Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23.

Pov. Acee

Zbyt dobrze wiedziałam, do kogo należały te krzyki. I zbyt dobrze wiedziałam, co trzeba robić. Moje nogi same wyrwały do przodu, gdy sprintem ruszyłam w stronę, skąd słyszałam głos żółtego Autobota. Maggie coś jeszcze krzyczała, jednak nie zaprzątałam sobie tym jakkolwiek głowy. Ważniejszy był wtedy mój strażnik.

Po chwili zamarłam przerażona na widok, który zastałam po wejściu do jakiejś większej sali. Kilkunastu mężczyzn trzymało długie rury zakończone dyszami, z których wylatywał nieziemsko zimny gaz. Leciał on prosto na leżącego i przykutego do podwyższenia Bumblebee'go, który próbował się uwolnić, choć wyraźnie już to robił ostatniem sił. Po chwili nasze spojrzenia się skrzyżowały. Moje przerażone, jego wycieńczone i pełne bólu. Obraz mi się aż lekko rozmył, gdy poruszył ustami, chcąc wyraźnie powiedzieć " Acee... Pomóż... B-błagam... ".

Nagle z kolców nad nim rozległ się trzask, a wtedy też między nimi a pancerzem bota przeskoczył prąd. Całym ciałem Bumblebee'go wstrząsnął wymuszony, silny skurcz siłowników, czemu towarzyszył krzyk bólu bota i odgłosy pękania jakiś części. Do oczu nabiegło mi więcej łez, jednak musiałam skupić się na ważniejszej rzeczy.

Podbiegłam do najbliższego naukowca, wyrywając mu z dłoni rurę, którą z dziką radością cisnęłam na ziemię. Zauważyłam kątem oka, jak Maggie, a także Glen i paru żołnierzy, którzy chwilę po nas weszli, robi to samo, co ja. Niestety jednocześnie naukowcy podbiegli do nas, chcąc nas pewnie powstrzymać. Skupiłam się i, gdy poczułam WIST'a w dłoni, skierowałam lufę prosto w górę i parę raz wystrzeliłam. Pociski błękitnej energii trafiły w jakiejś rury na suficie, czemu towarzyszyły iskry i małe wybuchy. Wszyscy dookoła zamarli, przez co można było usłyszeć moje cichutkie dyszenie i zduszony oddech bota.

- WSZYSCY MANATYCHMIAST ZOSTAWIĆ GO I STANĄĆ PRZY ŚCIANACH - ryknęłam donośnym głosem, kierując się powoli tyłem do Bumblebee'go. Większość błyskawicznie to zrobiła, zostawiając rury i odsuwając się byle dalej. Kilku jednak nie posłuchało, najwyraźniej za nic nie chcąc skończyć zamrażać robota. Przekonałam ich jednak paroma strzałami w podłogę tuż przed nimi, przez co również odsunęli się od bota. Gdy już wszyscy byli dostatecznie daleko, obejrzałam się szybko za siebie.

Bumblebee leżał z lekko otwartymi, przygaśniętymi optykami, z trudem łapiąc hausty powietrza, przy czym jego klatka piersiowa gwałtownie unosiła się i opadała w drżących ruchach. Co jakiś czas dostawał mimowolnych skurczów siłowników, co go wyraźnie strasznie bolało. Zdołałam nawet zauważyć, jak małe krople oleju wypływają z optyki, po chwili niknąc między fragmentami pancerzu odsłaniającego jego policzki. On... on płakał...

Poczułam, jak wargi mi zadrżały i łzy znów napływały mi do oczy. Jak mogli... Jak mogli mu to zrobić... Pistolet zmienił się w brelok, który przyczepił się sam do bransoletki, gdy podbiegałam do podwyższenia, na które po chwili wskoczyłam. Przyklęknęłam przy głowie bota, patrząc na niego lekko rozmglonym wzrokiem, starając się do niego uśmiechnąć w taki sposób, by dodać mu trochę otuchy.

- [pl] Shh, Bee, spokojnie, jestem... Już jest dobrze, jestem obok... Nie bój się, już cię nie skrzywdzą... Nie pozwolę już na to... - zacząłem cicho do niego mówić, starając się na jak najbardziej uspokajający głos, przy okazji głaszcząc go wierzchem dłoni po policzku.

Bot powoli obrócił głowę w moją stronę, wpatrując się we mnie swoimi przygaszonymi optykami, przy których powieki z trudem się trzymały w górze. Posłałam mu łagodny i słaby uśmiech, co ledwo widocznie, ale odwzajemnił. Siadłam wygodnie z wyciągniętymi do przodu nogami, delikatnie kładąc na nich jego głowę, po chwili znów głaszcząc go po policzku. Nie obchodziło mnie, że był zimny jak diabli. Nie ważne było, że ciężar jego głowy nieźle zadał się moim nogom. On potrzebował poczuć, że nie jest już sam.

Pozwoliłam, by delikatnie wtulił twarz w mój brzuch, co mu ułatwiłam, ostrożnie przytulając go do siebie. Po chwili uniosłam wzrok na jego skrępowane ciało, którym wciąż szarpały coraz słabsze skurcze. Obróciłam głowę w stronę najbliższych mnie naukowców, którzy wyraźnie się skulili w sobie pod wpływem mojego wzroku. Chociaż dlaczego oni się mnie boją? Jestem tylko młodą dziewczyną! Dobra, celowałam w nich, fakt, ale przecież ich jest o wiele więcej!

Musisz jeszcze trochę poczekać, wtedy zrozumiesz...

- [ang] Uwolnić go. - warknęłam głośno, mrużąc oczy za okularami.

Trzech naukowców spojrzało na żołnierzy, którzy ruchami głów ponaglili ich, by mnie posłuchali. Więc niepewnie podeszli do podestu, zaczynając coś gmerać przy zapięciach Autobota. Po chwili rozległ się cichy syk mechanizmów i obręcz rozdzieliła się na dwie części, uwalniając lewy nadgarstek bota. Bumblebee jednak nawet tego nie zauważył, wyraźnie zbyt wyczerpany na reagowanie na tak małe szczegóły. Moje serce ścisnął silny żal i współczucie wobec niego. Wciąż nie mogłam uwierzyć, jak można było być tak bezdusznym, tak bezwzględnym, żeby go tak poważnie skrzywdzić. Przecież mogli go nawet zabić! Ostrożnie objęłam ramionami jego głowę, nachylając się nad nią i jednocześnie spoglądając na ludzi, którzy zajęli się kolejnym zapięciem.

- Bee, Sześcian jest tutaj... I... Megatron też niestety jest.... Niedługo pewnie uwolni się z zamrożenia... - powiedziałam cicho, ostrożnie jeżdżąc palcami po fragmentach pancerza, które ułożone były w hełm okalający jego głowę. Mech wyraźnie drgnął.
- I-inni wiedzą?... Jadą tu j-już?... - z trudem odezwał się drżącym głosem. Delikatnym ruchem pogłaskałam go po twarzy, sunąc opuszkami palców po częściach układających się w coś przypominające metalowe brwi.
- Nie, nie mogę się z nimi połączyć, jesteśmy na zbyt dużej głębokości... Nie możemy na nich czekać, musimy sami zabrać Wszechiskrę i jak najszybciej wyjść stąd... Ale z twoim stanem... - westchnęłam z bólem, patrząc na jego ciało, które już tylko co jakiś czas łapało słabe, mało zauważalne skurcze - Borze sosnowy, teraz naprawdę pierwszy raz żałuję, że nie jestem w twoim wzroście. Mogłabym ci jakoś pomóc wstać, a tak to...
- C-czujesz się jak... mrówka przy mnie?... - zamrugałam zaskoczona, opuszczając wzrok na jego słabo uśmiechniętą twarz. Po chwili sama się z trudem zaśmiałam, opierając delikatnie czoło o jego głowę.
- Wypraszam sobie, aż taka mała to ja nie jestem...

Bot także się zaśmiał cicho, jednak po tym wstrząsnął nim silny odruch kasłania, przez co kilkanaście, o ile nie kilkadziesiąt kropel energonu wylądowało na mojej bluzie. Nawet się tym zbytnio nie przejęłam, bardziej zajęłam się delikatnym i ostrożnym wycieraniem rękawem bluzy ust Bumblebee'go. Leżał już tylko z zamkniętymi optykami, starając się uspokoić rytm oddechu.

- Shhh, spokojnie Bee, oddychaj... - szeptałam cicho, spokojnie głaszcząc wolną ręką jego policzek, chcąc mu pomóc nadać odpowiedni rytm brania powietrza - Tak, dokładnie tak, powolne oddechy... Przede wszystkim musisz się uspokoić... Shhh, powoli, bez pośpiechu...

Bot przymknął optyki, pogłębiając lekko oddech i starając się go uspokoić, co powoli mu się udawało. Nachyliłam się ostrożnie nad nim i czule ucałowałam jego zimny metal przy kąciku ust. Było to dziwne uczucie, jednak wyraźnie warto było, bo bot się nieznacznie uśmiechnął. Widząc to, zrobiłam tak znowu, przez co kącik ust trochę wyżej się uniósł. Ostrożnie przytuliłam jego głowę, chcąc go tak choć troszkę ogrzać. Jednak w chwili, gdy usłyszałam czwarte puszczenie obręczy, spojrzałam na bota.

- Bee, musimy iść po Kość. Nie możemy czekać... - powiedziałam cicho. Jedna część mnie naprawdę nie chciała jakkolwiek zmuszać Bumblebee'go do ruszania się, by jego ewentualne rany nie pogłębiły się. Jednak nie mieliśmy już czasu.
- Wiem, wiem... D-daj mi chwilę...

Puściłam jego głowę i odsunęłam się, wysuwając spod jego głowy trochę zdrętwiałe nogi. Bee wziął głębszy oddech, opierając się łokciami za sobą i powoli wstając do siadu. Ręce mu zaczęły przy tym dygotać, twarz wykrzywiła się w grymasie bólu, a dłonie zacisnęły się w pięści. Jednak udało mu się usiąść o własnych siłach, gdzie starał się znów unormować branie oddechów.

- Już spokojnie, oddychaj... - czule głaskałam jego pancerz na prawej dłoni, patrząc zatroskanym wzrokiem na jego blade, wycieńczone optyki - Świetnie ci poszło, jest już dobrze... Odpocznij chwilę, zasłużyłeś na to... Dobrze, teraz powoli wstajemy... Tak, właśnie tak, bez pośpiechu, stopniowo...

Z trudem i powoli, jednak udało mu się stanąć na lekko drżących nogach, biorąc mnie przy okazji na swoje lewe ramię. Trzymałam dłonie na jego kablach szyjnych, które delikatnie głaskałam, chcąc mu tak dać jakkolwiek otuchy i wsparcia. Gdy już nogi przestały tak drżeć, powoli ruszył do przodu w stronę wyjścia, opierając się dłonią o ścianę. Żołnierze, którzy do tej pory nam towarzyszyli, także ruszyli, otaczając bota w takiej odległości, by ich przypadkiem nie zgniótł. Maggie i Glen postanowili iść dość blisko naszej prawej strony, często zerkając na żółtego bota z mieszaniną fascynacji i przerażenia. Bumblebee postanowił ich zignorować, spoglądając na mnie.

- [pl] Gdzie jest Sześcian?... - spytał cichym głosem.
- Idź prosto tym korytarzem, za chwilę będziemy w sali z nim. Jak się trzymasz, już lepiej się czujesz?
- Bywało gorzej, nie takie tortury się przeżywało na wojnie... - zaśmiał się lekko, jednak po chwili uśmiech zmienił się w grymas bólu. Było to przez ramię, które złapał skurcz, przez co te lekko podskoczyło. Uniosłam dłoń i czule pogłaskałam obudowę jego walcowatych uszu.
- Niedługo Doktorek się tobą zajmie, tylko musimy wziąć Wszechiskrę i stąd wyjść...
- Ratchet nie musi mnie oglądać, czuję się świetnie!...
- Na pewno, a ja to Kim Kardashian.
- No słuchaj, nie widać, dupę sobie odczepiłaś?

Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu i lekkiego uderzenia dłonią w czoło. Autobot zawtórował mi cicho śmiechem.

- O matko naturo, to było takie suche... Przez ciebie ta zapora nie ma sensu, bo cała woda wyparowała!
- Ma się ten dar. - strzepnął z prawego ramienia niewidzialny kurz, na co wywróciłam rozbawiona oczami.

Nim zauważyliśmy, przeszliśmy do sali z Wszechiskrą. Bee wtedy nagle spoważniał, dokładnie lustrując wzrokiem powierzchnię Sześcianu, po chwili kierując się w jego stronę. Gdy już zbliżyliśmy się dość blisko do artefaktu, poczułam coraz to większą temperaturę kryształu, który po chwili przestał jakkolwiek dotykać mojej skóry. Zaskoczona opuściłam wzrok w dół, spoglądając na kamień, który unosił się w powietrzu, ewidentnie kierując się w stronę Wszechiskry. Spojrzałam na Bumblebee'go, który nadal zbliżał się do niej. Wzięłam głębszy oddech, po chwili unosząc wzrok na Sześcian. Im mniejsza odległość nas dzieliła do niego, tym wyraźniej mogłam wyczuć energię drzemiącą w Wszechiskrze. Pulsowała miarodajnym, spokojnym rytmem, jakby nęcąc nas coraz bliżej siebie.

W końcu byliśmy już prawie pod Sześcianem. I wtedy też, w jednym momencie, symbole zaczęły wydzielać silne, migoczące, biało-błękitne światło, jakby w środku artefaktu został podświetlony ogromny, przezroczysty kryształ. Mimowolnie stanęłam na ramieniu Autobota, patrząc w górę i nie mogąc oderwać wzroku od tego przepięknego spektaklu świateł.

Coś błysnęło nagłym, bardzo mocnym światłem o kolorze bieli, zakrywając cały obraz. Później była już tylko ciemność.

Narracja trzecioosobowa

Energia z Sześcianu gwałtownie wydobyła się w formie łudząco podobnej do biało-błękitnego piorunu, z impetem uderzając prosto w kryształ i dalej klatkę piersiową Alicji. Ta pisnęła bardziej przez zaskoczenie, choć też i przez ból. Przepływ mocy Wszechiskry przeniósł się po jej ciele na Bumblebee'go, co go aż ścięło z nóg. Kolana pod nim się samoistnie ugięły, przez co padł na ziemię. Dziewczyna wtedy nieprzytomnie pochyliła się do tyłu, po czym runęła w dół. Czarnoskóry żołnierz, który był najbliżej ich, zdążył dobiec i złapać Acee, nim ta uderzyła w ziemię. Bumblebee dopiero po chwili oszołomienia podniósł się do siadu, trzymając się jedną ręką za głowę. Wciąż czuł mimochodem oddziaływanie energii, co było dla niego co najmniej dziwne, a na pewno nieprzyjemne.

Po chwili oszołomienia zdał sobie sprawę, że nie czuje już ludzkiej femme na swoim ramieniu. Podniósł przez to szybko wzrok i rozejrzał się, zauważając czarnoskórego mężczyznę, który klęczał obok ewidentnie nieprzytomnej Acee, zaś do nich już podbiegali Maggie i młody brunet.

- [ang] Powinno być dobrze z nią, oddech i puls ma w normie. - odezwał się Epps, ostrożnie kładąc dłoń dziewczyny na jej brzuchu po sprawdzeniu jej funkcji życiowych.

Żółty bot odetchnął głęboko z ulgą, słysząc owe wieści. Jednak poczuł coś... Tak głęboko w Iskrze. Coś, czego tak dawno nie odczuwał. Dziwne, niepokojące uczucie budziło się w nich, gdy patrzył na drobne i blade ciało rudowłosej. Choć im dłużej na nią patrzył, zaczynał widzieć kogoś innego... Także dziewczyna, o krótkich, ciemnych blond włosach, której twarz była pokryta delikatnymi piegami. Miała poranione całe ciało, podarte w niektórych miejscach ubrania, zaś z kącika ust wypływa powoli kropelka krwi. Wszystko dookoła zostało okryte czernią, patrzył jedynie na te maleńkie i kruche ciało...

- BEE, BŁAGAM, UCIEKAJ!!

Raz już zawiódł. Tym razem nie popełni tego samego błędu.

Mimo bólu wszystkich swoich podzespołów, które wręcz krzyczały o jego fatalnym stanie, powoli podniósł się na nogi i zrobił krok w kierunku Alicji. Żołnierze, widząc jego ruch, od razu zrobili mu miejsce. Jedynie Maggie została na miejscu, patrząc na robota. Oczywiście bała się go. Jednak zaczynała zauważać, że gdyby nawet chciał, to nie dałby rady jej świadomie zranić. Jego ruchy były ociężałe i powolne, każdy krok wyraźnie go bolał, raz na jakiś czas cichutko syczał, jakby podczas ruszania się jego ciało czuło coraz gorszy ból.

Po chwili bot przyklęknął obok nich, bardzo ostrożnie głaszcząc palcem policzek Acee. Jednak zamiast jednolitej, miękkiej skóry poczuł kawałki twardego materiału, jakby przymocowane do jej ciała. Delikatnym ruchem obrócił jej głowę tak, by każdy mógł zobaczyć lewy policzek rudowłosej. Były na nim szare płytki metalu, które w powolnym, ale zauważalnym tempie rosły, by połączyć się w jedną, całą płytę okrywającą jej szczękę. Maggie spojrzała na żółtego bota zaskoczona, jednak ten był tą sytuacją tak samo zdziwiony. Dopiero po chwili, z przerażeniem, zrozumiał, co się z nią dzieje.

Jej przemiana się zaczęła. Energia Wszechiskry musiała sprawić, że jej ciało zaczęło się już samoistnie transformować.

- Musimy stąd wyjechać jak najszybciej, Megatron nie może dostać Sześcianu. - rzucił, zaskakująco szybko wstając na nogi i podchodząc do artefaktu.
- Jak niby go zabierzesz, jest za wielki nawet jak na ciebie! - krzyknęła blondynka, podnosząc Alicję tak, by oprzeć ją o swoje ciało.
- A kto powiedział, że to jego jedyny rozmiar?

Bumblebee przyjrzał się jednemu z wierzchołków, który był niewiele wyżej niż jego głowa, po czym zaczął przemieszczać poszczególne, do tej pory niewidoczne, elementy. Po całej Wszechiskrze przeszedł impuls błękitno-białej energii, po którym zaczęła się cała seria transformacji. Wszyscy patrzyli z podziwem, jak Sześcian zaczął od góry dzielić się na mniejsze bryły, które przemieszczały się w dół i na boki, wnikając w inne części. Po paru chwilach w dłoniach bota była o wiele mniejsza wersja Wszechiskry. Parę razy "kopnęła" go energią, jednak teraz jedynie poczuł delikatne łaskotki na palcach.

Gwałtownie, gdzieś w głębi bazy, rozległy się huki niszczenia i potężne ryki, na co aż skrzydła Autobota lekko się opuściły. Podszedł do dziewczyn, by niedaleko nich wyjątkowo powoli transformować się w Camaro, otwierając drzwi od strony pasażera. Sześcian, wcześniej trzymany przez bota, teraz wylądował miękko na tylnych siedzeniach.

- Dajcie ją do mnie. - rzucił z zaciśniętymi wargami.

Dopiero teraz zdał sobie sprawę, jak głupio postąpił, transformując się. Wszystkie części zaczęły go wręcz palić, a niektóre wciąż nie chciały ustawić się w odpowiednim miejscu, mimo jego usilnych prób. Czuł do tego rwący ból w okolicach prawego koła spowodowane regenerującą się jeszcze oponą. I tak walczył z tym wszystkim. Był strażnikiem Acee i musiał robić wszystko, co w jego mocy, by ta była bezpieczna, nie liczył się jakkolwiek koszt.

Jeden z żołnierzy wziął Alicję na ręce i położył ją ostrożnie na fotelu, którego oparcie było już maksymalnie położone. Bee sam zamknął drzwi i już miał ruszyć w stronę wyjścia, gdy nagle podbiegła do niego blondynka, kładąc rękę na porysowanym dachu alt-mode.

- Poczekaj, mogę jechać z tobą? Będę pilnowała jej stanu i pokieruję cię do wyjścia.
- Dobra, wchodź na tył.

Maggie otworzyła drzwi i wsiadła do środka, rozglądając się po wnętrzu. Wcześniej zapewne czysta i cała tapicerka, teraz była ozdobiona dużą ilością dziur i rozerwań po harpunach, a podświetlane zegary pomiarowe przy kierownicy migotały nierówno raz mocniejszym, raz słabszym światłem, czasem na chwilę przestając całkowicie świecić.

Bumblebee wstrzymał na chwilę oddech i zmusił silnik do pracy. Ten na początku stawiał opór, jakby się krztusząc. Jednak przy trzeciej próbie zaczął pracować w miarę normalnym rytmie. Chevrolet powoli potoczył się w stronę korytarza, kierowany instrukcjami Madson, by już po paru minutach wyjechać spod zapory na ulicę prowadzącą na główną szosę. Gdy tylko udało mu się złapać sygnał, wysłał natychmiastowo do innych Autobotów wiadomość alarmową, by ci byli w stanie ich odnaleźć.

Nagle, gdzieś za nim, rozległ naprawdę potężny huk. Żółty Autobot zatrzymał się za większą skałą, która go w całości osłaniała przez zobaczeniem od strony zapory. Wszystkie części mimowolnie mu dygotały na myśl, że Megatron może go zaatakować. W końcu miał Sześcian przy sobie. Jednak zamiast artefaktem, bardziej się martwił o Alicję. Doskonale zdawał sobie sprawę, że może nie dać rady jej ochronić przed nim. Jednak wiedział, że nawet gdy wódz Decepticonów będzie chciał walki, będzie jej bronić, dopóki starczy mu sił.

Wsteczne lusterko poruszyło się, kierując się w stronę bladej dziewczyny. Blondynka w tym samym momencie przysunęła się bliżej niej, delikatnie kładąc wierzch dłoni na jej czole, który także zaczynał się pokrywać metalem.

- Jest cała zimna... - zauważyła na głos, unosząc wzrok na kierownicę - To normalne?
- Nie wiem, nie znam się na tym. - Bee odparł szczerze, przenosząc wzrok na widoki przez sobą.
- To ma związek z jej przemianą?
- Może i ma, nie mam stu procentowej pewności...

Do jego audioreceptorów doszedł kolejny huk, tym razem silników odrzutowych. Instynktownie jego zawieszenie się obniżyło, jakby próbował się jeszcze bardziej schować. Ze strony zapory rozległ się dźwięk transformacji i upadku czegoś ciężkiego na beton, po czym było słychać niezrozumiałą dla nich rozmowę. Znów rozległ się dźwięk przemiany i na niebie mignęły dwie maszyny. Jedna była łudząco podobna wyglądem do F-16, lecz druga nie przypominała żadnego znanego ludziom samolotu. Nie minęło dużo czasu, gdy zniknęli im z oczu.

- Okej, mamy ich z głowy. Przynajmniej na razie... - Bee zmusił Iskrę do szybszej pracy i wjechał na ulicę, zaczynając jazdę przed siebie.
- Alice mówiła, że jest was więcej, prawda? Gdzie jest reszta, w takim razie? - odezwała się Maggie, gdy zapadła chwila ciszy.
- Racja, jest na... Chwila, Alice? - bot dopiero po chwili zwrócił uwagę na ten, na pozór drobny, szczegół. Tylne lusterko skierowało się na blondynkę, która zamrugała kilka razy zaskoczona.
- No... Sama mi powiedziała, że mogę na nią tak mówić. - dziewczyna pokazała na Alicję. Na głowie rudowłosej zdążyło się ukształtować coś w rodzaju ciemnoszarego hełmu ukrytego pod włosami, który osłaniał boki jej głowy, podbródek i czoła. Zaś przed oczami zaczęła się formować niebieska, szklana osłona wyglądająca jak szybka Jazza* - A co?
- A nic, po prostu... Mi się przedstawiła trochę inaczej, dlatego na początku nie zrozumiałem, kogo masz na myśli. - Bee odparł, kierując wzrok na jezdnię.

Jechali tak dłuższą chwilę, gdy za nimi wyłoniło się parę aut wojskowych z wieżyczkami strzelniczymi. Bumblebee, widząc ich i przeczuwając kolejne kłopoty, starał się przyspieszyć, jednak rosnący gorąc w komorze iskry wystarczająco dobrze zmusił go do zmniejszenia prędkości. Na szczęście, tym razem żołnierze nie zamierzali ich krzywdzić. Jedno z aut podjechało do nich, po chwili jadąc tuż obok. Lennox, siedzący obok kierowcy, pokazał ruchem dłoni, by opuścili szybę. Gdy Autobot tak zrobił, na siedzeniu kierowcy wylądowało małe urządzenia przypominające słuchawkę na bluetooth.

- To komunikator, pewnie chcą się z nami jakoś komunikować na odległość. - Maggie lekko się uniosła z miejsca, biorąc urządzenie do ręki.
- Mam pomysł, daj mi je. - przy ekranie wysunęła się mała szufladka. Dziewczyna włożyła tam słuchawkę, patrząc, jak szuflada chowa się na swoje miejsce.

Po chwili w radiu rozlegały się ciche szumy, by następnie mogli usłyszeć głos młodego bruneta.

~ Słychać mnie?
- Słyszymy cię głośno i wyraźnie. - powiedziała blondynka, pochylając się bliżej deski rozdzielczej i radia.
~ Gdzie się dokładnie kierujecie?
- W stronę najbliższego miasta w okolicy, po drodze dołączy jeszcze reszta mojej drużyny. - odezwał się Bee, próbując odgonić od siebie cięgle narastające uczucie zmęczenia.
~ Ilu dokładnie?
- Cztery pojazdy.
~ Powiadom ich, by nie atakowali nas, jesteśmy waszą eskortą.
- Zrozumiałem, przekażę. Bez odbioru.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

* - gdyby ktoś nie ogarniał, jak to wygląda

*kiedy nie umiesz czegoś opisać, ale umiesz narysować *

Fanfary ludziska, koniec oficjalnie remontu! Pfiu, muszę przyznać, niezwykle dużo z tym było roboty, ale w końcu udało się! Wszystkie rozdziały, które wcześniej opublikowałam, są zremontowane! Co oznacza, że po tym pojawi się już rozdział, który nikt nie widział

Tak, 0xTonikix0 , nawet ty nie widziałaś, mimo iż jesteś Vipem

A wiecie co oznacza koniec remontu?

KONIEC Z REGULARNOŚCIĄ, ROZDZIAŁ SIĘ POJAWI NAJPEWNIEJ ZA KILKA MIESIĘCY, JAK MATURY NAPISZĘ! :D

TAKŻE ELO, SPIERDALAM NA KARAIBY! :D

*dobra, mogę za to napisać w między czasie shota z cyklu "jak wygląda typowy dzień u ekipy AGTD"

JUST SAYING*

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro