Rozdział 22
Sofia
Jak na złość dzisiaj nic nie układało się tak jak sobie wymyśliłam. Minęły trzy dni od przyjęcia a ja w dalszym ciągu chodziłam nabuzowana jak ten królik reklamujący baterie. W dodatku zaczęłam popełniać błędy i nawet nie zauważyłam, że kolejne zajęcia miały się odbyć w zupełnie innym budynku przez co zostało mi dosłownie kilka minut, aby na nie zdążyć. Nie mogłam sobie pozwolić na spóźnienie, ponieważ to tylko pokazałaby jak niezorganizowana jestem a ludzie tylko czekali na mój błąd.
Winda nie wchodziła w grę zwłaszcza po tym jak zobaczyłam, ile ludzi stoi w kolejce, aby do niej wsiąść więc najlepszą rzeczą jaką mogłam zrobić było zbiegnięcie po schodach. Otworzyłam drzwi i szybkim krokiem pokonywałam kolejne piętra byle jak najszybciej dostać się na sam dół. Moja torba obijała mi się o plecy przy każdy stopniu, ale pomimo tego nie zwalniałam.
Wyrzucałam sobie, że przez swoje głupie uczucia chodziłam roztrzepana a powinnam bardziej skupić się na nauce i zajęciach. Nie mogłam nic poradzić na to, że kiedy zapominałam o tym co wydarzyło się pomiędzy mną a Lorenzo po chwili znowu to wracało tylko że ze zdwojoną siłę. W tym wszystkim nie pomagało też to, że widywałam się z nim w domu jednak tylko przelotnie. Westchnęłam wiedząc, że roztrząsanie tego w niczym mi nie pomoże a tylko jeszcze bardziej mnie dobije.
Torba ciążyła mi na ramieniu od wypychania jej po brzegi podręcznikami które nałogowo czytałam wypożyczając je z biblioteki. Ten ciężar przypominał mi o tym, że to szkoła jest tym na czym powinnam się skupić a nie jakieś głupie uczucia.
Schodząc z kolejnego piętra usłyszałam trzask drzwi więc uśmiechnęłam się nieznacznie, bo najwyraźniej ktoś wpadł na ten sam pomysł co ja. Szybkie kroki coraz bardziej się zbliżały i ani przez moment nie pomyślałabym, że mogą one stanowić zagrożenie. Przecież byłam w jednej z najbardziej bezpiecznych uczelni, która wprowadziła system przepustek dzięki którym można dostać się na teren szkoły.
Zostało mi tylko jedno piętro do przebiegnięcia, kiedy poczułam mocne uderzenie pomiędzy łopatkami. Nawet nie miałam szansy złapać się za barierkę, bo moje ciało już przechylało się w stronę posadzki. Torba zsunęła mi się z ramienia a moje ciało poleciało niczym kłoda z ostatnich kilku stopni.
Poczułam, jak uderzam biodrem o posadzkę a potworny ból już rozchodził się po całym moim boku promieniujący w kierunku nogi. W ostatniej chwili udało mi się zaprzeć rękami o podłogę jednak nic nie mogę poradzić na to, że moja głowa poleciała wprost na najbliższą ścianę. Jęknęłam czując jak moje czoło odbija się od niej sprawiając, że moje ciało stało się niezwykle ociężałe a umysł zamroczony. W następnej chwili jak przez mgłę docierało do mnie, że leżałam na zimnej podłodze a jakikolwiek ruch sprawiał, że moje ciało protestowało jeszcze bardziej.
- Przeszłość nigdy nie zapomina. - nade mną majaczyła niewyraźna sylwetka mężczyzny, który pochylał się w moją stronę. Nieważne jak bardzo starałabym się skupić wzrok nie mogłam.
Nie mogłam zrozumieć, dlaczego ten mężczyzna zaatakował akurat mnie. Nie zrobiłam mu nic przez co mógłby być na mnie zły, ale może komuś po prostu nie pasowała moja obecność na uczelni. Dobrze wiedziałam, że nie wszyscy reagowali na mnie zbyt dobrze, ale to już była przesada.
Starałam się nie poruszać nawet do czasu aż męska sylwetka zbiegła schodami na dół a jej kroki wkrótce ucichły. Czułam jak mocno bije mi serce. Jak bardzo moje ciało stało się ciężkie i nawet próba podniesienia się nic nie dała.
Powinnam zadzwonić do kogokolwiek z rodziny jednak nie mogłam zebrać sił. Z wielkim trudem przekręciłam się z pleców na brzuch i podparłam na łokciach. Z trudem udało mi się skupić wzrok, ale jakimś cudem złapałam za barierkę i to by było na tyle bo moja dłoń od razu się z niej ześlizgnęła. Ból w głowie był coraz mocniejszy i jedyne co w tej chwili mogłam zrobić to po prostu spokojnie oddychać aż mój wzrok wróci do normalności.
- Hej nic ci nie jest? - usłyszałam jak przez mgłę, ale nie byłam w stanie unieść głowy.
Poczułam, jak ktoś dotyka mojego ramienia a potem pochyla się z moją stronę. A głosu poznałam, że musiała być to jakaś kobieta. Wiedziałam, że oprócz niej ktoś jeszcze był niedaleko jednak nie mogłam nic poradzić na to, że moje ciało postanowił ją odmówić mi posłuszeństwa.
Poczułam jak moje powieki robią się ciężkie i to było ostatnie co pamiętałam.
***
Przebudziłam się czując szarpnięcie. Leżałam na płaskiej powierzchni a wokół roztaczał się zapach środków czystości i czegoś dziwnego czego nie mogłam określić. Zamrugałam nieporadnie rozglądając się wokół. Nawet chciałam podnieść głowę, ale poczułam dłoń, na ramieniu która mi w tym przeszkodziła.
- Proszę się nie podnosić. - w zasięgu mojego wzroku pojawiła się kobieca twarz, na której gościł niewielki i uspokajający uśmiech. Chociaż tyle dobrego, że moje oczy już wróciły do siebie, bo obawiałam się, że może być to coś poważnego. - Pojedziemy do szpitala i przeprowadzimy kilka badań.
- Nie potrzebuję szpitala. – wymamrotałam. - Niech mnie pani po prostu opatrzy i wracam do szkoły na zajęcia.
Nie mogłam sobie pozwolić na zawalenie jakiegokolwiek przedmiotu, tym bardziej że moja nieobecność mogłaby się w tym przyczynić. To był dopiero początek roku a ja już zaliczyłam wpadkę i nie ważne, że to nie była moja wina. Liczyło się to, że właśnie zaczęły się zajęcia, na których nie byłam.
- Nie ma nawet takiej możliwości. - z jej twarzy zniknął uśmiech. – Masz rozcięcie, na czole które musi być fachowo zszyte a nie zrobię tego w karetce. Dodatkowo straciłaś przytomność, więc muszę przeprowadzić badania czy aby nie doszło do jakichś poważniejszych obrażeń. Możemy to zrobić po dobroci albo przywiąże cię do noszy Sofii. - nikt obcy jeszcze w taki stanowczy sposób do mnie nie mówił.
Westchnęłam wiedząc, że mogłabym wstać i kazać się wysadzić na najbliższej ulicy, ale prawda była taka, że w tej chwili moje siły były bardzo ograniczone. Spojrzałam ponownie na kobietę, kiedy dotarło do mnie, że nie powiedziałam jej jak mam na imię jednak patrząc na leżącą obok mnie torbę zapewne dowiedziała się tego z dokumentów które tam miałam.
Przymknęłam oczy tylko na chwilę i nawet nie zorientowałam się, kiedy znowu straciłam przytomność.
***
To było takie poniżające, kiedy lekarka zszywała moją ranę na głowie, bo nie wiedziałam, jak mam to wytłumaczyć. Najwyraźniej mówiąc, że się potknęłam i upadłam nie było tak przekonujące jak mi się wydawało sądząc po jej powątpiewającej minie. Nie odezwała się jednak ani słowem, aby powiedzieć, że mi nie wierzy. Tylko jej lekko zaciśnięte wargi świadczyło o tym, że nie spodobała jej się moja odpowiedź, ale nie naciskała.
- Kiedy będę mogła wyjść? – zapytałam.
- Tak bardzo śpieszy ci się do domu? - lekarka odłożyła narzędzia na stolik i ściągnęła rękawiczki. - Jak tylko przyjdą wyniki z tomografii komputerowej wtedy zdecyduję co później.
- Ale chyba nie będę musiała tu zostawać?
- Poczekamy na wyniki. - odpowiedziała spokojnie jak do dziecka. – Możesz mieć wstrząśnienie mózgu jednak zanim zaczniesz protestować najpierw odpowiedz mi na pytania. Czy odczuwasz ból głowy, masz problemy z pamięcią, czujesz się zdezorientowana, czujesz jakbyś nie mogła oddychać, jesteś rozdrażniona, masz problemy z mową albo nudności czy wymioty?
- A co to ma do rzeczy?
- To są niektóre z objawów które mogą u ciebie wystąpić. Powinnaś być wtedy pod opieką lekarza a nie w domu, gdzie twój stan może się jeszcze pogorszyć.
Mogłam spokojnie odpowiedzieć, że nic mi nie jest, ale prawda była taka, że połowa z tych objawów pasowała do stanu w jakim się znajdowała. Spojrzałam na kobietę beznamiętnie i ostentacyjnie podciągnęłam koc wyżej na kolanach zakładając ramiona na piersi jak naburmuszone dziecko.
- Chyba mam swoją odpowiedź. - uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
Teraz kiedy w pełni zajęła się mną mogłam przyjrzeć się jej uważnie. Miała krótkie brązowe włosy obcięte na boba które najwyraźniej codziennie układała. Uśmiech, który potrafił uspokoić każdego a w dodatku aura jaką wokół siebie roztaczała sprawiała, że chciało się jej zaufać. Spojrzałam nawet na plakietkę, na której widniało jej nazwisko dr. Garette.
- Może troszeczkę mi niedobrze. - postanowiłam być z nią szczera a potem wyciągnęłam palce i pokazałam jej niewielką odległość pomiędzy nimi. – Ale tylko troszeczkę.
- Oczywiście. - kobieta najwyraźniej mi nie wierzyła, ale postanowiła mi odpuścić. - Odpoczywaj a ja zajmę się resztą. - poklepała mnie po kolanie zanim wstała.
Kiedy opuściła moją salę poczułam się niezwykle samotna. Przez chwilę nawet chciałam wyciągnąć z torebki telefon i zadzwonić do Lorenzo, ale nie wolałam tego robić pod wpływem chwili. Potrzebowałam go, jednak moja duma mi na to nie pozwoliła, ponieważ gdyby przyjechał tutaj wiedziałam, że wybaczyłabym mu to co zrobił podczas przyjęcia.
Po części rozumiałam, że bał się zaufać po raz kolejny kobiecie jednak to byłam ja. Jego przyjaciółka z dawnych lat a nie ktoś obcy więc jak mógł zapomnieć o tym, że zawsze stanęłabym po jego stronie nieważne co by się działo.
Dotknęłam dłonią opatrunku na czole i syknęłam, kiedy poczułam niewielkie ból. Otrzymałam dobre lekarstwa, które uśmierzyły go, ale nie zrobiły tego całkowicie. Starałam sobie przypomnieć, jak wyglądał ten mężczyzna jednak poza jego głosem wszystko inne było dla mnie zamazane. Jego twarz, która pochylała się na nade mną. Był tak blisko a ja nie mogłam się sobie wyobrazić ani przypomnieć czegoś pożytecznego więc nawet jeśli stanąłby przede mną i spojrzał mi prosto w twarz nie rozpoznałabym go.
Cała ta sytuacja była tak pogmatwana, że od tego wszystkiego poczułem ogromne zmęczenie. Wpatrując się prosto w okno moje powieki stawały się coraz cięższe aż w końcu pozwoliłam sobie na sen. Nie zorientowałam się nawet że do mojej sali weszła osoba, która jeszcze niedawno zaprzątała moje myśli.
I do której najwyraźniej powoli zaczęło coś docierać.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro