10. Pożegnanie...
Ashley
-Jeff ja nie wiem czy tego chcę. Tak kiedyś miałam takie myśli, zawsze chciałam żeby moja przyszłość w ten sposób wyglądała, ale teraz to już sama nie wiem. -spuściłam głowę- Już we wtorek stąd wychodze. Będę mieszkać w tym domku w lesie, tak jak kiedyś... Jak szesnaście lat temu. Czekaj tam na mnie o 21:00, a uzyskasz odpowiedź.-oznajmiłam.
-We wtorek powiadasz... Okej, będę czekał tylko musisz mi coś powiedzieć...-Jeff zrobił zawstydzoną minę.- jaki dzień tygodnia jest dzisiaj? - na to pytanie wybuchnęłam śmiechem.- No coo, przecież nie posiadam kalendarza. - Jeff się zaśmiał.
-Dziś jest Niedziela.- powiedziałam nie przestając się śmiać.
-No okej, będę czekał. Pa Ashley! - pożegnał się.
-Pa Jeff, do wtorku!- odpowiedziałam- do wtorku...- powtórzyłam pod nosem i wróciłam do sierocińca. Wchodząc do pokoju zobaczyłam, że światło jest zgaszone. Mogłam wywnioskować, że wszyscy położyli się spać. Uczyniłam w ten sam sposób co oni.
***RANO. PONIEDZIAŁEK 9:27***
Obudziłam się i spojrzałam na zegarek. No wspaniale, za trzy minuty śniadanie. Zastanawia mnie tylko to, czemu nikt mnie nie obudził. Dziwne. Dalej nie rozmyślając ubrałam sie i wyszłam z pokoju zgarniając po drodze gumkę do włosów. W czasie drogi do jadalni zrobilam sobie wysokiego kucyka. Weszłam do wcześniej wspomnianego pomieszczenia i usiadłam na moim miejscu.
-Dlaczego mnie nie obudziliście? -zapytałam z uśmiechem.
-Lepiej zapytaj jej. -szepnęła Jess wskazując na Pania Ellie, która stała tórz za moimi plecami. Powoli odwróciłam głowę i spojrzałam w jej żółte wręcz oczy.
-Komuś się zachciało wychodzić po ciszy nocnej, tak? - syknęła.
-To już nawet do toalety nie można isc?! Ja rozumiem, ma pani swoje zasady i ja to szanuje, no ale nie do przesady!- wstałam ze swojego miejsca.
-Dobra Williams jutro i tak będę miała cię z głowy, więc dam ci spokój.- wyglądała na wystraszoną, dziwne... Usiadłam z powrotem i zaczęłam jeść kanapkę. Cały dzisiejszy dzień zleciał mi na czytaniu ,,Chemii śmierci'' naprawde genialna książka. Obejrzałam jeszcze dwa odcinki ,,The Walking Dead'' i tak aż do 19:30, wtedy zdecydowałam zacząć się pakować. Wyciągłam walizkę, którą dostałam od Emilly i ją otworzyłam. Wkladanie do niej ciuchów nie trwało długo, bo dużo ich nie miałam. Jeszcze prezenty z wczoraj, buty i inne takie. Jutro ide do tych wszystkich urzędów czy jak to tam się zwie... Wypełnie jakieś formularze i przejme dom, samochód i pieniądze po starszych, ale jak narazie to położę się spać.
***RANO. WTOREK 10:48***
Dzisiaj nie idę na śniadanie, wole dłużej pospać. Na dwunastą mam umówioną wizytę, a o dwudziestej, jak to powiedziała Ellie, ,,ma mnie juz tu nie być''. Nagle do pokoju weszli moi dotychczasowi współlokatorzy, pewnie już po śniadaniu.
-Heej -przywitałam się ze wszystkimi.
-Dzień dobry śpiąca królewno- zaśmiał się Arek. Po tych słowach zapadła cisza, każdy patrzył się na siebie az w końcu wszyscy wybuchnęliśmy śmiechem. Zsunęłam się z łóżka, wzięłam kosmetyczke oraz przygotowane wczoraj ubrania i udalam się do łazienki bez słowa. Zdecydowałam się dzisiaj na czarno-bialy T-shirt z czerwonym napisem ,,boo!'', białe rurki i oczywiście jedyne buty jakie posiadałam- air force. Zrobiłam sobie delikatny makijaż, a włosy pozostawiłam rozpuszczone. Popatrzyłam na zegarek, 11:20. No oczywiście... Dłużej się nie dało? Poszłam do pokoju i odłożyłam moją onesie do walizki.
-Ash, mogłabym jechać z tobą?- zapytała Jess, gdy miałam już wychodzić.
-Jeśli Emilly ci pozwoli to czemu nie? -uśmiechnęłam się.
-To chodźmy zapytać! -krzyknęła ucieszona, wybiegając z pokoju. Emilly oczywiście miała to gdzieś, więc się zgodziła. Dała nam pieniądze na taksówkę i kazała być przed piętgodzina. Droga szybko nam zleciała. Po podpisaniu wszystkich dokumentów uzyskałam dostęp do konta rodziców. Następnie udałam się do notariusza, gdzie ten przeczytał testament mojego taty. Tak jak mówiłam, dom został przepisany na mnie. Podobnie jak samochód, który jest już moją własnością. Do piętnastej została jeszcze dobra godzina. Razem z Jess zdecydowałyśmy, że podjedzieny do jakiegoś sklepu. Mam karte kredytową, więc kupie sobie trochę nowych ubrań. Wróciłyśmy równo o piętnastej. Jessica poszła na obiad, a ja jeszcze kilka razy sprawdziłam czy nic nie zapomniałam. Każdemu z moich współlokatorów napisałam krótki liścik i dodałam do tego nasze wspólne zdjęcie. Około siedemnastej Jess, Arek, Matt i Jenewew zorhanizowali mi w pokoju taką jakby pożegnalną impreze. Siedzieliśmy tak dopóki Ellie nie wkroczyła do naszego pokoju.
-Wyłączyć tą muzykę!- krzyknęła. Ogólnie to wręcz wspaniale, że denerwuje ją muzyka z głośnością +3. Mimo tego Matt ją wyłączył. - Ashley, lepiej się już zbieraj, jest 19:45. Jak zobacze cię tu za szesnaście minut, to osobiście cię stąd wyrzuce.- powiedziała oschłym głosem i trzasnęła drzwiami.
-To ja może już zaczne się zbierać-powiedziałam.- Będzie mi was brakować, nawet nie wiecie jak bardzo. - z oczu nas wsdystkich zaczęły lecieć łzy. Jedyny Arek starał się zagrywać twardziela, jednak mu to nie za bardzo wychodziło.
-Pamiętacie jak chcieliśmy przeskoczyć przez tą rzeczkę za sierocińcem? -zapytałam uśmiechając się przez łzy.
-Tak, wpadlismy do niej po kolei, jak domino- odpowiedziala Jenewew i wszyscy się zasmialiśmy.
-To co, ostatni, wspólny przytulas? - zaproponowałam
-Z tobą? -zaczął Matt.
-Zawsze!- dokończył Arek i wszyscy przykleiliśmy się do siebie niczym teletubisie.
-Będę tęsknić, bardzo. -wyszeptałam.
-My też - odpowiedzieli chórkiem. Wzięłam walizke i złapałam za klamke.
-Jestem pewna, że się jeszcze spotkamy. -oznajmiłam- Do zobaczenia. -łzy mimowolnie leciały po moich policzkach, podobnie jak moim przyjaciołom. Odwróciłam się i wyszłam. Kierując się w strone lasu, a przy tym mojego starego- nowego domu popatrzyłam na budynek. Oczami przeleciałam każde okno po kolei. Zatrzymałam się przy jednym z nich. Ujrzałam w nim Jessice, cała zapłakana patrzyla na mnie. W końcu zaczęła mi machac, co powtórzyłam. W końcu światło się zgasiło, a ja zapalając latarkę udałam się w swoją stronę.
-Jest dopiero 20:13, Jeff miał być o 21:00.- mówiłam do siebie. - Jak będę szła tym tempem to dojde w pół godziny, może już będzie na miejscu.
Całą drogę myślałam jakiej odpowiedzi udzielić Jeff'owi. W końcu doszłam do domu. Wlizke postawiłam, a sama oparłam się o nią i patrzyłam na budynek jak zahipnotyzowana. Czerwony dach, piaskowe, lekko poździerane już ściany, brązowe futryny od okien oraz zdrewniałe, stare i otwarte na oścież drzwi. W końcu sie otrząsłam, wzięłam walizke z powrotem do ręki i udałam się w strone wejścia.
Notka
Tyle zwlekać z rozdziałem... Przepraszam xd Tym razem napisałam sobie 3 na zapas (nareszcie) Szczerze wam powiem, ze piszac to jak sie zegnali to lza mi poleciala ;cc
*w mediach postacie z creepypast, od lewej: Slenderman, Clockwork, Ben, Smile Dog, Jeff, Liu, Sally, Eyeless Jack, Laughing Jack.**
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro