Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Do czego można być zdolnym ✴ 12.11.2045

Był w szoku. Tak chyba najlepiej można było opisać jego stan, gdy wczoraj porozmawiał z Kamskimi i Nikodemem. Jednak ten stan tylko się pogłębił po tym, jak zaczął słuchać wszystkiego, co ma mu do powiedzenia Ariadna. Dziewczyna przyjechała na posterunek w towarzystwie Palmera i oświadczyła, że chce złożyć zeznania, bo wie, kto jest bezpośrednio odpowiedzialny za sprowadzenie do Detroit Oscara i jego późniejsze działania. Gdyby Connor miał być sam ze sobą kompletnie i absolutnie szczery, to przyznałby się, że Ari kilka razy pojawiła mu się na liście podejrzanych. Dziewczyna pojawiała się i znikała z miasta w dogodnych dla siebie momentach, nie była najbardziej wylewna jeśli chodzi o swoje motywacje i przede wszystkim pojawiła się w ich życiu niedawno. A jej związek z Markusem dał jej przepustkę do ich domów. A dokładniej do domu Kamskich.

Zoya wspomniała mu w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, że Ariadna była wobec niej ciepła, ale jednocześnie Kamska odebrała od niej wrażenie, jakby dziewczyna nie mówiła jej wszystkiego. Co jak się okazało, było absolutną prawdą. Nie mówiła im nic, bo się bała. Wiedziała doskonale, że Oscar zabije ją bez mrugnięcia okiem i bez najmniejszych sentymentów wobec jej relacji z Markusem, jeśli brunetka zdecydowałaby się cokolwiek, komukolwiek ujawnić. Miała powody do bycia przerażoną i zastraszoną, gdy to ona spotkała się z Nakku Kanatą tamtej nocy, gdy Oscar zastrzelił współpracowniczkę Kamskiego. To Ariadnie Kanata miała przekazać informacje o nowych bateriach dla androidów, a także wspomnieć o technologii, nad którą pracują obecnie. Nie, żeby Ari zrobiła z tej drugiej wiadomości newsa stulecia, ale by zabezpieczyć siebie i posiadaną informację. Kanata nie ufała do końca Kamskiemu, więc chciała, by władza była podzielona. A w tym wypadku władzą była informacja. Tylko Nakku nie wiedziała, że Markus i jego kuzyn są już zorientowani w sytuacji lepiej, niż którykolwiek z nich dał to po sobie poznać. Oscar już wtedy działał na własną rękę i podjął decyzję, że najlepiej dla nich wszystkich będzie Kanatę zlikwidować, zanim przekaże informacje dalej. Nie wiedział wtedy tylko, że osobą, do której również tamtej nocy strzelał, była Ariadna.

Od śmierci Kanaty, Ari dość szybko połapała się w sytuacji. Nikomu, nawet Markusowi nie zdradziła, że ma zegarek ofiary, by mieć jakieś, choćby niewielkie zabezpieczenie własnego życia. Życia, które od tamtej chwili Oscar dość regularnie groził, że jej odbierze, jeśli tylko coś komuś powie, a zwłaszcza pani Kamskiej. Markus i Oscar kontrolowali jej każdy krok, nawet to z kim nawiązuje połączenie, dlatego Ari kombinowała, jak tylko była w stanie. Chciała spotkać się z Elijahem pod pozorem wywiadu, by go ostrzec, ale ten niestety odwołał to z powodu przeziębienia, które męczyło go przed śmiercią. A gdy usłyszała o jego zabójstwie, wpadła w totalną panikę, chciała wyjechać z Detroit w środku nocy, ale Markus jej na to nie pozwolił. Jasno wmawiając jej, że jeśli teraz pójdzie na policję, czy powie o wszystkim w telewizji, znów czeka ich konflikt.

A teraz Ariadna jasno widzi, że Markus dbał jedynie o swoją reputację i swoją polityczną karierę. Nie patrząc na nic. Nawet na osoby, które pozornie mówił, że kocha. Ari próbuje go trochę usprawiedliwiać, mówiąc o jego ślepej wierze w pokój za wszelką cenę, ale z drugiej strony, w jej głosie cały czas słychać pretensje. Największe do samej siebie. Że nie udało jej się ostrzec Zoyi wcześniej.

Pierwszą osobą, którą poprosiła o pomoc, była Ada. Nawiązała z nią połączenie na pogrzebie, kazała nie ufać nikomu bliskiemu, a RK100 podała jej kontakt do Nikodema, wiedząc, że pomoc Ari wykracza poza jej możliwości w tej chwili. Ariadna to rozumiała. To, że Ada za nic nie chce narazić dzieci, czy siebie. Jednocześnie żałuje, że nie powiedziała jej wtedy wprost, że chodzi o Markusa i pozwoliła błądzić dalej po omacku, co ostatecznie prawie doprowadziło do tragedii.

Do wieży EQL włamała się już na własną rękę. Chciała mieć dowody. Chciała znaleźć je w laboratorium, do którego liczyła, że się dostanie za pomocą zegarka Kanaty i dopiero wtedy przekazać coś konkretnego swoim znajomym z telewizji. I niestety, jak zawsze w przypadku jej odważnych działań, skończyło się na chęciach, gdy już w windzie zorientowała się, że popełniła błąd, który może kosztować ją życie. A Ariadna nigdy nie była odważna. Więc wróciła do domu i uznała, że spróbuje inaczej, spróbuje przekonać do siebie Zoyę i wydostać ją i dzieci z Detroit. Ten plan jednak też spłonął dość szybko, gdy Kamska miała wypadek samochodowy, po którym faktycznie zniknęła na jakiś czas z miasta. Ari widziała, że Markus jest zdenerwowany, widziała, jak grunt pali mu się pod nogami i domyśliła się, że zaraz zginie ktoś jeszcze, że on i Oscar będą potrzebować kozła ofiarnego, na którego będą mogli zrzucić wszystkie zabójstwa. I zaczęła obawiać się, że Lewis nie będzie ostatni, że ona może być następna, w końcu pasowała do obrazka idealnie. Dlatego w końcu odezwała się do Nikodema i ostatecznie schroniła u niego w domu, jeszcze w noc wesela Connora. Domyślała się, że tam nikt nie będzie jej szukał i miała rację. I właśnie z Palmerem ułożyła plan, w którym miała się skonfrontować z Markusem zaraz po rocznicy demonstracji, ale nigdy do tego nie doszło. A syn Kamskich znów o mało nie stracił życia przez jej opieszałość. Wiadomość, że Oscar nie żyje, dotarła do nich z opóźnieniem, Nikodem przede wszystkim skupił się na stanie, w jakim znajdują się jego siostrzeniec i Zoya, a dopiero później zdecydował, że powie jej o wszystkim. Jej i Kamskiemu.

Ariadna nie wydawała się zaskoczona na wiadomość, że Elijah wrócił do życia i do swojej rodziny. W przeciwieństwie do Connora, który zdążył w tej sprawie zadać swojej kuzynce dwieście tysięcy pytań, a Ada ograniczyła się do odpowiedzi na kilka najbardziej kluczowych. Więc Connor zdecydował, że kwestia: jak, jest mniej istotna, niż: kto. I w całości skupił się na tym, kto był za to wszystko odpowiedzialny. Choć mimo wszystko, nawet po sugestii Gardland, odmówił wzięcia udziału w przesłuchaniu swojego przyjaciela i z wielką ulgą oddał tę sprawę w całości FBI, po czym poszedł złożyć u kapitana wniosek o zasłużony urlop. I w końcu czuł się gotowy, by naprawdę od tego wszystkiego odpocząć.

Jednak zanim wyjdzie z posterunku, zauważa jeszcze Ariadnę rozmawiającą z Nikodemem przy sali, w której odbywało się przesłuchanie i do nich podchodzi.

- Możecie już iść, nie wydaje mi się, by były do ciebie jeszcze jakieś pytania, Ari. Przynajmniej dopóki Garland nie przesłucha Markusa - mówi, a brunetka przytakuje mu lekko.

- Właściwie to chciałam poczekać na niego, zobaczyć, jak wprowadzają go tu w kajdankach i uśmiechnąć się triumfalnie, ale to chyba byłoby niskie.

- Czasem musimy zniżyć się do takich zagrywek, by poczuć się trochę lepiej - odpowiada jej Nikodem, a Connor mimowolnie parska śmiechem. - Nie piłem w tej chwili do twojego brata i tego, że musiałem wysłać mu papiery rozwodowe na adres waszego ojca, bo nie mogłem tego załatwić inaczej.

- To nie było moim zdaniem niskie, to było skuteczne - komentuje chłodno Connor. - Jadę na Belle Isle, mam was może zabrać?

- Nie, ja mam samolot do złapania, więc nie mogę jechać z wami...

- Odwiozę cię do mieszkania, a później na lotnisko. Mówiłem przecież - wchodzi jej w słowo Nikodem i robi to takim tonem, że brunetka od razu mu przytakuje. - Do zobaczenia na miejscu, Connor.

- Jasne! - Detektyw żegna się z nimi krótki uśmiechem i zostawia ich na korytarzu, a Ariadna łapie płytki wdech.

- Mój szwagier ma rację, chodźmy stąd - mówi Nikodem, podając Ariadnie ramię i wychodzą na zewnątrz, gdzie wsiadają do jego samochodu.

Palmer nie włącza jednak od razu silnika, bo brunetka pochyla się do przodu, chowa twarz w dłoniach i oddycha nierówno, jakby dopiero teraz dotarło do niej wszystko, przez co przeszła. Gdy się do niego zgłosiła po pomoc, wydawała mu się niemal podejrzanie pewna i zdeterminowana i dopiero, gdy znalazła się na jego sofie i opowiedziała mu wszystko, zobaczył w niej coś niebezpiecznie znajomego. Coś, co miała niemal każda osoba w jego rodzinie, tę idealną maskę z woli walki i pewności siebie, którą sprawdza się świetnie, aż do pewnego momentu. Bo zawsze, prędzej niż później, opadnie. I w przypadku Ariadny to jest właśnie ten moment, teraz, w jego samochodzie, gdy dziewczyna wie, że ma prawie cały ten horror za sobą i może się rozpłakać. Więc to robi. A on kładzie jej dłoń na plecach i wręcza paczkę chusteczek, po prostu czekając, aż ta się uspokoi. I ani trochę nie dziwi się, że Zoya ją polubiła, bo trochę mu ją przypomina.

- Ja chyba jednak potrzebuję urlopu - wzdycha Ari, gdy udaje jej się już trochę uspokoić i usiądzie prosto w fotelu.

- Wszyscy go potrzebujemy. Na szczęście zaraz jest Święto Dziękczynienia, a później trzy tygodnie i Boże Narodzenie.

- I potrzebuje jeszcze terapii.

- Tak, to kolejna rzecz, która nam wszystkim by się przydała po tym roku - przytakuje jej Nikodem, a ona uśmiecha się do niego mimowolnie. - Mogę ci tylko powiedzieć, że uwielbiam Nowy Jork zimą, więc zostanę tam pewnie do końca roku. Jeśli będziesz czegoś potrzebować...

- Myślę, że cały czas potrzebuję prawnika.

- Tak, za to mi płacisz - rzuca kpiąco Nikodem, w końcu włączając silnik i kieruje się w stronę swojego mieszkania.

- Robisz dla mnie o wiele więcej, niż bycie moim prawnikiem. Muszę pomyśleć, jak ci się za to odwdzięczę. Może załatwię bilety do jakiegoś teatru? Skoro oboje będziemy w Nowym Jorku...

- Zdajesz sobie sprawę z tego, że właśnie się rozwodzę z...

- Nie, nie miałam na myśli randki! - protestuje od razu brunetka, a Nikodem wybucha śmiechem, co wprawia ją w lekką konsternację.

- Miałem na myśli, że rozwodzę się z reżyserem teatralnym, więc ostatnie, na co mam ochotę to więcej teatru. Muszę odpocząć od Broadwayu na długi, długi czas.

- Och, więc nie chodzi o fakt randki, tylko o jej rodzaj? - pyta Ariadna, a Nikodem już otwiera usta, by się wytłumaczyć. Brunetka jednak macha dłonią i uśmiecha się do niego pobłażliwie. - Daj spokój, ja też nie jestem obecnie w miejscu, w którym byłabym w stanie znów komuś zaufać.

- Wydaje mi się, że mnie już ufasz.

- Tak, ale...

- Żartuję, Ari. Nie umawiam się z klientami.

- Dobrze wiedzieć. I nawet lepiej, że masz dość teatru na jakiś czas, bo mówiąc szczerze, to nie wiem, czy jestem jakąś wielką fanką... Nie rozumiem musicali: albo śpiewasz, albo tańczysz. Czemu robisz to jednocześnie?

- Nie wygłaszaj takich opinii przy mojej siostrze.

- Już to zrobiłam, wyśmiała mnie, ale z grzecznością. Więc chyba nie jest tak źle.

- Zoya śpiewa piosenki z musicali na każdej imprezie, ona i Stephen... - Nikodem przerywa w pół słowa i kręci głową, postanawiając nie kontynuować tej wypowiedzi. Tak samo, jak najchętniej nie chciałby już w ogóle wracać do wspomnień wieczorów, które były w jego małżeństwie udane.

- Więc może koszykówka?

- Teraz się rozumiemy - odpowiada jej z uśmiechem, doceniając to, że Ariadna błyskawicznie zmieniła temat, a nie postanowiła drążyć dalej rozmowy o jego rozwodzie. - Na pewno chcesz już dziś wracać? Nie chcesz zobaczyć się z Elijahem i Zoyą?

- Nie. Jeszcze nie jestem na to gotowa. Rozmawiałam z nią i na razie to wystarczy, wszyscy na razie potrzebujemy to sobie poukładać - mówi Ari, a Nikodem przytakuje jej i wjeżdża na parking swojego budynku. - Doceniam tę propozycję i niespecjalnie chcę zostać sama, ale już rozmawiałam z moją przyjaciółką. Ma mnie odebrać z lotniska i zostać u mnie na kilka dni.

- To dobrze, że nie będziesz sama.

- Ty chyba też nie będziesz sam. - Ariadna uśmiecha się do niego, gdy wsiadają do windy, a Palmer posyła jej pytające spojrzenie. - Och, czyli przesłodka brunetka o niebieskich oczach już się od ciebie wyniosła na dobre? Kot się ucieszy.

- Myślę, że Estera jeszcze kilka dni u mnie zostanie, zanim Zoya i Elijah przestaną się bać, by zostawić Phineasa samego w szpitalu. A ja nie mam nic przeciwko temu, by przeciągnęło się to dalej, uwielbiam ją.

- Zauważyłam, rozpuścisz ją jeszcze bardziej, niż robią to jej rodzice.

- Cóż, nie mam swoich dzieci, więc rozpuszczam swoich siostrzeńców i siostrzenice - mówi, wysiadając z windy i szuka kluczy do mieszkania. - Chciałbym w sumie być trochę bardziej optymistyczny i rzucić teraz, że może sobie jeszcze kogoś znajdę, ale chyba sobie odpuszczę to definitywnie.

- Witaj w klubie. Dobrze, że się przeprowadzasz, będziemy mogli być nieszczęśliwi w swoim towarzystwie.

Nikodem uśmiecha się do niej i czeka, aż brunetka pójdzie po swoją walizkę. Biały pers wyczuł chyba, że w domu nadal nie ma dziecka, bo przyszedł do Palmera i zatoczył ósemkę między jego nogami, zostawiając na jego ciemnych spodniach sporo sierści. Niko rozejrzał się po swoim mieszkaniu, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie przyjdzie mu łatwo się w niego wynieść, ale z drugiej strony już w tej chwili najchętniej spakowałby walizkę i wyjechał do Nowego Jorku, by nie musieć stawiać czoła konsekwencjom tego wszystkiego, co ostatnio wydarzyło się w ich życiach. Ale za dobrze wie, że jego rodzina, tu na miejscu, wciąż go potrzebuje, a to w końcu jedna z niewielu rzeczy, które są dla niego świętością.

Connor dojechał na Belle Isle chwilę po rozpoczęciu konferencji prasowej w głównym lobby wieży, od strony wejścia do Nowego Jerycha. W pierwszej chwili miał zamiar ominąć ją szerokim łukiem i od razu skierować się do wind prowadzących do części szpitalnej, by móc spotkać się z Kamskimi, ale zauważa Zoyę ubraną w czerwony garnitur. Blondynka nie wygłasza przemówienia, ale stoi w takim miejscu, by z całą pewnością była widoczna w oku kamery i rozmawia o czymś cicho z Simonem. Jednak to wcale nie na jej widok przystanął w pół kroku i zaczął gapić się w tę samą stronę, w którą skierowane są wszystkie kamery.

Na jego żonę.

Obraca się powoli i też patrzy na nią bezmyślnie. Gdyby pół godziny temu Niko zaproponował mu zakład, Connor powiedziałby, że nic go już dziś nie zaskoczy. A teraz by ten zakład sromotnie przegrał. Pierwsza myśl, która dociera do niego, gdy łączy wszystkie fakty, jest to, że Iona wygląda na tak pewną siebie i zdeterminowaną, jaką chyba nigdy jej jeszcze nie widział. Wygląda i brzmi jak liderka. Co zdaje się potwierdzać zadowolony uśmiech Zoyi, która stoi z boku. Druga myśl jest taka, że wygląda przy tym pięknie. I dopiero później docierają do niego konsekwencje tego, co widzi, tego, że Iona w końcu bierze się poważnie za swoją karierę, a on nie ma pojęcia, co ma o tym myśleć.

- Nie gap się na nią, jak ciele, bo jeszcze cię zauważy i wypadnie z rytmu - słyszy głos Zoyi w swojej głowie i przenosi na nią wzrok. Blondynka wskazuje mu wyjście na schody przeciwpożarowe, uśmiechając się przy tym szeroko. - Chodź, opowiem ci wszystko po drodze.

Idzie w jej stronę, starając się nikogo nie potrącić, by nie wzbudzić niepotrzebnego zainteresowania swoją osobą. Zoya czeka na niego przy drzwiach i gdy tylko staje obok niej, dotyka panelu obok, po czym popycha ciężkie metalowe skrzydło drzwi. Przytula się do niego, gdy są już sami, a on jak zawsze reaguje na to trochę nerwowo, ale nie ma ochoty w tej chwili jej upominać.

- Czyli, jak się domyślam, nie masz zamiaru na razie kontynuować kariery politycznej, skoro wypchnęłaś moją żonę na pierwszy plan? - pyta Connor, gdy zaczynają iść w górę schodów.

- Na moje usprawiedliwienie powiem, że nie broniła się przeciwko temu - odpowiada blondynka, wsuwając dłoń pod jego ramię. - Czułam, że Iona tego chce, tylko potrzebuje mojej motywacji. A ja potrzebuję spokoju i odpoczynku od kamer.

- Więc musiałaś je skierować na kogoś innego.

- Czy to pretensje?

- Zaskoczenie - odpowiada, uśmiechając się do niej nerwowo. - Nie rozmawialiśmy z Ioną o jej karierze politycznej, tylko raczej o tym, że jej kariera, dzięki tobie, raczej utknęła w martwym punkcie.

- Cóż, więc chyba czeka was rozmowa. Jednak jeśli mogę coś od razu zaznaczyć, to Iona nie planuje startować w wyborach do senatu, czy coś. Nie, ona raczej będzie zarządzać tym oddziałem Jerycha, a Simon przeniesie się do Waszyngtonu. Nie podjęłaby takiej decyzji bez ciebie, a ja zawsze będę jej służyć radą - oświadcza z uśmiechem Zoya. - Na razie, przede wszystkim musimy się pozbierać po tym, co zrobił Markus.

- Nadal nie mogę w to uwierzyć.

- A co ja mam powiedzieć? Gdy cały czas udawał, że jest dla mnie wsparciem, wiedząc, kto jest zabójcą mojego męża. Pozwalając mi traktować go jak przyjaciela.

- Powinienem podejrzewać Oscara, powinienem go sprawdzić...

- Daj spokój, nie ty zawiodłeś - zapewnia go i kręci głową. - Zawiodło nas nasze zaufanie. To przede wszystkim.

Przytakuje jej, ale nie odpowiada jeszcze przez czas, gdy wspinają się dwa kolejne piętra, aż Zoya dotyka dłonią panelu kolejny raz i wychodzą na korytarz szpitala. Wczoraj był tu w nocy, gdy korytarze były opustoszałe, a Zoya była w domu. Dziś niemal cały personel spogląda w jej stronę, gdy idą do sali Phineasa. Connor nie lubi takiego zainteresowania, ale to nic, w porównaniu z tym, jak dziwnie czuje się ze świadomością ponownego spotkania Elijaha. Rozmawiali w nocy, ale był w zbyt wielkim szoku, który wciąż mu nie minął. I wciąż nie wie, co ma myśleć, a Zoya chyba bezbłędnie to wyczuwa.

- Poczekaj, zawołam Elijaha i Adę i pójdziemy porozmawiać do kawiarni, bo nie chcę rozmawiać przy dzieciach. Chyba że chcesz przywitać się z Phineasem? Z tego co zrozumiałam, gdy byłeś u niego w nocy, to spał cały czas...

- Tak, chcę się z nim zobaczyć - odpowiada jej z nerwowym uśmiechem i wchodzi za nią do środka.

Ada i Elijah, którzy siedzą razem na sofie przed tabletem, a Estera zajmuje miejsce na podłodze obok nich i gra w jakąś grę logiczna. Na dźwięk otwieranych drzwi, Kamski od razu wstaje i bierze córkę na ręce, jakby miał obronić ją własnym ciałem przez nieproszonym gościem, ale na widok Connora, uśmiecha się lekko, niemal kpiąco, w ten typowy dla siebie sposób. Teraz, gdy widzą się w dzień, detektyw mierzy go krótkim spojrzeniem, a przez myśl przechodzi mu od razu to, że Elijah Kamski miał dużo szczęścia, że zawsze wyglądał jak marmurowy posąg, bo zostanie androidem, niewiele zmieniło w jego aparycji, jest ona jeszcze bardziej chłodna i surowa. A mimo wszystko, gdy brunet spogląda na żonę, można bez problemu ulec złudzeniu, że to wciąż ta sama osoba i nic się nie zmieniło.

- Cześć, Connor. Dobrze cię widzieć - odzywa się Phineas, który od razu odkłada komiks i uśmiecha się do detektywa.

- Cześć, jak się czujesz? - pyta, podchodząc do niego, a chłopak wzrusza ramionami i unika odpowiedzi na to pytanie.

- Nie zanosi się, żebym za szybko stąd wyszedł, jeśli mam być szczery.

- Przesadzasz - wtrąca się Elijah, który też podchodzi do chłopaka i kładzie mu rękę na ramieniu. - W grudniu już na pewno będziemy znów razem pracować nad podciągnięciem twoich wyników na uczelni.

- Ej, chyba powinienem mieć trochę ulgi z uwagi na okoliczności - odpowiada mu chłopak, uśmiechając się, wyraźnie rozbawiony.

- Bardzo to wszystko miłe i ciepłe, ale zostawcie ze mną dzieci i idźcie porozmawiać na korytarzu. Nie mogę się skupić przez tę ilość emocji w jednym pomieszczeniu - mówi Ada, nie podnosząc nawet wzroku znad tabletu, a Zoya przewraca oczami na tę uwagę. Kamski sadza Esterę na sofie, ale ta od razu wstaje i idzie za nim, więc Elijah bierze ją z powrotem na ręce.

- Myślę, że zabierzemy ją za sobą - stwierdza, spoglądając na żonę, która mu przytakuje i wychodzą z sali.

Idą korytarzem do kawiarni, a Connor przez całą drogę obserwuje, jak Kamscy wydają się zaabsorbowani rozmową z córką, gdy jednocześnie wymieniają porozumiewawcze spojrzenia, które doskonale zdradzają, jak bardzo są zmęczeni. Connor nie zna jeszcze szczegółów ich konfrontacji z Markusem, ale domyśla się, że nie była ona dla nich aż tak lekka, jak mogłoby się wydawać po ich pozornej wyższości i nieomylności. Siadają w końcu przy jednym z oddalonych od reszty stoliku, gdzie Zoya od razu wręcza córce swój telefon z włączoną jakąś grą i zabiera ją na kolana. Connor zaczyna opowiadać im o przesłuchaniu, a oni mu o rozmowie z Markusem, aż w końcu Kamski uśmiecha się do niej w niemal lodowaty sposób i kręci głową.

- Jak to się stało, że nie podejrzewałeś Oscara nawet przez chwilę? - zadaje pytanie, którego Connor się spodziewał i na które wciąż nie ma odpowiedzi. Zoya kładzie mężowi dłoń na przedramieniu i kręci głową.

- Nie. Nie musisz na to odpowiadać, Connor. O to samo Elijah mógłby zapytać mnie, takim samym tonem, dlaczego nie podejrzewałam Markusa - mówi chłodno, a jej mąż od razu przykrywa jej dłoń swoją.

- Ty, moja najdroższa, miałaś pełne prawo, by nie myśleć rozsądnie...

- Nie, Elijah. To nie jest coś, o co powinniśmy spytać. Pytanie, które powinniśmy zadać, to czy macie dowody, poza zeznaniami naszymi o Ariadny, by oskarżyć Markusa?

- Tak, twój brat bardzo dobrze przygotował Ariadnę do zeznań. Dostarczyła nam telefon Markusa, nie wiem, co na nim jest, ale FBI wydawało się usatysfakcjonowane. Jednak co jest absolutnie najważniejsze, to pliki pamięci, które znaleźliśmy w samochodzie prokuratora Lewisa. Wtedy wzięliśmy je za dowód jego winy, nie analizowaliśmy ich pod względem technicznym, Oscar po prostu dołączył je do sprawy. Teraz daliśmy je informatykom i ci potwierdzili, że są one zapisane z modelu RK - odpowiada Zoyi i przenosi wzrok na jej męża. - Zaufałem Oscarowi i zaufałem systemowi, temu, że legitymował się jako agent federalny i że kapitan Fowler też się na to nabrał. Zresztą nie tylko on, w końcu gubernator przyjął jego raport z analizy wypadku Paula Canipe.

- To też on, prawda? Posprzątał w ten sposób po jego zabójstwie?

- FBI będzie ponownie analizować okoliczności, ale na to wygląda - odpowiada, a Zoya przeklina niemal bezgłośnie.

- Markus bardzo chciał, żebym nie została w Detroit, dlatego przy okazji sabotowali moją lokalną karierę, żebym wróciła do Waszyngtonu, gdzie łatwiej byłoby mnie kontrolować - tłumaczy Zoya, a Connor jej przytakuje.

- Oscar miał głębokie poczucie tego, że działa dla dobra naszej społeczności, dlatego naciskał na twoją polityczną karierę. Pozbycie się Elijaha, który w jego mniemaniu miał wpływ na twoje zawodowe działania, jego zdaniem był dobry dla "sprawy" - kontynuuje Connor, robiąc palcami cudzysłów w powietrzu. - Co też ładnie składało się z tym, by wrobić we wszystko Lewisa. A Oscar nie mógł dowiedzieć się o zakulisowych plotkach, gdyby nie Markus. Dla obu to był wygodne rozwiązanie.

- Będę musiała porozmawiać z January... Jak nikt wiem doskonale, przez co ona teraz przechodzi - wzdycha Zoya, a Elijah zaciska palce na jej dłoni, która wciąż znajduje się na jego przedramieniu. Przez chwilę siedzą w milczeniu, Zoya zagaduje o coś córkę, gdy Elijah i Connor chwilę patrzą na siebie, jakby pojedynkowali się na spojrzenia.

- Mogę spytać, jak macie zamiar poukładać twój... powrót? - pyta w końcu Connor, a Kamski uśmiecha się i potwierdza skinieniem głowy, że nie ma nic przeciwko rozmowie na ten temat.

- Rozmawiałem już z FBI. Oficjalnie nie żyję, nie jestem też zarejestrowany po prostu jako nowy model androida. Moje ponowne istnienie to przełom naukowy na miarę uznania was, za równych ludziom. Nie taki miałem plan na pierwsze użycie tej technologii, okoliczności wszystko komplikują... Rozważaliśmy nawet zmianę mojej aparycji, by po prostu zarejestrować mnie jako kompletnie nową osobę, ale moja żona nie była przekonana do tego pomysłu.

- Oczywiście, że bym się na to nie zgodziła. Musiałabym publicznie udawać, że jestem w nowym związku, a nie wyobrażam sobie, by kłamać na temat związku z kimś, kto nie byłby tobą. Tobą w każdym możliwym aspekcie.

- Więc sam widzisz, pani Kamska jak zawsze jest piekielnie uparta - śmieje się chłodno Elijah, a jego żona wzdycha krótko.

- O, to. Gdybyś był kimś innym, ja nie byłabym już panią Kamską. A z tym jestem najbardziej emocjonalnie związana. To byłaby też rezygnacja z części samej siebie - odpowiada blondynka, a Elijah uśmiecha się na jej słowa.

- Musimy przedstawić działanie EL, jako wynalazku stworzonego przeze mnie i użytego przeze mnie, by nikt nie miał moralnych wątpliwości co do tego, że testowałem ją na kimś innym. Zapewne czeka mnie sądowa batalia o odzyskanie całego mojego życia i wszystkiego, co po mojej śmierci zostało przekazane mojej rodzinie. Nie, żebym dbał o to, kto rządzi pieniędzmi w naszym domu, ale...

- Musisz posiadać numer ubezpieczenia społecznego, czy dokumenty - wchodzi mu w słowo Connor, a Elijah przytakuje.

- Tak i trzeba będzie na to wystąpić na drodze sądowej, możliwe, że nawet czeka nas wyprawa do sądu najwyższego, ale mam to szczęście, że moja teściowa jest wspaniałym prawnikiem.

- Cóż za dobry zbieg okoliczności, że wżeniłeś się w rodzinę prawników i polityków - rzuca kpiąco Zoya, a Elijah wybucha śmiechem.

- Moja droga, nic między nami nie było ani przypadkowe, ani nie było zbiegiem okoliczności. Skrupulatnie zaplanowałem zostanie miłością twojego życia - mówi to protekcjonalnym, chłodnym tonem, ale Zoya ewidentnie traktuje te słowa, jako formę komplementu, bo uśmiecha się do niego ciepło. Connor już ma zadać kolejne pytanie, gdy palce blondynki nagle zaciskają się na ramieniu jej męża i Zoya bierze płytki wdech.

- Dostałam wiadomość od lekarza Gavina - mówi, podnosząc się z krzesła i przytulając do siebie córkę, która wcale nie jest zadowolona z tego, że musi przerwać grę. Blondynka spogląda na Elijaha i Connora i unosi brwi, wyraźnie zaskoczona. - Na co jeszcze czekacie? Idziemy.

- Zoyu... - wzdycha jej mąż, a ona parska chłodnym śmiechem i brunet od razu milknie.

- Idziemy.

- Czy zdajesz sobie sprawę, jak bardzo to będzie niekomfortowa sytuacja? - pyta Elijah, ale wstaje posłusznie i rusza za żoną, a Connor niewiele myśląc, postanawia iść kilka kroków za nimi.

- A zdajesz sobie sprawę z tego, że mnie nie obchodzi w tej chwili twoja strefa komfortu, Eli? Są sytuacje, w których należy być lepszą osobą i zobaczyć większy obrazek niż tylko dziecięce urazy i potrzebę, by twoje było na wierzchu - mówi pewnie Zoya i posyła mężowi kolejne chłodne spojrzenie, gdy już wsiadają do windy. - Jakbyś nie zauważył i potrzebował to usłyszeć, to twoje już jest na wierzchu. Wygrałeś. Żyjesz i przede wszystkim masz nas.

- A ty masz rację - odpowiada, a Connor mimowolnie się uśmiecha, bo nigdy w życiu nie spodziewał się, że Elijah Kamski przyzna w jego obecności komuś innemu rację. Żadne z nich nie odzywa się przez kilka kolejnych sekund, więc Connor postanawia zadać pytanie.

- A w jakim stanie jest Gavin? Iona mówiła, że operowali go dwa razy i druga operacja była udana.

- Tak, ale lekarze nie chcieli dawać nam żadnej pewności, dopóki się nie obudzi. Więc wygląda na to, że jesteśmy w momencie, w którym w końcu będziemy wiedzieć coś na pewno.

Zoya, nie kryje się ze swoimi nerwami. Nie ma to sensu, już opowiedziała mężowi wszystko, co wydarzyło się przez ostatnie dwa miesiące, których z całą pewnością, by nie przeżyła, a na pewno nie zniosłaby ich psychicznie, gdyby nie obecność Gavina. I Elijah już wie, że nie tylko wybaczyła jego bratu, co obawia się teraz o jego życie, a gdyby ten nie przeżył, to pewnie długo nie mogłaby sobie tego wybaczyć. Obwiniając się o to, że Reed znalazł się w tej sytuacji z powodu tego, że nie chciała być sama na obchodach rocznicy wyzwolenia. I za nic nie dopuści do siebie głosu rozsądku, że Gavin sam wybrał uratowanie życia Phineasa, narażając tym samym swoje. Nie posłucha tych słów, nawet jeśli będą one pochodzić od jej męża, który miał okazję poczuć jej rozpacz i jej stratę. I za nic nie chce, by Zoya przechodziła przez to znów. Nawet jeśli Elijahowi trudno zrozumieć i pogodzić się z tym, że jego żona darzy Gavina taką sympatią. Wciąż tkwią w nim te wytknięte mu przez nią dziecinne urazy i choć zdaje sobie sprawę z tego, że teraz już Gavin nie jest dla niego, dla nich, żadnym zagrożeniem, nie umie poczuć się komfortowo. Co Zoya zdaje się chyba celowo ignorować, bo od razu kieruje się w stronę lekarza, z którym rozmawia krótko, cały czas trzymając Ester na rękach. Jakby zapomniała oddać córkę mężowi, albo jakby jeszcze czasem zapominała, że w ogóle ma taką możliwość i Elijah domyśla się, że te dwa miesiące jego nieobecności odcisnęły na niej większe piętno, niż by sobie tego kiedykolwiek życzył.

- Rokowania są dobre. Wyjdzie z tego - mówi blondynka, uśmiechając się przy tym szeroko. - Mówiłam, że z niego uparty dupek - dodaje z wyraźną ulgą w głosie.

- Można się z nim zobaczyć? - pyta Connor, a ona przytakuje z uśmiechem.

- Lekarz nie ma nic przeciwko, ale Charlie jest u niego, więc to chyba zależne od niej.

- O, dobrze wiedzieć, że Flowers mu wybaczyła - mówi detektyw, a Zoya przytakuje kolejny raz i obraca się, by iść w stronę pokoju Reeda.

- Zoyu, daj mi małą - odzywa się Elijah, nie ruszając się z miejsca, a jego żona posyła mu zaskoczone spojrzenie. - To chyba nie jest dobry pomysł, by wpadać do niego z całym zamieszaniem.

- Myślę, że Gavin nie będzie miał nic przeciwko Esterze.

- To wciąż moja córka... - zaczyna Kamski, a Zoya uśmiecha się lodowato i kręci głową.

- I jego bratanica - mówi od razu blondynka i spuszcza po chwili wzrok. - Wiesz co, jak chcesz dalej zachowywać się, jak do tej pory, jakby nic się nie zmieniło, jakby on się nie zmienił, to proszę bardzo. Ja nie jestem osobą, która będzie cię kiedykolwiek do czegoś zmuszać. Wiesz o tym. Nie będę się też z tobą o to kłócić. Nie tu. Nie teraz. Nie przy Ester.

Elijah nie odzywa się ani słowem, ale Zoya też niespecjalnie daje mu ku temu możliwość, bo od razu idzie do pokoju Gavina a Connor wchodzi tam za nią. Reed jest blady i wygląda znacznie gorzej niż Phineas, gdy obudził się po swojej operacji. A Zoya ma ogromną ochotę i tak go przytulić, choć wie, że najpewniej szatyn nie zniósłby tego najlepiej.

- Connor, pójdziesz ze mną po herbatę? - prosi Charlotte, robiąc to w tak mało subtelny sposób, że nawet detektyw wyłapuje aluzję. Flowers podchodzi do Zoyi i łapie ją na chwilę za rękę, zanim wyjdą z sali i zostawią ich z Gavinem samych.

- Widzę, że macie się z księżniczką całkiem nieźle - mówi Gavin, uśmiechając się blado na widok Ester. Zoya siada na brzegu jego łóżka i powstrzymuję córkę, przed uściskaniem Gavina, tylko trzyma ją na swoich kolanach. - Phineas?

- Będzie żył, ale też jeszcze tu trochę z tobą poleży.

- Co mu się...

- Nic, czemu mogłeś zapobiec. Będzie dobrze. Ma się coraz lepiej z każdym dniem.

- Dzięki, za pomoc Charlie. Mówiła, że nocowała u ciebie wczoraj.

- Przecież obiecałam, Reed - odpowiada, uśmiechając się do niego i kładzie rękę na jego dłoni.

- Wnioskując po twoich paskudnych ciuchach, szpilkach i tym, że wróciłaś do domu, to ta technologia zadziała.

- Wybitna dedukcja. Myślałeś, żeby zostać gliniarzem? - kpi Zoya, a on próbuje się roześmiać, ale krzywi się z bólu. Blondynka zaciska palce na jego dłoni i kręci głową, jakby nie do końca wierzyła w to, że wszyscy, na których jej zależy, wyszli z tego mniej, lub bardziej cało. - Nie wiem, jakbym przeżyła, gdybyś się nie obudził, Gavin. Więc lepiej nie testujmy tego nigdy więcej.

- A to będziemy się jeszcze w ogóle do siebie odzywać, gdy on...

- Tak. Nie mów nawet takich rzeczy. Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo.

- To dobrze, przydajesz się, samą swoją obecnością wypłoszyłaś stąd Connora.

- Och, już nie próbuj zgrywać, że go tak bardzo nie lubisz.

- To nie jest tak, że go nie lubię, czy lubię. Wkurwia mnie, a jestem zbyt rozjebany, by się wkurwiać - wzdycha, a Zoya nawet nie poucza go, by nie przeklinał przy Esterze, tylko uśmiecha się do niego pobłażliwie. - Charlie nie chce mi za bardzo nic powiedzieć, ale jak ona się czuje?

- Mówi, że całkiem nieźle. Myślę, że ostatnia noc wyszła jej na dobre. Trzyma się i chyba naprawdę cię kurewsko kocha, Reed.

- Nie przeklinaj - wytyka jej szatyn, a ona parska śmiechem. Chwilę patrzą na siebie z uśmiechem i Zoya czuje coś na kształt nadziei, a tego uczucia nie miała w sobie od dawna, więc pielęgnuje je w ciszy, którą przerywa Ester. Dziewczynka zaczyna zasypywać Gavina pytaniami, na które ten odpowiada zdawkowo. Gdy drzwi sali się otwierają, Zoya spodziewa się zobaczyć w nich Flowers, a nie swojego męża i w pierwszym odruchu ma ochotę podnieść się z łóżka, ale domyśla się, że na taką reakcję Elijah chyba podświadomie liczy.

- Nikodem cię szuka - mówi, a ona przytakuje mu lekko.

- Cokolwiek to jest, może poczekać - odpowiada, ale Gavin kręci głową.

- Idź do niego, mała. Pewnie macie niezły pierdolnik do uporządkowania.

- Odwiedzę cię później - obiecuje i ściska raz jeszcze jego dłoń, zanim wstanie, zabierając ze sobą Ester, która nie jest przekonana do tego pomysłu i zaczyna na nią krzyczeć. - Elijah? - pyta, gdy staje obok niego, ale brunet tylko otwiera przed nią drzwi.

- Zaraz do was dołączę. Spotkajmy się na górze u Finna - mówi i patrzy na żonę nagląco. Zoya mruży oczy, ale z wyrywającą się jej córką, nie ma zamiaru wdawać się w kolejną sprzeczkę, więc wychodzi z sali.

- Chciałbym powiedzieć, że dobrze cię widzieć, ale zaczynam podawać w wątpliwość, czy na pewno wciąż żyję, czy może jednak to piekło - mówi cierpko Gavin, a jego brat uśmiecha się do siebie, w ten swój cyniczny sposób, gdy podchodzi do jego łóżka. Opiera szczupłe dłonie na zanóżku szpitalnego łóżka, a jego zimne, niebieskie oczy, pojedynkują się z oczami jego brata.

- Ona tu wciąż jest, więc trudno to nazwać piekłem.

- Chuj wie, może mi się przyśniła.

- Wolałbym, żebyś nie śnił o mojej żonie.

- Zapewne byś wolał, bym w ogóle trzymał się od was z daleka. Spokojnie, domyślam się, że po to tu jesteś.

- Tak, oczywiście, że bym to wolał. Ja wciąż jestem tą samą osobą, którą byłem w dniu mojej śmierci i dla mnie ty wciąż jesteś tamtą osobą. Nawet jeśli Zoya podzieliła się ze mną swoimi uczuciami i wspomnieniami, przez które niestety, ku mojemu wielkiemu nieszczęściu, nie mogę cię wciąż oceniać jednoznacznie.

- Nie musisz nic robić ze względu na nią...

- Nie robię tego ze względu na nią. Niezależnie, jak ogromną, nieopisaną miłością darzę moją żonę, to nawet ona nie zmusiłaby mnie do przyjścia tu i powiedzenia, co mam do powiedzenia.

- To chyba nie wiesz, jak ona cię kocha. Kocha cię tak, że powinieneś dla niej zrobić wszystko...

- Oszukałem dla niej śmierć, więc naprawdę, nie licytujmy się - mówi nerwowo Elijah, jakby każda sekunda spędzona w tej sali, była dla niego wyzwaniem na miarę przebiegnięcia maratonu. Gavin nie odpowiada, patrzy, jak Kamski bierze płytki wdech, którego przecież już nie potrzebuje. A przynajmniej nie by przeżyć, a raczej by się uspokoić. - Jestem tu ze względu na to, że jesteś moim bratem i to moja wiadomość pośrednio wpakowała cię w sam środek tego huraganu.

- Cóż, nigdy nie liczyłem na to, że będę osobą, do której zwrócisz się o pomoc. Musiałeś być naprawdę zdesperowany.

- Byłem. Chodziło o moją rodzinę. O Zoyę i nasze dzieci. Dla nich zwróciłbym się nawet i do Boga, gdybym miał w sobie oczywiście jakąś wiarę - mówi nerwowo, a Gavin uśmiecha się, bo przypominają mu się słowa Zoyi, które powiedziała po pogrzebie. Że gdyby miała cień nadziei na to, że istnieje jakieś życie po śmierci, w którym spotka Elijaha, to by się rzuciła do rzeki. I aż ma ochotę powiedzieć, że jego brat i Zoya naprawdę są sobie pisani, ale Elijah odzywa się pierwszy. - Utrzymałeś ich przy życiu. Zadbałeś o ich bezpieczeństwo, gdy mnie przy nich nie było i...

- Zrobiłem to, co do mnie należało. Byłem jej to winny.

- Daj mi powiedzieć, to co chcę powiedzieć i bądź łaskaw mi nie przerywać.

- Android, czy nie, wciąż kochasz dźwięk swojego głosu. - Kamski wzdycha w taki sposób, jakby żałował coraz bardziej, że w ogóle się zebrał do tej rozmowy.

- Mój syn żyje tylko dlatego, że zasłoniłeś go własnym ciałem. To nie jest dług, który kiedykolwiek będę w stanie spłacić. Który kiedykolwiek w ogóle chciałbym u kogoś mieć. A zwłaszcza u ciebie.

- Nie jesteś mi nic winien. Nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla dzieciaka.

- To mój dzieciak. Mój syn. Więc chcesz tego, czy nie, zrobiłeś to też dla mnie. I przez to, nic więcej nie powinno mieć dla mnie znaczenia. Jesteś osobą, która uratowała życie mojemu dziecku. I chcę ci powiedzieć: dziękuję. - Elijah podchodzi do niego i wyciąga w jego stronę rękę. Gavin przez chwilę wygląda, jakby miał się nie ruszyć, ale w końcu krzywiąc się lekko, ściska dłoń brata.

Żaden z nich nie ma pojęcia, co jeszcze powiedzieć i jak się zachować, więc chwilę patrzą na siebie w krępującej ciszy. Obaj należą do osób upartych, nieustępliwych, które cieszą się, gdy postawią na swoim. W gruncie rzeczy, pod pewnymi względami, niezaprzeczalnie są do siebie podobni. W końcu są braćmi. Nawet jeśli ta myśl wciąż jest dla nich obca i dziwna, szczególnie w obliczu tego, do czego obaj sądzili jeszcze niedawno, że nie będą nigdy zdolni. Nie wobec siebie.

Do wybaczenia.

Dzień dobry! Witam was w ostatnim regularnym rozdziale tego ficzka, który miał być ostatnim, bo takie zakończenie było dla mnie mega satysfakcjonujące... ALE jednocześnie miałam w głowie jeszcze długo epilog, który ostatecznie pojawi się w dwóch częściach w kolejną środę i sobotę.

A za dwa tygodnie pojawi się obsada do *play with fire*, które będzie poniekąd odwróconym kanonem.

A tymczasem jeszcze tu mam kilka wątków do zamknięcia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro