Zdjęcia rodzinne ✴ 15.07.2045
Elegancka willa w Belleville jest otoczona rozległym ogrodem, w którym właśnie trwają ostatnie przygotowania do zaplanowanego na późniejszą godzinę garden party, a w środku blondynka w lnianej, czarnej sukience przechadza się po marmurowych posadzkach. Charlie domyślała się, że Gavin jest bogaty, i że te pieniądze nie mogą absolutnie pochodzić z pensji porucznika lokalnej policji, która pewnie nie wystarczyłaby na ani jedno z jego aut. Nigdy nie wpadła na pomysł, by jednak go o to dopytać, bo trochę nie spodziewała się, że ich związek jest już na takim etapie, a z drugiej strony bała się teorii spiskowych snutych przez swoją siostrę. Rosalie sugerowała przy każdej możliwej okazji, że Gavin na pewno bierze w łapę, albo że jest zapalonym hazardzistą z dobrą passą. Nie może jednak powiedzieć, że prawda, którą od niego usłyszała, w jakiś sposób ją uspokoiła. Czuje się cholernie nie na miejscu, odkąd przekroczyli próg tego domu i choć Lorraine Reed sprawia wrażenie naprawdę sympatycznej, tak Charlie woli chwilowo trzymać gardę. W końcu Gavin musi mieć swoje powody, przez które nie utrzymuje bliskich relacji z rodziną. Co też do tej pory raczej zwalała na to, że Gavin jest raczej osobą, która, przez swój czarujący charakter, nie utrzymuje specjalnie bliskich relacji z nikim.
Dziś, już po pierwszych piętnastu minutach, Charlie zrozumiała, po co Gavin ją tu tak właściwie zabrał. Wywiad, który przeprowadza z nią jego matka, przypomina jej niemal przesłuchanie, ale nawet jeśli nie czuje się komfortowo, to umie sobie zachowanie Lorraine usprawiedliwić. W końcu, z tego co zrozumiała z opowieści Gavina, ten nigdy wcześniej nie zabrał do domu rodzinnego żadnej swojej byłej. Więc dla wszystkich, a najbardziej dla niej samej, jest to szok. Ale nawet pomimo tego, wszystko przebiega, póki co, bez większych problemów. Zjedli lunch w miłej atmosferze, czegoś, co nie do końca przypominało rozmowę, a grę w sto pytań. Jedyną rzeczą, której Charlie do tej pory jeszcze nie rozgryzła, to zachowanie ojca Gavina, który przez niemal cały czas jest po prostu milczącym tłem, jakby obawiał się, że gdy tylko się odezwie, to jego syn zrobi scenę. Więc Charlie też nie próbowała zagadywać Thomasa Reeda, aż do momentu, w którym jego żona poprosiła Gavina na słowo na osobności. A Charlie od razu zasugerowała, że z chęcią zobaczyłaby resztę domu. Thomas od razu przystał na to z uśmiechem i teraz Charlie chodzi za nim po kolejnych pokojach, gabinetach, bibliotece i jadalni, aż w końcu trafiają do głównego salonu. Który jako pierwsze ze wszystkich odwiedzonych pomieszczeń sprawia wrażenie naprawdę żywego, a nie wysprzątanego do perfekcji przez tłum pokojówek.
- Och, to wasze zdjęcie ślubne? - pyta Charlie, przyglądając się dużej fotografii na ścianie. Thomas staje obok niej i przytakuje z uśmiechem.
- Lorrie zawsze była obłędnie piękna i nic się nie zmieniło - oświadcza dumnie, a dziewczyna odpowiada uśmiechem, analizując wzrokiem parę na zdjęciu. Gavin był zdecydowanie bardziej podobny do matki, niższy, bardziej przysadzisty z jej szarymi oczami. Młody Thomas Reed dużo bardziej przypominał swojego drugiego syna. Wysoki, szczupły, ciemnowłosy z rysami twarzy, jakby wyciosanymi w marmurze. - Chcesz zobaczyć zdjęcie Gavina, jak był mały? - Charlotte od razu przytakuje entuzjastycznie. Na szerokim parapecie okna wychodzącego na ogród stoi kilkadziesiąt fotografii w zdobionych, złoconych ramkach, a Thomas podaje jej jedną z nich.
- Ojej, jaki kartofel - parska śmiechem Charlie, patrząc na pyzatego trzylatka, który siedzi w piaskownicy.
- To zabawne, ale w sumie zrobiliśmy piaskownicę dla Ester w tym samym miejscu - odpowiada Thomas, zabierając ramkę z dłoni blondynki. - Moja żona ma ogromną słabość do wywoływania zdjęć, nie może się przekonać do elektronicznych ramek. Twierdzi, że tak ma pewność, że żadne wspomnienie nie zniknie, jak zawiedzie aspekt techniczny.
- To w sumie bardzo miłe hobby, bardzo dawno nie widziałam tylu wywołanych zdjęć.
- I pewnie prawdziwych książek. Nie ma co się dziwić, jesteś bardzo młoda. - Charlie nie wie, czy ma to traktować jako przytyk, czy komplement, więc tylko uśmiecha się krótko. Sięga po kolejną ramkę, gdy Thomas daje jej znać, że ma się nie krępować. - Tu Gavin ma jakieś osiem, może dziewięć lat, mieszkaliśmy wtedy przez jakiś czas w Kalifornii.
- Często się przeprowadzaliście - mówi, dopiero teraz zauważając, że niemal na każdym zdjęciu widać zarys innego domu.
- Nie mieliśmy wyboru, jeśli chcieliśmy zapewnić Elijahowi najlepszą edukację. Mam nadzieję, że Gavin nas kompletnie nie demonizuje, gdy o nas mówi.
- Nie, skąd - zapewnia go z uśmiechem. Nie czuje się do końca świetnie, z tym że kłamie, ale nie chce robić Thomasowi przykrości, informując go, że Gavin nie tyle mówi o nich źle, co właściwie nie mówi o nich w ogóle. - Oni mają w ogóle jakieś wspólne zdjęcie?
- Nie - śmieje się Thomas, jakby to była jedna z najbardziej zabawnych rzeczy, o jakie ktoś go zapytał. - Oni nie lubili przebywać w jednym pomieszczeniu, a co dopiero na zdjęciach. Jak znam mojego syna, to już myśli nad ucieczką z przyjęcia, zanim Elijah w ogóle przyjedzie.
- Cóż, nie będę ukrywać, że jest inaczej, ale nie powiedziałam mu, że na pewno się na to zgodzę. Nie chciałbym już przy pierwszym spotkaniu państwa rozczarować.
- Widać moi synowie w końcu mają coś wspólnego. Związali się z mądrymi dziewczynami - oświadcza Thomas i wycofuje się w stronę barku. - Drinka?
- Białe wino? - odpowiada pytająco blondynka, a ojciec Gavina przytakuje jej i sięga po butelkę.
Charlotte zapytała Gavina, czemu nie powiedział jej o Kamskim i jego żonie, gdy ta odwiedziła ich posterunek, ale ten wzruszył jedynie ramionami, nie dając jej żadnej konkretnej odpowiedzi. Ma poczucie, że Reed nie jest z nią do końca szczery i jego niechęć do bratowej musi się brać z czegoś więcej niż niechęci do samego brata. A ona obiecuje sobie, że kiedyś, może nawet dziś, gdy będą wracać, to go o to zapyta. W tej chwili sięga po zdjęcie ślubne, na którym rozpoznaje założyciela CyberLife i olśniewającą blondynkę w jego ramionach. Charlie ma mieszane uczucia wobec andoidów, Jerycha, czy EQL. Nigdy specjalnie nie interesowała się polityką, wiedziała tylko, że nie zgadza się z nachalnie wciskaną światu równością i teraz nie wie, co czuje, gdy polityka sama wprosiła się do jej życia pod postacią posągowej piękności odzianej w jedwabie. Jest przekonana, że widziała kiedyś zdjęcie ze ślubu Kamskich, ale na pewno to nie było to. Na tym akurat para młoda wymieniała się obrączkami na usłanym kwiatami pomoście.
- Nie wiem, jak oni to zrobili i jakie mają chody u Pana Boga, ale przez cały tydzień lało, po czym w piątek wyszło niespodziewanie słońce i cały weekend był piekielnie upalny. W maju. W Michigan. Aż trudno w to uwierzyć - mówi Thomas, odstawiając swojego drinka, zanim wymieni ramkę w ręce Charlie na kieliszek wina. - Jakbyś była ciekawa, to dziecko na reszcie zdjęć to Ester, nasza wnuczka.
- Domyśliłam się. Musicie ją uwielbiać - odpowiada blondynka, patrząc krótko na zawartość kilku kolejnych ramek.
- Cóż, długo musieliśmy czekać, aż któryś z chłopaków do tego dojrzeje... - Charlie komentuje to uśmiechem, bo Gavin ją uprzedził o wszystkich możliwych komentarzach na temat wnuków, jakich mogą się spodziewać. Ma też poważną ochotę zapytać do tego, jak dokładnie państwo Kamscy weszli w posiadanie córki, gdy Zoya jest androidem, ale nie zna politycznych preferencji światopoglądowych swojego rozmówcy, więc woli sobie darować. - Chciałabyś zobaczyć ogród? Myślę, że Lorrie za szybko nie skończy przesłuchiwać Gavina, a nie chcę żebyś czuła się ignorowana.
- Jeśli ma Pan...
- Thomas.
- Charlie - blondynka unosi kieliszek w stronę jego szklanki i uśmiecha się szczerze. - Wiec, jeśli masz jakieś inne zobowiązania...
- Dopilnować, by wszystko było gotowe na wieczór. Będę wdzięczny jeśli mi pomożesz i pójdziesz ze mną skontrolować, czy aby na pewno wszystkie serwetki są złożone tak, jak moja żona sobie tego życzyła.
- W takim razie absolutnie nie mogę odmówić.
Przechodzą przez hall i wychodzą na żwirową alejkę prowadzącą w stronę ustawionych na trawie okrągłych stolików. Charlie czuje się wdzięczna losowi, że jednak włożyła dziś sandałki, a nie szpilki, które po pierwsze miała na nogach raz, na ślubie siostry, a dwa na pewno zniszczyłby się na drobnych kamykach. Idzie obok Thomasa, który opowiada jej o domu, o otaczającym go terenie i przede wszystkim o swojej żonie, która tego wszystkie dopilnowuje. Dziewczyna w końcu ośmiela się doptać o to, czym właściwie zajmuje się sam Thomas, a ten dość zdawkowo opowiada jej o badaniach i zarządzie rodzinnej firmy swojej żony. A Charlotte pierwszy raz ma wrażenie, że została potraktowana zupełnie protekcjonalnie, jak ktoś, kto mógłby nie zrozumieć odpowiedzi, jakby ta była szczera. Więc robi to, co robi zawsze, gdy na imprezach nie czuje się dobrze i dopija zawartość swojego kieliszka. Co może i nie jest mądrym posunięciem, ale i tak mają zamiar zmyć się, zanim pojawią się goście. Jak na zawołanie na podjeździe pojawia się pierwszy samochód, a Thomas uśmiecha się szeroko.
- O, kto by pomyślał. Elijah jest wcześniej. - Charlie czuje, jak zimny dreszcz przebiega jej po kręgosłupie, bo właśnie dzieje się to, czego chcieli z Gavinem uniknąć. Jednak teraz nie ma już wyboru, gdy Thomas wskazuje jej, by wrócili do domu i po chwili znów stoją w hallu. Przez otwarte drzwi wejściowe od strony parkingu pierwsza wbiega czarnowłosa dziewczynka, którą nie może mieć jeszcze trzech lat i która momentalnie przystaje na widok nieznajomej jej osoby. - Nie bój się, słoneczko. Charlotte nic ci nie zrobi. - Nawet kojący głos Thomasa nie sprawia, że Estera rusza się z miejsca. A Charlie czuje się niekomfortowo, widząc, że dziecko nie odrywa od niej swoich dużych, lodowato błękitnych oczu.
- Co jest, gremlinie? Zgubiłaś się u dziadków? - pyta nastoletni chłopak, który wchodzi następny do domu, opierając się mocno na kuli przy prawym boku. Este gdy tylko go widzi, od razu wycofuje się i chowa za nogami starszego brata, który zdaje się być do tego absolutnie przyzwyczajony.
- Wybacz, Thomas. Este znów boi się obcych i nie mamy pojęcia, z czego to wynika.
Zachowanie córki tłumaczy Elijah Kamski, który pojawia się w drzwiach w towarzystwie swojej żony. Charlie momentalnie czuje się nie na miejscu w swojej letniej sukience i nierówno zakręconych lokach, gdy patrzy na Kamskich. Brunet wygląda tak samo oszałamiająco przystojnie, jak na każdym zdjęciu w gazecie. Jak alabastrowy posąg w szytym na miarę garniturze i idealnie czarnych włosach, które są o wiele krótsze niż jakiś czas temu, gdy widziała z nim w telewizji wywiad. Wciąż są dłuższe niż u Gavina i opadają na jego czoło w sposób idealny. Jakby ten człowiek naprawdę miał chody u samego Boga. Lub raczej emanował tym, że sam się za Boga uważa. A to i tak nic, w porównaniu z tym, jak prezentuje się jego żona, ubrana w koktajlową sukienkę w odcieniu pudrowego różu. I Charlotte czuje się trochę lepiej, gdy upomina się, że blondynka jest androidem, w końcu to fizycznie niemożliwe, by człowiek był obdarzony taką nieskazitelnością. Kamski puszcza dłoń żony i pochyla się, żeby wziąć córkę na ręce, a jego niebieskie oczy, dokładnie takie same, jak u córki, zatrzymując się na towarzyszce swojego ojca.
- Wydawało mi się, że widziałem znajome auto na podjeździe, ale nie przypominam sobie, żebyśmy się kiedyś poznali, prawda? - pyta, uważnie mierząc wzrokiem Charlotte. - Chyba, że coś mi umknęło. Jeśli tak, to wyprowadź mnie z błędu, kochanie - zwraca się do żony, która kręci głową.
- Nie, nie mieliśmy okazji się poznać. Pracujesz z Lorraine? - pyta, podchodząc w jej stronę i podaje jej rękę. - Zoya, Elijaha, mojego męża, na pewno kojarzysz. A to nasze dzieci, Estera i Phineas.
- Phineas, który byłby wdzięczny za coś do picia i gniazdko - wtrąca się chłopak, a Zoya posyła mu karcące spojrzenie. Thomas za to wybucha śmiechem, podchodząc do wnuka i kładzie mu dłoń na ramieniu.
- Idź do salonu, znajdziesz lemoniadę i prąd - zapewnia go, a nastolatek uśmiecha się triumfalnie.
- Finn, zostawiasz tam telefon i widzimy się w ogrodzie za piętnaście minut - poucza go jeszcze Zoya, a on tylko salutuje jej niedbale, zanim odejdzie we wskazanym kierunku. - Nastolatki - wzdycha androidka i wraca wzrokiem do Charlie, która wciąż nie odpowiedziała na zadane wcześniej pytanie.
- Nie pracuję z Lorraine, mam na imię Charlotte i nie wiem za dużo o nastolatkach - wyrzuca z siebie słowa policjantka, ale przerywa jej cichy śmiech Kamskiego, który urywa się, gdy tylko otwierają się drzwi do jadalni. Zoya cofa się do swojego męża, który od razu kładzie dłoń na jej talii, jednocześnie mocniej przyciskając do siebie córkę. Na kilka sekund cały hall wypełnia mrożąca krew w żyłach cisza, zanim Lorraine podejdzie do Kamskich.
- Jesteście wcześniej, cudownie. Pięć sekund, gdy mam rodzinę w komplecie. A gdzie Phineas? Znów się źle czuje...
- Nie, już ulotnił się do salonu zapaść się w fotelu i grać na konsoli - mówi Zoya, całując panią Reed w policzek, zanim ta wyciągnie ręce w stronę Este. Dziewczynka na jej widok od razu się rozpromienia i pozwala się wziąć na ręce, a gdy tylko Kamski oddaje dziecko, obejmuje mocniej żonę.
- Nie zabieraj jej nigdzie poza zasięg wzroku, bo wpadnie w histerię - oświadcza chłodno brunet, dalej tocząc pojedynek na spojrzenia ze swoim bratem. I gdy czuje się pewniej, uśmiecha się bezczelnie. - Gavin, co za niespodzianka. Po pięciu latach syn marnotrawny powrócił. Czemu zawdzięczamy ten niebywały zaszczyt?
- Eli, zachowuj się - strofuje go Zoya. - Gavin na pewno miał powody, by nas unikać przez cały ten czas. Może wyrzuty sumienia? - sugeruje androidka, uśmiechając się na widok tego, że pięści szatyna zaciskają się lekko. - Wiesz, w końcu wasze ostatnie spotkanie zakończyło się rozlewem krwi. Dobrze, że byłam na miejscu, by cię opatrzyć - dodaje, nachylając się do męża i całuje czubek jego nosa. Charlie nie musi znać szczegółów tego co się wydarzyło, zna Gavina na tyle dobrze, by wiedzieć, że musiały go ponieść nerwy. Zbliża się do niego i bierze go za rękę, a ten od razu poluźnia zaciśniętą dłoń i splata ich palce.
- Och, to stąd się tu wzięłaś! - komentuje radośnie Kamski, nie przestając się uśmiechać. Charlie czuje, jak Elijah ponownie mierzy ją wzrokiem, zanim spojrzy znów na żonę, jakby chciał się upewnić, że zdecydowanie i niezmiennie jest na wygranej pozycji. - Witaj w rodzinie, Charlotte.
- Nie odzywaj się do niej - mruczy cicho Gavin, a Elijah przewraca oczami i bierze płytki wdech.
- Chłopcy - wzdycha Lorraine, a Zoya śmieje się lekko.
- Właśnie. Lorrie ma rację, zachowujcie się - mówi androidka i zabiera córkę od babci. Stawia dziewczynkę na ziemi i bierze ją za rękę, zanim znów spojrzy na Elijaha. - Nie będziemy robić scen, najlepiej będzie, jak pójdziemy do ogrodu zająć sobie jakiś stolik. Prawda, najdroższy? - pogania męża spojrzeniem.
- Zawsze psujesz dobrą zabawę - śmieje się Kamski, ruszając za nią w stronę wyjścia na zewnątrz.
- Znasz mnie. Wiesz, jak tragicznie nudzą mnie chłopcy, którzy nie umieją dorosnąć - wzdycha równie rozbawionym głosem Zoya i daje mu się ponownie objąć w talii.
W hallu znów zapasa cisza, którą pierwszy przerywa Thomas, oświadczając, że idzie do Finna, przypomnieć mu, że powinien wyjść do ogrodu, zanim jego matka po niego przyjdzie. Lorraine nie mówi nic, spogląda tylko tęsknie przez drzwi wychodzące na ogród na wnuczkę, która już biega radośnie po trawie i Lorrie ewidentnie szuka jakiejś wymówki, by zostawić Gavina i pójść za rodziną swojego przybranego syna. A Gavin nawet nie ma jej tego za złe. W końcu Elijah zrealizował plan na swoje idealne życie w ponad stu procentach, bo poza berbeciem dorzucił do równania żonę, która nie jest tylko ślicznym, błyszczącym dodatkiem, a ważną polityczką i działaczką, którą to Lorraine może się chwalić swoim bogatym koleżankom. Całe dobre wrażenie, wszystkie pozytywne rozmowy, które Gavin odbył dziś z matką, właśnie się kompletnie rozmyły i zniknęły. Wystarczyło, że na horyzoncie pojawił się Elijah. I stało się to, co działo się przez całe jego życie do tej pory, spadł od razu na drugie miejsce. Szatyn ma ogromną ochotę zrobić scenę, iść do Kamskich i skonfrontować się z nimi, ale ciepła dłoń Charlie zaciśnięta na jego ręce skutecznie go od tego odciąga. Nawet jeśli brzydzi się swoim bratem i nie jest w stanie pojąć, jakie Zoya mogła mieć powody, by się z nim związać. Inne niż zniszczenie mu życia.
- Idź do nich, damy sobie radę - mówi w końcu, starając się brzmieć na najbardziej spokojnego, jak się da. - Szkoda, żebyś przez nas zmarnowała czas, który możesz poświęcić małej. Zakładam, że nie widujesz jej za często.
- Pójdę pod warunkiem, że nie uciekniecie przed kolacją.
- Słowo - odpowiada Gavin, siląc się na uśmiech, a matka odpowiada mu tym samym i kieruje się do ogrodu. - Więc miałaś wycieczkę krajoznawczą? A chcesz zobaczyć moje ulubione miejsce w tej pierdolonej złotej klatce?
- Pewnie. Prowadź - odpowiada Charlie, uśmiechając się do niego. Wspinają się po schodach na piętro, a Reed otwiera drzwi do jednej z gościnnych sypialni i podchodzi do okna. - To był twój pokój?
- Tak. Przerobili go, gdy wyjechałem na studia i przestałem wracać na dłużej niż jedną noc. Nie boisz się wysokości, nie?
- Boję się. Znów się pomyliłeś. Zapamiętałeś coś, ale zupełnie na odwrót. Jak z tym, czy lubię kolendrę - mówi Charlie, a on wzdycha i otwiera okno na oścież. Blondynka staje obok niego i wygląda na płaski daszek, zanim przytuli się do szatyna. - Wymykałeś się palić szlugi na dachu, co?
- Taaa, to było miłe. Poczucie, że jestem ponad tym wszystkim. I tak mnie nikt nie szukał, więc mogłem być tu całkiem sam - stwierdza, obejmując ją mocniej ramionami. - Przepraszam.
- Za co? Nic się przecież nie stało, było dość dziwnie, ale uprzedzałeś mnie, że twoja rodzina jest niepokojąca.
- Przepraszam za to, jak na ciebie spojrzeli.
- Jakby mnie było stać na takie kiecki, to też bym wyglądała szałowo.
- Mhm, najbardziej szałowo to i tak wyglądasz... - Gavin ma ochotę powiedzieć, że w jego podkoszulkach, zanim przypomni sobie, jak kiedyś tragicznie przegrał zakład z Zoyą. Pamięta, jak wręczał jej banknot studolarowy, gdy w słoneczne popołudnie leżeli w jego łóżku, a ona miała na sobie tylko jego starą koszulkę i najlepiej pamięta, że wtedy pierwszy raz pomyślał, że każda kolejna niedziela jego życia mogłaby wyglądać w ten sposób. Dlatego dość szybko gryzie się w język i spogląda na Charlie z uśmiechem, zanim założy jej kosmyki włosów za uszy. - Wyglądasz kurewsko seksownie w mundurze, Flowers. Głównie przez to, że mogę go później z ciebie ściągnąć.
- Więc może lepiej nie będę awansować, bo jeszcze się we mnie odkochasz - śmieje się Charlie, a on kompletnie puszcza to mimo uszu.
Obejmuje ją, jednocześnie patrząc na Zoyę. Blondynka zdjęła buty i gania na boso po trawie za córką, która piszczy tak radośnie i tak głośno, że słyszą to nawet tutaj. Gavin czuje, że żołądek zaciska mu się nieprzyjemnie, bo nie wyobrażał sobie, że groźby Zoyi naprawdę będą miały przełożenie na rzeczywistość. Nie wierzył jej, gdy mówiła o domu, dzieciach, małżeństwie i dorosłości. I czasem, choć sam się za to nie znosi, zastanawia się, jak wyglądałoby jego życie, gdyby wtedy nie spanikował, lub gdyby, co jeszcze mniej prawdopodobne, Zoya mu wybaczyła.
- Poczekamy, aż zjedzie się więcej osób i się wymkniemy? - proponuje Charlie.
- Czytasz mi w myślach - odpowiada, całując ją w czubek głowy i zaciągając się zapachem jej owocowego szamponu do włosów. Dalej patrzy na sytuacje w ogrodzie, gdzie pojawiło się kolejnych kilku gości. Jego brat zajął miejsce przy stoliku, a po chwili Zoya usiadła obok niego, bezczelnie zarzucając mu bose stopy na kolana. Kamski włożył jej na nogi płaskie buty, ale ta nie ruszyła się ani o milimetr, dalej trzymając na nim nogi, nawet gdy ktoś podszedł się do nich przywitać.
- Czy to nie jest burmistrz Detroit? - pyta Charlie, a Gavin wzrusza ramionami. - A oni nawet się nie podnieśli? Czy oni się uważają za...
- Elijah zawsze uważał się za króla świata, czy innego pierdolonego Boga. A to, że zdobył dziewczynę, tylko dało mu wiatr w żagle.
- Zdobył dziewczynę? - Charlie parska śmiechem i patrzy na niego krytycznie. - Jest przystojnym milionerem, myślę że mógłby mieć każdą dziewczynę bez większego wysiłku. A to, że wybrał sobie taką, która wcześniej zaprogramował, dość dużo o nich mówi.
- Nie znasz jej...
- A ty ją znasz?
Gavin znów wzrusza ramionami, nie mając najmniejszej ochoty dalej rozmawiać na temat Zoyi. Nie chcę o niej mówić, myśleć, śnić, czy przede wszystkim na nią patrzeć. Czuje się absolutnie żałośnie z tym, że minęło pięć długich, popierdolonych lat, a on dalej czuje się, jakby nie ruszył się nawet o milimetr z miejsca, w którym go zostawiła. Nienawidzi tego, że odkąd znów ją zobaczył, ma wrażenie, że wszystko, co ostatnio osiągnął, jest tylko zamkiem z piasku, bo zbudował to na grząskim gruncie niewyleczonych wyrzutów sumienia. Może w jednym Zoya miała stuprocentową rację i naprawdę potrzebuje terapii, by w końcu naprawdę ruszyć się z tego miejsca w swojej głowie, w którym utknął. Na zawsze unieruchomiony w momencie, w którym Elijah odebrał mu ostatnia nadzieję na odkupienie, wysyłając mu zdjecie blondynki śpiącej w jego łóżku.
Ożenię się z nią i już absolutnie nic z tym nie zrobisz.
Nie żeby miał zamiar coś z tym zrobić. Nie był w stanie. Zoya go nienawidziła, a on wmawiał sobie, że tak w sumie będzie najlepiej dla wszystkich. A ona i tak dostanie nauczkę, gdy na własne życzenie skaże się na spędzenie życia z jego bratem.
- Dobrze, idę do toalety, ty wypal w spokoju i spotkamy się w ogrodzie - zarządza Charlie z uśmiechem. - Pokręcimy się trochę, damy się zauważyć i ulotnimy się do domu, co ty na to?
- Pewnie - mówi i odprowadza ją spojrzeniem, po czym siada na parapecie. Po wypaleniu tego papierosa, od razu zaczyna kolejnego, by jeszcze bardziej przeciągnąć moment zejścia na dół i narażenia się na porozmawianie z kimkolwiek innym niż jego matka. W tej samej chwili drzwi sypialni się otwierają i ku jego zaskoczeniu, staje w nich nastolatek w pstrokatej koszuli i kręconych, ciemnych włosach.
- Hej, nie wiem, kim jesteś i co robisz w moim pokoju, ale to ja się tu zazwyczaj chowam na imprezach - oświadcza chłopak, wchodząc głębiej do sypialni i opierając się na kuli pod prawym ramieniem.
- Twoim pokoju? - pyta Gavin, parskając śmiechem z ironii całej sytuacji.
- Lorrie tak mówi, że to mój pokój, jak tu jestem i mogę mieć w nim prawo do świętego spokoju. I nadal nie wiem, kim jesteś...
- I wzajemnie, młody. - Chłopak mruży oczy orzechowe oczy, pojedynkując się z Gavinem na spojrzenia. - Nie tylko ty nie lubisz imprez rodzinnych.
- Cóż, w takim razie możemy spokojnie podzielić się przestrzenią - śmieje się Finn i siada na łóżku, opierając się o zagłówek. Ma zamiar wrócić wzrokiem do trzymanego w dłoniach Nintendo, ale zamiast tego przygląda się mężczyźnie przy oknie. Nie przypomina sobie, by kiedykolwiek go poznał, ale skoro ten szwęda się po domu Lorraine i Thomasa, to nie może być kimś obcym. Kogoś obcego ochrona nie wpuściłaby na górę. - Mam na imię Phinias.
- Gavin - odpowiada szatyn, dalej siedząc na parapecie i paląc papierosa. Reed zdaje sobie sprawę z tego, że nastolatek się na niego gapi, ale nie ma zamiaru odpowiadać mu tym samym, jeśli dzieciak zadeklarował, że nie czuje się za dobrze wśród ludzi. - To był mój pokój, tak w ogóle.
- O, jesteś drugim synem Toma - mówi Finn, odkładając konsolę na narzutę, a Gavin zdaje sobie sprawę z tego, że ruchy dzieciaka zaczęły być nerwowe.
- A ty powiesz mi kim jesteś? Skoro moja matka oddała ci radośnie pokój gościnny we władanie.
- Jej wnukiem. To znaczy synem Elijaha. Znaczy nie synem, tylko... On i Zoya są moimi opiekunami. Rodzicami zastępczymi. - Chłopak wyrzuca z siebie słowa urywanymi zdaniami, ewidentnie czując się zaniepokojony, po odkryciu tożsamości swojego rozmówcy. I teraz wszystkie elementy układanki wskakują Gavinowi na odpowiednie miejsca. Jego brat z całą pewnością podzielił się wszystkimi negatywnymi opiniami na jego temat z rodziną.
- Racja, synem. O tobie mówił Connor.
- Connor? A co miał o mnie mówić Connor? Nie widziałem go od urodzin Nikodema w lutym.
- Nieważne, nie ma to znaczenia. Do tego momentu nawet nie wiedziałem, że istniejesz.
- Nie dziwne, nie chwalą się mną w gazetach, żebym nie skończył z jakimiś stałymi zaburzeniami psychicznymi - odpowiada Finn, uśmiechając się krótko.
- Cóż, masz moje pełne błogosławieństwo, by dalej się tu ukrywać. Poleciłbym wymknięcie się na dach, ale...
- Tak, tak. Jakbym chciał uciekać, to nie mam szans - śmieje się nastolatek, a Gavin mimowolnie się uśmiecha. - Dlaczego nie przyjeżdżasz na żadne inne imprezy, a jesteś na tej?
- Chciałem przedstawić Lorraine moją dziewczynę - odpowiada, zaciągając się kolejny raz papierosem. - A ty nie masz lepszych planów na wakacje niż konsola i zabawa w chowanego w tym domu?
- Pewnie, przebiec maraton - kpi chłopak, a Reed parska śmiechem. - Koleś, ja jestem kwintesencją nerda, szczytem moich planów na wakacje jest obóz naukowy i praca z Elijahem w domu.
- O, nad czym pracujecie? - pyta, uśmiechając się do niego, ale Phineas mruży oczy i wzrusza ramionami.
- Przepisaniem funkcji neuronowej na engram technologiczny bez ryzyka angażowania w to sztucznej inteligencji - mówi, zanim uśmiechnie się bezczelnie. - Nawet gdybym powiedział ci prawdę, to byś nic z niej nie zrozumiał.
- Tak, tak. Jesteś bystry. Nie musisz się popisywać - śmieje się szczerze Gavin, a chłopak wzrusza ramionami. Zanim Phineas cokolwiek odpowie, drzwi do sypialni się otwierają i staje w nich Zoya, która w pierwszej chwili kompletnie ignoruje Reeda, bo od razu spogląda łóżko.
- Finn, jaka była umowa?
- Obiad, deser, godzina w ogrodzie, rozmowa o szkole i mam świety spokój - odpowiada zrezygnowanym głosem chłopak, po czym zaczyna się powoli zbierać do podniesienia się z materaca.
- Czy w takim razie wywiązałeś się z jakiegoś podpunktu?
- Nie, ale Gavin... - Zoya spogląda od razu na szatyna i kręci głową.
- Umowa, Finn. Wciąż masz szlaban i twoja siostra cię szuka - mówi chłodno i spogląda na chłopaka takim wzrokiem, że ten od razu do niej podchodzi. - Idź na dół, znajdź Elijaha. Ja zaraz do was dołączę.
- Na pewno?
- Idź, kochanie - prosi, uśmiechając się do niego i czeka, aż Finn zamknie za sobą drzwi. A gdy tylko ma pewność, że kroki chłopaka słychać na schodach, od razu rusza w stronę Gavina z groźną miną. - Nie waż się nigdy więcej odezwać do któregoś z moich dzieci, Reed. To cios poniżej wszelkich standardów, niby nie postawiłeś poprzeczki za wysoko, ale... co do chuja?! Finn? Mieszasz w wasze cholerne śledztwo mojego syna?!
- Wyluzuj, złotko. Szczeniak się po prostu przypałętał, nie rozmawialiśmy długo... - Zoya wymierza mu policzek i cofa się kilka kroków. - Powiedziałem ci: wyluzuj. Nie mieszam w to waszego dzieciaka, nie wiedziałem nawet, że to wasz dzieciak.
- Oboje doskonale wiemy, czemu tu jesteś, tak naprawdę. Wcale nie po to, by ta biedna dziewczynka o sarnich oczkach poznała twoją matkę. Jesteś tu, by zrobić ten sam popisowy numer, co kiedyś i dowiedzieć się od Lorraine czegoś o naszym życiu. Niestety, ale mam dla ciebie złą wiadomość, to się nie stanie, bo nie mamy nic do ukrycia. Nie wiem, co za chorą intrygę próbujecie nakręcić wokół mojego męża, ale to się nie sprawdzi.
- Mojego męża - przedrzeźnia ją kpiącym głosem Reed i patrzy na nią z wściekłością w oczach. - Powiedz mi, jebałaś się z nim w tym samym czasie co ze mną i wybrałaś lepszą opcję PRową? Czy może...
- Dorośnij, Reed. Minęło pięć lat - ucina krótko Zoya i staje przed nim, krzyżując dłonie na piersiach. A on nie może przeżyć, nie może pogodzić się z tym, że blondynka wygląda identycznie, jak te lata temu, gdy ich wszystkie kłótnie kończyły się w pościeli. - Powiedz mi, ta koleżanka, policjantka, to faktycznie twoja dziewczyna? Czy też bierze udział w śledztwie i to tylko przykrywka?
- Odpierdol się od niej.
- Ty najpierw odpierdol się od mojej rodziny. Jak tego nie zrobisz, to zaraz pójdę do tej gówniary i jej rozrysuję sytuację, w jaką ją wpakowałeś - mówi gniewnie blondynka, utrzymując jego spojrzenie. - Nawet jeśli będę musiała się przyznać do tego, że mieliśmy romans i opowiedzieć jej z pikantnymi szczegółami wszystko, co mi zrobiłeś i jak mnie potraktowałeś. Zrobię to. Choć czasem się brzydzę świadomości, że oglądałeś mnie nago.
- Nie przesłuchiwałem twojego dzieciaka, księżniczko.
- Jeśli Elijah dowie się, że choćby na niego krzywo spojrzałeś, to... - Zoya stuka palcem w jego klatkę piersiową, by zaakcentować każde wypowiedziane przez siebie słowo, ale przerywa, bo Gavin nagle łapie ją za nadgarstek.
- To co? Słucham. Powiedz mi, co ten sukinsyn może mi jeszcze zrobić? Nie mam już nic, na czym mi zależy, co mógłby mi odebrać - mówi, trzymając jej rękę, a ona nie próbuje się wyszarpnąć. Patrzy mu w oczy, pozwalając jego gniewnej wypowiedzi zawisnąć między nimi, aż do obojga dotrze jej prawdziwe znaczenie. - Twoje groźby są bez pokrycia.
- Ciekawe, czy Charlotte też jest tego zdania.
- Nie zrobisz tego. Nie zaryzykujesz scen, gdy on jest obok i trzyma cię na krótkiej smyczy - fuka Gavin, a ona w końcu wyrywa rękę z jego uścisku i kręci głową.
- Kto tu kogo trzyma na smyczy, Reed? - mówi, uśmiechając się triumfalnie i wychodzi z pokoju.
Zoya praktycznie zbiega schodami w dół i staje w drzwiach do ogrodu, gdzie nie może wypatrzeć Phineasa. W końcu zauważa go rozmawiającego z Thomasem i od razu rusza w jego stronę, przeprasza swojego teścia, a gdy odejdą kawałek z synem, zatrzymuje się i przytula go do siebie. Chłopak jest tym szczerze zaskoczony, ale od razu odwzajemnia uścisk i czeka, aż blondynka go puści. Zoya czuje się kompletnie wybita z rytmu, kompletnie roztrzęsiona, niemal jakby wciąż miała PTSD po tej całej relacji z Gavinem. To była ich pierwsza rozmowa od pięciu lat, a ona ma wrażenie, że nic się nie zmieniło, że dalej odbiera te kłótnie i wzajemną nienawiść, jakby była czymś zdrowym, czymś normalnym. I jest jej przez to fizycznie niedobrze, nawet jeśli to przecież technicznie niemożliwe. Nie oglądała go przez te pięć lat nawet na zdjęciach i przez to żyła w naiwnym przekonaniu, że to, co było między nimi, nigdy nie istniało i nie może jej zaatakować. A jednak dziś to zrobiło. I Zoya wie, że Gavin nie zmienił się ani trochę, będzie stosował najpodlejsze gierki, by im coś udowodnić. Dlatego przytula do siebie mocniej syna, bo wie, że naprawdę wyrwie Gavinowi serce i wydrapie oczy paznokciami, jeśli tylko ponownie odezwie się do jej dzieci.
- Wszystko okej, Zoe? - pyta Finn, gdy się od niego odsuwa. Idą w stronę stolika, przy którym siedzi Elijah, a ona nie zdejmuje dłoni z ramienia chłopaka.
- O czym z nim rozmawiałeś?
- O niczym. O tym, że to był kiedyś jego pokój i o tym, że nie wie, kim jestem i co tam robię. Zapytał mnie o to, nad czym pracuję z Elijahem, ale spławiłem go trudnym słownictwem. Tak, jak ojciec zawsze mi radził - śmieje się nastolatek. - Gdy powiedział mi, jak ma na imię, to się połapałem w sytuacji. Spokojnie.
- Nie wiem, komu mam dziękować za takie mądre dziecko - wzdycha Zoya, a on uśmiecha się do niej i klepie ją po dłoni na swoim ramieniu.
- To dobrze, że jestem kaleką, bo inaczej moja wspaniałość byłaby nie do zniesienia.
- Nie, zmieniam zdanie. To jednak przekleństwo, że jesteś tak podobny do Elijaha - śmieje się i przytula go do siebie raz jeszcze, zanim dojdą do stolika. - Nie masz pojęcia, co byśmy zrobili, gdyby coś wam się stało.
- Domyślam się. Ty oglądasz Multiverse of Madness, jakby to Strange był antagonistą.
- Nie rozumiem, dlaczego miałoby być inaczej. Rozumiem Wandę doskonale - odpowiada z kpiącym uśmiechem, a Finn kręci głową z dezaprobatą. - Absolutnie twój ojciec znalazłby sposób na podróże w czasie, jakby któregoś z was zabrakło.
- Mhm, tylko proszę, nie poświęcaj w imię tego żadnych nastolatek.
- Obiecuję - śmieje się Zoya i wskazuje mu krzesło przy stoliku, a sama opada na miejsce po lewej stronie swojego męża.
Kamski nie przerywa dyskusji, która prowadzi z dwoma mężczyznami, których Zoya zna z widzenia i wie, że obaj pracują dla jej teściów. Nawet jeśli brunet wciąż prowadzi monolog, jednocześnie jego dłoń od razu opada na oparcie krzesła blondynki, która patrzy na jego profil z uśmiechem. Unosi kącik ust w uśmiechu i wysyła do niego wiadomość, która od razu pojawia się na jego zegarku. Elijah nie przeprasza rozmówców, gdy odczytuje treść: czasem mi się wydaje, że jesteś słońcem, a my wszyscy tylko planetami krążącymi wokół ciebie. Brunet wybucha śmiechem i dopiero przeprasza swoich rozmówców, lub raczej jednym swoim chłodnym spojrzeniem sugeruje im, że mają zostawić ich samych. Po czym nachyla się do blondynki, która uśmiecha się kpiąco, zanim Elijah bierze jej brodę w palce i całuje krótko jej usta.
- Bywasz strasznie nieznośna - mówi, a Finn wybucha śmiechem, zanim Kamski przenosi na niego spojrzenie. - Ty też. Zoya nie powinna biegać po domu i cię szukać, gdy jasno zaznaczyliśmy, czego oczekujemy.
- Wiem i przepraszam, po prostu nie mam ochoty tu siedzieć.
- Nikt z nas nie ma, szczególnie po dzisiejszym zwrocie akcji - oświadcza chłodno Elijah i sięga po swoją szklankę z wodą. Patrzy znów na Zoyę, widząc, że ta jest wyraźnie czymś zdenerwowana i wyciąga dłoń, która przesuwa lekko po jej policzku. - Powinienem o czymś wiedzieć?
- Powinieneś znaleźć Esterę i powinniśmy się stąd wynosić. Jestem głodny i zjadłbym burgera - marudzi chłopak, a Kamski nie odrywa wzroku od żony.
- Jest dużo jedzenia, znajdź sobie coś innego.
- Nie - wtrąca się Zoya, stanowczym głosem. - Znajdźmy naszą córkę i pojedźmy na burgery, a później wróćmy do domu.
- Jesteś tego pewna, kochanie? - pyta brunet, uśmiechając się kpiąco. - Nie obawiasz się, że Lorraine się na ciebie obrazi i przestaniesz być ulubioną synową? Od dziś masz konkurencję.
- To żadna konkurencja, proszę cię - śmieje się Zoya, a Elijah podnosi się i podaje jej rękę. - Zostań tu, Finn. Złapiemy Este i będziemy się zbierać. - Chłopak przytakuje jej, gdy odchodzą w stronę centrum całego przyjęcia. Kamski obejmuje blondynkę w pasie, przyciagając ją mocniej do siebie, a ona opiera mu głowę na ramieniu.
- To nie będzie oznaka słabości, jeśli uciekniemy pierwsi? Niezwykle nie chcę, by Reed myślał, że udało mu się wyprowadzić cię z równowagi, lub by nabrał wobec nas jeszcze więcej podejrzeń.
- Rozumiem to, ale wiesz co, kochanie? Mam kompletnie w dupie, co pomyśli sobie Reed. Mam ochotę iść do tej małej sarny i powiedzieć jej, że jest tylko wymówką dla niego, by się tu pojawić. Powiedzieć jej prawdę, by nie okłamywał jej tygodniami, jak mnie.
- Szkoda twoich nerwów i czasu. Powiedz mi, wygrałem zakład?
- Połowicznie. To glina, ale nie pracuje z nimi nad tym durnym śledztwem. To po prostu kolejna zadurzona w nim idiotka.
- Ale nie odmówimy sobie powiedzenia Lorraine o tym, dlaczego Gavin się tu dziś pojawił? - pyta Elijah, uśmiechając się triumfalnie, ale Zoya kręci głową. Brunet zatrzymuje się nagle na trawie między stolikami i odsuwa się od niej o krok, zanim weźmie ją za rękę i przyciągnie do siebie tanecznym ruchem. Blondynka wybucha śmiechem, gdy zaczynają wirować w tańcu i ma pewność, że nagle wszystkie oczy są zwrócone w ich stronę. - Dlaczego nie?
- Bo nie chcę jej odebrać ostatniej nadziei na to, że jej syn nie jest skończonym dupkiem. Nie wiem, może robię się za miękka przez to, że sama mam dzieci - odpowiada mu Zoya, uśmiechając się, gdy Elijah bierze ją mocniej w ramiona. - Chyba nie jestem sobie w stanie wyobrazić tego, jak bolesna musi być świadomość, że twoje własne dziecko cię nie znosi.
- Tobie to nie grozi - zapewnia ją mąż, a ona opiera mu głowę na ramieniu. - Wiesz, że w ciągu ostatniego miesiąca przytuliłaś nasze dzieci częściej, niż mnie ktokolwiek przez pierwsze dwadzieścia lat życia? To dla mnie absolutnie fascynujące, jak ktoś tak cyniczny, pozbawiony skrupułów i uparty jak ty, najdroższa, może być jednocześnie tak kochający i ciepły.
Blondynka zatrzymuje się i kładzie mu dłonie na policzkach, zanim pocałuje go krótko. Gdy odsunie się od jego twarzy, dalej patrzy mu w oczy i uśmiecha się szeroko. Gdzieś zniknęło z niej całe zdenerwowanie i każda niepewność wywołana przez kłótnię z Gavinem, teraz Zoya ma wrażenie, że dzisiejsza sprzeczka jest tak samo odległa, jak wszystkie poprzednie. Bo gdy patrzy w oczy swojego męża, jest absolutnie przekonana o tym, że wybrała właściwą osobę i nie jest w najmniejszym stopniu sobie w stanie wyobrazić innej rzeczywistości niż ta, którą ma teraz. Gdy czasem zastanawia się nocami, co by było gdyby, to zawsze dochodzi do wniosku, że byłoby tylko gorzej. Bo przy Elijahu Kamskim ma wrażenie, że wszystko na tym świecie ma na wyciągnięcie ręki i nic, nigdy, nie będzie dla niej ważniejsze niż to, co mają. I co pojawiło się w jej życiu kompletnie niespodziewanie.
Dzień dobry, witam w kolejnym rozdziale. Po zakończeniu poprzedniej części miałam w głowie scenę tego przyjęcia, jeszcze zanim w ogóle zaczęłam myśleć o kontynuacji. I zanim przyszło do mnie kolejne dwieście innych scen.
A Reed niech cierpi, szmaciarz jeden.
Pozdrawiam. K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro