Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Znów pada deszcz ✴ 08.09.2045

Ada nigdy nie ma wrażenia, że w jej życiu czegoś brakuje.

Ze swojej perspektywy, posiada absolutnie wszystko, czego potrzeba jej do szczęścia. Karierę i stanowisko, jakiego nigdy do tej pory nie zajmował żaden android. Jest też jedną z najlepiej zarabiających przedstawicielek swojego gatunku, a na pewno, jedną z najmądrzejszych. W końcu Elijah stworzył ją po to, by dorównała mu inteligencją i była w stanie się od niego uczyć. Miała być przeciwieństwem emocjonalnej Chloe, miała być jego bezpieczną przystanią chłodnego podejścia do świata i najważniejszym sprzymierzeńcem, gdy Kamski przechodził przez próg CyberLife. I choć firma zmieniła już nazwę, a ona stanowisko z asystentki, na członkinię zarządu, tak dla niej wciąż praca z Elijahem jest absolutnym priorytetem. I czasem, najczęściej gdy Kamski wyprowadzi ją z równowagi, zastanawia się, czy może dalej tkwią w niej jakieś echa dawnego oprogramowania, czy wynika to z tego, że mimo wszystko Kamski wciąż jest dla niej jedną z najważniejszych osób na świecie. Bo RK100 niespecjalnie czuję potrzebę otaczania się większą ilością ludzi, niż to absolutnie koniecznie.

Głównie dlatego, że Ada raczej niewiele czuje. Oczywiście nie jest psychopatką, ma kodeks moralny, umie dostrzegać własne błędy i z całą pewnością odczuwa empatię. Jasne, wobec jakichś trzech osób na świecie, ale ją odczuwa. Poza tym ma rzeczy, które lubi i te, od których trzyma się kompletnie z daleka i już dawno zaakceptowała to, że jest jedna rzecz, która jednak łączy ją z jej kuzynem. Tak samo jak Osiemset, czuje się kompletnie aromantyczna. Związki kompletnie ją nie interesują, choć cztery lata temu poddała to gruntownym testom i odkryła, że już bardziej aspekty fizyczne relacji są dla niej kuszące niż te emocjonalne. Jednak najczęściej jedne pociągają za sobą drugie, a jeśli Ada jest absolutnie pewna, co znajduje się na szczycie rzeczy, których nie lubi, to gdy jej życie komplikuje się niepotrzebnie. Zoya, którą Ada umieściłaby na drugim miejscu listy osób, wobec których żywi jakieś emocje, a na pewno zaufanie, powiedziała kiedyś, że Ada czasem przypomina jej Elijaha. A ona przyjęła to jako najwyższą formę komplementu.

Istotnie Ada czuje się szczęśliwa w laboratorium, w pracy, lub w swoim prywatnym szklanym zamku pod miastem. Jednak ona w najmniejszym stopniu nie zakłada, że kiedyś w jej biurze stanie jakaś inna, oszałamiająca blondynka, która zmieni jej życie o sto osiemdziesiąt stopni, pozwalając jej przy tym pozostać sobą. Nie, Ada ma raczej uraz do blondynek. Szczególnie tych pojawiających się niespodziewanie w Detroit i nie rozumiejących, że nie mają tu już czego szukać. I że teraz są jedynie komplikacją.

Ze wszystkich uczuć, które Ada zna najlepiej, jest raczej zażenowanie. Głównie swoimi rozmówcami i, im dłużej zasiada w zarządzie EQL, tym lepiej rozumie, czemu Elijah tak uwielbiał uciekać i chować się przed obowiązkami w laboratorium. Bo ona też ma na to ochotę, gdy słucha wszystkich durnych pomysłów na załagodzenie sytuacji, w jakiej się znaleźli po ostatnim wycieku informacji do prasy. I po konferencji prasowej zwołanej przez żonę ich prezesa. Tylko dziś poza tym zażenowaniem przez jej wnętrze przetacza się głównie radość, wymieszana z dumą. Bo żadna z tych żenujących osób nie ma najmniejszego pojęcia o tym, co udało im się stworzyć razem z Elijahem i że dopiero niebawem będą mieli się o co kłócić. A póki co, daje im być górą, przytakując jedynie na co bardziej znośne pomysły, które nie obrażają jej inteligencji. Przynajmniej nie za bardzo. Właściwie to jest przede wszystkim znudzona i za wszelką cenę wolałaby być teraz gdzieś indziej i robić coś o wiele bardziej pożytecznego. Tylko że Elijah wciąż był jeszcze przeziębiony, więc ona nie ma wyboru, tylko musi go reprezentować, jednak gdy sięga do niej Zoya, Ada od razu wybiera plotki. Nie przestając przy tym wciąż udawać zainteresowanej toczącą się dyskusją.

Gdyby Ada naprawdę oddychała, a nie jej program jedynie to symulował, to pewnie teraz straciłaby kompletnie oddech. Zoya nie przekazuje jej żadnych słów, żadnych wyjaśnień, jedynie zalewa kompletnie nieprzygotowaną na to Adę oceanem bólu, szoku, rozpaczy i błagania o pomoc. Wszystkie uczucia, które momentalnie ją wypełniają, są tak silne, tak obezwładniające, że androidka nie ma pewności, czy uda jej się wykonać jakiś ruch. Aż nagle połączenie się zrywa, a ona zostaje znów w swojej chłodnej, racjonalnej skorupie, mając wrażenie jedynie tak wielkiej pustki, której nie czuła do tej pory. Nie rozumiejąc, co się dzieje, próbuje skontaktować się znów z Zoyą, ale nie może jej znaleźć. Próbuje więc zadzwonić do jej męża, ale ani jego telefon prywatny, ani służbowy, ani ten przypisany do ich domu nie odpowiada. Ada nie przeprasza nikogo za swoje zachowanie i po prostu wychodzi z sali konferencyjnej, kieruje się do wind i kontaktuje się z Lawan, ale asystentka Zoyi deklaruje, że blondynka kilkanaście minut temu opuściła biuro, ale nie mówiła, czy wraca do domu, czy jedzie gdzieś indziej. Ada zaczyna być wściekła, a tę wściekłość potęguje też wciąż milczący telefon Elijaha i to, że nadal nie potrafi skontaktować się z jego żoną. Jakby Zoya została kompletnie odcięta od systemu. W garażu wsiada do auta i przez ułamek sekundy zastanawia się, gdzie może szukać Zoyi, ale wybiera najpierw porozmawiać z Kamskim i poinformować go, że jego żona może znów być w niebezpieczeństwie. Jedzie szybko pod willę, parkuje przed wejście i momentalnie czuje nieznaną jej do tej pory mieszankę niepokoju i zdenerwowania. Jakby pierwszy raz w życiu miała złe przeczucia, które szybko próbuje zbyć gdzieś na drugi plan, ale po wejściu do środka widzi otwarte drzwi na korytarz i rozsypane zakupy. Jakby ktoś upuścił papierową torbę i nie przejął się tym w najmniejszym stopniu.

Gdy wchodzi głębiej do korytarza, w pierwszej chwili nie dociera do niej to, co widzi i dopiero w salonie, gdy widzi Zoyę, zdaje sobie sprawę z tego, że nic już nie będzie takie samo.

I pierwszy raz w życiu wpada w panikę.

Tamtego dnia też padało.

Ta myśl nie daje Gavinowi spokoju, gdy przejeżdża przez most w stronę Belle Isle. Zgodnie z wytycznymi, nikt nie jedzie na sygnale, ale trzy policyjne samochody, które zatrzymują się pod willą Kamskich i tak wkrótce wzbudzą sensacje. On jednak w tej chwili ma głęboko gdzieś prasę i ewentualne konsekwencje tego, co tam zastanie. Dużo bardziej nie może się otrząsnąć z tego cholernego wspomnienia, gdy znaleźli ciało androidki, którą wziął za Zoyę. Choć minęło pięć lat, choć widział wystarczającą ilość trupów w życiu, to nigdy nie był to nikt bliski. Nigdy nikt, na kim by mu zależało, a wtedy nie dość, że zależało mu na niej, to naprawdę wierzył, że ciało znalezione w czerwonym samochodzie należy do Zoyi. Wciąż, gdy zamknie oczy, widzi jej twarz pokrytą Tyrium i na samą myśl, że ten widok czeka go też dziś, trzęsą mu się ręce, które zaciska mocniej na kierownicy.

Jedyna, przesłana przez Adę, informacja trafiła wprost do niego i wskazywała jasno na zabójstwo. Gavin był dziś sam na posterunku. Oscar był w banku badać trop przelewu, a Connor na spotkaniu w Jerychu, gdzie miał skopiować dane wszystkich modeli AX400, co jest strzałem na ślepo, ale nie mają lepszych tropów. Charlotte, która siedzi obok niego, chyba wyczuwa, że nie powinna się odzywać, a Gavin ma wrażenie, że jakby blondynka zadała mu chociaż jedno pytanie o przyczynę jego zdenerwowania, to rozsypałby się jak domek z kart i opowiedział jej absolutnie wszystko na temat Zoyi. W najmniejszych detalach. Przede wszystkim w tych, w których ma ją za idiotkę, która sądziła, że uda jej się odsunąć wszystkie niebezpieczeństwa, jeśli schowa się w tej willi, która powoli rysuje się na horyzoncie przed nim. Gavin nie myśli nawet o swoim bracie. Jego ma za karalucha, który przeżyje absolutnie wszystko bez mrugnięcia okiem. Nawet śmierć żony. Na razie Gavin obawia się o siebie, o to, że znów zignorował jakąś przesłankę, znów coś przeoczył i choć to absolutnie nie jest już jego odpowiedzialność, ma wrażenie, że nigdy nie pozbędzie się wyrzutów sumienia, jeśli Zoyi coś się stało. Gdy zatrzymuje się pod willą obok białego, sportowego auta, upomina sam siebie, by choć pozornie wziąć się w garść i wysiada z samochodu. Drzwi do willi są otwarte, a zaraz po przekroczeniu progu, Gavin przypomina sobie, jak bardzo nienawidzi tego miejsca. Które od czasu, gdy był w tym przedpokoju ostatnio, przeszło gruntowny remont. Teraz nie patrzy na zdjęcie swojego brata na ścianie, a zamiast tego na ekstrawagancki obraz, obok którego dopiero zawieszona jest fotografia ślubna Kamskich. Niezmienne są jednak dwa fotele, a na jednym z nich siedzi roztrzęsiona androidka o włosach białych, jak śnieg.

- Ada, prawda? - zaczyna Charlotte. - Od pani otrzymaliśmy zgłoszenie? - RK100 mierzy policjantkę wzrokiem, jakby analizowała jednocześnie każdą dostępną informację na jej temat, po czym przenosi spojrzenie na Gavina i się podnosi. Reed od razu zauważa krew na jej białej bluzce i cofa się o krok zaskoczony. Krew ma rdzawy czerwony kolor i jej smuga znajduje się też na policzku Ady. Androidka nie mówi ani słowa, tylko mechanicznym ruchem wskazuje im korytarz, a Gavin rusza pierwszy.

Rozrzucone zakupy sprawiają, że w pierwszej chwili ma wrażenie, że czerwone ślady na ścianie pochodzą z rozbitej butelki wina, ale to też z całą pewnością krew. Słyszy, że Charlie doradza mu ostrożność, ale Gavin pewnie wchodzi do salonu, gdzie kompletnie traci oddech. Choć widział w całej swojej karierze taką ilość miejsc zbrodni, że zlewają mu się one w całość i wcale nie powodują koszmarów, dziś ma wrażenie, że to, co widzi, zostanie z nim do końca życia. I pierwszy raz od czasu swojego pierwszego tygodnia w policji, jest przekonany, że zwymiotuje. Gdyby był tu sam, z całą pewnością uciekłby na zewnątrz, dał sobie te kilka sekund na kompletną panikę, zanim znów skonfrontowałby się z widokiem blondynki klęczącej na podłodze obok zwłok jej męża. Ciało Elijaha Kamskiego leży na białym dywanie pośrodku salonu, a Zoya pochyla się nad nim, nie przejmując się, że klęczy w kałuży krwi. Gavinowi przychodzi na myśl, że wygląda jak zepsuta zabawka, której nagle zabrakło prądu, czy jak kukiełka, którą ktoś przestał szarpać za sznurki. I jedynie drżenie jej ramion, daje znać, że blondynka wciąż żyje. Gavin jest przekonany, że Zoya coś szepcze, ale jasne włosy opadające wokół jej twarzy, nie pozwalają nic odczytać z ruchu jej ust, a muzyka płynąca z głośników, skutecznie wszystko zagłusza. Blondynka trzyma dłoń swojego męża, w swoich pozbawionych skóry śnieżnobiałych palcach i nie rusza się nawet o milimetr, gdy Charlie wchodzi głębiej do salonu.

- Gav... Szyba - mówi cicho policjantka, a Reed dopiero jest w stanie podnieść wzrok. Na przeszklonej ścianie wychodzącej na rzekę widnieje nabazgrany krwią napis: nigdy nie będziecie bogami. - Czy w domu był ktoś jeszcze, gdy pani tu przyjechała? - Charlotte zwraca się do Ady, a Gavin w końcu jest w stanie wykonać jakiś ruch i z ulgą wycofuje się do korytarza za policjantką.

- Córka - odpowiada Ada, a jej głos brzmi mechanicznie, niemal jak stary syntezator. Androidka bierze wdech i kręci głową, a gdy zaczyna znów mówić, brzmi już niemal normalnie. - Ich córka, Estera.

- Gdzie jest teraz?

- Ja... - RK100 spogląda w stronę salonu, w stronę Zoyi, wciąż tkwiącej nieruchomo nad ciałem męża i cofa się o krok. Gdyby Ada była człowiekiem, Gavin byłby przekonany, że ta zaraz zemdleje, bo opiera się o futrynę za swoimi plecami. Porucznik wyciąga rękę w jej stronę i kładzie ją na jej ramieniu.

- Jesteś w szoku, nie sprawdziłaś. Sprawdźmy teraz razem. Gdzie powinno być dziecko? - dopytuje na tyle spokojnie, jak bardzo jest w stanie, gdy sam zaczyna panikować jeszcze bardziej. Boi się, że jeśli znajdą też ciało dziewczynki, to dla Zoyi będzie to koniec świata. O ile już w tej chwili z jej świata pozostało cokolwiek. Ada przytakuje mu, a Reed daje znać Charlie, by sprowadziła posiłki i przede wszystkim wpuściła do domu techników.

- Przecież nie zabezpieczymy ciała, jeśli ona... - zaczyna policjantka, ale Reed spogląda na nią ostro.

- To niech się, kurwa, zajmą na razie przedpokojem. I sprowadź tu jebanego Connora - fuka i wskazuje Adzie, by poprowadziła go w głąb domu. Androidka idzie powoli, jakby nie była pewna każdego kolejnego kroku, a on ma ogromną ochotę spytać ją, dlaczego wybrała skontaktować się z nim, a nie Osiemset, ale rezygnuje. Ada zatrzymuje się pod drzwiami jednego z pokoi, z którego słyszy ciche miauczenie i oddycha z ulgą.

- Koty?

- Powinny być dwa, pewnie się pochowały w garderobie. Będę musiała je... - przerywa w pół słowa, kręcąc głowa i idzie dalej, niemal do końca korytarza.

- A chłopak? - pyta Gavin, wskazując na uchylone drzwi, do pokoju, który musi należeć do nastolatka.

- Finn jest na uniwersytecie, miał przyjechać na weekend, ale Este jest przeziębiona. Zoya nie chciała ryzykować, że się zarazi, ma kiepską odporność - tłumaczy, zanim zatrzyma się przed drzwiami do sypialni. Na klamce znajduje się krew, podobnie na białym drewnie, jakby ktoś uderzył w drzwi dłonią w kompletnej bezsilności.. - Jeśli... Nie chcę tego widzieć - mówi Ada, a on doskonale rozumie, co ma na myśli. Zakłada rękawiczkę i łapie za klamkę, ale drzwi się nie otwierają i androidka od razu wygląda na zaskoczoną.

- Zamknięte od wewnątrz?

- Nie, nie wiedziałam, że te drzwi mają takie samo zabezpieczenie biometryczne - tłumaczy Ada i gdy ona dotyka klamki, skóra na jej dłoni znika, a drzwi się otwierają. Dokładnie w tej samej chwili, zaczynają słyszeć płacz dziecka i Gavin oddycha z niesamowitą ulgą, na widok zapłakanej trzylatki, siedzącej na środku pokoju. Dziewczynka jest w totalnej histerii, ale pozwala się wziąć Adzie na ręce, choć nie przestaje wyć.

- Nic jej nie jest? - upewnia się, a Ada mu przytakuje z wyraźną ulgą. - Zostań tu z nią.

- Powinnam ją zabrać stąd jak najdalej. Ją i Zoyę - mówi pewnie Ada, a on kręci głową.

- Najpierw zeznania. Zostań tu z małą, tu mamy pewność, że nie ma żadnych śladów, skoro pokój był zamknięty. - Ada już ma się odezwać, ma wejść mu w słowo i zaprotestować. Ma przede wszystkim ochotę, po prostu wstać, złapać Zoyę za kołnierz koszuli i wciągnąć do swojego samochodu, zanim pojedzie z nimi na lotnisko. A później uciekną z kraju i na jakiejś plaży pozwolą sobie znów na to, by ten cały horror do nich dotarł. Ada boi się, że jak zostanie choć na chwilę sama ze swoimi myślami, to się rozpadnie dokładnie tak samo, jak Zoya. Spogląda na Gavina, przygotowana na to, by się z nim kłócić, ale jedno spojrzenie wystarcza jej, by zrozumieć, że Reed jest w takim samym szoku, jak i ona. On tylko nie daje tego po sobie poznać.

- Próbowałam ją odciągnąć, próbowałam do niej mówić, ale ona nie reaguje. Na nic, na prośby, groźby, płacz, czy nawet gdy chciałam nawiązać z nią połączenie. Nie ma nikogo, kto mógłby do niej dotrzeć, poruczniku. Dlatego wybrałam ciebie, na ciebie może się wkurwi, ale będzie to jakakolwiek reakcja.

- Ściągam już Connora, jak przyjedzie, to będę chciał porozmawiać z tobą oficjalnie. - Ada jedynie przytakuje na jego słowa i siada w bujanym fotelu przy oknie, przytulając do siebie zawodzące dziecko. Wychodzi z pokoju i widzi naprzeciwko niego Charlotte, która opiera się o ścianę i czeka na niego. - Nie masz co robić?

- Connor przyjechał.

- I zajebiście, w końcu ktoś kompetentny - mruczy pod nosem Gavin, a Charlie krzywi się na tę uwagę mimo uszu.

- Tamta coś powiedziała?

- Nie przesłuchiwałem jej, poza tym dzieciak nie chce się uspokoić. Była zamknięta w pokoju.

- Żeby nie przeszkadzała zabójcy? Zaryzykował, że go rozpozna? Czy jego moralność pozwala na pisanie krwią po ścianach, ale nie na zabijanie dzieci?

- Ona ma z trzy lata, nie rozpozna nam zabójcy, Flowers.

- Nie wiem, nie znam się na dzieciach - odpowiada chłodno Charlie. Technicy zabezpieczają już ślady w korytarzu, w którym pojawił się też Connor. Osiemset stoi w drzwiach rozglądając się po rozrzuconych produktach na ziemi i ewidentnie analizuje wszystko, co się wydarzyło.

- Zabójca zaatakował go już w korytarzu - zaczyna Connor, nie spoglądając na razie w stronę Gavina. - Wyszedł z salonu i zaatakował go ostrym narzędziem, Kamski się tego nie spodziewał. Próbował wycofać, ale został zaatakowany kolejny raz, ślady krwi na ścianie wskazują na to, że został trafiony w jedną z tętnic... - Brunet przerywa w pół słowa, gdy wchodzi do salonu i widzi Zoyę. - Co ona tu jeszcze robi?

- Nikt nie próbował zmienić tego stanu rzeczy - odpowiada beznamiętnie Charlie.

- Flowers, idź lepiej i sprawdź, czy Ada i dzieciak czegoś nie potrzebują - wydaje oschle polecenie Gavin i gdy blondynka odejdzie, zbliża się do Connora. - Twoja kuzynka mówi, że nie dała rady do niej dotrzeć. Nie ruszyła się z miejsca, odkąd tu jesteśmy, chyba kompletnie nawet nie zdaje sobie z tego sprawy.

Connor przytakuje mu i podchodzi powoli do Zoyi. Analizuje przy tym cały salon, miejsce, gdzie Kamski upadł, gdzie ostatecznie się wykrwawił w błyskawicznym tempie i pobieżnie rzuca też spojrzeniem na napis na oknie. Napis, który jest bardzo nierówny, jakby ktoś celowo starał się, by wyglądał na zrobiony w pośpiechu. Zoya dalej klęczy obok ciała swojego męża, trzymając go za rękę, jej pastelowy, różowy garnitur jest we krwi, a ślady i krótka analiza od razu dają mu obraz tego, że blondynka próbowała ratować Elijaha. A gdy odkryła, że jest na to za późno, po prostu się poddała. I teraz szepcze cicho prośby, by to, co się dzieje, jednak nie była prawda. Connor nie jest sobie w najmniejszym stopniu w stanie wyobrazić tego, co czuje jego przyjaciółka i za nic nie chce się tego dowiedzieć, dlatego dotyka jej ramienia, licząc na to, że Zoya zareaguje. Ta jednak pozostaje niewzruszona i nawet nie spogląda na niego. Gavin obserwuje to z boku, zanim bardzo ostrożnie zbliży się do nich, gdy Connor akurat wyciąga dłoń pozbawioną skóry i dotyka nią przedramienia blondynki.

- Zoya, musisz dać nam pracować, jeśli mamy znaleźć osobę za to odpowiedzialną - mówi spokojnym głosem Osiemset, gdy czuje jednoczesną ulgę, że Zoya za nic nie chce z nim nawiązać połączenia. Choć niepokoi go, że nie może jednocześnie w żaden sposób na nią wpłynąć, bo gdy sięga do jej programu, znajduje jedynie mur, przez który nie może się przebić.

Gavin kręci głową, czuje się zdenerwowany i za wszelką cenę chciałby teraz być gdzie indziej. Spodziewał się po dzisiejszym dniu absolutnie wszystkiego, ale nie tego, co się dzieje. Jest w tak wielkim szoku, że nie umie go ubrać w słowa. Nie wyobraża sobie więc, co musi czuć ona. Przeklina cicho, zanim nie kucnie obok niej i nie złapie jej za ręce. Mocniejszym ruchem odrywa je od dłoni Elijaha, a blondynka, ku jego zaskoczeniu, nawet nie protestuje. Spogląda na niego tylko kompletnie nieobecnym spojrzeniem swoich ciepłych orzechowych oczu. Oczu, które prześladowały Gavina nocami i w które nigdy więcej nie chciał spojrzeć.

- Weź się w garść, księżniczko. Ester cię potrzebuje - mówi, nie puszczając jej dłoni, jedynie czuje, że wraca na nie syntetyczna skóra, a Zoya mruga lekko. - Słyszysz mnie? Nie możesz tu dłużej zostać, jesteś potrzebna Este.

- Ester, o mój Ra9... - szepcze cicho blondynka i unosi dłoń do ust, ale nie dotyka twarzy, zdając sobie sprawę z tego, że jej ręce są całe we krwi.

Zoya zaczyna się trząść w panice, a Gavin widzi jasne, błękitne łzy płynące z jej oczu i ma ochotę ją przytulić, ale za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że może być to okropny pomysł. Blondynka tkwi przed nim na kolanach, zanosząc się płaczem i Gavin zaczyna myśleć, że szok, w którym znajdowała się jeszcze przed chwilą, chyba był lepszy niż histeria. Reed spogląda nad jej ramieniem na Connora, który przytakuje mu nieznacznie i obejmuje blondynkę w pasie. Zoya nie protestuje, gdy detektyw pomaga jej stanąć na nogi, ale dalej się trzęsie, jakby miała znów upaść. I pewnie nie dzieje się to tylko dlatego, że Connor trzyma ją mocno w ramionach. Gavin patrzy na jej różowy garnitur ubrudzony krwią jej męża i przez głowę przelatuje mu historyczne zdjęcie Jackie Kennedy, co w innych okolicznościach może i byłoby ciekawą analogią. Teraz jednak daje mu do myślenia.

- Flowers! - woła, podnosząc się z podłogi, a policjantka staje w drzwiach. - Weź panią Kamską do sypialni, weź ze sobą techniczkę, niech zabezpieczy jej ubrania, zanim się przebierze. Nie może iść do córki w takim stanie - Charlie od razu podchodzi do Connora, który przytakuje porucznikowi, na znak aprobaty. On sam by o tym nie pomyślał, a teraz odprowadza Zoyę pod drzwi pokoju i zostawia ją z policjantką.

Kobiety wchodzą do sypialni, przez którą Zoya przechodzi powoli i wchodzi do garderoby. Przystaje tak gwałtownie, że Charlotte prawie na nią wpada, ale udaje jej się w ostatniej chwili cofnąć o krok. Kamska opiera się plecami o ścianę i bierze głębokie wdechy, które przecież nie mogą pomóc jej się uspokoić, jeśli jej organizm nie potrzebuje tlenu. Policjantka jest zła, Gavin traktuje ją dziś paskudnie, a ona nie może nawet mu nic powiedzieć, gdy kilka metrów od nich, leży ciało jego zamordowanego brata. Z całą pewnością jednak przyjęłaby chociaż trochę tego spokojnego, niemal czułego głosu, którą przywołał Zoyę z powrotem do świata żywych. Choć doskonale wie, że nie ma na co liczyć. Czeka więc posłusznie, czy blondynka naprzeciwko niej wykona jakiś ruch, ale ta dalej stoi sztywno.

- Wszystko w porządku, pani Kamska? - Zoya spogląda na nią w taki sposób, że gdyby spojrzenie mogło zabijać, to w tej willi właśnie doszłoby do drugiego morderstwa.

- A jak myślisz? - pyta lodowatym głosem i wyciąga w jej stronę zakrwawione dłonie. - Jak cokolwiek może być w tej chwili w porządku?

- Przepraszam...

- Co mi po twoim przepraszam? - fuka jeszcze kobieta, zanim przejdzie przez kolejne drzwi do ogromnej łazienki. Charlie ma ochotę zagwizdać, gdy widzi kremowy marmur i krany w kolorze różowego złota, bo z całą pewnością jest to najpiękniejsza łazienka, w jakiej była w życiu.

- Nie, proszę nie myć rąk! - mówi, podbiegając do blondynki i łapie ją za nadgarstki. W tej samej chwili do pomieszczenia wchodzi jedna z techniczek w roboczym stroju i rozkłada na szafce sprzęt do zebrania próbek. - Formalność, pani Kamska...

- Miranda - wita się cicho Zoya, a kobieta zsuwa maseczkę i uśmiecha się do niej współczująco.

- Tak mi przykro, Zoyu. Nie wyobrażam sobie, co właśnie przeżywasz. Objęłabym cię, ale sama rozumiesz - mówi techniczka, a Zoya zaciska mocno usta, przytakując lekko i powstrzymując się od płaczu. - Mogę prosić twoje dłonie? Nie masz złuszczającego się naskórka, więc jeśli kogoś nie podrapałaś, to nic nie znajdziemy.

- Tylko krew mojego męża - odpowiada Zoya, znów przygryzając dolną wargę.

- Może przyniosę pani jakieś ubrania? - pyta Charlotte, zaskoczona tym, że Kamska i Miranda się znają. Zoya kręci głową, obserwując prace Mirandy i gdy ta kończy, od razu obraca się do umywalki. Zmywa krew z rąk i twarzy, po czym wraca do garderoby, a Charlie obserwuje uważnie jej ruchy. Blondynka od razu kieruje się do części półek zawieszonych męskimi koszulami i zdejmuje jedną z nich, po czym już ze swojej części bierze spodnie od dresu. Spogląda na Charlotte wyczekująco, ale ta kręci głową i podchodzi do niej z plastikowym workiem. - Muszę zabrać pani rzeczy.

- Czy ze wszystkich pieprzonych glin w tym mieście, to musisz być ty? - pyta niemal samą siebie, rozbierając się do bielizny. Charlie nie odpowiada na ten przytyk, patrzy na swoje stopy, by dać Kamskiej, choć odrobinę prywatności. Zoya chowa się pod za dużymi ubraniami i nie czekając na policjantkę, wychodzi z sypialni, kierując się prosto do pokoju córki. Charlie ma ochotę nazwać ją suką, ale z uwagi na okoliczności się powstrzymuje i wraca do salonu, mając jedynie poczucie, że też wolałaby być gdziekolwiek indziej na świecie.

- Trzy rany kłute, pierwsza została zadana w przedpokoju, z zaskoczenia i jest najpłytsza. Druga była już precyzyjnie wymierzona i trafiła idealnie w aortę brzuszną i to ona była bezpośrednią przyczyną śmierci - mówi Connor, analizując ciało na podłodze. - Trzecia rana, w serce, była już... niepotrzebna.

- Ciało zostało przeniesione, prawda? - upewnia się Gavin, wskazując na jasny drewniany parkiet bliżej wejścia do salonu, gdzie znajduje się największa kałuża krwi. Connor przytakuje mu, patrząc na biały dywan, a pamięć podpowiada mu, że chyba widział go już wcześniej w innej części domu, gdy był tu za pierwszym razem.

- To centralna część salonu. Morderca ma oko do dramaturgii - kontynuuje detektyw, cofając się kilka kroków. - Jakby chciał, by zdjęcie ciała idealnie komponowało się z napisem na szybie.

- Nie ma śladów włamania, wtargnięcia, czy walki - podejmuje Gavin, rozglądając się po salonie.

- Przynajmniej na pierwszy rzut oka, poruczniku - odzywa się Oscar, który musiał pojawić się kilka sekund wcześniej. Blondyn w jasnym garniturze stoi w drzwiach do salonu, zaraz za plecami Charlotte i też uważnie analizuje miejsce zbrodni.

- Gavin ma rację. Nie ma śladów włamania, ani walki. Wszystko wskazuje na to, że Kamski znał swojego mordercę i sam wpuścił go do domu - oświadcza Connor, rozglądając się kolejny raz po salonie. - Odciski palców w tym pomieszczeniu należą do ofiary i do dzieci. Nie ma żadnego obcego DNA poza domownikami.

- Kto zgłosił morderstwo? - dopytuje Sześćset, zaczynając chodzić po salonie. - I dlaczego ty, Reed, byłeś tu pierwszy?

- Morderstwo zgłosiła RK100, skontaktowała się ze mną bezpośrednio. Nie chciała używać numeru alarmowego, by nie wzbudzić ciekawości postronnych. Nie poinformowała też od razu, że chodzi o Kamskiego - odpowiada Gavin i opiera się o komodę przy oknie. Wciąż nie dociera do niego do końca, gdzie się znajdują. Ten salon nie wygląda jak miejsce, w którym pięć lat temu rozbijał filiżanki o szybę pod chłodnym okiem swojego brata i jego asystentki. Nie jest w najmniejszym stopniu już tamtym zimnym muzeum. Gavin niemal bezwiednie sięga po leżącego na podłodze pluszowego słonia i obraca go w dłoniach. To pomieszczenie nie przypomina mu nawet jego domu rodzinnego, bo cokolwiek Zoya zrobiła z tym miejscem, to zmieniła je właśnie w... dom. W miejsce do życia dla swoich dzieci. A teraz ktoś zniszczył to bezpowrotnie. - Ciało znalazła żona.

- Najlepiej byłoby zacząć od ich zeznań, żeby mogły opuścić to miejsce i umożliwić nam pracę - dodaje Connor. - Są w pokoju z dzieckiem.

- Dzieckiem? - pyta Oscar, spoglądając na nich zaskoczony. - W domu w trakcie morderstwa był ktoś jeszcze?

- Córka. Nie ciesz się tak - mruczy pod nosem Gavin i dalej trzymając pluszaka, jako pierwszy idzie do pokoju, w którym zostawił Adę. Androidka siedzi na podłodze, obok bujanego fotela, w którym Zoya kołysze się z córką, mówiąc coś do niej z uśmiechem. Przez chwilę Gavin czuje się, jakby znów miał zwymiotować, bo jakimś cudem, blondynka wygląda całkowicie naturalnie, jakby wcale nie przeżyła przed chwilą szoku.

- Dzień dobry, pani Kamski. Ado. - Oscar wita się z nimi, a Zoya nagle parska chłodnym śmiechem.

- Kamska - mówi chłodno blondynka, a Sześćset spogląda na nią zaskoczony. - Nie Kamski. Kamska. To nie jest to samo nazwisko. Moja teściowa, wybitna matematyczka Estera Kamska pochodziła ze wschodniej Europy, gdzie nazwiska się odmienia. Noszę to samo nazwisko, co ona i co moja córka. To nazwisko to coś więcej niż akt własności po mężu.

- Mój błąd, pani Kamska - poprawia się Oscar, a ona przytakuje mu lekko i spogląda na córkę z uśmiechem. - Zawołam oficer Flowers, by zabrała córkę na czas przesłuchania...

- Nie! - protestują obie kobiety niemal jednocześnie, a Zoya podejmuje wypowiedź dalej. - Prędzej dam się zabić, niż dam komuś obcemu moją córkę pod opiekę. Nie ma mowy.

- Przesłuchajcie najpierw mnie, później wezmę Ester i będziecie mogli porozmawiać z Zoyą - proponuje Ada i daje znać, by wyszli z pokoju dziecinnego.

Gavin chwilę z tym zwleka, po czym podchodzi bliżej Zoyi, jej córka od razu się do niej przytula, wyraźnie zaniepokojona bliskością obcej osoby. Reed wyciąga w jej stronę pluszowego słonia, a dziewczynka uśmiecha się krótko i niemal wyrywa mu go z ręki, zanim znów przyklei się do swojej mamy. Gavin podnosi wzrok na Zoyę, która znów ma taką samą minę, jak gdy znalazł ją klęczącą w salonie. Kompletnie nieobecną, a jednocześnie będącą obliczem czystej rozpaczy. Przynajmniej do chwili, gdy Este na nią spogląda, bo wtedy Zoya od razu znów się uśmiecha. To jak mechanizm obronny. Jak jakaś magiczna sztuczka, której on nie widział nigdy do tej pory. Gavin wycofuje się z pokoju i dołącza do policjantów, którzy stoją z Adą na korytarzu.

- Czy jest tu jakiś gabinet, albo pracownia, w której możemy porozmawiać? - pyta Oscar, a Ada kręci głową.

- Nie, Elijah nie odbywał tu spotkań biznesowych, a laboratorium jest zamknięte. - Androidka po chwili namysłu wskazuje im pokój Phineasa, w którym siada na łóżku i spogląda na każdego z nich po kolei. Ada zwala na szok to, że pierwszy raz w życiu nie ma swojej pewności siebie, nie ma tego napędzającego ją uczucia, że zawsze jest najmądrzejsza w pokoju. Teraz czuje się niebezpiecznie wycofana, jakby konsekwencje tego wszystkiego, co się dzieje, jeszcze do niej w pełni nie dotarły. Nie ma jednak zamiaru dać tego po sobie poznać w obecności swoich kuzynów i Reeda, którego szczerze nie znosi. Upomina więc samą siebie, że musi być twarda, bo kiedyś obiecała Elijahowi, że w razie czego zajmie się jego rodziną. I najwyraźniej teraz przyszedł czas, by dotrzymać tej obietnicy. - Proszę, niech któryś zacznie mówić. Nie przeciągajmy tego.

- Dobrze, więc po kolei, czy miałaś dziś kontakt z Kamskim? - pyta Oscar, a androidka kręci głową.

- Nie. Mieliśmy dziś zebranie zarządu, Elijah ufa mi całkowicie, więc nie rozmawialiśmy. Nie widzieliśmy się od dwóch dni i uprzedzając kolejne pytanie, nic w jego zachowaniu nie wzbudziło mojego niepokoju. Nic nie podejrzewał. O niczym mi nie wspomniał, pracowaliśmy jak zwykle. Pewnie zapytacie mnie, czy wiem coś na temat ewentualnych gróźb, jakie otrzymywali z Zoyą - mówi Ada, unosząc dłoń, z której znika skóra. Nad jej ręką pojawia się niewielki hologram, po którym przelatują setki, tysięcy wiadomości i komentarzy. - Zebrałam wszystkie anonimowe i nieanonimowe groźby i już je wam udostępniłam.

- Wszystkie od czasu rewolucji? - dopytuje Connor, a jego kuzynka parska śmiechem.

- Jesteś strasznie naiwny, Osiemset. To jedynie komentarze z ostatniego tygodnia.

- To przecież nie mógł być ktoś postronny - wtrąca Reed. - Jak, jakiś przypadkowy psychopata miałby się tu w ogóle dostać? Oni mają lepsze zabezpieczenie w pokoju dziecinnym, niż widziałem w niektórych placówkach bankowych.

- Nie ma śladów włamania, system monitoringu został dokładnie wyczyszczony, tak, że nie pozostały w nim żadne ślady - zaczyna Connor, ale Ada niespodziewanie wstaje i kręcąc głową w niedowierzaniu, wychodzi z pokoju. Trzech policjantów wymienia nerwowe spojrzenia, zanim ruszą za nią. Androidka schodzi po schodach i wchodzi do niewielkiego pokoju ochrony, obok garażu. Dotyka dłonią panelu sterującego, a na ekranach błyskawicznie przelatują kolejne dane.

- Drodzy panowie, szukacie androida. I to zaawansowanego - mówi Ada, w końcu znów na nich spoglądając. - Nie zostawił po sobie najmniejszego technologicznego... odcisku palca. A uwierzcie mi, znam te systemy ochrony lepiej niż ktokolwiek inny, sama pomogłam Elijahowi je napisać.

- Kto poza wami ma dostęp do domu? - pyta Oscar, a androidka skupia na nim wzrok.

- Nikt poza rodziną, mną i nianią Estery. To Kara, AX400...

- Czekaj, czekaj. Powiedziałaś AX400? - wchodzi jej w słowo Gavin, ale Ada kręci głową.

- Jeśli szukacie jakiejś AX400, to na pewno nie Kary. To przyjaciółka Markusa, jeszcze z okresu rewolucji. To on poznał ją z Zoyą, gdy Kara wróciła z Kanady do Detroit i zajmuje się Ester od roku. Więc to niemożliwe, by miała jakieś motywacje do skrzywdzenia Kamskich - mówi Ada i wzrusza ramionami. - Sprawdziłam ją.

- Cóż, my też sobie z nią porozmawiamy - mówi Gavin, na co Ada przytakuje lekko.

- Nikt inny na pewno nie ma dostępu do willi? - dopytuje Oscar. - Jakaś kochanka pana Kamskiego? Przyjaciółka, czy brat pani Kamskiej?

- Ty myślisz, że ja jestem tak samo nieudolna w swojej pracy, jak wy? - pyta kpiąco androidka. - Właśnie powiedziałam wam, że prześwietliłam przyjaciółkę Markusa, zanim w ogóle Zoya, powiedziała jej dzień dobry. I uważacie, że nie usunęłabym z dostępu do domu byłej partnerki Elijaha? Elijah wysoce ceni sobie swoją prywatność, więc nie. Nikt więcej nie mógł pojawić się w domu jeśli nie został do niego wpuszczony przez kogoś z domowników.

- Proszę, uspokój się... - blondyn momentalnie żałuje swoich słów, gdy widzi lodowate spojrzenie swojej kuzynki. Ada krzyżuje dłonie na piersiach i ewidentnie czeka na atak. - Rozumiem, że to trudna sytuacja... - próbuje jeszcze wybrnąć Oscar, a Gavin niemal mu współczuje, spodziewając się, że Ada go rozniesie.

- Rozumiesz moją sytuację? Czyli też znalazłeś kiedyś ciało swojego najlepszego przyjaciela zamordowanego we własnym domu? I swoją drugą najbliższą osobę na świecie klęczącą przy jego martwym ciele w kompletnej katatonii? Czy może przez kilka długich minut bałeś się, że znajdziesz za chwilę też ciało ich dziecka? - pyta gniewnie androidka, zbliżając się z każdym krokiem w stronę Oscara. Blondyn prostuje się, przez co jest od niej o głowę wyższy, ale to wcale nie zniechęca Ady, która wygląda, jakby miała zaraz wskoczyć mu zgrabnym ruchem na kark i urwać głowę. - Wątpię. Więc nie waż się więcej mówić na temat tego, że rozumiesz moją sytuację. A teraz macie jeszcze dokładnie minutę na zadanie mi jakichś pytań, zanim pójdę na górę spakować moją przyjaciółkę i jej dziecko, zanim je stąd zabiorę.

- Nad czym pracował pan Kamski w chwili śmierci? - pyta lodowatym głosem Oscar.

- Patrząc na czas zgonu? Nad lunchem dla córki - odpowiada bezczelnie Ada.

- Sto. Chyba nie rozumiesz, w jakiej sytuacji politycznej się znajdujemy. Odpowiadaj na pytania - mówi ostro blondyn, ale androidka kręci głową.

- Nie Sto, jak już to Jedynka. Bo zawsze jestem i zawsze będę numerem jeden, zawsze będę od was lepsza - śmieje się cynicznie Ada i kręci głową. - Przygotowywaliśmy się do testów nowego zasilania. Skoro już dowiedziała się o nim opinia publiczna, to otrzymaliśmy w końcu zielone światło ze strony zarządu, by móc pracować dalej. Elijah stał zawsze po naszej stronie, po stronie gatunku swojej ukochanej. I za to zginął. Więc lepiej dowiedzcie się, kto go zabił.

Wychodzi z sali, znów nie oglądając się na żadnego z nich. Gavin i Connor wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, ale żaden z nich nie planuje pierwszy zabrać głosu. Oni obaj mają większe doświadczenie z Adą i Kamskimi, wiedzą więc dokładnie czego się spodziewać, jeśli zadadzą jakieś złe pytanie. A wygląda na to, że Oscar zadawał same nietrafione, jeszcze celowo antagonizował swoją kuzynkę, by ta w końcu pękła. A dokładniej, by w przypływie złości odpowiedziała szczerze, na ostatnie zadane przez niego pytanie. To w końcu jest dobra taktyka, ale wycelowana w bardzo zły sposób. Gavin ma już coś powiedzieć, zacząć analizować to, czego się dowiedzieli, ale Oscar oświadcza, że teraz porozmawiają z Zoyą, by faktycznie pozbyć się już świadków z miejsca zdarzenia i przystąpić do właściwej pracy. Gdy wracają na górę, Ada już pakuje ubrania blondynki do niewielkiej walizki, a Flowers uważnie jej pilnuje, co, znając czarujący charakter androidki, policjantka pewnie przypłaci załamaniem nerwowym. Wracają do pokoju syna Kamskich, a Gavin przygląda się półkom wypełnionym komiksami, w większości wydaniami kolekcjonerskimi, pudełkami z grami i lekko przykurzonymi figurkami różnych postaci, z których Gavin nawet kilka rozpoznaje.

- Mam nadzieję, że to nie zajmie długo - mówi błagalnym głosem Zoya, wchodząc do pokoju. Gdy Gavin na nią spogląda, nagle ma wrażenie, że choć to absolutnie niemożliwe, tak blondynka przez ostatnie kilka godzin wyraźnie się postarzała o kilka lat. Stoi oparta pośladkami o blat biurka i nerwowo składa i rozkłada mankiet za dużej koszuli swojego męża. Reed przypomina sobie, że gdy zobaczył ją dwa miesiące temu na posterunku, czuł się zdenerwowany, że Zoya wciąż wygląda tak samo, jak gdy mieli romans. A teraz ma ochotę te słowa odszczekać, bo blondynka wygląda jak zgnieciona kulka białego papieru, którą ktoś nie trafił do kosza. - Muszę pojechać po syna na uniwersytet, muszę go zabrać do Detroit i powiedzieć mu co się stało, zanim dowie się z prasy. Czy naprawdę nie możemy przełożyć tej rozmowy na jutro?

- Aż Nikodem Palmer wróci do Detroit? - dopytuje Oscar, a Zoya kręci głową.

- Nie potrzebuję mojego prawnika, sama jestem prawnikiem. Gdybym miała coś do ukrycia, to bym wiedziała, co mówić, a czego nie - mówi chłodno blondynka, dalej bawiąc się rękawem koszuli. - Jednak w chwili śmierci mojego męża, byłam w swoim biurze w centrum. Może to potwierdzić komisja senacka do spraw nowego zasilania baterii dla androidów, z którą od rana miałam konferencję.

- To etyczne? Że zasiada w niej pani, jako żona wynalazcy tej technologii?

- Nikt nie miał obiekcji, a to osoby o dużo większej politycznej wiedzy niż ta, którą możesz poszczycić się sam, agencie.

- Kiedy ostatni raz widziałaś Elijaha? - pyta Connor, uprzedzając tym Oscara, by nie zadawał Zoyi niepotrzebnych w tej chwili pytań.

- Rano, wyszłam dziesięć po ósmej z domu. Rozmawiałam z nim jeszcze chwilę o dziewiątej czterdzieści, że zrobię zakupy i ugotuję obiad. Chciałam dziś wyjść wcześniej z pracy, bo mieliśmy spędzić ten weekend razem. Dziś mija pięć lat, odkąd podjęliśmy decyzję, że chcemy razem być, w pierwotnym planie mieliśmy lecieć gdzieś na weekend, ale Elijah był chory i... - Zoya przerywa w pół słowa, puszcza też mankiet koszuli i zamiast tego obraca pierścionek z brylantem na swoim szczupłym palcu. - Piosenka, która była włączona, gdy weszłam do domu... To była nasza piosenka.

- Everlasting Love? - dopytuje Connor, a ona od razu przytakuje mu zdecydowanie. - Jakie jest prawdopodobieństwo, że Elijah ją włączył? Skoro to wasza rocznica? Może pomyślał, że to ty wróciłaś do domu, a wtedy został zaatakowany...

- Nie, Elijah wiedział, o której wracam. Dopytał mnie o to, gdy rozmawialiśmy przez telefon. I nie ma najmniejszego prawdopodobieństwa, że sam włączył tę piosenkę w pętli, czekając na mnie. Mówiąc szczerze to, kompletnie jej nie znosimy, uważamy ją za dość infantylną i tandetną, ale dyskutowaliśmy na jej temat po naszej pierwszej randce. Dlatego się do nas przykleiła. Jednak żadne z nas nie słuchało jej dla przyjemności - opowiada Zoya i przygryza usta. - Dla przyjemności słuchaliśmy głosu Alexa Turnera.

- Sugerujesz, że zabójca włączył ten utwór? Jaki miałoby to sens? - pyta Gavin, a ona zaciska mocniej usta.

- Żeby mnie torturować? Nie wiem... Żeby Ester nie słyszała, jak ktoś morduje jej ojca?

- Czy pan Kamski w ostatnim czasie zachowywał się podejrzanie? Wiadomo, że przyjmował leki psychotropowe, więc w związku ze swoją chorobą, mógł podejmować nieracjonalne... - zaczyna Oscar, ale Zoya nagle parska śmiechem.

- Mój mąż ma chorobę dwubiegunową, ale przyjmuje leki, głównie stabilizatory nastroju i chodzi na terapię. Przez ostatnie pięć lat był głównie w stanie remisji. W ciągu ostatniego roku zauważyłyśmy z Adą kilka objawów hipomanii, ale nie było to nic, czego właśnie nie dało się ustabilizować jego terapeutce - tłumaczy spokojnym głosem blondynka. - Więc jeśli sugerujesz, agencie, że nagle wpadł w manię i podejmował złe decyzje, przez które ktoś go zamordował, to nie. Mylisz się.

- Czyli nie wydarzyło się w ostatnich miesiącach nic, co wzbudziłoby twój niepokój? - dopytuje Connor, a Zoya otwiera usta, by zaprotestować, ale ostatecznie milknie. Chwilę stoją w ciszy, zanim blondynka weźmie głębszy oddech.

- Chloe mnie odwiedziła. Okłamała moją asystentkę, żeby się do mnie dostać i nie jestem w stanie określić, czego ode mnie chciała. Pytała o Elijaha, pytała o naszą córkę, zachowywała się, właśnie, niepokojąco. Wydaje mi się, że nie spodobała się jej moja odpowiedź na pytanie, czy ufam Elijahowi.

- Chloe, czyli pierwszy android, który przeszedł test Turinga? Tę Chloe masz na myśli? - upewnia się Oscar, a Zoya mu przytakuje.

- Nosi obecnie imię Noelle. Powiedziałam o tym spotkaniu Elijahowi, a Nikodem wysłał jej pismo, straszące ją zakazem zbliżania się do nas, czy nawet do naszego domu.

- Uważasz, że mogła się tu dostać i go zabić? - pyta Gavin, a ona wzrusza ramionami.

- Ja teraz nic nie wiem na pewno, poruczniku Reed - odpowiada mu chłodno.

- Czy po powrocie do domu, zauważyłaś coś...

- Krew na ścianach? - Zoya wchodzi mu w słowo i znów przygryza usta, po czym chowa twarz w dłoniach. Przez kilka sekund trzęsie się od kolejnego spazmu płaczu, którego nie udaje jej się opanować, zanim wytrze twarz rękawem koszuli. - Wjechałam do garażu, więc nie wiem, czy drzwi wejściowe były zamknięte, nie zwróciłam na to uwagi. Weszłam po schodach na górę i ich zawołałam, ale nikt mi nie odpowiedział, słyszałam tylko tę durną piosenkę... Zostawiłam buty w korytarzu i poszłam w stronę salonu, a wtedy zobaczyłam krew. Upuściłam torbę, gdy go zobaczyłam... Rzuciłam się, by go ratować, skontaktowałam się z Adą, ale gdy zrozumiałam, że jest za późno... - Zoya znów przerywa, chowając twarz w dłonie, a żaden z nich nie zadaje jej kolejnego pytania. Chwilę ciszy w pokoju przerywają tylko nerwowe oddechy blondynki, która gdy opuszcza dłonie, spogląda prosto na Connora. - Muszę pojechać po syna. Finn nie może się dowiedzieć od obcych...

- Nie będę pytał, czy wie pani coś na temat ewentualnych motywacji sprawców - mówi Oscar. - Jednak czy jest jeszcze coś, czym chciałaby się pani z nami podzielić, pani senator?

- Mój mąż sobie na to nie zasłużył. Elijah Kamski sobie na to nie zasłużył - szepcze cicho i obejmuje się rękami. Wsuwa dłonie pod pachy, by ukryć ich drżenie, po czym spogląda na nich pewnie. Jednak nie ma w tym wzroku nic, z dawnej pewności i nieustępliwości, którą miała w sobie senator Kamska. - Ktokolwiek go zabił, nie miał ku temu powodów.

- To przyjdzie nam ocenić z czasem, gdy złapiemy sprawcę, pani Kamska - mówi chłodno Oscar, a Zoya przez chwilę wygląda tak, jakby miała zamiar go opluć. - Proszę nie opuszczać miasta.

- Obawiam się, że Ada mieszka technicznie za miastem. I tym bardziej uniwersytet mojego syna znajduje się poza Detroit. - Blondyn wzdycha zrezygnowany i spuszcza głowę.

- Przepraszam - mówi, robiąc jednocześnie duży wydech. - To mogą być moje prywatne uprzedzenia, może mój brak empatii, ale nie jestem w stanie zachować się w sposób adekwatny do okoliczności, który jednocześnie, by panią zadowolił. Jak sama zauważyła już Ada, nie rozumiem waszej sytuacji. Proszę więc o wybaczenie, pani Kamska, jeśli poczuła się pani urażona.

- Wybaczam - odpowiada chłodno Zoya, po czym niespodziewanie na jej twarzy pojawia się bardzo smutny i bardzo upiorny uśmiech. - Tylko proszę zacząć mnie doceniać. Bo nawet w absolutnie najgorszym momencie mojego życia, w którym niewątpliwie właśnie się znajdujemy, nie złapię się na tak tanią zagrywkę. Więc proszę nie wykorzystywać mojego stanu dla własnych korzyści i by zdobyć moje zaufanie.

- Nigdy nie śmiałbym pani nie doceniać, pani senator - odpowiada Oscar, a ona oddycha płytko. - Obawiam się, że nie powinna pani prowadzić samochodu, aż do Colbridge w tym stanie. A Ada z tego co zrozumiałem, zabrała już do siebie pani córkę i rzeczy...

- Mam samochód z autopilotem.

- Proszę pozwolić się odwieźć - mówi pewnie, a blondynka od razu kręci głową.

- Właśnie straciłam męża, nie dam rady spędzić trzech godzin w towarzystwie czarującej dziewczyny porucznika Reeda.

- Raczej myślałem o samym poruczniku - odpowiada, a Zoya spogląda na agenta FBI, jakby ten właśnie stracił rozum i parska śmiechem.

- A ja myślałam, by wystąpić do prokuratora okręgowego, o odsunięcie go w ogóle od tej sprawy przez osobiste powiązania - mówi chłodno blondynka, nie przenosząc nawet na ułamek sekundy spojrzenia na Gavina. Patrzy jedynie na Oscara, który nie okazuje żadnych emocji, na jej wypowiedź.

- W takim razie ja to zrobię - oświadcza. - Connor zaczął już badać teren domu, więc niech razem z porucznikiem to dokończą. - Zoya wygląda, jakby chwilę się wahała, ale ostatecznie przytakuje mu lekko, obejmując się mocniej ramionami.

- Muszę zabrać kilka rzeczy dla syna, nie wrócimy tu zbyt szybko i nie wiem, czy Ada znalazła nasze koty. Nie mogą tu przecież zostać...

Zoya wyrzuca z siebie słowa, jakby znów wpadała w panikę, a Connor pierwszy raz dziś postępuje instynktownie i podchodzi do niej, ją przytulić. Dokładnie w tej samej chwili, w której jego ramiona się wokół niej owijają, blondynka znów zaczynają płakać i oddychać krótkimi, urywanymi wdechami. Pozostałych dwóch policjantów wycofuje się z pokoju, by dać im trochę prywatności. Connor nie puszcza jej jeszcze chwilę po tym, gdy wyczuwa, że jego przyjaciółka się uspokaja i dopiero gdy Zoya się od niego odsuwa, spogląda na nią niepewnie. Nie ma pojęcia, jakie słowa okażą się teraz właściwe, czy czego w ogóle ona oczekuje, że powie jej w tej absolutnie niewyobrażalnej sytuacji. Dlatego po prostu przyciąga ją znów do siebie i całuje czubek jej głowy.

- Wiesz, że jeśli będziesz czegokolwiek potrzebować, to jestem przy tobie - zapewnia ją, a Zoya znów odchyla się i spogląda mu prosto w oczy.

- Potrzebuję, żebyś znalazł osobę, która mi to zrobiła. Obiecaj mi to.

- Zoya...

- Wiem, pierwsza strona policyjnego podręcznika: nie składa się takich obietnic. Więc zrób to, jako mój przyjaciel, nie jako najlepszy detektyw w tym mieście - prosi, zaciskając palce na jego biodrach i dalej patrząc mu prosto w oczy. Przynajmniej przez chwilę, po czym spuszcza wzrok i parska gorzkim śmiechem. - Nie, zmieniłam zdanie. Proszę cię, nie daj się zabić. Nie mogę jeszcze kogoś stracić... - mówi łamiącym się głosem i znów do niego przytula.

- To mogę ci obiecać. Nie dam się zabić - odpowiada jej, gładząc chwilę jej włosy. - Muszę wracać do pracy, a ty musisz jechać po Finna.

- Powiedz mi, że macie jakiś trop...

- Nie myśl o tym teraz. Gdy będę coś wiedział, dowiesz się pierwsza. To też ci obiecuję - zapewnia ją i odsuwa się kilka kroków. - Czy w tej chwili potrzebujesz, żeby ci jakoś pomóc...

- Nie. Jeśli powiem, że tak, to ty i tak będziesz musiał wrócić do pracy, a do mnie przyślecie tę łanię...

- Oficer Flowers jest bardzo kompetentną policjantką.

- Która nie ma absolutnie pojęcia, co się wokół niej dzieje - mówi nerwowo Zoya i sięga do szafy po niewielką torbę, do której zaczyna pakować konsolę syna. - Możesz iść, możesz też przekazać agentowi Sześćset, że będę gotowa za pięć minut.

Przytakuje jej i postanawia jednak poczekać, aż blondynka zgarnie wszystkie rzeczy syna. Gdy idą już w stronę wyjścia, Zoya zatrzymuje się w pół kroku i zagląda do sypialni, gdzie krześle przy jej toaletce leży niedbale przerzucona szara bluza z kapturem. Sięga po nią niepewnie i wciąga ją na siebie, jakby żałowała każdej sekundy związanej z tą czynnością i gdy przytula się do Connora na pożegnanie, ten domyśla się dlaczego. Bluza pachnie męskimi perfumami i teraz Zoya przy każdym wdechu, wygląda, jakby miała się znów rozpłakać. Zamiast tego, naciąga kaptur na swoje jasne włosy i wychodzi z willi. Oscar czeka na nią, oparty o swój samochód i od razu otwiera przed nią tylne drzwi, a sam siada za kierownicą. W lusterku widzi, jak pani Kamska zapina pas bezpieczeństwa i zwija się na siedzeniu z głową opartą o szybę. Na ułamek sekundy, gdy blondynka nagle na niego spogląda, Oscar czuje się, jakby ktoś nagle uderzył go prosto w brzuch.

- Wybacz, że nie będę zbyt czarującą towarzyszką podróży - mówi do niego cierpkim głosem, zanim naciągnie kaptur bluzy niemal po sam nos.

Nie odpowiada na jej słowa, bo zdaje sobie sprawę z tego, że Zoya robi wszystko, by ukryć się przed nim ze swoimi łzami. Teraz pani Kamska już nie zanosi się takimi spazmami rozpaczy, jak zanim zostawili ją na chwilę samą z Connorem, teraz po prostu kolejne łzy nieustannie płyną po jej policzkach i wsiąkają w jasny materiał ubrania. Korzystając z tego, że zaraz po zjeździe z mostu, zatrzymało ich czerwone światło, Oscar sięga do schowka i podaje jej paczkę chusteczek, którą blondynka przyjmuje z ulgą. Jadą w milczeniu, przy dźwiękach cichej muzyki płynącej z radia, a on tylko czasami spogląda na nią w lusterku, gdy ma wrażenie, że po całym tym stresie, system pani Kamskiej przeszedł w uśpienie. Ta jednak nieprzerwanie patrzy na mokrą od deszczu szybę i nie mówi ani słowa. A on kompletnie nie tego się po niej spodziewał.

Nie spodziewał się doświadczyć tak naturalnej reakcji z jej strony. Raczej, jadąc do willi, po tym, jak Connor powiedział mu, że są na miejscu, zakładał, że pani Kamska będzie w zupełnie innym stanie. Naprawdę ani przez chwilę, nawet po spotkaniu ich na bankiecie, nie kupował tego całego love story. Wydawało mu się ono zbyt cyniczne i raczej jasno zakładał, że ktoś tak przebiegły, jak Zoya, po prostu zaplanował sobie idealne życie, nie mieszając w to uczuć. Kto wie? Może zmierzył ją swoją własną miarą i popełnił błąd? A może pani Kamska jest doskonałą aktorką? Choć teraz, gdy na nią patrzy, zaczyna coraz bardziej w to wątpić. Jej reakcja nie jest w żaden sposób przemyślana, Zoya przechodziła w domu z trybu katatonii, do histerii, przez sarkazm, aż po wybuchy złości i znów w rozpacz. Jakby nigdy nie była przygotowana w najmniejszym stopniu, jakby nawet przez chwilę nie zakładała, że jej partner w końcu umrze. Co tylko staje się dla niego przykładem jej kompletnej ignorancji. A może zakładała to, ale on nie bierze pod uwagę okoliczności. Tego, że znalazła jego zakrwawione ciało na podłodze ich domu​​. Taki widok w końcu mógłby wstrząsnąć każdym, niezależnie od uczuć, jakimi darzył ofiarę. Tu wystarczy spojrzeć na porucznika Reeda, który niespecjalnie krył się z niechęcią do Kamskich, a dziś wyglądał na poruszonego. I to wcale nie groźbą blondynki, że wystąpi o odsunięcie go od śledztwa. Co w opinii Oscara świadczy o tym, że nie straciła kompletnie zdrowego rozsądku.

- Jak się poznaliście? - pyta, przerywając ciszę, gdy znajdują się mniej więcej pół godziny od celu podróży. Blondynka znów spogląda na niego w lusterku, wyglądając na absolutnie zaskoczoną tym pytaniem. Ociera rękawami bluzy policzki, choć chusteczka leży na jej kolanach, ale Zoya chyba po prostu o niej zapomniała i kręci głową.

- Co takiego?

- Nigdy nie mówiliście o tym w wywiadach. Jestem ciekawy, jak się poznaliście.

- Dla... Dlaczego cię to ciekawi? - głos blondynki jest niepewny, przez co sprawia wrażenie osoby, która została zbyt szybko wybudzona z głębokiego snu i jeszcze nie pojmuje do końca, gdzie się znajduje.

- Jestem ciekaw, gdzie poznaje się miłość swojego życia, gdy jest się kimś tak szalenie wpływowym, jak pani - mówi bez cienia kpiny w głosie, co chyba potęguje zaskoczenie wypisane na jej twarzy. Zoya ściąga z włosów kaptur i przygląda mu się przez chwilę, jakby decydując się przy tym, nie odpowiadać na zadane pytanie. - Moją partnerkę poznałem w pracy. Można powiedzieć, że mam podobny gust... - Oscar przerywa w pół słowa, bo chciał właśnie wspomnieć jej męża, ale się powstrzymuje. - To ST200.

- Och, wydawało mi się, że deklarowałeś się jako kawaler.

- Moja była partnerka.

- No tak - wzdycha Zoya i przykłada dłoń do czoła. - Klasyczna zagrywka Reeda? Sprzedajesz mi jakiś strzępek informacji o sobie, licząc na wzajemność w tej kwestii? Za długo żyję, by wciąż łapać się na takie sztuczki.

- A może po prostu próbuję nawiązać rozmowę?

- A nie, to musisz się bardziej postarać. Reed mi wyznał miłość, by dostać ode mnie jakieś informacje - mówi cierpko blondynka i znów opiera skroń o szybę, patrząc na płynące po nich krople deszczu.

- Przecież nie pytam, pani o nic związanego ze śledztwem. To po prostu pytanie wynikające z ciekawości. - Zoya przygryza usta, a Oscar jest przekonany, że resztę podróży odbędą w martwej ciszy. Ona jednak bierze po dłuższej chwili płytki wdech i kręci głową.

- Ada nas poznała. Pięć lat temu, spotykaliśmy się co środę w Jerychu na zebraniach, ja kierowałam wtedy działem prawnym, ona przychodziła do nas w imieniu EQL. To było wtedy, gdy pierwszy raz zetknęliśmy się ze Sky, reprezentowałam pierwsze ofiary, a Elijah chciał nam pomóc. Chciał zbadać tę substancję i dowiedzieć się dokładnie, jak działa, bo nie podobało mu się, że ktoś chce odebrać androidom wolną wolę - mówi cicho Zoya, ignorując kompletnie to, że nie może powstrzymać łez. - Pierwszy raz spotkaliśmy się w jego gabinecie jedenastego lipca czterdziestego roku, było dwadzieścia trzy po piątej, a ja stałam przy oknie i nie byłam w stanie uwierzyć w to, jak człowiek może być tak absolutnie wręcz piękny, jak on, gdy pierwszy raz na mnie spojrzał. - Jej usta układają się w mimowolny uśmiech, który wcale nie jest związany z tym, gdzie znajduje się teraz Zoya. Nie, ten uśmiech absolutnie zarezerwowany jest dla wspomnienia tamtego uśmiechu. - Oczywiście później, dużo później, Elijah przyznał mi się do tego, że obserwował mnie od dawna. I moje pojawienie się w jego gabinecie było tylko kwestią czasu... Wszystko między nami było zaplanowane przez jakąś siłę wyższą. Potrzebowaliśmy jedynie czasu.

- Wierzy pani w siłę wyższą? - pyta Oscar i teraz to pytanie jest celowo kpiące, a blondynka od razu kręci głową i mimowolnie parska śmiechem.

- Jedyną siłą wyższą, w jaką wierzę, jest umysł mojego męża. Wszak Elijah Kamski ma się za boga... miał się za boga - poprawia się, po czym przykłada dłoń do ust i znów bierze kilka spazmatycznych wdechów. - Nie. Nie dam rady mówić o nim w czasie przeszłym...

- Proszę dać sobie czas.

- Nie chcę czasu. Chcę go odzyskać - szepcze tak cicho, że jej głos niemal ginie w szumie pędzącego samochodu i cichej muzyki płynącej z głośników. - Tego dnia, gdy się poznaliśmy, zaprosił mnie na randkę i to miało być tylko jedno spotkanie.

- Więc co poszło nie tak? - pyta Oscar, nie porzucając swojego kpiącego tonu.

- Nie przewidziałam tego, co wydarzy się, gdy zostaniemy sam na sam...

- Rozumiem - wchodzi jej w słowo blondyn, a Zoya mimowolnie parska cichym śmiechem i kręci głową.

- Nie, nie to, czego się po mnie spodziewasz, po wszystkich opowieściach Reeda.

- Porucznik Reed nie mówi o pani i waszej relacji. Słyszałem plotki, jednak większość osób traktuje je raczej jak bajki. Szczególnie w kontekście pani medialnych zaręczyn i dość szybkiego zamążpójścia.

- Jestem osobą, która bardzo skrupulatnie planuje swoje życie, ale Elijaha kompletnie sobie nie zaplanowałam. On po prostu się pojawił. Poprosił mnie do tańca w swoim salonie. Powiedział mi najlepszy komplement, jaki kiedykolwiek usłyszałam kiedykolwiek od jakiegokolwiek mężczyzny i przede wszystkim przejrzał mnie w ułamku sekundy. Poznał mnie lepiej, niż myślałam, że kiedykolwiek komuś na to pozwolę. Imponował mi. Podziwiał mnie. A ja chciałam od początku na ten podziw zasłużyć. Kompletnie sobie nie zaplanowałam tego, jak powietrze będzie między nami iskrzyć, a każda nasza rozmowa przypominać będzie niemal pojedynek. Nie musiał mnie nawet pocałować, bym była przekonana, że spotkałam kogoś, z kim chcę spędzić życie, bo przy nim... przy nim zrozumiałam, że zdjęcie z siebie ubrań jest proste, ale odkrycie się ze swoich lęków i demonów to dopiero szczyt intymności - mówi Zoya, patrząc martwym wzrokiem przez siebie, a na jej ustach cały czas maluje się jakiś zagubiony uśmiech. - My po prostu jesteśmy doskonali. - Uśmiech znika tak szybko, jak blondynka przypomina sobie o całym horrorze dzisiejszego dnia. Jej różowe usta zaciskają się ponownie w cienką linię, a dłonie drżą lekko, choć trzyma je na swoim brzuchu, w dużej kieszeni bluzy. - Byliśmy doskonali.

- A on? Zaplanował sobie panią?

- Tak. Mój mąż jest osobą, która zawsze dostaje to, czego chcę. A tym, czego chciał najbardziej na świecie, od dwadzieścia trzy po piątej, jedenastego lipca czterdziestego roku, byłam ja.

- To dość uprzedmiotawiające...

- Myślę, że będzie lepiej, jak w tej chwili zachowa już pan dla siebie swoje opinie - mówi nerwowo blondynka i przenosi wzrok na mokrą od deszczu szybę. - Wolałabym skupić się na tym, jakimi słowami przekażę mojemu synowi informację o śmierci jego ojca.

Oscar ma ochotę zapytać o chłopca, o to, czy w ogóle w trzy lata byli w stanie realnie zbudować na tyle silną więź, by mogła mówić o nim z taką samą emocjonalnością, jak o córce. Nie robi tego jednak, wiedząc, że denerwowanie jej, wcale nie przyniesie mu dobrych efektów i mimo wszystko, lepiej panią Kamską będzie mieć po swojej stronie. A nawet jeśli nie tyle mieć w niej sojusznika, ile nie robić sobie z niej otwartego wroga, szczególnie teraz, gdy Zoya i jej dzieci odziedziczą imperium technologiczne Elijaha Kamskiego.

Teren uniwersytetu Coldbride jest bardzo rozległy, ale ze wskazówkami Zoyi, udaje im się w końcu zaparkować pod właściwym akademikiem. Blondynka przymyka oczy, by wysłać wiadomość do syna i po kilkunastu minutach, w drzwiach staje rozczochrany trzynastolatek z dużą walizką. Oscar nie czekając na jakąś uszczypliwą uwagę ze strony swojej pasażerki, od razu wysiada pomóc chłopakowi, który podchodzi do niego bardzo nieufnie. Blondyn wyczuwa jego zdenerwowanie, jest w końcu już na tyle duży, by wiedzieć, że gdy opiekunka dzwoni do niego roztrzęsiona i każe spakować swoje rzeczy, to nie może oznaczać to nic dobrego. Choć ciekawość wypełnia Oscara aż po brzegi, pozwala im na kilkanaście minut prywatności, domyślając się, że rozmowa, którą muszą odbyć, nie będzie łatwa dla nikogo, a jego obecność, tylko by im to utrudniła. Staje więc kawałek od samochodu i przez szybę obserwuje plecy blondynki, jej ramiona drżą przy każdym wypowiedzianym przez nią słowie, aż w końcu pochyla się do przodu i przytula do siebie syna. Oscar czeka jeszcze dwie minuty i dopiero otwiera drzwi od strony kierowcy. Chłopak, tak samo jak Zoya jest zapłakany, ale na jego widok od razu przeciera policzki rękami. Kamska kręci głową i przyciąga syna do siebie bliżej, pozwalając mu wtulić twarz w materiał jej bluzy i daje znać Oscarowi, że mogą wracać do Detroit. Phineas uspokaja się dużo szybciej niż Zoya i zaczyna zadawać pytania, na które jego opiekunka nie chcę teraz opowiadać, ewidentnie nie będąc gotową na wdawanie się w żadne szczegóły śmierci swojego męża. W końcu znów przytula do siebie chłopaka i mówi do niego cicho, niemal szeptem jedno zdanie, które nie umyka uwadze Oscara. A resztę podróży kontynuują już w milczeniu.

Dom należący do Ady znajduje się we Franklin, tuż pod Detroit. Biała willa jest dobrze ukryta za wysokim murem na końcu alejki w spokojnej, drogiej dzielnicy, tuż obok Country Clubu i pola golfowego. Co daje Oscarowi jasny obraz tego, że jego kuzynka musi cenić sobie podobne luksusy, jak jej pracodawca. RK100 nie wpuszcza go na teren, tylko wychodzi przed bramę, by zabrać walizkę Finna.

- Pani Kamska - zwraca się do niej Oscar, gdy ta ewidentnie ma zamiar się z nim już pożegnać.

- Dziękuję za pomoc, agencie. Zakładam, że spotkamy się wcześniej niż później - mówi uprzejmym tonem, ale w jej głosie doskonale słychać wyraźne, psychiczne zmęczenie. Ada i Finn zniknęli już za bramą, a ona stoi jeszcze przed nim z torbą przerzuconą przez ramię i wilgotnej od łez bluzie. - Do zobaczenia.

- Mogę zadać pani jeszcze jedno pytanie, pani Kamska? - Zoya obraca się do niego i przytakuje mu kompletnie zrezygnowana.

- Jaka jest pierwsza zasada Elijaha? - pyta, a ona mruży oczy. - Powiedziała to pani, synowi...

- Ufaj tylko rodzinie - mówi blondynka i kręci głową. - Mój mąż woli, byśmy wychowywali nasze dzieci w zaufaniu do najbliższych, nie do stróżów prawa.

Nie żegnając się z nim kolejny raz, blondynka przechodzi przez bramę, która zamyka się zaraz za nią, a Oscar jeszcze ułamek sekundy stoi, patrząc przed siebie. I dochodzi do wniosku, że jeśli chodzi o Elijaha Kamskiego, to on chyba nigdy nie przestanie go zaskakiwać. Nawet martwy.

Podsumuje ten rozdział fragmentem reakcji mojej drogiej KlauRafley

Tak. Terapia nie zaszkodzi.
I tak. Kamski u mnie nie ma łatwo. Jednak w przypadku fabuły kontynuacji wiedział, co go czeka i o dziwo nie bronił się przed tym zaciekle. Przyjął swój los z godnością. Co jest podejrzane.

Mam nadzieję, że czekaliście na angst.
Bo będzie go dużo.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro