Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 2

- Oprowadzić cię po obozie? - zapytał Leo wstając z ziemi na co kiwnęłam głową i otarłam policzki ruszając za nim. Dobrze, że przynajmniej nie zadawał nieprzyjemnych pytań.

- Tu jest zbrojownia, więc wejdźmy najpierw wybrać ci broń - odparł mój przewodnik wchodząc ze mną do dużego pomieszczenia. Było tu dużo wszystkiego. Łuki, tarcze, włócznie oraz miecze - do wyboru do koloru. Chłopak podał mi takiego z cesarskiego złota i niebiańskiego spiżu (a przynajmniej tak to nazwał) i nie wiem skąd on go wytrzasnął ale był idealnie wyważony więc od razu się na niego zgodziłam. Dostałam jeszcze pas z pochwą, do której schowałam broń. Wyszliśmy ze zbrojowni kierując się w stronę tych kilkunastu domków. Trzy z nich są znacznie większe od reszty.

- To domki Wielkiej Trójki. Wiesz Posejdon, Zeus i Hades - powiedział Valdez gdy zauważył, na co patrzę.

- A tu... Są inne domki - stwierdził i poszedł dalej. Cicho się zaśmiałam i podbiegłam do niego, bo nie miałam zamiaru się gubić. Usiedliśmy koło jeziora i chłopak znowu zaczął bawić się sprężynkami i śrubkami. Ja oglądałam krajobraz wyobrażając sobie jak idealne zdjęcia by tu powstały, gdy nagle usłyszałam dźwięk konchy. Mój towarzysz wstał z iskierkami w oczach radości w oczach i zaprowadził mnie na kolację. Tylko był jeden mały, naprawdę taki maleńki problem. Mianowicie tam było wielkie ognisko, na którego widok cofnęłam się o krok. Od dziecka nienawidzę tego żywiołu, ponieważ na moich oczach spłonął budynek, w którym kiedyś mieszkałam. A w środku znajdowało się klika osób w tym moja była koleżanka. Leo chyba zauważył moje przerażenie i strasznie się zmieszał.

- Boisz się ognia? - bardziej stwierdził fakt niż zapytał, ale mimo wszystko kiwnęłam głową.

- Chodź zaprowadzę cię do stolika Hermesa, a ja... - nie skończył patrząc nad moją głowę, po czym uklęknął, tak jak cała reszta obozu. Zdezorientowana spojrzałam do góry i cicho pisnęłam. W powietrzu wisiał złoty znak pioruna, który powoli zaczynał znikać.

- No więc.... Witamy w Obozie Herosów, Madison Parker, córko pana Zeusa - odezwał się Jackson, niepewnie patrząc na tego centaura.

- Emm... Co mam zrobić? - wyszeptałam w kierunku Valdeza, który znowu przybrał na twarz swój uśmieszek.

- No chica, idziesz poznać braciszka - odparł chwytając mnie za rękę i ciągnąc w stronę stolika, przy którym siedział jeszcze nie znany mi wysoki blondyn z kwadratowymi okularami.

- Nie mów do mnie mała, bo sam jesteś niski - mruknęłam wyrywając rękę z jego uścisku, na co popatrzył na mnie zdziwiony.

- Hmm... Jestem Jason... - odezwał się mój "brat", któremu posłałam blady uśmiech.

- Ty chyba już wiem kim ja jestem - nerwowo przygryzłam wargę siadając na przeciwko herosa, a Leo gdzieś się ulotnił.

- Jak to działa? - spytałam chłopaka, pokazując na jego talerz, na którym z nikąd pojawiły się gofry z owocami.

- Pomyśl o tym co chciałabyś zjeść i to po prostu się pojawi - wytłumaczył i już po chwili miałam już przed sobą naleśniki z serkiem i szklankę soku. Miałam zamiar wziąść jedzeniem do ust, ale blondyn przytrzymał moją rękę.

- Jeszcze nie. Najpierw musimy złożyć ofiarę naszym boskim rodzicom - powiedział po czym wstał i wrzucił trochę do ogniska. Przełknęłam głośno ślinę ale poszłam za nim.

- Mógłbyś... Wrzucić za mnie? - poprosiłam podając mu swój talerzyk, a on wykonał moje polecenie. Zaczęłam szukać wzrokiem Leona, który siedział przy stoliku Hefajstosa, rozmawiając z młodszym bratem i jakąś starszą dziewczyną. Szczerze domyśliłam się tego wcześniej gdy tworzył Coś z Niczego. Gdy brunet zauważył, że mu się przyglądam wyszczerzył się i pomachał, co trochę zdezorientowana powtórzyłam.

Po zjedzeniu kolacji ruszyliśmy do domku nr.1. Od razu rzucił mi się w oczy wielki posąg Zeusa stojący na samym środku domku. Koło niego stała mała fontanna co wydało mi się trochę dziwne, ale tego nie skomentowałam. Jason podszedł do swojego łóżka w kącie, a ja rozpoczęłam poszukiwania innego miejsca, gdzie nie sięgał wzrok ojca. Znalazłam je dokładnie po drugiej stronie więc ruszyłam zająć swój kącik. Tutaj strop był o wiele niżej tak, jakby do góry coś było....  I nie myliłam się nade mną znajdowała się klapa prowadząca najprawdopodobniej wyżej.

- Ktoś tu kiedyś spał? - zapytałam, a blondyn delikatnie się skrzywił.


















Więc jest i kolejny rozdział 😁
Już nie mogę się doczekać, aż przepiszę taką jedną mega fajną (i pewnie tylko dla mnie słodką) scenkę, ale to dopiero za chyba dwa rozdziały /:
No cóż
~ autorka

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro