Rozdział 31
Sofia
Nie mogłam sobie przypomnieć w którym momencie przestało być to zakładem a stało się czymś czego bardzo pragnęłam. Lorenzo po raz pierwszy zadzwonił i powiedział, że trochę się spóźni na nasze wieczorne spędzanie czasu jednak nie miałam mu tego za złe, ponieważ wiedziałam, że musiały zatrzymać go bardzo ważne sprawy. Tym razem poinformował mnie o tym osobiście a nie przez wiadomość więc tym bardziej byłam spokojna, że nie chciał wywinąć się z tego wszystkiego.
W tym czasie nie próżnowałam a postanowiłam przygotować coś wyjątkowego. Nie chcąc tego zepsuć wpadłam na jedyny pomysł, który wydawał mi się najrozsądniejszy. Zadzwoniłam szybko do Amary mówiąc dokładnie czego potrzebowałam a ona od razu się zgodziła. Wystarczyło tylko żebym poszła do niej i odebrała gotowe dania a ona z chęcią je dla mnie przygotuje.
Może po części to było oszustwo jednak nie chciałam czegoś zepsuć i sprawić, że ten wieczór przejdzie do historii jako jeden z najgorszych. Przecież i tak kiedyś przyznam się Lorenzo do tego, że to nie ja przygotowałam dla nas kolacja tylko ktoś inny. Ale to może za jakieś kilka miesięcy.
Z tego co udało mi się wyciągnąć od Lorenzo miał być on w domu dopiero gdzieś za godzinę więc mogłam na spokojnie przejść się spacerkiem do domu Amary. Wystarczyło mi tylko dziesięć minut szybkim marszem i już byłam pod jej domem.
Przyzwyczaiłam się, że wokół kręcą się żołnierze a nawet kilku z nich przyglądało mi się bliżej jakby oceniając zagrożenie. Gdyby nie to, że podziwiałam ich zaangażowanie pewnie wybuchłabym śmiechem, że podejrzewają mnie, że mogłabym skrzywdzić kogoś z osób przebywających w domu.
Amarę znalazłam w kuchni, gdzie przykrywała szklane naczynia srebrną folią zatrzymującą ciepło. Wyglądała niesamowicie uroczo z włosami związanymi w niedbałego koka i żółtym fartuchem, na którym widniał nadruk kota jedzącego zupkę chińską.
- Co ty masz na sobie? - zaśmiałam się zatrzymując po drugiej stronie blatu.
- Zajebisty fartuch. - usłyszałam głośny pisk.
Wychyliłam się przez blat i przy nogach Amary zauważyłam się kręcącą Hope która najwyraźniej dobrze się bawiła. Powoli przeniosłam wzrok w kierunku stojącej przede mną kobiety i przyjrzałam się jej uważnie z podniesioną brwią. Zastanawiałam się kto tak nauczył mówić to biedne dziecko.
- To nie ja. - podniosła ręce do góry i pokręciła energicznie głową.
- A kto? - jakoś jej nie wierzyłam.
- A jeśli ci powiem, że mój mąż to uwierzysz? – zapytała.
- Raczej nie sądzę, żeby Christopher tak pozwalał mówić własnemu dziecku. A skoro to nie ty i on to pewnie ten kto to zrobił już nie żyje. - zasugerowałam delikatnie.
- To. Był. Mój. Mąż. - mówiła każde słowo pojedynczo mocno zaznaczając ostatnie słowo.
- I jeszcze żyje? - zdziwiłam się, ponieważ po czymś takim mogłam się spodziewać, jak zareagowała, kiedy jej córka zaczęła tak mówić.
Hope w tym czasie obeszła cały blat i stanęła przede mną wyciągając ręce do góry. Naprawdę to dziecko było tak apodyktyczne i kiedy tylko nie robiło się tego czego chciało od razu wpada w złość. Spojrzałam na nią takim samym wzrokiem jak ona na mnie i nawet nie obeszło mnie to, że jej mina stawała się coraz bardziej zniecierpliwiona.
- Mama zabroniła nosić cię na rękach. - przypomniałam jej ostatnią sytuację, po której dostałam taką burę, że nie odważyłem się więcej tego robić.
- Ciocia. - wyręczała zamykając i otwierając rączki.
- Nie ma mowy. - pokręciłam głową opierając dłonie na biodrach. Chciałam być tą wyluzowaną ciotką, ale nie chciałam narazić się tym samym Amarze i Christopherowi co było bardziej niż realne.
- Tato! - krzyknęła i zanim zdążyłam ją złapać wyleciała z kuchni jakby się za nią paliło.
- Po kim to dziecko tak ma? - odwróciłam się w stronę rozbawionej Amary. Przesunęła w moją stronę dwa szklane naczynia, z których pomimo folii unosił się przepiękny aromat.
- To swoim tacie. – oświadczyła pewnie. – Ale teraz zmieńmy temat. Jesteś gotowana pierwsze zajęcia z samoobrony?
Mia w końcu zebrała nas wszystkie razem w tym samym dniu więc już się nie mogłam doczekać tego co dla nas przygotowała. Tak bardzo cieszyła się na tą inicjatywę więc trzymałam za nią kciuki, żeby wszystko udało jej się tak jak sobie tego wymarzyła.
***
Przez to, że zagadałam się z Amarą o mało co się nie spóźniłam. W ostatniej chwili ściągnęłam z gorących naczyń folię i ustawiłam je na stole. Udało mi się idealnie wyrobić, ponieważ dosłownie chwilę później w kuchni pojawił się Lorenzo. Obróciłam jeszcze raz do Amary i podrzuciłam do niej Aresa wiedząc, że będzie miał zapewnioną najlepszą opiekę. Z wielkim bólem żegnałam się z nim, bo wiedziałam, że dopiero jutro go odbiorę a nigdy nie byliśmy jednocześnie tak daleko a tak blisko od siebie od dłuższego czasu.
Nie wystroiłam się jakoś specjalnie dobrze wiedząc, że mieliśmy spędzić miły wieczór we własnym towarzystwie więc stwierdziłam, że wystarczą zwykłe dżinsy i koszulka na ramiączkach.
- Coś pięknie pachnie. - wodził wzrokiem po zastawionym pięknie stole.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. - uśmiechnęłam się nerwowo. Jakby na to nie patrzeć mogliśmy traktować to jako randkę więc była to pierwsza na jakiej byłam w całym swoim życiu. No dobra, może nie pierwsza, ale tak miałam zamiar ją traktować.
- Myślałem, że mieliśmy po prostu spędzić miło czas, więc założyłem, że po prostu obejrzymy jakiś film. - ruszył w moim kierunku, ale zamiast zająć miejsce stanął przede mną, położył mi dłonie na biodrach i przyciągnął do siebie. - Stęskniłem się. - powiedział i zanim zdążyłam odpowiedzieć mu to samo złączył nasze usta w powolnym, ale namiętnym pocałunku.
Rozkoszowałam się każdą sekundę wodząc dłońmi po jego piersi podziwiając jego wyrzeźbione mięśnie które napinały się, kiedy ich dotykałam. Mocny zapach jego wody po goleniu uderzył w moje nozdrza sprawiając, że jęknęłam nie mogąc się oprzeć. Wiedziałam, że jeśli będzie trwać to dłużej to w końcu któreś z nas zrobi coś na co nie jesteśmy gotowi. Z ogromnym trudem zakończyłam pocałunek wiedząc, że tak będzie lepiej.
- Bardzo się stęskniłeś. - zaśmiałam się nie odrywając dłoni od jego piersi. - I chyba nie tylko ty. - dodałam znacząco czując na swoim brzuchu jego twardniejącą męskość.
- Nie moja wina, że tak na mnie działasz. - poruszył sugestywnie brwiami co w jego wydaniu wyglądało niezwykle zabawnie.
- Może usiądźmy w końcu do jedzenia. – zaproponowałam. - Na pewno jesteś głodny.
- Nawet nie wiesz jak. - zapewnił siadając naprzeciwko mnie.
Sama też zajęła miejsce i już chciałam wyjąć gotowe danie ze szklanych naczyń jednak stwierdziłam, że tak wygląda to o wiele lepiej więc po prostu podsunęłam je w jego stronę. Pyszna i aromatyczna lasagne z sosem pomidorowym. Niesamowity aromat unosił się w całej kuchni sprawiając, że zaburczało mi w brzuchu. Uwielbiałam jedzenie, a jedzenie w wykonaniu Amary to mistrzostwo świata.
Jedliśmy w ciszy jednak wiedziałam, że już niedługo przeniesiemy się na kanapę w salonie na której też przygotowałam kilka niespodzianek. Wybrałam odpowiedni film, przygotowałam poduszki i koce a nawet uszykowałam przekąski, które jak tak mi się wydawało po zjedzeniu nie będą nam potrzebne. No może mnie nie bo patrząc na posturę Lorenzo to wydawało mi się nieważne, ile by zjadł i tak będzie głodny.
W tle leciała przepiękna piosenka Eda Sheerana „Perfect" która sprawiała, że chciałam przeciągnąć tą chwilę jak najdłużej. Ukradkowe spojrzenia, niewinne śmiechy i przypadkowe dotknięcia własnych rąk tylko to wystarczyło nam do szczęścia.
Zanim się obejrzałam skończyliśmy jeść, ale przez całą tę sytuację zapomniałam otworzyć butelkę wina, która nadal stała pomiędzy nami jak wielki neon. Chciałam, żeby było idealnie a zapomniałam o głupiej butelce. Widziałam przecież że stoją przed nami puste kieliszki.
- Co się stało? – zapytał.
- Zapomniałam otworzyć wino. - westchnęłam odkładając sztućce do pustego naczynia. – A miało być tak pięknie.
- Jest. - wyciągnął dłoń przez stół i położył ją na mojej delikatnie ściskając. - Nie obchodzi mnie jakieś wino a to żebyś ty była szczęśliwa.
- Może weźmiemy je i kieliszki przed telewizor? – zasugerowałam.
- I to jest bardzo dobra decyzja. - poparł mnie.
Zgodnie stwierdziliśmy, że naczynia po kolacji szybko włożymy do zmywarki i nastawimy program. Zajęło nam to dosłownie kilkanaście sekund w ciągu których ogarnęliśmy większość stołu po czym zebraliśmy kieliszki wraz z butelką i udaliśmy się do salonu.
Kiedy ja zajęłam się włączaniem telewizora a następnie filmu Lorenzo w tym czasie otworzył wino nalewając je do stojących na blacie kieliszków. Włączyłam Netflixa wiedząc, że znajdę na nim to czego szukałam, a że postanowiłam być dzisiaj sentymentalna włączyłam nam Titanica. To nie był pierwszy mój wybór jednak ten konkretny film trwał ponad trzy godziny i dostarczał takiej dawki emocji, po której człowiek z trudem zasypiał.
- Jak zajęcia z profesorem Mazzanim? – zapytał, kiedy usiadłam obok niego, gdzie mógł zgarnąć mnie w swoje ramiona. Podał mi przy okazji kieliszek tak żeby nie musiał się ode mnie odsuwać a potem wziął swój stojący na podłokietniku po jego stronie.
- Dobrze.
- Wiesz, że go sprawdziłem? - rzucił mimochodem.
- Domyśliłam się po tym jak łatwo się zgodziłeś na to spotkanie. - spojrzałam na niego spod rzęs. - Nie mam ci tego za złe, bo wiem, że zależy ci na moim bezpieczeństwie więc jeśli to ma cię uspokoić to nie będę ci w tym przeszkadzać.
- Podoba mi się ta twoja uległa strona. - gładził moje ramię w jednostajnym rytmie sprawiając, że zebranie myśli było niezwykle trudne. Zwłaszcza kiedy o jednym o czym mogłam myśleć to było to jakby znowu poczuć jego wargi na swoim ciele i to nie tylko na ustach.
- Nie przyzwyczajaj się za bardzo. – ostrzegłam go. – Nie zawsze będę taka miła i grzeczna, jeśli na to liczysz.
- Wolę, kiedy jesteś sobą. - kiedy pociągnął niewielki łyk wina przyglądałam się jak przełyka i było coś fascynującego w tym jak jego grdyka poruszyła się. Niczego nieświadomy nadal kontynuował swój monolog. – Lubię, kiedy się na mnie wściekasz i nawet wydzierasz, bo to niezwykle urocze w twoim wydaniu.
Wtuliłam się w niego mocniej i zamiast oglądać film skończyło się na tym, że po prostu zmieniliśmy pozycję na łóżku także mogliśmy leżeć obok siebie. A raczej wyglądało to tak że on leżał na plecach a ja praktycznie całym ciałem na nim jednak ani razu nie zająknął się na temat tego, że byłam zbyt ciężka.
Nie przypuszczałam, że spędzanie razem wieczoru może być tak niezwykle satysfakcjonujące. Rozmawialiśmy o moich studiach, tym co chciałabym po nich robić, o moich zainteresowaniach a nawet o tym czego lubiłam słuchać a czego nie. Zorganizowaliśmy coś w rodzaju pytań dzięki którym dowiadywaliśmy się o sobie tak wielu rzeczy, o których do tej pory nie mieliśmy pojęcia.
Uświadomiłam sobie, że prędzej czy później będę musiała powiedzieć mu prawdę, ponieważ życie w kłamstwie nie było wyjściem. Nie mogłabym go też tak jawnie oszukiwać do końca życia jakbym nic nie zrobiła. Leżałam na jego piersi zastanawiając się jak ja mam to zrobić nie narażając się na to, że wszystko co do tej pory udało nam się zbudować zostanie zniszczone w ciągu jednej sekundy jak domek z kart.
Nie spodziewałam się jednak, że nastąpi to szybciej niż się spodziewałam i sprawi, że całe moje życie wywróci się do góry nogami.
Potem już nic miało nie być tak jak dawniej.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro