Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Wstęp do czegoś wielkiego

Wspomnienia to wszystko co mam. Jestem nimi. Wspomnieniami. 

~~~

-Nazywam się Julian. - Brązowowłosy mężczyzna uśmiechnął się lekko do siedzącego na kanapie chłopca, który nieco zmieszany spojrzał w kierunku będącej tuż obok mamy. Kobieta również uśmiechnęła się do syna.

-Jesteś moim tatą? - Chłopczyk zapytał niepewnie, wracając wzrokiem do starszego szatyna. 

-Tak - kiwnął głową, jednak nie otrzymał na te słowa żadnej odpowiedzi. Zamiast tego, mały spuścił lekko głowę. Mężczyzna skierował swoje spojrzenie ku kobiecie, jakby szukając u niej ratunku. Atmosfera była napięta, a chwilowa cisza tylko budowała większe napięcie. Mimo iż trwało to zaledwie kilka sekund, wydawało się, że zmieniły się one w całą wieczność. Szatyn poczuł przechodzący go po karku dreszcz, kiedy zauważył cień bezradności na twarzy kobiety, która zawsze wiedziała co robić. W końcu przerwała dobijającą ciszę.

-Maciek, może chciałbyś zjeść teraz to ciasto, które dla ciebie upiekłam? - Zapytała z wracającym na jej twarz delikatnym uśmiechem. Doskonale wiedziała, że jej syn nigdy w życiu nie odmówiłby słodkości. Raz nawet, kiedy się rozchorował i wymiotował przez cały dzień, i tak podkradł z kuchni batonika czekoladowego. Konsekwencje nadeszły jeszcze zanim chłopiec zdążył go całego zjeść, jednak ona nie była pewna, czy wyciągnął z tego odpowiednią lekcję.

-Mogę zjeść - powiedział skromnie, przysuwając się bliżej mamy. Uśmiechnął się do niej.

Kobieta powoli wstała z kanapy i złapała dłoń Maćka. Zaprowadziła go do kuchni, ukroiła kawałek wspomnianego ciasta, którego kawałek postawiła przed synem, po czym pocałowała go w głowę i wyszła z pomieszczenia, przymykając za sobą drzwi. Wchodząc do salonu westchnęła cicho i usiadła tam, gdzie wcześniej. Oparła łokcie o kolana, spoglądając w podłogę.

-Chyba nie dam rady... - powiedział bezradnie brunet, przerywając znowu zapadłą ciszę. 

-Wyobraź sobie, że mi też nie jest łatwo - nie podnosiła głosu, jednak dało się w nim wyczuć nutę zdenerwowania. Zmarszczyła brwi, zaciskając splecione dłonie. Nie chciała, żeby jej syn usłyszał rozmowę. Dla nich wszystkich była to... trudna sytuacja.

-Wiem - speszył się. - Przepraszam - dopowiedział, kierując wzrok w stronę komody na której stały dwa oprawione w ramkę zdjęcia kobiety i chłopca. - Po prostu chyba w to jeszcze nie wierzę. - Powiedział szczerze, jednak kolejny raz dzisiaj nie dostał odpowiedzi. Spojrzał na kobietę, tym razem mniej łagodnym wzrokiem. - Ciężko jest oswoić się z informacją o tym, że ma się sześcioletnie dziecko, o którym nie miało się pojęcia. 

-Masz do mnie pretensję o to, że ci nie powiedziałam, ale czy to by cokolwiek zmieniło w naszych życiach? - Wyprostowała się, rzucając mu surowe spojrzenie. Po chwili jednak zmarszczyła brwi, jakby się nad czymś zastanawiała. - Nie rzuciłbyś wszystkiego, żeby do mnie wrócić. Poradziłam sobie ze wszystkim sama - wyraz jej twarzy złagodniał, jednocześnie... mężczyźnie wydawało się, że też trochę posmutniał. 

-Sęk w tym, że nie musiałaś radzić sobie sama - przysunął się nieco bliżej swojej byłej dziewczyny. Oboje spojrzeli sobie w oczy. - Nie jestem typem faceta, który ucieka od obowiązków. Chyba o tym wiesz... - mruknął pod nosem. - Mogłem pomagać ci przez cały ten czas. To także mój syn. 

Kobieta przechyliła się, opierając o ramię mężczyzny. Złapała jego dłoń i ścisnęła, przymykając oczy. 

-Nie mam siły... - szepnęła bezradnie. Chciała już odpocząć, ale wiedziała, że nie może. Jeszcze przez jakiś czas musiała być silna. Dla swojego synka, który był całym jej światem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro

Tags: