2. Oczy - Zimny kobalt.
Zamek już z oddali robił duże wrażenie, a szczeliny i pnącza raczej dodawały mu majestatu niż odejmowały uroku. Eren z zapartym tchem wpatrywał się w olbrzymią budowlę, jednocześnie uważnie słuchając jadącego obok mężczyzny. Gdy blondyn próbując zrobić straszne, pierwsze wrażenie, ugryzł się w język, Eren przyjrzał się reszcie jego "eskorty" i doszedł do wniosku, że Korpus Zwiadowców to zbiorowisko po prostu dziwnych ludzi.
Jednak nie ma co im się dziwić, bo żeby z własnej woli zapuszczać się za, przez tyle lat nienaruszalne, mury trzeba rzeczywiście być szaleńcem. Zresztą Eren nie miał prawa ich oceniać, bo chyba sam był najdziwniejszy z tego całego zbiorowiska. Mimo tego nie czuł na sobie oceniających spojrzeń, co sprawiało, że część obaw go opuściła.
***
- Skończyłem sprzątać pokoje na górnym piętrze - powiedział trochę niepewnie Eren, wchodząc do pokoju, w którym sprzątał kapitan. - Czy mogę się dowiedzieć, gdzie będę spał?
- W podziemiach - odparł Ackermann zsuwając z ust białą chustkę.
- Znowu lochy? - spytał trochę rozczarowany chłopak, starając się jednak tego nie okazywać.
- To jeden z warunków, na które przystaliśmy, żeby cię przejąć - słowa wypowiadane rzeczowym tonem głosu zaskoczyły chłopaka, ale nie odezwał się. Nie chciał zdenerwować niczym kapitana, który mimo niskiego wzrostu i białej chustki na włosach wyglądał doprawdy przerażająco. - Pójdę sprawdzić te pokoje.
Po chwili mężczyzna zniknął, pozostawiając po sobie jedynie zapach mydła i powiew chłodu. Szybko jednak w progu pojawiła się przyjaźnie uśmiechnięta Petra.
- Jesteś rozczarowany, Eren?
- Słucham? -spytał zdezorientowany chłopak. Rozczarowany? Czym?
- Będę zwracać się do ciebie po imieniu, tak jak robi to kapral Levi - uśmiechnęła się ciepło dziewczyna. - To on ustala tutaj zasady.
- Nie przeszkadza mi to - odparł szatyn, starając się odwzajemnić uśmiech. - Naprawdę wyglądam na rozczarowanego?
- Twoja reakcja nie jest niczym niezwykłym. Daleko mu do idealnego bohatera, za jakiego uważają go ludzie - wytłumaczyła dziewczyna. - Prawdziwy Levi... - zawahała się i spojrzała w korytarz, jakby upewniając się, że nie ma tam kapitana. Najwyraźniej nie dostrzegła jednak cienia rzucającego przez sylwetkę stojącą za rogiem. - ...jest niski, drażliwy, brutalny i nieprzystępny.
- Nie to mnie zaskoczyło - przyznał zakłopotany Eren. - Po prostu jestem zdziwiony, że tak bardzo słucha poleceń wydawanych przez przełożonych...
- Czyli uważałeś, że skoro jest tak potężny i wpływowy, to nie pozwoli, by hamowały go formalności? - spytała ze zrozumieniem i tajemniczym uśmiechem Petra.
- Spodziewałem się, że nikogo nie będzie słuchał - przyznał zakłopotany chłopak. Tutaj wszystko było dla niego takie nowe...
- Nie znam szczegółów... -zaczęła znowu Petra. - ale całkiem możliwe, że w przeszłości przypominał osobę z twojego opisu.
Chłopak z zaciekawieniem spojrzał na dziewczynę. Postać kapitana sama w sobie była owiana tajemnicą, więc możliwość dowiedzenia się o nim czegoś nowego była niesamowicie kusząca.
- Przed dołączeniem do zwiadowców, był sławnym przestępcą działającym w podziemnym półświatku stolicy.
Postać stojąca za rogiem przysłuchująca się rozmowie z obojętną miną postanowiła przerwać tę jakże miłą konwersację. Wyraz twarzy kapitana był jak zwykle chłodny, ale w jego sercu zaiskrzyła złość. Nie był pewien czy to słowa chłopaka go zdenerwowały, czy może przytoczenie pewnych faktów z jego przeszłości, ale nie miał ochoty dłużej stać bezczynnie.
Gdy tylko pojawił się w progu, Petra błyskawicznie wróciła do zamiatania, a chłopak wyprostował się z błyskiem zaskoczenia i strachu w oczach.
- Oi, gnojku - zaczął, a chłopak ledwo widocznie zadrżał na ton tego głosu. - Beznadziejna robota. Posprzątaj wszystko od nowa.
Chłopak szybko zasalutował i nieco zawstydzony, że zdenerwował kapitana, opuścił pomieszczenie. Levi tak naprawdę nie sprawdził górnego piętra, ponieważ gdy usłyszał pierwsze słowa Petry do Erena, postanowił dowiedzieć się trochę więcej o chłopaku. W końcu miał go chronić lub zabić, musiał znać chociaż podstawowe informacje o nim, jednak przebieg rozmowy sprawił, że kapitan postanowił ukarać chłopaka za beztroskę w czasie sprzątania. Trochę dyscypliny jeszcze nikomu nie zaszkodziło.
***
Przy drewnianym stole oświetlonym świecami siedziało kilku zwiadowców, w spokoju pijąc herbatę. Pięciu z nich prowadziło żywą i wesołą rozmowę, a siedzący najbliżej drzwi Levi pozostawał przez większość czasu milczący. Nie oznaczało to jednak, że nie słuchał. Wręcz przeciwnie, z uwagą śledził tematy konwersacji, mimo że z reguły były one błahe. Ackermann zwracał uwagę na szczegóły, których inni z reguły nie zauważali. Właśnie takowych szukał w zachowaniu zielonookiego chłopaka, siedzącego na przeciwko. Chciał jak najszybciej dowiedzieć się jakie są jego prawdziwe zamiary. W głowie kapitana ciągle pojawiała się chwila, gdy Eren zakuty w kajdany, z miną szaleńca, wyjawił jemu i Erwinowi swoje chęci. Nie wyglądał wtedy na kłamcę, jednak co jeśli to nie była cała prawda? Może jego celem nie byli tylko tytani? Może niektóre słowa posiadały inne znaczenie? W końcu ten chłopak sam w sobie był inny.
- Heichou, jakie mamy rozkazy na najbliższe dni? - spytała uprzejmym głosem Petra, a wszystkie pary oczu, łącznie z tymi zielonymi, skierowały się na niego.
Kapitan utkwił wzrok w swojej filiżance herbaty, którą trzymał tak, by para z napoju ogrzewała jego zimne palce. Nauczył się tego w podziemiu, gdzie nie można było niczego zmarnować, a szczególnie czegoś tak cennego jak ciepły napój.
A jego ręce były zawsze zimne. Nawet, gdy przebywał w gorącym pomieszczeniu, jego dłonie odwzorowywały jego serce. Aktualnie zamknięte na wszystkich i chłodne. W głębi pragnące choćby małej dawki ciepła.
- Na razie mamy zostać tutaj i nadzorować trening dzieciaka. Musimy dowiedzieć się o jego przemianie najwięcej jak to możliwe - odparł rzeczowym tonem, podnosząc wzrok na szatyna. W jego oczach pojawiła się determinacja, ale tym razem zabrakło strachu. Czyżby chłopak już się go nie bał? A może obecność reszty oddziału dodawała mu odwagi? Brunet musiał się jak najwięcej o nim dowiedzieć.
***
Był późny wieczór, a Levi siedział pochylony nad dokumentami, popijając już kolejną herbatę tego dnia. Przewracał kartki ze szczegółowymi informacjami na temat "człowieka-tytana". Oprócz podstawowych faktów znajdowały się tam również rozmowy z jego przyjaciółmi, którzy wiedzieli znacznie więcej niż jakieś tam papiery.
Kopia tego dokumentu była tylko jedna i znajdowała się właśnie w rękach kapitana, a oryginał posiadał Erwin w jednym ze swoich gabinetów. To właśnie on postanowił go sporządzić, ponieważ zasady, którymi się kierował kazały zawsze najpierw zebrać maksimum możliwych informacji, a dopiero później działać. Levi jednak dopiero teraz znalazł trochę czasu na przejrzenie tych akt.
"W wieku dziewięciu lat uratował Mikasę Ackermann przed trzema przestępcami."
Kapitan skupił wzrok na tym zdaniu, przypominając sobie słowa dowódcy Żandarmerii z rozprawy. Już wtedy zaciekawiła go ta historia, ale w natłoku wydarzeń zupełnie o niej zapomniał. Teraz postanowił naprawić tamto zaniedbanie.
"Podczas gdy rodzina Ackermannów spodziewała się wizyty doktora Grishy Jaegera i jego syna Erena Jaegera, do ich domu dostali się trzej mężczyźni. Porwali dziewięcioletnią Mikasę Ackermann, zabijając jej rodziców. Doktor wezwał Żandarmerię każąc synowi zaczekać przed wejściem, jednak ten uzbrojony w nóż zaatakował handlarzy. Dwóch z nich poniosło śmierć z jego rąk, trzeciego zabiła porwana dziewczyna."
Levi podniósł filiżankę do ust, z zamyśleniem wpatrując się w papier. Wyobraził sobie determinację w zielonych oczach chłopaka, gdy wbijał trzymany przez niego nóż w ciało porywacza. Jego rozburzone włosy i przyklejające się do nich czerwone kropelki. Kierowała nim chęć uratowania nieznajomej dziewczynki czy może chęć zabijania? A może pragnął wymierzyć sprawiedliwość?
"Wiele razy wdawał się w bójki w obronie swojego przyjaciela Armina Arlerta. Zwykle przegrywał, chyba że z pomocą przychodziła mu Mikasa."
W oczach Levi'a znowu stanęła determinacja w zielonych tęczówkach. Wydawała się ona być ich nieodłączną częścią.
Kapitan skierował wzrok na zegarek. Było późno. Ale czy za późno by zdobyć trochę informacji na własną rękę? Levi był ciekawy. I prawdopodobnie właśnie dlatego wyjątkowo posłuchał impulsu i już po chwili opuszczał swój pokój, by skierować się w stronę lochów.
~1200
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro