Ból pod bliznami ✴ 25.10.2045
Bycie w centrum uwagi, nigdy nie było dla Connora specjalnie komfortowe. Nie lubi sytuacji, gdy współpracownicy za często go zagadują, czy gdy wszyscy się do niego uśmiechają, a po rozdaniu zaproszeń na ślub, niestety ta sytuacja zdaje się utrzymywać. Nie zaprosił wielu osób z posterunku, ale czuł, że takie osoby jak Tina, Chris, czy kapitan Fowler po prostu powinny tam być. A po nich zaczęli doliczać kolejne, i osoby towarzyszące, i ostatecznie rozmiar nadchodzącego przyjęcia zaczyna go naprawdę niepokoić tak samo mocno, jak czeka na ten dzień. Dlatego znosi z uśmiechem pytania o szczegóły wesela, gorzej znosi pytania o Ionę, bo większość bliższych mu osób raczej nie raz słyszała, jak z uporem nazywa ją swoją przyjaciółką, a on bardzo nie chce wdawać się w szczegóły. W to, że gdy Iona poprosiła go o deklarację, postanowił pójść w to po całości, obawiając się, że w innym wypadku ją straci. A z tym absolutnie nie umiałaby sobie poradzić. I teraz najtrudniejszą rzeczą, przed jaką przyjdzie mu być postawionym, to powiedzieć jej głośno i przy świadkach, o tym, co do niej czuje i ile dla niego znaczy.
Więc dopóki jest w pracy, woli skupić się właśnie na prowadzonym śledztwie. Następnego ranka po rozmowie z Chloe i żoną Lewisa, ta druga zgłosiła jego oficjalne zaginięcie, bo dalej nikt nie miał z nim najmniejszego kontaktu. Ponieważ chodzi o urzędnika państwowego, na nogi zostało postawione o wiele więcej służb, niż do tej pory. Jedyny ślad, jaki mają to, zapis z kamery na autostradzie, która zarejestrowała auto prokuratora jadące na północ, w tych samych godzinach, w których Connor i Oscar przesłuchiwali Chloe. Obaj błyskawicznie doszli do wniosku, że to wygląda jak ucieczka, co bardziej potwierdziło ich przeczucie, że Lewis może być ich mordercą. Daty przelewów pojawiających się na jego koncie niebezpiecznie zgrywały się terminami nie tylko z zabójstwem Nakku Kanaty, czy Kamskiego, ale też z wyciekiem do mediów informacji o nowej baterii. Connor skontaktował się z Markusem, który niechętnie potwierdził, że Lewis nie był nastawiony pozytywnie do stanowiska Zoyi w prokuraturze, ale wszyscy brali to raczej za zwykłe gadanie niż za faktyczny problem, który może stać się z czasem motywem. Co by nie mówić, śmierć Elijaha zabiła też jednocześnie całą motywację Zoyi do dalszej politycznej działalności.
- Znaleźli auto! - mówi Oscar, wpadając do pokoju socjalnego, w którym Connor właśnie rozmawia z Tiną. Detektyw posyła koleżance przepraszające spojrzenie i rusza za blondynem w stronę wyjścia. - Samochód jest zaparkowany w niedozwolonym miejscu nad Upper Straits Lake, lokalna policja go znalazła. Zabroniłem im na razie wszelkich działań.
- Jakieś ślady po Lewisie?
- Nie. W sensie nie wiem jak ślady w terenie, na pewno w samochodzie nikogo nie ma - tłumaczy pośpiesznie Oscar, a jego dłonie zaciskają się na kierownicy. - Jeśli zaparkował nad jeziorem i zmienił samochód albo dalej ruszył pieszo, to będzie trudniej go znaleźć, ale nie będzie to niemożliwe. Wyjechał w pośpiechu, niespodziewanie, nie był na to przygotowany, a mamy zabezpieczone wszystkiego jego konta, więc nie podejmie pieniędzy bez naszej wiedzy...
- Lewis jest prokuratorem, wie, jak działamy. Nie można wykluczyć, że mógł zabezpieczyć się na wypadek ucieczki. Czy wiemy coś na temat nieruchomości zarejestrowanych na niego lub jego żonę w tamtej okolicy?
- Nie. Jest to też duża odległość od letniego domku państwa Kamskich, więc można wykluczyć, że pojechał szukać tam Zoyi.
- Wszyscy raczej wiedzą, gdzie znajduje się Zoya, a on pojechał dokładnie w przeciwną stronę. To może być zmyłka, może celowo chce nas odciągnąć jak najdalej od Belleville.
- Powiadom Reeda, by zajrzał do swojej bratowej.
- Już to zrobiłem - odpowiada nerwowo Connor. Odpowiedź, którą dostaje od Gavina niepokoi go jeszcze bardziej, bo porucznik dopytuje, jak daleko na północ dojechał Lewis, co daje mu niemal pewność, że Zoya z dziećmi wcale nie są u teściów, a Reed znalazł dla nich bezpieczniejsze miejsce. Detektyw obiecuje mu, że będzie go informował na bieżąco i by na razie nie mówił nic Zoyi, dopóki nie będą mieć pewności, co się dzieje. - Gdzie dokładnie znaleźli samochód?
- Przy zejściu nad jezioro, przy wejściu do lasu...
- Przy wejściu na bagna?
- Znasz tę okolicę?
- Kojarzę te szlaki, czasem z Ioną jeździmy w weekendy na wycieczki, wolimy góry niż jeziora, ale jeziora są bliżej - tłumaczy Connor. - Kojarzę ścieżki nad tym jeziorem, w większości są podmokłe, a już szczególnie teraz jesienią.
- Podmokły teren nie sprzyja pieszej ucieczce, która nie pozostawi za sobą śladów.
- To dobry znak. Lewis raczej nie jest fanem weekendowych wycieczek do lasu, więc może nie być tego świadomy - mówi Oscar, po czym kręci głową. - Z drugiej strony to model wojskowy, więc jeśli będzie chciał nas zgubić, albo zaskoczyć w trudnym terenie, to będzie miał przewagę.
- Dostaniemy wsparcie?
- Tak, rozmawiałem z kapitanem policji w West Bloomfield, w razie czego służą pomocą w poszukiwaniach.
Resztę drogi pokonują w milczeniu, bo każdy z nich skupia się na innych aspektach śledztwa. Connor kontaktuje się z Noelle, by jeszcze raz potwierdzić, że ta na pewno nie opuściła miasta i nie miała kontaktu ze swoim kochankiem, a blondynka potwierdza, w dość cierpkich słowach, że dalej siedzi w swoim hotelowym pokoju. Z głównej drogi zjeżdżają na położony między drzewami parking, na którym czeka na nich radiowóz lokalnej policji, z którego wysiada dwóch mężczyzn.
- Agent specjalny Oscar RK600, FBI. To Connor Anderson, detektyw DPD - przedstawia się blondyn, witając się z funkcjonariuszami.
- Dostaliśmy rano informację, że jeden z turystów zobaczył samochód między drzewami, poza terenem parkingu - raportuje starszy stopniem policjant, wskazując im drogę w głąb lasu. - Tu dalej jest jeszcze szersza droga dla leśników, prowadzi niemal do pawilonu w głębi rezerwatu. Samochód jednak jest w okolicy stawu, mniej więcej w połowie trasy. Takie zgłoszenia o nieuprawnionym wjeździe do lasu się zdarzają, głównie dzieciaki i kiepskie randki...
- Domyślam się, że zdarzają się one raczej w weekendy i wieczorami niż rano w środku tygodnia? - dopytuje Connor, a drugi policjant mu przytakuje.
- Tak. Nie chcę was martwić, ale dość często, gdy ktoś wjeżdża tu w nocy i nie odjedzie do rana, to od razu mamy do czynienia z zaginięciem. Ziemia jest tu grząska, chwilami jest stromo i nie ma też gładkiego wejścia do wody. O tragedię nietrudno.
- Właściciel samochodu jest androidem, więc raczej opcję z pijanym turystą można wykreślić - mówi Oscar, a funkcjonariusze mu przytakują.
Zauważają już z daleka szary samochód zaparkowany między dwoma rozłożystymi drzewami. Jest mgliście i droga, którą idą, faktycznie jest błotnista po nocnych opadach deszczu, na które też teraz się zanosi. Buty zapadają im się w ziemię, gdy zbliżają się do auta, Connor otwiera drzwi od strony pasażera, Oscar od strony kierowcy i obaj analizują wnętrze pojazdu. Nie ma w nim za wiele odcisków palców, to służbowy samochód, a Lewis współpracował głównie z androidami, tak samo jego żona i kochanka też są androidkami i jasny włos, który Connor znajduje na zagłówku należy najpewniej do Noelle. Oscar dotyka panelu sterujacego, by pobrać informacje o ostatnich wyszukiwanych trasach w nawigacji, czy ewentualnych telefonach, które mógł odebrać system samochodu, sparowany z telefonami prokuratora. Connor zagląda do schowka i od razu opada na siedzenie, bo znajduje się tam tylko służbowy tablet, taki sam, jakiego używają głównie do zapisywania na nich danych z pamięci androidów.
- Spójrz na to - mówi, podsuwając urządzenie Oscarowi, który odczytuje równe litery zapisane na żółtej, samoprzylepnej karteczce naklejonej na tablet.
- Powiedzcie Zoyi, że ją przepraszam - odczytuje blondyn i siada za kierownicą, przykładając dłoń do czoła. - Tak. Na pewno jego przeprosiny dużo jej dadzą - prycha, a w jego głosie słychać wyraźne oburzenie, zanim odklei kartkę i włączy tablet. - Tylko dwa pliki. Z trzeciego sierpnia i... Oczywiście z ósmego września.
- Nie wiem, czy chcę to widzieć - odpowiada szczerze Connor, opierając głowę o zagłówek i zamyka oczy, kilka sekund zbierając się w sobie, przed tym, co zaraz zobaczy. - Zacznijmy od ósmego. Miejmy to za sobą.
Nagranie jest krótkie, ale pokazuje moment ataku na Elijaha w korytarzu jego domu, tuż po tym, jak ten zamknął drzwi do pokoju swojej córki. Connor nie znał Kamskiego dobrze, ale widzi, jak złość na jego twarzy błyskawicznie zmienia się w zaskoczenie, gdy pada pierwszy cios. Z całą pewnością nie był zadowolony z wizyty Lewisa w ich domu, ale nie spodziewał się ataku. Plik pamięci urywa się zaraz po tym, jak Kamski wycofuje się do salonu, gdzie pada drugi cios.
W samochodzie panuje cisza. Żaden z nich nie wie, co ma powiedzieć, więc Oscar włącza po prostu starsze nagranie, na którym z daleka widać, jak Nakku Kanata rozmawia z tajemniczą nieznajomą. To nagranie nie mówi im nic więcej niż to, co widzieli na kamerze monitoringu. Jedną różnicą jest to, że teraz wiedzą już kto pociągnął za spust.
- To przyznanie się do winy - mówi Oscar, przerywając ciszę. - Pytanie tylko, gdzie jest Lewis.
- Nie wierzę, że dopiero teraz wszystko się połączyło. Wszystkie elementy i motywacje. Chęć pozbycia się Zoyi, zniszczenie jej kariery, osłabienie tym samym Kamskiego... - Connor wyrzuca z siebie nerwowo słowa i bierze płytki wdech. - Pytanie jeszcze o badania. Skoro kazał Karze ich szpiegować, to dowiedział się o nich pierwszy i go zabił. Czego w takim razie mogły dotyczyć, że się do tego posunął?
- Myślę, że gdy go znajdziemy, to go o to spytamy. Sam jestem ciekawy, co go w końcu popchnęło do zabicia Kamskiego, zamiast sabotowania ich na odległość. Przecież ujawnienie informacji o bateriach też było mu na rękę, wypchnęło Zoyę z powrotem do Waszyngtonu.
- Może uznał, że zawsze jest ryzyko, że wróci.
- Lub dowiedzą się o wszystkim...
- A nikt nie chce mieć wrogów w Kamskich - wchodzi mu w słowo Connor i bierze jeszcze jeden płytki wdech, zanim wysiądzie z samochodu.
Detektyw analizuje mokrą ziemię i ślady zostawione w błocie na drodze, ale od rana przeszło tu kilku turystów i trudno mu znaleźć właściwe. Oscar w tym czasie tłumaczy Czekającym na nich funkcjonariuszom, że trzeba będzie ściągnąć posiłki, bo faktycznie mają do czynienia z zaginięciem. Connorowi jest trudno się skupić. Sam nie umie sobie wytłumaczyć dlaczego, przecież widział już brutalniejsze morderstwa, przecież słyszał i widział już brutalniejsze zeznania... A jednak niezależnie jakby próbował, ta sprawa jest dla niego osobista. I nie umie pozbyć się myśli, że będzie musiał o tym wszystkim powiedzieć Zoyi i Gavinowi.
- Wszystko w porządku, Osiemset? - pyta Oscar, podchodząc do niego. - Możemy poczekać na wsparcie, możesz dać sobie chwilę i ochłonąć. Skoro Lewis zostawił liścik z przeprosinami dla pani Kamskiej, to raczej nie planuje jej zabić.
- Znajdźmy go. Wtedy odpocznę - oświadcza pewnie, a przynajmniej na tyle pewnie, na ile czuje się w tej sytuacji. Kolejny raz obrzuca wzrokiem obszar i wtedy zauważa połamane gałązki na jednym z drzew. - Tam. Wygląda na to, że poszedł w dół w stronę tego mniejszego stawu.
- Masz racje, są ślady - potwierdza blondyn, ruszając przodem.
Schodząc w dół zbocza, obaj doszczętnie rujnują sobie nogawki spodni i buty, ale im idą dalej tym, nabierają pewności, że kierują się w dobrą stronę. Nie ulega wątpliwości, że Lewis na pewno zacierał za sobą ślady, przez co Connor obawia się, że trop się urwie i zostaną z niczym, ale niemal w tej samej chwili, w której chce podzielić się tym z Oscarem, ten przystaje w pół kroku. Wskazuje na brzeg błotnistego stawu, nad którym leży ciało w ciemnym garniturze, obaj przyspieszają, choć już z tej odległości mają pewność, że właśnie znaleźli prokuratora. I nie będą mieli okazji zadać mu absolutnie żadnych pytań. Tyrium już dawno odparowało, a padający w nocy deszcz, tylko pomógł temu procesowi i nie są w stanie określić dokładnej godziny śmierci. Za to bez problemu mogą określić jej przyczynę, bo Lewis trzyma w dłoni swoją pompę Tyrium, wyrwaną z piersi. Ma rozpiętą koszulę, odsłaniającą biały szkielet, a na jego twarzy wciąż widać zastygły grymas zaskoczenia, wymieszanego z rozpaczą.
- Samobójstwo. Oczywiście - mówi cierpko Oscar i przeczesuje palcami potargane włosy. Connor kuca obok ciała, ale nie znajduje żadnych kolejnych poszlak. Wszystko wydaje się oczywiste.
- Poczucie winy? Świadomość, że depczemy mu po piętach i znaleźliśmy dowody...
- Pewnie wszystko na raz - wchodzi mu w słowo blondyn i kręci głową, chowając dłonie do kieszeni płaszcza. Connor zauważa, że blondyn zaciska mocno usta i oddycha nerwowo. - Tak. Jestem absolutnie, całkowicie, kurewsko, wkurwiony, Osiemset. Jasne, cieszę się, że mamy mordercę Kamskiego, ale co z tego, jak mamy go w takim stanie?! Co nam to da? Zamkniemy jedną część śledztwa, ale nie dowiemy się o powiązaniach, przez które w ogóle przyjechałem do tego cholernego miasta. Znów czekają nas godziny w papierach i bilingach rozmów, śledzenie przelewów i marnowanie kolejnych tygodni na łapanie dymu gołymi rękami. - Connor podnosi się i staje naprzeciwko niego.
- Mamy zabójcę Kamskiego. Mamy osobę, która zagrażała Zoyi i jej dzieciom. Wykonaliśmy najważniejszą część naszej roboty, nareszcie możemy się skupić, nie mając nad głową wiszącego zagrożenia. To już coś. To już jakieś zwycięstwo.
- Nie brałem cię za takiego optymistę, Osiemset.
- To nie optymizm. To rozsądek - mówi, spoglądając w górę zbocza, skąd dochodzi ich odgłos syren radiowozów. - Weźmy się do pracy.
- Trzeba będzie powiadomić o tym wszystkim Zoyę. Mogę wieczorem pojechać do Belleville.
- Nie wydaje mi się, by Zoya była w Belleville. Zadzwonię do niej, gdy wrócimy do Detroit - mówi Connor i bierze głębszy wdech. - Do niej i do Reeda. Chyba wolę, by usłyszeli to ode mnie.
Oscar przytakuje mu i znów wspina się w górę zbocza, by tym razem porozmawiać z lokalnym kapitanem policji osobiście. Connnor obraca się i spogląda na ciemną, brudną wodę w niewielkim stawie. Wie, że powinien poczuć coś na kształt ulgi, ale jednocześnie nie może pozbyć się wrażenia, że to wcale jeszcze nie koniec.
✴
Wnętrze domku jest przyjemnie ciepłe, w kominku płonie ogień, a Zoya leży wyciągnięta na sofie ze stopami na kolanach Gavina i przytuloną do siebie Esterą. Ona czyta dziewczynce bajkę, gdy Finn razem z Reedem grają na konsoli w jakieś wyścigi. Ich rywalizacja chwilami wpada aż na niezdrowy poziom i za każdym razem, gdy Gavin przeklina, Zoya niezbyt subtelnie korzysta z ułożenia swoich stóp i kopie go w żebra. Widziała po nim, że od rana jest zdenerwowany i czeka na jakąś wiadomość od Connora, ale nie pozwala mu na to, by tym usprawiedliwiał swoje wybuchy, gdy tylko Phineas okazuje się niego lepszy.
- Cholera! - przeklina znów Reed, a Zoya już ma kopnąć, ale tym razem on jest szybszy i łapie jej stopę. - Wiem. Rozumiem, gdzie popełniłem błąd. Nie potrzebuję siniaków.
- Popełniasz ten sam błąd w kółko i w kółko, więc chyba się na nim nie uczysz - odpowiada uszczypliwie blondynka.
- Musisz po prostu zaakceptować, że jestem od ciebie lepszy - kpi Finn, podnosząc się z fotela i korzystając z chwili przerwy, idzie do toalety.
- Ja wiem, że masz problemy z agresją, ale opanuj się przy dzieciach - śmieje się dalej Zoya, a Gavin dalej nie puszcza jej stopy.
- To nie moja wina, że twój gówniarz jest zawsze taki z siebie zadowolony, gdy tylko z nim przegram - odpowiada szatyn i uśmiecha się do Zoyi. - Chociaż w sumie wiem, po kim to ma - dodaje i całuje wierzch jej stopy, zanim odłoży ją z powrotem na swoje kolana. Estera traci zainteresowanie kontynuowaniem lektury i podnosi się, po czym od razu próbuje wspiąć Gavinowi na plecy, na co ten zgadza się bez protestów. Zoya sięga po telefon i robi zdjęcie, co od razu szatyn komentuje chłodnym spojrzeniem.
- No co? Muszę mieć dowód na to, że pozwoliłeś, by jakaś dziewczyna wlazła ci na głowę.
- Och, jakbym miał córkę, to zdecydowanie wychowałbym ją na księżniczkę - mówi Gavin, spoglądając na Zoyę. - Na tak rozpieszczoną księżniczkę, by nigdy w życiu nie umówiła się z takim kolesiem, jak ja.
- Uwierz mi, też mam zamiar moje dzieci nauczyć ewakuacji na widok pierwszej czerwonej flagi - odpowiada blondynka, podnosząc się do siadu i ściąga córkę z Gavina, opadając z nią z powrotem na sofę. Phineas wraca do pokoju i zajmuje miejsce w fotelu, a salon znów wypełnia się odgłosem samochodów i głośnej muzyki. Zoya łaskocze Ester, wygłupiając się z nią na sofie, ale gdy tylko dostaje powiadomienie ze swojego telefonu, podrywa się do siadu. - Connor - mówi tylko do Gavina i łapie komórkę, po czym wybiega na taras. Finn zatrzymuje grę i jednocześnie z Reedem spoglądają przez okno na blondynkę, która rozmawia przez telefon.
- Nie założyła butów... - zauważa chłopak i przenosi wzrok na Gavina. - Znaleźli zabójcę Elijaha?
- Nie znam szczegółów, gdy gadałem z nim rano, to mieli trop - odpowiada, podnosząc się i zarzuca sobie na ramiona koc. - Pójdę do niej, dowiem się co i jak.
- Też chcę się dowiedzieć - oświadcza Finn i już ma się podnieść, ale szatyn kręci głową.
- Nie, pilnuj siostry.
- Nie możecie...
- Młody, powiemy ci, gdy będziemy wiedzieć co i jak, ale teraz daj nam chwilę. Widzisz, w jakim ona jest stanie - mówi, wychodząc na zewnątrz.
Phineas faktycznie widzi, że Zoya jest niemal tak samo roztrzęsiona, jak tamtego wrześniowego dnia, gdy kazała mu spakować rzeczy i zabrała go z akademika. Teraz też łzy płyną po jej twarzy, chociaż cały czas próbuje je wycierać rękawem bluzy, którą oddał jej Gavin. Zabrał jej też telefon i włączył go na głośnik i teraz oboje odpowiadają oszczędnymi zdaniami na dużo dłuższe wypowiedzi Connora. A Finn chcę wiedzieć, co się stało, chce wiedzieć kto i dlaczego zabił Elijaha, ale jednocześnie patrząc na Zoyę, już wcale nie jest do tego taki przekonany. Gdy kończą połączenie, blondynka już kompletnie wybucha płaczem, przytulając się do Gavina, który z łatwością bierze ją na ręce i siada z nią na stopniach prowadzących na taras, obejmując ją ramionami. Finn ucieka wzrokiem na Ester, która jako jedyna jest absolutnie nieświadoma tej sytuacji i uśmiecha się, bo jego siostra właśnie wykorzystała chwilę nieuwagi i już wspina się po schodach do jego pokoju. Chłopak odkłada kontroler na stolik kawowy i rusza za dziewczynką, by dopilnować, że nie przyjdzie jej do głowy, by stoczyć się ze schodów. Ostatecznie siada na swoim łóżku i pozwala Ester robić to, co lubi najbardziej, czyli bałagan w jego rzeczach, ale w tej chwili jest mu to absolutnie obojętne. Teraz niewiele ma dla niego jakieś znaczenie, poza nasłuchiwaniem, aż drzwi na dole się otworzą.
Gdy Zoya staje w wejściu do jego pokoju, wygląda lepiej, niż gdy miała mu powiedzieć, co się stało, ale za nic nie można nazwać jej spokojną. Blondynka opiera się chwilę o futrynę, zanim wejdzie do środka i usiądzie obok niego na łóżku, od razu go do siebie przytulając. I nie wie, od czego ma zacząć. Zoya nie ma pojęcia, jak ubrać w słowa to, że sama wpuściła mordercę swojego męża do ich domu, do ich zamkniętego kręgu znajomych, że znów zignorowała wszelkie niepokojące sygnały, bo była szczęśliwa. Popełniła błąd, odsłoniła się, myśląc, że jest sprytniejsza niż wszyscy inni, że są razem z Elijahem nietykalni i będzie za ten błąd pokutować do końca życia. Nawet jeśli rozsądek podpowiada jej, że nie miała na to aż takiego wpływu, jaki sobie przypisuje, ale nie wie, czy będzie sobie w stanie wybaczyć. I jedyne co daje jej niewielkie pocieszenie, to że Lewis sam się zabił. Bo inaczej naprawdę rozważyłaby zapłacenie komuś, by się go pozbył, zanim w ogóle postawi stopę w sądzie.
W końcu odnajduje jakieś koślawe słowa, którymi zaczyna tłumaczyć, kto jest odpowiedzialny za to, co się stało i kto zniszczył im życie. A także, że jutro mogą wrócić do Detroit, jeśli tylko tego chcą i zgodnie z przewidywaniami, na tę wiadomość Finn reaguje entuzjastycznie. Zoya robi wszystko, by nie wdawać się w szczegóły, które przedstawił im Connor, bo jest święcie przekonana, że ją będą one prześladować przez wieczność i za nic nie chce, by prześladowały też jej dzieci. Opowiada mu też, już dużo bardziej szczegółowo rozmowę, którą odbyła z Adą i która nie kryła się z tym, że czeka na ich powrót do Detroit.
- Też się nie mogę na to doczekać - przyznaje Finn, a ona całuje go w czoło. - Domyślam się, że nie zostaniemy na stałe u Ady i że do naszego domu też nie wrócimy...
- Skarbie, czy możemy pomyśleć i zacząć planować to jutro? Proszę.
- Dobrze.
- Chcesz zejść na dół na kolację?
- Nie, chyba chcę pobyć sam - mówi, a ona przytakuje mu i bierze głębszy wdech. Nie wstaje od razu z łóżka, dalej go do siebie przytula i całuje go znów, teraz w czubek głowy. - Wiesz, że cię kocham, prawda?
- Wiem. Weźmiesz Ester?
- Jasne. - Zoya łapie córkę, która zaczyna protestować i wynosi ją z pokoju. Wypuszcza ją dopiero na dole i sama podchodzi do Gavina, który przegląda zawartość lodówki. - On nie da się tak łatwo rozproszyć jedzeniem. Wiem, że powinnam dać mu przestrzeń, że sama jej potrzebuję, ale wolałabym mieć pewność...
- Że cię nie będzie obwiniał? Zoe. Proszę cię, nie masz nic wspólnego z tym, co się stało.
- Od kiedy mówisz do mnie: Zoe? - pyta, zmieniając płynnie temat, a Gavin od razu wzrusza ramionami.
- Od kiedy nie ma obok ciebie osób, które tak do ciebie mówią.
- Tak... - Blondynka wzrusza ramionami i idzie w stronę pianina. Nastroiła je ładnych kilka dni temu, ale nie miała odwagi do niego usiąść i coś zagrać, bo nieustannie wraca do niej tamten wieczór, gdy ostatni raz grała na swoim fortepianie w domu. A Elijah stał obok, ubrany w najlepszy garnitur i patrzył na nią tak, jakby była jedynym, co chce oglądać do końca życia. Teraz jednak musi odciągnąć swoje myśli od tego wszystkiego i zaczyna grać utwór, który błąka się jej po głowie od kilku dni, bo z całą pewnością słyszała go na playliście Gavina.
- And if I only could, I'd make a deal with God, And I'd get him to swap our places - nuci Gavin za jej plecami, a ta obraca się do niego, a szatyn wzrusza ramionami i siada w fotelu, na którym bawi się Ester. Bierze ją na kolana i nuci dalej, bo Zoya nawet na ułamek sekundy nie straciła rytmu, choć wodzi za nim wzrokiem. - You don't want to hurt me, but see how deep the bullet lies. Unaware I'm tearing you asunder.
- Mówiłem, że jesteś stary - rzuca Phineas, który jedynak wyszedł z pokoju i siedzi na schodach, obserwując ich z góry.
- To twoja mama zaproponowała taki repertuar.
- Wybaczcie, nie mam jakoś nastroju na pogodniejsze utwory - mruczy pod nosem Zoya i wraca wzrokiem do swoich dłoni. Zmienia piosenkę i przez dłuższą chwilę jedynie nuci melodię, zanim zacznie śpiewać dopiero przejście między zwrotkami. - The autumn chill that wakes me up. You loved the amber skies so much, long limbs and frozen swims. You'd always go past where our feet could touch. And I complained the whole way there. The car ride back and up the stairs. I should've asked you questions. I should've asked you how to be... - Jej głos się łamie, więc śpiewa jedynie jeszcze fragment. - Asked you to write it down for me. Should've kept every grocery store receipt 'Cause every scrap of you would be taken from me...
Phineas i Gavin wymieniają porozumiewawcze spojrzenie, po którym Gavin podnosi się z fotela, w którym zostawia Ester. Idzie do kuchni, nalewa sobie whisky, a chłopakowi cole i zanosi mu ją, zanim wróci na swoje miejsce, które zrobiło się puste. Este uciekła na sofę, gdzie ma dużo więcej miejsca dla siebie, a Zoya cały czas grała w kółko tę samą melodię.
- My only one. My smoking gun. My eclipsed sun. This has broken me down... - śpiewa cicho blondynka, a ten utwór Gavin rozpoznaje i bierze większy łyk ze szklanki. A Zoya chyba doskonale zdaje sobie z tego sprawę bo znów spogląda na niego kątem oka, zanim zamknie oczy. - You know I left a part of me back in New York. You knew the hero died so what's the movie for? You knew it still hurts underneath my scars from when they pulled me apart. You knew the password so I let you in the door. You knew you won so what's the point of keeping score? You knew it still hurts underneath my scars from when they pulled me apart... But what you did was just as dark. Darling, this was just as hard.
- A ty grasz? - pyta Finn, wskazując na pianino, gdy Zoya znów wraca do nucenia. Chłopak zszedł już na dół i usiadł obok siostry,
- Gavin gra na gitarze - odpowiada za niego Zoya i obraca się lekko do syna, uśmiechając się nerwowo. - Kiedyś śpiewaliśmy razem na imprezie u Stephena
- Co śpiewaliście?
- Piosenki z musicali, przecież powiedziała u kogo była impreza - mówi zdawkowo Gavin i uśmiecha się do chłopaka. - Młody, nie wiem, jak ty, ale ja idę robić sobie kolację, więc mów, czy coś chcesz.
- Jest jeszcze ta pizza mrożona?
- Pizza mrożona? - pyta Zoya, obracając się do chłopaka. - Nie możesz zjeść czegoś normalnego?
- Ciesz się, że w ogóle zszedłem na kolację - odpowiada Finn i idzie za Gavinem do kuchni.
Zoya postanawia dziś poddać tę walkę o zdrowe żywienie swoich dzieci i gra dalej, słuchając ich przekomarzania się i tego, że Gavin próbuje też wmusić w Ester jakieś jedzenie, ale ta odmawia mu skutecznie i ucieka przed nim na sofę. Gdy zrobią kolację, postanawiają dać Zoyi więcej przestrzeni i zabierają konsolę do pokoju na górze, ale żaden z nich nie jest się w stanie skupić na grze, więc włączają po prostu jakiś film, którym nie są specjalnie zainteresowani. Dźwięki pianina ustają dopiero godzinę później, a Finn deklaruje, że on w sumie to chyba pójdzie spać, więc Gavin zostawia go samego i schodzi na dół. Zoya leży ze śpiącą Ester na rozłożonej sofie, ale gdy słyszy kroki, od razu na niego spogląda.
- Jak chcesz, to może dziś tu spać - mówi, mijając ją w drodze do kuchni, ale Zoya wstaje i idzie za nim.
- Potrzebuję pogadać.
- Sypialnia? - upewnia się, robiąc sobie jeszcze drinka, a blondynka krytykuje to spojrzeniem. - Przecież nie wyjedziemy jutro o świcie, tylko dopiero po śniadaniu. Więc nie bądź taka przewrażliwiona.
- Naprawdę? Mam nie być przewrażliwiona? Dobrze, że mówisz, już przestaję. - Jej głos jest tak cierpki, że Gavin momentalnie chce jej odpowiedzieć coś bezczelnego, ale przypomina sobie o Ester, więc łapie Zoyę za łokieć i ciągnie za sobą do drugiego pokoju.
- O co chodzi?
- O to, że jestem strasznie głupia - wzdycha, siadając na łóżku i podciąga nogi pod brodę. Gavin powstrzymuje się, by standardowo przyznać jej rację i jedynie zajmuje miejsce na materacu obok niej, też opierając się o wezgłowie.
- Też nie czujesz żadnej satysfakcji?
- Najmniejszej. Sądziłam, że wiedza o tym, kto go zabił, kto mi to zrobił, da mi jakieś... ukojenie. Sprawi, że poczuję się lepiej, że może dam sobie jakieś wewnętrzne pozwolenie, by pomyśleć o chociaż jakiejś najmniejszej namiastce przyszłości, ale nie. Nie czuję nic, co mogłoby być w jakiś sposób związane z pokojem. Właściwie jedyne, co teraz czuję, to... - Przerywa by złapać nerwowy wdech i kręci głową, bo nie może znaleźć odpowiednich słów. Pierwszy raz w całym swoim życiu Zoya jest przekonana, że ktoś, kto ją stworzył, nie przygotował ją na to, co będzie czuć. Że żaden wirus w jej oprogramowaniu nie pozwoli jej do końca usystematyzować i pogodzić się z tą stratą. - Czuję się, jakbym go znów straciła. Tym razem już ostatni raz. Sprawa zamknięta.
- To żadne pocieszenie, ale przynajmniej jesteście bezpieczni.
- Tak. Teraz tak. Tylko powiedz mi, jak mam wrócić do normalnego życia i nie bać się, że każda nowa osoba, która pojawi się w moim życiu, nie zrobi tego tylko po to, by skrzywdzić mnie, lub moje dzieci?
- Obawiam się, że nie jestem w stanie ci tu pomóc. Po tym, co się odjebało, masz pełne prawo, by wpadać w paranoję - przyznaje szczerze Gavin i bierze łyk ze szklanki. - Myślę, że zmiana okolicy dobrze wam zrobi. Młody już się domyśla, że będziesz chciała wrócić do swoich rodziców. Nie jest do tego pomysłu nastawiony pozytywnie, ale chyba rozumie sytuację.
- Co, Reed? Już masz mnie dość, że pakujesz mi walizki do Nowego Jorku? - pyta uszczypliwie Zoya, a on odstawia szklankę i obejmuje ją ramieniem.
- Złotko, ja bym najchętniej już jutro cię zawiózł na lotnisko.
- Wiem, ale niestety mam jeszcze ślub do udzielenia - odpowiada i uśmiecha się kpiąco. - Och, więc wychodzi na to, że nie potrzebuję już ochrony, więc możesz sobie jeszcze zorganizować jakąś okropną randkę.
- W sumie to masz rację, przecież i tak byś ze mną nie zatańczyła publicznie.
- Nie, nie zatańczyłabym z tobą, bo ostatnim czego potrzebuję, są plotki.
- No tak, zapomniałem, że nie pasuję do twojego świata.
- Sam sobie to wmówiłeś, więc proszę bardzo, wierz w to dalej. - Jej słowa, choć wypowiedziane prześmiewczym tonem, uderzają go o wiele bardziej, niż powinny. Niespodziewanie Zoya bierze płytki wdech, zanim na niego spojrzy. - Przytul mnie.
- Przecież...
- Nie tak, porządnie - protestuje, a Gavin odsuwa się od niej, by położyć się na łóżku, a ona od razu układa się z głową na jego ramieniu, naciągając na nich koc. Szatyn zamyka ją w ramionach, opierając usta na jej głowie i chwilę leżą w milczeniu. - Tak bardzo za nim tęsknię...
- Domyślam się - mówi cicho, patrząc w sufit nad nimi.
Właściwie ma ochotę powiedzieć jej, że wie dokładnie to, co czuje, bo on też tęsknił za nią już w tej samej chwili, w której złamał jej serce. I marzył, by ją odzyskać, ale było to absolutnie nieosiągalne i dalej jest absolutnie nieosiągalne. Za dobrze zdaje sobie sprawę z tego, że Zoya się nie pozbiera z tego, co ją spotkało, a on wciąż, po tylu latach, nie ma poczucia, że radzi sobie ze sobą samym, by w ogóle móc zaproponować jej, że będzie dla niej wsparciem. Wykonywanie swojej policyjnej roboty, to było jedno, w tym czuje się dobry. A nie ma pewności, czy gdy wrócą do Detroit, to ich różnice nie wyjdą znów na powierzchnię, tylko wszystko komplikując.
- Wiesz, że w sumie chciałabym tu zostać. - Zoya przerywa ciszę i unosi głowę, by na niego spojrzeć. - Tu pierwszy raz, od tego co się wydarzyło, naprawdę poczułam się dobrze.
- Sama mówiłaś, to nie jest prawdziwe życie.
- Dla mnie jest całkiem, kurwa, prawdziwe - odpowiada mu nerwowo i bierze płytki wdech, a on parska śmiechem.
- Uwielbiam, jak szybko wkurwiasz się, gdy tylko mówię coś, co ci nie pasuje.
- Próbowałam powiedzieć coś miłego.
- Nie musisz mówić miłych rzeczy. Wiem, że jesteś kurewsko nieszczęśliwa, nie udawaj, że jest inaczej.
- Jestem nieszczęśliwa, ale mam jednocześnie wrażenie, że gdzieś indziej byłabym nieszczęśliwa bardziej - mówi, patrząc mu w oczy, zanim znów się do niego przytuli. - Boję się wrócić do miasta, boję się rzeczy, z którymi będę się musiała zmierzyć, ale boję się też tego... że przestanę mieć cię obok.
- Hej, nie wiem, czy pamiętasz, ale niedawno nie chciałaś mieć ze mną nic wspólnego.
- A później próbowałam cię przelecieć.
- Nie próbowałaś mnie przelecieć. Wtedy ani trochę nie chodziło o mnie, a to, że poczułaś się samotna.
- Chodziło o Ciebie.
- Nie. Chodziło o sentyment i o to, że chciałaś przestać się czuć samotna. Chociaż kilka godzin.
- Dlaczego ty zawsze, do jasnej cholery, musisz mi wmawiać czego chciałam, co myślałam, czy co "tak naprawdę" się wydarzyło! - Zoya unosi się do siadu i patrzy na niego z góry, gniewnym wzrokiem. - Nie masz pojęcia i nigdy nie miałeś pojęcia, co myślę, czego chcę, a czego nie. Prawda jest taka, że chciałam się z tobą przespać, bo...
- Bo?
- Bo jesteś moim życiowym: co by było gdyby, Reed. I wtedy, przez ten krótki moment, chciałam się tego dowiedzieć. - Zapada między nimi cisza, a on zamyka oczy, wypuszczając powietrze z płuc, bo nie ma pojęcia, co odpowiedzieć. Na całe szczęście Zoya zaczyna mówić dalej. - Nie spodziewałam się na tamtym etapie, że się dogadamy, że znów ci zaufam. Sądziłam, że pójdziesz w to po całości, a następnego dnia żadne z nas nie będzie chciało o tym rozmawiać i wrócimy do swojego życia.
- Wybacz, że cię rozczarowałem, złotko.
- Gavin... - wzdycha blondynka zrezygnowanym głosem. - Ty chyba sobie nie zdajesz wciąż sprawy z tego, jak bardzo byłam w tobie zakochana. Nigdy, w nikim, nie zakochałam się tak głupio i tak mocno, jak w tobie, jak w tych naszych niekończących się sprzeczkach i spaniu obok ciebie każdej nocy. Byłam w tobie zakochana tak bardzo, że gdybyś wtedy nie zjebał, to rzuciłabym dla ciebie karierę i była gotowa znosić twoją niedojrzałość przez lata. Ale mnie okłamałeś...
- A ty zakochałaś się pięć minut później w moim bracie.
- Nie, idioto. Nie zakochałam się w nim. Nie tak. Nie w taki sposób. Elijah zaoferował mi wszystko, czego ty nie chciałeś, a na dodatek nie krył się z tym, jak mnie uwielbia. Bycie z nim było proste, pokochanie go było proste, ale przyszło z czasem. I dopiero zrozumiałam różnicę między byciem zakochanym, a kochaniem kogoś.
- Możesz to wrzucić w przemowę na ślub Connora - mruczy w odpowiedzi Gavin, a ona fuka urażona.
- Właśnie dlatego nie żałuję, że wybrałam jego. Bo on nie stroił sobie ze mnie żartów, gdy mówiłam mu coś poważnego, gdy miałam odwagę się przed nim otworzyć.
- A co ja mam ci w tej chwili powiedzieć? Nie chciałem iść z tobą do łóżka w taki sposób, bo właśnie w taki sposób wszystko zjebałem.
- Więc, co? Tym razem uznałeś, że najpierw zdobędziesz moje zaufanie, a później to wykorzystasz? Brzmi znajomo.
- Nie sądziłem, że odzyskam twoje zaufanie, po prostu... - Gavin przerywa i zakrywa twarz dłońmi, zanim westchnie nerwowo. - Po prostu staram się być lepszym człowiekiem i nie rozjebać ciebie i siebie jeszcze bardziej, skoro już jesteśmy w rozsypce. Kocham cię. Zawsze kochałem i pewnie zawsze w jakiś sposób będę, ale bądźmy racjonalni, co ja mam z tą miłością zrobić poza tym, co już zrobiłem? Zaakceptować i docenić, że mi w ogóle wybaczyłaś?
- Nie wiem - odpowiada i kładzie mu dłoń na klatce piersiowej. - Możesz zacząć od tego, że nie będziesz mi wmawiał, że wiesz, o czym myślę.
- A o czym myślisz? - pyta biorąc ją za rękę.
Pierwszym, co przychodzi jej na myśl, jest to, jak rozpaczliwie nie chce zostać sama. Właściwie nie pamięta już, jak wyglądało jej życie, gdy była sama, pamięta głównie, że przepełniała ją ambicja i to, że nie może się doczekać na resztę swojego życia. Chciała miłości, rodziny, kariery... Chciała wszystkiego. I dostała absolutnie wszystko, a nawet więcej, tylko osoby, która dała jej to wszystko, już nie ma. A ona musi się zmierzyć z dalszym życiem. Sama. Co właśnie przeraża ją najbardziej, wizja samotności, tego, że będzie musiała wychować ich dzieci sama, że będzie musiała wracać do pustego domu i kłaść się do pustego łóżka. A jednocześnie ma świadomość, że komfort, który teraz czuje w towarzystwie Gavina, jest zwyczajnie nieprawdziwy, bo w końcu będą musieli wrócić do pracy i swoich prawdziwych domów. Choć w jej przypadku zupełnie nowego domu. W Nowym Jorku, tak by zawsze mogła ewentualnie pobiec do mamy i wypłakać się jej, gdy życie stanie się za trudne. Choć wie, co wtedy usłyszy, że Kristina nie wychowuje osób, które przegrywają, więc ma wziąć się w garść. Co jest drugą przerażającą rzeczą, to, że nie chce i nie umie wziąć się w garść. I ma ochotę poprosić Gavina, by tym razem on wykazał chęć rzucenia całego swojego życia. Z drugiej strony, wie że ta prośba nie wynikałaby z miłości, ale dawnego, tlącego się sentymentu i świadomości, że boi się samotności. Co byłoby tak niesprawiedliwe, tak nieuczciwe, że nie byłaby w stanie zrobić tego drugiej osobie. A już szczególnie takiej, która ją kocha. Bo w to akurat Zoya wierzy.
- Wiem, że będę sama, Gavin. Pewnie przez wieczność będę sama, bo nie pokocham kogoś innego niż on i nie wpuszczę do swojego życia nowej, obcej osoby. Bo po nim wszystko będzie jak tania podróbka - mówi, a on zaciska dłoń na jej ręce, którą blondynka wciąż trzyma na jego mostku. - I z jednej strony mnie to przeraża, a z drugiej wiem, że nie powinnam nikogo oszukiwać, że mam cokolwiek do zaoferowania, gdy nic we mnie nie zostało.
- Myślę, że teraz ci się tak wydaje, a za kilka lat poznasz kogoś, znudzisz się samotnością i pozwolisz komuś nowemu ją zapełnić.
- Jak ty pozwoliłeś Charlie? - pyta Zoya, a on spogląda na nią i kręci głową.
- Jak pozwoliłem kilku innym dziewczynom. Charlotte akurat była... - przerywa, by próbować znaleźć jakieś odpowiednie słowa, którymi mógłby opisać swoje uczucia do Flowers. Uczucia, które z całą pewnością nie były tak zachłanną, namiętną i bolesną miłością, jaką czuł do Zoyi, ale były czymś przyjemnym, stabilnym. Przynajmniej dopóki nie zdecydował się złamać dziewczynie serca. - Była czymś na serio.
- To czemu już nie jest?
- Bo moja była wieczór wcześniej prosiła mnie, żebym poszedł z nią do łóżka i zrozumiałem, że nie ogarnąłem jeszcze pierdolnika, jaki mi zrobiła, by pozwolić Flowers angażować się bardziej w coś, co i tak jebnie. Prędzej niż później.
- Czyli znów mnie okłamałeś, mówiąc tamtego poranka, że to nie moja wina.
- Bo to nie twoja wina, że mam niepoukładane, co do ciebie czuję.
- Więc znów popełniasz te same błędy? Znów kończysz relację ze strachu, że mogłaby ona pójść nie po twojej myśli.
- Nie. Tym razem zrobiłem to, by nie rozjebać jej życia.
- Jakie to opiekuńcze z twojej strony.
- Nie rozmawiajmy o Charlotte - ucina krótko i unosi dłoń, którą przeciera twarz. Chwilę siedzą w milczeniu, zanim Zoya znów położy się obok niego, opierając mu głowę na ramieniu.
- Więc... co dalej? - pyta, a on przewraca się na bok i spogląda jej w oczy. - Wiesz, jak już sobie poukładasz wszystko w głowie?
- Nie bój się, nie będę cię błagał, żebyś została dla mnie w Detroit - mówi, obejmując ją i przyciągając mocniej do siebie. - Niezależnie jaki mamy do siebie sentyment, nic między nami już nie będzie. Nie na poważnie.
- Właśnie. To tylko sentyment. Nic poważnego - odpowiada, patrząc mu w oczy, a on uśmiecha się bezczelnie.
- Mhm. Tylko sentyment, ale chciałabyś, żebym wyjechał z wami do Nowego Jorku - mówi i zbliża się do jej ust. - Chciałabyś, żebym cię teraz pocałował.
- Nie wiem. Nie wiem, czego chcę, jedyne co wiem, to że nie chcę pogorszyć sytuacji. Nie chcę stracić tego, co udało nam się wypracować, gdy tak niewiele stałych pozostało w moim życiu, a chciałabym, żebyś był jedną z nich. Nie chcę cię zranić. Nie chcę zranić siebie. I przede wszystkim nie chcę zranić moich dzieci - odpowiada, nieprzerwanie patrząc mu w oczy. - Uwierz mi, gdybyśmy nie musieli się mierzyć z konsekwencjami i ze świadomością, jak fatalny związek byśmy tworzyli, to...
- To?
- To chciałabym, żebyś nie przestał mnie całować do przyszłego roku. - Gavin śmieje się i całuje ją w czoło, zanim znów położy się na plecach. W pewnym stopniu czuje teraz satysfakcję, że Zoya przyznała się, że chce tego samego, o czym on myśli nieustannie. Jednak żadne z nich nie jest już na tyle naiwne, by z łatwością popełniać te same błędy. Niezależnie, jak przyjemne by one były. Ma zamiar już jej powiedzieć, że jest zaskoczony ich dojrzałością, której pewnie nikt by się po nim nie spodziewał, gdy Zoya drga jak rażona piorunem i siada na łóżku. A pół sekundy później on też słyszy, że Finn ją woła. - Pójdę sprawdzić, o co chodzi, zanim obudzi Esterę.
Gavin jej przytakuje i przeciera twarz dłońmi po raz kolejny, jakby miało mu to przynieść jakieś otrzeźwienie, zanim nie wstanie z łóżka. Este dalej śpi na sofie, a on spogląda na telefon, gdzie znajduje wiadomość od Zoyi, by zrobił herbatę i przyszedł na górę. Robi więc to bez zadawania pytań i kieruje się do pokoju Finna. Światło pali się w przylegającej do sypialni łazience i nie musi nawet tam wejść, bo słyszy odgłos wymiotów i parska śmiechem.
- Co? Mrożona pizza zaszkodziła książęcemu żołądkowi? - pyta kpiąco, a Zoya gromi go spojrzeniem. Blondynka klęczy obok chłopaka, który pochyla się nad toaletą i gładzi go po plecach. - Zrobiłem ci herbatę.
Na to słowo Finn wymiotuje kolejny raz, a Gavin kręci głową i odstawia kubek na szafkę obok umywalki. Moczy ręcznik wodą i podaje młodemu, którzy wyciera twarz, zanim bez słowa zwinie się na podłodze z głową na kolanach Zoyi.
- Zanieś Ester do sypialni i idź spać, ty potrzebujesz się wyspać, jeśli jutro mamy wracać do Detroit.
- Nie wiem, czy patrząc na jego stan, nam się to jutro uda.
- Nie uda - mamrocze Phineas z zamkniętymi oczami, a Zoya przeczesuje mu włosy palcami.
- W takim razie nie muszę się wyspać.
- Nie musisz tu być, Gav.
- Nie, nie muszę - odpowiada i siada na podłodze obok nich, po czym sięga po kubek i podsuwa go chłopakowi, który krzywi się na sam zapach, ale ostatecznie przyjmuje napój z wdzięcznością.
Gavin ma też ochotę dodać, że właśnie dlatego chce tu siedzieć. Bo czuje się pierwszy raz naprawdę potrzebny i w jakiś sposób kochany. Nawet jeśli niewiele ma to wspólnego z taką miłością, jaka do tej pory kojarzyła mu się z Zoyą. Ta ma w sobie więcej zrozumienia i dojrzałości, która jest dla niego czymś zupełnie nowym. I choć nigdy się jej do tego nie przyzna, niezależne od okoliczności, to chyba przy nich całkiem polubił bycie dorosłym.
W końcu.
Dzień dobry. To tak: sprawa zamknięta.
I mogę wam oficjalnie napisać, że zostało przed nami jeszcze dziewięć rozdziałów i długi epilog. Więc nie rozstaniemy się jeszcze z Zoyą i Gavinem za szybko.
Trzymajcie się tam. W końcu mamy wesele przed sobą.
K.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro