Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 36

Sofia

Minęły niecałe dwa tygodnie od momentu, kiedy samozadowoliłam się w jego obecności. I z dnia na dzień zaczęłam tracić coraz bardziej cierpliwość, ponieważ Lorenzo znowu to robił i unikał mnie jak ognia. W dodatku wyjechał gdzieś nic nie mówiąc o czym dowiedziałam się od Mii która mnie o tym uświadomiła.

Było mi niezwykle trudno, ponieważ potrzebowałam go w swoim życiu bardziej niż mi się zdawało. A już zwłaszcza teraz. Siedziałam w salonie i wpatrywałam się w pojedyncze kartki, które były niczym innym jak jawną groźbą. Nie reagowałam na nic, nawet na dzwoniący co chwilę telefon od przeszło godziny, ponieważ nie byłam w stanie się poruszyć. Myślałam, że dam radę sobie z tym poradzić sama jednak wiedziałam, że to zrobiło się zbyt poważne niż na początku mi się wydawało.


„Uważaj na siebie"

„Mam nadzieję, że doszłaś do siebie po naszym ostatnim spotkaniu, bo kolejne nie będzie tak łagodne"

„Zrób światu przysługę i lepiej sama się zabij, bo kiedy ja cię dorwę nic z ciebie nie zostanie"

„Przeszłość nie zapomina i prędzej czy później cię dopadnie"

„Wiedziałaś, że ciało szkliste obejmuje około osiemdziesiąt procent gałki ocznej i zbudowane jest praktycznie w całości z wody. A ty masz takie piękne oczy"

„Nawet nie zdajesz sobie sprawy, że już nie żyjesz"


Teraz wydawało mi się to głupie, że chciałam poradzić sobie z tym sama. Że chciałam być taka samodzielna i nie przyjmować się tymi liścikami jednak z każdym kolejnym robiło się coraz gorzej. To był właśnie w ten moment, w którym wiedziałam, że muszę powiedzieć o tym Christopherowi zanim zrobi się jeszcze gorzej. Musiałam wyznać mu prawdę o wszystkim a to wiązało się z jego wściekłością, ponieważ ukrywałam to zbyt długo. Powinnam zrobić to już po pierwszym liściku, ale myślałam, że to jakiś głupi żart jednego ze studentów, ponieważ nie kryli się z tym, że nie cieszyli się z mojej obecności na zajęciach.

Przeczesałam włosy palcami w wyrazie frustracji i kiedy po raz kolejny rozdzwonił się telefon w końcu wzięłam go w rękę. Zauważyłam kilkanaście nieodebranych połączeń i jeszcze więcej wiadomości na grupowym czacie jednak w tej chwili nie mogłam rozmawiać, zwłaszcza że dzwoniła Mia. Z nią wolałam sobie poradzić później, bo zdawałam sobie sprawę, że jej gniew w porównaniu do Christophera będzie o wiele straszniejszy.

Odrzuciłam od niej połączenie wiedząc, że muszę działać szybko, bo skoro to ona do mnie dzwoniła ktoś musiał ją o tym poinformować, że nie odbierałam telefonów a sądząc po tym, że najwięcej dzwoniła Amara mogły myśleć, że to coś poważnego. Zwłaszcza że umówiłyśmy się na babski wieczór w domu Luny a one już zapewne na mnie czekały.

Miałam się tam pojawić godzinę temu jednak byłam tak rozstrojona nerwowo po ostatnim liściku, który został wrzucony do mojej torebki, że nie mogłam się na niczym skupić. W końcu zapomniałam o tym spotkaniu jednak najwyraźniej żadna z nich nie miała zamiaru dawać za wygraną.


Ja: Musimy porozmawiać.


Wyszukałam te dwa słowa wiadomości do Christophera wiedząc, że jest ciągle przyklejony do telefonu więc bardzo szybko dostanę od niego odpowiedź. Musiałam się psychicznie przygotować do tej rozmowy, zwłaszcza że spodziewałam się krzyków i pretensji, że nie zrobiłam tego wcześniej.

Zebrałam leżące na blacie kartki na jedną kupkę i włożyłam je do torebki wiedząc, że będę musiała mu je pokazać. Niektóre z nich były niewinne a kolejne bardziej mroczne jakby ktoś chciał celowo mnie wystraszyć. Jakby tylko czekał na jakiś mój błąd albo strach, który zmusi mnie do tego, że przestanę chodzić na uczelnię.

Niedługo później otrzymałam od niego odpowiedź i nawet się nie zdziwiłam, że kazał mi pojawić się już w tym momencie. Podniosłam się z kanapy i z wielkim trudem wyszłam z domu rozglądając się nerwowa wokół jakby i tutaj ktoś mi mógł obserwować chociaż dobrze zdawałam sobie sprawę z tego, że cała posiadłość była zbyt dobrze chroniona. Nie mogłam się wyzbyć jednak tego dziwnego uczucia, które towarzyszyło mi przez całą drogę do domu Christophera, że to dopiero początek moich problemów.


***

Siedziałam przed jego biurkiem jak jakaś skarcona uczennica a on w dalszym ciągu się nie odzywał więc nie wiedziałam co miałam o tym sądzić. Nie wyglądało to dobrze, zwłaszcza że zwlekałam tak długo więc mogłam spodziewać się dosłownie każdej reakcji. Jednak byłam dorosła i jeśli będzie trzeba poniosę konsekwencje własnych decyzji.

- Ciekawe. - wymamrotał wpatrując się w kartki, które mu podałam. Wyglądał niczym pan i władca siedzący na swoim tronie, ale dla mnie był osobą, która wspierała mnie, kiedy było mi źle.

- A możesz coś więcej powiedzieć? - zaczęłam się coraz bardziej niecierpliwić. Jego mina nic nie wskazywała jakby w ogóle go to nie ruszało, ale takie osoby były najgorsze. Niby nic ich nie ruszało, ale tak naprawdę od środka wręcz buzowali ze wściekłości.

- A co boisz się? – w dalszym ciągu na mnie nie patrzył.

- Trochę.

- I masz rację. - rzucił kartki na stół. – Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym, kiedy dostałaś pierwszą groźbę! - podniósł głos na tyle aby wydawało mi się, że na mnie krzyczy, ale nie na tyle aby się wydzierał. On po prostu swoim stanowczym tonem potrafił sprawić, że czułam się jakby zrównał mnie z błotem. - Jesteś częścią rodziny i zawsze będziesz narażona na niebezpieczeństwo, dlatego powinienem wiedzieć o tym od samego początku. Co by, gdyby ktoś popchnąć cię za mocno na tych schodach i stałaby ci się większa krzywda? Co, gdyby cię porwał a my nawet nie wiedzielibyśmy, że coś się działo?

Dobrze wiedziałam, że miał rację jednak usłyszenie to od niego jakby mnie otrzeźwiło. Tak bardzo chciałam sama sobie z tym poradzić, że nie pomyślałam o tym, aby od razu przejść z tym do niego, ale nie chciałam być jeszcze większym ciężarem więc milczałam. Teraz jednak przybrało to tak poważny obrót, że nie mogłam ani nie umiałam poradzić sobie z tym samodzielnie. Bałam się o własne życie nawet bardziej niż wtedy, kiedy zabiłam Graciellę chyba to o czymś świadczyło.

- Nie chciałam żebyś musiał zajmować się mną i jakimiś głupimi groźbami wiedząc, że masz o wiele ważniejsze rzeczy. - odparłam nieporadnie chociaż wiedziałam, jak to brzmi.

Christopher miał taką minę jakbym sprawiła mu tym przykrość jednak prawda była taka, że nie chciałam, żeby się tym zajmował, bo wiedziałam do czego to doprowadzi. Do śmierci wielu osób i chociaż może na to zasługiwały nie chciałam rozlewu krwi z własnej winy.

- Jesteś członkiem tej rodziny a ja robię wszystko, żeby zapewnić bezpieczeństwo tym którzy są dla mnie ważni. - powiedział to w taki sposób, że nie miałam złudzeń, że kłamie.

Rodzina ponad wszystko tak wiele razy każdy z nich powtarzał te słowa, że nauczyłam się ich na pamięć. Nie żeby to było jakieś trudne jednak te trzy słowa, w których zawarte było tak wiele uczuć przyprawiały mnie o dreszcze. Nigdy w całym swoim życiu nie spotkałam osób a raczej rodziny, która tak bardzo stawiałaby swoich bliskich na pierwszym miejscu a interesy odchodziły w zapomnienie.

- Przepraszam. - z nerwów zaczęłam drapać skórki przy paznokciach. - Nie wydawało mi się to na tyle poważne by ci o tym mówić, ale teraz kiedy tak o tym myślę chyba byłam głupia.

Odkąd weszłam do jego gabinetu mój telefon dzwonił jeszcze kilka razy jednak od kilku minut nastąpiła cisza więc obawiam się tego co miało nadejść, a że nadejdzie to było pewne. Spoglądałam na telefon nie wiedząc czy mam oddzwonić do tych wszystkich osób czy lepiej zostawić to i przemilczeć.

- Moja żona postawiła całą rodzinę na nogi, bo nie odbierałaś telefonu. - rzucił niby od niechcenia, kiedy nie odrywam wzroku od swojej komórki. - Napisała nawet do mnie więc żeby nie mieć z nią problemu powiedziałem jej prawda. Już wie, że jesteś u mnie więc to tylko kwestia czasu zanim się pojawi. A za nią cała reszta.

Na samą myśl, że znowu będę musiała wszystko im tłumaczyć poczułam jakby żołądek podchodził mi do gardła. Już chyba wolałam rozmawiać z Christopherem i tylko z nim. Spojrzałam w jego kierunku niepewnie mówiąc:

- Możemy tą rozmowę utrzymać w tajemnicy między sobą? - zapytałam z nadzieją.

- Nie ma mowy. - parsknął śmiechem. Tak, właśnie to zrobił, ale że był to na tyle niecodzienny widok, że przez moment nie wiedziałam co powiedzieć, ale on już tak i ciągnął dalej swój monolog. – Moja żona prędzej czy później będzie drążyła temat, dlaczego nie odbierałaś telefonu i pojawiłaś się tak nagle w naszym domu. W dodatku jesteś ze mną sama bez moich braci więc to też o czymś świadczy. A patrząc na ciebie od razu się zorientują, że coś się dzieje więc lepiej powiedz jej o tym od razu.

Liczyłam na to, że nie będzie tak źle, ale po dłuższej chwili, kiedy tak o tym myślałam wiedziałam, że będzie jeszcze gorzej. Z westchnieniem oparłam się całym ciałem o oparcie fotela wiedząc, że czeka mnie jeszcze gorsza przeprawa niż z siedzącym przede mną mężczyzna. On przynajmniej potrafił zachować trzeźwy osąd czego nie mogłabym powiedzieć o dziewczynach który jak tylko się dowiedzą co się wydarzyło normalnie mnie zabiją.

- A może nie będzie tak źle. - spojrzałam na niego z nadzieją chociaż on swoją miną od razu sprowadził mnie na ziemię.

Miałam nadzieję, że będę miała więcej czasu, aby przygotować się do tej rozmowy jednak tym razem nikt nade mną nie czuwał sądząc po dobiegających z oddali przekrzykujących się głosach. Prędzej czy później i tak to miało nadejść więc teraz przyszła pora na kajanie się i wyznanie prawdy, którą przed nimi ukrywałam.

- Jak im to wytłumaczymy?

- Ty im to powiesz.

Spojrzałam na niego spod byka wiedząc, że robił to specjalnie, ale czego innego mogłam się spodziewać po głowie rodziny, która wszystko musiała mieć ułożone. To była moja kara za to, że tak długo zwlekałam no, ale przecież tyle razy podkreślałam, że jestem dorosła więc musiałam sama sobie z tym poradzić.

- A potem zajmiemy się ta osobą, która pomyślała o tym, że może cię skrzywdzić. - dodał podnosząc się z miejsca.

Głosy były coraz bardziej wyraźniejsze i coraz bardziej poddenerwowane więc poszłam w jego ślady i także ruszyłam się z miejsca. Dla swojego bezpieczeństwa odwróciłam krzesło tak żeby zasłaniało mnie w znacznej części i dopiero wtedy przygotowałam się na wtargnięcie całej piątki kobiet do gabinetu Christophera a tuż za nimi podążali ich mężowie. Z tego co zdążyłam zauważyć chyba chcieli je powstrzymać, ale najwyraźniej im się to nie udawało.

Kiedy mnie zauważyły przygotowałam się na istne pandemonium.

Zanim jednak zdążył powiedzieć choć jedno słowo sama zabrałam głos.

- Ktoś mi grozi! - oświadczyłam głośno i pewnie.

I wtedy się zaczęło.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro