27.
Sny, wspomnienia, marzenia to wszystko jest ważne. Wspomnienia pokazują kim byliśmy, sny kim będziemy, a marzenia... to kim chcielibyśmy być. Próbuję je połączyć w całość i zobaczyć jakim człowiekiem byłam, jestem i będę, ale to niemożliwe. Byłam kiedyś zwykłą dziewczyną z Dystryktu Dwunastego, ale nie widziałam w snach siebie zmarłej w marzeniach również. Bo kto chcę umrzeć? Wskażę wam taką osobę. Alexander. Zabił człowieka i chce zginąć. Nie pozwolę mu. Zasłonię lecący w niego nóż własnym ciałem. Uratuje go dla Huntera, Jamesa i Julianny oraz jego matki. Nie chcę mieć świadomość, że mogłam coś zrobić, a... nie zrobiłam absolutnie nic.
— Wstawaj! — Przez moją świadomość dociera głos Hiddena.
Ktoś szarpie mnie za kawałek kurtki. Otwieram sklejone oczy. O kurczę! Przysnęłam! A miałam przecież stać na chatach.
— Już wstaję — jęczę i przecieram twarz.
Alex nadal spokojnie śpi. Kiedy jeszcze czuwałam słyszałam jego ciche pomrukiwania. Zanim zasnął, płakał. Tak jest prawie osiemnastoletnim chłopakiem i płakał. Płakał i płakał. Próbowałam go pocieszyć, ale zamknął się w swoim świecie. Nic już nie chciał mi mówić.
— Byłem na dworze...
— Co? — Podnoszę się jak oparzona.
— Ciszej, Alex śpi — ciekawe od kiedy tak o niego dba — byłem na dworze i złapałem to coś
Wskazuje brodą na surowe mięso. Zdarł już z niego skórę, dzięki czemu można od razu zacząć jeść. To miłe z jego strony, ale co jeśli coś by się stało? Jasmine, Treg lub ktoś inny wyskoczył na niego? Czy usłyszałabym jego krzyki? A może zginąłby w milczeniu jak prawdziwy żołnierz? Czasem właśnie mi go przypomina.
— Nie powinieneś wychodzić — upominam go.
On tylko wzrusza ramionami. Przenoszę wzrok z jego niedbałej pozy na otwór w drzewie, przez który widać wszystko co się dzieje na zewnątrz. Słońce jeszcze nie świeci. Która może być godzina? Wtedy rozlega się głos spikera Dziewięćdziesiątych Siódmych Głodowych Igrzysk, który słychać na całym terenie Areny:
— Uwaga, uwaga! Została was już tylko szóstka, wiemy że każdy z was jest spragniony, głodny i wyczerpany, dlatego do południa w okolicy Rogu Obfitości będą się znajdować najpotrzebniejsze dla was rzeczy takie jak broń czy kawałek chleba. Niech los wam sprzyja i pomyślnych igrzysk!
Wszystko cichnie. Ptaki nie śpiewają już jak chwilę wcześniej, wiatr ustał. W uszach aż dzwoni cisza. Chcą nas zwabić jak szczury na przynętę. Nie musimy tam iść, przecież nic nam nie brakuje. Hmm... no może resztek godności, które straciłam kiedy Hidden i Alex myli mi w rzece, ale tego nikt mi już nie zwróci.
— Idziemy? — pyta niedawno obudzony Alex.
— Tego od nas oczekują — zaczyna drugi chłopak.
— Dlatego tak zrobimy — przerywam mu.
Obaj patrzą na mnie zdziwieni. Chyba nie tego sie po mnie spodziewali.
— Tak czy siak znajdą sposób, aby nas do tego zmusić. Lepiej zrobić to dobrowolnie bez większych strat i wygrać te cholerne igrzyska — wyjaśniam.
— Więc chodźmy już do tego Rogu Obfitości — przytakuje mi starszy.
Na początku razem z Alexem zjadamy to co złapał dla nas Hidden. Potem pomogłam wygramolić się mu na zewnątrz. Pomijając to, że prawie wywrócił się nie mając obok siebie swojej podpórki a oszczepu. Nie mam pojęcia jakim cudem wyszedł na zewnątrz, złapał to coś, wrócił, nie obudził nikogo z naszej dwójki i na dodatek nikt go nie zabił. On jest naprawdę niezwykły... Pakuję plecaki oraz broń i wychodzę na zewnątrz do swoich kompanów. Alex rozgląda się co jakiś czas z nożem w ręku, a Hidden pisze coś ostrą częścią oszczepu na ziemi. Podchodzę do niego i czytam.
— Kto to Valerie? — pytam.
— To moja siostra — wyjaśnia. Nie mówił mi, że ma siostrę.
Kocham cię Valerie i tęsknię ;)
Hidden
Biorę od niego oszczep i przytrzymując go jedną ręką, a pisząc druga kreślę:
Okropnie mi was brakuje. Nie zapomnijcie
nigdy o mnie.
Bee
Alex idzie za naszym przykładem i pisze podobną wiadomość do swojej rodziny. Julianna pewnie ucieszy się, że o niej wspomniał i całe Panem ją zna. Oddajemy Hiddenowi jego kij i ruszamy w kierunku, w którym orientacyjnie powinien znajdować się Róg. Zdaję sobie sprawę, że dziś wszystko się zakończy. Gdy sobie myślałam o śmierci rozległ się wystrzał z armaty. Błagam niech to będzie Jasmine! Bo kto inny? Ona lub Treg z Dwójki... acha! Jeszcze jest Toby z Dystryktu Siódmego. Miło by było gdyby w końcu wygrał ktoś inny niż zawodowiec. Szczerze kibicuję Toby'emu. Widziałam go na treningu. Śmigał siekierą w jedną i drugą stronę. Spotkam się z nimi. A oni mnie zabiją. Przynajmniej ochronię Alexa, bo teraz tylko to się liczy.
— Patrzcie — Hidden wskazuje brodą gałąź.
Na niej siedzi kosogłos. Spoglądam na swoją kurtkę i kombinezon. Broszka nadal jest na swoim miejscu. Chłopak gwiżdże cicho jakąś melodyjkę. Ptak po chwili zaczyna powtarzać wszystkie nuty. Melodia wzrasta. Rozglądam się. Wokół nas na drzewach siedzi mnóstwo kosogłosów. Wtedy Alex zaczyna nucić dobrze mi znaną piosenkę. Uczyliśmy się jej w szkole. Ptaki powtarzają ją, a niektóre odlatują niosąc pieśń w dal.
— Dawaj Bee, zaśpiewaj coś — prosi Alex.
Are you, are you,
Coming to the tree,
Where strung up a man they said who murdered three.
Strange things did happen here, no stranger would it be,
If we met up at midnight in the hanging tree.
To stara piosenka, którą w tajemnicy nauczył mnie tata i Prim. Zawsze mówili, żebym jej nigdzie nie śpiewała, bo mogą wyniknąć z tego olbrzymie konsekwencje. Kosogłosy całkowicie milkną. Hidden i Alex zatrzymują się i wsłuchują w mój śpiew. Po chwili która według mnie ciągnęła się niemiłosiernie ptaki powtarzają i odlatują.
Are you, are you,
Coming to the tree,
Where the dead man called out for his love to flee.
Strange things did happen here, no stranger would it be,
If we met up at midnight in the hanging tree.
Are you, are you,
Coming to the tree
Where I told you to run so we'd both be free.
Strange things did happen here, no stranger would it be,
If we met up at midnight in the hanging tree.
Are you, are you,
Coming to the tree,
Wear a necklace of rope, side by side with me,
Strange things did happen here, no stranger would it be,
If we met up at midnight in the hanging tree.
Wsłuchuję się w piosenkę i docierają do mnie całkowicie jej słowa. To wisielec śpiewa do swojej ukochanej i prosi ją, aby... zginęła razem z nim. Alex łapie mnie za rękę. Uśmiecham się do niego. Zawsze będę u twojego boku. Nie martw się.
Słońce od jakiegoś czasu powoli wynurza się zza horyzontu. Do południa mamy czas. Do południa jeszcze będziemy żyć. Do południa... Tak mało czasu. Po około dwugodzinnym marszu robimy sobie przerwę. Każdy z nas dopija resztki wody, które nam zostały. To naprawdę koniec
— Alex — zaczyna Hidden — cieszę się, że cię poznałem, mimo że na początku słabo się dogadywaliśmy. Żegnam się już teraz, bo nie wiadomo, kiedy ktoś nas znajdzie
Obaj podają sobie w milczeniu ręce.
— Mnie też będzie cię okropnie brakować, szczególnie twoich super śmiesznych żartów i docinków — chłopcy uśmiechają się do siebie. Normalnie zaczęli by się śmiać, ale nie dziś —Bee...
Przerywam mu pocałunkiem. Tak. Pierwszy raz pocałowałam Aleksa. Nasze wargi delikatnie się dotknęły. Obejmuje rękami moją brudną twarz, a ja wplatam palce w jego brązowe włosy. Trwało to zaledwie chwilę, ale jak dla mnie mogła by to być cała wieczność. Odsuwam się, bo Hidden zaczął chrząkać znacząco. Alex jest zaczerwieniony na policzkach, sama pewnie wyglądam jeszcze gorzej.
— Ja też dostanę takie czułe pożegnanie? — pyta Hidden i szczerzy się w czymś na kształt uśmiechu.
Jego tylko obejmuje. Pachnie dymem i... lasem. Lasem Dwunastki. Jak to możliwe?
— Pamiętaj co ci mówiłem — szepcze mi do ucha tak, abym tylko ja to usłyszała, nie Alex, nie kamery, ja.
Co on mi mówił? Ach tak... kosogłos żyje. W takim razie, gdzie on jest kiedy idziemy na pewną śmierć? A może wcale nie chodzi o Katniss? Tylko o kogoś innego? Przed oczami mam twarz Willow i Tommy'ego. Zginęli, aby mnie chronić... Tylko czemu? Czy ja jestem jakoś zamieszana w sprawię Everdeen? Czemu do jasnej ciasnej Hidden musi mówić zagadkami?!
— Chodźmy, jeśli chcemy zdążyć przed południem — mówi Hidden.
Wszyscy wstajemy z ziemi. Zamieniam się z Alexem na broń. W końcu zamiast plecaka na plecach mam kołczan, a w rękach trzymam łuk. Hidden trzyma oszczep i nóż, a Alex sztylety do rzucania. Nie mam pojęcia jak, ale przetrwamy to. Za dużo już przeszliśmy, aby teraz się poddać. Idziemy tak godzinę. Myślami jestem w zupełnie innym miejscu.
Dociera do mnie, że to już koniec, gdy w oddali pomiędzy drzewami dostrzegam czyjąś sylwetkę. Hidden krzyczy i wskazuje w tamtym kierunku. On jest jeden. Nas trójka. Dostrzegam lecący w naszą stronę nóż. Uchylam się przed nim. Wiem już, że to Treg. Ma włócznię, dwa długie noże i jeszcze kilka do rzucania. Identyczne co miała Amy. Pewnie zostawiła mu parę, ale bardziej prawdopodobne jest to, że ukradł to jej. Dzieli nas od siebie jakieś kilkanaście metrów. Alex rzuca parę noży. Treg skutecznie unika ich ostrzy, ale sam rzuca jednym i trafia mnie w prawe ramię. Krzyczę z bólu. Wszystko dzieję się strasznie szybko.
Hidden stawia wszystko na jedną kartę i rzuca oszczepem. Może i by trafił gdyby nie to, że jest ranny, a Treg w pełni sił. Alex krzyczy moje imię. Próbuje do mnie podbiec. Widzę lecący jeden z długich noży. Nic nie mogę poradzić. Ignoruję ból i naciągam cięciwę. Pierwsza strzała wbija się w szyję przeciwnika, druga w jego pierś,a trzecia w nogę. Treg charczy. Z jego gardła wypływa potok krwi. Potem upada bez życia na ziemię. Stoję chwilę nieruchomo. Po chwilę orientuję się, że Hidden klęczy do mnie tyłem. Nie, tylko nie to. Widzę nogę mojego przyjaciela. Rzucam wszystko i podbiegam do niego. Krzyczę cicho z przerażenia. Alex w piersi wbity ma nóż. Ma przerażony wzrok. Krew powoli rozchodzi się po kurtce i kombinezonie. Upadam obok niego na kolana. Łzy napływają mi do oczu. Kładę sobie jego głowę na kolanach. To nie tak miało się skończyć.
— Bee... — Jego oczy są pełne bólu.
Nie mogę na to patrzeć. Łzy ciekną mi po twarzy.
— Nie płacz to tylko draśnięcie — mówi i próbuje podnieść rękę, ale jest zbyt słaby. On umiera...
— Alex proszę... — chlipię.
— Jestem tuż obok ciebie — Janse oczy pokrywają się mgłą.
— Kocham cię — szepczę i ściskam jego dłoń.
Chłopak uśmiecha się słabo. Zamyka oczy, a ja wiem że nigdy już ich nie otworzy. To koniec. To koniec wszystkiego.
Alex umarł z uśmiechem na ustach. Kołyszę się z nim. On nie mógł umrzeć. Obiecałam sobie, że będę go bronić. Krzyczę jego imię. Obiecałam... przecież obiecałam
— Obudź się! Otwórz oczy... proszę! — Nic nie przywróci go do życia.
Dotykam jego ust. Kocham cię. Kocham cię, obudź się. Kocham cię, obudź się, proszę. Kocham cię. Wreszcie to wiem. Kocham cię.
Słyszę poduszkowiec. Nie odbiorą mi go. Nadal trzymam jego ciało. Mogę zginąć razem z nim. Tylko normalny poduszkowiec spuściłby tylko ramię i zabrał Alexa, a ten ląduję obok nas. Słyszę głosy, ale nic do mnie nie dociera. Ktoś chcę wziąć ode mnie Alexandra. Krzyczę i przyciskam sobie go jeszcze bardziej do piersi.
— Nikt ci już nic nie zrobi Bree — głos Hiddena.
— Jest przerażona — słyszę inny.
— Chłopak miał przeżyć — mówi molejna osoba.
Gdzie ja jestem? Rozglądam się gorączkowo. To środek poduszkowca. Jak się tu znalazłam? Nadal trzymam dłoń Alexa. Jego ciało leży obok mnie. Kocham cię. Proszę obudź się. Tak bardzo cię kocham. Daj sobie spokój Bee on już nie odpowie. Wydaję z siebie krzyk pełen agonii i rozpaczy. Czemu to nie ja?
— Spokojnie to tylko środek usypiający — mówi jakiś obcy głos.
Ból rozchodzi się po mojej skórze niczym pełzające robaczki. Po chwili czuję, że puszczam dłoń Alexa. Nie... Ogarnia mnie rozpacz i ciemność. Już nie wiem co jest gorsze. Straciłam go już na zawsze.
BNL
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro