Rozdział 23
Lorenzo
Pędziłem jak na złamanie karku w stronę szpitala zastanawiając się co się do cholery wydarzyło w szkole, że Sofia została przetransportowana do niego karetką. Kiedy zadzwonił Christopher nie miałem zamiaru odbierać od niego telefonu jednak, kiedy nie przestawał dzwonić raz za razem w końcu z nerwami odebrałem. To co usłyszałem sprawiło, że poczułem jakby ktoś ściskał mi z całej siły serce.
Właśnie dlatego było lepiej nic nie czuć i odseparować się od wszystkich. Mieszkała u mnie przez krótki okres czasu a już przyzwyczaiłem się do jej obecności, do tego jak siedziała w salonie i czytała książkę, do tego jak codziennie biegała, do tego jak po wypiciu kawy odkładała kubek do zmywarki, do tego jak dom pachniał jej perfumami. Zacisnąłem mocno dłonie na kierownicy zdając sobie sprawę z tego, że powinienem odpuścić, ale na to było już za późno.
To co do niej czułem wykraczało ponad wszystko nawet moją pracę i nigdy bym się o to nie posądził, że kiedykolwiek jakaś kobieta tak zawróci mi w głowie. To co się stało podczas przyjęcia utwierdziło mnie jeszcze bardziej w tym przekonaniu jednak nie wiedziałem, jak miałem jej wytłumaczyć to co czułem.
Zatrzymałem się pod szpitalem z piskiem opon i nawet nie przejmowałem się tym, aby wyjąć kluczyki ze stacyjki. Zgasiłem tylko samochód i wypadłem z niego jakby gonił mnie sam diabeł. Od razu skierowałem się do sali, której numer wcześniej wysłał mi mój wuj.
Kiedy tam dotarłem zauważyłem dwóch żołnierzy, którzy najczęściej zajmowali się ochroną domu i terenom podległym wuja. Zaskoczyło mnie to, że tylko tylu wysłał a nie więcej jednak z drugiej strony ludzie zastanawialiby się kto leży w sali i to mogłoby sprowadzić kolejne problemy.
Kiedy mnie zauważyli poruszyli się niespokojnie jednak nie zatrzymali mnie, kiedy otworzyłem drzwi do sali i zamknąłem je za sobą. Mój wzrok od razu powędrował do leżącej na łóżku kobiety, która najwyraźniej spała.
Miałem ochotę wyciągnąć telefon i zadzwonić z pytaniem, gdzie do cholery podziewa się cała rodzina. Dlaczego nie ma ich przy niej, kiedy najbardziej ich potrzebuje ale powstrzymałem się w ostatniej chwili. Wiedziałem, że to mogłoby zrodzić pytania, dlaczego aż tak bardzo mi zależy a nie chciałem wysłuchiwać wykładów na temat tego, że powinienem trzymać się od niej z daleka. Że należy do rodziny i jakiekolwiek bliższe relacje byłyby nie na miejscu.
Podszedłem do niej jak najciszej mogłem i usiadłem na znajdującym się przy łóżku krześle. Nie mogłem oderwać od niej wzroku i skanowałem całe jej ciało w poszukiwaniu jakikolwiek poważniejszych obrażeń. Poza opatrunkiem na czole nie znalazłem nic co odpowiedziałaby mi, że było jej coś jeszcze.
Dłonie cały czas trzymałem zaciśnięte na kolanach a myślami krążyłem wokół tego co też mogło się wydarzyć. Sofia była na tyle rozsądna, że nie wierzyłem, że to było omdlenie czy cokolwiek innego. Odżywiała się dobrze, spała, ile trzeba a jej sprawność fizyczna też była dobra. Więc co do cholery się tam wydarzyło?
- Co tu robisz? – wyszeptała patrząc wprost na mnie. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że byłem tak zatopiony w swoich myślach, że nie zorientowałem się, że już nie śpi. Przyglądała mi się marszcząc czoło z zaspanym wzrokiem albo raczej zmęczonym.
- Co się stało? - zapytałem ignorując jej pytanie.
To, że nawet pomyślała o tym, że nie przyszedłbym świadczyło o stosunkach pomiędzy nami. Nie chciałem, aby myślała, że nic dla mnie nie znaczyła, ale rozmawianie o uczuciach było dla mnie niezwykle trudne. Cały czas z tyłu głowy miałem to, że powinienem być twardy i bezlitosny a to wiązało się z nieokazywaniem jakichkolwiek uczuć jednak jej chciałem powiedzieć jak ważna jest dla mnie. W tej jednak chwili nie było to najważniejsze. Dowiedzenie się co się wydarzyło było na pierwszym miejscu mojej listy.
- Nic ważnego. - wymamrotała jednak po tym jak załamał się jej głos wiedziałem, że kłamie.
Nie spuszczałem z niej wzroku, kiedy zaplotłem dłonie na piersi. Mogłem spędzić przy jej łóżku cały dzień, ale to i tak nie zmieniało faktu, że prędzej czy później i tak dowiem się prawdy. Jeśli sama mi tego nie powie to i tak znajdę sposób, aby dowiedzieć się wszystkiego. W tym celu musiałbym porozmawiać ze sowim bratem jednak dla niej mogłem to zrobić pomimo napiętych stosunków pomiędzy nami.
- Źle się poczułaś? Miałaś za dużo nauki? Nie wyspałaś się? Ktoś ci coś powiedział? A może to przeze mnie nie mogłaś się skupić? - tyle pytań jednak na żadną nie dostałem odpowiedzi.
Po prostu patrzyła na mnie jednak coś w jej oczach się zmieniło. Jakby przez chwilę znalazłem w nich łagodność i niewinność, która ją kształtowała.
Sofia
Zobaczenie go przy moim łóżku było dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Nawet nie chciało mi się pytać kto go powiadomił a po prostu nie spuszczałam z niego wzroku. Z każdym jego zadanym pytaniem czułam, że bierze na siebie całą winę a tego nie mogłam przemilczeć.
Obróciłam się na łóżku w jego stronę leżąc na prawym boku i wyciągnęłam w jego kierunku dłoń. Siedział przy samym rogu łóżka co ułatwiło mi zadanie, aby złapać jego palce i pociągnąć w moją stronę. Ułożyłam nasze złączone dłonie na pościeli przyglądając się jak bardzo się od siebie różniły. Moja była gładka i opalona a jego pokryta bliznami i wytatuowana.
Nie mówiłam nic tylko rozkoszowałam się tą chwilą ciszę. Gładziła grzbiet jego dłoni w uspokajającym geście muskając palcem wskazującym każde ścięgno i żyłę na jaką tylko natrafiłam.
- No więc powiesz w końcu co się wydarzyło, czy mam to z ciebie wyciągnąć? - zapytał tak łagodnie jakby bał się mojej odpowiedzi a jednocześnie nie mógł się jej doczekać.
Ja jednak z całych sił starałam się skupić na widoku jaki miałam przed sobą. Pomimo tego, że widziałam go już wiele razy czy to z bliska czy z daleka jednak tej rzeczy nie zapamiętałam. Poczułam jak moje serce mocniej zabiło a mój wzrok nadal podążał w kierunku jego dłoni.
Nie wiedziałam jak głupia mogłam być, żeby tego nie zauważyć. Na każdym jego palcu tuż nad zgięciem miał wytatuowane litery, które układały się w jedno słowo „Sofia". Każdy, dosłownie każdy mógł je zauważyć, ponieważ nie zakrywał ich rękawiczkami.
- Dlaczego? - zapytałam nie odrywając wzroku od liter muskając je delikatnie palcem.
Był kompletną sprzecznością. Kiedy myślałam, że już całkowicie go zrozumiałam on robił coś co kompletnie wracało wszystko do góry nogami.
- Czy w pierwszej kolejności możemy porozmawiać o tobie? - nie dawał za wygraną.
- Powiem ci wszystko, ale najpierw ty. - wskazałam głową jego dłoń. - Chcę wiedzieć, dlaczego go zrobiłeś.
Bezwiednie przegryzłam zębami dolną wargę a robiłam to w sytuacjach w których się denerwowałam albo stresowałam. Niczego innego jak w tej chwili pragnęłam dowiedzieć się, dlaczego wybrał moje imię i w dodatku w takim miejscu było dla mnie niezrozumiałe. Musiałam poznać prawdę i to teraz.
Poruszył się niespokojnie na krześle jakby i dla niego to był niewygodny temat jednak zanim miałam szanse zareagować odwrócił swoją dłoń i splótł swoje palce z moimi.
- Ponieważ nieważne, gdziebyłaś i co robiłaś zawsze postawię ciebie na pierwszym miejscu - mówił tak poważnym tonem, że przez chwilę aż mnie zamurowało.
- Ale przecież waszym motto brzmi „Rodzina ponad wszystko" więc to nie mnie powinieneś stawiać na pierwszym miejscu. – zaprotestowałam.
- Zawsze postawię ciebie na pierwszym miejscu. - powiedział pomimo moich słów.
- Ale dlaczego? – nie mogłam tego zrozumieć.
- Ponieważ jesteś jedyną dobrą rzeczą, która przytrafiła mi się w życiu. Jedyną dzięki której jeszcze nie stoczyłem się do końca. Jedyną która potrafi wywołać uśmiech na mojej twarzy chociaż nie spodziewałem się, że jestem jeszcze do tego zdolny. Jedyną osobą, przy której jestem szczęśliwy.
Po jego słowa w sali zaległa taka cisza, że było słychać to co dzieje się na zewnątrz. Pisk podłogi, kiedy przychodziły po niej pielęgniarki, wyciszone rozmowy a nawet usłyszałam to komuś coś upadło. Zatopiłam się w tej chwili i w jego słowach tak bardzo, że dopiero kiedy poruszył się niespokojnie na krześle dotarło do mnie, że wpatruję się w niego nie mogąc się odezwać. W końcu odchrząknęłam z trudem, ponieważ siedzący przede mną mężczyzna sprawił, że nie mogłam zebrać myśli do kupy.
- Naprawdę nie potrafię cię zrozumieć. - pokręciłam głową pomimo tego, że momentalnie poczułam jak szwy na czole zaczynają mnie ciągnąć. Było to bardziej niekomfortowe niż bolesne jednak zignorowałam to, bo ta chwila i to co się tutaj teraz działo było zbyt ważne. - Jestem skołowana, ponieważ kiedy myślę, że zaczyna coś między nami być ty momentalnie wszystko psujesz.
Zauważyłam, że dotknęły go moje słowa, więc liczyłam na to, że cokolwiek mi wyjaśni. Życie w niepewności było najgorszym co mogło mnie spotkać a w tej chwili tak właśnie się czułam. Jakbym stąpała po cienkim lodzie i zastanawiała się, kiedy pęknie.
- Powiedziałem ci, dlaczego mam wytatuowane twoje imię więc teraz powiedz co się wydarzyło? - zignorował moje słowa.
- Ktoś mnie popchnął. - powiedziałam chcąc przypomnieć sobie całe zdarzenie. – Pamiętam, że szłam na zajęcia, na które prawie się spóźniłam więc wybrałam schody, żeby było szybciej. Myślałam, że to któryś ze studentów, ale wtedy poczułam uderzenie w plecy. Następne co pamiętam to jak pochylał się nade mną i szeptał jakieś słowa. - zmarszczyłam czoło chcąc sobie przypomnieć jednak w tej chwili nie mogłam.
- Pamiętasz co? - zapytał ściskając mocniej moją dłoń.
- Nie. - pokręciłam głową, którą po chwili ułożyłam na poduszce.
Byłam okropnie zmęczona, bo w ciągu niecałego dnia zdarzyło się tyle co do tej pory nie miało miejsca przez cały tydzień. Przyzwyczaiłam się do monotonii, która zawładnęła moim życiem i nie podobało mi się to, że zaczynało się w nim dziać coś więcej.
Przy takiej osoby jaką był Lorenzo to nuda była tym czego potrzebowałam, bo on dostarczał mi takiego zastrzyku energii, że nic więcej nie było mi potrzebne. Nie odezwał się ani słowem nie wyciągając ze mnie nic więcej, ale i tak by mu się to nie udało. Co miałam powiedzieć to powiedziałam.
- Zajmę się tym. - zapewnił mnie.
- Wiem. - uśmiechnęłam się nieznacznie w jego kierunku.
Znowu ogarnęła mnie senność, której w żaden sposób nie mogłam przegnać nieważne jak bardzo bym się starała. Coraz bardziej czułam jak moje powieki zaczynają mi ciążyć i chociaż chciałam jeszcze przez chwilę móc na niego popatrzeć wiedziałam, że zmęczenie weźmie nade mną góry.
- Odpocznij. - usłyszałam jak przez mgłę. – Będę tutaj cały czas. - zapewnił mnie.
Wiedziałam, że powinnam się opierać jednak jego mocny uścisk na mojej dłoni sprawił, że poczułam się bezpiecznie i tylko dlatego zamknęłam oczy. Nie miałam okazji powiedzieć mu, że cieszyłam się z jego obecności i że przez chwilę chciałam do niego zadzwonić, ale się zawahałam. W końcu zmorzył mnie sen.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro