Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Day 4

Dotarł spokojnie do domu, ani razu się nie oglądając. Z jednej strony cieszył się, że ktoś go zauważył, a nawet zaprosił na kawę i nie był to jakiś żart, tylko naprawdę urodziwy chłopak. Postanowił, że ja go jeszcze raz spotka, odda mu pieniądze, bądź sam da coś od siebie. Cały czas myślał o jego uśmiechu, gdy zamykał oczy, ten obraz pojawiał się, a kiedy już je otwierał - zanikał. Tak jakby to była jakaś szczególna rzecz, niemal wyróżniająca się od reszty. Ten uśmiech, jakby już gdzieś kiedyś go widział. Ale to nie mogła być prawda, przecież Min Yoongi był przyjezdnym, ale wyglądał na typowego koreańczyka z Daegu. Te szare włosy, włosy które tak idealnie komponowały się z czystą, bladą cerą, która na pierwszy rzut oka wydawała się być dla Parka niesamowita. Kocie oczy, które cały czas patrzyły na niego, jakby czegoś oczekiwały, oczy, które były jedną wielką zagadką. I nogi, które wyglądały jak dwa blade patyczki, najprawdopodobniej miał siniaka na kolanie, gdyż przez dość dużą dziurę w spodniach, można było ujrzeć tą średniej wielkości kolorową plamkę, wyglądała na świeżą. Zapamiętał jego śmiech, to, kiedy tak śmiesznie marszczył nos, gdy się z nim sprzeczał i oczy, szczęśliwe a jednak niepokojące. Swoim blaskiem gasiły ciekawość Jimina, który za wszelką cenę chciał wiedzieć, dlaczego te oczy patrzą prosto na niego. Były ładne, bardzo ładne, raczej piękne.

Leżał na łóżku pod kołdrą i wpatrywał się w okno, słuchając spokojnej muzyki, jakby był w jakimś pieprzonym teledysku. Przyłapał się na rozmyślaniu o nowo poznanym Min Yoongim. Park był nieufny, może powinien przeprosić kolegę? Ciche westchnięcie opuściło jego usta, kiedy przypomniał sobie, że nie miał numeru telefonu chłopaka. To byłoby zbyt nachalne, nie dość, że znał go kilka minut, to jeszcze postawił na kawę, a on miał czelność prosić o numer. Przecierając twarz spojrzał na zegar ścienny, który wybijał godzinę dwudziestą pierwszą osiemnaście. Już pora spać, więc nie pozostało mu nic, jak spokojnie zawinąć się w świeżą kołdrę i zamknąć zmęczone powieki, oddając się snu.

Godzina pierwsza w nocy, męczył go chłód dobiegający z uchylonego okna. Skulił się bardziej, zaciskając oczy. Otworzył ledwo je, zdawało się że robił to czterdzieści minut, gdyż tyle minęło od ostatniego ruchu ze strony zwiniętej kulki. Bezszelestnie wstał z łóżka i zszedł po cichu po schodach kierując się do kuchni. Nie tracąc czasu na zapalenie światła, podszedł do blatu, ślepo wlewając sobie wodę z dzbanka do szklanki, przez co kilka kropel zostało na blacie, a przez ich złączenie powstała plama, którą Park starł po prostu ręką. Wypił zawartość szklanki, a odkładając ją, jego wzrok momentalnie powędrował na okno, konkretniej na latarnie. Jedne ledwo świeciły, drugie zaś niemal oślepiały rażącym światłem. Upuścił szklankę, przez co szkło rozbiło się o podłogę z charakterystycznym dźwiękiem. Obrócił się i przechodząc przez krótki, wąski korytarz dodarł do drzwi, które z łatwością otworzył. Oślepił go blask księżyca, na co zmrużył oczy i przetarł je. Rozejrzał się i mocniej otulił kocykiem, który chwycił po drodze. Zszedł po krótkich schodach i otworzył furtkę, wychodząc na ulicę. Mruknął zaspany, znów rozglądając się. Nie wyglądało to na łazienkę, a w tej chwili bardzo potrzebował się tam znaleźć. Nagle poczuł jak ktoś obejmuje go silnymi, zimnymi rękoma w pasie. Następnie czyjeś wargi dotknęły jego skóry, dokładniej tej na szyi, przez co zadrżał. Obrócił się i ujrzał ten sam uśmiech, który gościł w jego głowie. Patrzył na niego jakby przez mgłę, jakby jego twarz rozmazywała się, więc nie był w stanie ujrzeć oczu stojącego przed nim mężczyzny. Został przyciągnięty, trochę mocno, ale przyciągnięty. Nie szarpał się, nie wiedział co się dzieje. Nagle poczuł czyjeś wargi na swoich, przez co uwiesił swoje ręce na szyi mężczyzny, cicho piszcząc. Został uciszony kolejnymi pocałunkami, które były chwilami dość agresywne, jednak nadal czułe i intensywne. Z chwili na chwilę zapominał się, niezdarnie odwzajemniając pocałunki. Cicho westchnął mężczyźnie w usta, dając mu znak, że chciałby więcej. Delikatnie wsunął dłoń w jego miękkie włosy, cicho pojękując, gdy nieznajomy ciągał i szarpał wręcz jego wargi swoimi zębami. Przygryzał je, przez co poczuł metaliczny posmak, z pewnością była to krew, lecz w małej ilości. Mężczyzna odsunął się od ledwo kontaktującego Parka, palcami przesuwając po jego policzku. Na twarzy zaspanej kulki pojawił się uśmiech. Szczery, piękny uśmiech. Miał ochotę przytulic tego dziwnego chłopaka, który tak czule go całował, tak dobrze go dotykał. Zaśmiał się cicho pod nosem, widząc i jego uśmiech. Zamachnął się i jak najmocniej uderzył prawie śpiącą kulkę w twarz, przez co ten upadł, dłoń trzymając na zranionym policzku. Usłyszał cichy śmiech, a następnym dźwiękiem było chrząknięcie, prawdopodobnie kości. I nie pomylił się. Chłopak z opadającymi na twarz szarymi włosami, kopnął go kilkukrotnie w brzuch, oraz tam gdzie popadnie, łamiąc mu przy tym żebra. Obecnie zalewał się płaczem, więc chłopak o tak smakowitych wargach uklęknął przy nim i przeczesał jego włosy. Uśmiechnął się, głaskając go po głowie, jakby był małym kotkiem, oczekiwał że teraz będzie miauczał? Zacisnął dłoń na jego włosach, cisnąc mocno jego głową o asfalt, przez co ten przez chwilę zapomniał jak to jest żyć i stracił przytomność, wykrwawiając się powoli. Przyssał się do jego prawie martwych warg, atakując je w każdy możliwy sposób. Przygryzał je mocno, przez co już kompletnie straciły swój żywy kolor. Wysysał z nich krew, rozkoszując się nią, z uśmiechem przyjmując to, że ma jego krew na sobie, nie tylko na twarzy. Wokół było spokojnie, latarnie ledwo świeciły swoim słabym światłem. Zlustrował wzrokiem siną, zakrwawioną twarz. Krew nadal lała się z jego głowy, robiąc wokół kałużę. Nie zamierzał mu pomóc, nadal był piękny. Ścisnął jedną dłonią jego twarz na policzkach, przez co jego wargi się rozchyliły. Złożył na jego dolnej wardze motyli pocałunek, następnie wyjmując swój średniej wielkości podręczny nóż. Powoli rozciął kąciki jego ust do połowy policzków. Był zmasakrowany, żywcem zalewała go krew, a on pod wpływem silnego bólu, nie mógł otworzyć oczu, nie mógł zrobić tak naprawdę nic, bo Park Jimin już nie żył. Teraz Jiminnie się uśmiechał, pomimo tego, że spał. Uśmiech na jego twarzy będzie trwał wiecznie. Zadowolony z siebie podniósł bezwładne ciało chłopca. Przeczesał jego mokre i brudne od krwi włosy, po chwili spoglądając na swoją bladą dłoń, którą zdobiła świecąca czerwona krew. Wziął na ręce nadal pięknego Parka i przytulając go do siebie, zaczął delikatnie się z nim kołysać. Teraz na szarych włosach widniały czerwone pasemka. Postawił ciało, które od razu runęło na ziemię. Nie było widać już twarzy pięknego chłopca. Nie było widać już szczęśliwych oczu, uśmiechu, oraz pięknych ząbków, które zawsze szczerzył. Po nadętych policzkach ani śladu. Teraz były to pocięte płaty skóry, zlepione ciemną, zakrzepniętą krwią. Był z siebie zły, a z jednej strony dumny. Park Jimin nadal wyglądał pięknie i nawet on nie był wstanie popsuć tego. W czerwonym mu do twarzy. Ponownie chwycił pozostałości po Parku, kierując się do jego pokoju, gdzie jeszcze niedawno smacznie spał. Położył ciało na białej pościeli, która momentalnie zaczęła wsiąkać czerwoną ciecz.


W tej chwili łzy zaczęły mimowolnie uciekać spod zaciśniętych powiek.


Obudził się nagle i wszystko było dobrze. Jedyne o czym marzył, to przytulenie się do szarowłosego. Było to na wyciągnięcie ręki, gdyż obaj leżeli obok siebie, Jimin mocniej wtulony w tors chłopaka. Uśmiechnął się mimowolnie i przeniósł wzrok na jego twarz, która nadal wydawała się być niewyraźna. Złożył tylko czuły pocałunek na policzku mężczyzny, zaraz dostając od niego to samo. Tylko że w usta, i bardziej intensywniej. Ich języki walczyły o dominacje, ale to szarowłosy zdecydowanie przejmował inicjatywę, choćby dlatego, iż leżał na nim, po chwili jednak zawisając nad ciałem Parka. Całowali się w najlepsze, chłopak o śnieżnobiałej cerze stawał się coraz bardziej śmiały. Delikatnie uniósł koszulkę młodszego, sunąc dłonią po jego brzuchu, po chwili jednym ruchem odpinając guzik od jego spodni, odsuwając się na moment, by je z niego zdjąć. Nim się obejrzał, leżał całkowicie nagi pod mężczyzną, który obecnie całował jego brzuch i uda z taką delikatnością, że niemal odchodził od zmysłów. Było mu tak niesamowicie dobrze. Po dłuższym czasie pokój wypełnił się głośnymi jękami młodszego. Starał się je tłumić, ale nie potrafił. Było mu tak dobrze, że nie potrafił się już opanować. Ten podniósł go na duchu, mówiąc, że nie musi dusić w sobie jęków, dlatego teraz prawie piszczał i skomlał, prosząc o więcej. Bo on robił to świetnie i wiedział gdzie trafić. Niechcący opluł krwią twarz mężczyzny, który wydał z siebie cichy chichot, wyjmując swój wojskowy nóż z podbrzusza chłopca. Pocałował go delikatnie, oblizując jego wargi. Z jego ust ciekła czerwona ciecz, która w oczach szarowłosego była zwycięstwem. Dławił się nią, a on tylko chciał oszczędzić mu cierpienia, ściskając mocno dłonią jego gardło. By się nie krztusił. Poraniony brzuch, zepsute, przebite narządy pozbawiły Park Jimina reszty życia.


I w tej chwili zaczął krzyczeć.


Płakał głośno, wył, ściskając mocno kołdrę. Nie wiedział co się stało, co miało to wszystko oznaczać. Zacisnął oczy, po chwili znów wybuchając płaczem z myślą, że to ten sam chłopak. Chłopak, który bezczelnie go podgląda. Tyle wystarczyło by zapamiętać ten uśmiech. Przestraszony zaczął wgryzać się w poduszkę, chcąc odgonić od siebie wszystkie myśli. Nie był w stanie się ruszyć, nie był w stanie zrobić nic. Bał się. Przeniósł dłoń na swoją twarz, a potem na brzuch, chcąc sprawdzić czy jest cały. Momentalnie zachciało mu się wymiotować.


A Min zapewniał, że potrafi wszystko. Wejście w podświadomość Park Jimina nie było najtrudniejsze.


~*~

Witam w kolejnym tak szybkim rozdziale. Chyba powinnam przystopować, bo jeszcze się przyzwyczaicie. Rozdział jest krótszy, bo jest. Mam nadzieję, że spodobała wam się wersja snu, przecież to też kolejny dzień mieszania w życiu Jimina przez Yoongiego. Gwiazdkujcie i komentujcie. Możecie też polecić to ff komuś jeśli chcecie, bo ubolewam, że jednak tak mało osób to czyta. :'') Udostępniajcie gdzie się da. Dziękuję i enjoy! (◕‿◕✿)

Ps. Nie chodzi tu o Mina, którego spotkał. Bardziej chodzi o Mina podglądacza, czyli jego mroczniejszą stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro