oddalić od niebezpieczeństwa. To, wraz z bronią daną już dawno temu, miało jej zapewnić bezpieczeństwo.

Oczywiście w teorii, jak to dobitnie jej przypomniał Ironhide, ponieważ jej szanse przeżycia tak naprawdę zależały od jej refleksu i czasu reakcji, a także umiejętności improwizowania w trudnych warunkach. Co jakkolwiek nie pomogło dziewczynie, która była wyraźnie już zestresowana ostatnimi wydarzeniami. Przeciwnie, Acee czuła się coraz gorzej i gorzej, wraz z kolejnymi słowami mężczyzny. Na szczęście, Optimus od razu to zauważył i zabrał ją na ubocze, by ją uspokoić i zapewnić, że będzie cały czas pod ochroną i Autoboty, więc nic poważnego jej się nie stanie. Jednak, gdy dawał jej do rąk Sześcian, który zdążył jeszcze bardziej zmniejszyć, by mieścił się w dłoni, spojrzał jej prosto w oczy.

- [ang] Wiem, że się boisz. Każdy z nas się boi, że nie przetrwa kolejnej walki. Po prostu tego nie pokazujemy po sobie. W końcu panikowanie nam nie pomoże przetrwać. Jednak strach nas napędza do działania, bo staramy się zrobić wszystko, by przeżyć. Jest możliwy do opanowania, choć może minąć trochę czasu, niż ci się uda. Jednak wierzę, że dasz radę. I pamiętaj, co by się nie działo, zawsze ci pomożemy. Musisz tylko ciągle w nas wierzyć, dobrze?

I z tymi słowami, lider nachylił się w stronę dziewczyny, ujął delikatnie jej twarz w dłonie, po czym złożył lekki pocałunek na jej czole, gdy nie miała swojego wizjera na twarzy. Blada twarz Alicji pokryła się lekkim rumieńcem, który jednak po lewej stronie jej twarzy był już niebieski, zaś po środku był mieszanka tych kolorów. Prime natychmiastowo zauważył tą zmianę. Jednak nie wspomniał dziewczynie o tym. Jedynie puścił jej twarz i owinął ręce wokół niej, przytulając ją czule do siebie. Acee po chwili trwania uniosła dłonie i przytuliła się bardziej do mężczyzny, zamykając oczy. Nie zdawała sobie sprawę, jak bardzo potrzebowała zwykłego przytulenia w takim momencie.

Nagle można było wyłapać huk silników. Wrócił. I nie był tym razem sam. Wszyscy niemal w jednym momencie unieśli swoje głowy, by zobaczyć trzy myśliwce, za którymi podążał helikopter. Jednak nie zaatakowały ich, jedynie przeleciały dalej. Jednak prawie natychmiast było wiadomo, czemu się pojawiły. Sprzęt ludzki do komunikowania się na odległość kompletnie przestał działać, byli więc zmuszeni do używania starszych mikrofalówek. Na szczęście sprzęt botów pozostał nienaruszony. Jednak niedługo po tym Cony znów się pojawiły. I spuściły na nich bomby. Autoboty, które zdążyły się już wszystkie transformować w boty, dały radę przed wybuchami osłonić swoimi ciałami jak najwięcej ludzi, dzięki czemu żaden nie doznał poważnych ran.

Co nie znaczy, że wszyscy mieli tyle szczęścia.

Przy którymś wybuchu można było usłyszeć robotyczny wrzask. Gdy tylko pył trochę bardziej opadł, wiadomo już było, kto oberwał. Bumblebee, który dał radę jedynie osłonić Alicję i Maggie, znajdował bezpośrednio przy bombie, gdy ta wybuchła, przez co rozerwała mu całą prawą nogę i częściowo lewą. Rudowłosa dziewczyna już była przy leżącym bocie i mówiła w kółko coś do niego zrozpaczonym głosem, trzymając dłonie na jego pobrudzonych policzkach. Dopiero Jazz odsunął dziewczynę, by medyk mógł na spokojnie zająć się rannym.

Jednak spokój się skończył. Zaczęło się.

Myśliwce znów się pojawiły, tym razem już pikując w ich stronę. Autoboty zmieniły się w boty i zaczęły do nich strzelać. Żaden nie dał się jednak poważnie zranić, jedynie gwałtownie uniosły dzioby i znów poszybowały w niebo. Wtedy też można było usłyszeć ciężkie klekotanie gąsienic. Na ulicę wyjechał wojskowy czołg z barwach pustynnych. Brawl, boty od razu rozpoznały. Skierował on wieżyczkę w ich stronę. Wiedząc już co się zbliża, wszyscy się ukryli za ścianami budynków, zanim Decepticon puścił pierwszy pocisk, który z hukiem wybuchł po trafieniu w porzucone auto. Wten Hide, w formie pojazdu, z piskiem opon wyjechał na ulicę, pędząc w stronę Cona z pełną prędkością. Ten wymierzył lufą i znów wystrzelił. Jednak zbrojmistrz nagle skręcił na bok, wpadając w drift i unikając pocisku. Wtedy też zaczął się transformować. Czas jakby zwolnił, widać było każdy napinający się siłownik, gdy podczas lotu dłonie bota oparły się na asfalcie, pozwalając mu odbić się nimi i obrócić znów na nogi, którymi także się odbił. Gdy tylko Hide znajdował się w powietrzu, pociski go za każdym mijały, często nawet milimetry od jego pancerza.  Dziwnym wręcz było, jak postać tak wielka i ciężka mogła poruszać się z taką lekkością i gracją.

Brawl, zajęty strzelaniem do zbrojmistrza, nie zauważył srebrnego bota, który pojawił się za Conem i wykorzystał moment, naskakując na jego ramiona, by następnie mocnym kopnięciem oderwać działka z rakietami wroga. Decepticon wyraźnie i głośno warknął, czując ból i nieznany ciężar na barkach. Wyciągnął rękę ze szponami w ich stronę i złapał Jazza za kark, po czym ze zwierzęcym rykiem wściekłości odrzucił Autobota , przez co ten uderzył z hukiem plecami w ścianę pobliskiego budynku. Chłopak jednak na to liczył, bo dzięki temu mógł wyjąć swój podwójny blaster z osłoną i wymierzyć we wroga. Niestety, pocisk zamiast trafić w główny rdzeń, wybuchł na boku Cona, dekoncentrując go znów od zbrojmistrza. To zaś dało botowi czas, by podbiec do wroga i uderzeniem pięści w twarz posłać go parę kroków do tyłu. Ten odwrócił się w jego stronę, gotowy zaatakować, jednak nim dał radę zrobić cokolwiek, Ironhide przyłożył już rozgrzany blaster do jego klatki piersiowej i wypalił. Rozgrzany pocisk energonowy przeszył na wylot ciało Brawla, bezbłędnie niszcząc jego iskrę i pozbawiając go życia. Jednak zbrojmistrza to nie przekonało, że się udało. Dlatego też złapał upadające ciało za głowę i z ogromną siłą ją urwał. Tak dla pewności, że się udało i będzie jednego mniej.

Acee, która do tej pory stała za osłoną wraz z paroma żołnierzami, dopiero otrząsnęła się z szoku, gdy Ironhide krzyknął, by biegła. W tym jednym momencie przypomniała sobie, że wciąż trzymała kurczowo mały Sześcian w dłoniach. Zacisnęła mocno wargi, po czym ruszyła sprintem przed siebie, nie oglądając się za ciałem wroga. Myślała tylko o planie, o dachu budynku, który majaczył w oddali. Będzie dobrze, nie jest sama w tym, ma ochronę, ma Autoboty, powtarzała sobie ciągle w głowie. Słyszała już kolejne huki silników, kolejne dźwięki transformacji. Nie chciała patrzeć w ich stronę, jedynie biegła, biegła i biegła, unikając jak najlepiej przeszkody. Jednak wtedy niedaleko przed nią coś wybuchło, otaczając ją gryzącym i duszącym dymem, który jednocześnie blokował jej wizję. Natychmiast znalazła się jak najbliżej jakiejś ściany, by ktoś jej nie zdeptał przez nieuwagę, kaszląc intensywnie i starając się pozbyć łez z oczu. Wtedy też, jakby jej ciało instynktownie zadziałało, jej twarz pokryła metaliczna maska, łącząc się z wysuniętym wizjerem i odcinając ją od dymu i dając jej możliwość widzenia trochę lepiej. Zaczęła starać się oddychać głębiej, rozglądając się dookoła.

Mogła zauważyć, jak metaliczne nogi poruszały się, rozganiając dym na boki i odsłaniając całe ciała Autobotów, które mimo podobnych problemów z oddychaniem (choć z tego, co wiedziała, u nich się nie "oddychało", tylko "wentylowało"), wciąż starali się trafić latające wciąż Seekery. Jednak niewiele minęło, gdy rozległ się o wiele potężniejszy huk silników odrzutowych. W jednym momencie myśliwce zniknęły, zastąpione większym samolotem, który jakkolwiek nie wyglądał na ziemski model. Na ten widok, wszystkie Autoboty doznały tej samej myśli.

Megatron.

Decepticon zaczął pikować prosto w stronę grupki Autobotów, jakby kompletnie ignorując wszystkie pociski, które go trafiały. Gdy był już blisko ziemi i zaczął się transformować, boty natychmiastowo wycofały się za budynki, chcąc na szybko przeładować bronie. Jednak Jazzowi nie udało się zdążyć. Nim dał radę uciec, poczuł szpony zakleszczające się wokół jego lewej kostki, a po chwili cały świat obrócił się do góry nogami, gdy został uniesiony, by już po chwili być naprzeciwko krwistoczerwonych optyk. Zanim mógł jakkolwiek zareagować, Megatron wyskoczył w górę, włączając silniki na plecach i wystrzeliwując w powietrze. Ludzcy żołnierze, którzy do tej pory nieprzerwanie strzelali w Cona, przestali, nie chcąc omyłkowo trafić w srebrnego bota. Mogli jedynie patrzeć, jak wódz Decepticonów wynosi obojgu ponad budynki, w końcu lądując na dachu jednego z nich.

Jazz czuł coraz silniejszy strach. Walka sam na sam z tym wrogiem była wręcz gwarantowanym, przedwczesnym spotkaniem z Wszechiskrą, miał tak naprawdę zerowe szanse na to, że przeżyje. Jednak... jeśli już ma zgasnąć, chce przed tym zadać mu jak największe rany. By przynajmniej inni mieli łatwiej go pokonać. Zaczął się szarpać na boki z całą siłą, jaką miał, wysuwając blaster. Słyszał, jak Con zaczął coś syczeć w ojczystym języki, gdy bot zaczął wystrzeliwać magazynek na niego. Jednak to prawie natychmiast przerodziło się w ryk bólu, gdy jeden z pocisków trafił w jego optykę. W tym samym momencie Jazz poczuł,  jak mu iskra podchodzi pod gardło, gdy Megatron puścił go, przez co ten zaczął spadać. Był wręcz pewny, że uderzy z pełnym impetem w asfalt, co go mogło nieźle pokiereszować , jak nie gorzej. Na jego szczęście, Hide był niedaleko i dał radę złapać go w ręce. Chłopak podziękował mu na szybko za to, zeskakując na miękkich nogach na ziemię. Przeżył. Nie wiedział, jak wielkiego musiał mieć farta, by trafić Cona, jednak będąc szczerym, nie chciał wiedzieć. Nie chciał jakkolwiek myśleć o fakcie, że był kolejny raz tak blisko śmierci.  

Dobra, czasem powtarzał "Do it in the style or don't do it at all", ale jednak wolał zgasnąć w domowym zaciszu, a nie przez eksplozję czy rozerwanie ciała. (If you know, you know ;)  I'M SORRY, I HAD TO SAY IT- )

Jednak nie mógł sobie pozwolić na chwilę, by ochłonąć po tym przeżyciu. Walki wciąż trwały. I musiały trwać, póki Sześcian nie będzie już poza miastem. A Alicja, która obecnie znów biegła przed siebie, chciała to zrobić jak najszybciej. Bała się każdego wybuchu, każdego huku wystrzelonego pocisku, każdego upadku robotów, który sprawiał, że wszystko wokół zaczęło się trząść, czasem prawie ścinając ją z nóg. Nie chciała tam być, nie chciała jakkolwiek uczestniczyć w walkach. Jednak już nie miała wyboru. A skoro wszystko skończyło się, jak skończyło, mogła tylko zrobić jedno. Wykonać swoje zadanie jak najlepiej.

No i przeżyć, ale to też przy okazji.

Widziała, jak Megatron i Optimus oddalili się od niej, pochłonięci walką, słyszała ciężkie kroki Autobotów i ich krzyki, wydające rozkazy i ostrzegające siebie nawzajem o zbliżających się Seekerach. Nie myślała o tym wszystkim, skupiała się jedynie nad biegiem, nad unikaniem przeszkód. Wten huk, wstrząs, zdążyła jedynie zauważyć dwie, metaliczne nogi niemalże tuż przed nią, nim ogromna dłoń otoczyła ją, by po chwili puścić przy budynku. Wtedy też zobaczyła, że to Hide zabrał ją od Decepticona, który wylądował tuż przy niej. Dała radę dosłyszeć krzyk zbrojmistrza, że "Blackout dołączył", nim wspomniany wystrzelił w ich stronę. Ironhide natychmiastowo zrobił unik,  przez co pocisk trafił w budynek, przy którym stała Acee. Ta jednak zdążyła złapać małe urządzenie od zbrojmistrza, które do tej pory było doczepione na magnetycznym pasku na boku bioder, i włączyć je. Błyskawicznie, niemalże w jednym momencie, sześcian się rozłożył na cztery, pokazując drzemiącą w środku lewitującą kulkę energii, z której od razu wystrzelił błękitny promień światła, który otoczył ją bańką.

Cały gruz, który by normalnie spadł na nią, zapewne od razu zabijając, jednak z hukiem uderzył w tarczę, powodując pojawienie się świetlistych pęknięć na jej powierzchni, i ułożył się wokół niej. Dziewczyna od razu rozejrzała się, po czym zaczęła najprościej przesuwać się na bok, dzięki czemu kawałki ściany przesuwały się z tarczą, dając jej przejście. Gdy już widziała, że gruz na nią nie spadnie, wyłączyła tarczę, znowu ją przyczepiając na pasie, obok Sześcianu. Na jej oko minęło trochę ponad minutę z włączoną tarczą, więc powinna mieć jeszcze zapas w razie kolejnej alarmującej sytuacji. Jednak miała nadzieję, że nie będzie musiała więcej jej używać.

Rozejrzała się, zauważając od razu, że tamtemu Conowi, dzięki działkom z rakietami, udawało się trzymać z daleka od siebie Autoboty, nie pozwalając im się zbliżyć. Dziewczyna mogła jedynie patrzeć na to zrezygnowana. To była jedyna uliczka, która prowadziła do miejsca zabrania Sześcianu i teraz była zablokowana przez wroga. Jednak skoro nie da się podejść... Może się uda go załatwić na odległość. Acee skupiła swoje myśli wokół bransoletki od zbrojmistrza, a zwłaszcza na breloczce o wyglądzie łuku. Usłyszała znany jej dźwięk transformacji, po czym poczuła otarcie czegoś o  jej prawą rękę, na co zareagowała schwytaniem nowo stworzonego łuku za majdan. Zerknęła na piękne, głęboko pomarańczowe ramiona połączone jakby złotą cięciwą. Długość ich była odpowiednia dla jej wzrostu, tak samo jak masa. Jakby był idealnie zaprojektowany dla jej ciała.

Tylko do cholery czym ona może strzelać, nie miała strzał. 

Przełożyła broń do lewej dłoni, prawą łapiąc cięciwę, którą lekko naciągnęła, by ocenić jaki może posiadać naciąg. I wtedy zaczęła się cała magia. Od jej dłoni oderwały się ogniste cząsteczki, od razu lecąc do łuku, by już po chwili naciągnięta była strzała złożona z płomieni, które wciąż się ruszały. Dopiero bliższy wybuch wyrwał Alicję z zaskoczenia. Naprawdę chciała porozmyślać nad tym, jak to mogło działać, jednak to nie była dobra chwila na to. Dziewczyna szybko podbiegła do zbrojmistrza, który właśnie schował się za jedną ze ścian. Gdy tylko ten ją zauważył, od razu spytał, co jej strzeliło do głowy, by tutaj podchodzić, na co Acee od razu odpowiedziała, że ma plan, tylko Ironhide musi  ją podrzucić w powietrze tak , by Con nie mógł jej zauważyć a ona mogła go ustrzelić. Widać było, że bot nie jest przekonany, gdy wyglądał zza budynku, jednak po chwili mruknął cicho pod nosem coś po cybertrońsku.

- Dobra, podrzucam cię raz, robisz to, co chciałaś, i cię łapię. I nie podpierdol mnie Prime'owi, bo inaczej oboje mamy przejebane, zrozumiałe?

Dziewczyna entuzjastycznie się zgodziła na to, wchodząc po chwili na wielką dłoń zbrojmistrza, która się po chwili uniosła, gdy ten stanął na nogach. Zaś gdy Acee dała mu znak, że jest gotowa, bot wyrzucił ją prosto w górę, przez co ta znalazła się prawie na wysokości dachów niektórych budynków.

Wszystko wokół znacznie zwolniło. Czuła każdy kosmyk rozwiewany przez wiatr, każdy syczący oddech, który brała. Skupiła się na jednym punkcie - twarzy Cona. Pozwoliła, by jej dłonie same zadziałały. Łuk uniósł się, cięciwa naciągnęła, a strzała skierowała się w stronę Blackouta. Wdech, wydech. Dziewczyna rozluźniła palce prawej dłoni. Syk przeszywanego powietrza, płomienie wystrzeliły. Czas znów zaczął normalnie płynąć. Serce podeszło jej do gardła, gdy grawitacja zaczęła ciągnąć ją do ziemi, jednak nie oderwała wzroku od strzały, która mknęła prosto do celu. I wtedy rozległ się ryk bólu. Con uniósł dłonie, zasłaniając nimi twarz, na której wybuchł ogień. Udało się. Udało się, trafiła prosto w cel! Zacisnęła dłoń na łuku, czując jak jej kąciki ust unoszą się w lekkim uśmiechem, który od razu opadł, gdy nagle wszystko dookoła pociemniało, a jej ciało zarejestrowało nagłe zatrzymanie na czymś metalowym. Szybko się rozejrzała się, gdy ciemność ustąpiła, pokazując jej zbrojmistrza, który trzymał ją na swoich dłoniach. Dziewczyna na szybko podziękowała mu, na co Hide odparł "Twoje bycie szalonym pasuje do tego oddziału", odkładając ją na ziemi. Acee uznała te słowa za komplement, zwłaszcza że Ironhide wyglądał na takiego, który mało takowych mówił.

Oboje usłyszeli huk upadku czegoś. No tak, walki wciąż trwają. Bot wychylił się, mówiąc dziewczynie, że Con padł, wykończony przez resztę. Ta jedynie kiwnęła na to już z poważną miną, mówiąc na szybko " trzymajcie się bardziej na tyle", nim ruszyła znów przed siebie. Słyszała, jak boty na szybko komunikują się między sobą, jednak nie skupiała się już na tym zupełnie. Była już prawie w połowie drogi, musiała przyśpieszyć. Ale jak, skoro wszystkie Autoboty były zajęte walkami, a nie chciała brać jakiegoś cywilnego auta, który został porzucony. I tym razem jej własne ciało ją zaskoczyło. Zaczęła czuć dziwne parcie na podeszwach stóp, dlatego na szybko znów się schowała między budynkami, chcąc obejrzeć na szybko nogi z myślą, że mogło coś się wbić w nie. Jednak gdy tylko uniosła jedną z nich, podeszwa rozsunęła, po czym wysunęły się cztery kółka w układzie i wyglądzie tym od rolek. Zamrugała kilka razy zaskoczona tym, ostrożnie stawiając je na ziemi. Jeździły prawidłowo, bez żadnych bóli czy dyskomfortu dla jej ciała. Stanęła na nodze z kółkami, unosząc drugą lekko w górę, by kółka mogły się wysunąć, by następnie stanąć na nich. Jednak prawie od razu była bliska wywrócenia przez pobliski wybuch.

Fuck, trzeba się naprawdę śpieszyć.

Wraz z tą myślą ruszyła jak najszybciej, wyjeżdżając na ulicę i kierując się od razu byle dalej od walk, które znów się zaczęły. Przebierała nogami najszybciej  jak tylko mogła, starając się jak najbardziej efektywnie omijać porzucone pojazdy. Mieszkańcy miasta musieli być wyraźnie ewakuowani w pośpiechu, bo auta czasami blokowały naprawdę sporą część asfaltu. W pewnym momencie usłyszała huk lądowania czegoś ciężkiego za nią. Domyślając się, co to mogło być, zajechała za jakiś samochód, by po chwili móc patrzeć z ukrycia na smukłego bota, którego lakier był w większości czarny z fioletowymi akcentami. Jego chude ręce, prawie dosięgające ziemi, wyglądały jak płaty skrzydeł, przez co dziewczyna uznała, że alt-mode tego transformera musiał zdecydowanie być latający. Nogi były jednym z dziwniejszych elementów, bo posiadały one zgięcia jak tylne nogi u części zwierząt. Stał on tyłem do niej, jakby w ciszy oglądając walki w oddali. Gdy Alicja patrzyła na Cona, gdy ten wysuwał z pleców dwie pary mechanicznych macek, poczuła coś w głębi siebie... Jakby déjà vu? Choć nigdy wcześniej nie widziała jego robota na oczy, wciąż jednak jej umysł szeptał - w nim jest coś, co znasz. Wtem ten się odwrócił w jej stronę, pokazując idealnie gładki, głęboko czarny ekran na miejscu twarzy.

Oboje zamarli, patrząc na siebie nawzajem w bezruchu, gdy czas wokół nich zwolnił. Ich myśli przeszyło identyczne wręcz uczucie - czuli coś znajomego w drugiej osobie. Jakąś energię, którą znali... Jednak nie mogli sobie przypomnieć. Zwłaszcza, że taka myśl była irracjonalna, przecież widzieli się pierwszy raz. Więc czemu mieli przeczucie, że jednak to było kłamstwo?... Czy naprawdę była możliwość, że to nie było ich pierwsze spotkanie, że już się znali?... Żadne nie znało wtedy odpowiedzi.

Wten dalszy wybuch wyrwał ich z odrętwienia. Soundwave odwrócił się w stronę zbliżających się Autobotów, po czym wyskoczył w powietrze, transformując się w smukły dron bezzałogowy Predator, wystrzeliwując prosto w niebo. Nie dał nawet szans botom, by się do niego jakkolwiek zbliżyły. Zaś Alicja wyrwała się ze swoich myśli, po chwili wyjeżdżając zza auta i znów ruszając w stronę miejsca przechwytu. Była już tak blisko, widziała już doskonale budynek, jeszcze chwila i będzie na miejscu!

Nagle coś przeleciało nad nią, lądując w hukiem zgrzytem metalu o asfalt, okazując się Ironhide'em rzuconym przez wroga. Dziewczyna obróciła się na bok, chcąc zatrzymać się przed nim zaryciem kółek, jednak zbyt się pochyliła i poleciała do tyłu, lądując na plecach, przez co poczuła ból w swoich "skrzydłach", które przygniotła. Niewiele jednak wiedziała, że ten upadek miał o wiele poważniejsze konsekwencje.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

4340 słów, let me die

A rozdział miał być dwa razy dłuższy i ciągnąć się aż do końca walk

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro