17.
~ Narracja trzecioosobowa ~
Gdy tylko okazało się, że dziewczyna już się obudziła, medyk dokładnie sprawdził jej stan, oświadczając reszcie, że jej się wyraźnie poprawia, choć wciąż jest w jakimś stopniu osłabiona. Zanim odszedł od dziewczyny, połączył swój system monitorujący stany zdrowia Autobotów z jej nadajnikiem, dzięki czemu mógł na bieżąco pilnować tego, jak się czuła. Acee musiała przyznać samej sobie jedno. Dziwnie się czuła z myślą, że ktoś będzie miał wgląd w jej zdrowie, nawet na odległość. Z drugiej strony rozumiała medyka, chciał w końcu dla niej jak najlepiej. Mimo wszystko jednak wciąż odczuwała dziwny dyskomfort na myśl o tym.
Długo jednak nie myślała nad tym, bo dość prędko zasnęła, gdy tylko ruszyli w dalszą drogę. Jej sen trwał naprawdę długo, tylko czasem budziła się na parę minut, by następnie znów usnąć. W końcu, gdy zapadł wieczór, dziewczyna na dobre rozbudziła się, po pewnym czasie nawet włączając się w spontaniczne dyskusje między Autobotami. Głównie jednak milczała, jedynie słuchając ich.
Każdy, kto ją znał choć trochę dłużej, wiedział doskonale, że była to jej odwieczna "taktyka" w rozmowach, gdzie brało udział większa ilość osób. Jedynie słuchała innych, dokładnie analizując to, co mówili i co uważali. Tak właśnie rozpracowywała, jaka jest dana osoba, jaki, jej zdaniem, miała charakter. Myślała dużo, co myśli o innych ludziach czy rzeczach. Jednak nigdy tego nie mówiła. Jeśli już jakimś cudem ktoś spytał, jedynie wzruszała ramionami. Bo co po w końcu mieliby inni zaprzątać sobie głowę jej zdaniem? Przecież i tak jej zdanie się nie liczy, prawda? Jednak sama liczyła się bezgranicznie z opiniami innych, były one dla niej ważniejsze nawet niż jej własne. Dlatego też często myślała o innych, sama zapominając o swoich potrzebach. Potrafiła siąść przy kimś i słowami choć trochę pomóc, jednocześnie pozostając głuchą na to, co chciała ona sama.
W końcu jednak coś w niej pękło. Czemu miała wciąż i wciąż pomagać, skoro nigdy nikt nie zrobił tego samego dla niej? Tyle razy te same osoby brały ją na litość, błagały o pomoc, obiecywały odwzajemnienie przysługi, gdy tylko coś dla nich zrobi. I co? Nigdy nikt tego nie zrobił. Tyle razy prosiła o najprostsze pomoce, jednak oni tego nie słyszeli, byli na to głusi. Ktoś raz nawet wyśmiał ją prosto w twarz, mówiąc że "skoro masz miękkie serce, musisz mieć twardą dupę". To wszystko bolało. Jednak czy była to jej wina?
Może po części była?...
W końcu słuchanie dość podobnych rozmów znudziło jej się. Przez krótki czas nie wiedziała, co ze sobą zrobić. Jednak po krótkim czasie wpadła na pomysł. Może nie najlepszy, jednak i tak nie mogła wymyślić nic lepszego. Dlatego też wygrzebała z torby na tyle dobrze jej znany, dotykowy telefon w czanym, materiałowym etui z boczną klapką, odblokując go szybkim wpisaniem hasła.
Wtedy też jej oczom ukazała się znana jej tapeta, którą było zdjęcie z dnia, gdy po raz pierwszy pojechała samotnie na motocyklową wycieczkę po lasach, gdzie dawniej jeździła z ojcem. Po prawie trzech godzinach jazdy po znanych ścieżkach, zatrzymała się na wysokim, skośnym klifie z piasku, na którym biegła dróżka. Niżej płynęła spokojnie rzeka, zakręcając tak mocno, że opływała kawałek lądu, który po czasie stał się wyspą wypełnioną bujną i soczyście zieloną roślinnością. Pamiętała ten letni dzień. Gdy patrzyła na lewo, mogła bez problemu zauważyć pasące się w oddali stado krów, a jeszcze dalej widziała nawet kilka koni ze źrebakami, które spokojnie siedziały na trawie lub nieśpiesznie spożywały łodygi falujące na wietrze. Słychać było pięknie śpiewające ptaki, które wesoło śmigały między gałęziami sosen za nią, a woda z cichym szumem płynęła przed siebie z uporem godnym jedynie natury.*
Tak piękne miejsce, które nie doznało ludzkiej ręki...
Chwila, doznało, po trzech dniach jakiś debil-rolnik zaczął wypalanie traw na pastwiskach, by ta "stała się bardziej żyzna".
Acee oderwała się od myśli, lekko potrząsając głową. Naprawdę musiała przestać aż tyle rozmyślać, przecież to i tak nic nie zmieni, a tylko bardziej dołuje ją. Skupiła się na tym, co miała zrobić, więc na szybko włączyła transfer danych, by następnie włączyć aplikacje znaną z ikony niebieskiej chmurki. Zerknęła na listę rozpoczętych konwersacji. Dokładnie było ich pięć. Kiedyś było ich więcej, oczywiście. Jednak uznała, że duża ich część jest bezużyteczna, bo nie kontaktuje się już jakkolwiek z "znajomymi", więc postanowiła je usunąć. Tak pozostały tylko te, z których ciągle korzystała. Chociaż i tak tylko czasem używała w ogóle aplikacji, zwłaszcza od wyprowadzki.
Dziewczyna po chwili namysłu na szybko zerknęła do innej aplikacji, by sprawdzić która godzina obecnie była w rodzinnym kraju. Prawie szósta rano, co oznaczało, że jej matka była już na nogach, zapewne już szykując sobie kawę, len do picia, paczki papierosów i kilka tabletek, które miały jej dostarczać magnez, żelazo lub też różne witaminy. Zawsze o poranku bywała zaspana, przez co też spokojniejsza, dlatego też nie mogła się trafić dla dziewczyny lepsza pora. Włączyła konwersację z rodzicielką, po chwili namysłu wstukując w klawiaturę krótkie, stonowane powitanie z dodatkiem zapytania o resztę. Chwilę odczekała, nim wyświetliło się, że kobieta odebrała wiadomość, a później minęło kolejne kilkadziesiąt sekund, nim matka jej odpisała równie podściągliwie, że inni członkowie rodziny mają się dobrze. Po chwili też dodała pytanie o jej załatwianie papierów do szkoły.
SHIT, SZKOŁA.
Od kiedy Acee poznała Bumblebee'go, przestała o tym całkowicie myśleć. Przecież tylko po to się przeprowadziła do Stanów! Dla szkoły! A teraz przecież się zmieniała. Jak miała pójść na studia, będąc w ciele może i nawet robota?! Dziewczyna na chwilę zamyśliła się, po czym gładko skłamała, że jeszcze nie otworzono naboru dla nowych uczniów. Tak naprawdę już dawno złożyła papiery. Jednak czuła, że mimo wszystko, gdy tylko się wszystko mniej więcej uspokoi, będzie musiała się wypisywać.
Dziewczyna pisała tak dłuższy czas z matką, patrząc bez emocji na telefon. Czasem było słychać ciche stukanie kciuków o ekran, jednak przez większość czasu leżała nieruchomo, zapatrzona w konwersację.
Matka (Status :Aktywny/a)
Myślałaś, który kierunek
wybierzesz, czy znowu
będziesz wybierać na ostatnią
chwilę?
Myślałam nad Inżynierią
Elektyczną lub Informatyką.
Zgłoszę się na oba, ale zależy,
gdzie będą wolne miejsca.
Paulina zamierza iść na studia?
Paulina jest stworzona
do innych zadań,
nie do uczenia się
bezużytecznych rzeczy.
Mhm, na przykład
kupowania mnóstwa ciuchów
na wasz koszt?
Za swoje kupuje,
znalazła przecież sobie
pracę.
Nie wiedziałam,
że znalezienie sobie
sponsora to praca.
O, odezwała się niby ta lepsza.
Gdyby nie hajs mój i ojca,
a także tego twojego "promotora",
byś nawet dupy nie
ruszyła z Polski.
Po pierwsze promotor
pomógł mi jedynie pokazać
się z jak najlepszej strony,
by przyjęcie mnie tam było
łatwiejsze.
A po drugie :
Miałabym własne pieniądze
z nagród, jakbyście mi ich
nie zabierali, by się zabawiać.
Właśnie, podobno lecicie do Paryża.
Także na mój koszt, czy w końcu
użyjecie swoich pieniędzy z wypłat?
Te, górwiaro, grzeczniej
do starszych!
- [pl] Co tak stukasz w tej ekran? - nieoczekiwanie odezwał się Bumblebee, kierując boczne lusterko na dziewczynę. Acee zamrugała kilka razy zaskoczona i zerknęła na swoje odbicie.
- Huh?
-Pytałem, co tak stukasz w telefon.
- Oh... A nic ciekawego, tylko piszę z... kimś. - odpowiedziała wymijająco, zerkając na konwersację. Odpisała krótko, że odezwie się później, bo musi załatwić coś ważnego, po czym zablokowała urządzenie, zaciskając na nich lekko palce.
- Czyli...? - spytał bot, na co rudowłosa uniosła lekko brew.
- Pytasz, co to znaczy "pisać z kimś" czyyy...?
- Acee, kuźwa, nie rób że mnie idioty, okej? Nie jestem aż tak ciemny w waszych ziemskich sprawach! Zwłaszcza, że sami tak robimy!
Dziewczyna lekko się zaśmiała na te słowa.
- Ja nic takiego nie powiedziałam!
- Ale sugerowałaś.
- A pfff... - wywróciła oczami, wyżej unosząc kąciki ust. Ogniki w jej oczach pojawiły się, nadając jej wzrokowi delikatnego blasku. Bumblebee lepiej się poczuł, widząc ten błysk. Oznaczało to, że z ludzką femme było lepiej. A jej humor był dobry.
Zaś jej humor był dobry, bo Bumblebee. Lubiła z nim rozmawiać. Potrafili mówić w podobnym języku nastolatków, rozmawiać o zainteresowaniach, które ich łączą. Tak naprawdę mogliby rozmawiać ciągle i ciągle, bez widocznego końca. Jednak czasem milczeli. Jednak była to zawsze ta przyjemna cisza. Po prostu byli obok siebie. I cieszyli się, że mają kogoś, kto ich rozumie.
Acee miała prawo napawać się tym uczuciem, w końcu dawniej nie potrafiła porozumieć się z rówieśnikami, przez co spędzała czas w książkach czy w garażu. A Bumblebee? Wydawać by się mogło, że jednak nie dało się go nie lubić. Wesoły, zawsze z dobrym humorem, jednak znający granice rozsądku i dobrego smaku. Tak naprawdę przyjaciel idealny, nie można było go nie lubić.
Tylko wojna wszystko zniszczyła.
Gdy wszystko się zaczęło, przestało się liczyć, kim byłeś, jaki miałeś charakter. Miałeś stać w szeregu z innymi i strzelać. Nie byłeś kimś, jednostką w tłumie, gdzie jednak każdy się różnił od każdego. Byłeś tylko żołnierzem, pionkiem w wielkiej szachownicy dowódców. Patrzyłeś, jak Twoi dawni przyjaciele ginęli, jednak nie mogłeś nawet im urządzić godnego pochówku. Często tworzono zbiorowe komnaty cmentarne, gdzie jedyny szacunek do zmarłego to było podpisanie jego kapsuły. Później je zostawiano na pastwę czasu i szkodników.
Może i dla starych wyjadaczy wojennych to było normalne. Ale na front trafiło wiele młodych iskier. Dawniej nie zaznały tego wszystkiego. Nie dziwnym było więc, że niektórzy zaczęli szybko pękać. Część zaczęła uciekać z szeregów. Nie dlatego, by dołączać do Decepticonów. Nie chcieli walczyć, pragnęli po prostu uciec od wojny. Nie mogli jednak, bitwy objęły całą planetę. Nie było już bezpiecznego miejsca.
Jednak, wielu, jak Bumblebee, jedynie ścichli. Uczestniczyli w natarciach, osłaniali swoich, pomagali zabrać rannych do medyków, a po walkach rozmawiali z innymi i starali się jakoś rozerwać, by zapomnieć choć na chwilę o rzeczywistości. Tylko często... udawali. Udawali zainteresowanie tym, co się dzieje na froncie. Sztucznie zanosili się śmiechem na widok głupich żartów. Niektórzy nawet posuwali się do tego, by znajdować na siłę Endurę, by pokazać innym, że z nimi wszystko w porządku. Jednak gdy tylko znaleźli się sami, wszystko znikało. Stawali się jedynie pustą skorupą, bez celu, bez sensu istnienia. Jakby ich iskry... przestały lśnić życiodajnym światłem, dzięki którym czują.
Bee nie chciał zapadać w taki stan. Robił wszystko, by nie zapaść w taką znieczulicę. Jednak to powoli go otaczało. Nieśpiesznie, sukcesywnie oplatało go, zaczynając powoli dusić. Próbował się uwolnić, szarpał się z mackami apatii ostatkiem sił, które posiadał. Jednak w końcu poczuł, że to nie ma sensu. Niezależnie jak mocno próbował, ciągle przegrywał. W końcu, po tylu dniach walki zaczął się poddawać, aż doszło do najgorszego. Płomień nadziei i celu życia zgasł, pozostawiając ciemną i zimną wyrwę w nim. Gdy trafił na Ziemię, zaczął się czuć jeszcze gorzej. Był sam, w miejscu, którego absolutnie nie znał, gdzie musiał się ciągle ukrywać. Nie miał nawet z kim najzwyczajniej pogadać o głupotach, mógł jedynie zagłuszać ciszę radiem. Pewnie gdyby nie ono, już dawno by zwariował.
O ile już nie zwariował.
Jednak wtedy jakby pojawiło się wybawienie. Spotkanie z Jazzem i późniejsze dołączenie do Autobotów. Był przy swoich, słyszał tak znajome głosy, patrzył na durne i śmieszne momenty z ich udziałem, mógł być w końcu sobą. Więc czemu nadal czuł, że jest całkiem sam?...
Przy Acee czuł się jednak trochę lepiej. Rozumiała, gdy czasem nie czuł się na siłach na rozmowy, jednak nie zostawiała go wtedy samego. Siadała przy nim i wspólnie milczeli, tak trwając nawet przez kilka godzin. Dziwił się, że wytrzymuje aż tyle czasu bez ruchu, bez robienia czegokolwiek. Zawsze postrzegał ją raczej za osobę, która lubi robić mnóstwo rzeczy. Jednak ta mówiła, że sama lubi posiedzieć i pomyśleć, nawet bez konkretnego powodu. Takie chwile pomagały ułożyć wszystko w głowie, by móc później działać konkretnie, nie zaś chaotycznie.
Przynajmniej tak mówiła.
- Wiesz, Bee... - zaczęła dziewczyna, unosząc wzrok na radio.
- No nie wiem.
- Wiesz, mimo tego podziału gatunku i tak dalej... To... lubię cię. Ale tak serio.
Na miejscu kierowcy pojawiła się holoforma, która spojrzała na dziewczynę z lekkim uśmiechem.
- Też się lubię.
- TY DEBILU, ZNISZCZYŁEŚ TAKĄ MIŁĄ ATMOSFERĘ! - nagle krzyknęła Acee ze śmiechem, uderzając nie za mocno chłopaka w ramię, na co ten się zaśmiał.
- No musiałem, to się aż prosiło o powiedzenie!
- A wypchaj się!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
* - prawdziwe widoki w Polsce, województwo lubelskie pozdrawia
Tak się zachwycałam widokiem, że zapomniałam zrobić zdjęcie całej wyspy, wybaczcie. I uwierzcie, na żywo to wygląda naprawdę pięknie
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro