Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

A co, jeśli nas usłyszą?

Nigdy nie byłem jakoś szczególnie popularny, ale to nie stanowiło żadnego dla mnie problemu. Owszem, czasem udaaje mi się porozmawiać z rówieśnikami, jednak nie zabiegam o ich względy. Bycie w centrum zainteresowania zwyczajnie mnie nie kręci. Nie ignorują mnie, wyśmiewanie również nie ma miejsca. Jestem przeciętnym uczniem. Oceny w miarę dobre, natomiast... gorzej się ma moja sprawność fizyczna. Potrafię wykonywać najprostsze ćwiczenia, z trudniejszymi już słabiej. Szybko się męczę, dostaję zadyszki i odchodzą ode mnie wszelkie chęci, by się poruszyć choćby na milimetr. Nie jestem otyły, raczej szczupły. Ze dwa razy przechodziłem przez anoreksję, więc moja masa trzyma się dolnej granicy normy, co jakiś czas wskazując na niedowagę. Odżywiam się zdrowo, jadam dosyć sporo, więc jedynym logicznym wytłumaczeniem mojej budowy ciała, w momencie pochłaniania tak dużej ilości pokarmów, jest dobra i szybka przemiana materii.

Lekcje wychowania fizycznego stały się moim utrapieniem. Im wyższy stopień nauczania, tym bardziej wymagające ćwiczenia. Moja szkoła słynie z najlepszych sportowców, posiada w swojej historii wiele zdobytych medali, pucharów i różnych innych nagród, pewnie dlatego oczekują od nas więcej. Osobnik, który nie radzi sobie z czymś, nie zostaje ukrany, lecz starają się go nadal uczyć danej czynności. Mówiąc szczerze, na moją szkołę ma co narzekać: pracownicy są bardzo wyrozumiali, jak na liceum (tak, zapomniałem wspomnieć, mam 17 lat, co oznacza, że jestem licealistą), lekcje odbywają się w sposób przyjemny i zazwyczaj większość materiału zostaje opanowana przez uczniów w momencie wysłuchania tego, co miał do powiedzenia wykładowca.

We wtorki, moje dwie ostatnie lekcje to właśnie lekcje w-f. Zawsze obawiam się tego dnia, bo pomimo tego, że jestem gotowy na to, iż wtedy mogę ponieść jakąś porażkę to i tak później robi mi się przykro. Jednak pocieszam się tym, że daję z siebie wszystko.

Niedawno nasz wychowawca ogłosił, że w naszej klasie będą odbywać się praktyki jednego ze studentów z pobliskiego uniwersytetu. Miał trafić tutaj akurat na praktyki sportowe i akurat do naszej klasy. W porządku, może nasz czegoś nowego nauczy. Ze względu na to, że w poniedziałek całej mojej grupy nie było w szkole z powodu wycieczki, mieliśmy go poznać we wtorek. I wreszcie nadszedł ten dzień.

Kiedy zadzwonił dzwonek oznajmiający, że przerwa już się skończyła, udaliśmy się, jak zawsze, do naszej szatni. Przebraliśmy się pospiesznie, chcąc zrobić dobre wrażenie na naszym nowym trenerze. Wbiegliśmy na salę gimnastyczną, na której czekał już nasz mentor. Zdziwiłem się. Spodziewałem się jakiegoś wątłego, małego człowieczka w okularach, a co zastałem? Mężczyznę (w sumie, to młodego mężczyznę, bo był starszy ode mnie tylko o 3 lata, jak się później dowiedziałem) przewyższającego mnie wzrostem prawie o głowę i dobrze, a nawet bardzo dobrze zbudowanego. Miał duże, szeroko otwarte orzechowe oczy i brązowe włosy uczesane w jedną z modniejszych fryzur. Z jego twarzy można było wyczytać, że jest wspaniałomyślnym człowiekiem, ale również surowym. Ustawiliśmy się w szeregu, wgapiając się w niego, jakbyśmy pierwszy raz żywa istotę widzieli. Zmierzył nas wszystkich wzrokiem. Nikt nie odważył się nic powiedzieć, więc starszy postanowił przerwać ciszę.

- Witajcie, nazywam się Jeon Jeongguk. - zaczął niskim, ale kojącym głosem. - Możecie się do mnie zwracać Mr Jungkook. Mam nadzieję, że będzie nam się dobrze współpracować. Pierwszą godzinę dzisiejszych zajęć chciałbym poświęcić na poznanie waszych imion. Spędzimy razem czas do końca roku, więc nie chcę niekulturalnie wskazywać palcem i wołać: "Ty, chłopczyku!" - nagle wszyscy wybuchnęli śmiechem.

Tak jak zapowiedział, na początku spytał każdego, jak się nazywa. Uścisnął wszystkim po kolei dłoń na przywitanie posyłając co po niektórym szczere uśmiechy. Jednym z nich obdarzył mnie. Aż się ciepło na sercu zrobiło. Po zakończeniu tejże czynności, chciał sprawdzić czy dobrze zapamiętał. Podchodziliśmy do niego po kolei. Niektórym imię przekręcił, innym wymyślił już jakieś ciekawe przezwisko, ale zdarzyły się i takie osoby, przy których już się nie wahał i mówił, jak dana osoba się nazywa. Zapewne jeszcze nie raz się pomyli, ale to dosyć zabawne.

Wyszliśmy na przerwę i postanowiliśmy wymienić się spostrzeżeniami na temat nowo poznanego człowieka.

- Wydaje się być w porządku, zabawny, przystojny... - powiedział do mnie czerwonowłosy, gdy staliśmy w dużej grupie osób, która przepychała się do sklepiku szkolnego. - Podoba mi się ten cały Jeon.

- Masz rację, jest całkiem... okej. - nie umiałem znaleźć innego słowa. Nie potrafiłem tak szybko ocenić jakiejś osoby. - Jimin, jest duży ścisk, ale jestem pewny, że to Ty macasz mój tyłek...

Park zachichotał na te słowa. Jest moim przyjacielem, w sumie najlepszym przyjacielem bardzo długo. Znamy się od kiedy pamiętam. Zawsze jest przy mnie, nawet w najtrudniejszych chwilach. Jest wyrozumiały i dobry, ale zboczeniec z niego jakich mało! Jego zachowania są zazwyczaj śmieszne, lecz czasem przechodzi samego siebie i zaczynam się go bać. On czerpie z tego dziką satysfakcję i za każdym razem, gdy widzi, że moje źrenice rozszerzają się z przerażenia, wybucha śmiechem. Urocze z niego stworzonko.

Kupiliśmy po butelce wody i wyruszyliśmy w stronę hali. Doszliśmy na miejsce akurat, gdy zadzwonił dzwonek. Uff, zdążyliśmy. Nauczyciel już czekał na nas na sali. Lekcję rozpoczęła gimnastyka. Na szczęście ćwiczenia były proste, więc nie miałem żadnych problemów. Lecz to był dopiero początek. Na resztę pozostałego czasu (a zostało około 30 minut) zaplanowany został tor przeszkód. Podczas naszego rozciągania się, mężczyzna przyniósł i poustawiał wszystkie potrzebne sprzęty, po czym objaśnił nam wszystko dokładnie. Najpierw mieliśmy przebiec slalomem między słupkami. Następnie przeczołgać się pod poprzeczkami, które były dosyć nisko. Później przeskoczyć kilka płotków, przebiec parę metrów na czworakach i wspiąć się na drabinkę i z niej przejść po kolejnych dwudziestu trzech, uważając, żeby nie spaść i nie obić sobie czterech liter. Na koniec złapać piłkę do kosza, która miała zostać rzucona przez trenera i postarać się trafić nią do kosza. Och, coś czuję, że odpadnę po pierwszych dwóch ćwiczeniach.

Pierwszy pobiegł Jimin. Był świetnym sportowcem. Udało mu się wszystko zrobić śpiewająco. Biliśmy mu brawo. Po nim ruszył Jin. Również był dobry w te klocki. Ja ustawiłem się na końcu, wiedziałem, iż zajmie mi to sporo czasu. Jeśli poszedłbym na początku, reszta musiałaby czekać i się niecierpliwić. Wolałem im tego oszczędzić. Kiedy nadeszła moja kolej, czułem wzrok każdej osoby w tym pomieszczeniu, zwrócony w moją stronę. Automatycznie moje ciało się spięło, protestując przed wykonaniem jakiegokolwiek ruchu. Na szczęście ogarnąłem się szybko i wystrzeliłem do przodu.

Slalom - banał. Może nie będzie tak źle.

Czołganie pod poprzeczkami - moje pośladki spinają się w dziwny sposób, wiem, że w mojej grupie są osoby o różnej orientacji, coś mi mówi (i to wcale nie był dopingujący mi Park), że nie potrafią opanować ślinotoku.

Płotki - otrzepuję się z niewidzialnego kurzu i biegnę. Pierwszy - nie potknij się. Drugi - już coraz bliżej. Trzeci - za nisko dajesz nogi, Kim. Czwarty - prawie koniec, uda Ci się. Piąty - aishh, moja twarz...

Czworaki - podnoszę się i sprawdzam, czy z nosa nie cieknie mi krew. Przebiegam bez kolejnej wywrotki (no dobrze, może była jedna... albo trzy...).

Drabinki - powoli, spokojnie... nie wypinaj się tak, oni patrzą...

Kosz - piłka odbija się od moich rąk. Schylam się po nią. Rzucam. Kręci się chwilę koszu, po czym spada, nie wpadając do środka. Brawo Taehyung. Pokazałeś klasę...

Uratował mnie dzwonek oznajmujący koniec lekcji. Wychodziłem z kolegami z sali, kiedy usłyszałem głos Jeona. A jednak nic mi nie pomoże.

- Taehyung, tak? Dobrze zapamiętałem? - zaczął. - Nie za dobrze Ci poszedł tor przeszkód. Jesteś zmęczony, czy te ćwiczenia sprawiają Ci trudności?

Nie wiedziałem co odpowiedzieć. Po pierwsze: nie chciałem kłamać, to niekulturalne. Po drugie: było mi wstyd. Nie umiem tak prostych czynności, chciałem się zapaść pod ziemię. Staliśmy chwilę w ciszy. Miałem wzrok wbity w podłogę. W pewnym momencie poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Kiedy zrozumiałem, kto przede mną stoi odskoczyłem odruchowo. Skarciłem się za to w myślach, musiało to go urazić.

- Spokojnie, chłopcze. - powiedział uspokajająco. - Jakoś temu wszystkiemu zaradzimy. - posłał mi promienny uśmiech i wyszedł z sali.

Zaproponował mi pomoc. Ta propozycja musi mieć jakieś drugie dno, ale w obecnej sytuacji nie miałem siły o tym myśleć. Teraz chciałem się tylko zaszyć w swoim pokoju i z niego nie wychodzić. Postanowiłem, że po powrocie zrobię sobie kakao i włączę jakieś dobre anime. Najszybciej jak się dało, udałem się do szatni. Przebrałem się, próbowałem uniknąć tego, jak koledzy mieliby mnie pocieszać. Coś mówili, ale ja byłem pogrążony w swoich myślach. Nie wiem, co się ze mną działo. Czemu przy tym człowieku nagle się zestresowałem? Jestem w 100% hetero, więc jakieś sprawy sercowe, bądź z podtekstem seksualnym nie wchodzą w grę.

Na szczęście mieszkam blisko szkoły - około 10 minut spacerkiem. Wyszedłem z budynku wkładając słuchawki w uszy i udając, że wszystko wokół nie istnieje. Wchodząc do domu, oznajmiłem mojej rodzicielce, że nie jestem głodny. Zdziwiła się, ale nie drążyła tematu. Byłem jej za to wdzięczny. Rzuciłem się na łóżko i jakimś sposobem zasnąłem. Obudziłem się około 19. Wziąłem do ręki telefon. 14 nieodebranych połączeń i kilkadziesiąt smsów. Od kogo? Od Parka. Martwi się o mnie bardziej jak moja mama. Oddzwoniłem do niego. Po tym jak porządnie mi się oberwało, za to, że przez tyle godzin nie dawałem znaku życia, nakreśliłem mu całą zaistniałą sytuację. Od razu stwierdził, że pewnie udzieliła mi się jego orientacja i zwyczajnie lecę na naszego nauczyciela. Wyśmiałem go, po czym zakończyłem rozmowę, chciałem jeszcze przygotować się na jutrzejszy sprawdzian. Względnie nauczony, znów udałem się w objęcia Morfeusza.

Rano zbudził mnie dźwięk budzika. Zwlokłem się z łóżka i mozolnie udałem się do łazienki. Umyłem się ubrałem i zszedłem na śniadanie. Zjadłem tosty z dżemem truskawkowym. Pożegnałem się z domownikami, zabrałem mój plecak i wyszedłem z domu. W drodze do szkoły spotkałem Jimina, który nadal snuł swoje teorie spiskowe na temat mnie i naszego trenera. Uderzyłem go w tył głowy żeby się opamiętał. Nie chcialem, żeby myślał, że jego gejoza przeszła na mnie. Po paru minutach doszliśmy do szkoły. Zmieniliśmy buty i odwiesiliśmy nasze płaszcze w szatni. Pierwszą lekcją była matematyka. Nie mam z nią problemów. Jestem ścisłowcem, więc jest to dla mnie jeden z najprostszych przedmiotów szkolnych. Następna godzina to była historia. Właśnie z niej miałem mieć test. Niby wszystko umiałem i rozumiałem, ale stres był - jak zawsze. Kobieta ucząca tego przedmiotu porozsadzała nas w taki sposób, że każdy siedział sam. Sprawdzian był prosty. Kiedy go skończyłem, zacząłem rozglądać się po klasie. Ujrzałem błagające o pomoc spojrzenie Chima. Coś mu tam podpowiedziałem, za co na koniec posłał mi buziaka. Prychnąłem i przeniosłem wzrok na ścianę. Kolejną lekcją miało być wychowanie fizyczne, którego obawiałem się najbardziej.

Na sali tak samo jak dnia poprzedniego czekał na nas rozradowany Mr Jungkook. Na dziś zaplanował gimnastykę. Jakieś pajacyki, brzuszki... Nie było źle, z początku oczywiście. Później dostaliśmy nakaz usiąść na podłodze, rozszerzyć nogi najmocniej jak się da i robić skłony, chwytając się za kostkę, a czołem dotykając kolana. To było zawsze dla mnie jedno z najgorszych ćwiczeń. Kolegom jak zawsze poszło świetnie. Nie potrafiłem się tak schylić. Czułem wtedy jak moje mięśnie się rozrywają. Nagle usłyszałem Jeona.

- Nie umiesz, Tae? Już Ci pomagam.

Wystraszyłem się. Poczułem, że na moje policzki wstępuje rumieniec. Nie wiedziałem, jak miał w zamiarze tego dokonać, jednak po chwili się przekonałem. Podszedł do mnie od tyłu i położył delikatnie dłonie na moich ramionach. Naparł na mnie swoimi rękami i docisnął do mojej nogi. Pisnąłem z bólu. Przytrzymał mnie tak może z 5 sekund i puścił. Potem to samo z drugą nogą i z dwiema złączonymi. Coś czuję, że jutro nie wstanę z łóżka. Po skończonym treningu podszedłem do niego mu podziękować.

Reszta dnia minęła spokojnie. W domu nie musiałem się uczyć, nie było nic zapowiedziane na jutro. Naoglądałem się anime za wszystkie czasy. Poszedłem spać dosyć późno, nie widziałem sensu uczynić tego wcześniej, ze względu na to, że najzwyczajniej w świecie nie byłem zmęczony.

Kolejnego dnia miałem na godzinę 10 do szkoły i zaczynałem w-f'em. Rano, tak jak przypuszczałem, odczuwałem efekty wczorajszego intensywnego rozciągania mięśni. Po porannej toalecie zacząłem kuśtykać w stronę kuchni. Dziś postanowiłem zjeść jogurt, na to miałem ochotę. Lekko kulejąc doszedłem jakoś do szkoły. Wiedziałem, że na pierwszej lekcji nie będzie łatwo. Czułem dreszcze na samą myśl o kolejnych ćwiczeniach. Bałem się tego cierpienia. Mam świadomość tego, że kiedy boli, to znaczy, że się żyje.

Nie minęło dużo czasu, a rozpoczęła się lekcja. Przebrałem się, lecz byłem poniekąd zawiedziony, gdyż strój, który dostałem od mamy, zawierał bardzo krótkie spodenki. Za krótkie. Ciągle naciągałem je w dół, żeby przypadkiem nie było mi widać za dużo. Kocham Cię mamo...

Na dzisiaj zaplanowana została wspinaczka. Mamy u nas ścianę wspinaczkową. Fajnie, co nie? Ale najpierw, żeby poćwiczyć wchodzenie na górę, mieliśmy wejść parę razy po drabince. Ledwo potrafiłem do niej podejść, a co dopiero włazić na górę. Podczas chodzenia stawiałem stopy jak kaczka i zapewne wyglądało to bardzo komicznie. Spojrzałem w stronę znajomych, którzy bez problemu znaleźli się już na szczycie. Zrezygnowany spuściłem głowę i trzymając się rękami z całej siły, postawiłem nogi ns pierwszym szczebelku. W pewnym momencie poczułem czyjąś rękę na moich pośladkach. Myślałem, że to Park robi sobie ze mnie jakieś żarty. Już chciałem na niego nakrzyczec, ale kiedy odwróciłem się w tył ujrzałem Jeongguka. Nagle przypomniałem sobie o moich krótkich spodenkach, o rozmowach z Jiminem i jego podejrzewaniu, że nasz nauczyciel mi się podoba i o tym, że koledzy mogą to zauważyć. Wciągnąłem ze świstem powietrze i zrobiłem się czerwony jak burak. Mężczyzna uśmiechnął się do mnie pocieszająco i dał mi znak poprzez kiwnięcie głową, żebym na spokojnie wchodził. Z każdym stopniem miałem wrażenie, jakby jego dłoń zaciskała się na moich czterech literach. Sądziłem, że za każdym razem jego długie palce zbliżają się do miejsca, w którym nie powinny być. Chociaż... nie czułem już prawie bólu i w pewnym sensie zaczynało mi się to chyba podobać... Kim Taehyung, ogarnij się! Przecież nie możesz poczuć czegoś poważniejszego do swojego nauczyciela... A może jednak?

Podczas schodzenia zaczęło mnie coś uwierać. Gdy stałem już na ziemi, dowiedziałem się, co to było. Zignorowałbym to w zupełności, gdyby nie jeden malutki, maleńki szczegół... wszyscy mogli to zobaczyć... Zgłosiłem się mówiąc, że poczułem się źle i pobiegłem do pielęgniarki. Było mi strasznie głupio, sądziłem, że trener to widział. No to jestem skończony. Higienistka pracująca w naszej szkole jest koleżanką mojej mamy, więc zna mnie dobrze. Jest dla mnie prawie jak rodzina, więc mogłem jej się zwierzyć. Po wysłuchaniu mnie, wyszła. Wróciła po paru minutach z moimi rzeczami, które zabrała z szatni. Powiedziała, że mnie zwolniła i mogę już iść do domu i się nie martwić. Pomimo mojej słabej kondycji, ze szkoły po prostu wybiegłem. Sprintem. Mama znała już powód, dla którego jej syn wrócił tak wcześnie do domu, bo przyjaciółka dała jej znać. Próbowała o tym ze mną porozmawiać. Ta kobieta jest bardzo tolerancyjna i wiedziałem, że zaakceptuje mnie nawet, jeśli byłbym gejem. Którym, swoją drogą, chyba się staję. Czułem się z tym wszystkim bardzo nieswojo. W piątek nie poszedłem na zajęcia. Cały weekend nie wychodziłem z domu i jedyną osobą ze środowiska zewnętrznego, jaką wpuszczałem do mojego pokoju był Chim. Przychodził codziennie, by oswoić mnie z nową sytuacją. Rzadko opuszczałem jakiekolwiek lekcje, a teraz zawaliłem aż pięć dni. Do szkoły wróciłem dopiero w czwartek. I jak to w ten dzień bywa, pierwsza lekcja była z Jeonem.

Jak gdyby nigdy nic wszedłem do szkoły. Zatrzymał mnie dyrektor na krótką rozmowę, a potem lekko spóźniony poszedłem do szatni. Przebrałem się. Wyszedłem, podszedłem do lekko uchylonych drzwi prowadzących na jedną z sal i zajrzałem przez nie. Mr Jungkook nie był taki wesoły, jak zawsze. Jakby na czymś się zawiódł. Lub na kimś. Och, nie... Tylko nie to... Nie chodzi o mnie, prawda?

Powolnym krokiem wszedłem do środka. Krzyknąłem najgłośniej jak umiałem, że przepraszam za drobne opóźnienie, ale zostałem zatrzymany przez "głowę" tej szkoły. Na wielu twarzach dało się dostrzec zdziwienie. Nauczyciel z początku jakby nie dowierzał, że wróciłem. Po chwili uśmiechnął się do mnie. Poszedł po piłkę do nogi, my w tym czasie mieliśmy podzielić się na drużyny. Wszedł, rzucił piłkę na środek sali i powiedział:

- Grajcie sobie, chłopcy. Tylko uwaga, żeby ktoś nie skończył ze złamanym nosem. - zaśmiał się. - Taehyung, chodź ze mną. Chciałbym z Tobą porozmawiać.

Przestraszyły mnie te słowa, jednak podążyłem za starszym. Nie odzywał się do mnie przez całą drogę. Otworzył drzwi do pokoju nauczycieli wf, znajdującego się niedaleko sal. Wpuścił mnie przodem, wszedł i zamknął za sobą drzwi (to znaczy, prawie zamknął, bo po chwili się uchyliły, chyba zamek był słaby). Stanąłem przed stołem znajdującym się w pomieszczeniu. Trener trzymając ręce skrzyżowane na piersi i spuszczony wzrok, obszedł cały stół i położył na nim swoje ręce. Spojrzał na mnie i powiedział, trochę z troską, trochę z bólem i odrobinę z irytacją.

- Gdzie byłeś? Dlaczego wtedy zniknąłeś? To przez to, co zrobiłem? - mówił coraz głośniej. - Cholera, Tae! Nie chciałem Cię wystraszyć.

W jego oczach zobaczyłem błysk, pewnie dlatego, że zaczęły napełniać się łzami. Szybko znalazłem się przy nim i pogłaskałem go po ramieniu. Przetarł swoje oczodoły i spojrzał na mnie. Oblizał powoli wargi. Przyłożył dłoń do mojego policzka. Nagle do moich uszu dotarł prawie niedosłyszalny szept:

- Nie bój się mnie, V. Proszę...

Po tych słowach delikatnie przywarł do moich warg. Otworzyłem oczy ze zdziwienia najszerzej jak tylko można i stałem jak słup soli, czując paraliż na całym ciele. Mózg kazał mi go odepchnąć i uciec, póki mam okazję. Jednak ciało zrobiło co innego. Po chwili oddałem pocałunek. To był mój pierwszy w życiu. Tak, siedemnastolatek, który się nigdy nie całował, możecie się już śmiać. Nagle z tego wszystkiego wyrwał mnie zdrowy rozsądek:

- Pro-prosz-proszę pana... b-bo chłopcy... c-co z le-lek-lekcją? - zacząłem się jąkać.

Uciszył mnie ponownie zatykając mnie swoimi ustami. Tym razem już nie protestowałem. Zaczął całować mnie namiętniej, co jakiś czas splatając nasze języki. Nagle się oderwał.

- Taehyung, nie mów do mnie na pan.. - rzucił cicho. - Mam na imię Jungkook, przecież wiesz...

W tym momencie, kiedy nie musiałem już stosować tego zwrotu grzecznościowego, opuściły mnie wszystkie normy moralne. Chwyciłem go za włosy ciągnąc z pewną siłą za ich końcówki. Ściągnął ze mnie koszulkę, a jego wargi powędrowały na moją szyję, a dłoń skierował na moje krocze, powoli je masując. W pewnym momencie zassał się na szyi tworząc malinkę,w miejscu, w którym wszyscy mogli ją zobaczyć. To trochę tak, jakby chciał zaznaczyć, że jestem tylko jego i nikt inny nie ma prawa mnie tykać.

- Ach, Kookiś... - jęknąłem prosto do jego ucha i poczułem jak się wzdrygnął na wypowiedziane w ten sposób jego imię.

Przyspieszył ruchy na moim penisie, wsłuchując się w całą gamę dźwięków wychodzących ze mnie. Poczułem nagły przypływ odwagi i odsuwając go od siebie powiedziałem:

- Dość tego. - popatrzył na mnie zdziwiony i zawiedziony. Już chciał się odwrócić, ale ja chwyciłem za jego nadgarstek i dokończyłem. - Teraz ja chcę trochę posłuchać jak jęczysz, Jeon.

Zamurowało go. Wykorzystałem okazję i zdjąłem z niego wszystko, poza bokserkami i butami. Kucnąłem przed nim, posyłając mu wymowne spojrzenie. Jeździłem jezykiem po jego udach, lekko je zadrapując. Po chwili zacząłem delikatnie przygryzać jego penisa przez przeszkadzający materiał. Wydawał z siebie tak wspaniałe dźwięki. Czułem jednak, że już się irytuje, więc masując jego przyrodzenie rzuciłem:

- Chciałbyś, żebym zabrał Cię do nieba? - kiwnął twierdząco głową na te słowa. - To mnie ładnie poproś... - dodałem zaczepnie liżąc jego główkę przez bokserki, które swoją drogą były już bardzo mokre.

- Taeś, kochanie... - gdy usłyszałem to słowo, wiedziałem jedno, zakochałem się. - Proszę... maleństwo...

Nie musiał mówić nic więcej. Szybko zdjąłem z niego majtki i rzuciłem je gdzieś w górę. Pocałowałem jego dumę po czym pochłonąłem cała długość między swoje wargi. Pisnął z podniecenia. Zacząłem masować w środku językiem. Po dłuższej chwili przyspieszyłem moje ruchy. Nagle zostałem pociągnięty w górę.

- Dobrze, wystarczy... Nie chciałbym skończyć w ten sposób, za szybko. - ucałował moje wargi prowadząc mnie w stronę stołu. - Teraz pora, żebyśmy razem poszli do tego raju.

Położył mnie na stole, uprzednio spychając leżące na nim papiery na ziemię. Zsunął moje spodnie i bokserki. Chyba wiedział, że to mój pierwszy raz, bo wziął moje nogi i dał je na swoje ramiona, a ustami zbliżył się do mojego wejścia. Przejechał po nim kilka razy językiem, żeby za chwilę wsadzić go do środka. Krzyknąłem z bólu. Zaczął głaskać moje uda, by mnie rozluźnić. Kiedy zacząłem jakoś w miarę to znosić, naślinił swój palec i wsadził go do środka. Chwilę mnie porozciągał, a kiedy byłem gotowy uśmiechnąłem się do niego. Jeszcze raz polizał moje wejście, żeby je nawilżyć. Parenaście sekund później zawisł nade mną, wsuwając we mnie główkę swojego członka. To było tak bolesne i tak przyjemne, nie wiedziałem, jak się zachować. Szalały we mnie tak skrajne uczucia, że to niewiarygodne. Zaczął mnie całować. Po dłuższej chwili poczułem uderzenie w pewnym miejscu... Jimin mi o nim opowiadał. To miejsce, które ma mi dać najwięcej przyjemności. I rzeczywiście, tak było.

- Ojej, Koo-Kookiś... - załkałem błagalnie. - Proszę, trafiaj cały czas w to miejsce!

Nie musiałem powtarzać. Od razu przyspieszył ruchy i za każdym razem zalewała mnie fala przyjemności. Kiedy zauważył, że jestem już na skraju, chwycił moją męskość i zaczął nią poruszać w rytm swojego wchodzenia. Nie minęło dużo czasu i rozlałem się na jego palce. On doszedł w tym samym czasie. Poruszał się jeszcze chwilę, by wydłużyć nasz orgazm. W pewnym momencie opadł na mnie bez siły.

Kiedy ustabilizowaliśmy nasze oddechy, wyszedł ze mnie i ucałował mnie w czoło. Spojrzeliśmy sobie w oczy, aż w pewnym momencie sobie coś uświadomiłem.

- Jungkook, a co, jeśli oni wszystko słyszeli? - zapytałem.

- Wiesz, skarbie... Sądzę, że mogą nam tylko zazdrościć.

-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Ten ff powstał dla Natalii, mam nadzieję, że zaspokoiłam wszystkie Twoje nieposkromione fantazje. *^*

Dziękuję wszystkim za przeczytanie mojego kolejnego opowiadania. Komentarze mile widziane! :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro