Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

10.

~ Time skip ~

Mruknęłam cicho, leniwie unosząc powieki. Jednak zamiast dostać serią bolesnych promieni słonecznych prosto w wciąż rozszerzone źrenice, otrzymałam ciemny widok wnętrza auta. Zamrugałam kilka razy zdezorientowana, dopiero po chwili przypominając sobie o wydarzeniach ostatnich dni. Skierowałam wzrok na blondyna leżącego obok mnie. Wciąż cicho spał pod kocem, mając grzywkę zsuniętą na oczy. Mimowolnie poczułam, jak mi się unoszą kąciki ust na ten widok. Oparłam się ręką pod sobą i uniosłam się lekko na łokciu, spoglądając za okno.

Staliśmy przy jakiejś ścieżce do lasu, która odchodziła od głównej drogi, którą zapewne wcześniej jechaliśmy. Gdy uniosłam wzrok trochę wyżej, dopiero zauważyłam miliony migoczących punkcików rozsypanych na ciemnym nieboskłonie. Zerknęłam za szybę za sobą, by zobaczyć srebrny glob jaśniejący mocno na niebie. Odetchnęłam cicho z lekkim uśmiechem.

Ah, te uroki nocy... Zawsze kojarzyła mi się z momentem, gdzie nikt nie patrzył na mnie krzywo. Ciemność otaczała mnie podczas nocnych spacerów do garażu, chroniąc mnie przed wścibskimi spojrzeniami sąsiadów. Często ta pora dnia była moim spowiednikiem, gdy wyrzucałam głośno swoje żale.

Oczywiście dopiero wtedy, gdy upewniłam się, że nikogo nie ma w pobliżu. Reszta jakoś uważa gadanie do siebie za objaw bycia psycholem.

Znowu spojrzałam na Bumblebee'go. Dopiero teraz zauważyłam, że jego ręce lekko owijają się wokół mojej talii. Od razu poczułam uderzenie krwi na twarzy. Ostrożnie złapałam go za nadgarstek i odsunęłam jego dłoń od siebie. Blondyn jedynie mruknął cicho, lekko się kuląc. Szturchnęłam go w ramię, pamiętając, że powinniśmy być w drodze na spotkanie z resztą. Nic, nadal spał jak zabity. No come on, naprawdę musisz teraz tak głęboko spać?! Ughh... Dobra, plan B. Budzenie na chama. (nie, nie wkładanie ręki do miski wody. To będzie później)

- [pl] Bee, albo wstaniesz, albo dostaniesz tam, gdzie słońce u ciebie nie dochodzi. - udałam poważny głos, czekając na jego reakcje.

Ta zaś była natychmiastowa i do przewidzenia. Nagle poderwał się do siadu z cichym piskiem, jakby serio oberwał w klejnoty rodzinne, błyskawicznie zaciskając uda, żeby osłonić najczulsze miejsce u facetów. Jego wystraszony i zarazem wkurzony wzrok wystrzelił w moją stronę, gdy zarechotałam podle śmiechem. Nieważne, jak bardzo starałam się być miła dla innych, czasem moja wredna strona się odpalała.

- Co to miało być?!
- Nie chciałeś wstać po dobroci, to cię obudziłam po złości - wzruszyłam ramionami, patrząc na niego z szerokim uśmiechem.

Wydał z siebie weschnięcie urażonego ego, opadając znowu na folet, przy czym zasłonił sobie twarz dłońmi. Po chwili jednak zerknął na mnie.

- Masz punkt za pomysł, nawet nie musiałaś kiwnąć palcem...
- Mój urok, kochany, mój urok. - rzekłam, posyłając mu dla żartu całusa, po chwili odpalając bransoletkę, na której pojawiła się tabelka podzielona na dwie części. Po lewej była podpisana część jako moja, a druga jako jego. Zaś pod spodem znajdował się rządek kresek. Dotknęłam swój i dopisałam w nim kolejną kreskę.

Tak, zaczęliśmy zliczać, ile razy drugiego zgasimy lub/i odwalimy kreatywny żart. Na razie mam prowadzenie trzech punktów.

- 28 do 25. Muah, jestę mistrzę! - zarechotałam, wyłączając ekran, na co Bumblebee wywrócił oczami.
- Super... Jedziemy dalej?
- To od ciebie zależy, bo ty wiesz gdzie dokładnie jechać i to twój alt-mode.
- Czyli tak...

Przesiadłam się na miejsce pasażera, by ten mógł wstać i siąść normalnie. Fotele przy tym same się uniosły, dzięki czemu już po kilku minutach wyjechaliśmy z lasu i znowu ruszyliśmy w drogę. Przez ten czas zbytnio ze sobą nie rozmawialiśmy. Też staraliśmy się zbytnio nie zatrzymywać, by niepotrzebnie nie przedłużać czekania Autobotów na nas. W końcu po kilku godzinach dojechaliśmy do Nowego Jorku.

Bumblebee trochę się ożywił, gdy wjechaliśmy w teren tego wielkiego miasta. Blondyn nawet zaczął o czymś mówić, jednak zbytnio nie słuchałam go. Bo w końcu zaczynałam czuć stres przed spotkaniem. Ścisk w żołądku skutecznie powstrzymywał mnie wcześniej do jedzenia czegokolwiek, a ciągłe uderzenia gorąca sprawiały, że nawet zaczęłam się czuć lekko słabo. Jednak wytrwale wytrzymałam to wszystko. Poczułam nawet lekką ulgę, gdy tylko zjechaliśmy na jakiś opuszczony plac pod mostem, gdzie było mnóstwo różnych gratów.

- Tutaj ich spotkamy? - spytałam, rozglądając się po okolicy, by zobaczyć ewentualne pojazdy kierujące się w naszą stronę.
- Chyba tak... - mruknął, patrząc z uwagą na hologramiczny ekran lewitujący nad kierownicą. Była tam uproszczona mapa z punktem pokazującym naszą lokalizację. Od razu mój wzrok wystrzelił w kierunku blondyna.
- Jak to "chyba"? To nie wiesz dokładnie, tak? Optimus nie ustalił konkretnego miejsca, tylko powiedział, że masz przyjechać do Nowego Jorku? Tak? TAK? - z każdym słowem mój głos stawał się bardziej piskliwy, gdy w końcu stres zaczął się wyraźniej pokazywać.
- Ej, ejejejejejejej, spokojnie! To normalne, że nie podał mi dokładnych współrzędnych, gdyby ktoś przechwycił wiadomość, mógłby nas łatwo zaatakować. Poza tym nie ma tu Decepticonów, nie ma co panikować - zaczął mówić uspokajająco, lekko łapiąc moje spocone dłonie, chcąc mi dodać otuchy. Odetchnęłam głęboko, chcąc uspokoić serce. Bo miał rację, takie rozwiązanie było naprawdę rozsądne. Do tego nikt nas raczej nie namierzył.

Nagle pomiędzy górami złomu mignął czarny kontur. Bumblebee od razu spojrzał w tamtym kierunku, puszczając mnie. Spojrzał szybko na mapkę, na której pojawił się czerwony punkcik krążący wokół naszej pozycji.

- Ooooo rdza... - wyrwało się Bumblebee'mu, gdy patrzył to na ekran, to na teren wokół nas.
- Co jest? - znowu poczułam uderzenie paniki.
- Jest źle, jest bardzo źle... - złapał za kierownicę, naciskając mocno pedał gazu.

Chevrolet od razu ruszył z miejsca, piszcząc przy okazji oponami i zostawiając za sobą tułany kurzu. Gdy tylko wyjechał na jakąś aleję, mocnym szarpnięciem kierownicy skręcił w prawo, przez co nami aż zarzuciło. Dopiero po chwili zrozumiałam ten manewr, gdy za nami pojawił się radiowóz. Gdy lekko zmrużyłam oczy, mogłam zauważyć charakterystycznego konia na grillu, a zerknięcie na linie nadwozia dało mi stu procentową pewność, że mamy do czynienia z szybkim autem.

- Czemu uciekasz, przecież by nas nie zamknęli w więzieniu, nic nie robil...!
- TO NIE JEST POLICJA. - prawie warknął, wprowadzając auto w krótki drift, by wyrobić się na zakręcie. Spojrzałam za tylną szybę i poczułam, jak odpływa mi cała krew z twarzy.

Nie było kierowcy.

- B-boże, Decepticon... - szepnęłam, by po chwili pisnąć z zaskoczenia, gdy o mało co nie uderzyłam potylicą o drzwi - MOŻESZ TAK NIE SZARPAĆ?!
- ZAMKNIJ SIĘ, TYLKO PRÓBUJE GO ZGUBIĆ! - wszedł na tak ostry i wściekły ton głosu, jakiego nigdy u niego nie słyszałam.
- JAK NIBY CHCESZ GO ZGUBIĆ, PRZECIEŻ ON MA LEPSZY SILNIK!

Blondyn jedynie znów warknął, jednak po chwili wziął głębszy oddech i zerknął na mapę.

- Dobra, będę musiał z nim walczyć... - zaczął zaskakująco cicho, na co spojrzałam na niego zdziwiona. - Kiedy będzie większy teren, puszczę cię, a ty masz uciec jak najdalej i nie czekać na mnie. Włączysz nadajnik, żeby inni mogli cię znaleźć i zabrać w bezpieczne miejsce. Zrozumiałaś?
- Ty chyba naprawdę nie myślisz, że cię zosta...! - zaczęłam, ale on mi przerwał kolejnym gwałtownym skrętem.
- PO PROSTU POSŁUCHAJ MNIE. Nie chcę, by ci się coś stało, poradzę sobie! Obiecałem coś sobie, nigdy więcej nie pozwolę, żeby ludzie zaczęli ginąć przez naszą wojnę! WIĘC Z ŁASKI SWOJEJ ZAMILKNIJ NA CHWILĘ I SZYKUJ SIĘ NA TWARDE LĄDOWANIE!

Woa, aż powiało grozą.

Nie dano mi jednak odpowiedzieć, bo jak na zawołanie wyjechaliśmy na pusty, większy plac. Bee wprowadził auto z kontrolowany poślizg, przez co przywarłam do drzwi...

... A raczej powinnam, bo jednak te chwilę wcześniej same się otworzyły.

Z piskiem wypadłam przez nie i upadłam na ziemię, chwilę turlając się po trawie na łagodnym pochyleniu. Gdy się zatrzymałam, podniosłam się na czworaka, by po chwili unieść głowę i być świadkiem, jak Chevrolet zmienia się w bota i łapie jadącego w jego stronę wóz policyjny. Nagle ten zaczął się transformować w bota i uderzył z pieści żółtego bota, przez co ten go puścił i się zatoczył lekko do tyłu.

Przypominając sobie nagle, że powinnam się gdzieś ukryć, wstałam naprędko na nogi i sprintem ruszyłam w stronę mniejszego budynku wyglądającego jak budka strażnika. Szybko ukryłam się za nim, starając się nie zwracać uwagi na agresywne i potężne uderzenia metalu o metal. Przez chwilę jedyna tak stałam przywarta plecami do ściany, starając się uspokoić szalejące serce. Nagle gdzieś po drugiej stronie usłyszałam huk i lekkie zadrżenie ziemi, przez co machinalnie się skuliłam.

Jednak zebrałam w sobie odwagę i wychyliłam się lekko, patrząc jak Bee, leżąc na ziemi, obraca się szybko na plecy i nogami wyrzuca za siebie czarnego Cona, który na niego skoczył. Ten przeleciał nad budynkiem, lądując za wysokim płotem. Podczas lotu przekręcił się, przez co wylądował na nogach, lekko odjeżdżając do tyłu przez pęd. Wydał z siebie głęboki, niski wark, transformując dłonie w obracające się na walcu kolce, które zwisały na łańcuchach. Przeskoczył bez trudu płot i zamachnął sie bronią na żółtego bota, który pochyleniem w przód uniknął ciosu i skoczył na Cona, zmieniając rękę w blaster, który wycelował w jego klatkę piersiową. Ten jednak owinął łańcuch wokół jego broni i pociągnął mocno, przez co Bee stracił równowagę i poleciał w jego stronę, po chwili oberwał mocny cios w podbródek. Bot upadł plecy, w ostatniej chwili przekręcając się na jeden bok, dzięki czemu walec w kolcami wbił się w ziemię, a nie w jego głowę. Szybko schowałam się za budynek, starając się nie słuchać niedalekich huków metali i potężnych uderzeń o bliskie konstrukcje.

W końcu, może po kilkunastu minutach zapadła cisza. Opuściłam lekko dłonie, prostując się z podkulonej pozycji. Przez chwilę wsluchiwałam się w delikatne ciche dyczenie i ciężkie kroki kierujące się w moją stronę. Poczułam lekką panikę. Przysunęłam się bliżej krawędzi butki i ostrożnie wyjrzałam zza rogu. Z ulgą jednak zobaczyłam może i porysowanego, jednak całego i zdrowego żółtego Autobota. Spojrzał on w stronę czarnego transformera wbitego dosłownie w ziemię, po czym zaczął się rozglądać, idąc lekko na prawo ode mnie.

- Acee? - rzucił w powietrze, nadal dokładnie oglądając teren.
- Tutaj! - postarałam się powiedzieć na tyle głośno, by mnie usłyszał, jednocześnie wychodząc zza małego budynku. Na dźwięk mojego głowu od razu spojrzał w moim kierunku, po czym odetchnął z wyraźną ulgą.
- Nic ci nie jest, jesteś cała? - przyklęknął przede mną, patrząc na mnie uważnie. Posłałem w jego stronę uspokajający uśmiech, unosząc dłoń, którą udało mi się położyć na jego policzku.
- Nie martw się, nic mi nie jest, nie mam ani jednej rany.

Gdzieś z boku wychwyciłam lekkie ocieranie się metalu i jęk. Spojrzałam w tamtą stronę i zamarłam, zauważając, że Decepticon zaczyna się chyba budzić z otumanienia po uderzeniach. Bumblebee jedynie zerknął na niego, by po chwili odsunąć się ode mnie i na prędko zmienić się w auto, otwierając mi od razu drzwi pasażera. Szybko wsiadłam do pojazdy, które ruszyło z piskiem opon, gdy tylko trzasnęły zamykane drzwi. Spojrzałam w stronę fotela kierowcy, czekając aż zobaczę na nim blondyna. Jednak holoforma się nie pojawiła.

- Wybacz, ale lepiej mi się prowadzi bezpośrednio, niżeli przez holoformę - wytłumaczył, pewnie widząc moi wzrok.
- No okej, rozumiem. - spojrzałam w wsteczne lusterko, spoglądając na plac, na którym niedawno byliśmy. - Mam już po uszy tego miejsca...

W radiu rozległ się ściszony śmiech bota. Spojrzałam na niego z uniesioną brwią.

- Po dziesięciu cyklach*?
- A chcesz oberwać?
- Powodzenia w uderzaniu w metal. - prychnął cicho ze śmiechem.
- A ten jakże "piękny" lakierek to mogę Ci już zniszczyć.
- Jedna rysa wte czy wewte, co to za różnica?

Pomimo tego lekkiego przekomarzania się, każde z nas wciąż przeżywało spotkanie z Decepticonem, którego imię okazało się Barricade. Zaczęliśmy oboje nerwowo badać teren dookoła, spodziewając kolejnych ataków wroga. Ja używałam ciągle bransoletki do skanowania terenu w celu złapania nawet najmniejszego sygnału, podczas gdy Bee jeździł po uliczkach, wyraźne nerwowo przyśpieszając i hamując gwałtownie tuż przed autami.

- BUMBLEBEE! - pisnęłam przy kolejnym gwałtownym zatrzymaniu się, które tym razem stało się przed tunelem. Szczęście, że miałam zapięte pasy, bo bym chyba wyleciała oknem.
- Wybacz - bot cicho rzucił przez radio, znowu ruszając - Wydawało mi się, że...
- Wiem, wydawało ci się, że widzisz Decepticona! Mówiłeś to samo dwie minuty temu. I wcześniej!
- To naprawdę źle, że się martwię, żebyśmy już żadnego nie spotkali?!
- Tego nie powiedziałam! Ale mógłbyś choć raz użyć czujników, żeby zobaczyć, że Ż A D N E G O nie ma w pobliżu! Po prostu jesteś тупая дубина, jak można o tym nie pomyśleć?!
- Hmm, może dlaczego, że część potrafi ukryć swój sygnał, więc wolę polegać na optykach?!
- GHAAAAAA, NAWET JEŻELI POTRAFIĄ, TO ZMIENIASZ SIĘ W TAKIEGO ZŁOMA, ŻE NIE MA CIULA, ŻEBYŚMY MU UCIEKLI!!

Nagły pisk opon i gwałtowne szarpnięcie do przodu poinformowało mnie, że zatrzymał się w środku tunelu. Podjechał do pobocza, by po chwili drzwi po mojej stronie same się otworzyły.

- Wyjdź. - rzucił tylko. Chwilę mrugałam na to zdezorientowana, by w końcu do mnie dotarło. Obrażanie auta faceta to najcięższy grzech, a co jeszcze, jak to auto jest jednocześnie jego cia...
Boże, ja nie obraziłam jego alt-mode, tylko jego samego...
- O mój... Boże, Bee, przepraszam, nie chciałam tak powiedzieć! To nie tak miało zabrzmieć, nie obra...! - zaczęłam lekko spanikowana.
- Nie obraziłem się. Po prostu wysiądź i poczekaj na mnie chwilę.

Mimowolnie cicho przełknęłam gulę stojącą mi w gardle, jednak posłusznie wysiadłam z auta. Drzwi same się za mną zamknęły z trzaskiem, a pojazd ruszył żwawo w drugą stronę.

- Zapamiętać. Nigdy więcej nie obrażaj jego alt-mode... - mruknęłam sama do siebie, po chwili chowając twarz w dłoni - Я ебаю, co żem uczyniła najlepszego... Odpaliłam męskiego focha! No po prostu brawo idiotko, B R A W O!

Uniosłam po chwili wzrok, by być świadkiem, jak Bumblebee zaczyna jechać tylko na prawych kołach, dzięki czego mieścił się między dwoma rzędami aut. Uniosłam na to brew, ale musiałam przyznać, że jakoś mi zaimportował, jazda na bocznych jest wyjątkowo trudna. W końcu żółte auto opadło na cztery koła, znikając z mojego pola widzenia. Uniosłam się na palcach, starając się wypatrzeć charakterystyczny lakier pokryty lekką rdzą. Jednak po chwili obok mnie stanął Chevrolet o wyglądzie, jakby dopiero wyjechał z fabryki. Żółta blacha o czarnych pasach odbijała jak lustro moją twarz wyrażają zdziwienie, a linia nadwozia dała mi znak, że to piąta generacja Camaro. Drzwi ze strony pasażera otworzyły się, ukazując uśmiechniętego blondyna siedzącego za kierownicą.

(uwaga, za chwilę pojawi się motoryzacyjna gadka, nawet nie oczekuję, że będziecie to rozumieć. Po prostu oni tak będą mieć, mechanicy normalnie)

- Co do... - dosłownie i w przenośni szczęka mi opadła.
- Zwykła zmiana alt-mode. - holoforma jedynie wzruszyła ramionami. - Teraz przynajmniej mam więcej koni pod maską!
- A jaki masz silnik? 3.6, prawda? A zawieszenie jakie masz? O, O, a używasz manuala czy automata? - zaczęłam pytać podekscytowana, szybko wsiadając do środka. Bumblebee jedynie się lekko zaśmiał, ruszając i szybko wyjeżdżając z tunelu w akompaniamencie boskiego pomruku.
- Ja i 3.6? Pfff, chciało by się, przecież to obraza dla mnie! Jedynie mogłem użyć 6.2 V8 MT! - niemalże się zachłysnęłam na te słowa.
- CO? TE legendarne 6.2?! Przecież to ma ponad 400 koni!
- No wiem, dlatego właśnie te wziąłem! A do do zawieszenia dokładnie nie wiem, na pewno napęd na tył, a co do skrzyni to mam niby manualną, ale mogę ją ustawić jako automata też.
- Huh, mądry wybór... A jaka skrzynia?
- Multitronic.

Zamarłam i powoli spojrzałam na niego z obrzydzeniem, na co uniósł brew.

- No co?
- Czyś. Ty. Powiedział. MULTITRONIC?
- Noo...?
- Przecież to jest najbardziej bezpłciowa skrzynia biegów, jaka istnieje! CHŁOPIE, TO BECZKA BEZ DNA, RAZ KUPIONA BĘDZIE SIĘ PSUĆ BEZ KOŃCA! To jej istny paradoks! Niby bezpłciowa, a lubi się pierdolić!

Holoforma patrzyła na mnie chwilę z pokerową twarzą, by po chwili zacząć się niepohamowanie śmiać. On po prostu wybuchł śmiechem jak jakaś bomba. Zamarłam, patrząc na niego zaskoczona.

- N-NAPRAWDĘ MYŚLAŁAŚ, ŻE BYM SOBIE DAŁ BYLE GÓWNO POD MASKĘ,  BEZSTOPNIOWĄ SKRZYNIĘ CVT?! GHAAAAAAHAHAHAHAHAHA!! O PRIMUSIE, MOJA WENTYLACJA! - ledwo co mówił przez napad śmiechu. Aż się musiał zatrzymać na jakimś parkingu, żeby w coś nie walnąć.
- A to nie...? - zaczęłam cicho, nadal nie ogarniając.
- No nie dałem sobie, błagam cię, mam jeszcze szacunek do siebie! Mam qattro! - zaczął się powoli uspokajać, wycierając łzy po śmiechu.
- ... Oh... - mogłam jedynie wykrztusić, czując jak zażenowanie rozlewa się po moim ciele. Blondyn po paru minutach uspokoił się, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
- Poproszę punkcik dla mnie.

Mamrocząc cicho pod nosem, odpaliłam tabelkę i bez słowa dopisałam mu kreskę. Widać było, że ten widok go niezmiernie ucieszył, gdy odpalał silnik i ruszył w sobie tylko wiadomym kierunku.

- To... Wiadomo, gdzie jedziemy? - rzuciłam w jego stronę, starając się zapomnieć o poprzedniej sytuacji. Chłopak pokazał jedynie na ekran mapy, gdzie był zaznaczony jakiś punkt
- Oddział niedawno mi wysłał współrzędne spotkania, dopiero teraz odebrałem.

Skinęłam lekko głową i przekręciłam głowę w stronę okna, patrząc na mijane budynki. Już w ciszy i spokoju udało nam się dojechać do jakiejś alei między opustoszałymi budynkami. Gdy tylko auto stanęło, otworzyłam drzwi i wysiadłam, rozglądając się dookoła.

- To co... Tragikomedię czas zacząć?
- Lepiej bym tego nie ujął.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Turururu-rum rum pum pum ~

Tak, wycięłam pseudo słodki moment i dałam mechaniczny bełkot

And nobody can stop me

GHAAAAAAHAHAHAHAHAHA

* cykl - oryginalnie trwa koło... właśnie nie powiem wam, bo zależy, w jakim wymiarze Tf używamy tej miary. Jednak u mnie to będzie coś jak u nas minuta (kiedyś wam pokaże moje jednostki czasu na Cybertronie, obiecuję)

I niech ktoś mi powie, że jakiejś uniwersum jest skomplikowane, to pokaże mu tą całą tabelę

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro