Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Zaskakująca dojrzałość ✴ 09.11.2045

Budzi go Charlie, która gwałtownie podrywa się z łóżka, a po kilku sekundach zatrzaskuje za sobą drzwi od łazienki. Gavin spogląda na zegarek, na którym dochodzi siódma i kręci głową, bo naprawdę liczył na sen chociaż do ósmej, ale podnosi się i idzie zajrzeć do Charlotte.

- Potrzebujesz czegoś, skarbie? - pyta, patrząc na blondynkę, która właśnie myje twarz wodą.

- Tosta z masłem i zielonej herbaty. - Przytakuje jej i zostawia ją samą. Gdy tylko wchodzi do salonu, Atryda od razu zaczyna dreptać za nim radośnie, spodziewając się jedzenia i spaceru, ale na drugą z tych rzeczy nie ma na razie co liczyć. Gavin nakłada mu tylko żarcie, by oszczędzić tego Charlie i robi tosty, samemu jedząc jednego, czekając, aż ekspres naleje mu kawę. - O nie. Mówiłam ci, że ten zapach... - zaczyna blondynka, po zbliżeniu się do kuchni i od razu zawraca do łazienki, a Gavin spogląda smutno na zawartość swojego kubka i wylewa ją do zlewu.

- Przepraszam! - krzyczy za nią i spogląda na zegarek, na którym znajduje wiadomość od Connora i mruży lekko oczy. - Będę musiał lecieć, Osiemset chce się spotkać!

- Przecież masz dziś wolne - mówi Charlie, wracając niepewnie do kuchni i biorąc od niego tosta, którego zaczyna ostrożnie skubać, nie mając pewności, jak zareaguje jej żołądek. - I chyba nie chciałeś nic wiedzieć o ich śledztwie.

- To było, zanim zamknęli część dotyczącą morderstwa Kamskiego i zanim Zoya przestała prychać na moją obecność. Wczoraj, jak z nim gadałem, to wspominał, że to nie koniec tej sprawy i...

- W sensie, że Zoya i dzieciaki nadal są celem?

- Chuj wie - przyznaje, wzruszając ramionami. - Dowiem się, jak z nim pogadam.

- Gav, uważaj na siebie, co? Już raz mieliście wypadek i nie chciałabym dostać kolejnego telefonu ze szpitala.

- Nie wiemy, w kogo jest to teraz wycelowane. Nie można wykluczyć, że mogą coś planować na nadchodzący marsz, więc tym bardziej zadzwoń na posterunek i powiedz, że nie mają co na ciebie liczyć. Masz siedzieć w domu, i tak się do niczego nie nadajesz - mówi, podchodząc do niej i całuje blondynkę krótko. - Przyjadę wieczorem, dobrze?

- No ja mam nadzieję, że przyjedziesz - mówi blondynka, całując go jeszcze raz, a Gavin wskazuje na psa. - Mam z nim jeszcze wyjść?

- Nie, świeże powietrze dobrze mi zrobi. Zajmiesz się tym wieczorem.

- Pewnie. Zbieram się, mała. Muszę jeszcze podjechać do siebie, wziąć prysznic.

- Trzeba było zostawić u mnie coś więcej niż szczoteczkę do zębów i majtki.

- Ty lepiej znajdź kartony na swoje rzeczy, Flowers - śmieje się, a ona przytula się do niego, zanim Gavin pójdzie się przebrać.

Umówił się z Connorem u siebie w domu, żeby nie tracić czasu na jeżdżenie z miejsca na miejsce. Udaje mu się ogarnąć i wyjść spod prysznica, gdy słyszy dzwonek do drzwi, więc zbiega po schodach, jednocześnie wciągając na siebie podkoszulek i wpuszcza detektywa do środka. Connor idzie za nim do kuchni, gdzie Gavin włącza ekspres i robi sobie podwójne espresso. Zastanawiając się przy tym, jak on przeżyje, gdy Charlie się tu wprowadzi i dalej będzie ją mdlić na zapach kawy.

- Jak się miewa Charlotte? - pyta Connor, a Gavin wzrusza ramionami, obracając się do niego z kubkiem w ręku. - Mam nadzieję, że to nic poważnego.

- No na razie do pracy nie wróci. Nie będę się wdawał w szczegóły, bo ona sobie raczej tego nie życzy. Przynajmniej na razie - odpowiada i spogląda nagląco na detektywa. - Nie mam całego dnia, o co chodzi? - Connor nie mówi nic, tylko kładzie na blacie niewielkie pudełko.

- Wiesz, co to, nie?

- Pewnie, sam z tego korzystałem kilka razy - odpowiada, otwierając pudełko, z którego wyjmuje niewielkie urządzenie. - Ten lokalizator jest nie do zagłuszenia, to wygodne. Nie jestem androidem, ale nie jestem też debilem. Znam się trochę na tych nowych zabawkach.

- To się chwali, ale dlatego tu jestem - mówi, wyjmując z kieszeni telefon i pokazuje mu na ekranie mapę z zaznaczoną lokalizacją domu Ady. - Wczoraj moja kuzynka do mnie zadzwoniła, znalazła lokalizator przyklejony do podeszwy buta.

- Buta? Trochę to mało wygodne. Co jeśli wybrałaby inne?

- To Ada. Nie Zoya. Nosi niemal te same półbuty aż do zdarcia i kupuje nowe. Jest niewiele okoliczności, na które moja kuzynka czułaby się zobowiązana założyć inne buty. Ktoś, kto jej to podrzucił, o tym wiedział.

- Pięknie, kurwa, pięknie. Dziwne, że bramki w EQL jej tego nie wyłapały.

- Gavin. To policyjna technologia. Nie Airtag za trzydzieści dolców.

- Prowadzimy tego jakąś ewidencję, nie?

- Tak. I widniejesz na niej ty - mówi Connor, a Gavin przykłada dłoń do czoła i wzdycha nerwowo.

- Phineas.

- Co z nim?

- Podrzucałem mu to do kieszeni, gdy zawoziłem go na uczelnię i na niego czekałem. Nie zwróciłem go nigdy na posterunek, ale mam go gdzieś w plecaku, poczekaj - mówi porucznik i wychodzi do przedpokoju, chwile grzebie w swoich rzeczach, zanim przynosi takie samo czarne pudełko, jakie Connor położył przed nim na blacie. - Masz, możesz zdać je za mnie...

- Nie, zatrzymaj je. Może ci się przydać, dziś chyba też po niego jedziesz, prawda? - upewnia się Connor, a Gavin przytakuje mu, upijając kolejny łyk kawy. - Więc w świetle tego, co mi powiedziałeś wczoraj, że Finn mógł być celem ataku, gdy spowodowano wasz wypadek, to będzie lepiej, jak mu to urządzenie przykleisz do karku.

- Wiem, że nie widziałeś go od pogrzebu, ale nie ma aż tak długich włosów - wtrąca kpiąco porucznik i kręci głową. - Naprawdę miałem, kurwa, nadzieję, że są już bezpieczni.

- Ja też. Jednak powinniśmy sobie teraz zadać pytanie, kto podrzucił Adzie lokalizator?

- Ktoś, kto wiedział, że naszego nie wyłapią bramki skanujące w EQL. I kto ma dostęp do policyjnej technologii. Ile tych urządzeń jest obecnie w terenie według raportów?

- Dwadzieścia siedem na samym naszym posterunku. Sprawdziłem wszystkie wydane u nas i tylko twój był pod znakiem zapytania, z reszty mi się wszyscy wytłumaczyli - odpowiada Connor, a Gavin widzi po nim, że jest zdenerwowany. Pracowali razem od lat, ale nie da się ukryć, że ta sprawa jest dla nich obu osobista i obaj bardzo chcieliby już mieć ją za sobą. - Mogę sobie pozwolić na teorię?

- Umieram z ciekawości - odpowiada Gavin i dalej sączy kawę, samemu układając sobie w głowie wszystko.

- Samobójstwo Lewisa nie jest takie jednoznaczne, jak można uważać na pierwszy rzut oka. Wokół ciała nie było śladów. Żadnych. Nawet jego. Oczywiście, mógł je za sobą zatrzeć, by utrudnić nam znalezienie go, ale który samobójca tak robi? - pyta retorycznie brunet i zaczyna krążyć po kuchni, jak zawsze, gdy toczy zawodowy monolog. - On pasuje na zabójcę Kamskiego, był osobą, którą Elijah wpuściłby do domu, gdy wiedział, że Zoya też niedługo wróci. Miał motyw, nie żywił wobec nich sympatii, było go łatwo podejść, ktokolwiek to zrobił. Pasuje tak dobrze, że aż...

- Za dobrze. Sugerujesz, że to wcale nie on odjebał mi brata?

- Tego nie jestem pewien, ale skłaniam się ku temu, że jego samobójstwo jest dobrze skalkulowane w czasie. Wiesz, sprawa rozwiązuje się tuż przed moim ślubem, na którym obecność Zoyi stoi pod znakiem zapytania. A na domiar wszystkiego ona i jej dzieci kompletnie zniknęły. Teoretycznie są u teściów w Belleville, ale prawda jest taka, że nie byli tam dłużej niż kwadrans.

- Lewis zginał, by zamknąć sprawę zabójcy Kamskiego i by uśpić naszą czujność.

- I by Zoya wróciła z dziećmi do Detroit. Na mój ślub. Na jutrzejsze państwowe obchody rocznicy demonstracji. Oficjalnie nie zrzekła się tytułu senatora, powinna tam być.

- I powinna tam być z rodziną... Ja pierdolę, ale się daliśmy znów podejść! - wścieka się Gavin i obraca się do Connora plecami. Zaciska dłoń na kubku z kawą, zanim nie wrzuci go do zlewu z taką siłą, że odrywa się od niego ucho. - Dobra, jadę do nich.

- To będzie najlepsze wyjście. Ja jestem w kontakcie z Adą, też zachowa większą ostrożność w trakcie przygotowań do nadchodzących uroczystości. - Przytakują sobie nieznacznie, zanim Gavin weźmie urządzenie przypisane do niego z blatu i wyjdzie do korytarza, gdzie wciąga na siebie bluzę.

- To się tak po prostu nie skończy, nie? Ciągle coś lub ktoś będzie na nich czyhał, bo Kamski nie żyje.

- Skończy się. Doprowadzimy to do końca, Reed. Bardzo bym chciał, żeby Zoya miała trochę spokoju po tym wszystkim.

- Dobrze by było - mruczy pod nosem szatyn i zakłada na siebie też skórzaną kurtkę, zanim wskaże Connorowi, by wyszedł pierwszy.

Żegnają się zdawkowo, zanim każdy wsiądzie do swojego samochodu i pojedzie w swoją stronę. Gavin bardzo chciałaby wrócić myślami do ostatniej nocy, gdy był przekonany, że jedyną trudną rzeczą, o jakiej będzie musiał porozmawiać z Zoyą, jest ciąża Charlotte. Nie dlatego, że obawia się jakoś o jej reakcję, ale bo po prostu dla niego wciąż sama ta świadomość jest jeszcze dość nierealna. Teraz jednak znów będą musieli rozmawiać o bezpieczeństwie i zastanawiać się, jak najlepiej będzie o nie zadbać w nadchodzących dniach. W końcu kolejna ucieczka z miasta nie wchodzi już w rachubę. Przynajmniej w jego wypadku. Nie, gdy ma poczucie, że powinien robić Flowers herbatę, niż obawiać się, czy ktoś nie skrzywdzi jego bratanka.

Parkuje przed wejściem na posesję Ady i dotyka panelu sterującego, który otwiera furtkę, a po chwili widzi Zoyę stojącą w drzwiach do willi z Esterą na rękach. Dziewczynka na jego widok od razu zaczyna się jej wyrywać, więc wycofują się do środka, a on wchodzi za nimi i nie zdejmuje nawet kurtki, zanim złapie dziewczynkę i podrzuci lekko do góry.

- Chcesz jakąś kawę? Coś do jedzenia? - pyta Zoya, stając między kuchnią a salonem. Gavin kręci głową, więc wybiera pójście do pokoju i siada na sofie, na którą szatyn rzuca też delikatnie jej córkę. Reed obraca się, mając zamiar usiąść w fotelu, ale drga zaskoczony, gdy orientuje się, że śpią na nim kotki.

- Nie przyzwyczaję się do nich - mówi, mierząc je z góry nieufnym spojrzeniem. - Wyglądają, jakby je ktoś przewrócił na lewą stronę.

- Ale zobacz, jakie mają urocze sweterki? - śmieje się Zoya, pochylając się i łapiąc Coffe na ręce. Kotka zawodzi nieszczęśliwie, zanim blondynka przytuli ją do siebie, poprawi jej czerwony kubraczek i poklepie lekko, układając ją sobie na dekolcie. Gavin patrzy na nią krytycznie i próbuje zrzucić drugą kotkę z fotela, ale przegrywa ten pojedynek na całej linii i po prostu siada obok niej. - Więc co u Charlie?

- Najpierw powiedz mi, dlaczego dzwoniłaś w nocy? Chodziło o ten lokalizator, który ktoś podrzucił Adzie?

- Nie, o tym rozmawiała z Connorem. Chodzi o coś innego, chodzi o ostatni projekt Elijaha... - Gavin widzi po niej, że jest zdenerwowana i niepewna tego, czy w ogóle chce coś powiedzieć dalej. W końcu jednak bierze głębszy wdech, odkłada kotkę obok i pochyla się w stronę szatyna. - To co usłyszysz, nie będzie brzmiało na prawdopodobne...

- Sprawdź mnie, złotko. Pamiętaj, że się z nim wychowywałem.

Zoya kręci głową i zaczyna mówić o EL, o tej niemożliwej technologii, o wszystkich możliwych najgorszych konsekwencjach, z którymi przyjdzie im się zmierzyć, jeśli zdecydują się jej użyć. O tym, że może nie zadziałać w ogóle. O tym, że gdy ktoś się o niej dowie, wciąż mogą zostać martwe lub rozszarpane na strzępy przez opinię publiczną. Z jednej i drugiej strony. Przede wszystkim, że jeśli się okaże, że stworzyły androida posiadającego wiedzę i wspomnienia Elijaha, ale nie będącego nim, to nie będą mogły pozwolić mu funkcjonować. A przecież wyłączenie defekta, jest wedługa prawa równe z morderstwem.

- Nie mówisz o najważniejszym. O tym, że to może się udać - wchodzi jej w słowo Gavin, a Zoya kręci głową i podnosi się z sofy, dalej trzymając kota w ramionach, jakby był niemowlakiem. - Nie znam się na tym, ale z mojej perspektywy, raczej wszystko, co on sobie zaplanował i co zrobił, działało.

- Nie chcę mówić o tym, że to może zadziałać, bo nie chcę wierzyć, że jest cień szansy na to, by go odzyskać - odpowiada, zatrzymując się w pół kroku i spogląda na szatyna. - Boję się, że nie przeżyję, jeśli go znów stracę. Nie pozbieram się z tego. Nie teraz, gdy już sobie to poukładałam, gdy między nami się poukładało, gdy zaczęłam przeglądać domy w Nowym Jorku, a Phineas wysyłać dokumenty na inne uczelnie.

- Nie dasz rady żyć przez wieczność, zastanawiając się, czy to będzie działać, czy nie.

- Gavin... A co ty o tym myślisz?

- Ja? Powiedziałem ci, nie znam się na tym.

- Wciąż jesteś jego bratem.

- Wciąż jestem ostatnią osobą, którą Elijah zapytałby o opinię.

- Wciąż jesteś osobą, której powierzył bezpieczeństwo swojej rodziny - mówi Zoya, spoglądając na niego wyczekująco. Gavin widzi po niej, że blondynka jest tak zagubiona, że nie może jej po prostu powiedzieć, że to ich decyzja i że zrobią, co uważają. Nawet jeśli nie czuje się na miejscu, by zabrać jakieś stanowisko.

- To naprawdę ma szansę się udać?

- Z tego co mówią Ada i mój syn, to tak. Teoretycznie tak.

- I uważasz, że jeśli nie spróbujecie, to i tak dasz radę żyć dalej? Ze świadomością, że mogłaś go odzyskać, a nie zaryzykowałaś? - pyta, a Zoya kręci głową i siada znów naprzeciwko niego, wypuszczając w końcu kota z ramion. Gavin patrzy na jej twarz, na jej jasne, rozsypane wokół niej włosy i złoty łańcuszek na którym wisi obrączka Elijaha. I jest zaskoczony tym, że jeszcze dwa miesiące temu ta kobieta robiła mu w głowie huragan, a teraz czuje się przy niej bezpiecznie. Tak samo, jak ona przy nim. Wyciąga ręce do przodu i bierze w nie jej dłonie, a Zoya spogląda mu prosto w oczy. - Nie sądziłem, że kiedyś to powiem, nie w waszym kontekście, ale jeśli on cię kochał tak mocno, jak jesteś o tym przekonana, to zrobiłby wszystko, by do ciebie wrócić. Nawet jeśli miałoby to rozjebać świat na kawałki.

- Boję się, że chcę go z powrotem tak bardzo, że nie myślę o tym wszystkim tak chłodno i racjonalnie, jak powinnam.

- Nic w tej całej sytuacji nie jest racjonalne i rozsądne, złotko - mówi, a ona mu przytakuje i na chwilę zapada między nimi cisza. - Najważniejsze nadal jest wasze bezpieczeństwo. Pojadę zaraz po Finna i przez weekend dobrze by było, żebyście jednak nigdzie się nie pokazywali publicznie. To, że ktoś śledzi Adę, daje nam jasno do zrozumienia, że to nie koniec.

- Powiedziałam już wczoraj Markusowi, że nie ma co liczyć na jakieś przemowy z mojej strony, czy to, że pojawię się tam z dziećmi. Nie przyjął tego najlepiej, ale ich bezpieczeństwo jest jednak dla mnie ważniejsze niż sukces w kolejnych wyborach. Pójdę sama z Adą i będę trzymać się z daleka od kamer - odpowiada Zoya i opiera się wygodniej na sofie, a Ester przestaje bawić się z ciemniejszą kotką i wdrapuje się swojej mamie na kolana. Blondynka przytula do siebie córkę i całuję ją kilka razy, a ta śmieje się i próbuje się wyrwać, a gdy się jej to udaje, wpycha się Gavinowi na kolana. - Powiedz mi lepiej, jak tam z Charlotte? Wybaczyła ci?

- Na to wygląda - odpowiada Gavin, nie próbując powstrzymać uśmiechu wywołanego nie tylko przez to, że Ester próbuje mu wejść na ramiona. Zwyczajnie ma ochotę powiedzieć Zoyi już teraz, w tej chwili, że Charlie jest w ciąży i że może w końcu i w jego życiu coś się poukłada tak, jak powinno.

- Cóż, Flowers jest naiwna, ja też byłam, gdy byłam w tobie zakochana - śmieje się Zoya i posyła mu krytyczne spojrzenie. - Jednak zrób coś dla mnie, dla niej i dla siebie najbardziej, i postaraj się tego więcej nie spierdolić. Widać, że ci na niej zależy, a między nami sytuacja chyba jest już dość jasna.

- Jest jasna. Dlatego spotkałem się z Charlie, bo wiedziałem, że... jestem tego pewien. Że było mi z nią dobrze i że chciałbym do tego wrócić - odpowiada, a Zoya przytakuje mu z uśmiechem, a Gavin parska śmiechem, przypominając sobie rozmowę z Charlotte w nocy. - Wczoraj słyszała, jak rozmawialiśmy i zapytała mnie, czy może traktować cię jak rodzinę.

- Rodzinę? - parska śmiechem Zoya. - Czyli nie powiedziałeś jej, że spędziliśmy razem weekend po weselu Connora?

- Nie. To by wszystko skomplikowało.

- Kłamstwo. Idealna podstawa odbudowywania związku.

- Nie okłamałem jej, tylko to przemilczałem - odpowiada jej chłodno i odstawia Ester na podłogę, a dziewczynka biegnie do swoich zabawek, wrzuconych do dużego worka. - Nie mów, że postąpiłem źle. Wiem, że wy byliście z Kamskim zupełnie szczerzy, ale...

- Nie, też mieliśmy dużo rzeczy, o których woleliśmy sobie nie mówić. Jak na przykład technologia, która może... - Blondynka przerywa i kręci głową, zanim znów spojrzy na Gavina.

W ostatnich dniach Zoya czuła się jeszcze bardziej zagubiona niż kiedykolwiek wcześniej, odkąd zabrakło przy niej Elijaha. Od momentu, gdy Ada powiedziała jej o jego ostatnim projekcie, nie umie skupić się na niczym innym niż na analizowaniu każdej rzeczy, która może pójść nie tak. Obawiając się, że jeśli zacznie myśleć o tym, że to może się udać, to z całą pewnością oszaleje. Znów niewiele sypia, znów nocami siedzi w oknie sypialni i patrzy na pustą ulicę, tocząc w swojej głowie niekończące się dyskusje ze swoim mężem. Jest przerażona tym, że Elijah jest jedyną osobą, z którą chciałaby teraz porozmawiać, która mogłaby jej pomóc w tej sytuacji. Przez ten czas, gdy byli razem, polegała na nim całą sobą, mając świadomość, że niezależnie co w jej życiu się wydarzy, będzie mogła zwinąć się w jego ramionach. Nie przygotowała się zupełnie na to, jak będzie wyglądać jej życie, gdy go zabraknie. Sądziła, że ma czas, zanim będzie musiała być na to gotowa. I niezmiennie Zoya żałuje tego, że nie zadawała Elijahowi wystarczająco pytań. Nie może pozbyć się tego samego wyrzutu sumienia, który dręczy też Adę, czyli że nie pytała go wystarczająco o jego niepokoje. O jego pracę. O jego motywacje. I teraz oddałaby absolutnie wszystko, by zadać mu chociaż jedno pytanie.

- Charlotte jest ze mną w ciąży - mówi Gavin, przerywając ciszę, a Zoya spogląda na niego zaskoczona i kompletnie wyrwana z własnych myśli. - I planuje ją zatrzymać. Ze mną w pakiecie.

- Och, to naprawdę zaskakujące i jednocześnie cudowne - odpowiada, uśmiechając się do niego ciepło i kręci głową, jakby nie wierzyła w to, co słyszy. - Mam nadzieję, że masz zamiar zachować się porządnie.

- Przecież powiedziałem, że chce mnie zatrzymać w pakiecie, więc tak. Mam zamiar zachować się porządnie, wiem, że to do mnie niepodobne, ale gdybym nie podchodził do tej sytuacji poważnie, to nie mówiłbym o tym tak radośnie. Raczej bym się spakował i bez słowa wyjechał za tobą do Nowego Jorku. Czego, wybacz, że muszę cię rozczarować, już na pewno nie zrobię.

- Łamiesz mi serce - kpi Zoya, przykładając teatralnie dłoń do piersi, a on przewraca oczami, uśmiechając się do blondynki. - Ostatnio zachowywanie się porządnie przestaje być w twoim wypadku aż takim zaskoczeniem, więc może coś wyszło dobrego... Z tego całego koszmaru - wzdycha, uśmiechając się nerwowo, zanim poklepie go po ramieniu. - Dasz sobie radę, Gavin, masz zadatki na bycie dobrym ojcem.

- To się dopiero okaże z czasem, ale póki co mam zamiar nie być już takim chujowym facetem. Powiedziałem Charlie, żeby się do mnie wprowadziła.

- O, to dobry start, pewnie przyda jej się twoja obecność, nawet po to, by jej zrobić jakiś obiad. A jak ona się czuje w ogóle? Który to tydzień?

- Z tego co widziałem na dokumentach od lekarza, to mniej więcej dziewiąty.

- Dziewiąty? - upewnia się Zoya i wybucha śmiechem, gdy tylko szatyn jej przytakuje. - Świetnie, kiedy ja przeżywałam najgorsze chwile swojego życia, ty zrobiłeś jej dziecko. Cieszę się, że ktokolwiek się wtedy dobrze bawił - kpi, nie spuszczając z niego wzroku i znów parska śmiechem. - Absolutnie, jak urodzi ci się syn, powinieneś nazwać go Elijah.

- Po moim trupie, laleczko - odpowiada jej, uśmiechając się bezczelnie i czuje ulgę. Nie spodziewał się, że Zoya zareaguje źle na tę wiadomość, ale właściwie nie wiedział do końca, czego się spodziewać. Dlatego to, że blondynka od razu zaczęła się z nim przekomarzać, bierze za najlepszą z możliwych kart. - A Charlie czuje się raczej fatalnie. Wymiotuje na zapach kawy, jest ciągle zmęczona, a przy tym kiepsko sypia.

- Pierwszy trymestr tak wygląda, do Świąt powinna się poczuć lepiej - mówi Zoya, nie przestając się uśmiechać. - Wow. Teraz dopiero będę miała poczucie winy, że zabieram ci tyle czasu... I teraz rozumiem, czemu nazwała mnie rodziną.

- Taa, chyba w tym układzie będziecie musiały się jakoś dogadać.

- Pewnie nam się uda, potrafię być miła i naprawdę lubię dzieci, Gavin. Obiecuję, że twoje też będę rozpieszczać, jeśli będę miała ku temu okazję - mówi wesoło, ale w jej twarzy nagle coś się zmienia. Zoya przygryza dolną wargę, bo wraca do niej wspomnienie poprzedniej zimy, gdy z Elijahem rozważali, czy będą chcieli za jakiś czas mieć jeszcze jedno dziecko. I to głupie wspomnienie, wracające do niej w tej chwili, rozbija ją na kawałki. Podnosi się z sofy, po czym idzie do kuchni, a Gavin daje jej chwilę, zanim ruszy za nią. Blondynka płacze, a on od razu przytula ją do siebie i czeka, aż ta się uspokoi. - Chcę go odzyskać, Gavin. Tak bardzo chcę go odzyskać, a świadomość, że to może nie być niemożliwe, łamie mi serce na nowo. Nie byłam na to przygotowana. Na nadzieję.

- Właśnie dlatego wydaje mi się, że nie dacie rady z Adą zakopać tego projektu i o nim zapomnieć.

- Tylko teraz to zbyt niebezpieczne... - wzdycha nerwowo i odsuwa się od Gavina, po czym przeciera twarz palcami. - Jedź po Finna, proszę. Z nim też muszę jeszcze porozmawiać o tym wszystkim, w końcu pracował nad tym z Elijahem.

- Mam nadzieję, że nie masz do dzieciaka pretensji, że ci nie powiedział wcześniej.

- Nie! Oczywiście, że nie. Rany, Reed. Jesteś ojcem od wczoraj i już mnie pouczasz na temat rodzicielstwa? - śmieje się Zoya i bierze wdech, zanim krótko przytuli się do niego jeszcze raz. - Ja też będę się zbierać, muszę zawieźć Ester do Nikodema, zanim pojadę do EQL. Obiecałam Adzie, że się spotkamy na miejscu.

- Chodzi o projekt, czy jutrzejszy marsz?

- Oba. Podwieziesz nas? Skoro masz jej fotelik dalej w samochodzie... - Gavin od razu jej przytakuje, a Zoya uśmiecha się do niego z wdzięcznością i idzie na górę po rzeczy córki.

Szatyn pomaga jej zabrać torby, gdy Zoya toczy niemałą awanturę z córką, która za nic nie chce się ubrać w płaszcz i wyjść z domu. Dziewczynka buntuje się tak głośno i skutecznie, że Zoya ostatecznie po prostu łapie ją na ręce, tak, jak mała stoi i wynosi z domu, owijając swoim płaszczem. Przez pierwsze dziesięć minut drogi Estera płacze niemal nieprzerwanie, po czym nagle przestaje, albo ze zmęczenia, albo, bo odkrywa, że jej histeria nie robi na nich najmniejszego wrażenia. Gavin wjeżdża na podziemny parking w apartamentowcu Palmera i wyjmuje z bagażnika torby, a po chwili Nikodem wysiada z windy. Ester na jego widok od razu się rozpromienia, a Zoya przyjmuje to z ulgą i prosi tylko Gavina, by zadzwonił do niej, gdy będą już z Phineasem wracać do Detroit. Po czym żegna się z nim i zabiera rzeczy.

- Pamiętasz Wendy Sacker, przyjaciółkę mamy? - pyta Nikodem, gdy wsiadają do windy, a Zoya chwilę analizuje wszystkie nazwiska koleżanek Kristiny.

- Żonę tego finansisty, który kilka miesięcy temu został oskarżony o malwersacje? Oczywiście, że pamiętam. Byliśmy u nich kilka razy na przyjęciach, Wendy jest prześliczna.

- Z tego co pamiętam, mówiłaś, że ma przepiękny dom.

- Pewnie. Idealna kamienica na Manhattanie. Mało kto może sobie pozwolić na posiadanie własnego basenu i trzech pięter.

- Chcesz go?

- Co? - Zoya spogląda na brata i prawie parska śmiechem.

- Wendy się rozwodzi, dom idzie na sprzedaż, bo ona wraca do Seattle. Mama z nią rozmawiała i jeśli do końca tygodnia wpłacisz pieniądze, to jest twój. Od razu do wprowadzenia się, bo większość mebli była robiona pod wymiar i na zamówienie.

- Daj mi numer konta. Chcę ten dom - oświadcza od razu Zoya i wyjmuje telefon z kieszeni, by napisać do mamy. - Nawet jeśli będę tam sypiać tylko przy okazji Świąt, to i tak go chcę. To nie ma nawet nic do dyskusji.

- Myślałem, że wracamy do Nowego Jorku, Zoe.

- Taki jest plan - mówi blondynka i bierze od niego córkę, by Nikodem otworzył drzwi.

Jemu Zoya nie powiedziała nic na temat badań swojego męża. Podjęła całkowicie egoistyczną decyzję, by na Niko nie zrzucać kolejnych problemów i nie chciała też, by temat tej technologii w ułamku sekundy trafił do jej rodziców. Jest przekonana, że ta decyzja jest tylko i wyłącznie jej i nawet jeśli przy podjęciu jej powinna kierować się rozsądkiem, to nie potrzebuje chłodnych kalkulacji swojej mamy.

- Więc koło której po nią wpadniesz? - pyta Nikodem, gdy już wejdą do jego mieszkania.

- A mogę zostawić ją na noc? Odwieziesz ją jutro i posiedzisz z Finnem u Ady, gdy my będziemy w centrum na marszu.

- Pewnie, żaden problem. Tylko jutro od rana muszę coś załatwić, więc nie wiem, czy uda nam się to dopiąć czasowo.

- Najwyżej Finn posiedzi chwilę sam, myślę, że nie będzie miał nic przeciwko temu - mówi Zoya i rozgląda się po wnętrzu, próbując wypatrzeć swojego starego persa, ale ten, jak zawsze na widok Estery, postanowił gdzieś umknąć. Co innego przykuwa za to uwagę blondynki: przez oparcie jednego z krzeseł przewieszona jest różowa marynarka, a obok leżą buty na obcasie. Zoya kręci głową i podchodzi jeszcze do stolika kawowego, na którym znajduje szminkę. - Czy ty nie jesteś tu sam, mój drogi?

- W tej chwili jestem sam, to znaczy już nie, teraz ty tu jesteś, kochanie - odpowiada jej kpiąco, ale Zoya wyczuwa, że jest nerwowy.

- Słuchaj, jeśli Este ci będzie przeszkadzać w randce...

- To nie randka i nie będzie mi przeszkadzać. Spokojnie - zapewnia ją.

- Wiesz, że jak się z kimś spotykasz, to możesz mi o tym powiedzieć.

- Nie spotykam się z nikim, Zoe. To nie tak, jak ci się wydaje - mówi pewnie, a ona unosi dłonie w obronnym geście i podchodzi do lustra, gdzie przeciąga szminką po ręce i porównuje ją ze swoimi ustami.

- Nie sądziłam, że między tobą i Stephenem to już definitywny koniec.

- To definitywny koniec, ale to też nie tak, że wciągnąłem do łóżka pierwszą lepszą nową osobę - odpowiada jej, brzmiąc na szczerze urażonego jej insynuacjami. - Nie jestem nim.

- Wiesz... - zaczyna Zoya, ale on od razu kręci głową i podchodzi do niej, by zabrać od niej szminkę.

- Wiem. Żałuje, obiecuje poprawę i chce żebyśmy do siebie wrócili. My naprawdę rozmawiamy ze sobą, regularnie, czasem spokojnie, czasem mniej, ale nie wydaje mi się już, by był powrót do tego, co było. Zwyczajnie mu nie ufam.

- Zaufanie można odbudować.

- Och, więc ty i Gavin wrócicie do siebie i razem zamieszkacie w Nowym Jorku, żyjąc długo i szczęśliwie? - pyta sarkastycznie, a zanim Zoya zdąży zaprotestować, Nikodem kręci głową. - Nie. Bo to, że znów mu ufasz, nie zmienia tego, że nie będziecie do siebie pasować i nie będziecie razem szczęśliwi na dłuższą metę. Więc nie ma co pakować się w coś, co nie ma sensu.

- Przykro mi.

- Uwierz mi, że mnie jest bardziej - odpowiada, a ona się do niego przytula i czeka, aż Niko też obejmie ją ramionami. - I nie snuj teorii spiskowych, naprawdę mam dość przyzwoitości, by poczekać do rozwodu, aż zacznę się z kimś umawiać.

- Kto by pomyślał, że będziesz taki porządny - mówi, odsuwając się od niego i wybucha śmiechem, a Nikodem posyła jej pytające spojrzenie. - Jesteś dziś drugą osobą, której dojrzałością jestem zaskoczona.

- Jestem twoim starszym bratem, muszę ci dawać dobry przykład - śmieje się jeszcze szatyn. Zoya obraca się na pięcie i idzie pożegnać z córką, która nie jest specjalnie wzruszona z tego powodu.

W tym samym czasie Gavin dojeżdża powoli do Coldbridge, nie mogąc przestać myśleć o tym, co powiedziała mu Zoya na temat badań Kamskiego. Sam nie wie, co czuje w związku z tym. Cieżko mu myśleć o Elijahu tak, jak myślał o nim jeszcze trzy miesiące temu. Wtedy wydawało mu się, że śmierć Kamskiego nie zrobiłaby na nim żadnego wrażenia, a teraz zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo się mylił. A stwierdzenie, że nie mówi się źle o zmarłych, jest jego zdaniem bliskie prawdy. Przez spędzanie czasu z Zoyą i ich dziećmi, Gavinowi jest o wiele łatwiej myśleć o Elijahu przez pryzmat ich doświadczeń, a nie swoich własnych. Bo prawda jest taka, że on swojego brata w ogóle nie znał, znał jakąś jego młodą, bardzo zaburzoną wersję, która w dorosłym życiu wciąż bywała dla niego niemiła na przyjęciach rodzinnych. Na co też z perspektywy czasu wydaje mu się, że sobie zasłużył. Może nie w pełni, ale w jakimś stopniu na pewno. I trudno mu teraz nie myśleć o tym, że Elijah nie mógł go nienawidzić tak mocno i tak do końca, skoro powierzył mu to, co miał najcenniejsze, swoją rodzinę.

Phineas czeka na niego już w umówionym miejscu na parkingu z niewielką walizką, a Gavin od razu wysiada, by pomóc mu ją wrzucić do bagażnika. Chłopak wygląda na całkiem zadowolonego, że go widzi i nawet nie próbuje zmieniać muzyki zaraz po tym, jak ruszą z powrotem w stronę Detroit. Gavin pyta go, czy zatrzymają się na burgery, a Finn od razu mu przytakuje i kilkanaście minut później parkują pod tą samą knajpą i zamawiają w niej dokładnie to samo, co ostatnio. Gdy tylko kelnerka znika z pola widzenia, Gavin kładzie na stoliku urządzenie policyjne, a Phineas sięga po pudełko.

- Co to? Wygląda na jakiś zaawansowany lokalizator - mówi, obracając niewielki czarny krążek w palcach, zanim kładzie go na swoim telefonie i uśmiecha się szeroko. - Tak, lokalizator. Fajny, ma dobre zabezpieczenia przed wykryciem, można go na luzie wnieść do samolotu na przykład. Pewnie nawet ma taki zasięg, by móc go śledzić podczas lotu.

- Tak, tak, mądralo. A teraz się z nim nie rozstawaj.

- To dla mnie? Po co? Przecież zabójca taty nie żyje.

- Ktoś śledzi Adę. Mamy podejrzenia, że ktoś może zaatakować was podczas nadchodzących uroczystości, dlatego masz go mieć przy sobie. Niezależnie od wszystkiego.

- Czy w takim razie to bezpieczne, żebym wracał do Detroit?

- Nie będziesz brać udziału w żadnych marszach, to na pewno. Jednak lepiej żebyś mimo wszystko był z siostrą, w mieście niż sam na uczelni.

- Niby tak, ale jak coś takiego się dzieje, to mama mi już nie pozwoli wrócić na uczelnię. Jej zdaniem za chwilę jest Święto Dziękczynienia i pewnie polecimy do Nowego Jorku do dziadków... Źle się spakowałem - mruczy niezadowolonym głosem Finn. - Pojedziesz ze mną w poniedziałek po resztę rzeczy?

- Wiesz, że ja już wróciłem do pracy, nie?

- O, faktycznie. Ludzie czasem pracują na etatach... - śmieje się chłopak. - Jak się jest otoczony ludźmi, którzy mają nienormowany czas pracy, to można o tym zapomnieć.

- Jak się żyje otoczony ludźmi, którzy mają kasy jak lodu.

- Też masz kasy jak lodu. Macie z Elijahem tych samych rodziców.

- Powiedzmy - mruczy Gavin i bierze łyk swojego soku, a Finn znów obraca urządzenie w dłoniach. - Spoko, nie będę cię śledził. To na wszelki wypadek.

- Raczej zastanawiam się, gdzie to wrzucić, żeby mieć zawsze przy sobie. Jeśli ktoś mnie porwie to pierwsze, co mi zabiorą, to telefon, więc to odpada. Co do butów też nie mogę mieć pewności, więc chyba będe to wrzucał do skarpetki.

- Jesteś zaskakująco spoko z tą całą inwigilacją.

- I tak nie mam życia. W sensie, nie odkryjesz nagle, że poszedłem na grubą imprezę, a nie grać w gry u Tana - rzuca kpiąco chłopak i wzrusza ramionami. - Już nie mówiąc o takim drobnym szczególe, że nie chciałabym, by ktoś mnie zabił.

- Nikt z nas by tego nie chciał, zwłaszcza, że już raz próbowali.

- Co? - chłopak udaje szczerze zaskoczonego, a Gavin wzdycha z dezaprobatą i posyła mu karcące spojrzenie, po którym Finn się lekko reflektuje.

- Ja wiem, że twój ojciec nie opowiadał o mnie za dobrze, ale naprawdę jestem świetnym gliną. Więc nie tak trudno było się domyślić, że chodziło wtedy o ciebie.

- Skoro się domyśliłeś, to czemu nic nie powiedziałeś?

- Bo uznałem, że sam do mnie przyjdziesz o tym pogadać. Nie musiałeś mi przecież mówić od razu czego dotyczyły te badania, ale że w ogóle byłeś w nie wtajemniczony i że to o ciebie powinienem się najbardziej w całej tej sytuacji obawiać. Chcę żebyś wiedział, że jak masz jakieś podejrzenia, to zawsze możesz do mnie przyjść, jasne?

- Jasne.

Finn miesza słomką swoją colę. Chłopak czuje się winny, że faktycznie przez cały ten czas, gdy ukrywali się w domku w lesie, z nim o tym nie rozmawiał, tylko wolał trzymać wszystkie swoje niepokoje tylko dla siebie. Wolał się denerwować na Gavina i Zoyę i na to, jak dobrze się znów dogadują i podejrzewać, że porucznik od razu powie jej wszystko, czym Finn się z nim ewentualnie podzieli. Co z perspektywy czasu wydaje mu się głupie, bo przecież ufał Gavinowi od początku i ten nigdy tego zaufania nie zdradził, nawet nie powiedział Zoyi o jego wizycie w EQL. Poza tym poczuciem winy, wyczuwa wciąż, że coś jeszcze jest nie tak, że nie może chodzić jedynie o zagrożenie, które cały czas nad nimi wisi. Jest zaniepokojony też rozmowami z Zoyą, które odbył w ostatnim tygodniu, bo ma nieodparte wrażenie, że coś się stało, ale ta skutecznie krąży wokół tematu.

- Więc wynaleźliście sposób na zamienienie ludzi w androidy? - pyta niespodziewanie porucznik, a chłopak drga, jak rażony prądem.

- Gavin! - krzyczy i rozgląda się po restauracji, ale w najbliższej okolicy wszystkie stoliki są puste. - Ada ci powiedziała?

- Nie, Zoya dziś rano. Zanim po ciebie wyjechałem.

- Rany... Powiedziałeś jej, że to mnie próbują zabić? Że o tym wiem... Ale mam kłopoty.

- Nie wydaje mi się, żebyś miał kłopoty, młody. Nie odebrałem, że żałuje, że nie wiedziała wcześniej, bo Ada wzięła na siebie to, że jej nie powiedziałeś o badaniach. Poza tym, gdybyście jej powiedzieli zaraz po jego śmierci, to nie zastanawiałaby się nawet pół sekundy nad tym, co powinniście zrobić.

- Wtedy, kiedy zawiozłeś mnie do wieży bez wiedzy Ady, sam chciałem... sprawdzić, czy to może się udać. Więc jeśli ja chciałem się do tego posunąć, to mama pewnie zrobiłaby to samo.

- To było głupie, że tam pojechałeś, ale wydaje mi się, że to już ustaliliśmy. Waszą trójkę: ciebie, Adę i Zoyę, czekają kolejne poważne rozmowy na temat tych badań i duża decyzja, co z nimi tak właściwie zrobić. Jednak moim zdaniem nie masz co się na nią za szybko nastawiać, przy tym całym pierdolniku z obecnym świętem i marszem.

- Tak, Zoya ma zawsze mnóstwo na głowie w tym okresie.

- W tym roku nie bierze w tym udziału oficjalnie, ale i tak chce się tam wybrać z Adą. Więc nie wydaje mi się, by już dziś miała rozmawiać z tobą na poważne tematy, raczej będzie zadowolona, że wróciłeś - mówi Gavin, a chłopak uśmiecha się do niego z wdzięcznością. - I jeśli się rozumiemy, to możesz teraz nie przejmować się na zapas i zjeść obiad.

- Łatwo ci mówić, ja się przejmuje wszystkim, zawsze i zdecydowanie na zapas - odpowiada mu kpiąco i odsuwa się do tyłu, by kelnerka mogła postawić przed nimi jedzenie. Phineas przytakuje mu i od razu sięga po krążek cebulowy z jego talerza, a Gavin wybucha śmiechem.

- Wiesz co, młody? Ja chcę tylko powiedzieć, że niezależnie jaką decyzję podejmiecie, dalej będę chciał cię zabierać na żarcie i patrzeć, jak mi je zjadasz.

- Dzięki, Gavin. Dzięki, że jesteś moim kumplem - odpowiada chłopak i zanim zacznie jeść burgera, chowa lokalizator pod skarpetkę, a Reed uśmiecha się do niego z wyraźną aprobatą.

Dzień dobry ❤️

Witam w kolejnym rozdziale, który absolutnie doskonale mi się pisało, bo lubię tu wszystkie relacje. Mam nadzieję, że czekacie na kolejne rozdziały, bo będzie się w nich działo. W końcu jesteśmy coraz bliżej finału.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro