Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

1.


                Otwieram oczy i budzę się z kolejnego koszmaru. Pot spływa po mojej skórze. Przeczesuję ręką ciemne włosy. Staram się uspokoić oddech. Dziwne dreszcze przechodzą wzdłuż mojego kręgosłupa. Śniła mi się krwistoczerwone jezioro.  W wodzie leżały ciała, które powoli się wykrwawiały. Byli tam dorośli jak i małe dzieci. Musiałam patrzeć na wszystkich po kolei. Niektórzy mieli wiele ran na ciele, a inni krwawili z oczu i ust. Ostatnia twarz jaką widziałam przed przebudzeniem doprowadziła mnie do płaczu. Wycieram wierzchem dłoni mokre od łez policzki. To tylko sen. Wszystko jest już w najlepszym w porządku. 

            Dzisiaj jest najgorszy dzień dla wszystkich mieszkańców Dystryktów, Dożynki. Odbywają się one co roku przed Głodowymi Igrzyskami. Są to śmiercionośne zawody. Dwadzieścia cztery osoby, chociaż tak właściwie powinnam powiedzieć dzieci, rywalizuje między sobą. Zwycięzca jest tylko jeden. Reszta ginie w niewyobrażalnych męczarniach.

           Słońce powoli zaczęło wychylać się zza horyzontu. Pora wstać i ruszyć do lasu. Wstaję z materaca. Staram się nie deptać skrzypiących desek, aby nie obudzić taty. Przypomina to jakiś niezwykle skomplikowany taniec. Do moich uszu dociera ciche pochrapywanie. To dobrze, że śpi. Ostatnio strasznie dużo pracował. Nie zdziwiłabym się, gdyby ktoś powiedział, że wykonuje robotę za kilku mężczyzn.  

             W pokoju jest całkiem jasno jak na tak wczesną porę. Przez małe otwory pomiędzy oknem i ścianą wpadają promienie słoneczne. Ubieram się cicho. W naszej "kuchni" w jednej z szafek znajduje się chleb. Tata odłożył go zapewne na śniadanie. Będą mnie dręczyć wyrzuty sumienia, ale i tak go zabieram. 

             Otwieram drzwi z cichym skrzypnięciem i  wychodzę na dwór. Pociągam nosem, smród Dwunastki. Niezastąpiony. O tak wczesnej godzinie Dystrykt Dwunasty, a właściwie jego ulice są całkiem puste. Ruszam w kierunku lasu. Przechodzę ostrożnie przez ogrodzenie, które powinno być pod napięciem, aby chronić nas przed dzikimi zwierzętami zamieszkującymi głębię lasu i wkraczam pomiędzy wysokie drzewa. Nie muszę długo iść. W najbliższej pustej sekwoi jest łuk i  kołczanem pełnym strzał. Parę dni temu wraz z chłopakami strugałam z drewna nowe. 

             Tata nauczył mnie strzelać, gdy skończyłam sześć lat. Twierdził,  że kogoś mu przypominam. Nie zadawałam zbędnych pytań. Dopiero jakiś rok  temu podsłuchałam jego rozmowę. Zmusiłam go, aby opowiedział mi całą prawdę. Miała na imię Katniss Everdeen i była jego przyjaciółką. Wydaje mi się, że przez jakiś czas był w niej zakochany. Niestety zginęła na Arenie. Zgłosiła się na ochotnika za swoją siostrę. Próbuje robić wszystko, aby nie zostać wysłaną na Głodowe Igrzyska. Dobrze wiem, że zginęłabym od razu w czasie Rzezi. Mam szesnaście lat. Normalnie miałabym pięć wpisów. Pobierałam jednak cztery astragale na olej i zboże. Tata i tak twierdzi, że to za dużo. Sama często przypominam mu, że gdy miał osiemnaście lat miał ponad czterdzieści wpisów. 

            Za plecami nagle słyszę szelest liści. Obracam się i naciągam cięciwę. Ilustruję leśny krajobraz. Dziesięć metrów ode mnie na drzewie dostrzegam wiewiórkę. Wydycham powietrze z płuc i puszczam strzałę w kierunku zwierzęcia. Uśmiech pełznie mi na usta, gdy trafiam. 

      Nieźle!  słyszę głos.

            Obracam się w poszukiwaniu źródła dźwięków. Alex opiera się o krzaki i uśmiecha się głupkowato w moją stronę. Od razu rzucają się w oczy jego krótko przycięte brązowe włosy. Czyżby wystroił się tak na Dożynki? Po plecach przechodzą mi dreszcze. To jego właśnie zobaczyłam we śnie jako ostatniego. Dryfował na powierzchni wody. Miał otwarte, przekrwione oczy, z których sączyła się krew. 

      Dzięki — uśmiecham się w jego kierunku, aby pozbyć się paskudnego uczucie.

      Cześć Bee  ten głos poznałabym wszędzie. Za nim stoi jego dziewiętnastoletni brat Hunter. Jego orzechowe włosy są dłuższe niż u brata. 

      Patrzcie co mam  mówię i wyciągam z kieszeni bochenek  chleba.

             Twarze braci rozpromieniają się w uśmiechu. Widząc to, odkładam wszystkie wątpliwości odnośnie zabrania jedzenia z domu. Hunter szybkim krokiem znajduje się obok mnie i wyrywa mi z rąk chleb. Odpycha mnie na trawę. Ląduję boleśnie na plecach. Dziewiętnastolatek kuca obok mnie.

    Brak ci równowagi  macha palcem w karcącym geście.

    To samo mogę powiedzieć o tobie  mówię i wywracam go na plecy. 

            Hunter udaje, że brakuje mu powietrza. Chwilę później wyciąga język i udaje martwego. Turlam się po trawie do jego boku, gdy jestem w zasięgu jego rąk zaczyna mnie łaskotać. Alex spogląda na nas jak na bawiące się w coś niebezpiecznego małe dzieci. Po chwili dołącza do nas na ziemi. Hunter w końcu zostawia mnie w spokoju. Przez jakiś czas leżymy i wdychamy zapach lasu. Potem wstaję po upolowaną wiewiórkę. Dobrze, że byliśmy tacy głośni, dzięki temu żadne zwierzę nie ukradło mojej zdobyczy.  Alex w tym czasie wyciąga nóż, z którym nigdy się nie rozstaje i dzieli chleb na równe części. Nie chcę mi się jeść, za bardzo boli mnie brzuch od śmiania się. 

            Oddaję kawałki braciom Herondale. Minutę później znikają w ich żołądkach. Kłusownictwo i przekraczanie granicy jest zakazane. Za złamanie tych zasad grożą najsurowsze z możliwych kar. My  wcale się tym nie przejmujemy. Nawet Strażnicy Pokoju są w stanie siedzieć cicho za kawałek świeżego mięsa. Tak jak wszyscy są bardzo spragnieni dobrego jedzenia. Dzięki moim polowaniom zapewniam swojej rodzinie pieniądze. Czasem niektóre zdobycze oddaję Alexandrowi i Hunterowi, którzy muszą wykarmić pięcioosobową rodzinę. 

           Głową rodziny po śmierci ojca stał się Hunter i gdyby tylko mógł polowałby przez cały czas. Na szczęście Alex dba, aby Hunter myślał też o sobie. Po nich na świat przyszedł James i na samym końcu Julianna. Ich matka urodziła ją zaraz po śmierci ojca, który zginął na kopalni. Zawsze trochę mi szkoda pani Herondale. Wiem, że bardzo kochała męża. Najbardziej żal mi Julianny. Nigdy nie zobaczyła swojego taty. Wiem jak to jest. Swojej matki nigdy nie poznałam. Nawet nie wiem jak miała na imię. Tata nigdy o niej nie mówił, a ja nie widzę powodu, aby się pytać. Najwyraźniej nie zależy jej na naszej dwójce. 

    Halo! Ziemia do Bee!  Alex macha mi ręką przed oczami.

      Przepraszam, zamyśliłam się  przyznaję.

      Myślisz o Dożynkach? — pyta.

      Nie masz się czego bać i tak cię nie wylosują  mówi i stara się, aby w jego głosie nie było słychać zdenerwowania. 

              Wiem, że się boi. Próbuje to ukryć, ale znam go na tyle długo, aby znać prawdę. Możliwość wylosowanie mnie jest niezwykle mała. Na miejscu Alexa bardziej bym się martwiła. Normalnie miałby siedem losów, ale niestety ma ich około trzydziestu. Mógłby mieć więcej, ale gdy Hunter brał jeszcze udział w Dożynkach dzielili się astragalami po połowie. Raz brał on, a raz Hunter.

      Co będziemy robić? Do drugiej jeszcze dużo czasu  pytam, aby zażegnać napięcie między naszą trójką.

     — Łowimy, zbieramy albo polujemy? Na co ma pani ochotę?   zwraca się do mnie szarmanckim tonem i puszcza oczko.

            Poluje z nimi odkąd skończyłam jedenaście lat. Z widzenia znaliśmy się dużo wcześniej. Parę razy bawiliśmy się razem jako niemowlaki. Zazwyczaj chodziłam do lasu z tatą. Uczył mnie zakładana pułapek - w czym był świetny - i oczywiście strzelania z łuku.

      Może połowimy ryby albo zbierzemy jakieś zielsko? —  proponuje Alex nadal lekko zdenerwowanym głosem.

     — Okay przytakuje Hunter.

            Zawsze się ze sobą zgadzają. We wszystkim niezależnie o czym jest mowa. Są do siebie podobni nie tylko w poglądach, ale w charakterze. Oboje najchętniej nie jedliby nic i oddawali wszystko młodszemu rodzeństwu albo matce. Wolą chodzić o pustych brzuchach niż widzieć kogoś cierpiącego. Ostatnio wymieniliśmy się ze Starą Ismą na trzy porcje zupy. Hunter oddał ją jeszcze zanim wyszliśmy z magazynu, a Alex nieco dalej jakiemuś staruszkowi. Są wysocy i całkiem dobrze zbudowani jak na osoby, które często głodują. Swoją posturę zawdzięczają zapewne pracy, jaką wykonują. Hunter pracuje na kopalni, a Alex pomaga przy rozładowywaniu różnych towarów, które przyjeżdżają do Graya, Głównego Strażnika Pokoju w Dwunastce.  

           Nie wiem jak potoczyłoby się moje życie, gdybym ich nie miała. Są dla mnie niezwykle ważni i nie wyobrażam sobie bez nich. Mam ogromną nadzieję, że dzisiejszy sen nic nie znaczył i Alex nie zostanie wylosowany...



BNL

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro