Rozdział 25
Lorenzo
Wszedłem do gabinetu wuja, który już na mnie czekał. Jak zawsze siedział za swoim biurkiem z rękami położonymi na oparciach niczym król, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Po jego minie nic nie mogłem wyczytać.
Większość ludzi uważała go za bezdusznego i brutalnego potwora jednak nie widzieli tego co reszta rodziny. Dopuszczał do siebie niewielu jednak, kiedy już to robił ufał im bezgranicznie a zdrady karał jeszcze gorzej niż swoich wrogów. Nieważne jak bardzo by się starał udawać niewzruszonego wiedziałem, że martwił się całym zajściem i nie spocznie, dopóki nie pozna prawdy jaka kryje się za skrzywdzeniem Sofii.
- Pamięta co się stało? - zapytał bez ogródek.
- Nie do końca. - zająłem krzesło naprzeciwko niego. - Zbiegała za schodów, kiedy ktoś popchnął ją na tyle mocno, że się wywróciła i uderzyła głową w ścianę. Nie wie kto jej to zrobił i dlaczego.
- To nam utrudnia sprawę, ale Luciano już zajmuje się nagraniami z kamer. Co prawda nie ma ich na żadnym piętrze na schodach jednak może uda się zobaczyć kto za nią wszedł w tym konkretnym miejscu. - westchnął jakby był zmęczony całą tą sytuacją, ale mu się nie dziwiłem.
Przez bardzo długi czas mieliśmy spokój w rodzinie a zaledwie po kilku tygodniach od przyjazdu Sofii stało się coś takiego. Żaden z nas nie uwierzył, że to przypadek, bo przypadki w naszej rodzinie nie istnieją a od takich drobnych sytuacji robią się coraz większe problemy.
- Jakiś czas temu wysłałem do Luciano zdjęcie pewnego mężczyzny, który wydawał mi się podejrzany. Akurat był przed uczelnią, kiedy pojechałem po Sofię. - powiedziałem to co nie dawało mi od dawna spokoju.
Kiedy odbierałem ją jeszcze kilka razy ani razu go nie spotkałem, ale to nie znaczyło, że nie mógł się gdzieś ukrywać i obserwować jej samochodu czy zza drzewa. Ona też ani razu nie zająknęła się na temat tego, że czuje się obserwowana więc stwierdziłem, że to po prostu moje przewrażliwienie.
- Dowiedział się czegoś? - zapytał z nieprzeniknionym spojrzeniem.
- Tylko tyle że nie ma go w systemie osób skazanych więc nie szukaliśmy dalej.
- Trzeba będzie to sprawdzić. - wyciągnął dłoń w kierunku telefonu i od razu zaczął dzwonić.
Wiedziałem, że w tej chwili nie możemy sobie pozwolić na popełnienie żadnego błędu więc zrozumiałem, że chciał dowiedzieć się dosłownie wszystkiego. Nawet jeśli mężczyzna nie był karany to nie znaczy, że nie mógł być przez kogoś wynajęty. Przecież za pieniądze ludzie zrobią dosłownie wszystko a zwłaszcza kiedy ktoś dobrze płaci.
Miałem przeczucie, że to początek czegoś zupełnie dla nas nowego i poważniejszego z czym nie poradzimy sobie tak łatwo. Nie wiedziałem skąd mi się to wzięło jednak po raz pierwszy w życiu tak bardzo się bałem nie o siebie a o kobietę, która zaczynała znaczyć w moim życiu coraz więcej.
***
Zaledwie kilkanaście minut później mój brat wszedł do środka jak zwykle z tabletem w dłoni. Najbardziej zaskoczyło mnie jednak to, że nie był sam, ponieważ na piersi w przypiętych jakichś dziwnych szelkach trzymał swoją córkę Grace.
Pomimo napiętych relacji pomiędzy nami zostałem jej ojcem chrzestnym co niezwykle mnie zdziwiło. Tym bardziej że widziałem małą dosłownie kilka razy podczas rodzinnych spotkań, ale nie starałem się do niej zbliżyć. Nie czułem takiej potrzeby aż do teraz kiedy przyjrzałem się jej bliżej i kiedy dotarło do mnie, że ma taki sam odcień oczu i włosów jak reszta rodziny. Była do nas tak niesamowicie podobna a ja tego nie zauważałem tak bardzo zapatrzony w siebie.
Mała Grace zaśmiała się i klasnął w dłonie, kiedy tylko mnie zobaczyła. Jej małe nóżki dosłownie biegały w miejscu jakby najszybciej chciała się znaleźć obok mnie, ale ani trochę mnie to nie zdziwiło. Przecież byłem bliźniakiem jej taty, więc wyglądałyśmy tak samo.
- Ile razy mam powtarzać, żeby nie zabierać dzieci na takie spotkania. – powiedział Christopher stanowczym głos, ale nie na tyle głośnym, aby wystraszyć małą.
- Ona i tak nie będzie tego pamiętać. – stwierdził mój brat.
- Może twoje dziecko będzie bardziej wychowane niż ty. - warknął pod nosem. – Mów czego się dowiedziałeś. – popędził go.
Luciano nic sobie nie robił z gniewu naszego wuja tylko spokojnie podszedł do biurka jedną ręką trzymając tablet a drugą powstrzymując maleńkie dłonie córki, która zaczęła nimi machać jakby chciała dorwać urządzenie dla siebie.
- Nie był karany, dlatego tylko poprzestałem na sprawdzeniu go w bazie. - położył tablet na blacie biurka tak abyśmy oboje widzieli zdjęcie tego mężczyzny. - Zacząłem grzebać głębiej i nawet nie musiałem się zbytnio starać, żeby dowiedzieć się, że jest byłym wojskowym który bierze zlecenia powiedzmy od ludzi naszego pokroju.
Przesuwał zdjęcia za zdjęciem opisując nam dokładnie jak przebiegała służba tego człowieka a potem jak dostał się do naszego świata. Nazywał się Giaccomo Padovani i był przed czterdziestką. Bezdzietny. Nie miał żony ani dziewczyny. Ale to co mnie zaniepokoiło to to, że był snajperem w wojsku więc mieliśmy o wiele większe problemy niż przypuszczaliśmy, bo mógł być zdolny do wszystkiego.
- Wiesz, gdzie przebywa? - zapytałem w stronę brata.
- Nie i nie mogę się dowiedzieć, bo zniknął całkowicie z radaru. - nie był z tego powodu zadowolony. – Mia postara się dowiedzieć czegoś od swoich kontaktów i może coś to da. Facet dobrze wie co robi.
- W takim razie, dlaczego tylko zepchnął ją ze schodów? Mógł ją bez problemu zabić, ale tego nie zrobił. - zastanawiał się na głos Christopher i chociaż przez moment się skrzywiłem na jego beznamiętne słowa miał rację. Zadziałał zdecydowanie zbyt łagodnie więc musiał mieć coś jeszcze w zanadrzu, ale na samą myśl co mogło się jeszcze wydarzyć z trudem powstrzymałem się, żeby czegoś nie rozwalić. Dotarło do mnie, że mogłem ją stracić i nawet nie miałbym szansy zareagować.
- W razie czego przyniosłem jeszcze to. - Luciano wyciągnął tylnej kieszeni spodni płaskie pudełeczko, które następnie położył na stole i przesunął w moją stronę.
- Co to? – zapytałem, ale jak na złość nie otrzymałem odpowiedzi.
Otworzyłem je więc zestresowany, bo nie lubiłem, kiedy mój brat to robił, ale on dobrze wiedział, że takie działania wyprowadzają mnie z równowagi. Moim oczom ukazał się niewielki srebrny zegarek tak zwyczajny, że musiałem spojrzeć na mojego brata z niezrozumieniem.
- I w czym ma to nam pomóc? - zapytałem z przekąsem.
- Zegarek ma w sobie lokalizator więc wystarczy, że dasz go Sofii a od razu będziemy wiedzieli, gdzie jest. - oznajmił takim spokojnym tonem jakby co najmniej rozmawiał o pogodzie a nie o planowaniu stalkingu.
Byłem ciekaw reakcji kobiety, kiedy tylko dowie się o tym, że będzie śledzenia dwadzieścia cztery godziny na dobę siedem dni w tygodniu. Jak nic będzie protestować i zapierać się przed noszeniem zegarka jednak z czasem dotrze do niej, że to jedyne rozsądne wyjście. Gdyby faktycznie coś jej się stało nie moglibyśmy dotrzeć na czas, bo nie wiedzielibyśmy, gdyby była zagrożona. To brzmiało niezwykle prosto tylko to do mnie będzie należało przekonanie jej do tego pomysłu a nie będzie to takie łatwe.
- Skoro to był twój pomysł to więc go jej daj. - oświadczyłem zamykając pudełko i przesuwając w jego stronę. Miałem nadzieję, że ściągnie ze mnie ten ciężar, ale widząc jego uśmiech wiedziałem, że dobrze się bawił moim kosztem.
- Chyba z tego co pamiętam to z tobą mieszka. - wytknął mi.
- Ale mnie nie posłucha. - nie odrywałem od niego wzroku. - Kiedy jej coś mówię ona robi całkowicie na odwrót więc nie będzie chciała go nosić. A jak zacznę się upierać przy swoim to po prostu zatrzaśnie mi drzwiami prze nosem.
Nie miałem dosłownie siły do tej kobiety, bo była tak irytująca w swoich działaniach czy ktoś może ją uprowadzić czy nawet zabić. Najbardziej ceniła sobie swoją wolność i za nic nie dałaby sobie jej odebrać nawet jeśli oznaczałoby to jej bezpieczeństwo. Czasami miałem wrażenie, że dostałem ją za karę. Nie wiedziałem za co, ale idealnie wyprowadzała mnie z równowagi chociaż zapierałem się, że nie było to łatwe. Ona już dawno wygrała, ale nie zdawała sobie z tego sprawy.
- Teraz już wiesz jak ja się czuję mając za żonę meksykankę. – westchnął. - To jakbym nigdy nie wychodził z pracy.
- Więc dasz jej go? - ponowiłem pytanie.
- A w życiu! - parsknął głośnym śmiechem. - Nie mam zamiaru wchodzić tam, gdzie już trwa wojna a sądząc po twojej minie jesteście po dwóch stronach barykady. A poza tym wyglądam dokładnie tak jak ty więc nie chcę oberwać tylko za to, że mamy taką sobą twarz.
- Weź Grace za sobą. - zasugerowałem wiedząc, że taka roześmiana twarzyczka od razu załagodzi sytuację.
- Nie będę wykorzystywał córki do takich celów. - oburzył się. - Weź się w garść i zrób to co do ciebie należy. Nieraz radziłeś sobie z większymi i silniejszymi przeciwnikami więc jakaś słaba kobieta nie powinna sprawić ci większych trudności.
- I to mówi ten który boi się swojej żony. - wyburczałem zgarniając z biurko wuja zegarek.
Podniosłem się z fotela wiedząc, że rozumowa została zakończona jednak nie mógłbym być sobą gdybym nie powiedział tego co myślę.
- Ja zajmę się bezpieczeństwem Sofii a wy zajmijcie się tym sukinsynem. - wskazałem głową w kierunku zdjęcia, które wyświetlało się na tablecie.
- Nie ma sprawy. – Luciano poklepał mnie po piersi jak dobrego przyjaciela. – Tym mogę się dla ciebie zająć.
- Informuj mnie jak coś. - wysadziłem przez zaciśnięte zęby mając ogromną ochotę zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy moją pięścią.
Zanim wyszedłem pogładziłem jeszcze małą Grace po policzku na co odpowiedziała kolejnym piskiem. Czasami zastanawiałem się jak to by było mieć rodzinę taką jak mój brat jednak wtedy od razu przypominałem sobie o tym jak wiele zła wyrządziłem i od razu odrzucałem od siebie te myśli.
Nie nadawałem się na ojca ani na męża co jasno pokazały poprzednie lata. Lubiłem swoją wolność i to, że mogłem robić co chciałem bez świadomości tego, że w domu czeka na mnie żona. Jednak na samą wizję, że kiedy tylko wszedłbym do sypialni w moim łóżku spałaby Sofia chciałem zmienić zdanie.
To było pokręcone, że tak bardzo nie mogłem przestać o niej myśleć i wyobrażać sobie przyszłości z nią. W innych sytuacjach nie bałem się ani nie czułem strachu, ale na samą myśl, że gdybym zapytał ją czy chciałaby spróbować ze mną być czułem ogarniającą mnie zgrozę.
Nie wiedziałem, czy poradziłbym sobie z tym, gdyby odrzuciła mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro