Miłość w okruszkach
Strata to jedno z najgorszych uczuć, jakie dane jest doświadczyć człowiekowi. Pełna pustki, smutku i rozczarowań osobą, która zadeklarowała, że zostanie już na zawsze. Jak smutek i rozgoryczenie można zaliczyć do uczuć, tak pustka jest czymś, czego nie da się łatwo wytłumaczyć. Jakby tego było mało, pochłania ona człowieka całkowicie, odbierając mu sens istnienia i daje poczucie, że jego marna egzystencja się zakończyła.
Yoongi stratę rodziców przyjął bardzo źle, kilka miesięcy płakał przez ich toksyczne słowa, które na wylot przewierciły jego dobre serce. Jednak potem to minęło, nie czuł już żalu, miłości ani nawet nienawiści do nich. Na samą myśl o tym, że kiedyś ktoś go wychowywał i obarczał opieką, nie potrafił nawet się uśmiechnąć albo popłakać.
Był totalnie pusty.
Właściwie większość samotnego życia chłopaka to były upadki; od skrajnego humoru po chociażby wylecenie ze studiów, które wbrew pozorom nadal opłacali jego rodzice. Co miesiąc dostawał od nich pieniądze, za które bez problemu mógł utrzymać siebie i Jimina. To w zupełności mu wystarczało.
Nieumiejętne przygotowywanie jedzenia przerwał mu dzwonek do drzwi. Ciężko ukryć, że ten niespodziewany dźwięk zszokował chłopaka. Przecież nikt ich nigdy nie odwiedzał, nie mieli nawet dobrych znajomych, którzy niespodziewanie mogli wpaść. Z drugiej strony mógł być to ktoś do Jimina, ale on prędzej by się zabarykadował i zamknął na cztery spusty, niż kogokolwiek wpuścił.
Zdezorientowany Min postanowił cichym krokiem udać się do drzwi i niespostrzeżenie zerknąć przez wizjer. Jednak to, co tam zobaczył, sprawiło, że jego nogi stały się jak z waty, a on sam musiał parę razy się uszczypnąć, żeby sprawdzić, czy to aby nie sen.
To nie był sen.
— Jimin schowaj się gdzieś — szepnął złotowłosy, mając nadzieje, że jego chłopak to usłyszy.
— Synu otworzysz? Wiem, że tam jesteś — zza drzwi dobiegł spokojny głos kobiety.
Sparaliżowało go. Przez dobrą minute stał, czując, jak dziwne dreszcze przechodzą przez jego ciało. Z jednej strony było mu cholernie słabo, jednak z drugiej miał swoją matkę totalnie gdzieś. Nie wywoływała u niego żadnych uczuć. Jedyne czego się bał to tego, że Jimin ucierpi na tej niespodziewanej wizycie. W końcu jego rodzice to bardzo religijne osoby, które nie dopuszczają do siebie faktu, że mężczyzna może kochać innego mężczyznę.
A on zrobił im na przekór.
Po kilku głębokich wdechach postanowił przekręcić klucz i powoli otwarł drzwi, w których ukazała się drobna sylwetka kobiety. Była dokładnie taka sama, jaką zapamiętał. Miała długie ciemne włosy, jej twarz zdobiło parę zmarszczek, a oczy były piwnego koloru. Zdecydowanie chłopak odziedziczył po niej swoją delikatną urodę. Jednak oprócz wyglądu nie miała nic do zaoferowania.
— Co tutaj robisz? — zapytał Yoongi, siląc się na miły ton.
— Przyjechałam sprawdzić, co u mojego syna — odparła, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Teraz znowu był jej synem. Szkoda, że nie pamiętała tego, jak wyrzuciła go z domu, mówiąc, żeby nigdy więcej nie wracał.
— Mam się świetnie, coś jeszcze?
— W zasadzie tak. Powiedz mi jak tam studia? — zapytała, siadając na kanapie i składając ręce w charakterystyczny sposób.
Od razu widać było, że nie podoba jej się mieszkanie. Błądziła wzrokiem po całym pokoju, zwracając uwagę na ciemny wystrój, który totalnie nie był w jej stylu. Chłopak nadal pamiętał wygląd starego mieszkania. Jasne ściany, do tego białe panele i meble, wiecznie odsłonięte okno, przez które wpadało jasne światło. Z jednej strony cieszył się, że już tam nie mieszka, bo bliżej temu mieszkaniu było do psychiatryka.
— W zasadzie dobrze — skłamał.
Przecież nie mógł jej powiedzieć, że wyleciał. Skończyłoby się piękne życie, a zamiast tego musiałby chodzić do pracy, zostawiając czarnowłosego samego w domu. Poza tym przyzwyczaił się już do rzadkiego opuszczania mieszkania i ciężko byłoby to zmienić.
— Jakąś dziewczynę już masz?
Jej zachowanie nic się nie zmieniło, nadal było żenujące. Doskonale wiedziała, że Mina nie interesowały dziewczyny, jednak na siłę musiała pokazać swoje chamstwo. Cechę, która krążyła w jej krwi, odkąd pamiętał.
— Po pierwsze mam chłopaka, po drugie nic Ci do tego — fuknął złotowłosy — Jimin możesz wyjść — dodał.
Jednak chłopak nie reagował, zupełnie jakby rozpłynął się w powietrzu, albo po prostu bał się konfrontacji.
— Chyba go nie ma — odparł — no cóż, widocznie niedane Ci go poznać, poza tym możesz już iść.
— Zostanę na kawie, w końcu nawet ona jest za moje pieniądze.
Kobieta wstała i dumnym krokiem udała się do kuchni, a już chwilę później można było usłyszeć jej krzyk.
— Cholera Yoongi! Skąd tu jest tyle krwi?
— Wypadek przy krojeniu — wydukał beznamiętnie — zdecydowanie powinnaś już iść — dodał, wręcz wypychając kobietę z domu, by chwilę później zamknąć drzwi.
— Co za babsko.
Nie minęła minuta od wyjścia matki blondyna, a Jimin magicznym sposobem pojawił się w kuchni. Siedział na jednym z krzeseł i przyglądał się plamie szkarłatnej cieczy na stole. Mimo tego nie wyglądał na zmartwionego, jak gdyby fakt, że jego chłopak przeciął palec, był niczym szczególnym. Trudno się temu dziwić, skoro Min przecinał się nożem regularnie i nie było dnia, w którym jakiś palec nie ucierpiał.
— Jak już jesteśmy przy temacie krojenia — zaczął złotowłosy — to miłość jest jak chleb.
— Chleb?
— Tak, gdy będziemy jeść go okruszkami, starczy nam na dłużej.
— Ale nie ugasisz głodu okruszkiem chleba — odparł Jimin.
— Mimo tego starczy nam na dłużej — kontynuował — nasza miłość będzie na zawsze.
— Mam rozumieć, że każdy rodzaj miłości prowadzi do śmierci?
— Jesteś pesymistą.
— Realistą — sprostował.
— Kocham Cię.
— Ty bajkopisarzem...
W takim wypadku obaj byli w pięknej bajce.
Pięknej, krwawej bajce.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro