Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

6. Iskra -"Powód, dla którego mnie podglądałeś raczej nie może być nieistotny."

Promienie jasnego słońca przedzierały się do ciemnego pomieszczenia przez niewielkie okienko. Spoczywały na meblach i posadzce niczym wesołe, uśmiechnięte duszki, których zadaniem było dostarczanie odrobiny światła do tego brutalnego świata. Były one subtelne i delikatne, nie budziły pogrążonego w niezbyt spokojnym śnie chłopaka. Chętnie by go pocieszyły i naniosły promienny uśmiech na jego usta, ale niestety wykraczało to poza zakres ich obowiązków. Mogły jedynie rzucać lekką poświatę na jego twarz i z ciekawością mu się przyglądać.

Eren ostatnio nie sypiał dobrze. Po głowie chodziło mu zbyt wiele myśli, problemów, pytań, sytuacji. Jego sen był płytki, miewał też czasem koszmary. Dopóki Hanji wczoraj nie wyjaśniła, dlaczego nie mógł się przemienić, bał się, że towarzyszące mu zmęczenie może być jednym z powodów. Nie chciał jednak nikomu o tym wspominać, ponieważ jakby to zabrzmiało? Przecież nie będzie jak jakieś małe dziecko narzekać na koszmary. Musiał się jakoś z tym sam uwinąć.

Tego ranka w lochach dało się usłyszeć szybkie, a jednocześnie ciche kroki. Jakby ich właściciele bali się, że ktoś ich dostrzeże i zgani za niewłaściwe zachowanie. Było to w sumie dość prawdopodobne, dlatego chłopcy ostrożnie zbiegali po wysokich schodach i co chwilę rozglądali się, by sprawdzić, czy nikt ich nie widzi. Gdy doszli do najtrudniejszej części ich "misji" wyższy wypchnął bardziej wygadanego blondyna na przód. Niebieskooki niezbyt chętnie poszedł do dwóch zajętych grą w karty strażników i przybrał rozemocjonowaną minę.

- Dzień dobry, przyszliśmy po Erena, znowu zaspał na zbiórkę!

Mężczyźni wymienili porozumiewawcze spojrzenia, przypominając sobie sytuację z wczoraj. Oboje skrzywili się na wspomnienie okrążeń wokół zamku, które kazał im robić kapitan, gdy przyszedł rano po spóźnionego chłopaka. Ackermann nie podał im dokładnego powodu, wspominając tylko coś o zaniedbaniu służby, ale strażnicy nie mieli najmniejszej ochoty się z nim wykłócać, więc posłusznie wykonali swoją karę, przyciągając wiele nachalnych spojrzeń. Zdecydowanie nie mieli ochoty na powtórkę.

- Wejdźcie i tym razem obudźcie go tak, żeby odechciało mu się takiego spóźniania - rzekł "groźnie" jeden z mężczyzn i dał nowicjuszom znak ręką, że mogą przejść.

Jean uśmiechnął się chytrze i już po chwili wbiegł do celi nieświadomego Jaegera. Armin postanowił zostać z tyłu i co chwilę rzucał nerwowe spojrzenia w stronę korytarza. Miał nadzieję, że jego przyjaciel się pośpieszy, bo szczerze nie miał ochoty się spóźnić na trening już pierwszego dnia.

- Eren, wstawaj! Już ósma trzydzieści! - krzyknął zadowolony z siebie Jean, wylewając na twarz chłopaka szklankę lodowatej wody, którą dosłownie przed chwilą napełnił.

Szatyn z piskiem poderwał się z łóżka i wytrzeszczył przerażony oczy.

- Że która?! - wydarł się na ledwo ukrywającego uśmiech Jeana, nie zwracając uwagi na swoją mokrą twarz. - Kapral mnie zabije!

Eren zerwał się z łóżka, totalnie olewając sposób w jaki obudził go Kirschtein, mimo że w korpusie treningowym już szykowałby dla niego zemstę. Teraz jednak miał inne priorytety.

Armin i Jean ze zdziwieniem spojrzeli po sobie, gdy szatyn zaczął najszybciej jak umiał się przebierać.

- Eren... - zaczął zmieszany blondyn. Od początku wiedział, że plan Jeana nie jest zbyt mądry, ale nie potrafił zostawić przyjaciela samego, zresztą chciał chociaż na chwilę spotkać się z szatynem i sprawdzić czy wszystko z nim dobrze.

- Dzięki, ale nie mam teraz czasu! - wykrzyczał zielonooki, zapinając paski i wbiegając do niewielkiej łazienki z umywalką i sedesem. Chłopcy stanęli jak wryci, nie dowierzając, że Eren właśnie podziękował im za brutalną pobudkę. Co ci zwiadowcy z nim zrobili?

Po chwilowym szoku Armin wreszcie odezwał się do Jeana, nerwowo zerkając na korytarz.

- Wiesz, jeśli nie chcemy się spóźnić, chyba powinniśmy już iść... - jego głos był niepewny, ponieważ nie chciał zostawiać Erena w niewiedzy, jednak zdawał sobie sprawę, że teraz do szatyna i tak nic nie dotrze, nawet gdyby go przywiązali do krzesła, zakleili usta i zawzięcie tłumaczyli, że to był tylko żart. Chłopak był zbyt skupiony na swoim celu i tym samym nawet na nich nie spojrzał, gdy jak torpeda wybiegł z łazienki, pozostawiając po sobie tylko miętowy oddech. Tym razem postanowił nie popełniać tego samego błędu co wczoraj, chociaż wiedział, że nie sprawi to zbyt dużej różnicy, ponieważ chyba w akcie śmierci nie zapisują czy zmarły miał świeży oddech jak umierał.

Jean i Armin chwilę jeszcze stali osłupiali przy celi.

- Myślisz, że będziemy tego żałować? - spytał niebieskooki.

- On na pewno - parsknął Jean. - Ja dla jego miny zrobiłbym to jeszcze z dziesięć razy.

Armin niepewnie spojrzał na przyjaciela, po czym westchnął głęboko.

- Lepiej już chodźmy na trening, Jean - rzekł blondyn, kręcąc zrezygnowany głową. To wszystko nie tak miało wyglądać, Eren powinien się wkurzyć i burknąć coś o końskiej gębie Jeana, na co ten odpyskowałby jakimś innym głupim tekstem. To wydarzenie upewniło go tylko w przekonaniu, że czasy z korpusu treningowego już nigdy nie wrócą. Teraz byli zwiadowcami, musieli dojrzeć.

- I tak pewnie jesteśmy już spóźnieni - piwnooki wypuścił powoli powietrze. Widocznie naszły go podobne myśli.

***

Eren z zawrotną prędkością pokonywał po kilka stopni na raz. Wczoraj kilka razy przecież sprawdzał czy na pewno nastawił budzik na odpowiednią godzinę, więc jakim cudem minęło już sześćdziesiąt minut odkąd powinien zadzwonić?! Kapitan wczoraj, gdy Hanji przerwała im rozmowę, rozkazał mu stawić się o ósmej w tym samym miejscu, tym razem punktualnie. Jak chłopak ma wytłumaczyć swoje kolejne spóźnienie? Eren wolał nawet nie zastanawiać się nad tym, co teraz kapitan o nim myśli i na ile sposobów chce go zabić. W myślach przygotowywał się na najgorsze męczarnie.

Zdyszany dobiegł na umówione miejsce, jednak jak zresztą przewidywał - kapitana tam nie było. Bo przecież nie stałby w jednym miejscu ponad trzydzieści minut, cierpliwie czekając aż Eren łaskawie się ruszy, prawda? Ackermann był jednym z tych, którzy woleli działać niż gadać, a jeśli już robili to drugie, to byli bezpośredni i szczerzy. Nie marnowali czasu na głupoty i bzdety.

Co zatem robił teraz kapitan? Może załatwiał mu właśnie najgorszą dziurę jaka istniała w tym zamku? Albo szykował narzędzia tortur? Jeśli takowe istniały w tej budowli, Levi na pewno miał do nich nieograniczony dostęp.

Eren jednak postanowił zacząć od najoczywistszego miejsca pobytu kapitana, a dopiero później szukać w wymyślniejszych. Przełknął głośno ślinę przez suche gardło i rozpoczął kolejny bieg - tym razem na drugie piętro zamku, należące do dowództwa. Jego brzuch wydał z siebie dość głośny odgłos, a szatyn dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że już drugi dzień z rzędu ominął śniadanie. No cóż, za własne błędy trzeba płacić.

Gdy wreszcie stanął przed drzwiami, za którymi krył się pokój kapitana, od razu otworzył je, ciężko dysząc. Z nerwów, zmęczenia, głodu i stresu zupełnie zapomniał o pukaniu.

- Przepraszam, sir, obiecuję, że to się już więcej nie powtórzy! - od razu zaczął się tłumaczyć i korzyć przed mężczyzną, widząc w tym chyba jedyna deskę ratunku. Chociaż zapewne powinien najpierw powiedzieć chociaż "Dzień dobry" (nieważne jaki ironiczny wydźwięk by to miało), teraz zeszło to na drugi plan. - Nie mam zupełnie nic na wytłumaczenie mojego zachowania, dlatego przyjmę każdą wymyśloną przez pana karę i jeszcze raz naprawdę przepraszam! - Eren nie był pewien czy jego słowa mają jakikolwiek sens, nie miał pojęcia czy da radę dotrzymać złożonej obietnicy, ba, nie wiedział nawet, czy przeżyje dzisiejszy dzień. W to ostatnie szczerze zwątpił, gdy usłyszał lodowaty ton głosu kapitana.

- Jaeger - zwrócił się do niego po nazwisku, jakby same lodowe ostrza nie były wystarczającym zwiastunem niebezpieczeństwa. Chłopak dopiero teraz podniósł wzrok z podłogi na mężczyznę, a jego oczy przypominały teraz wielkością pomarańcze. Za grosz nie dziwił się Ackermannowi, że tak zareagował. - Mógłbyś łaskawie zaczekać za drzwiami, aż się ubiorę? - jego głos wbijał się niczym ostre noże w Erena i przyprawiał go o palpitację serca. Było źle. Cholernie źle.

- Tak, sir! - krzyknął Eren i tak jak szybko wbiegł, tak szybko wybiegł z pokoju kapitana, zatrzaskując za sobą drzwi. Gorące rumieńce paliły jego poliki, a zielonooki już wiedział, że jeśli kiedykowiek pomyślał, że już nie może być gorzej, ta sytuacja z każdą chwilą coraz bardziej temu przeczyła.

Nie mógł jednak zaprzeczyć, że jego oczy chciwie chłonęły widok odkrytej klatki piersiowej kapitana i trudno mu było oderwać od niej wzrok. Jeśli jednak to można było nazwać szczęściem w nieszczęściu, to była to mała perełka w morzu śmieci. Tak, tak właśnie określiłby swoją sytuację. Góra śmieci, w której przyjdzie mu się w ramach konsekwencji kąpać.

O ile samo spóźnienie było czymś w miarę wybaczalnym, to wtargnięcie do pokoju kapitana, gdy ten się przebierał, z pewnością zaliczała się raczej do tych, w których śmierć była lepszą opcją niż czekanie na konsekwencje. Co prawdaż przerwał mu już jeden z końcowych etapów, czyli zapinanie koszuli, więc chyba mogło być gorzej. Jako chwilami niepoprawny optymista cieszył się, że nie pojawił się tu jakąś minutę wcześniej. Tyle dobrego.

Głośno przełknął ślinę, gdy usłyszał dźwięk powoli otwieranych drzwi i z szybko bijącym sercem zasalutował.

Strój kapitana był oczywiście w idealnym stanie, ale jego włosy były lekko roztrzepane, widocznie nie zdążył ich ułożyć. Najbardziej jednaj zdziwiło chłopaka, jak już się nad tym zastanawiał, czemu mężczyzna przebiera się akurat teraz. Może sprzątał i nie chciał ubrudzić munduru? To wytłumaczenie wydawało się jakoś naciągane...

- Jaeger, co ty do cholery tu robisz po siódmej rano? - kobaltowe tęczówki z irytacją wpatrywały się w stojącego przed nim szatyna, który właśnie przeżywał ciężki szok. W jego oczach pojawiło się zaskoczenie i niedowierzenie w dawce, jakiej Levi jeszcze u niego nie widział. Co takiego się wydarzyło? - Umówiliśmy się przecież na ósmą przed zamkiem - dodał pewnym głosem kapitan, żeby dowiedzieć się o co dokładnie chodzi.

- A-ale... przecież... - odezwał się po dość długiej chwili milczenia szatyn, jednak z jego ust nie wychodziło żadne sensowne zdanie. Szok był zbyt duży.

- Co się takiego stało, szczylu? - spytał Levi, unosząc jedną brew, ponieważ jego cierpliwość była na wyczerpaniu.

- J-ja... ja... byłem przekonany... -zaczął ponownie zmieszany chłopak, zaczynając chyba wreszcie rozumieć co takiego się wydarzyło. W myślach już zaczynał dusić Jeana za jego szczeniackie zachowanie. Teraz oczywiście Eren musi za nie płacić i to w chyba najgorszy możliwy sposób.

- Dzieciaku, przemyśl, co chcesz powiedzieć i to powiedz, a nie jąkasz się jak jakiś dureń na spowiedzi - Ackermann nie był już tak zdenerwowany jak na początku, ponieważ widok zmieszanego chłopaka go bawił i w jakiś sposób rozluźniał, ale miał już dość tego przedstawienia i chciał się dowiedzieć co takiego się wydarzyło, że szatyn wbiegł do jego pokoju o siódmej rano.

Eren czuł się trochę jak na spowiedzi, ale nie śmiał o tym wspomnieć. Jakby miał już za mało problemów. Trudniejszą jednak częścią od postanowienia, czego ma nie mówić, było wymyślenie, co ma odpowiedzieć kapitanowi. Po szybkim przeanalizowaniu wszystkiego co przyszło mu do głowy stwierdził, że najlepszą opcją będzie prawda, bo w kłamaniu chyba nigdy nie był zbyt dobry, a szczególnie przed Ackermannem.

- Przepraszam za moje wtargnięcie, byłem przekonany, że jest już po ósmej i jestem spóźniony, a nie zastałem pana w umówionym miejscu, więc przybiegłem tutaj! - powiedział żołnierskim tonem, patrząc się gdzieś w dal, byleby nie w oczy kapitana. Zauważył jednak jak ten marszczy zdziwiony brwi, na co Eren ledwo powstrzymał się przed piśnięciem z zaskoczenia, ponieważ ujrzenie Ackermanna okazującego emocje, było czymś zdecydowanie niezwykłym. W obecnej sytuacji nie był jednak w stanie się z tego cieszyć, bo zbyt bardzo bał się reakcji kapitana. Chociaż nie był pewien czy widok umięśnionej klatki piersiowej Levi'a nie był tego wszystkiego wart... Uh, nie myśl o tym.

Na twarz Erena mimowolnie znowu wpłynął rumieniec. Kapitan analizując sytuację, ponownie zlustrował młodego zwiadowcę, tym razem dokładniej. Wcześniej zrobił to na szybko, zbyt zaskoczony sytuacją i nadal troche zaspany (w końcu wstał z łóżka jakie piętnaście minut temu). Teraz dostrzegł szczegóły, które przemawiały za słowami chłopaka; pasta w kąciku ust i źle zapięty w jednym miejscu pasek. Eren widocznie ubierał się w pośpiechu, pewien, że jest już spóźniony. Tylko dlaczego?

Levi już chciał zadać pytanie, ale jego pedantyczna dusza nie mogła patrzeć na to krzywe zapięcie. Kapral westchnął i podszedł do salutującego chłopaka. Jego pozycja była jak zawsze idealna, szkoda tylko, że strój był jej przeciwieństwem. Kątem oka zauważył jak czerwień na policzkach szatyna się pogłębia, gdy musnął dłonią jego udo. Kącik ust Levi'a uniósł się niezauważalnie. Bawiło go to.

- Dlaczego byłeś o tym przekonany? - spytał wreszcie Ackermann, gdy odsunął się już od chłopaka. Patrzył w jego pełne determinacji, zielone tęczówki, w których teraz jaśniało zawstydzenie, obawa i niepewność. Z polików powoli znikał czerwony kolor, a jego usta otworzyły się i zamknęły, jakby chciał coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. Przez głowę Levi'a przemknęła myśl, że wyglądał wtedy uroczo, jednak szybko ją wygonił i rzucił w zapomnienie.

Eren zanim wypuścił jakiś niezrozumiały bełkot spomiędzy warg, przypomniał sobie rozkaz kapitana i znowu zaczął myśleć nad odpowiedzią. Nie chciał wsypać przyjaciół, ponieważ zdawał sobie sprawę, że raczej nie mieli oni wstępu do lochów, ale nie mógł również kłamać przed przełożonym.

- Nie sądzę, żeby było to istotne - odparł najgrzeczniej jak umiał, ale gdy tylko spojrzał w kobaltowe tęczówki, wiedział, że ta odpowiedź nie wystarczy.

- Ja sądzę, że wręcz przeciwnie. - odparł kapitan. Nie to, że było mu to jakieś potrzebne do życia. Po prostu nie potrafił sobie odmówić widoku zmieszanego chłopaka. Każdy ma przecież jakieś hobby. - Powód, dla którego mnie podglądałeś raczej nie może być nieistotny.

Celowo użył tego właśnie słowa, wiedząc, że chłopak jeszcze bardziej się zmiesza.

- A-ale ja nie po-podglądałem! - zająkał się czerwony jak pomidor chłopak.

- To dlaczego się rumienisz, szczylu?

Trafne pytanie.

Eren sam zastanawiał się, dlaczego takie rzeczy, jak dotyk kapitana na jego udzie czy widok jego umięśnionego ciała peszyły go i przyprawiały o rumieńce. Tak przecież nie powinno być. To niewłaściwe.

- Nie mam pojęcia, sir - odparł ciszej niż zwykle. Gdzie jest ta odwaga i wręcz samobójcza pewność siebie, którą zawsze błyszczał?

Levi przeniósł spojrzenie na zegarek, który zawsze nosił przy sobie, a potem wrócił wzrokiem do chłopaka.

- Skoro i tak już tu jesteś, to możemy iść na plac treningowy - mruknął kapitan, nie widząc sensu w dalszym staniu przed jego pokojem. Nie oznaczało to jednak, że zrezygnuje ze swojego przesłuchania, o czym od razu pomyślał Eren. Chłopak mimowolnie odetchnął z ulgą, na co Levi wybuchnął w duchu ironicznym śmiechem. Dzieciaku, jeszcze nie wiesz co cię czeka.

- Dlaczego zatem byłeś przekonany, że jest już ósma? - po kilkunastu krokach Ackermann wrócił do niedokończonego tematu. Zielonooki przełknął nerwowo ślinę. Miał do wyboru udupić siebie lub swoich przyjaciół. On w sumie i tak był już udupiony, więc jedno zirytowanie kapitana w tę czy we w tę nic zbytnio nie zmieni.

- Nie mogę powiedzieć - rzekł tym razem pewnie, gotowy na przyjęcie dla siebie kary. Karą dla Jeana zajmie się już później sam, Armina w to wplątywać nie chciał - wiedział, że blondyn nie miał względem niego złych zamiarów.

- Nie możesz czy nie chcesz? - spytał spokojnie kapral. Jego głos zawsze był opanowany i chłodny, ale jednak gdy się irytował, brzmiał jakoś inaczej. Eren zdenerwował Levi'a już tyle razy, że nauczył się to rozpoznawać. W tym zdaniu jednak tej różnicy nie wyczuł. Czyżby kapitan nie był już zły? Nie zirytowały go te słowa?

- Nie chcę - odparł szczerze chłopak, kopiąc już sobie w myślach grób. Nie chciał jednak kłamać, a oczywiście, że mógł. Mógł też przemienić się teraz w tytana i uciec jak najdalej od tego przerażającego człowieka. Nie było by to jednak zbyt mądre, tak samo jak kłamanie przed kapitanem.

- Chcesz uniknąć kary?

Nie jestem aż tak naiwny, sir. Wiem, że kara mnie nie ominie, więc właśnie dlatego.

- Nie, sir - odparł krótko, modląc się, żeby kapitan nie kontynuował już tego tematu i w ogóle nie rozumiał, po co to robi. Co było w tym takiego ważnego?

- Chcesz, żeby ktoś inny uniknął kary - bardziej stwierdził niż spytał Ackermann. Kapitan sam się zastanawiał, czemu nadal to ciągnął. Zwykle nie mówił zbyt dużo, nie marnował czasu na głupoty, a tym bardziej na wprawianie kogoś w zakłopotanie. Przy Erenie czuł się inaczej, był inny.

- Ja... - zaczął zdziwiony chłopak, ale już po chwili zdał sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma pojęcia co odpowiedzieć kapitanowi. Nie wiedział jakim cudem Ackermann tak szybko wpadł na właściwy trop i nie wiedział jak ma zareagować. Uznał więc, że najlepszym wyjściem będzie patrzenie się na ziemię i milczenie.

- Jak mają na imię? - spytał Levi, czytając z chłopaka jak z otwartej książki. W głowie już ułożył sobie prawdopodobny scenariusz, a wszystkie reakcje Erena go potwierdzały, więc gdy doszli na plac treningowy zaczął się rozglądać za grupą nowicjuszy. Trenowali oni pod okiem jednego z wyższych rangą zwiadowców i z tego co Levi się orientował, zbiórkę mieli o siódmej rano.

- A-ale... Skąd kapral wie? - spytał zaskoczony chłopak, czując, że jego próby krycia przyjaciół poszły na marne.

- Dzieciaku, chyba nie myślałeś, że jestem taki głupi - rzekł ostrzegawczy tonem Ackermann, a Eren spiął się automatycznie, ale nic więcej nie powiedział. - Zaczekaj tu - rzucił jeszcze i ruszył w kierunku kadetów ze sto czwartego korpusu treningowego.

~2700

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro