Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

2. Przerażony szczeniaczek

Pamiętniku,

Nie wiem czy dożyję do tego wyjazdu. Te wszystkie nerwy – to po prostu za dużo dla pojedynczego człowieka. I tak, niby pamiętam, że zaplanowane występy nie wymagają tego żebym prezentowała (swój brak) umiejętności albo łapała (jakikolwiek) kontakt z międzynarodową publicznością, ale nawet sama perspektywa pobytu aż tak daleko od domu przyprawia mnie o gęsią skórkę. Tysiące kilometrów. Odległość jakiej nie potrafię sobie wyobrazić pokonywana ponad lądem ORAZ oceanem. A co jeżeli się rozbijemy? Nie chcę rozwalić trasy.

Ale bądźmy optymistami. Załóżmy, że jednak dolecę do Barcelony. Będę tam – odrętwiała, szczęśliwa ORAZ przerażona jak szczeniaczek z trudną przeszłością. Na samą myśl kręci mi się w głowie. Nie wiem. Naprawdę nie wiem czy sprostam wymaganiom nowej rzeczywistości.

Trasy koncertowe to coś świeżego, innego niż życie codzienne i... Bardzo możliwe, że nie powinnam zaczynać tego tematu, ale mam swoje źródła. Źródła, które twierdzą, że dni występów nie zawsze prezentują się tak kolorowo jak widzą je tzw. „osoby z zewnątrz". Wyjazdy tego typu to nieprzewidywalność. Szaleństwo. Zimne prysznice, których fundatorem okazuje się los. Ale nade wszystko ekscytacja podszyta solidną dawką zwyczajnego ludzkiego szczęścia. Nie zliczę tego jak często wysłuchiwałam „trasowych" historii, opowiadanych przez Isę, jak również Simóna, Martina czy Villę. Opowieści o rozmaitych problemach natury technicznej. O wybrykach szalonych fanek, chociaż te zdarzały się bardzo rzadko (powinni codziennie dziękować niebiosom za tak ogarnięty fandom). O telefonach rozładowanych w sytuacjach, które krytycznie wymagały kontaktu. I tak dalej, i tym podobne. Przykłady można mnożyć, ale w dalszym ciągu nie ma człowieka, zdolnego do wymienienia wszystkich możliwych scenariuszy.

Zresztą... idea współuczestnictwa nie wyszła ode mnie. Przeciwnie, była pomysłem Martina (przy okazji, nie odwdzięczę się za to do końca życia), który krótko później skonsultował ją z Simónem oraz Villamilem. Isaza żył w błogiej nieświadomości, przynajmniej do momentu, kiedy wyjawili swój plan. Biedaczek aż zaniemówił z wrażenia, a od tamtego czasu robi wszystko co tylko może, aby rozwiać wszelkie obawy lub wątpliwości wytwarzane bezpośrednio w moim umyśle. Cieszy mnie tym i wzrusza, ale... jak już wspominałam, ja nadal się boję.

Najbardziej chyba tego, że chociaż teoretycznie lecę tam przede wszystkim dlatego, żebyśmy wreszcie mogli być razem, to jednak nadmiar obowiązków (z jego strony) ewoluujew przepotężną samotność. A samotność zdecydowanie mi nie służy, pewnie dlatego, bo sprawdza się jako solidny fundament dla niewesołych przemyśleń.Z drugiej strony... może wcale nie będzie tak źle. Ostatecznie nie jestem jedyną dziewczyną na tej trasie. Oprócz mnie lecą też Nath (dziewczyna Monchiego), Laura (dziewczyna Martina) oraz Susana (siostra mojego Isy). W razie czego zawsze możemy wyjść gdzieś w babskim gronie. Jest wiele rzeczy, o których nie mam pojęcia, ale jestem pewna, że akurat one nie zostawią mnie samej.

Drżę ze strachu, a mimo to...

Nie mogę się doczekać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro