Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wszechświat jest zbyt leniwy na zbiegi okoliczności ✴ 03.08.2045

Sala konferencyjna Nowego Jerycha nie zmieniła się za wiele od czasu, gdy organizacja zajęła te biura. Mimo tego, że mają teraz o wiele większe środki i cieszą się z regularnych dotacji, tak duże, owalne pomieszanie wciąż wypełnione jest niepasującymi do siebie meblami. Nikt nie czuje potrzeby, by tę salę, w której zapadają najważniejsze decyzje co do działania ugrupowania, w jakiś sposób zmienić. Wszyscy, którzy bywają w niej regularnie, mają swoje ulubione fotele, czy wysiedziane fragmenty sof, i dzięki temu czują się tam trochę, jak w domu. Bo dla większości z nich, Jerycho było pierwszym domem, a teraz jest drugim, gdyż wszyscy dowodzący organizacją, cierpią na nieuleczalny pracoholizm. Dziś jednak w sali nie toczy się żadne duże polityczne zebranie, na sofach siedzą trzy osoby, a między nimi, przy jednym z okrągłych stolików, rozgadana trzylatka kończy kolorować kolejną stronę swojej książeczki. Markus patrzy na dziecko z lekkim uśmiechem, nie mogąc sobie odmówić tego, że darzy córkę swoich przyjaciół niesamowitą sympatią, głównie dlatego, że Ester jest dzieckiem niezwykle wręcz na swój wiek opanowanym, które nigdy nie urządza awantur bez powodu. A przynajmniej nie w jego obecności, bo Zoya dość często wyprowadza go z błędu, opowiadając o scenach, jakie córka potrafi fundować im w zaciszu willi.

- Powiem szczerze, że to naprawdę fajne doświadczenie, za każdym razem widzieć, jak ta kluska zmienia się w osobę - mówi Markus, wskazując na Ester, a Zoya wybucha śmiechem.

- Tak, osobiście nie mogę się doczekać, aż osiągnie poziom umożliwiający pełną komunikację werbalną, a nie będę musiała zgadywać, co ma na myśli - mówi Ada chłodnym głosem, ale też unosi kącik ust w uśmiechu. - Na szczęście rozwija się szybko i ma kompetentnych rodziców, więc trzymam kciuki, że będzie to za chwilę.

- Ona już się komunikuje zrozumiale, ty po prostu mówisz do niej w taki sam sposób, jak do Finna i oczekujesz odpowiedzi w pełnych, złożonych zdaniach - mówi blondynka, opierając się wygodniej na sofie i spogląda na ciepłe promienie słońca wlewające się do pomieszczenia przez duże okna. - A jakie Ari ma zdanie na temat dzieci?

- Piszczy na widok każdego, które może wziąć na ręce, jeśli to odpowie na twoje pytanie - śmieje się Markus, po czym bierze głębszy wdech. - Jednak zanim zaczniemy o nich myśleć na serio, to wolałbym mieć pewność, że nie będą musiały dorastać w cieniu kolejnej wojny między nami, a ludźmi.

- Cały czas żyjemy w przeddzień konfliktu, więc nie zakładam, że doczekasz się w takim razie potomstwa - stwierdza kpiąco Ada i spogląda na leżący na stole tablet, który rozbłyska niebieskim światłem. Po chwili pojawia się nad nim hologram. - To projekt naszej nowej baterii, której EQL nie pozwala dopuścić do testów i do dystrybucji. Nie ma co się dziwić, dzięki temu samowystarczalnemu reaktorowi zużycie pompy Tyrium zmniejsza się o ponad dwadzieścia procent...

- Skąd mamy te dane, skoro nie ma testów klinicznych? - pyta Markus, uśmiechając się w taki sposób, jakby doskonale już znał odpowiedź.

- Wszystkie dane, które mamy, opierają się na teście na jednym modelu. Moim modelu - mówi Ada, a jej kuzyn wybucha śmiechem. - Wiem, RK to nie jest masowa linia i już na starcie mamy o wiele lepszej jakości komponenty niż linie budżetowe, ale to jakiś start.

- EQL pozwoliło Elijahowi testować na tobie, czy nic o tym nie wiedzą? - wtrąca Zoya, a Ada wzrusza ramionami.

- A co miałam do stracenia? Przecież by mnie naprawił, jakby coś się stało. Albo zbudował od zera. Regularnie kopiuję swoją pamięć na zewnętrzne nośniki... - oświadcza białowłosa androidka i uśmiecha się niemal beznamiętnie. - I wam też to radzę, nigdy nie wiadomo, kiedy na wiecu wyborczym pojawi się szaleniec z bombą.

- Cóż, ostrożności nigdy za wiele. Jednak wróćmy do baterii. Jak bardzo wydłuża ona nasze funkcjonowanie, tak realnie?

- W nieskończoność - odpowiada Ada z dumą w głosie.

- I już wiesz, co usłyszą media - wzdycha Zoya. - Nieśmiertelność. Nie dość, że jesteśmy od ludzi lepsi na każdym możliwym polu, to jeszcze będziemy żyć wiecznie, gdy oni wciąż cierpią i umierają ze starości, czy na nieuleczalne choroby.

- EQL nie chce się podzielić tym odkryciem, bo boi się strat i kosztów produkcji - kontynuuje Ada. - Stworzenie nowej baterii z samodzielnym zasilaniem jest trzykrotnie wyższe od najbardziej wydajnego modelu dostępnego teraz. Więc wprowadzenie ich do produkcji jest kompletnie nieopłacalne.

- To akurat dałoby się łatwo obejść, zastraszyć EQL pozwami o łamanie ustawy o dostępie do najlepszych możliwości leczenia, czy technologii ratowania życia - odpowiada Zoya, a Markus jej przytakuje i czeka na to, co blondynka powie dalej. - Raczej należy obawiać się reakcji opinii publicznej, która będzie chciała znów nas wszystkich przetopić, gdy się o tym dowie. Już uważają, że chcemy przejąć władzę nad światem, bo Markus znów startuje w wyborach, a sondaże wskazują, że może wejść do ostatniej tury głosowania.

- Cóż, miałbym to pewnie zagwarantowane, gdybyś się nie wycofała - rzuca kpiącym głosem RK200 i podnosi się z fotela. Podchodzi do okna, a jego przyjaciółki chwilę czekają w milczeniu, aż ten podejmie dalszą dyskusję. Ten jednak tego nie robi, więc Zoya wzdycha cicho.

- Nie ma dobrego wyjścia z tej sytuacji. Jeśli ujawnimy pracę nad tymi bateriami i to, że najpewniej dają nam one nieśmiertelność, to nie wygramy batalii społecznej z ludźmi. Co, jak już dziś wspomniałeś, może z łatwością doprowadzić do kolejnej wojny. Czego żadne z nas nie chce.

- Więc chcemy zrobić to, co EQL? Utajnić istnienie tej technologii? Wiecie, że takie sekrety nigdy nie są wieczne, jeśli ktoś ujawni te badania za kilkanaście lat, możemy z kolei spotkać się z tym, że zachowaliśmy tę przełomową technologię na własny użytek - komentuje Ada, a Markus przenosi na nią spojrzenie. - I tak powiesz: pa pa, kolejnej kadencji i poparciu.

- Elijah stworzył tę technologię sam? - pyta w końcu RK200.

- Z nieocenioną pomocą - przyznaje bez cienia skromności Ada, wskazując na siebie. - Jednak Elijah w tej chwili zagroził, że odejdzie z EQL i nie bywa w firmie, dopóki zarząd nie ustąpi. Dlatego pracuje z domu i dlatego go tu nie ma.

- Rozumiem... - Markus znów milknie, zanim nie spojrzy na Zoyę. - Podobno nie ma sytuacji bez wyjścia, prawda? To czemu nie widzę z tej żadnego dobrego?

- Powiem ci szczerze, że nie będę tym razem twoim głosem rozsądku, bo sama nie widzę, jak z tego wybrnąć. I czekanie i działanie może przynieść nam bardzo złe konsekwencje.

- Poczekajmy do wyborów...

- Rok? - upewnia się Ada i parska śmiechem, gdy Markus jej przytakuje.

- Sytuacja polityczna za rok może wyglądać o wiele lepiej dla naszego gatunku, Ada. Wtedy będzie łatwiej wprowadzić tak przełomową technologię do produkcji.

- Lub może wszystko zmienić się drastycznie na gorsze i co zrobimy wtedy?

- Też wrócimy do tej rozmowy - odpowiada za Markusa Zoya, która uśmiecha się szeroko. - Tylko wtedy nie będziemy za nic przepraszać i o nic prosić. Najwyżej znów przypomnimy ludziom, że jeśli stracimy ochotę do dyskusji, to wtedy z całą pewnością nas usłyszą.

- Pięc lat temu to dało efekt, wystartowaliśmy w wyborach - przypomina Markus i uśmiecha się do przyjaciółki. - Ada, jak się czujesz z naszą decyzją?

- Odrobinę rozczarowana, ale jestem w stanie zrozumieć wasze podejście. Ja jestem koszmarnie niecierpliwa, dlatego nie nadaję się do polityki - wzdycha androidka i uśmiecha się do Estery, która przyszła pochwalić się pokolorowanym obrazkiem. Zoya bierze ją na kolana i przegląda kolejne strony, pomagając córce wybrać kolejną kolorowankę. - Ach, najważniejsze. EQL nie ma bladego pojęcia, o czym dziś rozmawiamy, więc proszę o to, by się nie dowiedzieli, że wynoszę z firmy informację. To by odebrało mi jeszcze więcej wiarygodności... A już na starcie mam jej raczej niewiele jako prawa ręka Elijaha i androidka.

- Spokojnie, jak zawsze wszystko zostaje między nami - zapewnia ją Markus, a Ada podnosi się ze swojego miejsca.

- W takim razie będę się zbierać, Elijah prosił, żebym przyjechała do willi. Czy mam zabrać Este?

- Nie, będzie wam tylko przeszkadzać. Finn chce jeszcze popracować z Elijahem, zanim w sobotę zawieziemy go na obóz - mówi Zoya i czeka, aż Ada pożegna się z Markusem i zostawi ich samych. RK200 siada naprzeciwko blondynki, która właśnie puszcza córkę i wraca na niego spojrzeniem.

- Wiedziałaś, nad czym pracował Elijah przez te ostatnie miesiące? - pyta, a blondynka kręci głową.

- Nie, przecież wiesz, że staramy się rozmawiać o naszej pracy ogólnikowo, by uniknąć konfliktu interesów. - Markus nie wygląda na przekonanego, więc Zoya zaciska usta w cienką linię. - Nie, proszę. Nie zaczynaj i ty kwestionować mojego związku. Wystarczy, że Ionę musiałam od siebie odsunąć.

- Spokojnie, po prostu martwię się, ile osób może wiedzieć o tych bateriach, o tym zasilaniu. Nie chcę, by mimo wszystko, utajnienie tego za jakiś czas wybuchło nam w twarz.

- Wie nasza trójka, Elijah i zarząd EQL, któremu też zależy na dochowaniu tajemnicy. Więc możemy się czuć bezpieczni.

- Oby... A co do Iony, to nie spodziewałem się takiej reakcji z jej strony, spodziewałem się raczej, że jest dojrzalsza. Nie na taki obrót sytuacji się umawialiśmy, a zachowała się bardzo nie fair w stosunku do was, ale też do Ari.

- Nie jestem pewna, czy rozumiem... - mówi niepewnie Zoya, a jej przyjaciel od razu wygląda na szczerze zaskoczonego.

- To nic nie wiesz? Nie powiedziała ci o nas? - dopytuje Markus, na co blondynka kręci przecząco głową. - Rok temu, właśnie w okolicy czwartego lipca ja i Iona... mieliśmy moment. Oczywiście za jakiś czas porozmawialiśmy i ustaliliśmy, że nic z tego nie będzie. Wiesz, związki na odległość, etc...

- Mój związek działa doskonale.

- Wy macie pięcioletni staż, dwójkę dzieci i prywatny odrzutowiec. Bywasz tu co weekend, albo, gdy tylko nie chcesz spać sama - mówi chłodno Markus i opiera się wygodniej w fotelu. - No i wy kochacie się tak, że chwilami zakrawa to o obsesję. Więc nie ma tu porównania do kilku wymienionych na imprezie pocałunków.

- Znacie się tyle czasu, Markus. Co ci strzeliło do głowy, by w ogóle to zrobić?

- Nie wiem, poczułem się samotny i zawsze ją lubiłem. Dalej ją lubię. Jednak później postanowiłem zrobić to, co tobie wyszło na zdrowie. Przemyśleć więcej aspektów życia niż tylko uczucia do drugiej osoby i nie wyobraziłem sobie z Ioną przyszłości, więc zakończyłem to, zanim się na dobrze zaczęło.

- Och, moja szkoła. Szkoda tylko, że wykorzystujesz moje zaklęcia przeciwko mojej przyjaciółce - stwierdza kpiąco blondynka, a Markus uśmiecha się do niej pobłażliwie. - Iona nic mi nie wspomniała na wasz temat, ale... - Zoya przerywa na chwilę, szybko analizując wszystkie rozmowy z koleżanką i kręci głową, nie do końca wierząc w to, co odkryła. - Ona chyba myślała, że ty mi powiedziałeś, albo, że się sama domyśliłam. Kilka razy, gdy rozmawiałyśmy na twój temat, ewidentnie zachowywała się w taki sposób, jakbym była świadoma tego, że coś między wami zaszło.

- I właśnie dlatego zareagowała w taki sposób, gdy dowiedziała się, że poznałaś mnie z Ariadną. A dokładniej, kiedy to zrobiłaś.

- Nie, Makrus... Proszę, nie mów mi, że najpierw poznałeś Ari, a dopiero po tym zerwałeś z Ioną.

- Nie musiałem z nią zrywać, bo nie byliśmy w związku - protestuje RK200 i krzywi się lekko. - Uwierz mi, nie jestem z siebie dumny, ale sama wiesz, że kompletnie straciłem głowę, gdy poznałem Ari. To po prostu kliknęło na wszystkich możliwych poziomach i we wszystkich aspektach. Jak z tobą i Elijahem.

- Przykro mi, ale wciąż zachowałeś się nie w porządku.

- O, więc teraz jak jesteś żoną i matką, to jesteś też strażniczką moralności? Przypominam ci, że przez chwilę jednocześnie spotykałaś się z Kamskim i z jego bratem. - Markus uśmiecha się bezczelnie do blondynki, która bez namysłu rzuca w niego poduszką. - Wybacz, cios poniżej pasa.

- Zasłużyłam sobie - przyznaje Zoya, też uśmiechając się kpiąco. - Jednak to, co mi powiedziałeś, trochę usprawiedliwia wybuch Iony. Chyba będę musiała z nią porozmawiać i jakoś załagodzić tę sytuację.

- Teraz to nie wiem, czy pójdzie ci tak łatwo, gdy przejęłaś jej stanowisko.

- Och, ona ma anielską cierpliwość. W końcu przyjaźni się z Connorem.

Markus przyznaje przyjaciółce rację, ale Zoya chwilowo nie podejmuje dalej rozmowy, tylko podchodzi do córki, która oświadczyła, że zepsuła już wszystkie żółte kredki. A on obserwuje, jak blondynka kuca przy stoliku kawowym, próbując uporać się z temperówką i... w jakiś sposób ma jej to za złe. Cztery lata temu, w tym samym okresie byli u szczytu swojej wyborczej kampanii, nie sypiali, nie zatrzymywali się nawet na sekundę, tylko walczyli, bo oboje wierzyli, że ta walka ma sens. A później przegrali i zadowolili się swoimi stanowiskami w senacie, pracując obok siebie. Zoya wyszła za Kamskiego, pojawił się Finn, chwilę później Estera i wszystko zmieniło się bezpowrotnie. Teraz Markus ma świadomość, że do kolejnych wyborów będzie musiał stanąć bez Zoyi, która zawsze trzymała jego stronę, odkąd zabrakło przy nim North. I teraz obawia się, że zmiana priorytetów u jego przyjaciółki może nie przynieść niczego dobrego.

- Jesteś w stu procentach pewna tego, że chcesz zrezygnować z fotelu w senacie za jakiś czas? - upewnia się jeszcze Markus, a ona przytakuje mu lekko.

- Tak. Sam powiedziałeś, że za każdym razem gdy ją widzisz, to jest coraz bardziej osobą. A ja nie chcę tego przegapić. Przegapiłam już wystarczająco - mówi Zoya, siadając z powrotem na sofie i obracając na palcu swój pierścionek zaręczynowy. - Nie namówisz mnie do udziału w kolejnych wyborach. Wtedy nie mieliśmy nic do stracenia, teraz mam aż za dużo.

- Elijah to pewnie popiera, co? Że się wycofujesz z życia politycznego.

- Nie, skąd ten pomysł? Nie wycofuję się, chcę zostać prokuratorką, Markus. Może za kilkanaście lat gubernatorką stanu. Chcę być tu na miejscu, dopóki moje dzieci nie dorosną - zapewnia go, przygryzając lekko usta w zamyśleniu. - Czy gdy EQL wprowadzi te baterie do produkcji, to się na nią zdecydujesz?

- Tak. Oczywiście, że tak. Chyba nikt nie chce umrzeć - odpowiada bez wahania i gdy przygląda się Zoyi, widzi, że ta nie jest tego samego zdania.

- Wszyscy, których kocham, kiedyś umrą, Markus. A ja będę musiała i tak żyć z tym jeszcze przez długie lata... ale żyć z tym wieczność? To brzmi jak tortura - mówi melancholijnym głosem blondynka, a jej przyjaciel zupełnie nie wie, co ma na to odpowiedzieć. Więc na chwilę znów zapada między nimi cisza, zanim Zoya weźmie płytki wdech i spojrzy na niego z wymuszonym uśmiechem. - Więc, do kiedy zostajesz w Detroit?

- Do końca miesiąca, Ariadna lata między NYC, a Detroit. Akurat jest w mieście, ale też zarywa wieczory w siedzibie stacji, bo mają jakiś duży reportaż do przygotowania. Przez co też przeciąga nam się pobyt. Więc w sobotę odwozicie Phineasa na obóz?

- Ja go odwożę, Elijah zostaje z Ester. A czemu pytasz?

- Myślisz, że znajdzie dla mnie trochę czasu? Chciałbym jeszcze porozmawiać o tych bateriach bezpośrednio z nim.

- Skontaktuj się z nim, ale zakładam, że nie będzie miał nic przeciwko, nawet jeśli pojawisz się w naszych drzwiach niezapowiedziany. Jesteś jedną z nielicznych osób, która może to robić.

Zoya uśmiecha się szeroko i przywołuje do siebie Este, zanim nie pożegna się z Markusem i nie wyjdzie z sali konferencyjnej. Przez chwilę, gdy wsiada do windy, ma ochotę od razu pojechać do Iony, ale obawia się, że nie uda jej się za nic sformułować sensownego wytłumaczenia dla swojej ostatniej reakcji, gdy w pobliżu jest Estera, więc jedzie po prostu do swojego biura. Zostawia córkę pod opieką Lawan, która na chwilę przerywa pakowanie dokumentów i części rzeczy osobistych, które chcą zabrać do biura w prokuraturze. A Zoya za nic nie wierzy, że po takim czasie przyjdzie jej, choćby pozornie, opuścić Jerycho. Przypomina sobie jak prawie sześć lat temu przyszła tu pierwszy raz i już tego samego popołudnia pokłóciła się z North, gdy Markus zasugerował, że blondynka powinna zająć się działem prawnym. Który wtedy jeszcze prawie nie istniał. I Zoya jest dumna, ile udało im się zbudować przez te ostatnie kilka lat, ale jednocześnie nie może się doczekać, aż dostanie nowy bałagan do posprzątania. Bo w końcu w tym czuje się absolutnie najlepsza.

W kawiarni w centrum panuje popołudniowy ścisk, Connor trafił tam akurat w momencie, gdy pracownicy pobliskich korporacji wylali się ze swoich biur i korzystając z ładnej pogody, przeciągali powrót do domu. Podobnie, jak on przeciąga powrót na posterunek i dlatego postanowił odwiedzić brata. Na jego widok jedna z baristek uśmiecha się wyjątkowo miło i daje mu znać, by szukał Stephena w biurze na zapleczu, ale też przywołuje go do siebie. Ignoruje klienta stojącego przy kasie i wręcza Connorowi jeden z kubków na wynos z nalanym Tyrium, po czym puszcza do niego oko i ze znacznie bardziej wymuszonym uśmiechem obraca się z powrotem do kasy. Osiemset dziękuję jej, przypominając sobie, że dziewczyna ma na imię Sara, a ona znów posyła mu roześmiane spojrzenie. I Connor już ma się obrócić, by ruszyć w stronę biura, ale wpada wprost na swojego brata. Steve patrzy na niego z politowaniem, jednocześnie uśmiechając się koszmarnie bezczelnie.

- Wiesz, że ona na ciebie leci, nie? - śmieje się, łapiąc brata za łokieć i ciągnie go w stronę drzwi na zaplecze.

- Domyśliłem się, nie jestem ślepy.

- Nie, ty po prostu czasem nic nie kumasz. I nie, nie mówię ci tego jako przytyk, po prostu nie rób biednej Sarze nadziei i powiedz jej prawdę.

- W sensie, że nie jestem zainteresowany randkami?

- W sensie, że praktycznie masz już żonę - mruczy w odpowiedzi Stephen, a Connor wzdycha beznamiętnie na tę uwagę. - No co? Powiedz mi, w którym miejscu nie mam racji. Spędzacie razem z Ioną mnóstwo czasu wolnego, prawie ze sobą mieszkacie, ciągle się o siebie troszczycie, planujecie razem wakacje, święta, wyjścia i od dwóch lat nie było u nas imprezy rodzinnej, na której by nie była. To praktycznie małżeństwo.

- My tak na to nie patrzymy.

- My, czy ty? - dopytuje kpiąco Stephen, siadając za swoim biurkiem i uśmiecha się kolejny raz. Jego brat siada na krzesełku naprzeciwko niego, ale nie odpowiada mu uśmiechem, a raczej chłodnym spojrzeniem. - Dobra, nie będę już tego komentował. Lepiej powiedz mi, co tu robisz?

- Pierwszy raz w życiu nie czuję się dobrze w pracy - oświadcza Osiemset, a młodszy z braci przytakuje mu lekko.

Tylko Connor wie, że to jedno wypowiedziane przez niego zdanie jest obkupione latami terapii i latami spędzonymi w towarzystwie Iony, która wymaga od niego przejrzystej komunikacji. Komunikacji, w której Connor wciąż czuje się absolutnie fatalnie, wciąż ma w sobie wewnętrzny głos, który niepokojąco brzmi trochę podobnie, do głosu jego ojca, by wziął się w garść i nie narzekał. Że problemy najlepiej rozwiązać działaniem, a nie marudzeniem i użalaniem się nad sobą. Teraz, po tych wszystkich latach wie już, że nie, to nie jest absolutnie dobra droga, ale przez cały czas podróży do kawiarni układał i przerabiał to jedno zdanie w swojej głowie na tysiące różnych sposobów. W głowie miał cały, długi monolog uzasadniający i rozbudowujący jego samopoczucie, ale wie, że nigdy w życiu go tak po prostu nie wygłosi. To nadal nie przychodzi do niego z łatwością, niezależnie kogo będzie miał przed sobą, czy brata, czy ojca, czy którąś ze swoich przyjaciółek. Więc znając swoje możliwości, postanowił ograniczyć się do tego jednego, krótkiego, jasnego komunikatu, który i tak sprawił, że czuje się trochę lepiej niż jeszcze godzinę temu.

- W sensie, że nie czujesz się dobrze pod względem psychicznym? Czy nie idzie ci śledztwo i wątpisz w swoje umiejętności? - dopytuje po chwili Stephen, ostrożnie badając, na jak wiele może sobie pozwolić, zanim Connor się zamknie.

- Nie umiem... - zaczyna Osiemset, zanim westchnie cicho, znów nie umiejąc do końca przekazać swoich myśli w jasny sposób. - Współpraca z Reedem nie należy do łatwych, ale jednocześnie wiem, że gdy ktoś będzie do nas strzelał, to mogę mu zaufać. Nie wątpię w jego kompetencje, nawet jeśli wątpię w niego, jako człowieka.

- Zrozumiałe - przyznaje Steve i przytakuje mu, na znak, by mówił dalej.

- I właśnie przez wiarę w jego doświadczenie detektywistyczne, jestem w stanie pogodzić się z pewnymi cechami jego charakteru, które mi... delikatnie mówiąc, przeszkadzają. I tu pojawia się problem, bo nie mam absolutnie zaufania do naszego kuzyna. Oscar sprawia wrażenie doświadczonego, kompetentnego i cholernie pewnego siebie. A jednocześnie cały czas mam wrażenie, że błądzimy po omacku i sami nie wiemy, czego dokładnie szukamy.

- Szukacie haka na męża naszej przyjaciółki i ojca jej dzieci - mówi chłodno Stephen. - I mnie z boku, nie wiedząc, jaki macie materiał dowodowy, poza domysłami. Przypomina to polowanie na czarownice, Connor. Wiem, że nie jesteś fanem Elijaha, ale...

- Tak. To też sprawia, że nie wiem, co mam myśleć.

- A nie możesz się wycofać?

- A co jeśli Zoya znów będzie w niebezpieczeństwie? - Stephen parska chłodnym śmiechem, po czym podnosi się z fotela, obchodzi biurku i siada na jego blacie przed swoim bratem.

- Okej. Powoli - wzdycha Dziewięćset, biorąc głęboki wdech. - Załóżmy, że ten cały Oscar ma rację. Kamski jest geniuszem zbrodni, knuje, spiskuje z ludźmi, którzy kiedyś próbowali zabić mu żonę... No wtedy jeszcze nie żonę, ale obiekt westchnień. I na dodatek buduje w piwnicy broń masowej zagłady po godzinach.

- Wyolbrzymiasz.

- Wiem, ale robię to dla efektu. To nawet jeśli to wszystko, co właśnie powiedziałem, jest prawdą... To, w jaki sposób Zoya miałaby być w niebezpieczeństwie? - pyta i nie oczekując żadnej odpowiedzi, wzrusza ramionami. - Miłość jest dziwna, trudna i skomplikowana, Connor, ale jeśli czegoś jestem pewien, to że Tajemniczy Pan Kamski, Zły Wilk z Belle Isle, Boski Twórca Naszego Gatunku, naprawdę kocha Zoyę. A ona jego. I wzajemnie czynią się bardzo szczęśliwymi. Więc przestańmy o tym rozmawiać w kółko i w kółko.

- Chyba masz rację, najlepiej będzie, jak odejdę od tego śledztwa.

- Może tak będzie najlepiej. Moim zdaniem nie powinieneś być w ogóle do niego przydzielony, jesteś za blisko tego wszystkiego. Jeszcze Iona zrobiła scenę czwartego lipca...

- Nie ona zrobiła scenę.

- Ona. Tylko nie będę się na ten temat z tobą kłócił, mamy ważniejsze rzeczy na głowie, jak na przykład to, że powinieneś powiedzieć naszemu kuzynowi, by spierdalał na drzewo, jeśli nie ma żadnych dowodów na swoje teorie.

- Powinienem zadzwonić do Iony i jeszcze z nią o tym porozmawiać - mówi Connor, a jego brat całą swoją silną wolą powstrzymuje się przed tym, by kolejny raz rzucić jakimś przytykiem. Stephena czasem bawi, czasem męczy to, jak bardzo jego brat jest nieświadomy relacji, jaką łączy go z rudowłosą przyjaciółką. Jednak jeśli oboje idą w zaparte, że są tylko przyjaciółmi, to on też nie ma najmniejszego zamiaru interweniować. - Dzięki, że mnie wysłuchałeś.

- Zawsze, ale...

- Zawsze jest jakieś "ale" - wzdycha starszy z braci, a Steve wzrusza ramionami.

- Tak. Nie bój się, miałem tylko zamiar powiedzieć, że mógłbyś kiedyś przyjść do mnie do domu na normalne spotkanie, a nie wpadać do mnie do pracy, jak na jakąś interwencyjną pomoc psychologiczną - mówi gorzko Stephen.

Dość szybko orientuje się, że jego słowa brzmią tak cierpko, wcale nie z powodu zachowania jego brata. A raczej dlatego, że nieustannie czuje się odsunięty na boczny tor, bo prawie nikt nie pyta go o to, co u niego słychać i jak się czuje. Wszyscy zakładają, że ich problemy są większe i ważniejsze i w obiektywnej skali pewnie tak jest. On prowadzi kawiarnię swojej przybranej matki, gdy jego mąż kancelarię prawniczą, jego najlepsza przyjaciółka jest senatorem, a jego brat detektywem. I Stephen, choć uwielbia każdą rzecz w swoim życiu, tak jednocześnie dość często ma wrażenie, że jest w nim postacią drugoplanową i absolutnie nie ma pojęcia, jak mógłby to zmienić.

- Więc... - zaczyna Connor, ale w tym samym momencie dostaje powiadomienie z posterunku i spogląda przepraszająco na brata. Stephen uśmiecha się i macha dłonią.

- Jedź, przywykłem.

- Zobaczymy się w weekend? W niedzielę u Hanka?

- Tak, Nikodem już nie może się doczekać ściągania później jasnych kłaków psa z ubrania.

- Macie przecież białego persa - odpowiada Connor, podnosząc się z krzesełka, a Steve wzrusza ramionami.

- Wiesz, to jak z dziećmi. Własne podobno aż tak bardzo nie doprowadzają cię do szału.

- Skoro tak mówisz. - Connor uśmiecha się jeszcze do niego nerwowo, zanim wyjdzie z kawiarni.

W samochodzie analizuje jeszcze raz powiadomienie z posterunku, ewidentnie wskazujące na to, że ciało, znalezione na pewnej budowie, Oscar od razu przypisał do ich śledztwa. I zaczyna podejrzewać, że jego plan, by jednak z tego dochodzenia zrezygnować, właśnie wziął w łeb, bo jego argumenty o braku dowodów i poszlakach zaraz zostaną zasypane przez wszystko, co związane z tym morderstwem. Zupełnie, jakby Oscar spodziewał się, że Connor będzie chciał się wycofać. Dojeżdża pod bramy budowy nowego apartamentowca w centrum, gdzie już stoi kordon policji, a gdy wjeżdża na teren, z daleka widzi Gavina, który pali nerwowo papierosa. Nigdzie za to nie jest w stanie dostrzec Oscara i odkrywa, że z dwojga złego, to jednak woli dowiedzieć się szczegółów właśnie od Reeda.

- Nie śpieszyło ci się. Twój kuzynek obejrzał ciało, ale zanim się tu wtoczy po schodach, to trochę zajmie. Nie ma prądu, nie działa winda - mówi Gavin, a Connor spogląda na niego z dezaprobatą, ewidentnie czekając na pełny raport. - Ciało znaleźli pracownicy budowy, dokładniej ochroniarz, który jako jedyny się dziś tu pojawił. Deweloper coś zawalił z fakturami i do poniedziałku prace na budowie są wstrzymane, co można założyć, że wiedział morderca, dlatego wybrał to miejsce. Ofiara to kobieta, człowiek, Afroamerykanka. I to tyle, ciało spadło pięć pięter w dół, więc technicy nie są w stanie ustalić dokładnego wieku.

- Miała przy sobie jakieś dokumenty? - pyta, a Reed kręci głową i wręcza mu zdjęcia, które zrobiła Miranda. Ciało było roztrzaskane o ziemię tak, że naprawdę nie dało ustalić się ani przybliżonego wieku, ani tym bardziej tożsamości. Connor za to zwraca uwagę na strój, szary garnitur wygląda na szyty na miarę, a skórzane buty, wyglądające na męskie, mają charakterystyczną czerwoną podeszwę. - Raczej możemy wykluczyć, że była tu przypadkowo.

- Korpos. To akurat rzuca się w oczy. Ja bym stawiał na samobójstwo, kto wie, może pracowała dla dewelopera, którego to teren?

- Więc, co tu robimy, Reed?

- Nie mam, kurwa, zielonego pojęcia - wzdycha Gavin, zaciągając się ostatni raz papierosem. - Gdybym chciał być złośliwy, to bym ci zasugerował, żebyś zlazł te pięć pięter w dół i sam przeanalizował ciało, ale twój kuzynek już się tym zajął.

- Rozmawiałeś z ochroniarzem?

- Nie, jarałem szlugi i czekałem na ciebie - mruczy sarkastycznie Reed, po czym wzdycha ostentacyjnie. - Oczywiście, że z nim rozmawiałem. Przejrzałem też monitoring, ale on nie ma dostępu do archiwalnych nagrań, bo zapisują się na serwerze w centrum firmy ochroniarskiej. Dzwoniłem do nich, mają wysłać do nas pliki z ostatniej nocy.

- Jestem pod wrażeniem, czasem zapominam, że potrafisz być kompetentny.

- Spierdalaj - fuka jeszcze szatyn i poważnie zastanawia się nad zapaleniem kolejnego papierosa, ale wtedy zauważa Oscara, który wchodzi już po ostatnich schodach. - I co? Twoje przeczucie się sprawdziło? - pyta, gdy Sześćset podchodzi do nich bliżej.

- Sami mi powiedzcie. Ofiara to Nakku Kanata, lat czterdzieści dziewięć, jedna z najbardziej przełomowych bioinżynierek na świecie. Zatrudniona przez Amandę Stern w CyberLife w dwa tysiące dwudziestym szóstym. Od śmierci Stern zasiada w zarządzie, a co najciekawsze, przetrwała okres po rewolucji na Hart Plaza i zatrzymała stanowisko.

- Czyli nadal zasiada w zarządzie tego cyrku? - pyta Reed, a blondyn mu przytakuje.

- Tak. I możemy wykluczyć samobójstwo. Zmarła z powodu postrzału w głowę, jeśli mam być szczery to niezwykle precyzyjnego - mówi chłodno Oscar. - Nie wiemy, jakie były jej relacje z Kamskim, ale jeśli w zarządzie EQL są jakieś napięcia, to kto wie, może ostatni duży przelew, który obserwowaliśmy, był po to, by opłacić pozbycie się pani Kanaty.

- Trop tego przelewu się urwał. Wiemy, że został wysłany z Detroit na konto w banku zarejestrowane na firmę, która jest wydmuszką - odpowiada Connor. - Nikt nadal nie podjął pieniędzy.

- Do wczoraj. Trzeba sprawdzić, czy może po wykonanej robocie, ktoś się nie upomniał o zapłatę - wtrąca Reed, a Oscar przytakuje mu lekko.

- Przede wszystkim musimy ustalić, co robiła tutaj w środku nocy. A dokładniej z kim i po co miała się spotkać, bo raczej nie zabłądziła tu na wieczorny spacer. Zastanawia mnie, dlaczego nie ma przy niej telefonu, dokumentów, teczki, czy czegoś takiego, skoro przyjechała tu w garniturze... - Connor przerywa w pół słowa i obraca się na pięcie, po czym rusza w stronę bramy wjazdowej na budowę. Uważnie analizuje ślady na piasku i żwirze, aż odnajduje te, które pasują mu do posiadanego przez ofiarę samochodu. A później rusza w stronę, którą prowadzą, aż dochodzi do najbliższego skrzyżowania i bez problemu odnajduje butelkowo-zielone sportowe auto, o które się opiera, oczekując na swoich kolegów. - Podjechała pod samą bramę, ale nie mogła tam zostawić auta, więc wycofała i zaparkowała tutaj. Zostawiła wszystkie rzeczy w środku, bo zakładała, że to będzie krótkie spotkanie, może nawet z kimś, kogo znała, skoro nie wzięła ze sobą broni, którą ma zarejestrowaną na swoje nazwisko. I która, o ile mogę się założyć, wciąż jest w schowku.

- Sprawdźmy to - mówi Oscar i dotyka panelu na drzwiach, które po krótkiej chwili ustępują.

- Dlatego nie mam jednej z tych nowoczesnych fur - mruczy Reed. - Wrzucisz prośbę o przeszukanie w system i od razu otwiera drzwi.

- To wygodne i nie marnujemy czasu - odpowiada mu chłodno Connor i analizuje wnętrze samochodu. - Odciski palców należące tylko do ofiary i jej dzieci. Jest torebka, a w niej telefon, klucze, dokumenty, rzeczy osobiste...

- Czyli faktycznie wyszła na chwilę - potwierdza Gavin i opiera się o samochód. - Pytanie, z kim miała się spotkać, okoliczności raczej nie wskazują na romantyczną schadzkę.

- Dziennikarz? - sugeruje Oscar. - Może chciała przekazać prasie jakieś poufne informacje i nie zdążyła.

- Albo zdążyła i właśnie dlatego skończyła, jak skończyła. - Sześćset przytakuje porucznikowi, gdy Connor kończy analizować wnętrze samochodu. - Jeśli monitoring działał w nocy, dowiemy się, z kim się spotkała i czy ta osoba ją zabiła. Jedno jest pewne, trzeba będzie uważnie obserwować reakcje w EQL na jej śmierć. Szkoda, że nie mamy nikogo wewnątrz, bo wątpię, że dadzą coś po sobie poznać. Tylko prywatnie możemy liczyć na jakąś prawdziwą reakcję.

- Ta, na zewnątrz to pewnie będą udawać głęboko zaniepokojonych - mruczy pod nosem Reed. - Jednak nie możemy wykluczyć, że jej śmierć może być z tym wszystkim totalnie niepowiązana. Mogła robić lewe interesy na boku.

- Nie wierzę w zbiegi okoliczności - oświadcza chłodno Oscar.

Jedynie Connor zostaje jeszcze chwilę na miejscu zbrodni i mimo wszystko idzie sam przeanalizować ciało i powiadomić techników, by zabezpieczyli też samochód ofiary. Na ciele pani Kanaty nie ma żadnych obcych odcisków palców, włosów, czy czegoś, co mogłoby pomóc znaleźć im zabójcę. Jedyne, co wzbudza jego zaciekawienie, to delikatne zadrapanie na wewnętrznej stronie nadgarstka. Mankiet jej koszuli jest rozpięty tylko z tej strony i Connor domyśla się, że zabójca musiał zabrać ofierze zegarek. Jednak z całą pewnością nie było to morderstwo w celach zarobkowych, bo na dłoni została cienka bransoletka ze złota z naturalnym rubinem. Wracając po schodach na górę, analizuje kartotekę ofiary, w której jest kilka mandatów i jedno stare wykroczenie jeszcze z czasów studenckich, gdy Kanata posłużyła się podrobionym dowodem osobistym. Co ciekawe według zgłoszenia, nie była wtedy sama, a towarzyszył jej młodszy kolega z tego samego Uniwersytetu. Connor przystaje w pół kroku. W raporcie nie ma nazwiska tego chłopaka, ale on zaczyna mieć podejrzenia, że ofiara i Kamski znali się o wiele lepiej, niż można było pierwotnie przypuszczać. Zwłaszcza że już dziś padło, że oboje uczyła Amanda Stern. Ta sama Amanda, która później przez lata tworzyła i kierowała CyberLife i której elektroniczną wersję Connor widział w swoim oprogramowaniu. Zastanawiało go, czemu tyle lat po odejściu Kamskiego z CyberLife, wciąż zostawiono w programie wizerunek jego dawnej nauczycielki i teraz Connor chyba poznał odpowiedź na tę nurtującą go kwestię. Kamski odszedł z firmy, ale inna uczennica Pani Stern wciąż zajmowała wysokie stanowisko i jeśli przyjaźniła się z Elijahem, to z całą pewnością jej rola nie ograniczała się jedynie do siedzenia w zarządzie. Kamski nie pozwoliłby na takie marnotrawstwo wielkiego geniuszu swojej koleżanki ze studiów.

W samochodzie kieruje się na posterunek, ale w popołudniowych korkach wcale nie jest to łatwe i gdy dostaje wiadomość od Iony, przypomina sobie, że byli umówieni. Dlatego korzystając z okazji, od razu się z nią kontaktuje, dalej tkwiąc w długiej kolejce samochodów.

- Hej, wspomniałaś, że rozmawiałaś z Zoyą? Znów się pokłóciłyście... - zaczyna brunet, a jego przyjaciółka od razu wchodzi mu w słowo.

- Nie, przyszła mnie... Nie powiem, że przeprosić, bo jej zdaniem nie ma za co przepraszać, ale porozmawiać. Okazało się, że obie miałyśmy błędne punkty wyjścia do tej całej awantury.

- Ach, czyli odda ci stanowisko w prokuraturze w ramach zadośćuczynienia? - kpi Connor, a Iona wzdycha zrezygnowana.

- Nie, ale o tym też rozmawiałyśmy.

- Okej, czyli ani cię nie przeprosiła, ani nie chce jakoś naprawić tej sytuacji, ale zaszczyciła cię rozmową w cztery oczy, a nie audiencją w swoim gabinecie i już wszystko jest w porządku? - pyta chłodno, a Iona parska krótko, wyraźnie zdenerwowana.

- To też twoja koleżanka, z tego, co pamiętam. Dlaczego zachowujesz się w taki sposób?

- To ty zachowujesz się niekonsekwentnie, najpierw przybiegasz wypłakać się nam na posterunku, sprzedając Oscarowi wszystkie szczegóły waszej sprzeczki, a teraz wystarczy, że z nią porozmawiałaś...

- O. To może porozmawiamy o tym, gdzie teraz jesteś? Bo na pewno nie w drodze do swojego mieszkania, w którym byliśmy umówieni.

- Jadę na posterunek. Zgłoszono morderstwo, które może być powiązane z tą sprawą.

- I ty mnie nazywasz hipokrytką, Connor?

- Co? Nigdy cię tak nie nazwałem - broni się od razu, ale po samym tonie głosu swojej przyjaciółki wyczuwa, że ma poważne kłopoty. - Iona, po prostu uważam, że dajesz sobą manipulować.

- Rany, jaki ty jesteś niedomyślny czasami! Zoya jest moją przyjaciółką, ja przesadziłam, bo myślałam, że naruszyła warunki naszej przyjaźni i się na nią po prostu wkurwiłam. O coś, o czym ona nawet nie wiedziała, bo Markus to pieprzony idiota - unosi się prawniczka i bierze płytki wdech, zanim będzie kontynuować. - A ty nie jesteś lepszy. Dziś rano jeszcze, gdy do mnie dzwoniłeś, to ewidentnie mówiłeś, że odchodzisz od tej sprawy z uwagi na Zoyę i brak jakichś dowodów. I co? Chcesz mi wmówić, że znaleźliście broń z odciskami palców Kamskiego? Czy co? Jaki masz twardy dowód, by brać udział w tej szopce, Con? Wystarczył jeden trup i już nie masz żadnych wątpliwości co do Oscara i jego metod prowadzenia dochodzenia?

- Mam, ale...

- Lepiej, żeby to były naprawdę mocne dowody - mówi jeszcze Iona, zanim zerwie połączenie.

Connor nie jest nawet zdenerwowany, czuje się po prostu rozczarowany na milion nowych sposobów i z miliona różnych powodów. Przede wszystkim tym, że Iona, gdy przyjechała na posterunek, traktowała sprzeczkę z Zoyą jak koniec świata, a teraz po prostu wzruszyła ramionami i poszła dalej. Co uważa za cholernie niekonsekwentne, ale tu niestety jego przyjaciółka ma rację. On też zachowuje się niekonsekwentnie jeśli chodzi o pracę, dlatego obiecuje sobie, że jeśli sprawa śmierci członkini zarządu EQL nie powiąże się jakoś ze sprawą poszukiwanej przez nich osoby, to odejdzie z tego śledztwa. Nie będzie pomagał szukać nieistniejących dowodów na jakiś wielki spisek, który może dziać się tylko w głowie jego kuzyna.

Wchodzi na posterunek i rusza do biura, w którym Gavin pije kawę i przegląda akta zatrzymania Kanaty, gdy ta była jeszcze na studiach.

- Też pomyślałem, że młodszy student, z którym została zatrzymana, to mógł być Kamski - rzuca Connor, wymijając biurko porucznika, by dojść do swojego.

- Nie. Nie bądź głupi. Kamski nie miał koleżanek na studiach, a na pewno nigdy nie został z żadną zatrzymany przez policję. Uwierz mi, moja matka dostałaby takiego pierdolca, że ktoś się o tym dowie, że urządziłaby z takiego newsa, że dom by drżał w posadach. To na pewno nie był on, ale skoro znali się na studiach i do tej pory razem pracowali, to musiała być cwana i uparta, że nie dała mu się doprowadzić do ostateczności.

- W przypadku morderstwa trzeba będzie przesłuchać jej współpracowników. Rzucamy monetą, który z nas ma mniejszą ochotę na wycieczkę do EQL? - kpi Connor, a Reed parska śmiechem, który brzmi prawie, jakby był serdeczny. - A gdzie jest Oscar?

- Interweniuje u firmy ochroniarskiej tej budowy, by dali nam w końcu ten monitoring. W ogóle sprawdziłem tego dewelopera, bo już przez chwilę się spociłem, że to znów Torn Holdings, ale nie. Więc przynajmniej tu nie ma powiązania z Zoyą.

Connor tego nie komentuje, woli nie podejmować tematu blondynki i tego, jakie w ogóle są w tej chwili motywacje Gavina. Ma wrażenie, że ten po początkowym zapale do tego śledztwa, teraz kompletnie się wypalił. Jakby rozmowa, którą odbył z własną matką na temat Kamskiego, dała efekt zupełnie odwrotny do zamierzonego i teraz Reed sam nie wie, czy chce, by coś na jego przyrodniego brata znaleźli, czy może niekończenie. A Connor doskonale to rozdarcie rozumie, w przeciwieństwie do Oscara, którego pewny uśmiech nie wróży zdaniem Osiemset nic dobrego. Blondyn podchodzi do tablicy elektronicznej, na której wyświetla się obraz z czterech kamer monitoringu, które działały tamtej nocy na placu budowy.

Nakku Kanata przyjechała pod bramę budowy trzy minuty przed jedenastą wieczorem, odkryła, że nie ma gdzie zaparkować i jej zielony samochód zniknął z oka kamery. Kobieta pojawiła się znów pod bramą pięć minut później i jak gdyby nigdy nic przeszła przez furtkę i ruszyła aż do wysokiego rusztowania, tuż przy głębokim wykopie. Czekała wyraźnie zniecierpliwiona kolejne osiem minut, zanim pojawiła się naprzeciwko niej drobna postać ubrana w czerń. Niestety przez naciągnięty na głowę kaptur i golf zakrywający większość twarzy nie mają możliwości określić ani płci, ani tym bardziej rysopisu osoby, z którą spotkała się ofiara. Kanata na jej widok wyraźnie się rozluźniła i kolejne szesnaście minut prowadziła z osobą rozmowę, która wyglądała na przyjacielską. W końcu wyciągnęła rękę w stronę osoby w czerni, tak by ta mogła dotknąć jej elektronicznego zegarka, jednak nim biała dłoń zbliżyła się do ofiary, padł strzał. Jeden, niezwykle precyzyjnie wypuszczony pocisk trafił prosto w głowę Nakku Kanaty, która upadła na ziemię. Jej rozmówca wyraźnie zachował jednak zimną krew, bo błyskawicznie uklęknął obok ciała i sprawdził puls Nakku, jednak nie było żadnych złudzeń, że strzał był śmiertelny. W tej samej chwili padł kolejny, ale osoba w czerni zdołała się przed nim uchylić, po czym w ułamku sekundy brutalnie zerwała zegarek z ręki ofiary i rzuciła się do ucieczki. Zabójca próbował strzelić kolejny raz. Kamera zarejestrowała błysk pocisku trafiającego w metalowe rusztowanie, po którym wspięła się tajemnicza osoba. I minutę później na terenie budowy znów nie było widać nic. Po kolejnych trzech minutach nad ciałem Kanaty stanęła wysoka, szczupła postać o wyraźnie zarysowanych ramionach, która podobnie jak jej rozmówca, miała zakrytą twarz. Zabójca popchnął nogą ciało kobiety, które spadło dół, aż roztrzaskało się na fundamentach powstającego biurowca, po czym z lekkością oddalił się z miejsca zdarzenia.

- Ściągam już miejski z najbliższych przecznic - oświadcza Oscar, przewijając kolejne godziny monitoringu. - Może namierzymy tę osobę, która spotkała się z Kanatą, bo nie wydaje mi się, by udało nam się znaleźć zabójcę.

- Androidka - mówi Connor, ignorując pesymistyczne zdanie wypowiedziane przez swojego kuzyna. - Osoba, z którą spotkała się ofiara, z całą pewnością była androidką, chciała skopiować jakieś dane od Kanaty, ale jej to uniemożliwiono.

- Ta, poza tym żaden człowiek nie uniknąłby w ostatniej chwili pocisku snajperskiego - wtrąca Gavin. - I co najważniejsze, nie spanikowała, gdy ktoś do niej strzelał, więc to dość ciekawe.

- Tak, myślę, że możemy bezpiecznie założyć, że to żeński model androida... Tylko modeli, które by pasowały do niej posturą, jest kilkadziesiąt, więc trzeba będzie ją wytropić w inny sposób. Sprawiały wrażenie, że się znają.

- Tak, więc skąd strój na ninje... - śmieje się krótko Gavin, zanim znów nie spoważnieje. - Wiem, wiem. Żeby ktoś inny jej nie rozpoznał, co może oznaczać, że nie jest pierwszą lepszą Jane Doe.

- O mordercy nie wiemy za to nic, poza tym, że wyglądało to na egzekucję. Zastrzelił Kanatę dokładnie w momencie, w którym chciała przekazać NN jakieś dane - kontynuuje Connor, analizując nagranie po raz kolejny. - Zabójstwo na zlecenie. Trzeba pilnować tych pieniędzy, które zostały przesłane...

- Trzeba było ich pilnować. Konto już opustoszało - wchodzi mu w słowo Oscar, mówiąc chłodnym głosem, niemal oskarżycielsko. - Może gdybyś nie był taki przekonany o tym, że wszystkie moje teorie są wzięte z powietrza i nie myślał tylko o tym, jak najszybciej uciec od tego śledztwa, to mielibyśmy trop w sprawie mordercy.

- Do moich zadań nie należy weryfikowanie twoich teorii - odpowiada chłodno Osiemset i przymyka oczy. - Wysłałem zgłoszenie do banku, o podanie danych osoby, która podjęła środki z konta.

- Konto było zabezpieczone kodem biometrycznym okaziciela, nie musieli pytać go o żadne dane - komentuje Oscar, siadając przy biurku z niezadowoloną miną.

- Czekajcie, a monitoring z banku? Nie muszą nam udostępniać danych, tym bardziej jeśli ich nie mają. Jednak mogą nam pokazać jego twarz, nie mógł przecież iść do banku w kominiarce - stwierdza Reed i spogląda na ekran komputera. - Poprawiam twoje zgłoszenie Harcerzyku i zaznaczam, że jest pilne. Może do jutra będziemy mieć zabójcę, a na razie bierzmy się do roboty i szukajmy tej Jane Doe. Nie mogła przecież uciec samymi uliczkami bez monitoringu.

Dzielą się przecznicami okalającymi budowę, próbują wypatrzeć androidkę, ale nie znając modelu, trudno im ją zidentyfikować. Tym bardziej że mogła swoją czarną bluzę porzucić dość szybko. Ostatecznie pierwszy do domu wynosi się Gavin, a krótko później Oscar oświadcza, że też będzie się zbierał, ponieważ jedzie do muzeum sztuki nowoczesnej po zaproszenie na nadchodzącą galę dobroczynną. Osiemset błyskawicznie łączy tę informację, z tym, że Zoya z całą pewnością czwartego lipca też o tym wydarzeniu mówiła. I nie wie znów, co ma robić. Z jednej strony obiecał jej pięć lat temu, że będzie mówił jej otwarcie i się z nią konfrontował, jeśli tylko blondynka nieświadomie znajdzie się w takiej sytuacji, w jakiej postawił ją Gavin. Tylko przez te pięć lat zmieniło się wszystko i teraz przekazanie jej takiej informacji mogłoby skompromitować całe dochodzenie. Przecież istnieje niewielka szansa, że tajemniczą androidką w czerni mogła być choćby Ada. W końcu ofiara ją znała. Ostatecznie sam zbiera się do mieszkania, gdy posterunek prawie całkowicie opustoszał i gdy tylko wsiada do samochodu, od razu przypomina sobie kłótnię z Ioną. Kieruje więc samochód do jej mieszkania i ma wielką nadzieję, że przyjaciółka otworzy mu drzwi po tym, co sobie powiedzieli. Czeka dłuższą chwilę pod jej niewielkim domkiem w jednej z nowych dzielnic, ale adroidka w końcu staje w drzwiach. Ma na sobie piżamę, a jej włosy nakręcone są na niewielkie słomki, przez co brunet od razu uśmiecha się na jej widok.

- Przepraszam - mówią niemal jednocześnie i na twarzy Iony pojawia się ciepły uśmiech, a Connor dochodzi do wniosku, że to z całą pewnością jest jedna z jego najbardziej ulubionych rzeczy, jaką jest mu dane oglądać.

- Mam nadzieję, że jeszcze nie spałaś - odzywa się pierwszy, gdy już wejdzie do środka, a ona kręci głową.

- Nie, ale miałam taki plan. Który oczywiście mogę zmienić, jeśli chcesz porozmawiać.

- Nie wiem, czy chcę rozmawiać. Jest teraz bardzo dużo rzeczy, których nie rozumiem, z którymi nie wiem, co mam zrobić i których po prostu... nie wiem - mówi, zdejmując z siebie marynarkę. Iona opiera się o regał z książkami i patrzy na niego wyczekująco.

- A co wiesz? Może skupmy się na tym.

- Wiem, że chciałem cię dziś zobaczyć. - Iona momentalnie uśmiecha się znów, po czym spuszcza wzrok na swoje stopy i Connor jest przekonany, że przeklęła cicho pod nosem. - Powiedziałem coś nie tak?

- Nie, wręcz przeciwnie.

- Mogę zostać na noc?

Androidka patrzy na niego, powoli przytakując. Przez chwilę ma ochotę zażartować, że powinni w końcu wybrać jedno mieszkanie, bo nie ma sensu, by płacili dwa czynsze, jeśli de facto i tak częściej sypiają razem niż osobno. To znaczy, sypiają w swoich domach. Nie mówi jednak tego żartu. Za bardzo obawiając się, że Connor potraktuje go poważnie i z głupiej uwagi wywiąże się poważna rozmowa, na którą Iona nie czuje się gotowa. Szczególnie w obliczu ostatnich wydarzeń, gdy zdała sobie sprawę, że jej relacja z Markusem dalej ją drażni i nie jest jej obojętna. Aż do czasu tamtego przyjęcia żyła w końcu w przekonaniu, że związki, podobnie jak Connorowi, nie są jej do niczego potrzebne. I na jej nieszczęście okazało się, że wcale tak nie jest. Coraz częściej Iona czuje się samotna, sfrustrowana i zła na Markusa. Nawet nie o to, że nie zaczęli się ze sobą spotykać, a raczej za to, że obudził w niej uczucia, których nie chciała. I które na swoje jeszcze większe nieszczęście zaczyna nieświadomie przenosić na Connora. Dlatego nie jest gotowa na żadne żarty i rozmowy, bo za nic nie chce zmienić dynamiki ich przyjaźni, która wydaje jej się jedyną prawdziwą rzeczą, jaką posiada.

Dzień dobry. Kompletnie się zakręciłam i zapomniałam wczoraj wrzucić rozdział.
Jest dziś.

Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni. Zagadka kryminalna będzie się rozwijać w tej części mocniej na drugim planie, ale obiecuję, że chociaż w jej wypadku wiem, jak się potoczy.

Dzięki,
K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro