Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 30

Lorenzo

Chociaż chciałbym porozmawiać z wujem jednak jak na złość cały czas coś mi przeszkadzało. Telefon się urywał od połączeń, a że nie mogłem być w wielu miejscach na raz więc postanowiłem, że muszę uporać się z tymi wszystkimi sprawami jak najszybciej.

Jako pierwszym miejscem był magazyn, w którym przetrzymywaliśmy narkotyki i do którego udałem po telefonie od Aidena. Najwyraźniej sprawa musiała być niecierpiąca zwłoki, skoro tak uparcie wydzwaniał i kazał mi stawić się jak najszybciej.

Chociaż miałem ochotę zadzwonić do niego i powiedzieć, że mnie nie będzie nie mogłem tego zrobić, bo jednak interesy to interesy i cały czas musiały się kręcić. Może przez ten czas będę mógł ułożyć sobie w głowie to co chciałbym przekazać Christopherowi tak aby za bardzo się nie wściekł jednak w jego przypadku wszystko było możliwe. Może przyjąć do pełnej świadomości to, że chciałbym, aby Sofia została moją żoną a może też się wściec, że chociaż o tym pomyślałem.

Niezwykle sfrustrowany bardzo szybko dojechałem na miejsce i wysiadając z samochodu mocno trzasnąłem drzwiami, aby dać upust moim emocjom.

- Masz zły dzień czy co? - nawet nie zdziwiło mnie, że przed wejściem stał mój bliźniak, który przyglądał mi się ze zmarszczonymi brwiami.

- Odwal się. – wyburczałem.

- Oho. Chyba ktoś zalazł ci za skórę. A może jakaś konkretna kobieta? - drążył temat jednak ja nie miałem zamiaru podchwycić jego aluzji.

- Przyjechałem, bo podobno coś się stało a nie po to, żeby urządzać sobie pogaduszki. – ruszyłem w jego kierunku.

- Już zawsze będziesz się zachowywał jak dupek! - nieznacznie podniósł głos, ale nie na tyle aby ktokolwiek nas usłyszał. – Minęło już kilka lat a ty nadal zachowujesz się jakbyśmy wyrządzili ci krzywdę.

- Nic nie rozumiesz. - nie chciałem o tym rozmawiać.

Pomimo że byliśmy bliźniakami miałem przed nim wiele tajemnic o których wolałbym nie mówić zwłaszcza o mojej nieżyjącej żonie. Nigdy nie pytał, jak układało się pomiędzy nami a ja nigdy nie zaczynałem tematu wiedząc, że nie było w nim nic ciekawego. Graciella była moją żoną przez prawie dwa lata, ale poza obrączkami nic nas nie łączyło, ponieważ sam jej widok sprawiał, że miałem ochotę ją udusić. Z kolei ona dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że nie mogłem ujawnić jej romansów, bo za bardzo przejmowałem się tym jak ludzie mogliby o nas mówić. Honor rodziny mi na to nie pozwalał, dlatego w końcu przestałem z nią sypiać i miałem gdzieś co robi i z kim. Ostrzegłem ją jedynie, żeby sprawy nie zaszły za daleko i przypadkiem nie zaszła w ciążę z tym kretynem, bo wtedy na pewno bym się nie przyznał do tego czegoś. W końcu obojgu nam zaczął odpowiadać taki układ, gdzie żadne z nas nie wtrącało się do spraw tej drugiej osoby. Byliśmy małżeństwem jednak każde miało swoje własne życie, swoje tajemnice czy swoje sprawy.

- Rozumiem, że nienawidzisz mojej żony za to, że zabiła twoją. - powiedział niczego nieświadomy Luciano.

Gdybyś tylko wiedział bracie o wszystkich mrocznych zakamarkach mojego małżeństwa. - pomyślałem w duchu jednak nigdy bym mu o tym nie powiedział.

- Nie nienawidzę jej. – zaprotestowałem.

- Twoje zachowanie świadczy o czymś zupełnie przeciwnym. – wiedziałem, że był sfrustrowany, ale nie spodziewałem się, że tak bardzo go to trapi. – Mia zrobiła coś co było niedopuszczalne jednak wiedziałeś, dlaczego to zrobiła. Moja żona cały czas się tym zadręcza, bo patrzysz na nią tak jakby zabiła ci kogoś kogo naprawdę kochałeś a przecież jej nienawidziłeś.

- Możesz przestać! - warknąłem zatrzymując się zaledwie kilka centymetrów od niego. Patrzyłem w te same oczy i w tą samą twarz. - Nigdy jej nienawidziłem za to co zrobiła. Było mi wstyd, że nie potrafiłem zrobić tego sam. - w końcu powiedziałem to co tak dusiło mnie od środka przez wiele lat.

Zauważyłem jak na mnie spojrzał i właśnie dlatego nic nie mówiłem. W jego oczach widniał tak wielki ból i uraza, że nigdy nie powiedziałem mu jak ciężko mi jest w tym małżeństwie. Nie chciałem obarczać tym kogoś innego. Nawet własnego ojca przestałem, bo dobrze wiedziałem, że nie mógł przewidzieć tego co się wydarzy więc jak mógłbym gniewać się tym bardziej na własnego brata.

- Wiedziałeś, że możesz nam powiedzieć. Jej romans i zdrady. Nigdy byśmy cię nie potępili za to, że chciałeś ją zabić a nawet byśmy ci pomogli. - zapewnił już mocnym tonem.

- I w jaki sposób chciałbyś się jej pozbyć nie wzbudzając podejrzeń u jej ojca? Wypadek samochodowy, przypadkowy postrzał, niewyjaśniona śmierć przez atak serca? Myślisz, że tego wszystkiego nie przemyślałem? Doszedłem do wniosku, że lepiej żyć z tą dziwką niż skazać rodzinę na złą opinię. - gdyby mógł wybierać zrobiłbym to jeszcze raz.

- Czy to dlatego odsunąłeś się od całej rodziny? - pomimo że powiedział to w ten sposób wyczułem, że bardziej mu chodzi o to, dlaczego odsunąłem się od niego. Bolało go to, bo przez cały czas byliśmy nierozłączni a potem z dnia na dzień po prostu zacząłem się od niego odsuwać aż w końcu rozmawialiśmy tylko na tematy związane z pracą albo podczas rodzinnych spotkań.

Dokładnie pamiętałem moment, w którym poddał się i przestał drążyć, dlaczego tak bardzo się zmieniłem. Mnie też to bolało jednak odsunąłem to uczucie w głąb siebie wiedząc, że tak jest najlepiej i tylko w ten sposób mogłem sprawić, że żaden z nich nie zacznie czegoś podejrzewać.

- Tak. - skoro powiedziałem mu już tyle mogłem w pełni wytłumaczyć się do końca.

- Wiesz, że gdyby istniało inne wyjście ona nigdy by tego nie zrobiła? - mówił właśnie o swojej żonie.

- Cieszę się, że skończyło się to w taki sposób. - powiedziałem to co naprawdę myślałem patrząc mu prosto w oczy wiedząc, że wyczyta z nich szczerość w moich słowach. - Cieszę się, że Mia zrobiła to wtedy, kiedy jej zdrady wyszły na jaw nawet jeśli to zepsuło moją reputację. Najważniejsze, że twoja żona była bezpieczna i chroniona. Nic więcej się dla mnie nie liczyło.

Zauważyłem jak wielką ulgę przyniosły mu moje słowa i chociaż atmosfera zaczynała robić się sentymentalna wiedziałem, że muszę to przerwać.

- Chodźmy lepiej do środka za nim Aiden zacznie się niecierpliwić. - klepnąłem go nieporadnie w ramię wiedząc, że to może początek naprawienia tego co tak łatwo spieprzyłem na własne życzenie. – I chcę w końcu spędzić czas z bratanicą.

Już wiele czasu zmarnowałem na głupie oddalanie się od rodziny i nie miałem zamiaru robić tego dłużej. Chciałem uczestniczyć w każdym aspekcie życia małej Grace której zdjęcia zrobiłem po kryjomu podczas jednej z wizyt. Zachowywałem się jak stalker, ale to był jedyny sposób na to, aby móc ją zapamiętać nie widząc się z nią.

- Nie wiem, czy jesteś na to gotowy. - stwierdził bezczelnie mój brat.

- A to niby czemu?

- Jakby ci to powiedzieć. - zamyślił się przez chwilę. – Grace nie jest kimś z kim porozmawiasz o broni, zabijaniu czy narkotyki. Moja córka jest osobą, która uwielbia rozmawiać o lalkach, przebieraniu się za księżniczki czy domkach na drzewie. – ostrzegł mnie.

- Rozumiem, że już zbudowałeś jej ten domek? - zapytałem z podniesioną brwią znając odpowiedź.

- Jeszcze nie. - przeczesał ręką włosy.

- A potrzebujesz pomocy?

- Robisz coś w sobotę? - jego słowa wystarczyły mi za odpowiedź.

Dotarło do mnie, że wielki wpływ na zmianę mojego zachowania miała mieszkająca ze mną kobieta i bardzo chciałem, żeby pozostało już tak do końca życia jednak z tym musiałem poczekać. Po raz pierwszy w swoim życiu chciałem zrobić coś porządnie, dlatego na początku rozmowa z wujem a potem dopiero zacznę działać. Jedno było pewne. Nie mogłem pozwolić jej tak łatwo odejść z mojego życia wiedząc, że tylko ona dawała mi szczęście.

***

- Że co kurwa robimy! - wydarłem się na cały magazyn.

Początkowo myślałem, że było to naprawdę coś ważnego jednak, kiedy podszedł do nas Aiden i powiedział czego tak naprawdę dotyczy to spotkanie myślałem, że się przesłyszałem. Kazałem mu powtórzyć, bo może miałem omamy jednak powiedział dokładnie to samo na co nie wytrzymałem i zacząłem się wydzierać.

Emocje buzowały we mnie w zastraszającym tempie i obawiałem się, że mogłem komuś coś zrobić, a że mój wuj był najbliżej mogło odbić się to na nim. To co zrobił było dla mnie nie do pomyślenia.

- Wybieramy prywatnego ochroniarza dla Sofii. - oświadczył dumny z siebie Aiden. Miałem ochotę zmazać mu ten durny uśmiech z twarzy jednak nie zrobiłem tego tylko dlatego że pomyślałem, jak zareagowałaby na to Sofia. Najwyraźniej to właśnie ona była jedynym powodem, dlaczego tak szybko się uspokajałem. Co nie znaczyło, że ta sytuacja mi się podobała.

- Podobno to była sprawa niecierpiąca zwłoki. - zacisnąłem mocno dłonie w pięści.

- Bo jest. – odpowiedział mi niczego sobie nie robiąc z mojego zachowania a mógłbym przypuszczać, że jeszcze go to bawiło. – Nadal nie wiemy czego chce mężczyzna, którego zdjęcia przesłałeś i gdzie on dokładnie jest więc musimy przedsięwziąć wszelkie środki ostrożności, aby nie stała jej się żadna krzywda.

- Nie ma mowy. - wysadziłem przez zaciśnięte zęby.

- Dlaczego? - tylko udawał głupiego, ale ja wiedziałem, że chciał wyciągnąć ode mnie najwięcej informacji jednak nie miałem zamiaru mu ich dawać. Wystarczająco dzisiaj wyżaliłam się przed bratem.

- Nie podobają mi się. - wyburczałem jak naburmuszone dziecko.

Nie moja wina, że każdy z prezentujących się siedmiu mężczyzn mógł ze mną konkurować. Gdybym był kobietą otwarciem mógłbym przyznać, że było na czym oko zawiesić więc nie. Nie pozwolę, żeby ktoś taki kręcił się przy mojej Sofii, bo wtedy naprawdę mogłem się nie opanować i w końcu kogoś postrzelić albo co gorzej doprowadzić do śmierci tej osoby.

- Mają najlepsze kwalifikacje ze wszystkich.

- Mam gdzieś jakie mają kwalifikacje. - zbliżyłem się do wuja na niebezpiecznie bliską odległość. - Nie pozwolę, żeby oni kręcili się przy mojej Sofii. - kiedy skończyłem mówić wiedziałem, że dałem się podpuścić jak jakiś szczeniak.

- Twojej? – zapytał z podniesioną brwią. - Z tego co wiem to młoda i wolna kobieta, która może robić ze swoim życiem co tylko zechce. - dalej mnie podjudzał jednak wiedziałem, że jestem ponad to.

Nie. Nie byłem ponad to, dlatego nawet nie hamowałem się w swoich słowach. Mój wuj, ale i brat stojący obok niego mieli ze mnie niezły ubaw, ale ta sprawa była na tyle poważna, że pieprzyłem swoje opanowanie. Tu chodziło o mężczyznę, który kręciłby się non stop przy kobiecie mojego życia a na to nie miałem zamiaru pozwolić.

- Sofia nie potrzebuje żadnej ochrony rozumiesz mnie! - mówiłem głośno i wyraźnie tak żeby dotarło to do niego raz na zawsze. – I masz rację. Jest wolną kobietą, ale już niedługo, dlatego nie potrzebujemy twojej pomocy ani o ochrony. Czy wyraziłem się jasno?!

Nie miałem zamiaru czekać na jego odpowiedź a po prostu odwrócił się na pięcie i opuściłem tamto pomieszczenie. Miałem nieodparte wrażenie, że przez cały czas robił sobie ze mnie żarty, ale nie mogłem być o tym przekonany na sto procent.

Musiałem zająć się kolejną sprawą, którą wyznaczył mi Christopher, aby w końcu wrócić do domu o odpowiedniej porze. Nie darowałbym sobie gdybym spóźnił się na pierwsze wieczorne spędzanie czasu z Sofią wiedząc jak bardzo wiele to dla niej znaczyło.


Aiden

- Możecie się rozejść! - rozkazałem im głośno i wyraźnie. Nie musiałem długo czekać, aby rozpierzchli się na wszystkie strony wiedząc, że kiedy patrzyłem w ich kierunku w taki sposób lepiej uciekać.

- Czy właśnie o taki efekt ci chodziło? – zapytał Luciano nie ruszając się z miejsca a liczyłem na to, że pójdzie w ślad za bratem.

- Myślałem, że wścieknie się bardziej. - stwierdziłem wkładając ręce do kieszeni kurtki. - Najwyraźniej coś się musiało zmienić, że przestał szaleć jak doberman w klatce.

- Stąpacie po cienkim gruncie.

- Ale zadziałało. – stwierdziłem nie przejmując się jego słowami.

Luciano nic więcej nie odpowiedział a po prostu ruszył wprost do znajdującego się na samym końcu gabinetu, w którym zazwyczaj pracowaliśmy. Zachowywał się tak jakby to była tylko moja wina jednak dobrze wiedział, że wszyscy byliśmy za to odpowiedzialni.

Wyciągnąłem telefon z kieszeni kurtki wiedząc, że Christopher czeka na efekt moich działań. Szybko wystukałem do niego wiadomość wiedząc, że nie muszę czekać na odpowiedź. Zameldowałem, jak wygląda sytuacja i tyle. Teraz jego kolej.


Misja wykonana.


Lorenzo nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie tylko ja byłem w to zamieszany a cała rodzina. Nawet nasze żony z wielką chęcią wzięły się do pracy biorąc sobie do serca, aby połączyć dwójkę upartych ludzi, do których nie chciało dotrzeć, że od swojego pierwszego spotkania byli sobie pisani. Byłem ciekawy jak rozwinie się ta relacja jednak sądząc po reakcji Lorenzo nie byliśmy im już potrzebni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro