Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 6

Sofia

Tuż po tym jak zatrzymaliśmy się na podjeździe domu Christophera zapewniłam Mię i jej męża, że jak tylko skończę swoją rozmowę od razu ją o tym poinformuję. Ich propozycja wydawała mi się na tyle atrakcyjna, że rzuciłam do niej, że jeśli wszystko pójdzie po mojej myśli z chęcią z nimi zamieszkam.

Mia wydawała się z tego powodu niezwykle zadowolona a nawet uściska mnie na pożegnanie aż do momentu, kiedy wsiadła do samochodu. Zadziwiająco Lorenzo wysiadł razem ze mną tłumacząc się tym, że też musi porozmawiać o czymś ze swoim wujem. Nawet jeśli wydawało mi się to podejrzane machnęłam na to ręką, bo nie obchodziło mnie co jest prawdziwym powodem tego, że nagle zmienił zdanie.

Moje walizki nadal znajdowały się w ich samochodzie więc miałam kolejny powód na to, aby do nich wpaść. Umówiliśmy się, że zostanę tu do wieczora aż przyjadą na rodzinną kolację jak to robili od wielu lat po czym zabiorą mnie do siebie. Cieszyłam się, że nadal mają tą tradycję a tym samym mogłam porozmawiać ze wszystkimi i dowiedzieć co się u nich przez te lata wydarzyło.

Ignorując Lorenzo weszłam do środka podziwiając jak zmieniło się wnętrze, które najwyraźniej Amara postanowiła nieznacznie zmienić. Musiałam przyznać, że wyszło jej to niesamowicie, bo teraz zamiast muzealnej atmosfery panowała w nim domowa taka która powinna być tutaj od zawsze.

W powietrzu unosił się przepiękny zapach kwiatów stojących w wielkich wazonach w kilku miejscach rozłożonych strategicznie. Najwyraźniej to zostało skrupulatnie opracowane tak aby osoby wchodzące do środka miały niesamowite widok.

Ares najwyraźniej był w swoim żywiole, bo zaczął wszędzie biegać i poznawać miejsce, w którym się wychował. Przymknęłam oczy wyobrażając sobie jak to było po raz pierwszy uczyć się rozkładu pomieszczeń w całym domu i wiedziałam, że gdybym musiała wiedziałabym, gdzie dojść z zamkniętymi oczami. Utrata wzroku mogłaby być dla kogoś końcem życia, ale dla mnie była początkiem czegoś nowego. Dzięki temu co się stało poznałam cudownych ludzi, którzy pomogli mi, kiedy sama nie mogłam sobie poradzić. Znaleźli sposób na to, abym mogła funkcjonować jak normalna dziewczynka bawiąc się czy biegając. Robiłam wszystko co normalne dzieci na tyle na ile pozwalało mi na to moje ciało. Wiele rzeczy było dla mnie trudnych do opanowania, ale nie znaczy to że niewykonalnych.

- Ktoś w końcu wrócił do domu. - otworzyłam oczy a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech, kiedy dotarło do mnie kto to powiedział.

Pomimo upływu lat zmieniło się w nim tylko to, że miał na głowie o wiele więcej siwych włosów no i może zmarszczek na twarzy. Nie zmieniło to jednak jego charakteru i tego jak dobrym przyjacielem był dla mnie pomimo tak dużej różnicy wieku pomiędzy nami.

- Enzo. - powiedziałam z delikatnym uśmiechem podchodzą do niego, aby móc go w końcu uściskać.

Nawet z nim nie widywałam się tak często jakbym chciała. Zaledwie kilka razy odwiedził mnie przez cały okres, kiedy mieszkałam w Bostonie jednak rozumiałam, że nie chciał sprowadzać na mnie niebezpieczeństwa. Wszyscy byli w tym bardzo przewrażliwieni jakby cały czas mogło czyhać na mnie zagrożenie jednak nic nie mówiłam, bo oni żyli w tym świecie od samego początku i wiedzieli do czego ludzie się są zdolni.

- Witaj w domu. - powiedział tuląc mnie do siebie.

- Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale byłeś dla mnie jak ojciec. - wyszeptałam w jego pierś czując jak się rozklejam. – Wiem, że nie byłam tylko twoim zadaniem ani obowiązkiem i ty też nigdy mi tego nie powiedziałeś. Ale tak właśnie czułam.

W końcu mu to powiedziałam i czułam się o wiele lżejsza. Enzo zjawił się w moim życiu w momencie, kiedy straciłam swoich rodziców i przejął na siebie ten obowiązek zostając moim ochroniarzem. Pomimo tego, że z definicji powinien zajmować się tylko zapewnienie mi bezpieczeństwa robił o wiele więcej.

Był kimś w rodzaju przyjaciela, z którym mogłam porozmawiać dosłownie o wszystkim wiedząc, że mogę liczyć na jego pomoc. Czy chciałam wyjść poza teren na zwykły spacer on mi towarzyszył. Czy pragnęłam dowiedzieć się jak to jest iść na plac zabaw od razu mnie tam zabierał. Czy postanowiłam nauczyć się jeździć na rowerze on trzymał siodełko tym samym ratując mnie przed upadkiem.

I to nie było wszystko co dla mnie robił. Zawsze, kiedy kładłam się spać a Amara nie miała czasu, aby przeczytać mu bajkę on robił to za nią i muszę przyznać, że to było coś niesamowitego. Enzo naśladujący kilka głosów tylko po to, aby oddać w pełni realizm czytelnej przez niego bajki.

- Mam nadzieję, że kiedy już znajdziesz dla mnie czas opowiesz mi o wszystkim co się u ciebie wydarzyło. - oznajmił drżącym głosem jakby i on poczuł jak ważna jest ta chwila.

- Z chęcią ci o wszystkim opowiem. - odsunęliśmy się od siebie z uśmiechami na twarzach. - Ja z kolei jestem ciekawa czy w końcu kogoś poznałeś. - wyszczerzyłam się.

- Może.

- W takim razie chciałabym się kiedyś z nią spotkać, bo kobieta, która wywołuje ten wyraz na twojej twarzy musi być wyjątkowa. – nikt tak jak Enzo nie zasługiwał, na to, aby w końcu poznać kogoś z kim mógłby spędzić resztę życia. Pomimo tego, że był po pięćdziesiątce nie znaczyło też ma już zostać sam do końca życia.

- Christopher już na ciebie czeka. - oznajmił po dłuższej chwili.

- Skąd wiedział, że chcę z nim porozmawiać? - zapytałam zdziwiona.

- Widział cię w oknie z gabinetu. – pstryknął mnie w nos jak za dawnych czasów. - A poza tym nie spodziewałem się po nim czegoś innego, skoro pilnie śledził całą twoją naukę więc przewidział, że przyjedziesz do niego od razu po swoim powrocie. Mogę się założyć, że wie w jakim celu tu jesteś.

Powinnam poczuć się lepiej ze świadomością, że zdaje sobie sprawę, dlaczego tak pilnie chce z nim rozmawiać, ale z drugiej strony obawiałam się, że nie wysłucha mnie do końca. Jednak, dopóki nie ruszę się z miejsca i z nim nie zmierzę to się nie przekonam.

Lorenzo

Co ja sobie myślałem, kiedy wyszedłem za nią jak jakiś głupi szczeniak. Jakaś głupia wymówka, że muszę spotkać się z Christopherem w sprawie związanej z pracą jednak prawda była taka, że chciałem spędzić w jej towarzystwie jeszcze trochę czasu. Nie mogłem zrozumieć co mnie do niej ciągnęło. Może to, że potrafiła otwarcie mówić to co myśli nieważne jak brutalne by to było. A może dlatego że żartowała sobie ze mnie jakby te minione lata wcale nie miały miejsca i jakbyśmy wrócili do tego, kiedy oglądaliśmy razem bajki.

- Lorenzo nie wiedziałam, że nas dzisiaj odwiedzisz. – w moim kierunku zmierzała Amara z Hope trzymając ją za rękę. Jej córka najwyraźniej bardziej zafascynowana była kwiatami w ogrodzie, bo co chwilę chciała biec w tamtą stronę jednak mocny uścisk jej matki ją przed tym powstrzymywał.

- Sam nie wiem. - westchnąłem przejeżdżając ręką po karku.

- Sofia wróciła, ale podobno już o tym wiesz. - uśmiechnęła się porozumiewawczo. - Mój mąż dał ci za zadanie sprowadzić ją do domu.

- Dlaczego mam wrażenie, że to twoja sprawka? – zapytałem.

- Może dlatego że tak właśnie było. - jej szczerość zaskakiwała mnie za każdym razem, ponieważ nie byłem do tego przyzwyczajony. Z reguły ludzie robili wszystko, aby oszukiwać i kłamać a ona była takim jakby wyznacznikiem tego jak dobrzy mogą być ludzie. - Wiedziałam, że oboje tego potrzebujecie, bo uparcie nie chcieliście ze sobą rozmawiać. Ty udawałeś, że robisz to tylko dlatego że wyjechała i cię zostawiła i nie mów, że nie o to chodzi. Masz jej to za złe, że musiała wyjechać i nigdy nie pogodziłeś się z tym, że miała namiastkę normalnego życia, którego ty nie miałeś. Sofia z kolei bardzo nie chciała wyjeżdżać i cię zostawiać jednak wiedziała, że to jedyne dobre wyjście. Nieważne co o niej sądzisz ona nigdy cię nie porzuciła i czekała aż się do niej odezwiesz jednak ty tego nigdy nie zrobiłeś. To bolało ją najbardziej.

Wszystko co mówiła a zwłaszcza każde jej słowo wbijało się wprost w moją pierś wywołując ogromny ból, bo czy chciałem się do tego przyznać czy nie miała rację. Byłem zły o to, że wyjechała sobie z dnia na dzień, kiedy najbardziej potrzebowałem jej towarzystwa i nie oglądała się za siebie jakby nasza przyjaźń nic dla niej nie znaczyła.

- To już przeszłość. Każdy z nas ma swoje życie i plany na przyszłość więc nie ma po co do tego wracać. - oznajmiłem beznamiętnym tonem.

- Czy naprawdę to co do siebie czuliście zniknęło? - dopytała przeglądając mi się zaciekawiona. - Bo mnie się wydaje, że tylko udajecie, ale to uczucie, które was połączyło nie zniknęło. I nie mówię tu tylko o przyjaźni i dobrze o tym wiesz.

- Nie wiem o czym mówisz. - szedłem w zaparte.

- Skoro tak mówisz. - przez ani chwilę mi nie uwierzyła jednak nie miało to znaczenia, bo po tym co usłyszałem postanowiłem, że będę trzymał się jak najdalej od Sofii, bo tak było trzeba.

Dotarło do mnie, że tylko unikając jej towarzystwa będę mógł na spokojnie zrealizować wszystkie swoje cele a jej w nich nie było. Nie było w nich żadnej kobiety, która po raz kolejny by mnie do siebie uwiązała.

- Jakby co mój mąż wspominał coś o tym, że chciałby z tobą porozmawiać. - wskazała głową w kierunku jego gabinetu więc skorzystałem z okazji, aby się przysłowiowo ulotnić.

Odwróciłem się na pięcie i nie mówiąc ani słowa ruszyłem w kierunku drzwi prowadzących do jego prywatnego sanktuarium. Pamiętałem liczne spotkania w tym miejscu, ale i jeszcze więcej rozmów, które przeprowadzał ze mną, z bratem czy z pozostałymi członkami rodziny. Niektóre z nich to były dobre wspomnienia, w których potrafiliśmy się cieszyć z niewielkich rzeczy, ale były i też takie o których wolałbym zapomnieć. Tym bardziej jeśli dotoczyły bezpieczeństwa naszej rodziny.

Czasami zastanawiałem się jak potoczyłoby się moje życie gdybym wychował się w normalnej rodzinie nie obciążonej taką tradycją. Jednak potem docierało do mnie, że nie mógłbym wyobrazić sobie innego życia jak takiego. Miałem wszystko czego mógłbym chcieć. Wielki dom z ogrodem, w którym mieszkałem sam i było mi z tym niesamowicie dobrze, ponieważ miałem całą przestrzeń tylko dla siebie. Miałem pracę, którą lubiłem chociaż wiązała się z krzywdzeniem ludzi albo odbieraniem im życia.

Miałem nieskomplikowane życie od sześciu lat i nie potrzebowałem, aby ktoś w nie wchodził i mi je mieszał. Od czasu śmierci Gracielli miałem święty spokój, ale i kobiet na pęczki, jeśli tylko tego potrzebowałem. Właśnie to podobało mi się w moim wolnym stanie, bo mogłem robić co chciałem a w dodatku obrączka, którą nadal nosiłem na palcu pokazywała kobietom, że nie szukam dłuższego związku. Było to takiego pewnego rodzaju odstraszacz kobiet, które miały zasady a magnes dla tych które chciały zabawić się na jedną noc. To co sam chciałem a potem każdy rozchodził się w swoją stronę.

Przystanąłem przy szklanych drzwiach prowadzących do gabinetu mojego wuja, kiedy tylko usłyszałem toczącą się w środku rozmowy. Nie chciałem przerywać jednak z każdym słowem czułem jakbym tracił grunt pod nogami. Wiedziałem co muszę zrobić jednak wymagało to de mnie złamania przysięgi, którą sobie obiecałem. Sofia chciała skończyć prawo i było to jej największym marzeniem więc jeśli miałem przyczynić się do tego jak mógłbym jej nie pomóc. Przeczyło to wszystkim moim postanowieniom jednak z jakiegoś powodu chciałem, aby mogła zostać adwokatem, bo czy tego chciałem czy nie miałem do niej słabość.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro