Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

23. Żądza - "Światło w oczach gasło."

Zalecam włączenie teraz muzyki i wyłączenie jej przy pierwszych gwiazdkach ^^

- Nie przestawajcie atakować! - krzyknęła szatynka i razem z Chustką przystanęła na jednym z drzew obok kwatery. - Zaraz zregenerują mu się oczy, musimy to wykorzystać.

Mężczyzna skinął głową i przyjrzał się niedawnemu podwładnemu, który właśnie widocznie zdecydował się coś zrobić, ponieważ wykonał duży krok, wychodząc z gruzów, które przewaliły się niebezpiecznie. Spośród nich wydobył się zduszony krzyk. Te kilka minut mogło zadecydować o czyimś życiu lub śmierci, jednak teraz priorytetem było pokonanie Tytana Opancerzonego.

- Jakie rozkazy? - spytał, zerkając na zdeterminowaną szatynkę.

- Któreś z nas musi odwrócić jego uwagę, ponownie uszkadzając mu oczy, a drugie gdy krzyknie z bólu, musi dostać się do jego ust i z tamtej strony wyciąć go z karku. - wytłumaczyła szatynka, również przyglądając się tytanowi, którego oczy właśnie przestały parować. - Cholera, zdążył się już zregenerować!

- Ale czy to nie będzie samobójstwo?

- Najprawdopodobniej, dlatego ja się tym zajmę - jej głos był zdecydowany i spokojny, jakby mówiła o tym, jakie skutki ma zmieszanie pomidora z czekoladą. Jej twarz była poważna, jednak z pewnością nie wyglądała, jakby jej właścicielka właśnie podpisała sobie wyrok śmierci.

-Nie może tego pani zrobić!

- Jestem najszybsza z nas wszystkich, mam największe szanse wyjść stamtąd żywcem, jeśli takowe w ogóle istnieją - szatynka wpatrywała się w tytana z chęcią zemsty, która chyba zaczynała przyćmiewać jej pole widzenia.

- Nie możesz ryzykować, jesteś zbyt cenna dla korpusu, Hanji-san!

- To był rozkaz, ruszamy!

Mężczyzna patrzył jak kobieta wzbija się w powietrze i kieruje w stronę potwora, który zdążył już zabić kolejnych czterech zwiadowców. Oprócz ich dwójki pozostało tylko pięciu, mimo że zasadzkę przygotowywało czterdziestu żołnierzy. Większość leżała teraz zakopana pod gruzami.

Zwiadowca ze zdenerwowaniem poszedł w ślady szatynki, myśląc nad tym jak uchronić ją od śmierci. Do głowy nie przychodziło mu jednak nic sensownego. Uważnie obserwując otoczenie, zaczepił hak o przewalającego gruzy tytana. Czegoś szukał. Albo kogoś.

Jego oczy przeniosły się nagle na Chustkę.

Nie zdążę.

Świst powietrza i przewalające się gruzy.

Promień odbity na wyciągniętym ostrzu i twarda jak skała skóra.

Strach i zdecydowanie w oczach.

Pewność siebie i zwycięstwo.

Mężczyzna z pędem wleciał do ust tytana, który obrócił głowę w jego stronę i zacisnął zęby na jego tułowiu. Z ust zwiadowcy wydobył się zduszony jęk, a krew leniwie spływała po olbrzymich zębach. Wiele jej kropelek zrosiło otoczenie, a wylatujące wnętrzności wydawały nieprzyjemny dla ucha odgłos.

Światło w oczach gasło.

Mężczyzna zaciskając zęby, uniósł miecz i wyciągnął ledwo rękę. Wiedział, że to już koniec, jego ciało z każdą sekundą opuszczały siły. Jednak nie żałował, mimo wszystko był zadowolony za swojego życia. Szkoda tylko, że nie zdążył pożegnać się ze swoją klaczą...

Tytan wypluł resztki ciała człowieka, z których w chwili uderzenia z ziemią, uleciała dusza. W ręku martwego mężczyzny zabrakło jedynie ostrza, które tkwiło teraz w ciele Reinera.

Oczy szatynki powędrowały za zakrwawionym torsem mężczyzny. Jej wargi zacisnęły się w wąską linię. Zostało jej tylko pięciu ludzi, a każda kolejna śmierć coraz bardziej ciążyła na jej barkach.

- Hanji-san! - krzyknął młody mężczyzna, któremu udało się wytrwać w korpusie aż dwa lata. Jego brązowe oczy patrzyły na nią z nadzieją. - Proszę spojrzeć na tytana!

Potwór przystanął i sięgnął ręką do swoich ust. Później zaczął... się krztusić?

- To może być nasza szansa. - szepnęła przejęta i poprawiła gogle na swojej twarzy. - Atakujcie głównie oczy i okolice karku!

Zwiadowcy skinęli głowami i ponownie wystrzelili haki w kierunku wroga, który właśnie próbował włożyć sobie dłoń do ust. Jego oczy jednak nadal czujnie obserwowały otoczenie. Prawa ręka nagle wystrzeliła w górę i zahaczyła o linkę Emilie, posyłając ją w podniebny lot.

Hanji przeleciała tuż obok paszczy tytana i zgrabnie ominęła duży łokieć. Jej oczy błysnęły, gdy dostrzegły problem Reinera. Blondyn miał duże szczęście, że Chustka szybko opadł z sił, ponieważ teraz jego ostrze zdołało jedynie musnąć jego prawdziwe czoło. Nie oznaczało to jednak, że lekceważył problem - musiał się jak najszybciej pozbyć tego ze swoich ust.

Mętlik w głowie zdecydowanie mu nie pomagał, a dylemat między ucieczka a szukaniem Berthodta zdawał się rozmyć we mgle.

Ostrze zdążyło zatopić się w jego oku, gdy uderzył mężczyznę jak muchę. Brunet puszczając ostrze, bezwładnie spadł na ziemię. Ludzie nie byli jeszcze przyzwyczajeni do walki z rozumnymi tytanami.

Już chciał sięgnąć po tkwiące w oku ostrze, gdy dostrzegł dwóch zbliżających się do jego twarzy zwiadowców. Szybko zmienił kierunek ręki, jednak żołnierze zgrabnie ominęli niebezpieczeństwo. Nie zdążył cofnąć dłoni, gdy przed jego twarzą pojawiła się szatynka w okularach. Zamknął oko, uniemożliwając jej tym samym ponownie uszkodzenie zmysłu wzroku. Kobieta jednak miała co innego w planach.

Z impetem uderzyła w jego przedniego zęba, pomagając sobie ostrzem go wybić. Dosłownie sekundy dzieliły ją od skończenie w dwóch częściach. Szczęka błyskawicznie się zacisnęła, przegryzając rękę tytana i stopę Hanji. Kobieta krzyknęła z bólu, jednak z impetem rzuciła zębem w wystającą rękojeść miecza. Sama zaczepiła się mieczem o język potwora i obserwowała jak ostrze głębiej wbija się w ciało Reinera.

Bestia zachwiała się. Szatynka straciła podporę i spłynęła przełykiem do środka tytana.

***

- Pytania? - Ackermann uniósł z niezrozumieniem brew, jednak w jego oczach zaiskrzyła ciekawość wywołana zapewne nudą. Rozmowa z Erenem wydawała się z pewnością lepszą opcją niż szukanie choćby najmniejszej plamki do posprzątania (takowe skończyły się już dobrą godzinę temu).

- No... - chłopak zawahał się, odwracając trochę speszony wzrok. To zdanie wypowiedziane na głos brzmiało wyjątkowo głupio. - Polega to na tym, że na zmianę zadaje się sobie pytania, a jeśli nie chce się na nie odpowiedzieć, oddaje się fanta, czyli jakąś swoją rzecz, która jest akurat przy, bądź na tobie. - Eren strzelił kostkami w dłoniach, zastanawiając się, czy to co powiedział miało jakikolwiek sens.

- Czy przypadkiem, nie licząc tych fantów, nie na tym polega rozmowa? - cienkie brwi zmarszczyły się, a umiejscowione pod nimi oczy pytająco spojrzały na chłopaka.

- Niby tak, jednak gdybym po prostu zadał jakieś pytanie, to kapral by krótko odpowiedział i zapadłaby znowu cisza, a tym sposobem... - Eren zaczął z zakłopotaniem brnąć w sens zaproponownej gry, coraz bardziej wątpiąc, że takowy istnieje.

- Skoro nie potrafisz wymyślić nic lepszego, to możemy zagrać - prychnął Ackermann, wywołując tym zdziwienie u chłopaka. Szatyn ani przez chwilę nie łudził się, że mężczyzna się zgodzi, bardziej, że wyśmieje jego idiotyczny pomysł. Nie wpadłby na to, że Levi był tak znudzony, że nawet bezsensowna gra z Erenem była lepszą możliwością od patrzenia się w ścianę. - Możesz zacząć.

Chłopak chwilę wpatrywał się w niego z zagadkowym wyrazem twarzy, aż Levi nie uniósł ponaglająco jednej brwi. Szatyn potrząsnął lekko głową i zagryzł wargę, zastanawiając się nad jakimś pytaniem. W zamyśleniu nie zauważył nawet bladej ręki szybko sunącej w jego kierunku. Jego ciało automatycznie napięło się jak struna i znieruchomiało, gdy długi palec zahaczył o jego dolną wargę.

- Co ty wyprawiasz, szczylu? - chłodny głos wyrwał go z chwilowego transu. - Jeszcze brakuje nam tu tylko tytatniego tyłka przed oczami - zimny palec zniknął z jego ust, gdy prychnięcie opuściło wargi bruneta. Chłopiec jeszcze przez chwilę patrzył w dół, w miejsce gdzie kilka sekund temu znajdowała się dłoń kaprala. Nadal czuł ten specyficzny chłód na swoich ciepłych ustach... - Oi, Jaeger...

- Ulubiony kolor? - spytał nagle chłopak, przerywając kapitanowi, który zmarszczył zdziwiony brwi i przechylił lekko głowę w niezrozumieniu.

- Ha? - sylaba powoli opuściła jego usta i delikatnie zabrzmiała w uszach Erena, przyjemnie je pieszcząc. Czemu Levi był tak seksowny, gdy przechylał lekko głowę, wbijał w niego swoje kobaltowe spojrzenie i układał usta w ten właśnie odgłos?

- Spytałem, jaki jest twój ulubiony kolor, sir - to było po prostu pierwsze, co przyszło mu do głowy. Chciał szybko zakończyć tamten temat, a mógł zrobić to tylko rozpoczynając "zabawę".

Ackermann przeniósł wzrok na widok spowitego w małych kropelkach lasu.

- Nigdy nad tym nie myślałem - przyznał w końcu, na co Eren rozszerzył oczy ze zdziwienia. Dla niego było to tak oczywiste jak to, że dzień rozpoczyna się wschodem słońca, a kończy zachodem. Ten fakt był przecież jednym z pierwszych, które zdradzało się nowo poznanym osobom, to przecież musiało się wiedzieć.

- J-jak? - wydukał w końcu, niesamowicie zaciekawiony.

- Normalnie, tak samo jak ty nie myślisz o tym, żeby posprzątać, jeśli ja ci tego nie każę zrobić - wiedział, że nie była to prawda, jednak nie miał ochoty na kontynuowanie tego tematu.

- To... - zaczął Eren z oburzeniem, ale urwał, tak właściwie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Odwrócił wzrok zbity z tropu, ledwo powstrzymując się przed przygryzieniem wargi. Czasem robił to, gdy się denerwował lub myślał, jednak od pewnego czasu musiał się pilnować. Chociaż w sumie przyjemnie by było poczuć znów ten chłód na swoich ustach.

- Teraz moja kolej? - spytał Ackermann, przerywając niezręczną ciszę. Eren już miał pokiwać głową, gdy wpadł na pewien pomysł.

- Heichou, gdybyś miał sobie kupić jakieś nowe ubranie, które by ci się podobało, jakiego byłoby ono koloru? - spytał, ponownie ignorując pytania kapitana. Czy on nie wiedział, że tak się nie robi?

- Co to za głupie pytanie?

- Po prostu odpowiedz, sir.

Levi wciągnął powoli powietrze i wbił wzrok w swoje brązowe spodnie, w które zaopatrzył go korpus. Tak właściwie większość ubrań, podobnie jak reszcie zwiadowców, zapewniało mu dowództwo. Zmarszczył brwi, zastanawiając się nad tym głupim pytaniem, które przecież nie wniesie nic do jego życia.

- Czarnego - rzekł w końcu i na tyle, na ile było to możliwe, szczerze. Nie da się przecież być w pełni pewnym odpowiedzi, nad którą myślało się kilka sekund.

- W sumie to dobrze by pan wyglądał - powiedział Eren, wyobrażając sobie go w czarnym stroju. Zresztą przecież jemu kapitan podobałby się w każdym stroju... Nie zdążył ugryźć się w język i na jego policzki wpłynął rumieniec zmieszania. Może je sobie namaluje jakąś czerwoną kredką? Przynajmniej wtedy nikt by nie widział, kiedy naprawdę się rumieni...

Levi przyglądał mu się chwilę, jednak nic nie powiedział. Ponownie przeniósł wzrok na widok za oknem i po kilku sekundach niezręcznej ciszy zapytał:

- Co ci się przypomniało dwa dni temu na postoju?

Szatyn przeniósł na niego zaskoczony wzrok, jednak po chwili jego zielone tęczówki zabłysnęły zrozumieniem. Mimo tego chyba chciał się upewnić, ponieważ jego malinowe usta ułożyły się w pytanie.

- To twoje pytanie, sir?

Ackermann skinął głową, nie odrywając wzroku od zderzających się z ziemią kropel. Nie znał jakichś podstawowych faktów, o które pytały się dzieci na powierzchni, bo pewnie to wśród nich powstała ta gra. On postanowił ją wykorzystać, by dowiedzieć się czegoś, co rzeczywiście go ciekawiło.

- Ym... To... - chłopak zaczął z zauważalnym oporem w głosie. Chyba nie miał ochoty zdradzać tego kapitanowi. - Heichou, lubisz czarny humor? - spytał nagle.

- Czy to nie ty miałeś odpowiedzieć na moje pytanie? - cienka brew powędrowała do góry. Ten chłopak chyba nie rozumiał zasad zaproponowanej przez siebie gry.

- No tak, ale to tego dotyczy.

- Nie mam czasu na takie rzeczy, Jaeger - odparł ogólnikowo, kryjąc fakt, że nie do końca wie, co ma chłopak na myśli.

- Mhm... - mruknął trochę zbity z tropu szatyn, jednak po chwili zdecydował się poruszyć ten temat. - Ja i moi przyjaciele z korpusu treningowego mamy taki zwyczaj... Co jakiś czas opowiadamy sobie wymyślone przez nas żarty, właśnie z czarnego humoru, i wybieramy najgorszy oraz najlepszy... Właśnie wtedy przypomniał mi się jeden z nich i...

- Opowiedz mi jakiś - słowa Ackermanna zaskoczyły chyba obu rozmówców. Eren patrzył się na niego z niedowierzeniem, a Levi zwyczajnie zrzucił winę na nudę. Co tu więcej myśleć.

- Em... ja... - zaczął chłopak, zupełnie nie wiedząc co odpowiedzieć. Czy Levi naprawdę chciał, żey opowiedział mu żart? Może się tylko z niego nabija?

- Co, Jaeger, zwykle przegrywasz ze swoimi przyjaciółmi? - głos Ackermanna był kpiący i jeszcze bardziej zmieszał szatyna. Ta rozmowa była... dziwna.

- Co? Nie! - zaprzeczył gwałtownie, wlepiając zielone spojrzenie w zwiadowcę. - Zwykle nie jestem ani najgorszy ani najlepszy... - skrzywił się nieznacznie. Nienawidził przegrywać z Jeanem.

- To zacznij od twojego, szczylu - Eren niepewnie skinął głową i zaczął układać sobie żart w głowie, chociaż przy Levi'u wydał on się wyjątkowo słaby.

- Um... więc... - przełknął głośniej ślinę, po czym zmienił pozycję i przejechał dłonią po włosach. -
Tytan dostaje się za mury i staje przed dużą grupką ludzi. Jeden z nich nagle krzyczy. - Eren zmodulował głos na bardziej piskliwy i przerażony. - "Ratować się, kto może! Zje nas wszystkich!" A tytan na to - chłopak ułożył dłonie w geście obronnym i ponownie zmienił ton głosu. - "Ej, wyluzuj, jestem na diecie."

Ackermann uniósł wysoko obie brwi i wpatrywał się w chłopaka, który widocznie czekał na jego reakcję.

- Co ty bredzisz, tytany przecież nie potrafią mówić, bachorze - odezwał się w końcu, dostając w odpowiedzi pełne zaskoczenia spojrzenie. Po chwili jednak chłopak, nie mogąc się powstrzymać, wybuchnął śmiechem i utkwił wzrok w podłodze. Nie był w stanie patrzeć na poważną minę Ackermanna i dopiero wtedy uświadomił sobie, że to był prawdopodobnie pierwszy żart tego typu, jaki ktoś kapitanowi opowiedział. Było to samo w sobie dość smutne, jednak biorąc pod uwagę sytuację, Eren nie potrafił zachować powagi. Chociaż z każdą kolejną sekundą śmiechu, czuł narastającą irytację kapitana.

- Przepraszam, Heichou... - zaczął, gdy już udało mu się uspokoić. - Wiem, że tytani nie potrafią mówić, jednak to tylko żart, fikcja, która ma kogoś rozśmieszyć - niepewnie spojrzał w kobaltowe tęczówki i obserwował jak brwi powoli wracają na swoje miejsce. To oznaczało, że Ackermann zrozumiał tłumaczenie, czy że wymyślił już zemstę?

- Wiem o tym - rzekł obojętnie mężczyzna. Nie wiedział. Nie miał przecież czasu na takie rzeczy, będąc Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości.

Eren tylko skinął głową, nie mając odwagi kłócić się z kapitanem, chociaż był prawie pewien, że skłamał.

- To... - zaczął niepewnie. - Teraz moja kolej?

Mężczyzna powstrzymał się przed prychnięciem i skinął głową. Już zapomniał zasad gry?

Chłopak podrapał się po tyle głowy, myśląc intenstywnie nad niezbyt problematycznym pytaniem.

- Heichou, masz jakieś miłe wspomnienie z młodości? - Eren nie za bardzo wiedział, jak ubrać to w słowa, ponieważ znając kapitana, gdyby zamiast pytania, poprosiłby go o opowiedzenie jakiejś historii, uznałby, że to łamanie zasad.

- Każdy jakieś ma.

Nieważne jak popierdolone byłoby jego życie.

W jego głowie pojawiły się rude włosy, zielone oczy i ściskające coś małe dłonie...

Dopiero po chwili zamyślenia, zauważył, że Eren wpatruje się w niego z wyczekiwaniem.

- Czego, dzieciaku? - spytał, marszcząc brwi.

- No... Nie opowiesz jakiejś, sir? - w głosie chłopaka zabrakło odwagi, jednak ciekawość za nią nadrabiała.

- A czemu miałbym? Odpowiedziałem przecież na twoje pytanie - ta gra była jakaś pokręcona. Albo któryś z nich pogubił się w zasadach. A może to z graczami było coś nie tak?

- Ale ja... to znaczy... - chłopak zaczął się mieszać i jąkać, a z jego ust nie wydobywało się nic sensownego. Ackermann przeniósł wzrok na okno i z zadowoleniem zarejestrował, że już się powoli przejaśnia. Może by tak zakończyć tę głupotę? - Ja po prostu chciałem poprosić o opowiedzenie jakiejś historii, ale nie wiedziałem, jak to sformułować... - wydukał w końcu, a Levi spojrzał na niego z niedowierzeniem. Ile on miał lat?

- Tch, Jaeger, nie rób z siebie jeszcze głupszego bachora niż jesteś - Eren spuścił wzrok, ale nic nie odpowiedział. - Nie można było: "Czy mógłby kapral mi opowiedzieć... bla bla bla"?

- Ale wtedy kapral by powiedział "nie"...- Levi uniósł wysoko jedną brew.

Miał rację.

- To trzeba było znaleźć inne pytanie - Ackermann oparł się całymi plecami na oparciu i uważnie obserwował chłopaka. Szatyn był chyba lekko zdenerwowany i zmieszany, może nawet żałował, że zaproponował tę grę. Chociaż nie była taka zła.

Chłopak spuścił wzrok i ewidentnie nad czymś myślał, jednak chyba nie miał zamiaru na razie nic mówić. Czekał na Ackermanna, który mógł teraz albo zadać mu kolejne pytanie, albo zdradzić coś ze swojego życia.

Jednak, czy był w stanie to zrobić?

~2500

5 minut spóźnienia, ups

A teraz przygotujcie się, ponieważ Thanatos wreszcie oczyścił z rdzy swoje nożyczki.
😈😈😈
















KOLEJNY ROZDZIAŁ BĘDZIE ZAJEBISTY.

Znaczy się... Oprócz początku. Weźcie chusteczki 😘













Edit. A, no i właśnie zdałam sobie sprawę, że równo za miesiąc wleci już epilog 😄
Zbliżamy się powoli do końca...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro