Epilog.
Złote iskry wesoło wznosiły się ku niebu. Ich jaskrawe odcienie i skomplikowany, nieprzewidywalny taniec wyraźnie odbijał się wśród nieprzeniknionej ciemności. Ich źródło, niewielkie ognisko, leniwie lizało płomieniami przestrzeń i zapewniało przyjemne ciepło w tej i tak niezbyt chłodnej nocy. Siedzące przy nim postacie przez chwilę wpatrywały się w ten ulotny dar natury i powoli zwęglające się drewno.
- Rozmawiałeś już z Bertholdtem? - szatynka przerwała ciszę i przeniosła wzrok na śpiącego chłopaka.
Siedzący naprzeciwko niej blondyn mruknął ciche potwierdzenie, nadal wpatrując się w ogień.
- Dowiedziałeś się, co się stało z resztą? - kobieta zadała kolejne pytanie, tym razem w pełni skupiając się na rozmówcy.
Blondyn westchnął cicho.
- Reiner, jak już się wcześniej domyśliliśmy, nie żyje. Zdemaskowali jego i Bertholdta, któremu ledwo udało się uciec.
- A Annie i Marcel?
- Leonhart nakryto na sabotażu już wcześniej i została aresztowana. Podjęła próbę ucieczki, jednak zakończyła się niepowodzeniem. Galliard za to... Nie żyje już od samego początku misji.
Szatynka milczała przez chwilę. Nie skomentowała faktu, że mimo jego śmierci reszta postanowiła kontynuować misję.
- Wiadomo, co się stało z jego tytanem?
- Bertholdt wiedział jedynie tyle, że Marcel został zjedzony przez jakiegoś tytana, ale później słuch po nim zaginął. Jednak widziałem go, gdy zaatakowałem tamtą wieżę, w której zatrzymało się kilku zwiadowców.
- Czyli musieli trzymać jego istnienie w tajemnicy... Co jeśli dzięki wspomnieniom Marcela przekazał im informacje o nas?
- Ich niewiedza jest naszym największym atutem, ale w tej chwili raczej nie możemy zbyt wiele poradzić na to zagrożenie. Żeby je zlikwidować, musielibyśmy ich otwarcie zaatakować, a niepowodzenie misji z pewnością nie przyczyni się do podjęcia takiej decyzji. Nie mówiąc już o praktycznie niemożliwym w takim zamieszaniu znalezieniu Koordynatu...
- O ile będą go kryć - przerywała mu spokojnie członkini wojowników Mare znana jako Pieck. - Stał się dla nich teraz największą bronią i nadzieją, bardzo możliwe, że wysłaliby go na pierwszy ogień.
- Nie zapominaj, że to diabły z Paradis i raz już nas pokonali - w głosie blondyna dało się słyszeć ostrzegawczą nutkę.
- A gdyby tak na początku udawać przytłoczonych ich siłą i zacząć się wycofywać, a następnie zaciągnąć tytana w pułapkę i tam sie z nim rozprawić?
Siedzący naprzeciwko niej blondyn, Zeke Jaeger, podniósł na nią pełen zaciekawienia i zaintrygowania wzrok.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Dziękuję Ci za każdą gwiazdkę, komentarz i wyświetlanie! Twoje zdanie jest dla mnie bardzo ważne i ogromnie dziękuję za poświęcony na czytanie czas ❤
Trzymajcie się!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro