Zaskakująca stabilizacja ✴ 27.06.2045
Doskonała pogoda utrzymuje się od dwóch dni, ale leśne ścieżki, zwłaszcza te schowane głęboko poza utartymi szlakami, pamiętają jeszcze ulewę, która przeszła tu w minioną sobotę. Dlatego przy bardziej stromych fragmentach szlaku, trzeba naprawdę uważać, by nie skończyć tak, jak rudowłosa dziewczyna, która jego niewielką część zjechała w dół na tyłku, kompletnie niszcząc swoje krótkie spodenki. I swoje zdanie na temat empatii u towarzyszącego jej przyjaciela, który najpierw długo się śmiał, patrząc na jej zabłocone nogi, nim pomógł jej wstać, dopiero po kilku groźnych spojrzeniach. Brunet podał jej rękę, a gdy Iona się podniosła i oceniła krytycznie swój stan, od razu się do niego przytuliła, by Connor nie pozostał taki nieskazitelny. Po czym z uśmiechem ruszyła w dalszą drogę, zdając sobie sprawę z tego, że teraz oboje wyglądają jak siedem nieszczęść. Właścicielka pensjonatu, w którym spędzali urlop, co prawda poinformowała ich o tym, że powinni uważać na tych ścieżkach po burzy, oni jednak to zignorowali. Mieli serdecznie dość dwóch zmarnowanych dni, które spędzili we dwoje w niewielkim pokoju, grając we wszystkie możliwe gry planszowe, którym dysponowali właściciele hoteliku. Poza tym ostatnie dwa dni snuli się raczej po wybrzeżu, by nie ryzykować udawania się w wyższe partie gór, ale dziś mieli już tego dość. W końcu przyjechali spędzić urlop na wędrówce po górach, a nie patrzeniu na nie przez zaparowane szyby pensjonatu.
To nie był ich pierwszy wspólny urlop, właściwie traktowali wspólne wyjazdy jako coś absolutnie już dla nich normalnego, a wręcz domyślnego. Tym razem jednak zostali w Michigan, a nie polecieli gdzieś dalej, z uwagi na niepewną sytuację u Connora w pracy. Tina niedawno urodziła, Chris wziął krótki urlop z uwagi na syna, a Ben Collins powoli przygotowywał się do emerytury. I kapitan niespecjalnie chciał polegać tylko na Gavinie, który co prawda nadal chętnie pracował w okresie czwartego lipca, ale jednak nie był najbardziej solidnym pracownikiem. Dlatego Connor po długich dyskusjach ze swoją przyjaciółką, która urlopu absolutnie nie miała jak przełożyć na inny termin, ustalił, że wciąż wyjadą. Jednak na tyle blisko, by ewentualnie w kilka godzin być w Detroit. Iona z kolei miała dzięki temu nowe powody, by wyzywać go od pracoholika i narzekać na jego przywiązanie do swoich współpracowników. Co absolutnie można było przecież powiedzieć też o niej i tym, że za nic nie chciała zmienić terminu wyjazdu, by nie zaburzyć pracy działu prawnego Nowego Jerycha, który jej zdaniem na pewno by się rozleciał pod jej nieobecność.
I tak skończyli w górach, chcąc wspiąć się najwyższy szczyt w stanie, choć do tej pory zrobili to już trzy razy. Jednak oboje mają sentyment do tych lasów, bo tu przyjechali na pierwszy wspólny wyjazd. Connor wie też dzięki temu, że może bez problemu zaufać, że Iona nie zgubi drogi na szlakach. I rozpoznaje, że schodzi ona trochę na zachód, by dojść do skalistych wodospadów na płynącej blisko rzece. Gdy do niej docierają, Iona od razu wchodzi do wody, która opłukuje jej pomarańczowe buty trekingowe, a ona pochyla się i zaczyna zmywać z siebie błoto. Connor siada obok niej na przybrzeżnych skałach i zdejmuje buty, zanim zamoczy nogi.
- Na następny urlop chcę polecieć do Ekwadoru, albo Chille, czy innej Argentyny. Chcę gdzieś, gdzie jest wysoko, ciepło i wodospady mają więcej niż półtora metra - narzeka Iona, a Connor uśmiecha się do niej pobłażliwie. Zdejmuje niewielki plecak i wręcza jej bidon z niebieskim płynem. Androidka wygląda na nieszczęśliwą, gdy jest taka umorusana i mokra, ale on ma ochotę jej powiedzieć, że to i tak jeden z lepszych dni w ostatnim roku.
- Wiesz, że jestem gliniarzem? Tyle, co ja w kwartał, ty zarabiasz w miesiąc - mówi, kładąc się plecami na kamieniach i patrzy na płynące po niebie chmury. - A poza tym nadal chcę kupić dom.
- Masz ładne mieszkanie, nie narzekaj. I kupię ci bilet na samolot, jeśli tylko polecisz ze mną.
- Umowa stoi - odpowiada, uśmiechając się wyraźnie z siebie zadowolony.
Iona nadal jest zdenerwowana, że musieli zmienić plany na urlop, że pogoda nie dopisała i przede wszystkim, że jej nowe buty za kilkaset dolarów będą wymagały drogiego czyszczenia. I nic z tego nie jest jej winą, ani tym bardziej winą Connora, ale i tak jest zła. Nie umie tego nawet racjonalnie sobie wytłumaczyć, że coś, co miało być przyjemne i przynieść odpoczynek, teraz tylko wprawia ją w stan ciągłej irytacji. Nie sądziła też, że kiedykolwiek to powie, a na pewno Zoya będzie się długo śmiać, gdy Iona oświadczy głośno, że denerwuje ją beztroska Connora.
Ostatniej osoby, którą można by o to podejrzewać, gdy na co dzień jest on wiecznie spięty. Gdy jednak byli sami, a najczęściej gdy byli sami z dala od Detroit, Iona miała wrażenie, że brunet staje się trochę inną osobą. A ona tej osoby nie lubi. A raczej lubi ją aż za bardzo. Dlatego patrzy na niego leżącego na kamieniach krytycznym wzrokiem, zanim ukucnie, by zamoczyć dłoń w strumieniu i chlapie go sporą ilością wody. Connor podrywa się do siadu wyraźnie zaskoczony i znów się śmieje, zanim odpowie jej tym samym. Choć w przypadku Iony nie robi to aż takiej wielkiej różnicy, gdy dziewczyna już jest cała mokra po próbach usunięcia błota z ubrania. Brunet śmieje się i podnosi, po czym łapie ją w ramiona, grożąc, że wrzuci ją do wody. Iona próbuje się bronić i ratuje ją dopiero to, że Connor sam odpuszcza dalszą szarpaninę.
- Wybacz, to Markus. Porozmawiam z nim - mówi, odchodząc kawałek, a Iona stoi chwilę sztywno zaskoczona, zanim ruszy skałkami w górę. Connor dogania ją po chwili, gdy znajdują się z powrotem na szlaku i uśmiecha się do niej lekko. - Wiesz, że Markus jest już w Detroit?
- Nie, mieli być jutro. O rany! To znaczy, że Zoya też już jest w Detroit. I tyle ze spokojnego powrotu z urlopu... - marudzi Iona, a on obejmuje ją ramieniem. W czym dziewczyna od razu wyczuwa podstęp.
- Markus powiedział, że Zoya dała im klucze, więc jadą dziś nad jezioro. Może w takim razie zrezygnujemy z zostania tu na dzisiejszy wieczór i pojedziemy do nich?
- Nich? W sensie jest z Ariadną? - dopytuje, a jej przyjaciel przytakuje krótko. Iona krzywi się lekko w sobie, gdy na zewnątrz nie zmienia nawet wyrazu twarzy, by Connor nic nie zauważył. - Ty jej jeszcze wciąż nie poznałeś?
- Nie. Dlatego Markus nas zaprosił...
- Do domku nad jeziorem, który już nie należy do niego? - rzuca kpiąco Iona. - Poza tym, raczej nie zwrócą nam w hotelu za tę noc, jeśli zrezygnujemy.
- Nie narzekaj, dobrze zarabiasz - śmieje się Connor. - Jeśli chcesz zostać, to powiedz. Nie musimy przecież widzieć się z nimi dziś. Mogę się na spokojnie umówić z nimi po urlopie, gdy wszyscy wrócimy już do miasta.
- Nie. Zależy ci na tym, pojedźmy - deklaruje Iona, a on przytakuje jej z uśmiechem. - Tylko najpierw chcę wziąć prysznic i się przebrać.
- No raczej, nie wpuszczę cię do mojego samochodu w takim stanie.
- Od kiedy ty jesteś taki bezczelny?
- Odkąd mój brat stał się poukładany. Musimy zachować równowagę w przyrodzie - odpowiada jej i w końcu puszcza jej ramię. Iona patrzy na niego z politowaniem, gdy idą dalej ścieżką między wysokimi drzewami. - Poznałaś Ari, prawda?
- Tak, widziałyśmy się dwa razy. Zoya jednak zna ją lepiej i ją lubi... jeśli jest to jakiś wyznacznik.
- Nie wiem, Zoya sprawia wrażenie, jakby lubiła każdego. Przynajmniej na początku.
- Ari i Markus spotykają się od prawie roku, więc myślę, że etap "początku" mają już dawno za sobą - mówi chłodno Iona.
- My znamy się prawie pięć lat i? Też wciąż dobrze udaję, że cię lubię.
- Anderson, opanuj się! - fuka na niego Iona, przyspieszając kroku, by jak najszybciej znaleźć się już w pensjonacie. - Jesteś absolutnie coraz gorszy.
- Sama tego chciałaś! Żebym poszedł na terapię i się otworzył - mówi, doganiając ją.
- Ale nie żebyś stał się moim utrapieniem.
- A czyim innym mam być? Nie mam za dużo przyjaciół. - Iona patrzy na niego kolejny już raz, jakby miała go serdecznie dość. Gdy tak naprawdę nie miałaby nic przeciwko, żeby dziś też lunął deszcz i mogliby zostać tu jeszcze ten jeden wieczór dłużej, sami, przekomarzając się podczas gry w Monopoly.
Po dotarciu do pokoju hotelowego Iona krytycznie podchodzi do zawartości swojej walizki. Pakując się, nie planowała, że czeka ich jakieś spotkanie towarzyskie, dlatego na jej najbardziej wyjściowe ubrania składają się w tej chwili szorty i bluzka na ramiączkach, a jedyne czyste buty, jakimi dysponuje, to kolorowe klapki. Co ani trochę nie wprawia jej w dobry nastrój. Jednak zależy jej na samopoczuciu Connora i jeśli ten naprawdę ma ochotę spotkać się z przyjaciółmi, to trzeba ten rzadki moment jakoś wykorzystać. Gdy wychodzi z łazienki, brunet jest już spakowany i też zdążył się przebrać w czyste spodnie i polówkę, choć jej zdaniem, Connor mógłby mieć na sobie i znoszony dres, a nadal pozostawałby tak samo atrakcyjny.
- Gotowa? - pyta ją, dalej pisząc jakąś wiadomość na telefonie.
- Tak. Hank? - sugeruje Iona, wskazując na urządzenie w jego dłoniach, a Connor przytakuje lekko. - Jak się czuje?
- Dobrze - odpowiada krótko i przenosi na nią spojrzenie. - Ładnie wyglądasz.
- Bo jestem czysta?
- Tak, chociaż z błotem na twarzy też ci było całkiem nieźle. - Iona oczywiście zdaję sobie sprawę z tego, że ten komplement wynika tylko ze zręcznej zmiany tematu, by nie rozmawiać o jego ojcu. Jednak nie ma nic przeciwko temu, jak to mawia Stephen: bierz co dają i nie narzekaj. - Spakujesz się w końcu?
- Przysięgam. Jesteś nie do zniesienia - mruczy pod nosem i wrzuca rzeczy do walizki, pobieżnie segregując je na brudne i brudne, ale takie, które będzie jeszcze mogła założyć. W końcu udaje im się opuścić pokój, a Iona idzie oddać klucz od recepcji, gdy Connor zabiera ich rzeczy do auta. A kilkanaście minut później jadą już z powrotem na południe stanu. Iona włącza muzykę i opuszcza lusterko, zaczynając upinać swoje kręcone włosy. - Rany, tyle lat doskonalenia technologii, doskonalenia naszego wyglądu, upodabniania nas do ludzi i co? I to poszło za daleko. Moje włosy nienawidzą się z wilgotnym powietrzem! A przecież są syntetyczne.
- Lubię twoje włosy - mówi, a ona przerywa staranne ruchy i spogląda na niego zaskoczona. - To pierwsza rzecz, na jaką zwróciłem uwagę, gdy cię zobaczyłem. Są inne.
- Dziękuję.
Connor uśmiecha się, zmieniając piosenkę w radiu, by była mniej irytującą i jest zaskoczony, że odbywa się to, bez uszczypliwego komentarza ze strony Iony. Przyjaciółka wydaje mu się zdenerwowana, ale nie chce jej dopytywać, co się stało. Dokładnie przeanalizował swoje zachowanie i nie dopatrzył się w nim czegoś, czym mógł ją urazić, więc musi chodzić o coś innego. Może pogodę, a może wcześniejszy powrót Zoyi do Detroit, który, mówiąc szczerze, stresuje też jego. Jak niemal każde spotkanie z blondynką. Nawet jeśli niezmiennie wymieniłby ją na wysokim miejscu listy osób, przy których czuje się komfortowo. Na której obecnie czołowe miejsce zajmuje rudowłosa androidka obok niego, która bardzo szybko i bardzo naturalnie stała się jego najlepszą przyjaciółką. Connor dzięki niej nigdy nie czuł się samotny, ale zawsze czuł się rozumiany i za nic w świecie nie wyobrażał sobie, że Iona miałaby zniknąć z jego życia. Choć oczywiście dość jasno musieli wszystkim tłumaczyć, że są przyjaciółmi, a nie parą. Iona była też pierwszą osobą, przy której nie poczuł się całkowicie niekomfortowo, gdy go przytuliła.
- Jeśli chcesz, to możemy dziś wieczorem wrócić do miasta - proponuje, próbując trochę wyczuć jej nastrój.
- Nie, wolę zostać. Nie chodzi o to, że nie chcę tam jechać, nie miej takiego wrażenia.
- Chcesz mi powiedzieć, o co chodzi w takim razie? - Iona kręci głową i wzrusza jednocześnie ramionami.
- Chyba to po prostu nie był najlepszy urlop w naszym życiu i to tyle. Ten deszcz mnie kompletnie dobił.
- W takim razie dobrze, że już jest ślicznie.
Iona przytakuje mu, mając wielką nadzieję, że mimo wszystko uda się jej odzyskać dobry humor, który miała jeszcze dziś rano na widok pierwszych promieni słońca.
✴
Niska brunetka idzie boso po miękkiej trawie w stronę pomostu nad jeziorem. Gdy tylko odstawi obok koca dwie wysokie szklanki z niebieskim płynem, powoli ściąga z siebie sukienkę. Ubrana w samo białe bikini, siada obok przystojnego mężczyzny, który przygląda się jej z uśmiechem, niemal podziwiając ją jak dzieło sztuki. Brunetka wkłada na nos duże przeciwsłoneczne okulary, nad którymi spogląda znacząco na Markusa, który podnosi się do siadu i bierze jedną ze szklanek. Ari opiera się o niego plecami, a on od razu rezygnuje z chęci napicia się, zamiast tego odsuwa włosy z jej szyi i zaczyna całować jej bark.
- Przestań się rozpraszać i doceń to, że zmotywowałam się, by wstać i przynieść nam Tyrium - mówi brunetka, sięgając po swój napój.
- Są rzeczy ważne i ważniejsze - odpowiada Markus, przenosząc pocałunki na jej szyję.
- Czy ty próbujesz mnie rozproszyć? - dopytuje Ariadna, a on jej przytakuje. - Aż tak widać, że się stresuję poznaniem twoich przyjaciół?
- Tak, a ja kompletnie nie wiem dlaczego...
- Bo mi zależy, żeby mnie polubili. A dziś nie będę mogła wojować sarkazmem i uszczypliwością, gdy nie będzie tu Kamskiego, czy oszałamiającego brata Zoyi...
- Oszałamiającego? - dopytuje kpiąco Markus, a ona uśmiecha się triumfalnie. - W tej chwili cieszę się, że Palmer jest zajęty.
- A to jakiś problem? - śmieje się Ari, a jej partner znów nachyla się do jej barku, tylko tym razem gryzie lekko jej skórę.
- Cóż, w sumie to nie muszę być zazdrosny. On się w końcu zestarzeje, a ja będę przystojny na zawsze - żartuje Markus, na co brunetka znów zsuwa okulary na czubek nosa, by spojrzeć na niego kpiąco.
- Tyle, że on właśnie się nie starzeje... - Markus wzdycha ostentacyjnie, zanim zabierze jej szklankę i z łatwością przewróci partnerkę pod siebie. Ari próbuje go jeszcze od siebie odepchnąć, ale kończy się to na tym, że jego dłonie już prześlizgują się po jej szczupłej talii. - Wiesz, że tak serio, to jesteś bezkonkurencyjny, prawda?
- Tak, ale możesz mnie o tym dalej zapewniać - odpowiada, znów nachylając się do jej ust. Ari pozwala mu pogłębić pocałunek, ale po chwili i tak się wycofuje i od odsuwa się lekko. Markus dalej leży obok niej i patrzy jej prosto w oczy, zanim przesunie palcami po jej twarzy, by odsunąć z niej kosmyk włosów. - Co jest?
- Iona mnie chyba nie lubi, więc może być dziwnie.
- Daj spokój, nie dałaś jej najmniejszego powodu, by cię nie lubiła. To nie Ada, która nienawidzi wszystkich dla samej zasady - zapewnia ją Markus i uśmiecha się do niej. - No i będzie Connor, to też na pewno zmieni dynamikę, bo to jedna z najmilszych osób na świecie.
- Za rzadko zabierasz mnie ze sobą do domu.
- Detroit nie jest już domem, dom jest tam, gdzie są twoje porozrzucane szpilki i nasze łóżko.
- Dobra odpowiedź. - Ariadna uśmiecha się szeroko, zanim nie przygryzie lekko jego ust. Markus uśmiecha się do niej, odsuwając się i kładzie się na plecach, gdy Ari unosi się do siadu. Brunetka przesuwa wzrokiem po ciele swojego ukochanego, bo choć droczy się z nim regularnie, tak musi przyznać, że jest on absurdalnie wręcz przystojny. - A oni są parą? - zadaje pytanie po dłuższej chwili ciszy.
- Connor i Iona? - upewnia się Markus, zanim parsknie śmiechem. - Nie. Są przyjaciółmi, nic takiego nie sugeruj, bo Connor jest raczej przewrażliwiony na tym punkcie.
- Okej, więc lepiej, że spytałam teraz, zanim zaczęłabym proponować położenie ich w głównej sypialni - odpowiada Ari, a on spogląda na nią, jakby postradała rozum.
- Ty próbujesz podpaść Elijahowi, że chcesz naruszać świętą przestrzeń ich sypialni? - parska śmiechem, a Ari wzrusza ramionami.
- To był durny pomysł, że sprzedałeś im ten domek.
- Korzystam z niego raz w roku w okolicy czwartego lipca, oni mają godzinę drogi i są tu co weekend - odpowiada, a Ari układa się obok niego, opierając mu brodę na brzuchu. - No i pobrali się tu.
- Naprawdę? Tutaj?
- Mhm. Dokładnie tu, na tym pomoście - mówi Markus, uśmiechając się i patrząc w górę na niebieskie niebo z pojedynczymi kłębiastymi chmurami. - Jak kiedyś będziesz miła dla Zoyi, to na pewno pokaże ci zdjęcia.
- Znajdę sobie.
- Powodzenia. Znajdziesz jedno. Taka z ciebie dziennikarka, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak oni wszystko trzymają dla siebie? - pyta, a ona gryzie go w brzuch, choć zdaje sobie sprawę, że nie jest możliwe, by go to zabolało.
- Nie zajmuję się plotkami!
- Mhm. Dopóki nie staniecie z Zoyą na jakimś przyjęciu i nie zaczniecie omawiać wszystkich po kolei.
- To już co innego - śmieje się brunetka, przewracając się na plecy i kładąc mu głowę na ramieniu.
Markus przesuwa dłonią po jej włosach, które powietrze przywiało na jego twarz i gładzi ją po głowie, nie odrywając wzroku od chmur na niebie, które przesuwają się bardzo leniwie. Ari unosi głowę, by mógł ją pocałować, co Markus robi bez chwili zwłoki, dochodząc do wniosku, że od bardzo dawna nie był tak szczęśliwy i spokojny, jak jest w tej chwili. Sytuacja polityczna, społeczna i prywatna jest teraz tak stabilna, że codziennie rano musi pouczać się, że powinien się z tego cieszyć, a nie obawiać się, kiedy coś się zawali. Bo zawali się na pewno. To tylko kwestia czasu. Już zdążył się doskonale tego nauczyć. Na szczęście razem z tym przyszła też nauka, że zawsze ma w swoim narożniku wiele osób, na których może polegać. Dlatego wciąż wraca do Detroit, bo większość z nich wciąż znajduje się w tym mieście i dlatego zabrał ze sobą w końcu Ari, by ona też mogła ich poznać.
Zbierają się z pomostu dopiero, gdy Connor powiadamia ich, że będą za kilkanaście minut na miejscu. Markus widzi po swojej dziewczynie, że ta sprawia wrażenie zdenerwowanej, gdy trzeci raz poprawia poduszki na komplecie wypoczynkowym na tarasie. Podchodzi więc do niej i obejmuje ją ramionami, zanim spojrzy jej w oczy.
- Codziennie maglujesz polityków w swoim programie, czytasz wszystkie okropne komentarze na swój temat i nawet nie drgnie ci powieka. Dodatkowo nazwałaś Elijaha Kamskiego bezczelnym w pierwszej godzinie znajomości... a teraz denerwujesz się moim kolegą i Ioną, którą znasz?
- Tak. Czy to racjonalne? Nie - odpowiada Ari i zarzuca mu ramiona na szyję.
- Jeśli cię to pocieszy, to Connor pewnie bardziej się boi ciebie niż ty jego - śmieje się Markus.
- Urocza rzecz, którą można powiedzieć o psie, a nie przyjacielu, z którym przeprowadziło się rewolucję - mruczy w odpowiedzi brunetka, odsuwając się od niego, gdy tylko słyszy odgłos opon na żwirze za domem. Ariadna poprawia koronkową sukienkę, którą ma zarzuconą na kostium kąpielowy i łapie dłoń Markusa, który ciągnie ją w stronę swoich przyjaciół. Sama wita się krótko z Ioną, zanim jej chłopak nie przedstawi jej Connorowi, który faktycznie sprawia wrażenie podobnie skrępowanego, co ona sama. - Więc słyszałam, że byliście na urlopie? - pyta, gdy ruszają do stolika.
- Tak, byliśmy przy granicy z Kanadą, mieliśmy plan chodzić po górach, ale pogoda nam go trochę pokrzyżowała - odpowiada Iona, siadając w fotelu. - Jutro i tak mieliśmy już wracać do Detroit.
- No tak, Zoya wróciła, więc znając ją, już jutro wpadnie do Jerycha jak burza i będzie chciała skontrolować cały dział prawny - śmieje się Markus, a Iona niechętnie mu przytakuje.
- A wy jakie macie plany? - pyta Connor, przyglądając się brunetce, co nie umyka w najmniejszym stopniu uwadze Iony.
- Do dziewiątego lipca zostajemy w Detroit, dziesiątego już muszę być w pracy. Jednak chyba poza imprezą czwartego nie mamy żadnych sprecyzowanych planów, prawda? - Ari kładzie dłoń na kolanie Markusa, który wzrusza ramionami.
- Nie mamy planów. Mówiąc szczerze, najchętniej zostałbym tu i tylko wywoływał w przyjaciołach poczucie winy, by to oni przyjeżdżali nad jezioro niż ja do miasta - żartuje RK200, a Connor uśmiecha się do niego, kręcąc głową, bo domyśla się, że sam wpadł w tę pułapkę. - Zostaniecie na noc, prawda? Już robi się wieczór...
- Jeśli nie będziemy wam przeszkadzać - odpowiada jego kuzyn, co wyraźnie cieszy Markusa.
- W takim razie ja muszę rozwiesić rzeczy, bo miałam rano bliskie spotkanie z wodą w rzece - śmieje się Iona, wstając z fotela, a Ari robi to samo.
- Wrzuć rzeczy do prania, w godzinę będą suche. Pomóc ci? - pyta Ariadna ze szczerym uśmiechem.
Iona ma wielką ochotę powiedzieć jej, że to dom jej przyjaciółki, w którym spędziła więcej nocy niż Ari w Detroit. W związku z tym wie, gdzie jest pralka, ręczniki, zapasowa pościel w pokoju gościnnym, czy cała chemia do sprzątania. Jednak się powstrzymuje i przytakuje krótko. Brunetka wydaje się być zadowolona z tego, że jest potrzebna i może poczuć się tu gospodarzem, więc Iona nie ma zamiaru jej tego odbierać. W sumie zna ją słabo, a przy tych kilku spotkaniach w Waszyngtonie Ari nie zrobiła jej nic złego. Bardziej irytowała jej przyjaciółkę, ale Zoya umiała to idealnie maskować, a ona tej sztuki jeszcze nie opanowała tak doskonale jak blondynka. Osobiście Iona nie ma nic do nowej dziewczyny Markusa. Ma trochę do niego i uświadamia samą siebie, że nie powinna tych rzeczy przenosić na bogu ducha winną brunetkę, która próbuje być sympatyczna dla przyjaciół swojego chłopaka. Dlatego idzie z nią do samochodu, a później znika w domku.
Markus i Connor uśmiechają się do siebie, zanim pierwszy z nich zapyta o pracę, na które to pytanie Osiemset odpowiada dość zdawkowo. Nie ma za bardzo, o czym opowiadać, nie miał żadnej niezwykle ciekawej sprawy od ponad roku, gdy to razem z Tiną rozpracowywali siatkę przestępców handlujących na czarnym rynku najcenniejszymi częściami androidów. Od tego czasu po prostu rozwiązywał kolejne morderstwa i porwania, zapisując na swoim koncie większe i mniejsze sukcesy. Jednak gdy Markus pyta go o sytuację w rodzinie, to Connor żałuje, że nie opowiedział mu jednak o pracy w bardziej rozbudowany sposób. Zaczyna więc od Stephena, zdając szerszą relację z życia swojego brata i jego męża, po czym wspomina, że u Hanka i Alety też wszystko w porządku.
- Akurat jeśli chodzi o Palmerów, to z nimi widzieliśmy się w Nowym Jorku. Nikodem załatwił bilety do teatru i poszliśmy w szóstkę - mówi Markus, a Connor przytakuje, przypominając sobie, że faktycznie jego brat był niedawno poza miastem, bo Letie robiła mu o to wyrzuty. - Ari miała problem, by wyczuć kiedy twój brat mówi coś serio, a kiedy jest po prostu sarkastyczny.
- Nie dziwię się jej, znam go dłużej i sam mam z tym problem - odpowiada Connor i uśmiecha się lekko. - Coś się stało, że przylecieliście wcześniej, niż planowaliście?
- Zoya oświadczyła, że wraca, więc uznaliśmy, że skorzystamy z luksusu jej prywatnego samolotu - śmieje się RK200, ale widzi, że jego przyjaciel nie reaguje na to, więc wzdycha głośno. - Naprawdę mógłbyś odpuścić w końcu Connor.
- Wiem - mówi krótko brunet, choć tak naprawdę nie wierzy w swoje słowa. Nie dlatego, że czuje się w dalszym ciągu uprzedzony wobec Kamskiego, ale głównie przez to, że zachowanie jego przyjaciółki uległo w ostatnim czasie zmianie. Zoya, zawsze gdy się widzą, wydaje się zdenerwowana, nieustannie spogląda na telefon i Connor ma wrażenie, że jest wiecznie czymś zaniepokojona. Dlatego podejrzewa, że w jej pozornie sielankowym życiu coś jest nie tak i blondynka zaczyna szczerze żałować podjętych przez siebie decyzji.
- Jeśli cię to jakoś uspokoi, to senator Kamska niezmiennie jest taką samą suką, jaką była zawsze. Czym doprowadza opozycję do płaczu, a mnie na skraje własnej poczytalności, ale jest skuteczna. I bardzo z siebie zadowolona.
- Wiem. Naprawdę - mruczy pod nosem Connor, zastanawiając się, która wersja Zoyi jest bardziej bliska prawdy. Ta znerwicowana, którą on widuje, czy ta bezwzględna, która pracuje z jego kuzynem w Waszyngtonie.
- Odpuść i przyjedź w końcu na imprezę czwartego lipca... - zaczyna Markus, ale przerywa mu cichy śmiech Iony, która wraca na swoje miejsce.
- Connor nie znosi imprez, a zwłaszcza czwartego lipca - odpowiada za niego androidka, a Ari wydaje się szczerze zszokowana.
- Z jakiegoś szczególnego powodu? - dopytuje dziewczyna Markusa, a Connor wzrusza ramionami.
- Nie, po prostu nie jestem osobą, która dobrze czuje się na imprezach - tłumaczy, a Ariadna przytakuje mu lekko. - Nie lubię czuć się zobligowany do dobrej zabawy, dlatego odpuszczam sylwestry i czwartego lipca.
- To przecież zrozumiałe, nie każdy musi lubić to, co inni. Nie zapraszaj go na siłę, jak ma się męczyć i kiepsko bawić - mówi Ari, opierając się o Markusa, który przyciąga ją do siebie ramieniem.
- Ja tylko jestem zdania, że gdyby Connor faktycznie spędził trochę czasu z Zoyą...
- Spędzam z nią dużo czasu, gdy jest w Detroit. - Connor wchodzi w słowo swojemu kuzynowi, bo nie chcę kontynuować tego tematu.
- Gdyby Connor faktycznie spędził trochę czasu z Zoyą i jej rodziną, to przestałby być taki przewrażliwiony.
- Och, więc tobie też podpadł Kamski? - śmieje się Ariadna, a teraz to Iona wzdycha cicho.
- Znów to samo... - mruczy pod nosem androidka i wymienia pierwsze spojrzenie z Markusem, które ku jej zaskoczeniu jest zaskakująco porozumiewawcze. Co jednocześnie przynosi jej ulgę i wywraca jej wnętrze na drugą stronę. - Con ma uraz do Elijaha jeszcze sprzed rewolucji. I nie zmieniło tego pięć lat jego małżeństwa z Zoyą, a już na pewno nie zmieni tego jedna impreza.
- A czy możemy porozmawiać o czymś innym - prosi Osiemset, a Iona rozkłada ręce, by podkreślić, że jego zachowanie było bardzo łatwe do przewidzenia. - Nie wiem, zobaczę się z nią i moim bratem jutro, to może zmienię zdanie co do czwartego lipca.
- Trzymam za słowo - mówi Markus i uśmiecha się do niego.
- Ja nie, ale nie będę miała nic przeciwko, jeśli się jeszcze zobaczymy, zanim wrócimy do stolicy - dodaje Ari i uśmiecha się do niego ciepło, a on odpowiada jej tym samym.
Connor czuje do niej sympatię, choć po tym, co wspomniały na jej temat Iona i Zoya, spodziewał się raczej osoby bardzo ekstrawertycznej i wygadanej. A Ariadna okazuje się być dużo bardziej... stonowana, co mu bardzo pasuje, bo nie czuje się przez to zdenerwowany, jak zazwyczaj, gdy musi poznawać nowych ludzi. Dużo bardziej niepokoi go Iona, która nie do końca potrafi ukryć swój kiepski nastrój, który przecież nie może w całości wywodzić się tylko i wyłącznie z urlopu, który nie potoczył się po jej myśli. Pytania o to woli jednak w tej chwili zostawić sobie na noc, gdy będą mogli porozmawiać sami. Tymczasem skupia się na Ari opowiadającej o swojej pracy w ogólnokrajowej telewizji i tym, że na co dzień musi też użerać się z politykami. W sposobie wypowiedzi Connor dopatruje się bardzo podobnego podejścia do republikanów i plotkarskiej pracy, jakie na co dzień objawia Zoya, przez co nie dziwi się, że blondynka polubiła dziewczynę Markusa.
Dopiero gdy robi się ciemno, przenoszą się do środka, a Iona idzie wyjąć swoje rzeczy z suszarki. Siada na podłodze niewielkiego pomieszczenia gospodarczego, składając starannie ubrania do walizki i naprawdę podziwia się za to, jak jest opanowana. Obiecała, że nie będzie robić scen, że zachowają pełen profesjonalizm, a przede wszystkim przyjacielskie relacje z uwagi na Zoyę, ale Iona nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, że to wcale nie będzie takie proste. Nie tu w tym miejscu, w którym jest teraz. W miejscu, gdzie doskonale pamięta, jak rok temu wymieniali z Markusem zachłanne pocałunki, schowani za drzwiami tego pomieszczenia, by nikt ich na tym nie przyłapał. Iona myślała, że chodzi o plotki. Nie o to, że trzy tygodnie później oświadczy jej, że spotyka się z kimś innym w Waszyngtonie, a wszystko, co zaszło między nimi, było niepoważne, głupie i przede wszystkim wynikało z tego, że dobrze się bawili w swoim towarzystwie. A ona poczuła się oszukana, choć de facto nie miała ku temu powodów. Nic sobie nie obiecywali. Ona też nie miała jakichś wielkich nadziei na coś więcej, ale gdy poznała Ariadnę, po prostu szlag ją trafił. Najbardziej dlatego, że chciała jej nie znosić, a za nic nie potrafiła.
- Pomóc ci? - pyta Connor, siadając obok niej i nie czekając na odpowiedź, wyciąga rękę po jeden z jej podkoszulków. - Czy zrobiłem coś nie tak...
- Nie. To nie ty, to ja - mówi krótko Iona, zanim weźmie głębszy wdech. - Wszystko jest w porządku, Connor. Mam po prostu zły nastrój, ale nie mam ku temu żadnych konkretnych powodów. I nie chcę tego przerzucać na ciebie.
- Ja na ciebie dość często przerzucam jakieś moje złe nastroje...
- Bo ja wiem, co z nimi zrobić - odpowiada, uśmiechając się do niego. Brunet odkłada kolejną koszulkę do walizki i kładzie rękę na jej dłoniach, a Iona obraca się do niego i spogląda mu w oczy. Nie przestaje się uśmiechać, tylko kładzie drugą dłoń na jego ręce. - A ty jak się czujesz? Co sądzisz o Ari?
- Jest bardzo sympatyczna.
- I bardzo ładna - dodaje androidka, a on wzrusza ramionami, co wywołuje ciche parsknięcie śmiechem u Iony. - Widziałam, że się na nią gapisz.
- Naprawdę? Nie zamierzałem... - reflektuje się Connor, wyraźnie zaskoczony, że został przyłapany na czymś, co nie było jego intencją. - Wiesz przecież doskonale, że nie jestem nią, ani nikim innym specjalnie zainteresowany w takim aspekcie. Jest estetyczna, ale nie ona jedna.
- Wiem, wiem. Po prostu jestem zazdrosna. - Iona śmieje się, chcąc by brzmiało to jak żart, gdy jednocześnie wie, że jest w nim spore ziarnko prawdy.
- O co? Przecież jesteś o wiele ładniejsza - odpowiada brunet, jakby to była największa oczywistość na świecie. A ona spogląda na niego zaskoczona i Connor ma wrażenie, że powinien się jakoś wytłumaczyć z tego, co powiedział, ale nie ma na swoje słowa żadnego uzasadnienia. Po prostu uważa Ionę za śliczną. - Chcesz iść popływać?
- Jest późno. I ciemno. I nie mam kostiumu.
- To nie tak, że zmarzniemy. I to, że jest ciemno to chyba plus, jeśli nie masz kostiumu? - mówi, a ona spogląda na niego znacząco, by zastanowił się nad sensem swoich słów. On jednak patrzy na nią, nie do końca rozumiejąc, o co chodzi. - No masz przecież teraz całkiem sporo czystych podkoszulków.
- Tak. Chcę popływać - odpowiada w końcu Iona.
Podaje jej rękę i po chwili wychodzą szybko z domku, zdejmują buty jeszcze na ganku i zaczynają się ścigać po mokrej trawie aż do pomostu. Iona wyhamowuje tuż przy jego końcu i łapie Connora za rękę, pośpiesznie ściągając z niego podkoszulek, zanim rozepnie swoje spodenki, a on łapie ją z łatwością na ręce i wrzuca do wody. Po czym sam wskakuje do ciemnego jeziora. Hałas, jaki robią, wyciąga przed dom też Markusa i Ari, którzy stają w drzwiach i patrzą na parę przyjaciół z daleka, a brunetka śmieje się cicho.
- To się skończy ślubem - mówi Ariadna, a Markus obejmuje ją mocno ramionami. Patrzy na Ionę, która chlapie Connora wodą, a jej mokre kasztanowe włosy opadają na jej jasną twarz i uśmiecha się szeroko. Czuje ulgę, że zeszłoroczne wydarzenia między nimi wcale nie miały tak dewastujących konsekwencji, jakich się spodziewał.
- No nie byłbym taki pewien, znam go dużo lepiej od ciebie.
- Ale ja mam przeczucie - oświadcza pewnie Ari i całuje rękę swojego chłopaka, która ją obejmuje. - Są razem tacy uroczy. Jak dwójka dzieciaków, która jeszcze się nie zorientowała, że to miłość.
- Mhm, my też jesteśmy uroczy? - pyta, a ona obraca się w jego ramionach i całuję go, przytulając się do niego całym ciałem.
- Nie. My jesteśmy rewelacyjni.
Markus uśmiecha się, zanim brunetka pocałuje go kolejny raz, a on kolejny raz upomni się, by cieszyć się tym, co jest i pozwolić temu trwać. Zanim zacznie się kolejna burza, zanim dostanie kolejne złe wiadomości, zanim znów będzie musiał być odważny i być filarem społeczeństwa. Dziś nie musi. Dziś mogą być tylko czwórką zakochanych dzieciaków.
Dzieeeeń dobry. Miło mi was powitać w tym przyjemnym, wakacyjnym rozdziale. Mam nadzieję, że jesteście ciekawi jak sobie bohaterowie poukładali życie przez te pięć lat.
Karty będę odkrywać stopniowo. I w następnym rozdziale wracamy już do Detroit.
Dzięki, że jesteście.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro