4. Oczy - Cholerne szczęście.
Promienie słoneczne wymykały się zza granic białych chmur, które tego ranka wyglądały jak nieznana jeszcze ludziom żyjącym za murami wata cukrowa. Ich delikatne pasemka tworzyły ciekawe kształty wystawiające wyobraźnię marzycieli na próbę. Przenikające przez nie promyki dosięgały wielu ludzi, zwierząt, rzeczy i zjawisk, które tylko one miały prawo oglądać. Oświetlały też one pewnego zniecierpliwionego mężczyznę o kobaltowych tęczówkach. Opierał się on niedbale o zewnętrzną ścianę zamku, z obojętną miną obserwując otaczający go świat. Jego serce płonęło już ze zirytowania, jednak jak zwykle nie było tego po nim widać, chociaż i tak wiele osób zawieszało na nim swój wzrok, ponieważ widok czekającego ją kapitana był czymś niesamowicie rzadkim. W głowach kadetów rodziły się pytania i niestworzone teorie, na kogo to może czekać Ackermann z taką "cierpliwością". Wystarczyło jednak jedno spojrzenie kobaltowych tęczówek, by speszeni obserwatorzy odwracali wzrok.
Levi nienawidził czekać. Zawsze przychodził punktualnie, a spóźnienia uważał za jeden z najgorszych sposobów na okazanie totalnego braku szacunku. Większość zwiadowców już to wiedziała, więc starała się przychodzić nawet przed czasem, ponieważ jeśli kapitan był zmuszony czekać dłużej niż minutę, zwykle rezygnował lub "zaczynał działać". Mało kto wiedział, co to dokładnie oznacza, ale raczej nikt nie chciał się dowiedzieć.
Tymczasem Levi czekał już dwie minuty na pewnego zielonookiego młodzieńca, a jego irytacja wzrastała z każdą sekundą. Podkreślił Erenowi, że ma być punktualnie, więc co takiego się wydarzyło, że się spóźniał? Levi'owi wydawało się, że ten dzieciak czuje przed nim respekt i szacunek, ale może zmieniło się to po poprzedniej nocy?
Mężczyzna wzniósł oczy ku niebu, zastanawiając się nad wszystkimi gestami i słowami, które padły w pokoju chłopaka. Ręce miał skrzyżowane na piersi, a jedną nogę zgietą w kolanie i opartą stopą o ścianę. Jego ubrania były oczywiście w idealnym stanie, a pod jasną szyją jaśniała biała chustka, którą zawsze miał przy sobie. Ciemna grzywka opadała na nienaznaczone zmarszczkami czoło, a jego dłonie, na których nosił krew wielu tytanów, mocno zaciskały się na beżowych rękawach.
Cztery minuty spóźnienia.
Levi wystraszył już większość ciekawskich gapiów, ale i tak czuł się... głupio, co mu sie nie zdarzało. Może dlatego, że właśnie z tego powodu nienawidził czekania i zawzięcie go unikał. Dlaczego, więc teraz stał jak idiota przy tej ścianie?
Możliwe, choć nie chciał się przed sobą do tego przyznać, że po prostu czuł się trochę winny. Chociaż może to niewłaściwe słowo... W każdym razie jakaś część niego postanowiła wynagrodzić szatynowi wtargnięcie i budzenie go w środku nocy. Ta druga zaś najchętniej zgniotłaby go teraz na kwaśne jabłko za psucie mu reputacji. Bo według kapitana osoba czekająca pokazywała brak szacunku do samej siebie lub głupotę, gdyż wierzyła, że druga strona odwzajemni jej starania. A przecież gdyby tak było, to nie czekałaby jak głupia.
Pięć minut spóźnienia.
Kapitan ledwo powstrzymał się przed pełnym irytacji westchnięciem.
Jaeger, daję ci ostatnie pięć minut, jeśli nie przyjdziesz, nie żyjesz. Jeśli się pojawisz ucierpi tylko twoje zdrowie. Również to psychiczne.
Dla zabicia czasu postanowił jeszcze raz przeanalizować wydarzenia poprzedniej nocy.
" - Tamtego dnia dostałem również od Armina ten szkicownik, jako spóźniony prezent urodzinowy. Byłem bardzo podekscytowany i nie miałem pojęcia co powinienem narysować na pierwszej stronie... - Eren nadal czuł się trochę niezręcznie w obecności kapitana, jednak gdy ten mu nie przerywał swoim chłodnym tonem glosu, poczuł się zdecydowanie pewniej. Kobaltowe tęczówki cały czas patrzyły się w te zielone, ale od chwili pojawienia się w nich niezrozumiałego dla Erena błysku, było to do przeżycia. - Odkładałem to tyle czasu, że ten rysunek powstał dopiero w noc po zniszczeniu Shiganshimy... - chłopak przerwał, ale Levi go nie pośpieszał, wiedział, że mówienie o tragicznych wydarzeniach nie jest proste. Eren westchnął cicho, a w jego zielonych tęczówkach zabłysnęła nutka smutku.
Ackermann przyglądał mu się chwilę, po czym ponownie sięgnął po książkę i otworzył ją na ostatniej stronie.
- A o co chodzi z tą strzykawką? - spytał obojętnie, nie patrząc nawet na Erena. Wyczuł jednak, że ten trochę się zmieszał i podrapał po karku z zakłopotaniem.
- Tak właściwie to... Nie do końca wiem - przyznał cicho, uparcie patrząc w podłogę. Levi uniósł na niego wzrok, szukając jakiej odpowiedzi w jego postawie.
- Ha? - spytał, gdy cisza trwała już zbyt długo, żeby Eren kontynuował swój monolog.
- No... To jest... - zaczął ponownie chłopak, nerwowo zaciskając dłonie. - Widziałem ją w snach, tak samo jak... - przewrócił ostrożnie kartkę, ukazując kolejne dwa rysunki. Jeden przedstawiał człowieka z długimi, ciemnymi włosami trzymającego strzykawkę, jednak nie posiadał on twarzy, a jego sylwetka była narysowana dość niechętnie, nie licząc ręki, w której tkwił przedmiot. Drugi ilustrował las, najprawdopodobniej nocą, biorąc pod uwagę ciemną kolorystykę. - ...to.
- Jest powód, dla którego narysowałeś właśnie tamten sen, a nie inne? - Levi przyglądał się ze skrywanym zaciekawieniem bezimiennej postaci.
- Te trzy "sceny" śniły mi się już kilka razy i przypominały bardziej wspomnienia niż... -Eren przerwał, szukając odpowiedniego słowa, jednak nie udało mu się takowego znaleźć, więc po prostu zamilknął.
- Pokazałeś już to komuś? - spytał kapitan, rozumiejąc, że to koniec wypowiedzi. W oczekiwaniu na odpowiedź chłopaka przewrócił stronę, by zobaczyć kolejny szkic, który przedstawiał tym razem klucz... Jednak nie byle jaki.
- Nie, sir - odparł szybko Eren. Za szybko. Levi przeniósł na niego powoli swoje chłodne spojrzenie i uniósł do góry jedną brew. - To znaczy... - spuścił wrok, gdy zdał sobie sprawę, że został przyłapany na kłamstwie. - mój kolega to przypadkiem zauważył, ale tylko się z tego śmiał, więc wątpię, żeby miało to jakieś znaczenie... - jego ręka znowu powędrowała na tył głowy.
- A co z Arminem? - spytał Ackermann, nie komentując wypowiedzi chłopaka. Ten spojrzał na niego pytająco. - Nie pokazałeś mu?
- Wstydziłem się... -przyznał z grymasem Eren. - On jest mądry, nie chciałem zawracać mu głowy takimi głupotami...
- Wolałeś mu biadolić o niesmacznym śniadaniu czy może kolorze swojego gówna? - spytał zirytowany Ackermann. Jak mógł zataić coś takiego? Oczywiście mogły to być jakieś tam nic nieznaczące bazgroły, jednak okoliczności ich powstania świadczyły raczej o czymś innym...
Zawstydzony chłopak chyba nie miał pojęcia co odpowiedzieć na pytanie kapitana, ponieważ tylko zarumienił się ogniście i odwrócił wzrok. Bezpośredniość mężczyzny niebywale go peszyła, a szczególnie wtedy, gdy Ackermann wypominał mu jego głupotę. Czuł na sobie jego wzrok, jednak chyba wolał nawet tę ciężką ciszę od odzywania się. Na jego szczęście jednak kapitan szybko zmienił temat, zrzucając tamten w zapomnienie.
- A co z tym kluczem? Też był w tamtym śnie?
Chłopak ziewnął przeciągle i dopiero wtedy Levi przypomniał sobie, że przecież obudził go w środku nocy i zmusza do rozmawiania na ciężkie tematy.
- Nie mam pojęcia... - zamyślił się chłopak. - W ogóle nie pamiętam kiedy go narysowałem...- Eren miał ogromną ochotę się przeciągnąć, ale wiedział, że było by to bardzo niestosowne w obecności kapitana. Levi odczytał to jednak z oczu chłopaka i już po chwili gasił świeczkę.
- Dokończymy tę rozmowę jutro, przy okazji treningu -rzekł rzeczowo i nie mogąc dłużej patrzeć na stojącą krzywo komodę, przysunął ją równolegle do ściany. Krzesło również przestawił, a książkę położył równo z rogiem mebla. - Idź spać, dzieciaku - rzucił na odchodne i zamknął metalowe drzwi, zostawiając szatyna z mętlikiem w głowie."
Dziesięć minut spóźnienia.
Chłopak już nie żyje - pomyślał Levi i nawet nie rozgladając się czy nikt na niego nie patrzy, odepchnął się od ściany i ruszył w kierunku lochów. Szedł na pozór spokojnie, w głowie obmyślając najwymyślniejsze metody tortur. Mijał korytarze pełne kurzu i pajęczyn, które powodowały, że czuł jeszcze większą irytację do chłopaka. Jak mógł go zmuszać do ponownego zapuszczania się w to obrzydliwe miejsce?
Stukot skórzanych butów z każdą chwilą zbliżał się do celi Jaegera, ale on jeszcze nie zdawał sobie sprawy z zagrożenia, jakie stanowił. Wręcz przeciwnie, był wyjątkowo spokojny, nawet gdy kapral stanął tuż przed metalowymi drzwiami.
Dzieciak spał.
Spał.
Gdy Levi psuł sobie reputację, ten spał.
- Jaeger - po celi rozniósł się cichy głos, mogący podchodzić nawet pod szept. Jednak w ustach Ackermanna był on o wiele gorszy od najgłośniejszego krzyku. Wypadałoby nawet rzec, że gdyby głos mógł zabijać, z pewnością byłby to właśnie ten kapitana.
Eren, który miał mocny sen, przez co często musiał budzić go Armin lub stawał się królikiem doświadczalnym dla nowych metod pobudek Jeana, w zwyczajnych okolicznościach nie przewróciłby się nawet na drugi bok, słysząc tak cichy dźwięk. Tonu kapitana nie dało się jednak tak łatwo zignorować i brutalnie wdarł się on do świadomości Erena. Chłopak poderwał się przerażony, a na jego czole pojawiły się kropelki potu. Zamglonym wzrokiem rozejrzał się po pomieszczeniu, a gdy zauważył kapitana stojącego przed kratami, wiedział, że tylko cud może go teraz uratować.
- Masz pojęcie, która jest godzina, Jaeger? - zwracał się do niego po nazwisku, a chłopak aż zadrżał na lodowaty ton głosu. Jest źle.
Szatyn nerwowo spojrzał na stojący na komodzie budzik i rozszerzył oczy przepełnione niedowierzeniem i strachem.
Jest cholernie źle.
Poderwał się z łóżka jak oparzony, tym razem na szczęście nie zaplątując się w pościel. Do jego głowy automatycznie napłynęły wspomnienia z nocy i ze zdenerwowaniem zastanawiał się czy to była prawda, czy tylko sen. Powinien się teraz jakoś inaczej zachowywać przy kapitanie?
Jego wzrok powędrował na złożone w kosteczkę ubrania, a Eren aż zatrzymał się zdziwiony. Czyli to prawda. On tu był w nocy, w tym bałaganie, przy nim, gdy był w samych bokserkach i...
- Coś nie tak, Jaeger? - znowu ten ton, który, gdyby go zobrazować, wyglądałby jak zrobione z lodu ostrza.
- Nie, sir! -krzyknął szybko Eren, jednak mimo starań, głos mu zadrżał. Nie patrząc na kapitana, poprawił pościel, chociaż i tak pewnie wyglądała ona w najlepszej opcji niezadawalająco dla Ackermanna. Wyjął szybko z komody ubrania i już nawet nie zważając na obecność Levi'a zaczął się jak najszybciej umiał przebierać. Oczywiście wzrok kaprala go niesamowicie peszył, ale co miał zrobić? Pogorszyć swoją sytuację tekstem "mógłby pan na chwilę wyjść"?
Levi zauważył jak chłopak automatycznie zmienił się w buraka, gdy zdał sobie sprawę, że będzie musiał przebierać się przy kapitanie. Było to dość zabawne, jednak kapralowi nie było w tej chwili do śmiechu. Wręcz przeciwnie - prawie płonął z wściekłości i irytacji. Może też dlatego na początku nie zamierzał się ruszać z miejsca, jednak gdy zauważył jak chłopak przez to zaczął się ostrożniej, czyli też wolniej, poruszać, postanowił opuścić to miejsce. Ponadto już chyba wystarczająco napsuł sobie reputacji przez tego gnojka, żeby jeszcze później zostać mylnie uznanym za jakiegoś podglądacza. Postanowił jednak wyjść bez słowa, żeby ten szczyl jeszcze bardziej srał w gacie. Przy okazji, na korytarzu z pewnością będzie łatwiej mu się skupić, niż patrząc na tego małego gnojka.
Eren zszokowany śledził pewne kroki zwiadowcy. Tak po prostu sobie wyszedł? Chłopak potrząsnął głową, postanawiając zostawić myślenie nie później. Jak najszybciej pozapinał pasy do trójwymiarowego manewru i lekko przeczesał ręką włosy. Bił się z chęcią umycia zębów, ale wiedział, że czas działa na jego niekorzyść, więc szybko wybiegł przez drzwi, codziennie rano otwierane przez jego strażników.
Rozejrzał się nerwowo, a widząc sylwetkę kapitana, zasalutował najlepiej jak umiał. Mężczyzna zlustrował wzrokiem jego sylwetkę i do pozycji oczywiście nie mógł się przyczepić, ale ubiór pozostawiał wiele do życzenia.
- Popraw pasek, gnojku.
Eren zaczął nerwowo szukać usterki, o której wspomniał kapitan, ale przez zdenerwowanie, lub po prostu ograniczone pole widzenia, nie mógł jej znaleźć.
Ackermann, którego cierpliwość była dzisiaj wyjątkowo wystawiana na próbę, podszedł do nastolatka i zdecydowanym ruchem poprawił mu pasek na udzie. Eren poczuł jego zimną dłoń przez materiał spodni i wciągnął gwałtownie powietrze, ale nic nie powiedział. Wystarczył już mu rumieniec zażenowania na twarzy.
- Umyłeś zęby, szczylu? - spytał kapitan, czym nieco zaskoczył Erena, chociaż ten powinien się domyślić, że pedanci zwracają uwagę na takie rzeczy.
- Nie, sir, nie chciałem marnować więcej pańskiego czasu - odrzekł szczerze zakłopotany chłopak. Wiedział już, że przed kapitanem lepiej nie kłamać, ponieważ próbując ukryć swoją głupotę, robi z siebie jeszcze większą ciotę. Zresztą i tak raczej nie miał już szans na choćby małą dawkę sympatii kaprala, więc teraz gra toczyła się tylko o jak najmniej upokorzenia.
- I tak go już mnóstwo zmarnowałeś, a nie będę wdychał twojego śmierdzącego oddechu, Jaeger - w głosie Levi'a dało się usłyszeć pogardę, co było naprawdę złym znakiem. Widocznie Ackermann był już tak poirytowany, że nie miał ochoty na tuszowanie emocji, co przecież robił zawsze.
Eren już nawet nie myśląc, wrócił się do celi, żeby wykonać rozkaz. Wiedział, że zastanawianie się nad tym wszystkim tylko dostarczy mu wyrzutów sumienia i niechcianych rumieńców zażenowania, więc po prostu skupił się na jak najszybszym wykonaniu zadania.
W ciszy szli na plac treningowy. Eren patrzył na plecy kapitana, mimo że najchętniej spuściłby głowę jak skazaniec. Levi wyglądał tak jak zawsze - na obojętnego i opanowanego, ale w głowie obmyślał właśnie karę dla butnego zwiadowcy.
Mógłby zacząć od biegania, tak na zachętę. Następnie sprzątanie... Może lochów? Tak calutkich, dawno nikt tego nie robił. Potem zmywanie, oczywiście po całym korpusie. To tak ulgowo go traktując mogłoby wystarczyć za spóźnienie... Ale przecież nie ma szans, żeby mu odpuścił, że musiał po niego pójść jak jakaś niania i jeszcze przypominać o umyciu zębów...
A gdyby tak poprał bieliznę wszystkich oddziałów?
Nawet nie zauważył kiedy doszli na miejsce. Skierował spojrzenie kobaltowych tęczówek na Jaegera. Bał się.
I dobrze, powienien.
- Osiemnaście minut spóźnienia, Jaeger. Osiemnaście - rzekł, patrząc prosto w przerażone oczy chłopaka. Ostatnie słowo wypowiedział powoli i dokładnie. Odczekał chwilę, by stworzyć pełną napięcia ciszę, w której dzieciak jeszcze bardziej się stresował. Już otworzył usta, by kontynuować, gdy przerwał mu wesoły, kobiecy głos:
- Leviii! Nie uwierzysz! - już po chwili obok niego pojawiła się Hanji. - Erwin pozwolił mi przeprowadzić kilka eksperymentów z Erenem!
Mężczyzna nie odwrócił się. Nie odezwał się. Nawet nie mrugnął. Stał po prostu z obojętną miną i mordem w oczach, a w głowie siedziała mu jedna myśl.
Ten szczyl ma cholerne szczęście.
~2200
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro