Epilog: wieczna miłość ✴ 25.12.2045
We can plant a memory garden
Say a solemn prayer, place a poppy in my hair
There's no morning glory, it was war, it wasn't fair
And we will never go back
To that bloodshed, crimson clover the worst was over
My hand was the one you reached for
All throughout the Great War
Blondynka szykowała się w pośpiechu, bo gdy Nikodem stanął w progu ich domu, wciąż miała włosy na wałkach, a jej córka nie chciała się za nic od niej odczepić. Dopiero, gdy Zoya wręczyła ją bratu, udało jej się uciec do garderoby i wymienić dres na sukienkę w kolorze butelkowej zieleni i rozpuścić włosy. A teraz rozpaczliwie szuka biżuterii, którą miała kilka dni temu na sobie, a która oczywiście zniknęła z miejsca, w którym ją odłożyła.
– Tego szukasz? – pyta Elijah, stając za nią w drzwiach łazienki i macha delikatnie złotym łańcuszkiem, a ona łapie jego spojrzenie w lustrze i przytakuje.
– Specjalnie je stąd zabrałeś?
– Nie, nie chciałem, by koty zrzuciły do odpływu kolczyki z diamentami – śmieje się i staje za nią. Odsuwa jej włosy i zapina łańcuszek na jej szyi, muskając przy tym jej skórę palcami. – Mam miłe wspomnienia związane z noszeniem przez ciebie zielonej sukienki.
– Chyba ze zdejmowaniem ze mnie zielonej sukienki – odpowiada kpiąco Zoya i bierze płytki wdech, gdy Elijah całuje delikatnie jej kark.
– Uwierz mi, nieważne co masz na sobie i tak mam ochotę to z ciebie zdjąć – mówi, wędrując ustami w górę jej szyi. Przerywa gdy zbliża się do jej ucha i opiera brodę o jej ramię, po czym przesuwa palcami po jej rękach, aż kładzie je na jej dłoniach opartych o szafkę. Zoya łapie jego wzrok w ich odbiciu w lustrze i uśmiecha się szeroko, obejmując się jego ramieniem.
– Denerwujesz się czymś? – pyta, gdy brunet nie odpowiada na jej uśmiech. Zamiast tego skóra z jego dłoni znika, a Zoya od razu nawiązuje z nim połączenie. Jest zaskoczona tym, że pierwszym co czuje jest jego zachwyt. To, że Elijah czuje to samo obezwładniające szczęście i poczucie doskonałości, gdy patrzy na nich razem. Jednak pod tym, Zoya z łatwością odkrywa jego niepokój wobec dzisiejszego wieczora, wobec pojawienia się Gavina, który wynika nie tylko z ich trudnej przeszłości, ale też z zazdrości o nią. Co blondynka od razu kwituje wybuchem śmiechu.
– Czy ty sam nie wyrzucałeś mi, że niepokoi mnie coś tak błahego jak zazdrość? – pyta go, kręcąc głową i obraca się w jego ramionach. – Nie bądź emocjonalny, bądź sprytny, najdroższy. Charlotte nie wie wszystkiego, co ja powiedziałam tobie. Zawsze możesz Reeda szantażować, jeśli cię zdenerwuje.
– Jesteś podła. Kocham to w tobie – śmieje się Elijah i całuje ją krótko, zanim się odsunie i poda jej ramię.
Idą rozmawiając o remoncie domu w Nowym Jorku, gdy wchodzą do salonu, rzucają pobieżne spojrzenie na swoje dzieci, które już kolejny raz tego dnia rozpakowują prezenty. Estera siedzi na kolanach Ariadny, która zdaje się tym faktem szczerze podekscytowana, a Phineas rozmawia z Nikodemem i Adą, więc Kamscy decydują się zostawić towarzystwo samym sobie. Idą do kuchni, gdzie nie przerywając rozmowy, Zoya sprawdza, czy na pewno wszystko jest gotowe, a Elijah nalewa czerwone wino do kieliszka i w tej samej chwili, dołącza do nich Nikodem. Kamski wręcza szwagrowi kieliszek, a ten obracając go lekko w dłoni i uśmiecha się do bruneta.
– Będzie mi brakować towarzystwa w opróżnianiu butelek czerwonego wina i whisky – mówi Palmer, na co Kamski śmieje się pogodnie. – Co? Tobie tego nie brakuje?
– Trochę. Trochę tęsknie za winem, za sushi i kawą rano... choć z drugiej strony doceniam, że nie potrzebuję jednak kofeiny, by zacząć dzień – odpowiada Elijah i nalewa do pozostałych kieliszków niebieski płyn.
– Czego jeszcze ci brakuje? Są w ogóle jakieś wady twojego nowego stanu?
– Brakuje mi trochę snu...
– Mnie brakuje twojego snu. Ty się rozkoszujesz jego brakiem – wtrąca chłodno Zoya, a jej mąż przewraca oczami, co wywołuje parsknięcie śmiechem u jej brata.
– Potrzebowałem czasu, by zaakceptować, że jako android też czasem potrzebuję odpoczynku i że najlepiej będzie poświęcić właśnie te kilka godzin w nocy, w łóżku, obok niej – odpowiada, spoglądając na Zoyę, która grozi mu palcem. – Poza tym chyba wszystko jest kwestią przyzwyczajenia się. Zalety zdecydowanie przeważają nad wadami.
– Cóż, musisz być zadowolona, że twój mąż już zawsze będzie oszałamiająco przystojny – rzuca Nikodem, jego siostra wybucha śmiechem, a jej usta układają się w bezczelny uśmiech.
– Absolutnie nie narzekam z tego powodu, że do końca życia będę musiała wziąć płytki wdech, gdy na niego spoglądam – odpowiada, rozkoszując się tym, że Elijah kręci głową, chowając uśmiech w kieliszku z niebieskim płynem. – Jednak lepiej pomówmy o tym, że obecna w moim domu osoba, reaguje w ten sposób za każdym razem, gdy patrzy na ciebie.
– Przestań – mówi Nikodem, machając dłonią, by zaakcentować to, jak niedorzeczne wydają mu się słowa siostry.
– Dlaczego?
– To przyjaciółka. Nie traktujemy się w ten sposób.
– Czy my byliśmy przyjaciółmi? – wtrąca Elijah, spoglądając na żonę, która kroi kawałki ciasta, które dostała wczoraj od teściowej. Zoya mruży oczy i kręci głową.
– Przyjaciółmi? Przed ślubem? Nie. Ty tylko uratowałeś mi dwa razy życie i chciałeś mnie pocałować za każdym razem, gdy zostawaliśmy sami na dłużej niż pięć minut.
– Ale wiedzieliśmy, że do siebie pasujemy.
– Tak, nie nazwałabym tego przyjaźnią. Nazwałabym to fascynacją i wspólnymi priorytetami, ale wiem, do czego dążysz – mówi Zoya, przenosząc wzrok na brata. – Jesteście swoim zdaniem atrakcyjni, przyjaźnicie się, i mieszkacie w Nowym Jorku. My będziemy prowadzić kancelarię, ona swój program publicystyczny i oboje potrzebujecie osoby, która będzie się w stanie z łatwością pogodzić z karierą drugiej strony. Ty chcesz mieć dzieci, ona lubi dzieci. Ty masz za sobą nieudany związek, ona ma ze sobą nieudany związek...
– Tak, tak. To rozsądne – wchodzi jej w słowo Nikodem, a Zoya uśmiecha się do niego w czarujący sposób, ale Palmer kręci głową i blondynka od razu wie, że ten zaraz jej dogryzie. – Brzmisz jak nasza matka.
– Nie traktuję tego jako przytyk, bardzo cenię sobie strategiczne podejście do życia naszej mamy – odpowiada mu Zoya i bierze butelkę, by dolać Nikodemowi wina. – Jak nie chcesz zrobić tego dla siebie, to zrób to dla mnie i bądź w końcu szczęśliwy
– Ma rację – przyznaje Elijah, gdy jego żona wejdzie do salonu i od razu skieruje się w stronę Ady.
– Wy jesteście tacy mądrzy i lubicie się chwalić, jak to zeszliście się ze sobą cynicznie i logicznie, gdy tak naprawdę zakochałeś się w niej od pierwszego wejrzenia. Nie chciałeś się tylko do tego przyznać.
– Nie – śmieje się Elijah, kręcąc głową. – Ty tak na to patrzysz, bo sam zakochujesz się z łatwością. Ja ją najpierw poznałem i gdy zrozumiałem, że jest idealna, uznałem, że będziemy razem. I miałem dużo szczęścia, że ona doszła do takich samych wniosków.
– Nie zaprzeczę, że o tym nie myślałem – mówi Nikodem, spoglądając na Ariadnę, która dalej bawi się z Esterą. – To jednak za wcześnie.
– Skoro tak mówisz – odpowiada Elijah, ruszając w końcu za żoną, ale obraca się jeszcze do Nikodema z chłodnym uśmiechem. – Tylko pamiętaj o tym, że ty nie pozostaniesz wiecznie, jak sam to określiłeś, oszałamiająco przystojny.
Nikodem wybucha tak głośnym śmiechem, że gdy Elijah w końcu staje obok Zoyi, ta posyła mu pytające spojrzenie, które jej mąż zbywa wzruszeniem ramion. Kładzie dłoń w jej talii i dołącza do rozmowy, którą ona i Ada toczą z Phineasem na temat jego nauki na nowej uczelni. Ada jako jedyna wydaje się sceptycznie nastawiona do tej zmiany, bo dla niej nie ma najmniejszego znaczenia ani nazwa uniwersytetu, ani tym bardziej Ivy League, nawet jeśli Zoya próbuje z nią polemizować. Elijah na razie nie zabiera głosu, bo jako jedyny doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że Ada po prostu nie jest nastawiona pozytywnie do ich przeprowadzki, do czego mu się przyznała kilka dni temu. On w zamian za to wyznanie, obiecał zasypać ją taką ilością pracy, by nie miała czasu na zamartwianie się o nich, co Ada właściwie przyjęła z wdzięcznością.
Przerywa im dzwonek do drzwi i Zoya deklaruje, że pójdzie otworzyć, bo jeśli to jest Gavin, to woli, by jego wizyta nie zaczęła się od niechybnego spięcia z bratem. Z drugiej strony jest jeszcze dobry kwadrans do godziny, na którą ich zaprosiła, więc nie zakłada, że Reed wyrobi się przed czasem i ma rację, bo w drzwiach staje przed nią Connor z Ioną. Jej przyjaciółka od razu rzuca się jej na szyję, po czym odsuwa się, by Zoya mogła dużo krótszym uściskiem przywitać się z jej mężem. Ku jej zaskoczeniu, widzi za nimi jeszcze jedną postać i aż otwiera usta ze zdumienia na widok Stephena.
– Chodź, kochanie. Damy dzieciakom prezenty, a im trochę przestrzeni – mówi Iona, łapiąc Connora za rękę. – Wiesz, na wypadek, gdyby go zabiła, to dobrze byłoby nie być świadkami. Będzie łatwiej to zatuszować... – Zoya parska niekontrolowanym śmiechem i mierzy Dziewięćset spojrzeniem.
– Zamknij drzwi, wpuszczasz zimne powietrze – prosi blondynka, a on wchodzi niepewnie do środka, gdzie Zoya rzuca mu się na szyję. Stephen jest tym tak zaskoczony, że dopiero po kilku sekundach obejmuje ją mocno, unosząc nad ziemię i trzyma w ramionach tak długo, aż blondynka sama chcę, by ją odstawił na podłogę.
– Przepraszam... – zaczyna, ale Zoya kręci głową.
– Nie przepraszaj mnie więcej. Zamiast tego postaraj się bardziej – mówi pewnie i patrzy mu prosto w oczy, po czym przytula go kolejny raz. – Tak się cieszę, że tu jesteś.
– Ja też. Nawet jeśli czeka mnie konfrontacja... – Steve bierze wdech i kręci głową. – Nie żebym chciał konfrontacji, po prostu. To nie jest łatwe.
– Nikt nie obiecywał, że takie będzie. Musisz po prostu wiedzieć, co jest dla ciebie ważniejsze. – Stephen przytakuje jej i uśmiecha się nerwowo.
– Więc wszyscy już są? – pyta, wskazując na wejście do salonu, a blondynka kręci głową.
– Nie, czekamy jeszcze na Gavina i Charlotte, ale zapewne się spóźnią, jak go znam.
– Gavina... Doprawdy dużo się zmieniło w ostatnim czasie. On i Elijah w jednym pomieszczeniu? Wydaje mi się, że mówiłaś, że twój mąż się wcale nie zmienił po zostaniu jednym z nas – odpowiada kpiąco Stephen, a Zoya od razu przewraca oczami.
– Nie zmieniło go i jego podejścia zostanie androidem, a to, że Gavin uratował życie Finna. Zresztą sam Gavin zmienił się najbardziej przez to wszystko... – Zoya wskazuje mu, żeby wrócili do salonu i uśmiecha się lekko. – Myślę, że polubisz jego dziewczynę.
– O, przyjedzie z dziewczyną. To w sumie interesujące, ale na pewno ułatwi Elijahowi zniesienie jego obecności.
– Myślę, że wszyscy zaproszeni i obecni, doskonale zdają sobie sprawę, że urządzę im piekło, jeśli ktoś zrobi dziś scenę.
– To do mnie?
– Nie, skądże znowu – mówi sarkastycznie blondynka, a on obejmuje ją ramieniem, gdy wchodzą do salonu.
Stephen dość szybko orientuje się, że groźba rzucona przez Zoyę, nie była na wyrost i nie była jednak personalnie skierowana tylko do niego. Choć zapewne nikt poza Adą nie spodziewał się jego obecności, wszyscy zachowują się, jakby nie było to żadne zaskoczenie, jakby nic się nie zmieniło i nadal był częścią ich rodziny. I w głowie pojawia mu się myśl, że Ada znów mogła okazać się najmądrzejszą z nich wszystkich, a problemy, które sobie wmawia, faktycznie wynikają tylko i wyłącznie z jego podejścia.
Gavin opierał się o maskę samochodu, paląc papierosa i patrząc na willę Kamskich. Charlie siedziała w samochodzie, kończąc rozmawiać przez telefon z jakąś swoją koleżanką, a on wykorzystuje ten moment, by jeszcze chwilę pobyć sam, zanim wejdą na to przyjęcie. Wciąż nie czuje się na to gotowy i jedyne co jakiś czas, w dość kiepski sposób, go pociesza to, że Elijah musi czuć się podobnie. Lata urazów i nieporozumień, nie uleciały po jednym uścisku dłoni i dzięki obecności Zoyi, jako kogoś na kształt mediatora. A Gavin nie czuje, że kiedykolwiek będzie osobą, która będzie umiała robić dobrą minę i udawać, że jego rodzina wcale nie jest popierdolona. Dziś to ma być test. I na dziś bardziej zależy Charlotte niż jemu samemu, więc nie pozostaje mu nic innego, jak zacisnąć zęby i mieć tego za sobą.
– Wiem, że się denerwujesz – mówi Flowers, wysiadajac z samochodu i zabierając mu z dłoni papierosa, którego upuszcza na ziemię i gasi podeszwą kozaków. – Jeśli będzie naprawde dziwnie i niekomfortowo, to daj mi znać. Powiem, że mi niedobrze i wrócimy do domu.
– Nie musisz być moją wymówką, jak będzie dziwnie, to po prostu wyjdziemy.
– Ale ja chcę być twoją wymówką – śmieje się Charlotte i całuje go krótko, zanim złapie go za rękę i pociągnie w stronę wejścia. Gavin cofa się do auta, by zabrać prezenty dla dzieciaków i trochę udaje, że się ociąga, ale gdy drzwi otwiera mu Zoya, uśmiecha się absolutnie szczerze na jej widok. Blondynka wpuszcza ich do środka i zabiera płaszcz od Charlie, by odwiesić go w szafie. – Mam nadzieję, że nie spóźniliśmy się najbardziej.
– Hm.. Jesteście ostatni, ale mój brat z Ari przylecieli koło południa, a Ada dotarła koło trzeciej, więc w sumie nie powinnam ich liczyć, bo byli bardzo przed czasem.
– A Harcerzyk nie ma w zwyczaju się spóźniać – wtrąca Gavin, na co Zoya mierzy go kpiącym spojrzeniem.
– Reed, obiecałeś, że będziesz miły.
– Nie, obiecałem, że przyjdę. Poza tym Anderson wie, jak go przezywamy.
– Ty go przezywasz, mnie w to nie mieszaj – śmieje się Zoya, dość szybko orientując się, że Gavin miał na myśli siebie i Charlie, ale jego dziewczyna na szczęście nic sobie z tego nie robi. Kamska prowadzi ich w pierwszej kolejności do kuchni, gdzie wciąż są tylko we trójkę. – Charlie, co chcesz do picia? Herbatę?
– Jakąś czarną? – Zoya od razu przytakuje i włącza czajnik, po czym przenosi wzrok na Gavina. – Mój brat pije czerwone wino, ale mogę zaproponować ci jakiegoś drinka.
– Prowadzę....
– Ja mogę wrócić – wchodzi mu w słowo Charlie i uśmiecha się triumfalnie. – O ile oczywiście ufasz mi na tyle, by dać mi kluczyki od swojego ukochanego samochodu.
– Czemu czuję, że to pytanie to pułapka?
– Bo to pułapka – wtrąca Zoya i nalewa mu whisky. Gavin bierze od niej szklankę z chłodnym uśmiechem, po czym sięga do kieszeni i oddaje kluczyki Charlotte, która od razu chowa je do niewielkiej torebki. Zoya zauważa pierścionek na jej palcu, ale postanawia nie zaczynać na razie tematu, jeśli oni nie zrobią tego pierwsi. Ester wbiega do kuchni, ciesząc się na widok Gavina, który od razu odstawia szklankę, by wziąć ją na ręce.
– Cześć, księżniczko. Dobrze cię widzieć – mówi, podrzucając ją z łatwością do góry, a Zoya wymienia porozumiewawczy uśmiech z Charlie. – Mam coś dla ciebie, ale najpierw musisz kogoś poznać.
– Już się poznałyśmy – odpowiada Flowers, podchodząc do nich bliżej i uśmiecha się do dziewczynki. – Ty co prawda możesz tego nie pamiętać, bo leżałeś w szpitalu, ale chyba się polubiłyśmy, prawda? – Ku zaskoczeniu Zoyi, jej córka przytakuje nieśmiało, zanim obróci się w jej stronę i wyciągnie ręce.
– Mhm i tyle było socjalizowania się – śmieje się blondynka, biorąc od Gavina małą i przytula ją do siebie.
– W najmniejszym stopniu nie jestem zaskoczony, że dziecko Elijaha nie jest towarzyskie – śmieje się Reed, a Zoya przytakuje mu z uśmiechem. Charlotte sięga po torebkę z prezentem i próbuje nim przekupić Esterę, ale ta nie jest już specjalnie zainteresowana niczym, poza swoją mamą.
– Hej, my też mamy dla Charlie prezent. Pójdziesz po niego? – prosi Zoya, odstawiajac Esterę na ziemię. Dziewczynka przytakuje jej i biegnie do salonu, a blondynka uśmiecha się triumfalnie. – Wciąż jeszcze umiem ją podejść.
– Prezent? Nie ustaliliśmy, że prezenty są tylko dla dzieci? – pyta Charlotte, brzmiąc momentalnie na niepewną. – Ja nic dla ciebie nie mam.
– A ja mam absolutnie wszystko, co mi potrzebne do szczęścia – odpowiada Zoya i podchodzi do czajnika, by zalać herbatę, a Ester wraca do kuchni z dość dużą torebką. – Daj prezent Charlie, kochanie. – Dziewczyna kuca obok niej, a Ester wręcza jej torebkę, po czym z dumnym uśmiechem ucieka w stronę przejścia do salonu. Dopiero teraz zdają sobie sprawę z tego, że Elijah opiera się o futrynę, patrząc na nich z nieprzeniknioną miną.
– Cześć – wita się z nim Charlotte i uśmiecha się ciepło. – Właśnie mówiłam twojej żonie, że nie powinniście mi nic dawać, prezenty miały być dla dzieci.
– I z tego co wiemy, spodziewacie się dziecka – mówi Kamski i uśmiecha się do córki, która mija go i wraca do salonu. Zoya stawia kubek z herbatą obok Charlie i podchodzi do męża, który obejmuje ją ramieniem. Charlotte zagląda do torebki i wyjmuje z niej pluszaka, a Gavin od razu wybucha śmiechem.
– Zabrałaś córce zabawkę? – pyta Zoyę, która kręci głową, ale pierwszy odzywa się Elijah.
– Nie, ten słoń to ulubiona zabawka Estery i jedyna z którą zasypia. Zabranie jej tego słonia, skończyłoby się wojną. Ale skoro należał kiedyś do ciebie, to Zoya postanowiła zrobić na zamówienie identycznego dla waszego dziecka. – Gavin przytakuje i bierze pluszaka od swojej narzeczonej i ogląda go uważnie.
– Naprawdę jest identyczny – śmieje się i oddaje go Charlie. – Dzięki. To naprawdę miłe.
– Mówiłam ci, że potrafię być miła – odpowiada mu Zoya i unosi spojrzenie na męża, ewidentnie chcąc coś powiedzieć, ale w tej samej chwili dobiegają ich dźwięki fortepianu i blondynka kręci głową. – Zapraszam do salonu, wygląda na to, że wszyscy bawią się doskonale bez nas.
Zoya bierze na siebie przedstawienie Charlotte wszystkim i celowo sadza ją obok Ariadny, mając wielką nadzieję, że dwie najnowsze osoby w ich towarzystwie jakoś się dogadają. Gavin za to siada obok Phineasa, bez skrupułów porzucając na chwilę swoją narzeczoną, by porozmawiać z chłopakiem. Błyskawicznie odnajdują wspólny język, jakby nawet na chwilę nie skończyli rozmawiać. Zoya nie wspomniała Elijahowi, że gdy tylko Gavin był w stanie podnieść się z łóżka, to niemal cały czas jeździł na piętro Finna w szpitalu i gadał z nim, gdy oni byli w domu. I to samo robił ich syn. Nie zataiła tego jednak, bo bała się o uczucia swojego męża, a bo obiecała to Finnowi. Egoistycznie wiedząc, że gdy Elijah jest znów z nimi, to ona musi zabiegać o sympatię swojego syna dwa razy mocniej.
– Miałaś rację, że się dobrze dogadują – mówi Elijah podchodząc do żony i niemal odruchowo znów przyciągając ją do siebie.
– Nie bądź zazdrosny – śmieje się blondynka, a on wzdycha ostentacyjnie.
– Zazdrosny mogę być o ciebie, nie o uwagę naszego syna.
– Jasne – odpowiada mu, a Elijah zaciska palce w jej talii, co powoduje u niej szerszy uśmiech. – Nasze dzieci go lubią, jakoś musisz się z tym pogodzić.
– To dzieci. Są naiwne.
– A jak powiem, że ja też ich lubię?
– Nie prowokuj mnie.
– Bo co mi zrobisz? – Zoya spogląda na niego z szerokim uśmiechem, a Elijah obraca ją do siebie i kładzie jej dłonie na biodrach, a ona znów wybucha śmiechem, widząc jego pozornie surową minę.
Gavin spogląda w ich stronę, dalej słuchając, jak Phineas opowiada mu o nowej uczelni, a przede wszystkim o swojej dziewczynie, z którą będzie mógł się częściej widywać. Reed przytakuje mu, nie gubiąc nawet na chwilę wątku, ale nie umie opanować własnego zaskoczenia, że to co widzi, nie rusza go już w najmniejszym stopniu. Nie jest zły, czy zazdrosny, zamiast tego czuje się pogodzony z całą tą sytuacją, bo aż za dobrze w ostatnim pół roku zrozumiał, że są rzeczy, które zwyczajnie są jakimiś stałymi punktami w czasie. I z całą pewnością Zoya i Elijah są dla siebie takimi punktami, jakby było to gdzieś z góry zapisane i postanowione. I nic nie mogło tego zmienić. Jak się okazało nawet śmierć. A on przez prawie dwa miesiące, gdy Kamskiego z nimi nie było, chciał, by Zoya była... może nawet nie tyle szczęśliwa, co mniej zrozpaczona. I teraz w końcu jest.
– Powiem ci, że plus tej sytuacji jest taki, że teraz nawet jeśli się ze sobą kłócą, to już to do nas nie dociera, bo tylko na siebie patrzą wymownie – mówi Finn, a Gavin kręci głową.
– No tak. Androidy.
– Łatwo o tym zapomnieć, jak się przebywa tylko z mamą w naszym towarzystwie.
– Tak, już mi to kiedyś wyrzuciła. Najważniejsze, że jest szczęśliwa – odpowiada i wzrusza ramionami. – A ty jak się czujesz?
– Fizycznie powoli wracam do siebie, psychicznie powoli wracam na terapię. Chociaż jest spoko. Nikt nie próbuje udawać, że nic się nie stało. Elijah trochę się zachowuje, jakby próbował nam coś zadośćuczynić, ale sam wie, że to się nie uda. Więc wracamy do normy, do tego, co było – mówi Phineas i upija trochę coli ze szklanki. – Tylko te Święta są dziwne.
– Bo my tu jesteśmy? – pyta sarkastycznie Reed, a chłopak spogląda na niego, jak na idiotę.
– Ta, to przede wszystkim. Wcale nie dlatego, że to pierwsze Święta, których nie spędzamy w Nowym Jorku i w które Stephen i Nikodem nie są już razem.
– No tak – przytakuje Gavin i dopiero teraz zdaje sobie z tego sprawę, z tego dystansu między nimi. Palmer rozmawia o czymś z Ioną i z tempa wypowiadanych przez nich słów, można wnioskować, że nie nudzą się w swoim towarzystwie. A Stephen siedzi przy fortepianie i gra melodię, której Gavin nie umie do końca rozpoznać. – Kurde, może się okazać, że to wcale nie ja jestem osobą, która może dziś spowodować scenę.
– Nie chcesz tego, Reed – wtrąca Ada, przysiadając na podłokietniku obok Phineasa. – Pamiętasz, jak prawie złamałam ci żebra i czym ci wtedy zagroziłam?
– Mhm – przytakuje szatyn i parska śmiechem. – Domyślam się, że jak dziś popsuję imprezę, to będę miał z tobą do czynienia?
– Tak. Zaczęłam ten dzień od przemówienia Dziewięćset do rozumu, więc mogę też zakończyć go na fizycznej przemocy – obiecuje Ada, uśmiechając się przy tym szeroko, a Finn śmieje się, jakby za nic nie wierzył, że Ada jest do tego zdolna. I Gavin jest przez krótką chwilę zachwycony jego dziecięcą naiwnością. – Ach, no i moje gratulacje, Reed. Mam nadzieję, że nie odbierzesz mimo wszystko jakichś wątpliwych wniosków co do naszej zażyłości i nie zaprosisz mnie na wesele.
– Wesele? Jakie wesele? – pyta Finn na tyle głośno, że Connor spogląda w ich stronę i uśmiecha się szeroko, podchodząc do nich.
– Czyżbyś wziął sobie moją radę do serca i w końcu postanowił poukładać swoje życie, Reed? – pyta z bezczelnym uśmiechem brunet, a Gavin wypuszcza powietrze z płuc, rozumiejąc, że ten wieczór naprawdę może być testem jego cierpliwości.
– Kto by pomyślał, że małżeństwo cię zmieni w takiego sarkastycznego fiuta – odpowiada mu z uśmiechem.
– Wyrażaj się – poucza go Phineas, też uśmiechając się przy tym kpiąco.
– Charls, chodź tu na chwilę – woła dziewczynę i podnosi się ze swojego miejsca. Gdy Charlie staje obok niego, widać ewidentnie, że nie wie, o co chodzi, bo wciąż trzyma w dłoni swój kubek z herbatą. Gavin wykorzystuje to, wyjmuje z jego łyżeczkę i stuka w swoją szklankę, by zwrócić na siebie uwagę. – Skoro już jesteśmy tu wszyscy, to Charlie może oficjalnie przyznać się wam do tego, że zgodziła się za mnie wyjść.
– Przyznaję się do winy – odpowiada rozbawionym głosem Flowers i unosi dłoń. Ariadna pierwsza podchodzi do niej, by ją uścisnąć, a zaraz po niej robi to Zoya. Gavin za to patrzy na Adę, która podchodzi do Elijaha i mówi do niego coś krótko, na co brunet uśmiecha się kpiąco. Gavin jest przekonany, że gdy jego brat do nich podchodzi, zaraz powie coś niesamowicie uszczypliwego. On jedyna wyciąga dłoń w stronę Charlie i spogląda na jej pierścionek.
– Wiesz, że to pierścionek jego matki, prawda? – pyta z uśmiechem, a blondynka przytakuje nieśmiało, jakby nie wiedziała co powiedzieć i czy w jego słowach nie kryje się jakieś drugie dno. – Witaj w rodzinie, mam nadzieję, że zaprosicie nas na ślub.
– Nie rozmawialiśmy jeszcze o ślubie, nie wiem, czy nie weźmiemy go dopiero, po tym, jak urodzę. Wolałabym wejść w jakąś ładną sukienkę – śmieje się Charlie, a Zoya wsuwa się pod ramię swojego męża, stając znów obok nich.
– Zoya organizowała nasze wesele, może wam też pomoże – sugeruje Connor, a Kamska przytakuje lekko.
– Z Nowego Jorku może być jej dość trudno... – zaczyna Elijah, ale jego żona od razu wchodzi mu w słowo.
– Wesele Connora organizowałam w domku w lesie, więc Nowy Jork to będzie luksus.
– Wyjeżdżacie? – pyta Gavin, patrząc wprost na Zoyę, która uśmiecha się ciepło.
– Tak. Kupiłam już dom, wracam do kancelarii mamy, która w końcu planuje zasłużoną emeryturę i oddaje ją mnie i Nikodemowi.
– A ty? – Elijah spogląda na brata, nie kryjąc zaskoczenia. Jakby w życiu nie spodziewał się, że Gavin może zadać mu jakieś pytanie o jego życie, czy karierę. – Nie będzie ci trudno pilnować pierdolnika w EQL z Nowego Jorku?
– Pierdolnik zostawiam do posprzątania Adzie – mówi i obraca się, jakby chciał wypatrzeć RK100 wzrokiem, ale ta rozmawia przy pianinie ze swoim najmłodszym kuzynem. – Pierwsza CEO w EQL, która nie jest człowiekiem...
– I mężczyzną – wtrąca Zoya z dumnym uśmiechem.
– Tak, to prawda. A ja przyjąłem stanowisko na Columbii, na razie wykłady będę prowadził raczej gościnnie, bo przede wszystkim chcę skupić się na badaniach nad EL. Prowadzenie ich na uniwersytecie, a nie w firmie, dla im chociaż cień przejrzystości.
– To gratulacje, czy coś – mówi Gavin i spogląda na swoją pustą szklankę, a Zoya od razu to zauważa i wyciąga rękę w jego stronę, ale szatyn kręci głową. – Myślę, że dam sobie radę zrobić sam drinka, mała.
Zoya odpowiada mu uśmiechem, a Charlie od razu wraca do przerwanej wcześniej rozmowy z Ariadną. Blondynka odchodzi z mężem kilka kroków i obraca się w ramionach. Gdy tylko ich spojrzenia się spotykają jest pewna, że znów coś jest nie tak, posyła mu więc pobłażliwy uśmiech.
– Mała – powtarza Elijah, imitując manierę z jaką powiedział to Gavin, a Zoya wybucha śmiechem. – Tak. Jestem zazdrosny. Tak. Wiem, że to niskie.
– Prawie tak, jak wysłanie mu mojego zdjęcia, gdy śpię w twoim łóżku.
– To już wtedy było nasze łóżko.
– To i tak było niskie.
– Cóż, widać nie umiem wobec ciebie zachować pozorów – odpowiada, a ona uśmiecha się jeszcze szerzej i kręci głową. – Zaśpiewaj dla mnie.
– Co? Kolędy? Daj spokój, daj Stephenowi być gwiazdą wieczoru.
– Nie i nie – mówi, obracając się z nią w ramionach. Zoya posyła mu jeszcze karcące spojrzenie, ale opiera się o fortepian koło Stephena, który od razu wie o co chodzi.
– Jakieś propozycje? – pyta, zmieniając płynnie melodie, przeskakując między ich ulubionymi piosenkami. Zoya zaczyna nucić, a on unosi kącik ust w uśmiechu i zaczyna grać właściwy utwór. – City of stars are you shining just for me? City of stars there's so much that I can't see... – zaczyna Stephen, a Zoya czeka na swoją partię, opierając dłoń na fortepianie.
– City of stars. Just one thing everybody wants. There in the bars and through the smokescreen of the crowded restaurants... It's love.
Blondynka nawet śmieje się w odpowiednim momencie, jak w oryginalnym wykonaniu tej piosenki, która wydaje się jej teraz po prostu szalenie sympatyczna. Dziś wszystko się jej takie wydaje i pierwszy raz od czasu, gdy zaczął się ten cały koszmar, ma wrażenie, że wróciła myślami do tego, jak czuła się przed tym. Gdy właśnie śpiewali ze Stephenem na przyjęciach, a ona miała na co czekać. Bo jeśli jednej, jedynej rzeczy Zoya jest absolutnie pewna, to miłości do swojego męża, który uśmiecha się do niej zadowolony.
– Wiesz, że to pierwszy raz, gdy słyszałem jak śpiewasz ten utwór? – pyta, podając jej kieliszek.
– Bzdury, przecież wystawiliśmy ten musical w teatrze – mówi Stephen i błyskawicznie się reflektuje, zanim Elijah w ogóle się odezwie. – No tak, kwiaty były w ramach przeprosin, że nie możesz tam być.
– Kolejne frezje? – zagaduje Ariadna, która staje obok nich, dołączając do rozmowy.
– Pierwsze tak właściwie – mówi Kamski, patrząc na swoją żonę, która przytakuje.
– Raz wspomniałam gdzieś w przypadkowej rozmowie jakie lubię kwiaty i nagle dostałam ich całą garderobę. Dosłownie morze kwiatów. Kompletnie niespodziewanie, ale Elijah uznał, że tak zadośćuczyni mi swoją nieobecność na premierze – opowiada Zoya i uśmiecha się do swojej przyjaciółki. – A właśnie Ada powiedziała mi wtedy, że powinnam uznać to za niepokojące, ale dla mnie to było wspaniałe.
– Więc wy wtedy się jeszcze nie spotkaliście? Nie byliście parą, a on ci wysłał kilkadziesiąt bukietów? – dopytuje Ari, a Zoya wzrusza ramionami.
– My w sumie nigdy się tak oficjalnie nie "spotykaliśmy"... byliśmy w sumie na jednej takiej oficjalnej randce – odpowiada kpiąco Zoya, a Elijah parska chłodnym śmiechem.
– No tak, później tylko uratowałem ci życie i pozowałem do zdjęć na pogrzebie...
– Romantycznie – wtrąca Stephen z bezczelnym uśmiechem.
– A chwilę później już byliśmy zaręczeni... – kończy historię Zoya, a Ari śmieje się, kręcąc głową.
– Podnosisz wysoko poprzeczkę, jeśli chodzi o to, jak zdobyć dziewczynę, panie Kamski – dogaduje mu jeszcze Ariadna, zanim obróci się i pójdzie w stronę Nikodema..
– Kontynuujemy nasz recital, czy idziesz plotkować dalej? – pyta Stephen, a ona uśmiecha się do niego szeroko.
– Czekam teraz na twoją propozycję – mówi, niemal oburzonym głosem Zoya i Steve od razu zaczyna grać kolejny utwór.
Elijah całuje ją krótko, zanim zostawi ją przy fortepianie i idzie do sypialni, by upewnić się, że koty się z niej nie wydostały i nie będą zaraz buszować w kuchni, w przygotowanym przez Zoyę jedzeniu. Sfinksy unoszą tylko na niego zaspane spojrzenia, gdy na chwilę zapala światło, zostawia więc je w spokoju i wychodzi na korytarz, gdzie opiera się o zamknięte drzwi i bierze głębszy wdech. Ma ochotę się roześmiać, jak zawsze, gdy coś go zaskakuje, teraz gdy pozbył się dręczącej go choroby, spodziewał się, że będzie trochę lepiej znosił przebywanie między ludźmi. Jednak wciąż bywa to dla niego przyjemne jedynie do pewnego momentu, który zapewne nadejdzie też dziś. Nawet jeśli w jego domu, prawie wszystkie przebywające osoby, nazwałby bliskimi. Jak nie sobie, to swojej żonie. Zoyi, która wciąż, nieustająco olśniewa go w takich sytuacjach, a on po prostu gra, by dotrzymać jej kroku. Bo ma poczucie, że gdy są wśród ludzi, szczególnie obcych, ale czasem też bliskich, ma ogromną ochotę się nią po prostu chwalić. Po prostu ostentacyjnie i bezczelnie obnosić się ze swoim szczęściem. W końcu jest geniuszem, który zapisał się na kartach historii, a jego żona też z całą pewnością się na nich znajdzie. Może nie jako prezydentka, może jako pierwsza androidka w Sądzie Najwyższym... Nie wie tego, ale przy niej nie może się doczekać tej niekończącej się przyszłości. Nawet jeśli raz na jakiś czas jego cierpliwość będzie wystawiana na próbę na takich przyjęciach. I nie ma ku temu nic przeciwko, ale jeszcze na chwilę chowa się w kuchni, skąd obserwuje żonę siedzącą przy klawiszach fortepianu, obok swojego przyjaciela.
– Urocza ta historyjka o kwiatach – mówi Gavin, dołączając do niego w kuchni i bez skrępowania dolewa sobie whisky do szklanki. – Wiesz, że nigdy mi o nich nie powiedziała? A widziałem się z nią tamtego wieczora. Choć o tym raczej nie wspominacie w tych czarujących anegdotach, że de facto to ze mną się wtedy umawiała.
– Ciekawi mnie, co chcesz osiągnąć, mówiąc mi to w tej chwili? Chcesz mnie sprowokować? Daj spokój, Reed. Nie jesteś głupi, pewnie doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że jestem zazdrosny i nie mam ochoty na twoje towarzystwo. Więc może chodzi ci o to, co lubisz najbardziej. Napawanie się czyjąś słabością.
– Po prostu wciąż lubię cię wkurwiać, to mi raczej nie minie – odpowiada dowcipnie i unosi szklankę w jego stronę, uśmiechając się przy tym szeroko.
– Cóż, niezaprzeczalnie teraz doskonale wiesz, w co uderzyć, by trafić celnie. Wiesz, ile dla mnie znaczy moja żona. I jeśli zależy ci, choć w połowie na swojej czarującej narzeczonej, jak mnie na Zoyi, to ani razu, nawet słowem, nawet ani jednym głupim żartem nie wrócisz do tego, że z nią spałeś. Inaczej gwarantuję ci, że będę miał gdzieś nasze nowo zbudowane porozumienie i powiem Charlotte, jak ty i Zoya spędziliście wieczór po weselu Connora.
– Zastanawiałem się, czy ci o tym powie – mówi Gavin, niespecjalnie robiąc sobie coś z groźby brata.
– Nie mamy przed sobą tajemnic. Moje ostatnie tajemnice wysłały mnie do grobu. Dlatego też nie mam zamiaru w jakiś sposób oceniać jej zachowania, gdy byłem martwy. Nawet jeśli... nie mogę powiedzieć, że mnie to cieszy. – Głos Elijaha zdaje się beznamiętny, zanim brunet uśmiechnął się niemal triumfalnie. – Choć znajduje pocieszenie w świadomości, że musiałem umrzeć, a ona stoczyć się w otchłań całkowitej rozpaczy, by w ogóle znów na ciebie spojrzała.
– Cóż, może w takim razie to, co teraz powiem, też będzie dla ciebie pocieszeniem: nigdy nie chciałem jej odzyskać, chciałem tylko, by mi wybaczyła. – Elijah przytakuje mu lekkim, niemal niezauważalnym skinieniem, a Gavin odstawia szklankę i celuje w brata palcem. – Więc okej, możemy się tak umówić, że ja nie będę żartował na temat Zoyi, gdy ty odjebiesz się od Charlotte.
– Musisz wyrażać się jaśniej. Nie mogę się od niej odjebać, gdy ona i moja żona, ewidentnie pragną iść w całe zgrywanie szczęśliwej rodziny. Byłoby odrobinę niekulturalne, gdybym ją ignorował i nie rozmawiał...
– Och, kurwa, wiesz, co mam na myśli.
– Wiem. Po prostu wciąż lubię cię wkurwiać, to mi raczej nie minie – powtarza jego słowa, na co Gavin wybucha śmiechem, szczerym, niemal ciepłym. Takim, który Elijah słyszy pierwszy raz w życiu i mimowolnie odpowiada mu na to uśmiechem. Tym razem już nie kpiącym, czy bezczelnym i ma dodać coś jeszcze, ale z salonu słychać głośny wybuch śmiechu. Charlotte siedzi na sofie i śmieje się z czegoś, co opowiada Nikodem, a Zoya, która stoi obok niego, przytakuje, potwierdzając każde słowo swojego brata. Elijah obserwuje Gavina, który uśmiecha się, na widok Ester siadającej już bez cienia skrępowania obok Charlie. – Więc będziesz ojcem?
– Na to wygląda. Masz dla mnie jakieś rady? Podobno jesteś w tym całkiem niezły.
– To sarkazm?
– Nie, to opinia twojego syna. – Elijah uśmiecha się na to stwierdzenie, po czym chyba uświadamia sobie, z kim rozmawia, bo wzrusza ramionami.
– Przypomnij sobie wszystkie paskudne rzeczy, które robił i mówił nasz ojciec i ich nie rób i nie mów. Najlepiej rób wszystko na odwrót i już będziesz w tym lepszy.
– To nie jest wysoko zawieszona poprzeczka – odpowiada odruchowo Gavin, a jego brat parska śmiechem. – Tak. Jej słowa.
– Mówiąc szczerze, to nie, nie mam dla ciebie dobrych rad. Dla mnie to wszystko jest bardzo instynktowne... Wydaje ci się, że jesteś na to gotowy?
– No, kurwa, oczywiście, że nie – śmieje się Gavin, a Elijah uśmiecha się nieznacznie.
– To dobrze. Bo nawet jakbyś twierdził inaczej, to bym cię od razu wyprowadził z błędnego myślenia. Na to nie da się przygotować, na ten rodzaj przywiązania. Wiesz, że zawsze byłem egoistą i wydaje mi się, że przy Zoyi wcale nie przestałem nim być, po prostu jej szczęście było dość prostą drogą do tego, żebym też był zadowolony. A później, gdy pojawili się Finn i Ester...
– Zrozumieliście, że gówno wiedzieliście o miłości. Tak. Już ona mi to mówiła.
– To ja dodam tylko, że nie wiesz, jak to jest bać się kogoś i być dla kogoś gotowym, by posłać świat w zgliszcza, dopóki nie ma się dzieci.
Gavin mu przytakuje i bierze kolejny łyk ze szklanki, coraz lepiej rozumiejąc, że Zoya kolejny raz miała rację. Gdy opowiadała mu o swoim mężu, o ich wspólnym życiu, to wierzył jej, ale gdzieś tam zostawiał jakiś margines błędu spowodowany jej rozpaczą. Teraz gdy stoi z bratem twarzą w twarz, w jego domu, rozmawiając o jego rodzinie, dociera do niego, że wcale się nie znają. Znają jakieś wersje siebie z przeszłości. I te wersje były przede wszystkim pokaleczone przez swoich rodziców, swoje dzieciństwo i siebie nawzajem. Były też niesamowicie uparte i niechętne do przyznania się do błędu, czy w ogóle do zobaczenia własnych błędów.
– Cóż, za kilka miesięcy dowiem się, jak to jest – odzywa się po chwili ciszy Gavin i spogląda na Elijaha, który nie spuszcza wzroku z córki, która właśnie próbuje się wspiąć na swoją mamę. – Kto wie, może nasze dzieci będą mądrzejsze i się dogadają.
– Jeśli Ester nauczy się od Zoyi jej dyplomatycznego podejścia, to są na to szanse – odpowiada Kamski i unosi kącik ust w uśmiechu.
Gavin już tego nie komentuje, właściwie żaden z nich nie dodaje nic więcej. Obaj wolą przez krótką chwilę skupić się na tej wizji, która ku ich wielkiemu zaskoczeniu, wydaje im się całkiem miła. To, że ich dzieci nie będą zmuszone żyć w cieniu ich dawnych nieporozumień i wzajemniej wrogości. Gavin unosi jeszcze szklankę w jego stronę, zanim wyjdzie z kuchni, mijając się z Zoyą w drzwiach. Blondynka trzyma w ramionach Ester, która przytula się do niej mocno, wtulając twarz w jej włosy.
– Ktoś wyczerpał swoją socjalną baterię szybciej niż ty – mówi, stając obok męża, który wyciąga rękę, by pogłaskać córkę po włosach. – Pójdę ją położyć i zaraz wrócę. Mam nadzieję, że nie doszło jeszcze między tobą, a Gavinem do rękoczynów i że się to nie zmieni do końca wieczoru.
– Spokojnie. Nic takiego nie grozi, wytłumaczyliśmy sobie pewne rzeczy – odpowiada, a ona przytakuje mu i chce wyjść, ale brunet łapie ją za rękę. Zoya wraca do niego i pozwala, by przytulił je obie do siebie. Elijah całuje córkę w czubek głowy, a ta wykorzystuje to, by obrócić się i jemu zawisnąć na szyi.
– Nawet lepiej, możesz uciec na dłużej z przyjęcia – śmieje się Zoya, ale Elijah nie reaguje na to, tylko dalej trzyma ją w ramionach. – Wszystko w porządku, kochanie?
– Tak. Po prostu chyba przyszedł moment, żebym zapytał cię, jak to jest z twoją wiarą w wieczną miłość? – pyta z kpiącym uśmiechem, nawiązując do innego przyjęcia, tego na które poszła z pierścionkiem od niego.
– Myślę, że nie powinieneś marnować mojego czasu na to, bym mówiła ci oczywistości – śmieje się, kładąc mu dłoń na policzku. – Nawet jeśli mamy dla siebie całą wieczność.
✴
Koniec
Nie mam pojęcia, jak to się stało, że tu jesteśmy. Mam wrażenie, że dosłownie kilka dni temu siedziałam w pociągu i pisałam tego "one-shota", który miał tylko być smutem, sceną między Gavinem i Zoyą w klubie, bo miałam ochotę napisać wrednego Gavina. A jakimś cudem wyszła mi historia na dwie części.
Pierwsza, w której bohaterowie żyli tak bardzo swoim życiem i zmieniali moje plany, jak sobie tylko życzyli. Najbardziej oczywiście Elijah. Ale o tym już pisałam pod pierwszą częścią. W drugiej wszyscy byli trochę bardziej grzeczni. Do tego stopnia, że nawet Elijah nie narzekał na swój los, a Zoya i Gavin wcale tak do końca nie mieli ochoty iść ze sobą do łóżka.
I ostatecznie wszystko skończyło się długo i szczęśliwie, bo jak już wspominałam, lubię angst, ale szczęśliwe zakończenia po nim jeszcze bardziej ❤️
A tymczasem podziękowania.
Przede wszystkim dla mojej wiernej Bety
KlauRafley Kocham twoje uwagi i to jak piekliłaś się na państwa Kamskich i czekałaś na dramę. Dziękuję za wszystkie
przecinki, nazywanie mnie Yodą i to, że wciąż nie masz mnie dość.
Oczywiście dla GabrielleSylvestris za to, że jesteś. Po prostu, za wszsystkie twoje komentarze, teorie spiskowe, wiadomości w środku nocy i w środku rozpaczy po śmierci Kamskiego. Uwielbiam cię. Dziękuję ra9 za to, że możemy tworzyć w tym samym czasie.
Rose_Howell_ za wiadomości i rozmowy i omawianie wszystkich naszych pomysłów. Dziękuję, że się do mnie odezwałaś!
I każdemu z osobna za wszystkie komentarze ( litoscboska❤️) gwiazdki, czy po prostu obecność. Niesamowicie dużo to dla mnie znaczy.
A to, że dark i light dobiegło końca nie oznacza, że robię sobie urlop od tego fandomu i pisania kolejnych fanficzków. Już w środę zapraszam na obsadę do play with fire i jeśli już mogę coś napisać, to że główną inspiracją, był ten fanart i gooooodziny snucia teorii z Gabrielle ❤️
Dzięki i mam nadzieję, że spotkamy się pod kolejnymi fanficzkami.
Konstancja.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro