Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Taryfa ulgowa ✴ 14.10.2045

Nie pamięta kiedy ostatni raz czuła coś na kształt fizycznego zmęczenia, czasem jej cierpliwość i możliwości psychiczne się kończyły, ale wtedy po prostu pomagał jej powrót do domu. Teraz czuje się prawie jak wtedy, gdy jej biuro wyleciało w powietrze, jakby miała po prostu wyłączyć się w pół kroku i przestać funkcjonować na co najmniej dobę. I ma tylko nadzieję, że gdy Gavin w końcu oświadczy, że są na miejscu, będzie mogła po prostu położyć się i przejść w tryb uśpienia. Choć jak zna siebie, jak poznała siebie w tych ostatnich tygodniach, to zapewne zaraz po tym, jak wysiądzie z wnętrza ciepłego, terenowego samochodu, zaczynie znów się bać. I tak przeciągnie swoje działanie bez odpoczynku o kolejną dobę, później następną, w nieskończoność.

Gdy Gavin w końcu zjeżdża z głównej drogi i po kilkunastu minutach zatrzymuje samochód, Zoya jest przekonana, że są pośrodku lasu, bo nie ma wokół nich ani jednej latarnii, tylko drzewa oświetlone przez reflektory auta. Spogląda pytająco na Gavina, który przygląda się przyciskom na pilocie dołączonym do kluczy i po wciśnięciu kilku z nich, dopiero obok nich rozbłyskują światła ukrytego między drzewami domku.

- Jesteśmy na miejscu - mówi, dalej patrząc przed siebie, jakby byli w ostatnim miejscu na świecie, w jakim miałby ochotę się znaleźć. Zoya odpina pas i obraca się w fotelu, po czym kładzie synowi rękę na kolanie, a Phineas budzi się i mruga kilka razy, jakby spodziewał się, że będzie o wiele widniej. - Czy jest cokolwiek, co potrzebujecie w tej chwili z bagażnika, czy możemy sobie darować i zabrać bagaże rano?

- Rano, podręczne rzeczy mam w torbie - odpowiada Zoya, a Finn przytakuje, podnosząc tylko niewielki plecak, w którym miał swoją elektronikę. Wysiadają i Zoya od razu idzie do bagażnika po swój plecak.

- Weźmiesz moją torbę? - pyta Gavin, otwierając drzwi od strony Ester i wyjmuje ją delikatnie z fotelika. Zoya stoi przy bagażniku kilka sekund, spodziewając się, że mała zacznie płakać, ale jakimś cudem udaje mu się jej nie obudzić, co zauważa też Finn.

- Brawo, masz naturalny talent - śmieje się chłopak i rusza obok niego w stronę wejścia na taras. Zoya zatrzymuje się, by przyjrzeć się jeszcze budynkowi o bryle trójkąta, ze spadzistym dachem i przeszkloną ścianą od ich strony, przez co światła zapalone w domu, oświetlają też duży, drewniany taras przed wejściem. - Przytulnie tu, nie wiem czemu, ale spodziewałem się czegoś bardziej w stylu naszego domu.

- Na górze jest jedna sypialnia z łazienką, druga jest tu za drzwiami - mówi Gavin, gdy są już w środku, a Finn od razu zdejmuje buty i rusza w stronę schodów. - A tobie to nie będzie wygodniej na dole? Schody są strome.

- Jeśli na górze jest łazienka, to nie zobaczycie mnie jutro do obiadu. Dobranoc - oświadcza Phineas, salutując mu na pożegnanie i wspina się po schodach na piętro, gdzie znika za drzwiami. Zoya rozgląda się po wykończonym drewnem wnętrzu, w części salonu dominuje duży, zielony narożnik, a przy aneksie kuchennym stoi okrągły stolik z czterema krzesełkami. Ku jej zaskoczeniu obok kominka stoi też stare pianino, na którym rozwieszone są ciepłe, białe lampki.

- W takim razie mnie zostaje sofa. - Reed wyrywa ją z zamyślenia, a blondynka od razu mu przytakuje i kładzie jego torbę na fotelu obok siebie. - Zaraz zrobi się tu cieplej, włączyłem już ogrzewanie - dodaje, gdy Zoya wyciąga ręce by zabrać od niego Este.

- Mam dziesięć tysięcy pytań Gavin, ale pozwolę sobie zostawić je do rana...

- Dzięki bogu, jestem na to za bardzo zmęczony - wzdycha, ruszając w stronę drzwi do sypialni na parterze. - Zaniosę ją do łóżka, nie będziemy ryzykować przerzucania jej między sobą. - Zoya zaczyna ściągać z niej bluzę, a Gavin obserwuje to z uśmiechem, opierając się o komodę. - Jest całkiem pocieszna, gdy zachowuje się, jak worek ziemniaków, a nie jak syrena alarmowa.

- Lubi cię. Oboje cię lubią.

- Szkoda, że ty tego nie podzielasz - mówi uszczypliwym tonem, a Zoya śmieje się cicho, przetaczając córkę na brzuch, by móc okryć ją kołdrą.

- Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek cię lubiła, Reed. - Blondynka spogląda na niego z kpiącym uśmiechem i przez krótką chwilę patrzą sobie w oczy, zanim Gavin pokręci głową. - Idź spać, wrócimy do tematu.

- Trzymam za słowo - mówi, zostawiając je same i zamyka za sobą drzwi.

Gdy tylko w pokoju zapada cisza, Zoya ma wielką ochotę iść za nim, bo panicznie nie chce być teraz sama, ale wie, że oboje są już zbyt zmęczeni na jakiekolwiek rozmowy. Dlatego ściąga z siebie spodnie, związuje niedbale włosy i kładzie się obok córki. Nie gasi światła, pozwala na to, by światło nocnej lampki zalewało pokój, a ona patrzy w deski drewnianego sufitu i mimowolnie zaczyna płakać. Bardzo nie chce myśleć o tamtej nocy, gdy Elijah zaproponował jej ucieczkę z Detroit i wtedy też w środku nocy znaleźli się w domku poza miastem. A Zoya była wtedy taka przekonana, taka pewna tego, że nigdy w życiu nie spotka ją już nic równie złego i dramatycznego, jak to, co działo się wtedy.

Wtedy wydawało jej się, że ma złamane serce. I jeśli to była prawda, to nie ma najmniejszego pojęcia, co ma powiedzieć teraz, jak ma określić to, co czuje po stracie Elijaha. Jedyne co wie na pewno, to że tym razem nie wyleczy się tak szybko; nie wie, czy będzie w stanie kiedykolwiek w swoim życiu się z tego pozbierać, nawet jeśli pozornie jest jej z każdym dniem coraz łatwiej. Co też jest dla niej zupełnie nowym koszmarem. Bo potrafi w ciągu jednego dnia mieć poczucie, że odzyskuje jakąś namiastkę kontroli i robi krok w przód, by tak jak teraz, tej nocy, w tym łóżku, zapaść się w otchłań najgorszej rozpaczy i dławiących ją wspomnień, które jeszcze dwa miesiące temu, były dla niej najlepsze na świecie. Teraz wywołują u niej niekończące się potoki łez i świadomość, że teraz dałaby wiele, by ktoś po prostu usunął jej ostatnie pięć lat z głowy, lub przeniósł ją do tego momentu, gdy stała w zielonej sukience w zupełnie innym domku. Bo teraz, z perspektywy tego miejsca, w którym się znajduje, żałuje, że wtedy zapukała do pokoju Elijaha.

Estera obraca się w łóżku, by się do niej przytulić i wszystko inne przestaje mieć dla niej kompletnie znaczenie. Bo gdyby w jej życiu nie było Elijaha, gdyby go nie wybrała tamtego popołudnia, to nie byłoby też jej ciemnowłosej córki.

Rano pierwszym co słyszy, jest muzyka płynąca z salonu, Zoya przewraca się w łóżku w poszukiwaniu córki, ale jest w nim sama, przez co od razu zalewa ją fala niepokoju. Niby słyszy śmiech Phineasa, ale jednocześnie wychodzi z sypialni pośpiesznie i dopiero, gdy widzi Este bawiącą się na niepościelonej sofie, czuje wyraźną ulgę. W całym domu pachnie bekonem i kawą, Gavin stoi przy kuchence w samym podkoszulku i bokserkach i właśnie śmieje się z czegoś głośno.

- No weź! Nie jestem aż tak stary! - woła do Finna, który siedzi przy stole z szerokim uśmiechem. Zoya obserwuje ich chwilę, rozkoszując się tym, że nikt jeszcze nie zwrócił uwagi na jej obecność. Piosenka w głośnikach się zmienia, a Reed znów się śmieje. - Okej, to jest Metallica... jakieś lata osiemdziesiąte? Osiemdziesiąty piąty?

- Czyli jednak jesteś stary - komentuje chłopak z bezczelnym uśmiechem.

- Nie aż tak, w dwudziestym drugim ten kawałek był w mega popularnym serialu i królował na TikToku.

- Na czym? - pyta chłopak, krzywiąc się lekko.

- Aplikacja, nieważne. Dawaj dalej - zachęca go Gavin, a Finn spogląda na Zoyę i wraca wzrokiem do telefonu. W domu rozlegają się dźwięki muzyki, a szatyn uśmiecha się szeroko. - Nie pamiętam, kto to śpiewa. Pamiętam, że to kawałek z filmu... - mówi, obracając się i celuje w Zoyę drewnianą szpatułką, którą przewracał bekon. - Pamiętam, że zmusiłaś mnie do obejrzenia go.

- Andrew Garfield, ale oryginalnie Jonathan Larson - odpowiada za niego Zoya i podchodzi do syna. Ugłaskuje lekko jego potargane po nocy włosy i całujego czubek jego głowy. - Co robicie?

- Testujemy wątpliwej jakości gust muzyczny Gavina - tłumaczy jej Finn z szerokim uśmiechem.

- Wątpliwej jakości? Ktoś tu nie chce śniadania... - śmieje się bezczelnie szatyn, a Zoya kręci głową z mimowolnym uśmiechem i staje obok kuchenki, opierając się o szafkę. - A ty się głupio nie uśmiechaj, tylko wyjmij nam talerze z szafek, złotko.

- Której szafki?

- Mówiąc szczerze, to nie mam pojęcia. Na pewno którejś górnej. - Zoya przytakuje mu posłusznie i zaczyna otwierać kolejne drzwiczki, a Gavin mimowolnie spogląda na jej długie, gołe nogi, kończące się gdzieś pod za dużym podkoszulkiem i ma ogromną ochotę sam się głupio uśmiechnąć, ale z uwagi na to, że nie są sami, odpuszcza sobie zarówno to, jak i jakiś uszczypliwy komentarz. - Byłem rano po zakupy na śniadanie w pobliskim miasteczku, ale nie mam pojęcia, co jedzą dzieci, więc kupiłem tylko to, co widać. I kawę.

- Na pewno nie piją kawy - odpowiada mu uszczypliwie blondynka.

- Kupiłem też herbatę owocową. ​​- Wskazuje na kubek, z którego pije Finn i drugi, który stoi na blacie. - Gdy zrobisz mi później listę, to pojadę drugi raz, a wy się rozpakujecie w tym czasie.

- Ja już się rozpakowałem, mogę jechać z tobą? - pyta Phineas, a Gavin od razu kręci głową i nakłada jajecznice na trzy talerzyki. - Czyli znów utknęliśmy w czterech ścianach?

- Nie, jutro możemy iść na wycieczkę, są tu fajne szlaki - mówi szatyn, stawiając przed chłopakiem talerz.

- Wczoraj mieliśmy wypadek samochodowy...

- Więc możemy iść na wycieczkę, jak poczujesz się lepiej.

- Obawiam się, że ten problem nie zniknie - rzuca kpiąco Finn, wskazując na swoją kulę, opartą o ścianę przy stoliku.

- Już nie rób z siebie ofiary. To nie wymówka, nie każę wam się wspinać, tylko iść na spacer.

- Mamo! Czy on sobie ze mnie kpi? - Zoya, która właśnie siada przy stoliku z Esterą na kolanach, uśmiecha się szeroko i kręci głową.

- Nie, Gavin ma racje. Pogoda jest ładna, możemy zrobić sobie spacer. Nie będziesz narzekał na siedzenie w czterech ścianach.

- Już cię nie lubię - fuka do Reeda i przenosi wzrok na blondynkę. - Elijah nie miewał takich głupich pomysłów. - Przy stole momentalnie zapada cisza. Zoya zamiera, ignorując to, że jej córka właśnie zabrała jej widelec i sama je śniadanie, rozrzucając przy tym jajecznice wokół talerza. A Gavin nie ma pojęcia co powiedzieć, jakim czerstwym tekstem rzucić, by jakoś rozładować sytuację, ale na szczęście Zoya pierwsza wzrusza ramionami.

- Przykro mi, że nie możesz mu się już poskarżyć, że się nad tobą znęcamy psychicznie - mówi sarkastycznym tonem i uśmiecha się przy tym do syna, który odpowiada jej tym samym.

- Psychicznie? Chodzenie po lesie to znęcanie się fizyczne. Uważaj, bo to zgłoszę.

- Powodzenia, zabiorę ci telefon i odłączę internet - wtrąca Gavin, a Phineas parska śmiechem. - Przecież nie uciekniesz pieszo. Do najbliższego miasta jest trzydzieści minut drogi samochodem.

- Wiecie co? Ja jednak mam dużo nauki, zjem w swoim pokoju - śmieje się Phineas, udając, że wstaje od stołu, ale tak naprawdę nie rusza się z krzesła o milimetr.

Gavin dogryza chłopakowi kolejny raz, a on nie pozostaje mu dłużny i kończy się na tym, że sprzeczają się do końca śniadania. Zoya próbuje ułożyć listę zakupów, a gdy w końcu wysyła ją do Gavina, Phineas już znika w łazience na piętrze, zostawiając ich tylko z Ester, która przegląda wszystkie szafki i szuflady w meblach.

- Nie wiem, czy czuję się komfortowo, zostając tu sama - mówi niepewnie blondynka, zabierając się za zmywanie po śniadaniu.

- Przecież już byłem rano w sklepie.

- Wtedy nie byłam tego świadoma.

- Wokół domu są kamery, mam do nich podgląd na telefonie. Do tej posesji prowadzi jedna droga dojazdowa, która jest zabezpieczona bramą na pilota, którego ze sobą zabieram - zapewnia jej Gavin. - A co najważniejsze, to miejsce nie ma żadnego powiązania z wami, czy ze mną. Naprawdę nikt nie będzie nas tu szukał.

- Chyba, że nas ktoś śledził...

- Myślisz, że nie jestem na to wyczulony po wczoraj? Obserwowałem każdy samochód, nikt za nami nie jechał, specjalnie zmieniliśmy auto i przyjechaliśmy terenówką ojca, by zmniejszyć szanse, że ktoś może szukać moich, czy twoich aut na kamerach monitoringu - tłumaczy, stając obok niej. - I wrzucając wasze bagaże do auta, sprawdziłem je wczoraj pod względem tego, czy ktoś nie podrzucił wam jakiejś elektroniki śledzącej. Nic takiego nie było.

- Bardzo chciałabym, żeby mnie to uspokoiło - mówi cicho Zoya.

- Nie będzie mnie półtorej godziny. Zajmij się czymś w tym czasie, bo najgorsze co możesz robić, to patrzeć w szyby i obawiać się, że kogoś zobaczysz. To tylko cię wpędzi w paranoję.

- Chciałeś powiedzieć, w jeszcze większą paranoję.

- Nie wmawiaj mi, co chciałem powiedzieć, mała - mówi, uśmiechając się do niej i zagląda do telefonu na listę zakupów. - Rany, ty naprawdę uważasz, że ja wiem, jak wygląda seler naciowy?

- Nie, ale wierzę, że masz internet, a jak nie, to z twoim urokiem osobistym jakaś dziewczyna na pewno ci pomoże zrobić zakupy.

- Dobrze wiedzieć, że twoim zdaniem nadal jestem czarujący.

- Moim zdaniem? Nie. Ja cię znam za dobrze, ale dałam się na to nabrać, gdy jeszcze tak nie było - śmieje się blondynka, a on też parska śmiechem.

- To jadę. Rozpakuj walizkę, pozmywaj, idź do młodego i pograj z nim na konsoli. Rób coś. Tylko nie siedź w miejscu.

- Czyli jednak miałam rację - rzuca Zoya, zanim zdąży się ugryźć w język. - Wiesz, kiedy ci powiedziałam, że lubisz rozkazywać kobietom.

- Podtrzymuję odpowiedź, że wszystko zależy od okoliczności. Będę za półtorej godziny - zapewnia ją i wychodzi z domku, a Zoya od razu idzie za nim i przekręca zamek w drzwiach.

Bierze walizkę i woła Ester, by pomogła jej rozpakować rzeczy w sypialni. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że będzie musiała każdą rzecz, którą córka przełoży do komody i tak wyjąć i złożyć ponownie, ale mała przynajmniej ma zajęcie. A ona lubi dawać jej jak najwięcej samodzielności, bo za nic nie chcieli z Elijahem wychować dzieci na rozpieszczonych spadkobierców fortuny. Choć czasem myśli o tym, co będzie, jeśli Estera odziedziczyła choć cień geniuszu swojego ojca, a ona bez jego pomocy, kompletnie zmarnuje jej potencjał. W końcu Zoya nigdy nie próbowała udawać, że jest geniuszem, że w ogóle rozumie pracę swojego męża. Oczywiście jest androidem, mogła się tego nauczyć, mogła poprosić Adę, by ta podzieliła się z nią wiedzą, ale nigdy tego nie chciała. Dobrze jej było w swoim małżeństwie, w swojej roli. Byli szczęśliwi właśnie w taki sposób, dzieląc ze sobą życie, a nie pracę. A teraz to wszystko już tym bardziej nie ma dla niej żadnego sensu.

Właściwie nic nie ma dla niej sensu.

Poza utrzymaniem swoich dzieci przy życiu, Zoya nie czuje absolutnie żadnej innej motywacji do dalszej egzystencji. Chciałaby, by dominowała nią żądza zemsty, ale ta mogłaby pociągnąć za sobą komplikacje, na które nie jest gotowa, bo nie jest w stanie podjąć ryzyka utraty jeszcze kogoś innego. Dlatego będzie musiała jakoś pogodzić się z tym, że Markus będzie nią rozczarowany, że nigdy nie zostanie prezydentką, że nawet nie wróci na stałe do Waszyngtonu. W tej chwili nie wie, co musiałoby się wydarzyć, by cokolwiek w jej życiu miało znów jakiś cel.

A na razie znów skupia się na tym co przyziemne i zabiera Ester do wanny, co kończy się kompletną aferą, bo nie zabrała jej zabawek, wzięła nie ten szampon i wszystko jest absolutnie nie tak. Przez co Zoya kończy tę nierówną walkę, gdy Gavin już wraca do domu. Dlatego wypuszcza Ester z pokoju, jak tylko uda się jej ubrać ją w ciepły dres i siada na łóżku. Po czym zaczyna płakać. Zupełnie niespodziewanie dla samej siebie, znów rozpada się na kawałki i nie może się uspokoić.

- Hej, kupiłem inny rodzaj sera, niż wpisałaś na listę, więc mam nadzieję, że nie byłaś z nim jakoś emocjonalnie związana. Młody już się ogarnął z rzeczami? Mogę go zmusić, żeby pomógł mi to wszystko rozpakować? - Gavin wchodzi do sypialni i zamiera od razu, gdy widzi, że blondynka płacze. Przez chwilę zastanawia się, czy powinien się wycofać, czy zostać, ale ostatecznie robi krok w przód i siada naprzeciwko niej na łóżku. - Co jest, złotko?

- Poza tym, że mój mąż nie żyje? - pyta go, uciekając przed nim wzrokiem i przecierając policzki.

- Stało się coś, co konkretnie...

- Ja nie miałam zostać z tym wszystkim sama. To nie tak, że nie braliśmy pod uwagę jego ewentualnej śmierci, ale to nie było coś, co miało się wydarzyć jeszcze przez wiele lat. I teraz, ja sobie z tym nie poradzę. Ja nie umiem, nie mam podejścia, cierpliwości, umiejętności...

- Do czego? Do swoich dzieci? - upewnia się Gavin i wybucha śmiechem. - Zoya, proszę cię. Nie gadaj głupot. Jesteś dobrą matką, radzisz sobie lepiej, niż większość osób w takiej sytuacji i musisz po prostu zaakceptować, że na pewno spierdolisz sporo rzeczy po drodze.

- Nie chcę właśnie nic spierdolić. Z nim było łatwiej. Elijah zawsze wiedział... umiał ich podejść. Oboje. Ja błądzę po omacku...

- Myślisz, że on by sobie zajebiście radził, jakby ciebie zabrakło? - pyta Gavin, a Zoya parska gorzkim śmiechem, który u niego wywołuje kpiący uśmiech. - Właśnie. Weź się w garść i przemyśl swoje zachowanie. I tak nie spierdolisz bardziej sprawy niż nasi starzy.

- Elijah zawsze tak mówił. A ja zawsze odpowiadałam, że to nie jest wysoko postawiona poprzeczka - odpowiada blondynka, a on się do niej uśmiecha i podnosi się z łóżka. Zoya przez chwilę ma ochotę go poprosić, by tu wrócił, powiedzieć mu, że rozpaczliwie potrzebuje, by ją ktoś przytulił, ale zanim się odezwie, Gavin już stoi w drzwiach.

- Daj sobie trochę świętego spokoju, postaram się, by dożyli do obiadu.

Uśmiecha się do niego i kładzie się na łóżku, doceniając to, że nie zamknął drzwi i że może dalej słuchać, co się dzieje w salonie. Gavin woła Phineasa, by faktycznie pomógł mu z zakupami, albo znalazł jakieś zajęcie dla swojej siostry, a po pytaniu chłopaka o Zoyę, Reed mówi mu, by dać jej trochę przestrzeni. A ona nie ma pojęcia, co ma ze sobą zrobić. Nigdy, chyba w całym swoim życiu, nie była tak bezradna. W ciągu ostatnich pięciu lat, gdy miewała wolny dzień, czy wieczór, to spędzała go z Elijahem lub przyjaciółmi. Nie bywała sama. Nie czuła się dobrze sama. Nie lubiła też bezczynności. Zawsze miała pracę, a teraz, gdy sprawdza zdalnie swój telefon służbowy i widzi te setki nieodczytanych wiadomości i nieodebranych połączeń, nie czuje nic. Żadnej motywacji. Sprawdza też prywatne wiadomości, celowo ignorując te od Markusa, Lewisa i wszystkich innych osób, które pytanie o to, jak się czuje, byliby w stanie przekuć w rozmowę o pracy. Zatrzymuje się dopiero na wiadomości od Connora i Iony, która powoduje, że podnosi się do siadu i chwilę analizuje, o co właśnie ją spytali. Po czym prosi o czas i przeskakuje na kolejną wiadomość od Iony, z informacją na temat zadatku jaki wpłacili w hotelu, w którym chcą zorganizować przyjęcie. I to wystarcza, by Zoya wstała, wzięła tablet z torby i poszła do salonu, gdzie siada przy stole. Ester od razu próbuje jej się wepchnąć na kolana, na co ta niechętnie się zgadza i strategicznie układa przed sobą kolorowankę, by dziewczynka zainteresowała się tym, a nie zdjęciami, które Zoya przerzuca na ekranie. Ester jednak z wrodzonym uporem nie daje jej nic zrobić, co zauważa Gavin, który po prostu bez skrępowania zabiera od niej dziewczynkę i z łatwością podrzuca ją lekko do góry. Zoya patrzy na to, jak Reed wygłupia się z małą, przerzucając ją sobie przez ramię, po czym z łatwością upuszcza ją z niewielkiej wysokości na sofę, a zachęcona tym dziewczynka od razu ponownie wskakuje mu na plecy.

- Tak, zamęcz ją, to da nam święty spokój wieczorem - śmieje się Phineas, kończąc rozpakowywać jedzenie do lodówki. - Co dziś na obiad? - pyta, spoglądając na Zoyę.

- Dopiero jadłeś śniadanie - wchodzi jej w słowo Gavin, który podchodzi do ekspresu do kawy, trzymając Ester na barana. - Jak na kogoś, kto się nie rusza sprzed komputera, strasznie dużo jesz.

- Wiesz, mam trzynaście lat. Rosnę, czy coś - rzuca uszczypliwie Finn. - Zoya?

- Mam nadzieję, że to nie praca - mówi Gavin wskazując na jej tablet.

- Nie, wesele. Poza tym sam kazałeś mi się czymś zająć, żeby skupić na tym myśli - odpowiada Gavinowi i wzrusza ramionami, przenosząc wzrok na syna. - Zrobię jakiś makaron z warzywami.

- To mnie zawołaj, jak będzie gotowy - mówi chłopak i już ma się wycofać, ale Gavin łapie go za kołnierzyk podkoszulka. - Halo! To jest przemoc policyjna! Zgłoszę to.

- Nie, to jest na razie policyjne ostrzeżenie - śmieje się Gavin. - Nie udostępniaj nikomu lokalizacji, nawet Adzie, jak będzie ci pomagać z lekcjami.

- Spokojnie, nie chcę jakoś, by ktoś znów próbował mnie zabić - mruczy pod nosem Finn i wyciąga rękę, by połaskotać Ester w stopę. Dziewczynka zaczyna się wyrywać, przez co prawie wsadza Gavinowi palec w oko, a ten od razu próbuje ją znów zrzucić z siebie na sofę. Gdy Phineas znika w swoim pokoju na górze, Reed spogląda na Zoyę, jakby spodziewając się, że ta skomentuje jakoś słowa syna, ale blondynka wygląda na kompletnie pochłoniętą swoją pracą, więc szatyn nie zastanawia się za długo, tylko pozwala Ester znów wskoczyć sobie na plecy.

- Czy jak założę jej buty to wystarczy, by wyjść z nią na taras? - pyta, wyrywając Zoyę z zamyślenia.

- Przynieś mi jej bluzę z szuflady w komodzie - odpowiada Zoya, podnosząc się i zabiera od niego Ester. Ubiera ją, a Gavin podaje jej rękę i ruszają w stronę wyjścia na taras. - I proszę, staraj się palić w większej odległości od niej.

- Obiecuję. - Wychodzą na zewnątrz, gdzie Estera od razu zaczyna mówić do Gavina, który wygląda na szczerze tym zainteresowanego. Zoya patrzy na nich przez chwilę, gdy schodzą po schodach na trawnik i uśmiecha się przy tym mimowolnie, odrywa od nich wzrok dopiero, gdy słyszy kroki na schodach.

- Zapomniałem herbaty - mówi Phineas, podchodząc do szafki i biorąc z niej duży kubek. - Gavin zabrał Gremlina na spacer?

- Na to wygląda - odpowiada Zoya, wskazując brodą w stronę okna i zabiera ze stołu swój tablet, po czym przenosi się na sofę. Finn wygląda przez nie, po czym obraca się i siada obok niej.

- Czy ja naprawdę nie mogę mieć godziny tylko dla siebie? - pyta kpiąco Zoya i odkłada tablet na bok. - Co jest?

Phineas patrzy na nią, patrzy nawet jej prosto w oczy przez kilka sekund i ma ochotę powiedzieć jej o wszystkim. O badaniach, które prowadził z Elijahem, o przełomie, który zrobili tuż przed jego śmiercią i tym, że jeśli mieli rację, to naprawdę wszystko mogło się zmienić. Przede wszystkim ma potrzebę przyznać się w końcu do tego, że trzymali i trzymają ją dalej w niewiedzy, a jego to już męczy, bo nigdy nie chciał mieć przed nią sekretów. Ale obiecał Elijahowi, a później obiecał Adzie, że zachowa to dla siebie. Tylko wtedy groźby były jedynie przypuszczeniami, a wczoraj ktoś wjechał w nich na drodze szybkiego ruchu i Finn boi się, nie, jest absolutnie przerażony, że to jego wina. Tego, że wie o badaniach tyle samo co Ada i może właśnie przez niego wszyscy są zagrożeni. Tylko gdy Zoya uśmiecha się do niego i przeczesuje mu palcami włosy, to wszystko w nim pęka i nie może wydusić z siebie ani słowa.

- Jak chcesz się przytulić, to będę ci za to bardzo wdzięczna - mówi Zoya, przerywając ciszę. - A jak Gavin powie coś głupiego, to obiecuję, że zrobię mu krzywdę. - Finn śmieje się nerwowo i przytula się do niej, a blondynka obejmuje go ramionami i sama czuje się o wiele lepiej. - Wiesz, że możesz mi powiedzieć absolutnie wszystko, co ci leży na sercu, prawda?

- Wiem.

- Więc? O co chodzi?

- Po prostu się wczoraj wystraszyłem. - Teoretycznie jej nie okłamuje. Jest to prawda, choć niewielka jej część, ale Finn woli na razie się nie ruszać, bo czuje się teraz bezpiecznie i nie musi patrzeć jej w oczy, unikając konfrontacji. - Jeszcze wyjechaliśmy nagle, nic nikomu nie tłumacząc, słyszałem twoją kłótnie z Gavinem, po czym nagle jesteśmy tu i ja nawet nie wiem, gdzie dokładnie jest to tu. I... Tęsknie za domem. Już tęsknię za kotami. I Adą. I najbardziej tęsknię za Elijahem.

- Ja też, kochanie. I też nie mam pewności, gdzie jesteśmy i dlaczego jesteśmy właśnie tu, ale ufam, że Gavinowi w kwestii naszego bezpieczeństwa.

- Lubię go - oświadcza, odsuwając się od niej, a Zoya uśmiecha się bezczelnie.

- Doprawdy? Nie da się zauważyć - śmieje się, a Finn odpowiada jej kpiącym spojrzeniem.

- Ty też już nie pałasz do niego niechęcią. Wydajesz się przy nim spokojniejsza.

- Może i masz rację, może tak właśnie jest - mówi Zoya, wzruszając ramionami. - To może być jedyna dobra rzecz obecnie, to że mnie przeprosił i że znów mam do niego zaufanie. Naprawdę długo potrzebowałam od niego usłyszeć przeprosiny.

- To przez Elijaha, prawda? Nie rozmawialiście...

- Nie. Też. Może... - Zoya wzdycha nerwowo. - To dość skomplikowane.

- Wydaje mi się, że on się w tobie kocha - stwierdza Phineas, a Zoya wybucha głośnym śmiechem.

- Tak. Oczywiście. Razem zaplanowaliśmy zabójstwo Elijaha, żeby być razem. To jest prawda, przejrzałeś nas.

- Zoya - fuka chłopak, a ona znów się śmieje.

- No co? Myślałam, że to konkurs na to, kto powie coś głupszego, kochanie - mruczy sarkastycznie i czochra mu włosy. - To nie jest moment na takie rozważania, nie wydaje mi się, by miał przyjść taki moment... kiedykolwiek. Wiesz, że Elijah był dla mnie bezkonkurencyjny.

- Przecież ja tego nie powiedziałem, by was swatać, czy cokolwiek.

- Mam nadzieję - mówi Zoya i bierze głębszy wdech. - Jeśli jednak coś będzie w jego zachowaniu cię irytować, to mi o tym powiedz. Albo w moim zachowaniu. Reed wyciąga ze mnie wszystkie możliwe zapasy sarkazmu, jakie mi pozostały.

- To akurat nie jest wada - śmieje się chłopak i przytula do niej raz jeszcze, zanim wstanie. - Zostawię cię z planowaniem wesela i wracam do siebie, jakby Gavin się nudził, to chętnie z nim w coś pogram.

Zoya odprowadza go spojrzeniem, doskonale zdając sobie sprawę, że jest coś, o czym chłopak jej nie mówi. Mimo że Finn tego nie widzi, ona umie rozpoznać, że jego skrywana nerwowość wcale nie pojawiła się wczoraj, więc nie może brać się z wypadku, w którym uczestniczyli. Nie chce jednak na niego naciskać, bo za nic nie chciałaby, żeby teraz ktoś naciskał na nią w jakiejkolwiek sprawie. Może więc tylko się o niego martwić, zapewniać go, że może jej powiedzieć o wszystkim i liczyć, że sam do niej przyjdzie. Rozmowa z nim wybija ją jednak z rytmu, dlatego Zoya pisze do Iony krótkie podsumowanie tego, co udało jej się ustalić i wstaje z sofy. Podchodzi do pianina, otwiera je i uderza w kilka klawiszy, tylko po to, by odkryć, że jest całkowicie rozstrojone i musiałaby mu poświęcić więcej czasu, by dało się coś na nim zagrać. Odkłada więc ten pomysł w czasie i podchodzi do okna wychodzącego na taras. Gavin siedzi na schodkach i pali papierosa obserwując, jak Estera biega między drzewami, zbierając kolorowe liście i przynosząc mu po kilka sztuk, które szatyn odkłada obok siebie, pod swój telefon, by nie porwał ich wiatr. Zoya sama nie wie, jakie wzbudza to w niej uczucia, na pewno czuje jakiś wymiar spokoju, widząc córkę uśmiechniętą i bezpieczną. Tylko z drugiej strony jej wnętrze ściska się na myśl o tym, że Estera Kamska wcale nie będzie pamiętać swojego ojca, który oszalał na jej punkcie, gdy tylko wziął ją pierwszy raz w ramiona. W końcu była jego. I teraz jej niebieskie oczy będą to Zoyi przypominać absolutnie za każdym razem, gdy będzie na nią patrzeć.

Późnym wieczorem, gdy są już po obiedzie, kolacji i jednym niezwykle głupim filmie animowanym, na którym Estera i tak zasnęła, przytulona do swojej mamy, w domku zapada cisza. Phineas zniknął na górze, wmawiając Zoyi, że będzie się uczył, ale ona po jego podejrzanie częstym spoglądaniu na telefon domyśliła się, że raczej będzie grał w coś ze swoją koleżanką, w której dalej się podkochuje. A ona nie wie, co ma ze sobą zrobić. Gavin znów siedzi na schodkach przed domem i pali, więc, zamiast znów być sama, woli wyjść do niego. Zgarnia dwa koce z fotela i po chwili siada obok szatyna, zarzucając mu jeden z nich na plecy, a drugim owija się sama.

- Dzięki, ale nie jest aż tak zimno - mówi Gavin, a ona wzrusza ramionami, siadając na tym samym stopniu co on, ale zachowuje przy tym bezpieczną odległość, jakby chciała tym podkreślić, że wciąż nie są przyjaciółmi. Szatyn patrzy, jak blondynka owija się kocem i podciąga kolana pod brodę. - Próbujesz wizualnie pokazać, że kiepsko się czujesz, czy jak? Przecież pogoda nie robi na tobie wrażenia.

- Właśnie, że robi na mnie wrażenie. Czuję temperaturę, Gavin. I jest zimniej, niż twierdzisz.

- O, to coś nowego. Nie wydaje mi się, byś pięć lat temu marzała.

- To była niewielka zmiana oprogramowania, a byłam ciekawa, jak to jest i mi się spodobało. Zdecydowałam się na to jakieś trzy lata temu.

- Polubiłaś odmrażanie sobie tyłka przez pięć miesięcy w roku? Nie wydaje mi się, by klimat w Waszyngtonie był jakoś o wiele łaskawszy w zimie - mówi chłodno, a blondynka ona kręci głową, jakby zadał jej bardzo głupie pytanie.

- Nie chodzi o pogodę. Chodzi o tysiąc innych rzeczy, Gavin... O czucie ciepła drugiej osoby obok siebie w łóżku, o możliwość sprawdzenia temperatury u dziecka, przez dotknięcie jego czoła, czy przygotowanej im herbaty. O chłód kostek lodu na skórze w lecie, czy wody w jeziorze, gdy wskakujesz do niego w upalny dzień, czy chłód poranka, gdy stoisz na tarasie w samym prześcieradle - tłumaczy Zoya, patrząc na bujane wiatrem lampki na najbliższym z drzew.

- To dla mnie chyba tak naturalne, że ja nawet nie zwracam na takie rzeczy uwagi. Pewnie dlatego nie wpadłem na to, że dla ciebie to tak wielka zmiana.

- Nie jestem zaskoczona, że nie rozumiesz, co czuję. Zawsze byłeś ignorantem, jeśli chodzi o mój gatunek.

- Nigdy specjalnie nie chciałaś mi czegokolwiek tłumaczyć, jedynie wymagałaś - odpowiada jej beznamiętnie i opiera się łokciami o stopień za sobą. Wyciąga się lekko i patrzy w niebo, zanim parsknie śmiechem. - Nie jestem specjalnie zaskoczony, że ci wgrał taką aktualizację, pewnie miał z tego niezłe benefity.

- Dobrze wiedzieć, że dla ciebie wciąż wszystko kręci się wokół seksu - mruczy w odpowiedzi Zoya. - To była moja decyzja, która głównie wzięła się właśnie z opieki nad dziećmi. Ale tak. Byłam też ciekawa, jak odczuwanie temperatury wpłynie na odczuwanie wszystkiego innego. I teraz faktycznie mówię o seksie - dodaje kpiąco i obraca się na stopniu, by oprzeć się plecami o balustradę, zwracając się przy tym w jego stronę. - Chciałam nawet, by rozwinął moje oprogramowanie jeszcze dalej. Tak, żebym mogła czuć jeszcze więcej, nawet i ból, ale mi odmówił.

- Serio? Nie kręciło go ciągnięcie cię za włosy?

- Nie. Zupełnie nie o to chodzi, ale mówi to dużo o tobie - odpowiada lodowatym głosem, a Gavin spogląda na nią i widzi, że to tylko poza. Jej głos może być ostry jak nóż, ale blondynka siedzi skulona, obejmując nogi ramionami, z brodą opartą na swoim kolanie i wygląda, jak jedno wielkie nieszczęście, jakby kolejne wypowiedziane słowa miały ją zabić. - Powiedział mi jasno, że jego zadanie to uchronić mnie przed bólem, a nie mi go dać. Jak jakiś najgorszy prezent.

- Już nie rób z niego takiego świętego, złotko. Młody wspominał, że się kłóciliście...

- Wszystkie pary się kłócą - wchodzi mu w słowo, zanim szatyn dokończy wypowiedź.

- Tak, ale nie każdy ma historię bycia przemocowcem wobec swojej byłej, która podobnie jak ty, nie była raczej narażona na podbite oko i siniaki. A obecny mąż Chloe, czy jak tam się ona teraz nazywa, zeznał, że dziewczyna raczej nie ma z poprzedniego związku dobrych wspomnień.

- To był ich związek, nie nasz - odpowiada zdawkowo Zoya, a on spogląda na nią i czeka, aż blondynka przestanie uciekać przed nim wzrokiem. Gdy w końcu jej ciepłe oczy się na nim zatrzymują, kolejne pytanie zadaje jej już bez ogródek.

- Czy on kiedykolwiek cię uderzył?

- A jakie to ma teraz znaczenie? Czy cokolwiek ma teraz jakieś znaczenie? - Zoya obraca się i siada ramię w ramię z Gavinem, który się do niej przysuwa. Siedzą chwilę w milczeniu, a Reed zaczyna się domyślać, że brak odpowiedzi, jest odpowiedzią samą w sobie, ale wtedy blondynka w końcu się odzywa. - Mam wrażenie, jakbym samym odpowiadaniem na to pytanie obrażała jego pamięć. Nie. Nigdy mnie nie uderzył. Kłóciliśmy się czasem, czasem bywał nieprzyjemny, ale Elijah wiedział aż za dobrze, że jeśli przekroczy wyznaczoną granicę, jeśli mnie podniesie na mnie rękę, czy choćby rzuci czymś w mojej obecności, to od razu od niego odejdę. I zabiorę dzieci. I znów zostanie sam w swoim wielkim domu, bo nie dam mu drugiej szansy. Więc nigdy w życiu, niezależnie od kłótni, niezależnie od jego niepowodzeń zawodowych, nigdy nie kierował złości w moją stronę. Nie fizycznie. A gdy powiedział dwa słowa za dużo, to dość szybko rozumiał swój błąd i mnie przepraszał.

- Jestem jednak strasznie głupi - mówi Gavin, śmiejąc się dźwięcznie, a Zoya szturcha go lekko ramieniem, gdy nie rozwija swojej wypowiedzi. - To było głupie, by kiedykolwiek myśleć, że mogłaś być ofiarą. To przecież oczywiste, że gdyby zrobił coś, co ci się nie spodobało, to byś urządziła mu piekło na ziemi. Masz w tym wprawę.

- Jesteś głupi, ale wcale nie dlatego. Odeszłabym od niego, gdyby zrobił coś niewybaczalnego, ale nie wiem, co musiałby zrobić, by zasłużyć na moją zemstę. I wiesz dlaczego? Różnica między nim, a tobą i piekłem, które mogłabym zgotować, polega na tym, że Elijah mnie kochał. Szalenie. Całą mnie. Ze wszystkimi moimi wadami, zaletami, planami, porażkami i znał mnie, jak nikt inny. A ty ani mnie nie znałeś, ani tym bardziej mnie nie kochałeś, Gavin. Ty się mną bawiłeś. Mną i moimi uczuciami, jakie do ciebie miałam. Zasłużyłeś sobie na to, co dostałeś.

- Jedyne, co mogę ci na to odpowiedzieć, to cię przeprosić. A już to zrobiłem.

Zapada między nimi cisza. Zoya ma wrażenie, że powinna ugryźć się w język i nie dać się wciągnąć w rozmawianie w taki sposób, w ogóle w rozmawianie z Gavinem. Ufała mu. Jako jednej z niewielu osób obecnie, ale nadal nie mogła się pogodzić w pełni z tym, co jej kiedyś zrobił. Choć z perspektywy czasu, tego wszystkiego, co zdarzyło się w jej życiu przez te kilka lat, to nie powinno mieć żadnego znaczenia. A już na pewno w tych okolicznościach. W okolicznościach, w których powinna cierpieć tylko z jednego powodu, a nie jeszcze rozdrapywać stare rany. On za to patrzy w ciemne niebo, kończąc palić papierosa i jednocześnie jest na nią zły, ale przede wszystkim jest zły na siebie, że nie umie za nic być na to wszystko tak obojętny, jakby chciał. Nie umie być obojętny na nią.

- Domyśliłam się, że to jakoś nieruchomość waszego ojca, ale Lorrie wyglądała na zaskoczoną, gdy dał ci klucze... - zaczyna Zoya, kompletnie zmieniając temat i licząc na to, że uda im się uciec od rozmów o Elijahu. O jej zakończonym małżeństwie. Czy, co gorsze, o romansie, który ich łączył pięć lat temu.

- Oficjalnie nie jest mojego ojca. Oficjalnie jest jego kochanki - mówi beznamiętnie Gavin. - Z dobre dziesięć lat temu matka zadzwoniła do mnie, że nie może się z nim skontaktować. Była spanikowana, bo ojciec był "w delegacji" i bała się, że może miał wypadek, czy coś. Zawsze była naiwna...

- Bycie naiwnym ma swoje granice. To wygląda mi na jawne ignorowanie rzeczy, które nie są idealne...

- Brzmisz, jakbyś miała w tym wprawę.

- Nie mówimy o mnie. Więc? Znalazłeś go?

- Tak. Jestem dobrym detektywem. Wiedziałem mniej więcej jak nazywa się jego kochanka, więc sprawdziłem jej nieruchomości i znalazłem tę. Trochę ponad możliwości finansowe pianistki z lokalnej opery - kontynuuje Gavin, bardzo starając się brzmieć tak, jakby streszczał jej jakiś średni film niż kolejną skazę na idealnym rodzinnym portrecie. - Przyjechałem tu, zrobiłem mu awanturę i chciałem powiedzieć wszystko matce. To oświadczył, że jak to zrobię, to doprowadzi do tego, żeby mnie wydziedziczyć, doprowadzi do tego, by Elijah odziedziczył wszystko, chociaż już jest obrzydliwie sławny i bogaty.

- Więc wybrałeś pieniądze niż szczerość wobec matki? Mając dowody?

- I miałem zniszczyć jej życie? Znasz ją. Wiesz, że lubi swoje wygodne życie z moim ojcem.

- Myślę, że nie masz prawa decydować za nią.

- Teraz to już nie ma znaczenia. Ojciec dość szybko skończył tamten romans i przepisał dom na jakąś swoją kolejną dziewczynę, którą tym razem kryje przede mną znacznie lepiej - odpowiada jej, wzruszając ramionami i zapala kolejnego papierosa. - Już nie udawaj takiej zaskoczonej. To akurat największa oczywistość na tym świecie, że uprzywilejowani, bogaci kolesie, będą mieć głupie, biedne laski na boku. Mój ojciec nie jest wyjątkiem.

- Generalizujesz.

- Wybacz, twoja rodzina jest przecież święta. Na czele z twoim braciszkiem. Nie mów, że on nie pierdolił sekretarek, zanim wyszedł na Dziewięćset.

- Myślę, że romans dwójki współpracowników za obopólną zgodą to jednak coś innego niż zdradzanie małżonka. Nikodem nie był w związku, gdy romansował...

- A pozycja władzy nic nie daje? Bycie szefem takiej stażystki jednak wpływa na dynamikę.

- Dlaczego my w ogóle kłócimy się o życie erotyczne mojego brata? To przecież nawet nie tak, że on kogoś kiedyś zdradził, jak już to jego zdradzono. - Zoya gryzie się w język kilka sekund za późno i od razu unosi dłoń, by dać znać Gavinowi, że ma o nic nie pytać. - Zakończmy ten temat podsumowaniem, że wasz ojciec to kłamliwym drań i ja nie mam nic do stracenia, więc mogę Lorrie powiedzieć prawdę.

- Nie niszcz jej życia na starość - wzdycha szatyn, zaciągając się papierosem. - Mierzysz teraz ją swoją miarą. Ty byś dała wszystko, by się dowiedzieć i mieć dowód na to, że Elijah cię zdradza, by móc go rozerwać na strzępy za coś takiego.

- Ja najpierw chciałabym wiedzieć, dlaczego w ogóle postanowił to zrobić. A póki co, to ty byłeś jedyną osobą, która mnie zdradziła.

- Nieprawda...

- Bo co? Bo nie byliśmy oficjalnie w związku, gdy zastałam u ciebie tamtą dziewczynę?

- Nie. Bo nic między nią a mną nie zaszło. Bo pojechałem za tobą i szukałem cię w każdym parszywym klubie, a jak już cię znalazłem, to nie przeszło mi przez gardło, by powiedzieć ci prawdę - odpowiada gniewnie szatyn, a ona nie reaguje w żaden sposób na jego słowa. Więc Gavin postanawia jak najszybciej uciec od tego, co powiedział. - Poza tym jesteś bardzo pewna, że Elijah...

- Nawet nie kończ tej wypowiedzi. On by mnie nie zdradził. On mnie uwielbiał. Nie miał ku temu najmniejszego powodu.

- Tak, tak. Domyślam się, że byłaś grzeczną dziewczynką...

- Reed - fuka na niego Zoya, a on unosi dłonie w obronnym geście i zapada między nimi chwila ciszy.

- Tęskniłem za naszymi rozmowami - rzuca w końcu Gavin, a ona kręci głową.

- To nie są rozmowy, to są sprzeczki.

- Więc brakowało mi naszych sprzeczek - mówi, uśmiechając się kpiąco i nie przestając patrzeć w górę. - Co prawda zawsze wyobrażałem sobie zupełnie inne okoliczności naszych kolejnych rozmów, czy tam sprzeczek. Tego, że w ogóle będziemy się znajdować w tym samym miejscu.

- Doprawdy? Nie zakładałeś, że ktoś brutalnie zamorduje twojego brata w jego własnym domu i to w taki sposób, bym to ja znalazła jego ciało?

- No patrz, niezależnie, jak go nie lubiłem, to jakoś niekoniecznie fantazjowałem o jego morderstwie.

- Więc, jak to było?

- Co? - pyta Gavin, przenosząc na nią spojrzenie. - Jak sobie wyobrażałem okoliczności naszych ewentualnych rozmów?

- Mhm. Tak - potwierdza, uśmiechając się do niego bezczelnie. - Opowiedz mi te okoliczności, jestem ich bardzo ciekawa.

- Cholera, sam nie wiem - wzdycha, wyraźnie zaskoczony, ale w końcu wzrusza ramionami. - Jakoś nigdy nie zakładałem, że go zostawiasz, że w ogóle będziesz do tego zdolna. Nie, bo wierzyłem w wasze love story, ale bo jednak też trochę cię znam i wiem jak nikt, że jesteś kurewsko uparta. Więc byłabyś z nim, nawet jeśli tylko po to, by coś komuś udowodnić - mówi Gavin i znów spogląda w niebo, by uciec przed jej wzrokiem i jej uśmiechem. Tym uśmiechem. Tym, którego tak nie lubił i za którym tak tęsknił. - Raczej zakładałem, że wszystko po prostu już na starcie potoczyło się inaczej. Zakładałem, że w ogóle się z nim nie związałaś, że po prostu po jakimś czasie mi wybaczyłaś.

- To zabawne... - Zoya wypowiada te słowa w taki sposób, że nie czuć w nich ani odrobiny rozbawienia. - Gdyby mnie i Elijaha nic nie łączyło, gdybyśmy nie mieli chemii, nie ciągnęło nas do siebie, to pewnie bym ci wybaczyła. Nie, że od razu rzuciłabym ci się w ramiona, bo przyjechałeś i przeprosiłeś, ale pewnie w końcu bym znów cię wpuściła do swojego życia.

- Cóż, nie jestem specjalnie zaskoczony, że jak już weszłaś do jego domu, to Elijah zrobił wszystko, by cię w nim zatrzymać - odpowiada Gavin i uśmiecha się do niej równie bezczelnie, jak ona do niego jeszcze kilkanaście sekund temu. - Ewentualnie myślałem o tym, że kiedyś cię tak wkurwi, że staniesz w progu mojego domu w środku nocy. Tylko wtedy, zamiast rozmawiać, to zabrałbym cię do łóżka, a po wszystkim zrobił ci zdjęcie i poinformował go, że przybiegłaś znów do mnie z płaczem.

- Dziękuję za szczerość - fuka Zoya, obrażonym tonem. - Zdajesz sobie sprawę, jakie to było kurewsko przedmiotowe, Gav? Ja nie jestem jakąś zabawką, którą przerzucacie między sobą. Czy innym trofeum w waszej prywatnej rywalizacji!

- Jasne, jasne. Przedmiotowe traktowanie - kpi sobie Gavin. - Tylko to nie ja tu akurat jestem chujem, to on zaczął.

- Słucham? Nie będziemy teraz cofać się do waszego dzieciństwa i tego, kto zaczął...

- Nie, ja mówię o traktowaniu cię jak trofeum - mówi cynicznie Gavin, a Zoya spogląda na niego, jak na idiotę, kompletnie nie wiedząc, co szatyn ma na myśli. Reed niewiele myśląc, sięga po telefon, przekopuje się przez długą listę kontaktów, zanim znajdzie numer Kamskiego i podaje jej ostatnią wiadomość, którą ten mu wysłał. Blondynka patrzy na swoje zdjęcie zrobione jej w sypialni na Belle Isle, czyta podpis i wydaje z siebie ciche parsknięcie.

- Dupek - mruczy pod nosem, a Gavin wybucha śmiechem. Blondynka gani go spojrzeniem, a w jej ciepłych oczach pojawiają się dobrze, jeśli nie najlepiej mu znane, ogniki czystego gniewu. - Pieprzony dupek, odgrywający nieustannie i przed wszystkimi jebane przedstawienie. Jakby cały świat był jego cholerną widownią. Robiący wszystko, by na zewnątrz postrzegano go jako króla świata, a mnie jako jego własność. I rozumiem to, zawsze to rozumiałam, tę nadętą publiczną personę, którą sobie wymyślił razem z Chloe! Ba, nawet chętnie grałam w tę grę razem z nim. Ale to? Ta wiadomość? - pyta wściekle, machając dłonią w jego stronę. - To nie jest publiczny spektakl. To nie jest żaden element gry, która ma przynieść rezultaty, czy w jakiś sposób nas chronić. Nie! To jest część naszej prywatności, naszego życia, która nie było przeznaczone dla postronnych.

- Przecież tu chodziło o wynik, o to, żeby dostał to, co chciał.

- Byliśmy wtedy już zaręczeni. Dostał wszystko, o co poprosił - odpowiada gniewnie blondynka, a uwadze Gavina nie umyka to, jak mocno jej dłonie zaciskają się na brzegu koca.

- Tęskniłaś za mną.

- Słucham? - Zoya wybucha śmiechem, zadając to pytanie i od razu kręci głową. - Ja wiem, że masz naprawdę ogromne ego, Gavin ale...

- Myślałaś o mnie, a on cię na tym przyłapał. I postanowił pozbyć się problemu.

- Proszę cię... - wzdycha, przewracając oczami, a on znów opiera się łokciami o stopień za sobą i spogląda w niebo.

- Z całą pewnością ja myślałem o tobie. I tęskniłem za tobą. I właśnie zastanawiałem się, czy może jednak przełknąć właśnie ego i się do tego przyznać, prosić cię znów o wybaczenie.

- Byłam zaręczona, Gavin. To nie miało już wtedy żadnego znaczenia.

- Nie, to, że byłaś zaręczona, faktycznie nie miało najmniejszego znaczenia.

Gavin ma ochotę dodać, że jej bycie mężatką, też w perspektywie nie miałoby znaczenia. Bo jeśliby kiedykolwiek pojawiłaby się w jego drzwiach to by ją wpuścił, całował do rana, a dopiero później zadawał pytania. Zoya nie odpowiada na jego słowa, dłonie na kocu nie zaciskają się już tak mocno, ale on widzi po niej, że zbił ją z tropu, dokładnie w taki sam sposób, jak kiedyś, gdy powiedział jej, że jest zaskoczony tym, że ich związek jakimś cudem naprawdę działa. Teraz ma ochotę mówić dalej, że był przy niej szczęśliwy, że nigdy się z niej nie wyleczył i że jest absolutnie najpiękniejszą osobą, jaką kiedykolwiek widział. Tylko, że żadne z tych słów nie przejdzie mu przez gardło, bo jest na nie o wiele za późno. Jednak i tak wyciąga rękę i odsuwa za ucho kosmyk jej włosów, który cały czas wiatr zwiewa na jej twarz. Zoya niespodziewanie przysuwa policzek do jego ręki i przygryza mocno usta, jakby miała się rozpłakać.

- Potrzebuję, żebyś mnie przytulił - mówi stanowczo, a on od razu unosi ramię. Zoya jednak przesiada się na stopień przed nim, między jego nogi i opiera o niego plecami. Gavin naciąga mocniej swój koc i obejmuje ją ramionami, opierając brodę o czubek jej głowy. - Connor i Iona chcą, żebym udzieliła im ślubu.

- Ty? Dlaczego akurat ty?

- Bo jestem przedstawicielem władz, bo jestem ich przyjaciółką i bo jestem naprawdę dobra w przemowach.

- A ten wasz kandydat na prezydenta? Markus nie będzie lepszą opcją w tych okolicznościach?

- Chciałbyś, żeby twoja była ci udzielała ślubu? - pyta Zoya, przewracając oczami, a Gavin odchyla się, by spojrzeć na nią pytająco. - Iona i Markus chwilę ze sobą kręcili, ale nie wyszło to za dobrze. Nie na tyle, by ich nie zaprosić, ale na tyle, że byłoby dziwnie, gdyby to on udzielił im ślubu.

- Z tego co wiem, to ty chyba też kręciłaś z Connorem.

- To było bardzo dawno temu i nie było w tym nic romantycznego, a tym bardziej erotycznego. Więc to nie problem, to jak się czuję z mówieniem o miłości, to jest problem.

- Wydaje mi się, że na ślubach wszyscy chcą słuchać banałów, więc myślę, że możesz po prostu powiedzieć je swoimi słowami...

- Nie znam banałów o miłości. Nie znam się na takiej miłości. Znam się na zakochiwaniu się naiwnie w najbardziej nieodpowiednim człowieku na świecie, ignorowaniu czerwonych flag i życiu nadzieją na cuda. Albo na czymś zupełnie odwrotnym, na uporze i racjonalnych decyzjach, które z czasem zaowocowały miłością.

- Nie znam harcerzyka ani jego narzeczonej aż tak dobrze, ale wydaje mi się, że to drugie mogłoby im się spodobać - wtrąca Gavin, a ona wzrusza ramionami. - Zawsze możesz im po prostu odmówić i iść tam jako gość...

- Nie wiem, czy w ogóle powinnam tam iść.

- Powinnaś.

- Dlaczego?

- Bo pretekst pilnowania twojego bezpieczeństwa, będzie dobrą wymówką, by oszczędzić sobie kolejnej fatalnej randki.

- Och, czyli już cię zaprosili?

- Zaprosili połowę posterunku.

- Wiem, sama wysyłałam listę nazwisk do drukarni, by mogli przygotować zaproszenia - mówi Zoya, mając poczucie, że zmienia temat, ale Gavin z uporem do niego wraca. A ona obawia się, że po prostu powie mu za dużo, powie mu, że boi się wracać do Detroit, że chce tu zostać, schować się i unikać kolejnych pytań o to jak się czuje, kolejnych kondolencji, wyrazów współczucia, deklaracji pomocy, rozmów o pracy. Bo takie zawieszenie, czy odrętwienie zdaje się jej teraz najbezpieczniejszą przystanią.

- Po południu wydawałaś się rozbita, to przez tę prośbę Connora? Słyszałem też, że płakałaś w nocy.

- Naprawdę? Rany, wydawało mi się...

- Słyszałem i gwarantuję ci, że Finn też to słyszy i widzi. Więc nie musisz naprawdę udawać cały czas takiej, kurwa, dzielnej. Bo w to żaden z nas ci nie uwierzy.

- Czuję się źle. Niezależnie co robię, czuję się po prostu fatalnie i najgorsze, absolutnie najokropniejsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem, czy chcę się poczuć lepiej. Bo gdy są takie chwile, w których o nim nie myślę, w których sprzeczam się z tobą, w których śmieję się z moimi dziećmi, czy po prostu zakopuje się w obowiązkach... To mam wrażenie, że obrażam jego pamięć. - Zoya wyrzuca z siebie chaotycznie, nerwowo, a Gavin nie puszcza jej nawet na chwilę, jakby obawiał się, że gdy to zrobi, to blondynka rozpadnie się w jego ramionach na kawałki. - Czasem myślę, że to, że świat się nie skończył, nie umarł razem z nim i miesiąc później ja nadal tu jestem, nadal jakoś funkcjonuję to nieporozumienie. Że żaden wymiar mojej rozpaczy nie jest wystarczający, nie jest adekwatny do tego, jak przecież bardzo go kochałam.

- Przecież to nie zawody, mała. Nie musisz nic nikomu udowadniać swoim cierpieniem.

- Ja... Ja czasem się boję, że nie chcę, żeby to minęło, żeby cokolwiek wróciło do normy, bo... Dla mnie nie ma żadnej normy. Jak mogłabym przejść do porządku dziennego, z tym że miałam kogoś, kto mnie tak kochał, tak rozumiał i już go nie ma? Jak za pięć, dziesięć, pięćdziesiąt lat wytłumaczę komuś, jak mocno go kochałam, jak niezwykłe było wszystko między nami, skoro żyję dalej. Jakby nic się nie stało.

- Nie możesz się przecież do końca życia umartwiać i przeżywać tego w kółko i w kółko, a przecież... - mówi Gavin, po czym przerywa, zdając sobie sprawę z głupoty własnych słów i wybucha krótkim śmiechem. - Masz rację. Możesz. Pewnie będzie cię to prześladować do końca życia, masz szczęście, że nie sypiasz, że nie będzie do ciebie wracać to w koszmarach, gdy tylko zamkniesz oczy. Pewnie będziesz się łapać na tym, że dalej myślisz: co by było gdyby i jak wiele byś dała, by zmienić wszystko. Może nie ruszysz z miejsca. Może na zawsze utkniesz w tamtym momencie... - Zoya przechyla głowę, by na niego spojrzeć, ale Gavin kompletnie przed tym ucieka. Pochyla się i wtula twarz w zgięcie jej szyi, obejmując ją mocniej ramionami, a ona kładzie dłonie na jego rękach. - Jednak jeśli będziesz mogła, jeśli dasz radę to zrobić, to uciekaj z tego miejsca w swojej głowie jak najdalej.

- Tylko ja wcale nie chcę. Bo boję się, że kiedy przestanie boleć, to przestanę o nim myśleć, a to jedyne co mi zostało.

- Masz jeszcze dzieci. Dom. Karierę. Wspomnienia ostatnich pięciu lat, które nie były złe - mówi Gavin, nie zabierając głowy z jej ramienia. - To znacznie więcej niż wspomnienia jednego lata.

- Gavin - wzdycha Zoya, chcąc brzmieć na stanowczą, ale on tylko ściska ją trochę mocniej ramionami.

- To mnie rozjebało...

- Jedno lato?

- Ty.

- Mogę powiedzieć, że z wzajemnością...

- Wciąż tkwię w tamtym momencie, w którym byłem pewien, że nie żyjesz. Że to ty jesteś w tym samochodzie. Utknąłem w tej chwili, w której dotarło do mnie, jak bardzo cię kocham i jak bardzo wszystko między nami się nie uda.

- Nie wiedziałeś tego. A co ważniejsze, nie miałeś prawa sam o tym decydować, by skończyć to, co między nami było i zrobić to ze strachu, jak ostatni szczeniak - mówi Zoya, zaciskając palce na jego nadgarstkach. - Wiem, że kłamałeś, mówiąc, że mnie oszukiwałeś i zwodziłeś dla informacji potrzebnych ci w śledztwie. Wiem, że powiedziałeś to ze strachu. Jednak dla mnie najgorsze było, że jesteś w stanie posunąć się do takich kłamstw, byleby nie przyznać się do słabości. Więc wybacz, że teraz nie kupuję do końca twojej skruchy.

- Więc ufasz mi i siedzisz tu w moich ramionach, bo nie masz lepszej opcji? - pyta gniewnie, odsuwając głowę od jej szyi.

- Siedzę tu, bo czuję się tu bezpiecznie. - Zapada między nimi cisza, zanim Gavin opiera usta na czubku jej głowy. Całuje jej potargane włosy, poluźnia też uścisk i przenosi ręce na jej ramiona, przesuwając po nich kilka razy. - Ufam ci swoim życiem, życiem swoich dzieci, bo wiem, że chcesz naszego bezpieczeństwa. Nie ufam ci jednak ani trochę, w kwestii twojej przemiany i jakiejś nowo odkrytej dojrzałości.

- Masz do tego pełne prawo i sporo powodów. Sam sobie nie ufam w twojej obecności, mała - mówi szeptem, dalej dotykając ustami jej głowy, zanim oprze znów na niej brodę. - Nie sądziłem, że jego śmierć w ogóle mnie ruszy. A teraz się zastanawiam w jakim stopniu to przez to, że też tam byłaś, a w jakim to, że znałem go przez prawie niemal całe moje życie. Przysięgam, gdy zobaczyłem jego ciało i ciebie obok, to pierwszy raz od dobrych piętnastu lat o mało nie puściłem pawia. I nie chodziło o okoliczności. Chodziło o niego. O ciebie.

- Wychowaliście się razem i nie sądzę, że byliście sobie obojętni...

- Obojętność byłaby lepsza.

- Owszem, ale jest to luksus, na który nie możemy sobie pozwolić.

- Tak, to by było zbyt proste - śmieje się gorzko Gavin i bierze głęboki wdech. - Nienawidziłem go. Sama wiesz to najlepiej. Ale gdy słucham, jak Finn o nim mówi, to mam wrażenie, że tak właściwie to go kompletnie nie znałem. Chyba nikt poza wami go nie znał.

- Ja po prostu umiałam do niego dotrzeć.

- Tak, to twoja supermoc, umiesz dotrzeć do beznadziejnych przypadków. - Zoya uśmiecha się, opierając o niego mocniej plecami, a on napawa się widokiem jej twarzy, na której pojawiło się coś na kształt spokoju. - Naprawdę chciałbym kiedyś uporządkować sobie to wszystko w głowie.

- Wiesz, terapia to zawsze dobry pomysł. Chyba poleciałam ci ją już te ponad pięć lat temu, Reed.

- Już nie bądź taka cwana, księżniczko. - W momencie, w którym ją tak nazywa, od razu tego żałuje, przypominając sobie, że prosiła go o to, by więcej tego nie robił. Dlatego spodziewa się awantury, ale ona nie przestaje się uśmiechać, patrząc na ciemne drzewa przed nimi.

- Dziś ci puszczę to płazem, masz taryfę ulgową.

- To jakaś nagroda za szczerość? Za to, że przyznałem się, że to miało na mnie większy wpływ, niż można by się spodziewać? Czy, że ten dupek wygrał nawet po śmierci i zostawił mnie z kolejną traumą? - pyta prześmiewczo, a blondynka w jego ramionach kręci głową.

- Tak, tak. To wszystko ekstra, że się przede mną otworzyłeś, ale raczej chodziło mi o to, że masz taryfę ulgową, bo jesteś ciepły i wygodny - deklaruje kpiąco Zoya i obejmuje się mocniej jego ramionami, śmiejąc się szczerze.

Czy to świąteczny cud? Tak. Zoya i Gavin w końcu, pierwszy raz, rozmawiają ze sobą jak para dorosłych osób. No nie może być.

Czeka nas jeszcze jeden taki rozdział, zanim wrócimy do Detroit do planowania wesela i łapania morderców.

A tymczasem życzę wam szczęśliwego nowego roku ❤️ Dzięki, że w tym byliście ze mną i do zobaczenia w 2023.

K.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro