Definicja rodziny ✴ 08.11.2045
Szczerze nienawidził się za to, że cały czas zastanawia się, czy Zoya do niego przyjedzie, lub chociaż kiedy do niego zadzwoni. Ona jednak tego nie robi. Milczy, a to milczenie go niepokoi i ostatniej nocy sam myślał, czy nie wsiąść jednak w samochód i do niej nie pojechać. I nie ma to nic wspólnego z tym, po co jeździł do niej pięć lat temu. Teraz wcale nie chce się z nią przespać, teraz wolałby się upewnić, że na pewno jest w swoim łóżku, w towarzystwie Ester i że wszyscy są bezpieczni. Że to tylko i wyłącznie jego paranoja, bo przecież wie, że nic jej nie grozi, dopóki jest u Ady. Powrót do pracy jest jednak dla niego w jakiś sposób kojący, nawet jeśli cały dzisiejszy poranek Gavin gapił się w stronę pustego biurka Flowers, zastanawiając się, co się dzieje też z nią. Nie chce jednak do niej dzwonić, jednocześnie obawiając się, że Charlie albo nie odbierze od niego w ogóle, albo sam nie będzie wiedział, co ma jej powiedzieć i czego tak właściwie od niej chce.
Dlatego skupia się na czymś, co zazwyczaj strasznie go wkurwia, ale woli już stworzyć raport z wczorajszego włamania sam niż próbować namówić na to Tinę. Wypełnia papiery dość pobieżnie, więcej czasu poświęcając na patrzenie się w przestrzeń, ale przynajmniej ma jakiś poczucie upływającego czasu. Connor wita się z nim krótko, zanim znika w korytarzu prowadzącym do archiwum, a Gavin bez namysłu rusza za nim.
- Dlaczego laluś z FBI będzie tu jeszcze siedział do grudnia? - pyta, wchodząc do sali, a Connor obraca się do niego zaskoczony.
- Po tym, gdy dostaliśmy dostęp do kont Lewisa, odkryliśmy, że to chyba jeszcze nie koniec. To znaczy zabójstwo Kamskiego, to nie był koniec. Wygląda na to, że ktokolwiek zapłacił Lewisowi za zabicie go, chciał by ten zorganizował dla niego coś jeszcze.
- Kolejne zabójstwo? Dalej chodzi o te badania? Chyba, kurwa, mi nie mówisz, że ktoś dalej zagraża Adzie.
- Nie. Nie zastanowiło cię, że Ady nikt nie próbował zabić? Zaatakowanie jej graniczy z cudem, jest nieuchwytna.
- Mój brat też był.
- Nie. Twój brat nie był najlepszym androidem z najbardziej zaawansowanej linii stworzonej kiedykolwiek przez CyberLife - odpowiada mu chłodno detektyw i bierze głęboki wdech, zanim pokręci głową. Connor jest naprawdę zmęczony tym śledztwem, bo naprawdę szczerze liczył na to, że zakończy się ono ze znalezieniem mordercy Kamskiego, ale nic na to nie wskazuje, bo sprawa komplikuje się po raz kolejny. - Tamten wypadek, który mieliście, był wycelowany w Zoyę...
- Nie.
- Co takiego? - pyta Connor, wyraźnie zaskoczony, że Gavin może wiedzieć coś o jego śledztwie, na co on nie wpadł.
- Zoya nie miała wtedy z nami jechać, miała wrócić sama do domu, ale zatrzymaliśmy się na żarcie i zaproponowałem, że ją zgarniemy po drodze. Spontanicznie. Więc to nie ona była celem, tylko Phineas - tłumaczy porucznik, siadając na blacie najbliższego biurka. - Młody pracował z Elijahem, z nim Elijah rozmawiał wtedy, gdy podsłuchała go niania. Finn wie, co to był za projekt, przez który zginął mu ojciec i jego koleżanka.
- Powiedział ci o tym? Zoya o tym wie?
- Zoya chuja wie. Wolała nie zadawać Kamskiemu pytań, by ten jej nie musiał okłamywać. Co do młodego, to się domyśliłem, ale nie gadałem z nim o tym. Jest wystarczająco zesrany tą całą sytuacją - mówi Reed, starając się brzmieć na opanowanego. - Więc jeśli im coś jeszcze zagraża, to muszę o tym, kurwa, wiedzieć. Dzieciak jest na uniwerku. Zoya została bez ochrony.
- Nie jestem na tym etapie w stanie ci powiedzieć, co planują i kto w ogóle może za tym stać. Wydaje mi się, że po samobójstwie Lewisa nie mają nowego zabójcy, więc na razie nie wierzę, że coś im zagraża.
- Wydaje mi się, to dla mnie trochę za mało.
- Gdyby chcieli zabić osoby, które wiedzą o tych badaniach, to by chociaż spróbowali zaatakować Adę. Znów chodzi o coś większego, Reed. Politycznego. A, jakkolwiek brutalnie to nie zabrzmi, Zoya politycznie jest martwa.
- Ostatnio, gdy się tak pomyliliśmy, to Kamski skończył martwy.
- Jestem tego doskonale świadomy. Jeśli będę miał choćby najmniejsze obawy o bezpieczeństwo Zoyi i jej rodziny, to dowiesz się o tym pierwszy - zapewnia go Connor, a Gavin przytakuje mu lekko. Detektyw mierzy go wzrokiem i uśmiecha się lekko. - Wyglądasz na spokojniejszego. Domyślam się, że między wami wszystko w porządku? Z tego co wiem od mojej żony, pomogłeś Zoyi z naszymi prezentami w niedzielę rano. Prezentami, które przywieźliście do nas razem.
- Nie wiem, co insynuujesz, ale lepiej będzie dla twojej ślicznej buźki, jak przestaniesz.
- Dobrze. Już nic nie mówię.
- Serio. Nie musisz się bać, że złamię jej serce, czy coś. Za kilka tygodni wyprowadzi się do Nowego Jorku i nasza relacja przestanie być twoim zmartwieniem.
- Jasne. Jeśli nie masz już żadnych pytań, to wrócę do pracy.
- W sumie to mam. Czy Flowers wytłumaczyła wam się jakoś z nieobecności...
- Wybacz, ale pytanie o Flowers, zaraz po rozmowie o Zoyi, jakoś nie napawa mnie zaufaniem do twoich intencji - mówi chłodno Connor, widząc, że tylko wkurwia to Gavina trochę bardziej.
- Od kiedy z ciebie taki ekspert od związków, co?
- Chciałbym powiedzieć, że od ślubu, ale nie będę cię bardziej denerwował - śmieje się brunet. - Charlotte powiedziała, że kiepsko się czuje. Z tego co zrozumiałem z rozmowy z Tiną, to jakieś zatrucie pokarmowe.
- Oczywiście, że Tina wie wszystko o wszystkich - mruczy pod nosem Reed i zeskakuje z biurka, ruszając w stronę drzwi. - Wiesz, jakby to, kurwa, głupio nie zabrzmiało po tym wszystkim, to będziemy raczej z Zoyą przyjaciółmi. I to ona mnie pytała o Charlie.
- Przyjaciółmi. Ciekawe - odpowiada Connor i uśmiecha się lekko. - Pamiętaj, że byłem u niej na tym stanowisku pierwszy i znów mogę rozwalić ci nos, jeśli zrobisz coś, co mi się nie spodoba.
- Nie, dzięki. Raz mi, kurwa, wystarczy.
- W sumie to dwa. Pobiłem cię jeszcze przed rewolucją.
- Spierdalaj, Connor - mówi jeszcze Gavin, zanim wyjdzie z sali i zostawi detektywa samego.
Żałuje, że się odezwał, że zapytał o to śledztwo, bo teraz nic już go nie powstrzymuje i wychodzi na dwór, by zadzwonić do Zoyi. Blondynka jednak nie odbiera od razu, tylko pisze mu wiadomość, że odezwie się wieczorem, bo jest właśnie na spotkaniu w sprawie nadchodącego święta. Tylko on ma to gdzieś. Ma ochotę zażądać, by podała mu adres i po prostu pojechać do niej i na wszelki wypadek odwieźć ją samemu do domu, a później zabronić udziału w jakichkolwiek obchodach państwowych w najbliższy weekend. Tylko nie ma ku temu żadnego prawa, by w jakiś sposób wpływać na jej życie, czy o nim decydować. Powinien w ogóle być zadowolony, że blondynka zdołała stanąć na nogi po tym, co ją spotkało i myśli o ułożeniu sobie życia na nowo. I nie powinien w to życie wprowadzać zamieszania. Jednak czuje niepokój, który nie pozwala mu być bezczynnym, dlatego pisze smsa do Phineasa, by upewnić się, że chociaż dzieciak ma się dobrze i jest bezpieczny.
Po pracy jedzie kupić żarcie i decyduje się odwiedzić Charlotte, spodziewając się, że ta wyrzuci go za drzwi, gdy tylko w nich stanie. Niby wciąż ma klucze do jej mieszkania, ale wie, że stracił jakiekolwiek prawo do ich używania, więc dzwoni dzwonkiem, po którym rozlega się groźne szczekanie, które od razu zmienia się w popiskiwanie, gdy tylko Atryda wyczuwa, kto stoi za drzwiami. Charlie otwiera mu w szlafroku i piżamie, wyglądając na naprawdę nieszczęśliwą i zaskoczoną jego obecnością, ale wpuszcza go do środka. Gavin podaje jej torbę z restauracji i wita się z psem, który w kilka sekund przeszedł z podekscytowania jego obecnością, do rozlania się na podłodze i domagania się drapania po brzuchu.
- Stęsknił się za tobą - mówi Charlie, zaglądając do pudełka z makaronem.
- Nie ma co się dziwić, też go wychowywałem z tobą od szczeniaka - śmieje się, zdejmując kurtkę. - Nie wiedziałem, co ci przywieźć, bo nie wiedziałem, co ci jest. Postawiłem na cytrynowy makaron, bo...
- Dzięki, chyba już będę w stanie coś zjeść, ale jak chcesz coś do picia, to radź sobie sam, ja mam herbatę - mówi, siadając przy stole, a on idzie do kuchni i też robi sobie herbatę. - Jak w pracy? Fowler do mnie dzwonił, że potrzebują jutro ludzi do obstawienia demonstracji, ale nie wiem, czy będę na siłach, żeby się ruszyć.
- A powiesz mi, co ci jest? - Blondynka macha ręką niedbale i nawija trochę makaronu na widelec. - W pracy okej, też wróciłem, też mam w chuj zaległości i też zebrałem opierdol, że potrzebuję jutro i pojutrze wolne.
- No tak, Zoya potrzebuje ochrony.
- Zoya potrzebuje przyjaciela.
- Przyjaciela - sarka Charlie, a on wzdycha krótko.
- Tak. Wiem, że możesz tego nie kupować...
- Dała ci kosza, więc znów przybiegłeś do mnie? - pyta chłodno Charlie, a on siada naprzeciwko niej, przy stole i utrzymuje jej spojrzenie.
- Nie. Przyszedłem do ciebie, bo mi na tobie zależy. Jesteś jedyną osobą, z którą byłem w ostatnim czasie, którą traktowałem poważnie.
- Więc czemu ze mną zerwałeś?
- Bo nie chciałem być wobec ciebie chujem, nie chciałem cię trzymać przy sobie i okłamywać, dopóki nie zrozumiem, co czuję do niej - odpowiada szczerze, na tyle szczerze, że sam jest sobą zaskoczony. Nie podejrzewał się o to, pewnie jeszcze pół roku temu by się na to nie zdobył, ale teraz wszystko wygląda dla niego inaczej. - Powinienem ci od początku powiedzieć, jak jest, jeszcze zanim pojechaliśmy do moich starych. Jak było z nią i ze mną, i nią i Elijahem, i czemu ta sytuacja jest pojebana. Wolałem jednak cię odepchnąć, żeby się nie okazało, że cię skrzywdzę jeszcze bardziej.
- Tego się nie spodziewałam - mruczy cicho Charlotte i odsuwa od siebie pudełko z jedzeniem, jakby bała się zjeść więcej, szczególnie że robi się jeszcze bardziej blada, niż gdy otworzyła mu drzwi. - W sensie nie spodziewałam się całej przemowy, że ze mną zerwałeś dla mojego własnego dobra. Ale bądź ze mną szczery, Gav. Zrobiłeś to, by mnie chronić, czy na wszelki wypadek, jakby Zoya jednak była tobą zainteresowana?
- Wiesz, że mógłbym tu nie przyjeżdżać? Mógłbym w sumie w ogóle nie wrócić do pracy, tylko się spakować i wyjechać z nią i dzieciakami do Nowego Jorku. Brać co dają i nie narzekać. Tylko tego nie zrobię, bo za dobrze wiem, że to by nie działało, że dla wszystkich będzie lepiej, jak będziemy przyjaciółmi. I oboje jesteśmy tego zdania, Charls.
- Nie chcesz być na drugim miejscu, co? Bo nawet jeśli on nie żyje...
- Ostatnim, o czym obecnie myśli Zoya, to stworzenie z kimś funkcjonującego związku. Więc nie myśl, że w ogóle to była na to jakaś opcja między nami - odpowiada jej, utrzymując jej spojrzenie, by Charlotte nie miała wątpliwości, że jest z nią szczery. - Ja i Zoya potrzebowaliśmy odpowiedzieć sobie na pytanie: co by było gdyby? I to zrobiliśmy. I nie będzie szczęśliwego zakończenia, bo jej szczęśliwe zakończenie umarło jej na rękach.
- I wróciłeś do mnie, bo lepsza opcja nie wypaliła?
- Wróciłem do ciebie, bo jesteś... absolutnie niemożliwa - mówi, dalej patrząc jej prosto w oczy i próbując powiedzieć jej o swoich uczuciach, które niezaprzeczalnie do niej ma, a których nigdy tak naprawdę nie nazwał. - Umiesz opierdolić mnie od góry do dołu, a jednocześnie mam wrażenie, że jesteś jedyną osobą na świecie, którą obchodzę. Jesteś zabawna, Charls. I cię lubię. Tak zwyczajnie, poza jakimś pożądaniem, czy zakochaniem się w tobie, ja zwyczajnie cię lubię. Lubię spędzać z tobą czas, lubię wychodzić z tobą ze znajomymi i lubiłem moje życie z tobą. Jesteś śliczna, ogarnięta bardziej niż ja kiedykolwiek i jesteś...
- W ciąży, Gavin - mówi, wchodząc mu w słowo, a on zamiera, patrząc, jak blondynka wstaje zza stołu. Charlie podchodzi do torebki i rzuca między nich na stół białą teczkę. - Jestem z tobą w ciąży - powtarza, dając mu znać, by zajrzał do środka. Gavin sięga po opisu wydruku z USG, czyta go i dopiero znów przenosi wzrok na Charlotte, przekonany, że pierwszy raz w życiu tak bardzo nie ma pojęcia, co powiedzieć. - Mam nadzieję, że oszczędzisz mi pytania, czy to na pewno twoje...
- Umiem liczyć, widzę, że to moje. Raczej mnie nie zdradzałaś na patrolach.
- No nie, sam wiesz najlepiej, jak trudno mnie wyplątać z munduru. - Gavin parska śmiechem, a ona siada znów naprzeciwko niego i obraca w dłoniach kubek z herbatą. Zapada między nimi cisza, bo szatyn nie ma pojęcia, co ma jej powiedzieć i co czuje w związku z tą informacją. Raczej ma wrażenie, jakby zwaliło się na niego absolutnie wszystko na raz. Sięga jeszcze raz po wydruk z USG, a Charlie się uśmiecha. - Daj spokój, nic tam nie widać. A mnie lekarka nawet próbowała coś tam tłumaczyć, co powinnam zauważyć.
- Okej, ale... czego ty właściwie chcesz w związku z tą informacją, Charlie?
- Chciałam najpierw to z tobą przegadać, ale nie było cię w mieście, a później nie mogłam się zebrać na rozmowę. No a ostatnie kilka dni od rana rzygam jak kot, a jak akurat nie rzygam, to głównie śpię, więc okoliczności nie sprzyjały - mówi nerwowo i wzrusza ramionami. - Nie miałam ochoty dzwonić do ciebie po pomoc i mówić ci o tym przez telefon.
- No ale chyba masz jakieś... podejście do całej tej sytuacji.
- Mam, ale wolałabym zachować je dla siebie, zanim poznam twoje.
- To może mnie też daj z tydzień na oswojenie się z tą nowiną - odpowiada jej szybko, nerwowo, a ona od razu przewraca oczami.
- Prawo stanowe daje ci jeszcze maksymalnie czternaście tygodni na przemyślenie tego, ale jednak wolałabym nie czekać do ostatniego możliwego terminu. Jak wspomniałam, nie czuję się promiennie w tej ciąży - mówi beznamiętnym tonem, a Gavin wypuszcza powietrze z płuc.
Charlie ćwiczyła tę rozmowę w swojej głowie od ponad tygodnia, odkąd się dowiedziała i pewnie dlatego udaje jej się zachować powagę. W środku jednak kompletnie się trzęsie i nie ma bladego pojęcia, jak powinna się zachować. Brała pod uwagę chyba każdą ewentualność i jako osoba najczęściej myśląca o najgorszych scenariuszach, obawiała się, że Gavin zarzuci jej, że rujnuje mu życie, gdy on sobie to życie zaczął układać z kimś innym. Lub, że po prostu wyjdzie i zostawi ją samą z tą całą sytuacją. Jednak to był tylko jej umysł, a rzeczywistość jest inna. W rzeczywistości, po początku tej rozmowy, miała ochotę nawet zatrzymać tę informację dla siebie jeszcze trochę, by zobaczyć, czy Gavin naprawdę chce do niej wrócić, a nie robi to, bo czuje się do tego zobligowany. Tylko nie wytrzymała. Nie powiedziała nikomu innemu, nawet mamie, czy siostrze, bo chciała najpierw dowiedzieć się na czym stoją, ale teraz, gdy na niego patrzy, nie wie, czy dziś dostanie jakieś odpowiedzi. W końcu wiele osób mówiących jej, że Gavin jest jedną z najmniej dojrzałych osób na świecie, może mieć nareszcie rację.
- Skoro nie uciekasz ode mnie z krzykiem, to mógłbyś mnie przytulić, wiesz? Potrzebuję, żeby mnie ktoś przytulił - mówi cicho, spuszczając wzrok na swoje dłonie, a on od razu wstaje. Siadają na sofie, a Charlie opiera się o niego plecami i owija jego ramionami, wcale nie czując się z tym wszystkim dużo lepiej.
- Wiesz, że to twoja decyzja. Wszystko zależy tylko od ciebie i od tego, jak ty się z tym czujesz, mała. Moje zdanie nie powinno mieć żadnego znaczenia, bo to ty jesteś w ciąży, więc...
- Tak, to bardzo miłe i feministyczne, że decyzję pozostawiasz mnie, ale nadal przy tym byłeś i brałeś raczej czynny udział we wpakowaniu mnie w to wszystko - rzuca kpiąco Charlie, a on mimowolnie się uśmiecha. - Dlatego chciałabym znać twoje stanowisko.
- Więc... Z mojego punktu widzenia mamy trzy opcje - odzywa się w końcu Reed, a blondynka ewidentnie czeka na to, aż zacznie mówić dalej.
On jednak opiera usta na czubku jej głowy, próbując jakoś zebrać się do przekazania jej tego, o czym myśli, nawet jeśli czuje się kompletnie zagubiony. Oczywiście, powinien wziąć pod uwagę, że ryzykują właśnie taką sytuacją, gdy niespecjalnie pamiętali o zabezpieczaniu się w ostatnich tygodniach. Tak, to było głupie i z perspektywy czasu zwala to na okoliczności, w których nie myślał zbyt trzeźwo, gdy spotykali się z Charlie głównie w łóżku, gdzieś nad ranem, lub w środku nocy, między jej patrolami, a jego pilnowaniem Zoyi. Do tej pory to raczej Charlotte bywała rozsądna, a on nie wziął pod uwagę tego, że przestała taka być, gdy zaczęła być przestraszona, że go straci. To on powinien być dorosły. Powinien brać odpowiedzialność za siebie i za nią i ewidentnie los daje mu ku temu okazję. Nie może jednak nie myśleć o tym, że ją skrzywdził. Ją też skrzywdził. Jak prawie wszystkie osoby, na których mu kiedyś zależało, lub raczej, którym zależało na nim. Może pół roku temu Charlie, przekazując mu taką nowinę, byłaby dużo szczęśliwsza? Z całą pewnością on zareagowałby inaczej niż teraz, gdy ma wrażenie, że przez ostatnie dwa miesiące w końcu dorósł do swojego wieku.
- Nie chcę, żebyś przywiązywała się do kolejności w jakiej przedstawię te opcje. To, że mówię o którejś jako pierwszej, czy ostatniej, nie odwzorowuje tego, co czuję - mówi, odrywając usta od jej głowy i obejmuje ją trochę mocniej. - Opcja pierwsza zakłada, że nie palisz się jeszcze do rodzicielstwa. Więc umawiasz się do kliniki, ja cię do niej zawiozę, a później zabiorę na jakiś obiad, czy kupię wino. Nie wiem, czego się potrzebuje po aborcji, ale jeśli będziesz tego chciała, to ci pomogę, posiedzę z tobą, zrobię herbatę, kupię czekoladę. Nie wiem... - Charlie śmieje się mimowolnie i kręci lekko głową.
- Nie mam tu osobistego doświadczenia, ale z tego co czytałam, to herbata i czekolada brzmią nieźle.
- A jak już będzie po wszystkim, to zdecydujemy, czy się rozstajemy i będziesz podobnie jak Tina spluwać na mój widok w pracy, czy może próbujemy znów być razem. Tym razem w trochę bardziej dojrzały sposób - deklaruje, a blondynka przytakuje mu lekko. - Kolejna opcja to, że chcesz mieć to dziecko, ale nie chcesz mieć ze mną nic wspólnego. Co jest w pełni zrozumiałe jak dla mnie. Wtedy chcę, żebyś wiedziała, że będę chciał być obecny w życiu tego dzieciaka, nie tylko płacąc na niego alimenty. Nie będziemy razem, będziesz mogła znaleźć sobie kogoś mniej pojebanego, a póki się to nie stanie, będę cię woził do lekarza, odmaluję pokój dla dzieciaka i będę mu zmieniał pieluchy.
- Nie sądziłam, że w ogóle będzie taka opcja. W sensie, że chcesz zostać ojcem.
- Nie powiem, że to planowałem, bo sama wiesz, jak wyszło. Byłaś przy tym - rzuca kpiąco, a Charlie śmieje się lekko, by przykryć własną nerwowość. - Więc gdybyś mnie trzy miesiące temu zapytała, czy chcę mieć z tobą dziecko, to raczej bym odmówił. Tylko jak już to dziecko jest, to mogę ci obiecać, że postaram się nie być tak beznadziejnym ojcem, jak byłem facetem...
- Kurde, nigdy nie rozmawialiśmy nawet na ten temat.
- Stanowczo nie rozmawialiśmy o wielu rzeczach. Ja też ci wielu nie mówiłem. Jak na przykład tego, jak bardzo lubię twoją obecność - mówi, całując ją kolejny raz w czubek głowy. - Okej, więc opcja trzecia...
- Przecież już były trzy opcje. Aborcja i mówimy sobie do widzenia. Aborcja i zostajemy razem. I zatrzymuję dziecko, a ty płacisz mi astronomiczne alimenty i w weekendy uczysz dzieciaka jeździć na rowerze, czy coś...
- Więc są cztery opcje, jak tak to liczysz - mówi i obraca się lekko, by Charlie spojrzała mu w oczy. - W opcji trzeciej zatrzymujesz dziecko i mnie w pakiecie.
- Czy ty masz na myśli ślub, Reed? - pyta niepewnie blondynka, a on wzrusza ramionami.
- Jak musimy, to możemy się pobrać, teraz, za kilka miesięcy, czy jak już dzieciak będzie na świecie. Jak nie musimy, to miałem po prostu na myśli, że się do mnie wprowadzisz i będziemy w tym razem.
- Gavin, jeśli wyskakujesz z taką opcją, po tym, jak ze mną zerwałeś, po tym, jak przez większość czasu nawet nie wiedziałam, czy traktujesz mnie poważnie... To chyba naprawdę potrzebujesz więcej czasu, by to przemyśleć - mówi niemal spanikowanym głosem Charlie i odsuwa się od niego lekko. - Nie mówisz teraz serio. Jesteś w szoku, bo dorosłość i odpowiedzialność jebnęły cię prosto w twarz i tak naprawdę pewnie nawet nie wierzysz w to, co mówisz.
- Nie wmawiaj mi, co myślę... - odpowiada nerwowo Gavin. Nagle uświadamiając sobie, jak czuła się Zoya, gdy zawsze jej narzucał to, co mu się wydaje, że ta ma na myśli, a nie to, co ona naprawdę czuje. I dodaje to sobie do listy rzeczy, za które będzie musiał ją jeszcze kiedyś przeprosić. - Słuchaj, ja naprawdę jestem tu, bo mi na tobie zależy. I jeśli mi dasz się wykazać, to naprawdę tego nie spierdolę, Charlie.
- Już to słyszałam. Już raz mi to obiecałeś.
- Teraz okoliczności są inne - zaczyna i kręci głową. - Nie, nie mam na myśli, że jesteś w ciąży, tylko ja jestem w lepszym miejscu. Jeśli opcja numer cztery tego wymaga i sobie tego życzysz, mogę nawet iść na terapię, czy możemy iść razem...
- Wiesz, że bardzo chcę ci wierzyć, Gavin. Bardzo. Bo ja chyba chcę mieć to dziecko, jeśli weźmiesz w tym udział, a nie będziesz mi tylko robił przelewy.
- Z gówniarzami Zoyi radzę sobie całkiem nieźle, więc z własnym dam sobie radę jeszcze lepiej, bo będę w tym od początku.
- Ooo, doprawdy? Nieźle sobie radzisz? - pyta Charlie, a Gavin sięga po telefon i pokazuje jej zdjęcie, na którym Estera wlazła mu głowę. Blondynka uśmiecha się i wpycha mu na kolana, przytulając się do niego jeszcze mocniej. - Kocham cię, wiesz?
- Wiem. Wiem o tym od dawna, mała - odpowiada, przytulając się do siebie. - Mnie też na tobie zależy. - Charlotte odsuwa się od niego, a szatyn kładzie jej rękę na policzku, zanim pocałuje ją lekko i podniesie się z łatwością z sofy. - Idziesz do łóżka, a ja zrobię ci nową herbatę. Okej?
- Wyjdziesz z psem? I zostaniesz?
- A powiesz mi, którą opcję ty wybierasz?
- A to nie jest oczywiste? - pyta go, obejmując go mocniej nogami w biodrach. - Jestem w tobie kompletnie zakochana, Gavin. Naprawdę sądzisz, że nie złapię się na wizję stworzenia z tobą rodziny?
Uśmiecha się do niej nerwowo. Bo to słowo zawsze powoduje u niego nerwowość, bo rodzina nie kojarzy mu się pozytywnie absolutnie w żadnym aspekcie. A jednak gdy siedział z Zoyą w domku w lesie, to był pierwszy moment, w całym jego życiu, gdy uznał, że to może być fajne. I dlaczego jego brat tak się w tym wszystkim zakochał. We wspólnym spędzaniu czasu, posiłkach, dogryzaniu sobie i przede wszystkim w poczuciu, że jest się dla kogoś najważniejszym. Patrzył na Ester, której środkiem wszechświata jest jej mama i zastanawiał się, jak się czuł z tym Elijah, patrząc na własną córkę. I żonę. I Gavin dochodził do wniosku, że Elijah znów był od niego mądrzejszy, bo dużo szybciej zorientował się, że rodzina może być czymś naprawdę wspaniałym, jeśli zbuduje się ją samodzielnie, nie powielając błędów osób, które ich wychowały.
- Więc dziś zostanę u ciebie, Flowers, ale jutro zaczynasz się pakować i po weekendzie przeprowadzasz się do mnie. Zgoda?
- Zgoda - przytakuje, splatając dłonie na jego karku i całuje go krótko. Gavin obraca się z nią w ramionach, gdy są już w jej sypialni i opiera ją o ścianę, zanim pocałuje ją dużo namiętniej. Charlie śmieje się w jego usta, przesuwając dłonie na jego barki i już ma jakoś skomentować to, że czuje się zbyt kiepsko na jakieś bardziej namiętne próby pogodzenia się, ale Gavin pierwszy przerywa pocałunek.
- Nie mam bladego pojęcia, co ze mną robisz, mała.
- No wygląda na to, że dzieci. Robię z tobą dzieci, Reed - śmieje się, a on przewraca oczami i rzuca na łóżko.
- Idę z Atrydą na spacer, a herbatę jednak zrób sobie sama, jak jesteś taka dowcipna.
Charlie rzuca w niego poduszką, przed którą udaje mu się uchylić w ostatnim momencie. Jasiek jednak łapie w locie pies i Gavin spędza kolejne pięć minut, próbując wytłumaczyć owczarkowi, że to nie jest jego nowa zabawka i powinien puścić poduszkę, jeśli mają iść na spacer. Ostatecznie, dopiero gdy łapie za smycz, pies do niego podbiega i mogą wyjść na dwór. Pogoda jest paskudna, ale Gavin w sumie potrzebował wyjść na chwilę z tego mieszkania i się przewietrzyć. Stało się to, czego absolutnie się nie spodziewał. Jednak po pierwszym szoku, teraz powoli oswaja się z tą myślą, że może wcale reszta jego życia nie będzie taka zła, jak wydawało mu się to jeszcze poprzedniego lata. Ma też niesamowitą ochotę zadzwonić do Zoyi i powiedzieć jej o wszystkim, ale dość szybko uświadamia sobie, że to nie jest rozmowa na telefon. A jednak ma w sobie jakąś nową dla siebie radość, nie tylko, bo będzie mógł mieć coś swojego z Charlie, ale bo Zoya z ostatniej osoby, o której chciał myśleć, stała się pierwszą osobą, do której chce zadzwonić.
Po powrocie do mieszkania robi Charlie obiecaną herbatę i idzie do jej sypialni, dziękując losowi, że blondynka nie wyrzuciła jego ubrań z szafy i ma się w co przebrać, zanim położy się obok niej w łóżku.
- Więc jak się czujesz? - pyta, gdy Charlotte się do niego przytuli.
- Najpierw miałam wrażenie, że dostanę okres, bo bolał mnie brzuch i było mi ciągle słabo, ale okres się nie pojawiał, a ja wmawiałam sobie, że to nerwy. Że nie wiem gdzie jesteś, co się dzieje i że nie odbierasz ode mnie telefonu... A tydzień temu zorientowałam się, że ciągle mi niedobrze, niezależnie od tego, co jem i poszłam do lekarza. Wymiotuję od soboty mniej więcej i nie, nie tylko rano, a na dodatek bolą mnie piersi, brzuch i już mam tego serdecznie dość, a to dopiero początek.
- Ale lekarz powiedział, że wszystko w porządku?
- Tak, wyniki badań są w porządku, po prostu zabronił mi pracy w terenie, jakbym się w ogóle do jakiejś pracy nadawała, gdy wymiotuję na zapach kawy.
- To nie, zdecydowanie nie nadajesz się, by wrócić na posterunek.
- Właśnie to mu powiedziałam! - śmieje się Charlie, a on uśmiecha się lekko. - Nie mówiłam jeszcze w pracy, bo nie wiedziałam, co zrobię, ale teraz będę musiała. Dopóki nie poczuję się lepiej, nie mam co wracać nawet do pisania raportów.
- Cóż, dobrze, że mamy porządne ubezpieczenie jako gliniarze, to przynajmniej ten dzieciak nas nie zrujnuje finansowo.
- Z tego, co wiem, to jesteś bogaty.
- O, więc łapiesz mnie na dziecko, bo wiesz, że moja rodzina ma kasę.
- Pewnie, bo nie ma prostszego sposobu zarobienia na nową torebkę i samochód niż noszenie dziewięć miesięcy twojego dzieciaka, a później wychowywanie go kolejne dwadzieścia lat - kpi Charlotte, a on przewraca się na bok i całuje ją w czoło, ale blondynka nagle poważnieje. - Rany, ty nie myślisz, że ja celowo z tobą wpadłam, by cię zatrzymać, czy coś...
- Gdybym się bał, że zrobiłaś to celowo, to bym wybrał opcję numer jeden.
- A to nie tak, że to moja decyzja?
- A w ogóle rozważałaś aborcje?
- Rozważałam absolutnie wszystko i pewnie, gdybyś mi dziś zrobił awanturę i nie chciał mieć ze mną nic wspólnego, to pewnie bym się na to zdecydowała. Nie dałabym sobie rady z tym sama, więc mam nadzieję, że wiesz, na co się piszesz.
- Wow, naprawdę byłem oszałamiającym partnerem, jak spodziewałaś się takiego zachowania z mojej strony - mruczy Gavin, przewracając się na plecy, a ona od razu unosi się i siada mu na brzuchu.
- Spodziewałam się wszystkiego. Okazało się, że chcemy tego samego, więc chyba wyszło dobrze.
- Chyba? - pyta, unosząc się do siadu i obejmując ją w pasie.
- To się okaże, gdy przyjdzie nam wstawać do zmieniania pieluch - śmieje się Charlie, a on sięga do guzików w jej koszuli nocnej. - I co ty niby robisz?
- Mam zamiar ocenić, czy faktycznie masz większe piersi... - Blondynka popycha go z powrotem na poduszki z gniewną miną, ale Gavin od razu przyciąga ją do siebie. - Będzie dobrze, skarbie. Będzie bardzo dobrze.
- Wiem - odpowiada mu pewnie i przytakuje lekko. - Jakoś też to wiem.
Jeszcze chwilę się przytulają, zanim Charlie sugeruje, że jak już Gavin łaskawie powrócił do jej łóżka, to mogą też wrócić do serialu, który zaczęli razem oglądać jeszcze trzy miesiące temu. Co też robią, nawet jeśli na trzecim odcinku blondynka zasypia przytulona do jego ramienia. Szatyn wyłącza więc telewizor i cicho wymyka się z łóżka, by zabrać psa na jeszcze jeden krótki spacer, a gdy wraca do mieszkania, zauważa nieodebrane połączenie od Zoyi, więc od razu do niej oddzwania. Nawet pomimo tego, że jest już po północy.
- Wszystko w porządku? - pyta, gdy Zoya tylko odbierze.
- Jesteś w domu?
- O nie. Nie mów, że to jeden z momentów, gdy jedziesz do mnie w środku nocy?
- Nie, leżę z Ester w łóżku, po prostu nie wiem, czy możesz rozmawiać.
- Nie bardzo, jestem u Charlotte, ale śpi. Więc jeśli to coś pilnego... - przerywa mu ciepły śmiech Zoyi, który nie jest ani kpiący, ani nerwowy, jest po prostu sympatyczny.
- To w sumie dobrze dla ciebie, Reed. I nie będę wam przeszkadzać w romantycznym wieczorze i tak widzimy się jutro.
- Dzięki. A powiesz mi, co się dzieje? Mam powód do niepokoju?
- Nie, nie dzieje się nic, co nie może poczekać na rozmowę do rana. Dasz radę przyjechać do mnie, zanim pojedziesz po Finna?
- Jasne, przyjadę, jak najszybciej będę mógł.
- To do zobaczenia - kończy połączenie i dopiero zdaje sobie sprawę z tego, że Charlotte stoi w drzwiach sypialni, patrząc na niego ze smutną miną.
- Rozumiem, że do niej jedziesz?
- Teraz? - upewnia się, a ona mu przytakuje i rzuca mu bluzę. - Nie, skarbie. Mówiłem ci, że jutro jadę po młodego, prosiła, żebym wpadł wcześniej z nią o czymś pogadać. Dziś wie, że jestem u ciebie i nic tego nie zmieni.
- Ale zadzwoniła w środku nocy...
- Nie, dzwoniła wcześniej, ja teraz oddzwoniłem. Spokojnie - mówi, podchodząc do blondynki i przytulając ją do siebie.
- Gavin, powiedz mi coś - prosi, stojąc sztywno, choć on próbuje ją pociągnąć w stronę łóżka. Puszcza więc jej rękę i siada na brzegu materaca, czekając, co Charlotte powie dalej. - Powiedz mi, że ona jest rodziną, a nie zagrożeniem i tak mam ją traktować.
- Rodziną?
- To żona twojego brata. Matka jego dzieci. To dość jasna koligacja rodzinna obecnie, niezależnie, co tam między wami kiedyś było - odpowiada nerwowo Charlie, patrząc na niego pewnie. - Nazwałeś ją dziś przyjaciółką i okej, spędziliście ostatnio sporo czasu, może być twoją przyjaciółką, ale nie jest moją. I patrząc po jej zachowaniu, raczej się to nie zmieni, więc ja nie mogę jej tak traktować, ale myślę, że mogę ją traktować jak rodzinę. Jak żonę twojego brata, która jest w absolutnie fatalnym momencie swojego życia.
- Zoya nie powiedziała, że cię nie lubi. Powiedziała, że cię nie zna.
- Rozmawialiście o mnie?
- Tak. Powiedziałem jej, że byłaś jedyną... na serio, w ciągu tych pięciu lat. Od tego czasu pyta mnie o ciebie regularnie.
- Och. To... miłe.
- Więc nie, mała. Ona nie jest dla ciebie zagrożeniem, ja i ona nie będziemy razem - zapewnia ją, wyciągając w jej stronę rękę, a Charlie w końcu za nią łapie i daje wciągnąć się do łóżka. Gavin przytula się do jej pleców, gdy dziewczyna układa się z powrotem do snu na swojej połowie łóżka. Wtula twarz w jej jasne włosy i czuje się tak spokojny, jak nie był chyba nigdy w całym swoim życiu, nawet jeśli jest w samym epicentrum zmian, jakie go czekają. - Lubię, jak mówisz to słowo, Charls. Rodzina.
- Zasłużyłeś na rodzinę, Gavin - odpowiada mu, kładąc dłoń na swojej ręce, którą ma przerzuconą przez jej talię. - A ja zasłużyłam na sen.
I kto po zakończeniu Dark, by się spodziewał, że Gavin może się wykazać jakąś dojrzałością. No kto by pomyślał. Sama jestem pod wrażeniem.
Nawet jeśli oznacza to oficjalne zatopienie statku Gavin x Zoya.
I obiecuję, że jeszcze chwila i przyjedziemy do akcji i cliffihangerów.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro