Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

18. Żądza - "Pieprzyć zdrowy rozsądek."

- Bety, czyj jest ten wóz i konie w stodole? - zaniepokojny, niski głos rozniósł się po domu w akompaniamencie zamykamych drzwi. Blondynka odetchnęła z ulgą i przewróciła oczami.

- Kochanie, ciebie też miło widzieć! - zawołała, w tym samym momencie, w którym wysoki brunet pojawił się w jadalni połączanej z kuchnią. - Poznaj Elda i Gunthera - wskazała na Levi'a i Erena, którzy od razu wstali i stanęli przodem do przybysza. - Zbłądzili i nie mieli, gdzie się zatrzymać, więc pozwoliłam im u nas przenocować.

Zdezorientowany brunet zlustrował ich wzrokiem, ale następnie z delikatnym uśmiechem do nich podszedł. Z jego oczu można było jednak wyczytać czujność i ostrożność.

- Mark - podał rękę szatynowi, który niepewnie ją uścisnął, mówiąc swoje fałszywe imię. Levi za to pewnie chwycił rękę męża Berty i patrząc mu w oczy, zdecydowanie się przedstawił.

- Ale czy ty nie jesteś... - gospodarz zmarszczył brwi, pewny, że gdzieś już widział to kobaltowe spojrzenie. Po chwili jego oczy zabłysnęły, a on odskoczył zaskoczony i wskazał na niego palcem. - Przecież to ty jesteś tym zwiadowcą, którego nazywają Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości! - wszystkie pary oczu skierowały się na niskiego bruneta, który stał tam niewzruszony z chłodem i obojętnością w oczach, chociaż w jego sercu zaiskrzyła złość. Tak się właśnie kończy godzenie na idiotyczne plany Erena.

Niezręczna cisza nie zdążyła jednak zapaść, ponieważ nastolatek wybuchnął nagle śmiechem, łapiąc się za brzuch. Zaciekawione spojrzenia tym razem przeniosły się na niego, choć tylko kapitan wyczuł jak nerwowy i wymuszony był ten dźwięk.

- Wybaczcie, ale... - Eren uspokoił się w końcu, udając, że ociera łzę z kącika oka. Na ułamek sekundy zatrzymał swoje spojrzenie na kobaltowych tęczówkach, przekazując, że panuje nad sytuacją. Chyba. - po prostu już tyle osób go tak nazwało, że nie mogę tego zliczyć, a Eld za każdym razem robi wtedy tę swoją poważną minę i... - chłopak znowu się zaśmiał, nie zwracając uwagi na zdezorientowane spojrzenia. - Niestety, jesteście kolejnymi osobami, które muszę rozczarować - Eren spojrzał na nich przepraszającym wzrokiem. - Eld jest bardzo podobny do Najsileniejszego Żołnierza Ludzkości, jednak nie oszukujmy się, kapitan Zwiadowców na pewno jest... - co ich przekona? Co sprawi, że zamiast patrzeć na nich podejrzliwym wzrokiem, zaśmieją się lub przeproszą Levi'a? Eren podszedł do Ackermanna, chcąc sobie kupić trochę czasu na myślenie. Groźne spojrzenie wyraźnie mówiło mu, że już nie żyje. Szatyn przełknął cicho ślinę, a do jego głowy wpadł iście samobójczy pomysł. Nie miał jednak czasu na wymyślenie czegoś lepszego. - ...wyższy od Elda - pokazał ręką niski wzrost przełożonego, wręcz czując uderzającego w niego błyskawice. Jego ciało przeszedł zimny dreszcz. - Przecież Najsliniejszy Żołnierz Ludzkości nie mógłby mieć tylko... - w tej chwili zamiast dokończył, jęknął z bólu, ponieważ czyjś twardy łokieć wbił się w jego żebra.

Eren spojrzał w oczy Marka, wiedząc, że już praktycznie go przekonał. Cóż, i tak już od dawna nie żyje.

- Wybaczcie, to jego słaby punkt - łokieć mocniej wbił się w jego ciało, jednak to zignorował. - Gdyby tylko nie ten wzrost mógłby zrobić idealny cosplay swojego idola...

- Zamknij się dzieciaku, bo jak z tobą skończę, będziesz mierzył minus pięć metrów - lodowaty ton uderzył w jego uszy, równocześnie z podcięciem jego nogi. Chłopak zderzył się boleśnie z ziemią, ale zamiast jęknąć z bólu, co by najchętniej zrobił, zachichotał nerwowo i odezwał się po raz kolejny:

- Przepraszam Eld, już nie będę nabijał się z twojego wzrostu!

- Ale Gras, ja ci tylko pomogłem zejść na twój poziom - rzekł ironicznie, a Berta roześmiała się, do czego dołączyły następnie dzieci. Agnes patrzyła na kapitana z podziwem, ale też odrobiną strachu, ponieważ ktoś kto jednym ruchem sprowdził Gunthera na ziemię, nie mógł być przecież zwykłym tam handlowcem, co nie?

Mark jednak postanowił głębiej nie drążyć tematu, ponieważ nawet jeśli to był on, to miał przecież jakiś powód do ukrywania swojej tożsamości, prawda? Chociaż argument o wzroście był dość przekonujący.

- Przepraszam za pomyłkę... - uśmiechnął się i znowu zapadła dość niezręczna cisza, którą przerwała Berta.

- To ja pójdę przygotować wam posłanie. Mark weź sobie placki z patelni.

Eren usiadł, patrząc jak kobieta wyjmuje z szafy czystą pościel i kieruje się na górę. W zasięgu jego oczu pojawiła się jasna dłoń, którą po chwili wahania chwycił. Wiedział, że kapitan będzie teraz tylko szukać okazji by go ukarać, ale w końcu dzięki niemu będą spali pod dachem i ich tożsamość nie została ujawniona. Może to złagodzi jakoś jego wyrok.

- Chodźmy pomóc Bety - rzucił Levi, podciągając Erena do pionu. Jego uścisk był taki silny i pewny, budził w chłopaku poczucie bezpieczeństwa, mimo że aktualnie raczej powinien się bać o swoje życie.

Skinął tylko głową i posyłając bliźniakom miłe uśmiechy wdrapał się za Levi'em po schodach. Chcąc nie chcąc, miał doskonały widok na jego umięśniony tyłek. Szybko jednak potrząsnął głową, odganiając myśl, że lepszego jeszcze nie widział.

- Wybaczcie ten bałagan, ale składujemy tu raczej graty - uśmiechnęła się przepraszająco, poprawiając pościel na zużytej, ale dość dużej kanapie, którą uprzednio rozłożyła. Levi wzdrygnął się na widok ogromnej ilości kurzu. Podszedł i otworzył małe okienko, wpuszczając do środka świeże powietrze. Od razu lepiej.

- Jeśli dałabyś nam jakieś szmaty i wodę, to tu ogarniemy.

- Przecież to tylko jedna noc... - zdziwiła się kobieta.

- Nie szkodzi, dzieciak wprost uwielbia sprzątać - wtrącił się Levi, przejeżdżając dłonią po framudze okna. Obrzydliwe.

Berta spojrzała z pytaniem w oczach na chłopaka, który szybko skinął głową, wiedząc jak bardzo Levi'a irytuje bałagan. Kobieta tylko wzruszyła ramionami i wróciła po chwili z przyrządami do sprzątania, na widok których Ackermannowi zrobiło się wręcz lżej na sercu. Zgodnie podziękowali kobiecie, która zamknęła klapę od poddasza, życząc im dobrej nocy.

Zwiadowcy bez słów zabrali się do sprzątania; obaj myśląc nad karą, którą dostanie Eren od Levi'a.

Gdy skończyli, chłopak usiadł z westchnięciem na posłaniu, a Levi oparł się o ścianę, przynajmniej teraz będąc od niego wyższym.

- Jakieś ostatnie życzenie, Jaeger?

- Proszę jedynie o szybką i bezbolesną śmierć - odpyskował Eren, sam nie wiedząc czemu. Powinien teraz przecież próbować jakoś uspokoić kapitana, a nie go jeszcze bardziej denerwować! Chyba wykorzystał limit mądrych pomysłów na dziś.

- Czy ty nie na za dużo sobie pozwalasz, szczylu? - w głosie kapitana zabrzmiała niebezpieczna nutka, na którą chłopak się lekko wzdrygnął. Ale była to tylko reakcja organizmu, ponieważ sam już się nie bał. Wręcz przeciwnie; przy Ackermannie czuł się bezpieczniejszy niż kiedykolwiek dotąd.

- A czy skazany na śmierć by to robił? - spytał z zadziorną iskierką w oczach, opadając zmęczony na kanapę. Ten błysk był nieodłącznym elementem chłopaka, ale przy kapitanie jasno zapłonął po raz pierwszy. Wcześniej Eren zbyt bardzo bał się jego reakcji i nie pozwalał sobie na jakąkolwiek zadziorność, ale teraz był chyba zbyt zmęczony, żeby się kontrolować.

Levi z zaciekawieniem wpatrywał się w te zielone tęczówki. Kiedy on stał się taki bezczelny i pewny siebie? A może był taki od zawsze? Ta iskierka wydawała się niesamowicie pasować do jego oczu i być dopełnieniem błysku determinacji. Mimo że powinien teraz wprost płonąć z gniewu, to doszedł do wniosku, że był ciekawy tej strony Erena i chętnie by ją lepiej poznał. Może polułbiłby ją jeszcze bardziej od jego zakłopotania i zmieszania?

Levi nabrał nagłej ochoty by podroczyć się z chłopakiem, który chyba wyzbył się wszelkiego strachu przed swoim kapitanem. Skoro najlepsza metoda zawodzi, trzeba poszukać innych, czyż nie?

Zdrowy rozsądek na pierwszym miejscu.

Nawet w takiej sytuacji? Miał dzielić jedno łóżko z dzieciakiem, który rano się o niego ewidentnie troszczył, ale też śmiał wyśmiać jego wzrost. I to przy obcych ludziach.

Pieprzyć zdrowy rozsądek.

Szybko zbliżył się do leżącego chłopaka i patrząc w jego zaskoczone, zielone tęczówki, powoli się nad nim nachylił. Z satysfakcją obserwował jak na jego twarzy kwitnie mocny rumieniec, a oczy wypełnia stres, zdenerwowanie i... chyba nutka podekscytowania. Levi oparł ręce obok jego głowy i ciągle patrząc w jego oczy, przybliżył swoje usta do jego ucha. Poczuł jak chłopaka przechodzi dreszcz. Jego kącik ust uniósł się lekko.

- Eren - szepnął zmysłowo, prosto do jego ucha, a szatyn drgnął. Jego twarz była już cała czerwona, podobnie jak uszy i część szyi. - Sto pompek. Już.

Po tych słowach gwałtownie się odsunął i jak gdyby nigdy nic wrócił do swojej poprzedniej pozycji. Z satysfakcją obserwował zdezorientowanego, zaskoczonego i chyba trochę zawiedzionego chłopaka, który nie ruszył jeszcze nawet powieką.

- Nie mamy całej nocy, Jaeger - dodał, a nastolatek dopiero wtedy zamrugał szybko i podniósł się z łóżka, chwiejąc się lekko. Czerwień z jego twarzy raczej nigdzie się nie wybierała, a szatyn czuł się jak na pełnym słońcu w lecie. Było za gorąco.

Levi zastanawiał się, czemu takie drobne rzeczy tak go satysfakcjonują. Nie czuł się tak przecież nawet po zabiciu tytana. Była to raczej wyuczona czynność, którą robił by przeżyć. Może zawierała też w sobie żal i chęć zemsty, ale z pewnością nic przyjemnego. W ogóle nie pamiętał kiedy ostatnio, przed poznaniem Erena, czuł taką satysfakcję. Było to z pewnością dziwne, ale przyjemne, więc kapral nie zamierzał tego w tej chwili niszczyć. Mimo że znowu nie dotrzymał swojego postanowienia.

- T-tak je-jest El... to znaczy Lev... Heichou! - chłopak zaczął się jąkać i gadać bezsensowne rzeczy, ale już po chwili spuścił głowę i ustawił się w odpowiedniej pozycji. Bez słowa zaczął wykonywać ćwiczenia, z dość dużym zapałem, żeby skupić się na zadaniu, a nie na ustach kapitana, które były tak blisko... Tak samo jak w jego śnie...

Przyśpieszył.

Levi przez chwilę patrzył na napinające się mięśnie Erena na plececach i ramionach, które były dobrze widoczne pod luźną koszulką z wiązaniem na dekolcie. Nim się obejrzał chłopak był już przy trzydziestce i nawet się nie zmęczył. Rumieniec prawie zszedł z jego twarzy, zastąpiony wypiekami spowodowanymi wysiłkiem fizycznym. Zdecydowanie za szybko mu to szło.

- Nie za łatwo ci idzie, Jaeger? - spytał chłodno, patrząc na drgające, brązowe kosmyki. Były takie przyjemne w dotyku...

- Nie... kapralu... - z ust chłopaka wydobyły się dwa słowa, a następnie zacisnęły się, gdy szatyn z determinacją kontynuował ćwiczenie. Spomiędzy tych warg tamtej nocy wyszło ciche "Heichou", przez które Ackermann się do niego zbliżył. Okazały się być takie ciepłe i przyjemne w dotyku...

- Zdecydowanie za łatwo - stwierdził i po prostu podszedł, po czym usiadł mu na plecach, zakładając nogę na nogę. Nie miał żadnego innego ciężarka pod ręką.

Chłopak ugiął się, ale nie upadł. Zatrzymał się na chwilę, jednak z determinacją wrócił do ćwiczenia. Przecież wiedział, że po tym wszystkim nie będzie łatwo.

Po zrobieniu setnej pompki, upadł na ziemię wyczerpany. Może i kapitan był niski, ale zdecydowanie ważył więcej od niego. Levi za to zgrabnie z niego wstał, jeszcze zanim ten zdążył położyć się na chłodnej podłodze.

- Skoro już leżysz, to chętnie zrobisz kilka brzuszków, nie Jaeger? - spytał od niechcenia kapitan, a Eren wyszeptał tylko "tak, sir" i przewrócił się na plecy. Na szczęście tego ćwiczenia kapitan nie może mu utrudnić.

Szatyn chyba nie docenił Ackermanna.

Levi przeciągnął się, napinając swoje wspaniałe mięśnie, po czym zaczął powoli, zmysłowo odpinać guziki koszuli. Zwykle bardzo cenił sobie prywatność i nienawidził przebierać się publicznie, ale żeby pomęczyć dzieciaka? Czemu nie.

Eren zignorował kark, który bolał przez notoryczne obijanie się nim o podłogę i podświadomie, zaczął wykonywać ćwiczenie tak szybko, żeby jak najmniej umknęło mu z widoku rozbierającego się kapitana. Robił to tak pięknie... Każdy jego ruch był niczym symfonia dla uszu, a jego spojrzenie niczym ulubione, dawno nie kosztowane danie, wręcz rozpływające się w ustach. Eren nie wiedział czemu, ale szalenie mu się to podobało.

Gdy Ackermann rozpiął ostatni guzik i ryzchylił nieco koszulę, ukazując swój kaloryfer, Eren wręcz się zatrzymał. Teraz miał zdecydowanie więcej czasu niż ostatnim razem i jego oczy postanowiły to wykorzystać. Ile kapral musiał poświęcić czasu, żeby tak idealnie wyrzeźbić swoje mięśnie...

- Jaeger, ja wiem, że ty możesz tylko o takim pomarzyć, ale nadal masz ćwiczenie do wykonania - jego głos nadal był chłodny i obojętny, ale też zdawał się mieć większą głębię. Eren zarumienił się i dokończył brzuszki, nie patrząc więcej w kierunku Ackermanna. Jego biedne, młode serce już zbyt wiele razy robiło w jego wnętrzu dyskotekę. Ale co miał poradzić, że bliskość kapitana działała na niego tak jak pusty dom i alkohol na nastolatków?

Po zrobieniu stu brzuszków, wstał z podłogi i niepewnie spojrzał na kapitana, zastanawiając się, czy czeka go jeszcze jakieś ćwiczenie. Na jego twarzy nadal widniał rumieniec.

- Przebierz się i chodź spać - mruknął cicho kapitan, który już leżał w łóżku, jednak uważnie śledził każdy ruch chłopaka.

Eren sięgnął po swoją piżamę, jednak zawahał się, czując na sobie wzrok Ackermanna. Będzie się tak patrzył?

- Coś nie tak, Jaeger? - spytał Levi, głębokim tonem. Eren zadrżał, a czerwień na jego twarzy przeszła w ciemniejszy odcień. - Przecież ty patrzyłeś, jak się przebierałem.

- P-przepraszam, sir! - zawołał zażenowany, znowu cały czerwony chłopak. Szybko zdjął przepoconą koszulkę, ukazując swoje mięśnie w pełnej okazałości. Levi udawał, że patrzy na to wszystko z obojętnością, jednak w myślach przyznał, że Eren był naprawdę przystojny... Odwrócił wzrok, gdy zdał sobie sprawę, że gapi się przecież na nastoletniego chłopaka. To było co najmniej absurdalne i niedorzeczne.

Szatyn złożył w równą kosteczkę swoje ubrania i niepewnie podszedł do kanapy. Czy on w ogóle po tym wszystkim da radę zasnąć?

- Ty od strony ściany, dzieciaku - mruknął Ackermann i nachylił się by zgasić świeczki. Gdy zdmuchnął płomienie, w pokoju zapadła cisza, przerywana jedynie kroplami uderzającymi o ziemię i budynki.

Każdy z nich leżał pogrążony we własnych myślach, jednak po chwili kapitan usłyszał jak dzieciak głośno przełyka ślinę. Znowu się nad czymś zastanawiał.

- Heichou... - zaczął, odwracając się w jego stronę. Kobaltowe spojrzenie złączyło się z tym zielonym, jednak chłopak po chwili opuścił wzrok. Chciał to powiedzieć, ale nie wiedział jak zareaguje kapitan. - Przepraszam za dzisiaj i chciałem powiedzieć, że... osobiście sądzę, że wzrost nie ma znaczenia.

Po tych słowach szybko się odwrócił, a Levi wręcz słyszał, jak szybko bije jego serce.

- Idź spać, Eren - rzekł, a temperatura jego głosu, nieznacznie przekroczyła zero.

                        ***

Chłodne spojrznie.

Niebieskie oczy pełne łez.

Blady policzek, po którym spływają słone krople.

- Eren, czemu to zrobiłeś? - delikatny głos rozbrzmiewający raz po raz w jego głowie.

- Annie... - szepnął, wręcz żałośnie. - Ja nie...

- Rozejrzyj się - jej głos drżał od płaczu, tak samo jak drżały rozpadające się budynki. Teraz znajdowali się wśród ruin, w których ludzie rozpaczliwe szukali swoich bliskich. Eren dostrzegł rozczłonkowane ciała, jakby niedbale rzucone, pośród głazów. Martwe oczy, patrzące się w letnie, radosne niebo. Jak ono może być takie szczęśliwe, gdy powinno opłakiwać śmierć tylu niewinnych? - Czemu ich zabiłeś, Eren?

Tylko niebieskie oczy płakały. Niebo Annie Leonhart zachwiało się i pokryło świat burzowymi chmurami.

- Ja tylko chciałam wrócić do domu...

Dom.

Dom.

Dom.

To słowo obijało się boleśnie w jego głowie, czyniąc w niej zamęt.

- Do domu? - spytał nieswoim głosem. - Ja nie mam domu. Tytan go zniszczył. Tytan zjadł moją mamę.

- Ty jesteś tytanem, Eren - delikatny głos Annie już nie drżał. Był pewny i wbijał zimne ostrza w jego serce. Tylko te niebieskie oczy dalej płakały.

- Czemu to zrobiłeś, Eren? - chłopak już nie znajdował się pośród ruin. Stał na dachu ocalałego budynku. Był już tam kiedyś... - Czemu nie wykonałeś mojego rozkazu? Mogłeś ich ocalić.

Przed oczami chłopaka stanęły martwe oczy. Tym razem jednak tak znajome, tak bliskie. Nie zdążyły się nawet zamknąć, wpatrywały się tępo w to radosne niebo.

- Kapralu, ja nie... Ja jestem tytanem - jego głos był pusty, wręcz ranił jego uszy.

- Nie, Eren. Ty nawet nim nie jesteś. Nie potrafiłeś się przemienić.

- Nie jestem? W takim razie czym? - przed jego oczami pojawiły się drżące, pogryzione ręce.

- Przepraszam, nie mogę się przemienić w tytana... 

Usłyszał swój głos, ale jakby z oddali. Nie mógł się rozejrzeć. Mógł tylko patrzeć na skąpane we krwi dłonie.

- Jesteś potworem.

Potworem.

Potworem.

Potworem.

- Eren?

Chłopak gwałtownie wciągnął powietrze i podniósł się do pozycji siedzącej. Jego ciało drżało, a z oczu płynęły łzy. Zwykle śniła mu się mama lub jak w szale zabijał swoich przyjaciół, wtedy jednak wystarczyło ich zobaczyć, by odegnać senny fałsz. Tym razem nie miał pojęcia, co było prawdą, a co urojeniem, co było wspomnieniem, a co tylko snem.

- Eren - chłodny głos dotarł do jego uszu, jednak tym razem go nie uspokoił. Wręcz przeciwnie; zaczął oddychać jeszcze szybciej, a jego ciało niepohamowanie drżało.

Jesteś potworem.

- Eren - chłodna dłoń spoczęła na jego gorącym policzku. Chłopak znieruchomiał. Już nie drżał, nie dusił się powietrzem. Ale z jego oczu nadal płynęły łzy.

Kapitan z zaniepokojeniem przyglądał się chłopakowi. Jego ciche mruknięcia wyrwały go z zamyślenia. Ackermann nie wiedział ile czasu minęło, odkąd Eren zasnął, ale sam nie był w stanie nawet na chwilę się zdrzemnąć. Z uwagą zaczął przyglądać się szatynowi, który w pewnym momencie zaczął się wiercić, a z jego oczu poleciały łzy. Obudził go, jednak ten zaczął drżeć i płakać jeszcze bardziej.

- Co się dzieje, Eren? - spytał delikatnym głosem. Mówił tak kiedyś do Isabel, gdy męczyły ją koszmary. Zawsze to pomagało jej się uspokoić. Nie wiedział, że nadal potrafi używać tego tonu.

Chłopak napawał się chwilę chłodem jego dłoni, po czym przeniósł na niego spojrzenie swoich zielonych, zapłakanych oczu.

- Jestem potworem? - jego głos był otępiały, a wzrok zamglony. Chłopak chyba nawet nie oczekiwał odpowiedzi. Nadal był pogrążony w transie.

- Dzieciaku, jestem tu. Jesteś bezpieczny - rzekł Levi, wiedząc, że odpowiadanie na jego pytanie nic nie da. Musiał wyrwać go z tego transu. Nie chciał patrzeć na smutne, zaszklone oczy chłopaka i jego drżące ciało.

Chłopak drgnął na pierwsze słowo kapitana. Tylko on się tak do niego zwracał, w ten swój specyficzny sposób. Nie nazywał go potworem. Nie zrobiłby tego. Przecież przy nim czuł się bezpieczny.

Eren nawet nie zauważył kiedy z płaczem przytulił się do bruneta i wtulił twarz w zagłębienie jego szyi.

Levi znieruchomiał. Identycznie robiła kiedyś Isabel... Przed jego oczami stanęły jej martwe oczy. Nie przeżyje kolejnej straty, nie może się do kogoś znowu przywiązać.

Powinien go odepchnąć.

Jednak nie zrobił tego. Nie chciał. Zbyt wiele razy już odrzucił zdrowy rozsądek na drugi plan, by się go teraz posłuchać.

Niepewnie wplótł swoje palce w miękkie, brązowe kosmyki i zaczął je delikatnie głaskać. To było jedyne co potrafił w tej chwili zrobić. Podłapał ten gest, gdy zobaczył jak jego siostrzyczka delikatnie głaszcze zranionego ptaszka. Odebrał go jako czyn wsparcia zranionej istoty i zaczął wplatać swoje palce w rude włosy Isabel, gdy ta czuła się źle. Zawsze ją to uspokajało. Levi nie pomyślałby nigdy jednak, że kiedykolwiek powtórzy ten gest na kimś jeszcze.

Łkanie chłopaka powoli zaczęło ustępować, a Levi skupił się na miekkiej teksturze jego włosów, a nie na tym, że dzieciak moczy jego szyję. Erena bardzo uspokajała bliskość kapitana i po pewnym czasie poczuł się niesamowicie błogo i spokojnie. Zamiast jednak ponownie zasnąć, spróbował sobie przypomnieć, gdzie jest, co było jawą, a co snem oraz czyj zapach wprawia go w taki stan. Powoli odsunął się od ciepłej osoby i uniósł swoje, już tylko zaszklone, zielone tęczówki. Rozszerzył je z zaskoczenia, gdy napotkał chłodny kobalt. Czy on się właśnie wypłakiwał w ramię kapitana?

- P-przepraszam! - zawołał głośnym szeptem i odsunął się pod pochyłą ścianę.

Levi powstrzymał się przed przewróceniem oczami.

- Eren, uspokoiłeś się już? - spytał nadal delikatnym tonem, a chłopak spuścił wzrok i skinął głową. Kapitan nie był na niego zły, on chciał mu pomóc. Ciepło rozlało się po jego sercu, a na twarz wstąpił lekki rumieniec.

- Więc idź spać - w słowniku Ackermanna znaczyło to tyle co "dobranoc" i Eren tak też to odebrał. Wyszeptał ciche "dziękuję" i z uspokojonym sercem położył się z powrotem na poduszce. Levi skinął głową i położył się, kątem oka zauważając jak Eren zamyka oczy z delikatnym uśmiechem.

Po tej nocy obaj pojęli, że czują do siebie coś więcej niż zwykłą fascynację, a ich relacja wykroczyła już poza tą między żołnierzem a przełożonym.

Kocham ten rozdział <3

~3200

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro