Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

20.

„No one knows what it's like Behind these eyes
Behind this mask"

Chciałam uciec. To był mój jedyny cel i moja jedyna myśl, ale nim dotarłam chociaż do końca ogrodu, Mateusz pojawił się za mną i chwycił moje przedramię, zatrzymując mnie tym sposobem w miejscu.

— Aśka, zwariowałaś? — Spytał wyraźnie wkurzony brunet, wpatrując się we mnie uparcie.

Żyłka na jego szyi drgała, a szczękę zaciskał na tyle mocno, że wydawało mi się, że jeszcze chwila i zmiażdży swoje zęby. Nie do końca rozumiałam, dlaczego był tak zdenerwowany i zły, ale z drugiej strony, zachowywałam się jak idiotka i nie powinnam się temu wcale dziwić.

— Jest późno, nie pamiętasz okolicy. I jesteś w samej koszulce, co z tobą? — Wyliczał, nie poruszając się.

Stał przede mną, trzymając moją rękę i czekał na jakąś błyskotliwą odpowiedź, która wcale nie miała nadejść.

Zaintrygowana jego słowami spojrzałam na siebie i rozchyliłam z niedowierzaniem usta, ponieważ faktycznie mój strój był zdecydowanie skąpy, a i bose stopy były dobrym pomysłem do snu, ale nie do przebieżek po okolicy. Szczególnie, że właśnie docierało do mnie jak bardzo irracjonalnie się zachowywałam.

— Przepraszam — wymamrotałam.

— Gdzieś mam twoje przeprosiny — oświadczył, obserwując mnie. — Chcę tylko mieć pewność, że wszystko jest w porządku. Martwię się — dodał już nieco łagodniej, ciszej, poluźniając uścisk swoich palców.

Właściwie to nawet zupełnie mnie puścił, by móc przeczesać z zakłopotaniem swoje włosy.

— Pracuję nad tym, chodźmy spać.

— A nie możesz mi powiedzieć teraz? Co się dzieje? Takie to trudne? Naprawdę nie potrafisz mi zaufać? — Zapytał z wyrzutem.

— To nie tak. To... — zaczęłam się tłumaczyć, ale nawet i to marnie mi szło. — Musze ułożyć sobie to wszystko w głowie, naprawdę. To nie tak, że nie ufam tobie.

— A jak?

— Nie ufam samej sobie — mruknęłam z niezadowoleniem. — Nie wiem, co jest prawdą, co domysłem, a co mi się tylko wydaje, rozumiesz? Ja po prostu nie wiem, więc nie potrafię ci powiedzieć, bo nie wiem — przyznałam, kręcąc z niechęcią głową.

Faktem było, że moja głowa przypominała jeden wielki sajgon i pustkę, gdy ja zdawałam się być uczestnikiem jakiegoś wielkiego show, w którym tylko ja nie znałam odpowiedzi. Momentami odnosiłam wrażenie, że pytań również nie znałam.

— Asia...

— Nie — przerwałam mu, unosząc dłoń, chcąc nie dopuścić do tego, by coś powiedział. — Nie pokazuj ponownie jaki jesteś idealny, bo tego nie zniosę, słowo. Po prostu poczekaj. Daj mi czas, daj mi żyć, nic więcej. Potrzebuję spokoju i czasu — wyjaśniłam, robiąc unik, gdy tylko zauważyłam, że chciał mnie przytulić.

— Aha — pokiwał głową, wpatrując się we mnie, a w jego oczach dostrzegłam jakiś cień bólu, rozczarowania i bezsilności.

Moje słowa go zraniły, dogłębnie. I wcale tego nie ukrywał.

— W porządku, pojadę do biura, dam ci spokój, ale to nie oznacza, że mi to pasuje, rozumiesz? Bo nie jesteś pieprzonym strusiem i nie możesz ciągle chować głowy w piasek, gdy coś cię przerasta — oznajmił wściekle, celując we mnie palcem wskazującym.

I nie dając mi nawet dojść do słowa, odwrócił się i odszedł, by po chwili móc zniknąć we wnętrzu domu.

A ja stałam tak, obejmując dłońmi ramiona i zastanawiałam się, co poszło nie tak? W którym momencie tak bardzo nawaliłam? A co ważniejsze, dlaczego?

I najpewniej długo bym tak tkwiła w miejscu, gdyby nie koszula, którą zauważyłam w trawie. Dokładnie ta, którą chwilę wcześniej zarzucił mi na ramiona mąż. Podniosłam ją i sama ruszyłam do domu, wiedząc, że coś powinnam zrobić.
Nie mogłam tkwić w miejscu i użalać się nad sobą. Musiałam odnaleźć tajemniczego blondyna, porozmawiać z nim, dowiedzieć się czegoś więcej i zrozumieć kim był?

Pokrzepiona tym pomysłem, zyskałam nowe siły, a nawet chęci do działania.

Weszłam do środka i rozejrzałam się dokoła, zatrzymując wzrok na tarczy zegara, który wskazywał, że dokładnie za siedemnaście minut wybije godzina piąta.

Westchnęłam ciężko, poprawiłam materiał koszuli, którą na siebie ubrałam i skierowałam się do sypialni, a właściwie to do łazienki, która do niej przylegała by móc odnaleźć Mateusza, który tak jak sądziłam właśnie tam był. Oparłam się o framugę i chwilę wpatrywałam się w jego nagie, ładnie wyrzeźbione plecy, podczas gdy on przycinał swój zarost.

Nie mam pojęcia ile czasu minęło. Czy było to zaledwie kilka, czy może kilkanaście minut, ale w końcu się ruszyłam. Podeszłam bliżej Mateusza, wsunęłam dłonie na jego brzuch, obejmując ramionami jego pas i przytuliłam policzek do jego pleców, delektując się jego bliskością i ciepłem.

Nie powinnam, ale nie potrafiłam sobie tego odmówić. Wiedziałam, że mogła to być już ostatnia taka okazja. Brunet wyraźnie się spiął, ale nie odtrącił mnie, a nawet oparł dłonie na moich i pozwolił mi na taki moment tulenia, zupełnego bezruchu, ignorując to jak ogromny kontrast istniał pomiędzy naszymi ciałami. Ja przypomniałam bryłę lodu, gdy on wręcz parzył. Potrzebowałam takiego ciepła.

— Aniele — wyszeptał ciemnowłosy, przekręcając się tak,  by móc znaleźć się przodem do mnie. — Co ci jest?

— Nie chcę rozmawiać — odpowiedziałam tak po prostu, wpatrując się wprost w jego oczy.

Uniósł z zaskoczeniem brwi i przekrzywił głowę, próbując zrozumieć, co tak naprawdę miałam na myśli. I niegrzeczny błysk w jego oku utwierdził mnie w przekonaniu, że doskonale mnie zrozumiał.

Pochylił się, objął dłońmi moją twarz, gładząc kciukami moje policzki i pocałował mnie. Powoli, czule, delikatnie.

Przesunęłam dłonią wzdłuż jego kręgosłupa, przylegając ciasno do jego ciała, łaknąc jego bliskości i ciepła.

Pochłonięta byłam tą czynnością w całości. Pocałunki były miłe, przyjemne, przyprawiające moje serce o szybsze bicie. Chciałam więcej, zdecydowanie, a mimo to brunet ograniczał swoje dłonie i dotykał oraz masował tylko i wyłącznie moje plecy czy też boki.

Wystarczał nam smak naszych ust i nic więcej nie było nam potrzebne, absolutnie.

Oderwałam się od niego na moment i uśmiechnęłam się do niego szeroko, obserwując go.

— Kocham cię — powiedziałam tak po prostu.

Pomimo miliarda rozterek, wątpliwości, wiedziałam, że to była prawda. Czułam to. Miałam pewność.

— Kocham cię — odpowiedział równie szybko, a w jego oczach pojawiły się niegrzeczne, zadowolone ogniki, świadczące o jego zadowoleniu.

Zaatakował ponownie moje usta, nie chcąc dać mi ani chwili spokoju, powodując tym samym, że poczucie pożądania narastało między nami. Nie powoli, ale bardzo szybko.

Dłońmi przesunął po moich plecach, wsuwając je tym razem pod moją koszulkę, palcami wodząc po linii mojego kręgosłupa.

Uwielbiałam jego dotyk, więc nie pozostawałam mu dłużna. Moje ręce sunęły po całym jego ciele, a nawet zahaczały o materiał jego spodni, które miał na sobie.

Naparł delikatnie na moje ciało, kręcąc się, przyciskając mnie do blatu szafki, która stała w pomieszczeniu.

Zdjął ze mnie koszulkę, odrzucając ją w tył, powracając od razu do przerwanego pocałunku. Uniósł mnie, zmuszając tym samym do owinięcia nóg wokół jego bioder.

Nie kontrolował się i ja również tego nie robiłam.

Nasze oddechy mieszały się ze sobą, dłonie wyznaczały ścieżki rozkoszy na ciałach i nic innego nie miała znaczenia.

Ten seks był szybki, dynamiczny, pospieszny i bardzo nam potrzebny, by móc rozładować atmosferę. Pozbyć się wszystkiego z głowy.

To był złoty środek. Ja i Mateusz. Razem. Na dobre i złe.

(...)

— Asia, wszystko jest okej? — Ponowił swoje pytanie ciemnowłosy, łapiąc w palce moją brodę, by móc zmusić mnie tym samym do uniesienia głowy i spojrzenia na niego.

Uśmiechnęłam się lekko, nikle, wiedząc, że wcale nie było w porządku, ale nie chciałam go martwić. Nie, aż tak.

— Będzie, ułożę sobie wszystko w głowie i będzie okej, porozmawiamy jak wrócisz, dobrze? — Odpowiedziałam, uśmiechając się na nowo, potakując głową jakbym chciała sama siebie przekonać, że moje słowa były prawdą.

— W porządku — skapitulował, pochylając się nade mną, składając czuły pocałunek na moim czole. — Pamiętaj, że jesteś moim wszystkim.

Nie skomentowałam tych słów, zaśmiałam się tylko perliście i sięgnęłam po klamkę, otwierając drzwi, chcąc go wypuścić.

I to był mój błąd, ponieważ na progu stał nie kto inny jak nieznajomy mi blondyn, który zaczepił mnie w szpitalu.

I nim chociaż zdołałam coś powiedzieć, Mateusz się spiął. Wyraźnie, zaciskając dłonie w pięści, a nasz gość zmierzył go wrogim spojrzeniem, prychając cicho.

— Och, wielmożny pan i władca we własnej osobie, liczyłem, że już cię nie będzie — skomentował mężczyzna, wpatrując się w mojego męża.

Ja również spojrzałam na Mateusza, rozchylając z niedowierzaniem usta, nie rozumiejąc nic.

— Skulski — warknął wściekle brunet, robiąc krok w przód, chcąc...właściwie sama nie wiedziałam, co zamierzał mój małżonek.

— Szyller — odparł równie jadowicie jasnowłosy i zaśmiał się gorzko.

— Kim jesteś? — Spytałam, próbując dojść do tego, co właściwie się działo?

— Fabian, kochanie, Fabian, przyjechałem powiedzieć ci prawdę, bo jak widzę, nikt nie potrafił się na to zdobyć — oświadczył pewnie, spoglądając na mnie z niegrzecznym, nieco bezczelnym uśmieszkiem na ustach. — Byłbym wcześniej, ale nie miałem pojęcia o wypadku i amnezji, dopiero Konstancja...

— Moja siostra też cię zna? — Wtrąciłam, przerywając mu.

— Zamknij się. I najlepiej wynoś, już — wysyczał rozzłoszczony Mateusz, który wcale nie chciał, by niejaki Fabian powiedział coś więcej.

— Pójdę, oczywiście, ale najpierw powiem Asi jak zabiłeś wasze dziecko. I jak ją oszukiwałeś. I jak bardzo cię nienawidzi. A później pójdę, z nią — skomentował pewnie blondyn, unosząc hardo głowę.

A ja stałam tak, rozchylając usta raz za razem i nie rozumiałam nic.

I nim poskładałam chociaż cokolwiek do kupy, Mateusz rzucił się na Fabiana z pięściami.

I nie dane mi było myśleć, ponieważ przed moimi oczami rozgrywała się akcja godna walki bokserskiej.

I nie potrafiłam ich rozdzielić, a co najgorsze, byłam tak sparaliżowana tą sytuacją, że nie potrafiłam się ruszyć.

Dlatego stałam, patrząc jak dwóch mężczyzn bije się na moich oczach, szarpiąc się, przemieszczając po całej długości naszego ogrodu.

Stałam, moje serce waliło w mojej klatce piersiowej niczym oszalałe, dłonie mi się pociły, a w myślach było tylko jedno pytanie: JAKIE DZIECKO?

🗯️Show must go one. Teraz poleci już z górki, słowo. Miało być więcej prawdy już tutaj, ale uznałam, że co za dużo, to nie zdrowo, także ten: jak wrażenia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro