Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 21

Sofia

Wróciłam na salę mając ogromną nadzieję, że nikt nie zauważył mojego zniknięcia a zwłaszcza że nie widać po mnie tego co przed chwilą zrobiłam. W dodatku ten dupek zachowywał się tak jakby nie doprowadził mnie do orgazmu i nie trzymał dłoni pomiędzy moimi nogami.

Ale już tak dobrze mu szło i musiał wszystko koncertowo spieprzyć. Teraz to już nie był zakład pomiędzy członkami rodziny a wojna, którą miałam zamiar wygrać. Jeśli będzie trzeba użyję wszystkich pokładów umiejętności, ale i pomysłów, aby wyprowadzić go z równowagi do tego stopnia, że nie będzie wiedział, jak się nazywa.

- Co się stało? - zanim zdążyłam dotrzeć do stolika zatrzymała mnie Amara.

Chociaż ona wyglądała jakby się dobrze bawiła a tym bardziej chyba już nic nie piła sądząc po jej trzeźwej minie. Chyba ktoś tutaj musiał się dowiedzieć o tym co powiadała w pokoju gościnnym przy wszystkich. Roześmiałabym się gdybym nie była tak wściekła.

- Ten dupek się stał. - wylewałam swoje żale zanim zdążyłam pomyśleć, ale komuś musiałam o tym powiedzieć. – Zawsze zachowuje się tak jakby nie miał uczuć, a jak przychodzi co do czego i okazuje mi jakieś dobre uczucia zaraz znowu przemienia się w kompletnego gbura.

Jedyne o czym teraz myślałam to by ulotnić stąd na dobre i zaszyć się pod kołdrą tam, gdzie nikt by mnie nie znalazł. Nie. Nie dam mu tej satysfakcji i nie ucieknę z podkulonym ogonem jakbym miała się czego wstydzić.

- Rozumiem, że mówimy o Lorenzo.

- A o kim innym. – prychnęłam. – Najpierw zaciąga mnie do pierwszego lepszego pomieszczenia, wita się ze mną jakby mi od dawna nie widział, całuję a potem doprowadza do orgazmu palcami. – musiałam przyznać, że to przyjęcie miało jedyną dobrą zaletę. Na każdym kroku można było spotkać kelnera z tacą pełną alkoholu więc nie wahałam się ani chwili i wzięłam kieliszek szampana, który wychyliłam w trzech łykach. – A na koniec mówi, że powinnam już iść. Robi mi sieczkę z mózgu i nie wiem co mam z tym zrobić.

- Wow. - spojrzała na mnie zaskoczona po czym potrząsnęła głową. - Poczekaj chwilę, bo muszę dojść do siebie po takiej bombie.

Ani trochę się jej nie dziwiłam, bo gdyby ktoś powiedział coś takiego do mnie sama chyba bym była w szoku. Przez chwilę też zastanawiałam się co może sobie o mnie pomyśleć. Że jestem rozwiązła, bo dałam się wymacać przy pierwszej nadarzającej okazji, ale ona znała mnie zbyt długo i zbyt dobrze, aby w to uwierzyć. Nie dałabym się dotknąć mężczyźnie gdybym czegoś do niego nie czuła. A w tej chwili odczuwałam bardzo wiele i wszystko to miało związek z Lorenzo.

- Jak było? - zapytała sprawiając, że aż wmurowało mnie w podłogę.

- Że co proszę? - zamrugałam kilka razy oczami chcąc się przekonać, czy stoi przede mną ta sama kobieta, którą podziwiałam za jej charyzmę i stanowczość.

- Zajął się tobą dobrze? - zadała kolejne pytanie. - Mam nadzieję, że tak bo inaczej go ukatrupię.

- Myślałam, że inaczej zareagujesz.

- A niby jak. - jej brwi poszybowały do góry, że jeszcze chwila a zginęłyby pod włosami. - Dobrze wiem, że pierwszy raz pozwoliłaś, aby jakikolwiek mężczyzna tak bardzo się do ciebie zbliżał więc zdaję sobie sprawę z tego, że coś dla ciebie znaczy. Inaczej nawet nie pozwoliłabyś mu do siebie podejść a nawet strzeliłabyś go w twarz. A może nawet poinformowałabyś o całym zajściu mojego męża, który jak dobrze wiesz nie zostawiłby tego tak po prostu. – jej słowa miały w sobie bardzo wiele prawdy.

- Było lepiej niż dobrze. - przegryzłam wagę na wspomnienie tego co wydarzyło się kilka minut temu.

- To dobrze. Ale może następnym razem nie rób tego w tym domu, bo wszędzie znajdują się kamery i ktoś mógłby niechcący coś zobaczyć. - powiedziała do mnie tym razem poważnie.

Nawet o tym nie pomyślałam i teraz kiedy ta świadomość na mnie spłynęła zdawałam sobie sprawę z konsekwencji. Poczułam, jak dreszcz przechodzi przez moje ciało i po kolei zaczęłam analizować każdą sekundę od wyjścia z sali aż do samego powrotu. Jeśli ktoś chciałby przejrzeć nagrania to dowiedziałby się, że Lorenzo wyszedł tuż za mną i wciągnął mnie to pomieszczenia zamykają za sobą drzwi. Może komuś wydałoby się to dziwne jednak większość wiedziała, że jesteśmy rodziną, nie rodzoną, ale jednak. Spędziliśmy ze sobą kilka minut, ale nikt nie mógłby podejrzewać co robiliśmy co sobie wmawiałam. Co nie znaczy, że nie ryzykowaliśmy.

- Nie macie się czym przejmować. - usłyszałam głos Luciano za moimi plecami na co wzdrygnęłam się, ponieważ podszedł do nas tak bezszelestnie i ani myślał o tym poinformować. Przez chwilę zastanawiałam się, ile z tej rozmowy słyszał jednak jego kolejne słowa same mi na to odpowiedziały. - Zapętliłem obraz na kilka minut tak żeby nikt nie zorientował się, że wyszłaś z sali a za tobą mój brat. Możesz czuć się bezpiecznie.

- Czy ktoś jeszcze wie o tym co się wydarzyło? - zastanawiałam się na głos.

- Nie. - zapewnił mnie. - Pozostała część rodziny tym razem z kobietami utworzyło coś w rodzaju kółeczka wzajemnej adoracji i opowiadają sobie o dzieciach więc pewnie nie zauważyli.

- Ale ty zauważyłeś. - powiedziałam znacząco.

- Bo widziałem mojego brata jak wychodził a sądząc po jego minie był bardzo zdeterminowany. - przyjrzał mi się uważniej. – I chyba nie poszło tak jak to sobie zaplanował.

Prychnęłam na jego słowa jednak nie odpowiedziałam. Wzięłam kolejny kieliszek z tacy, ale tym razem postanowiłam sączyć alkohol o wiele wolniej, bo już czułam, że lekko kręci mi się w głowie.

Przyjęcie rozkręciło się już na dobre i wiedziałam, że ta chwila, na którą wszyscy wyczekiwali za niedługo miała nadejść. Taniec, którym jednocześnie otworzę część, w której goście będą mogli sami wyjść na parkiet i zostać na nim aż padną z wycieńczenia. Na szczęście potrafiłam jakoś się poruszać a nie zachowywać jak kłoda, ale to tylko dzięki kilku lekcjom tańca na które postanowiłam się wybrać. Nie byłam jakąś wielką tancerką, ale nauczyłam się też jak się poruszać co zdecydowanie przyda mi się dzisiejszego wieczoru.

- Twój brat to dupek. – spojrzałam na Luciano, który po moich słowach lekko się uśmiechnął.

- Tak wiem, ale to twój dupek. - mrugnął do mnie i zanim miałam okazję zripostować już zniknął w tłumie.

Kiedy tak o tym pomyślałam to był już którąś osobą, z kolei która twierdziła, że łączy mnie z Lorenzo coś więcej niż tylko wspólne mieszkanie. Posiadali zbyt wiele wiary we mnie, ponieważ nic, ale dosłownie nic między nami nie było nieważne jak bardzo bym tego chciała.

Nie miałam czasu, aby w dłużej to roztrząsać, ponieważ w kilku krokach znalazł się przy mnie Enzo z szerokim uśmiechem na twarzy. Wiedziałam, że właśnie nadeszła ta chwila, która miała przesądzić o tym czy jednak umiem się poruszać na parkiecie. Co innego wiedzieć o tym a co innego być pod bacznym wzrokiem każdego.

- Gotowa na taniec? - zapytał wyciągając do mnie dłoń. Pomimo rozmów i całego tego zgiełku usłyszałam pierwsze takty powolnej piosenki a wraz z nią robiło się w sali coraz ciszej. Ludzie kończyli rozmowy i spoglądali w moim kierunku oceniając a nawet jeszcze nie zaczęłam tańczyć.

- Tak. - zapewniłam lekko drżącym głosem co mężczyzna od razu wyłapał jednak mocno uścisnął mnie za dłoń, aby bez słów przekazać mi, że jest przy mnie i nigdzie się nie wybiera. To pozwoliło mi uciszyć moje wątpliwości.

Po chwili już stałam na parkiecie w jego ramionach podziwiając to jak dobrym partnerem był do tańca i jak dobrze prowadził mnie po całej sali. Chciałam z nim porozmawiać i zasięgnąć opinii jednak to nie była odpowiednia pora na to. W pełni skupiłam się na tym, że to było moje przyjęcie urodzinowe i powinnam przestać się dąsać.

W końcu zaczęłam cieszyć tą chwilą.

***

Po pierwszym tańcu z Enzo otwierający oficjalnie całe przyjęcie przechodziłam z rąk do rąk pomiędzy mężczyznami. Nie miałam na to najmniejszej ochoty jednak robiłam to na złość Lorenzo, który obserwował mnie z kąta pomieszczenia. Parę razy jego sylwetka mignęła mi pomiędzy ludźmi i zauważyłam, że nie podobało mu się to co widział. Chciałam, żeby zobaczył, jak to jest, kiedy bardzo czegoś pragniesz a ktoś niszczy to w kilku słowach.

Od dłuższego czasu moje nogi dawały mi się we znaki zwłaszcza przez buty które na sobie miałam jednak czułam się szczęśliwa. Nawet się nie obejrzałam aż przyjęcie dobiegło końca, ale to był dobry wieczór.

Nie zapomniałam o tym, że miałyśmy przeprowadzić akcje z dziewczynami i porozmawiać z damską częścią towarzystwa. Niektóre z tych kobiet nie chciały nawet o tym słyszeć jednak widziałam, że robiły to tylko dlatego aby nie podpaść mężom. Od razu dało się wyczuć, że się bały, ale może po tej rozmowie coś do nich dotrze i kiedyś zdecydują się na to, aby nauczyć się bronić. Były i też takie które z chęcią przestały na pomysł Mii już nawet zadeklarowały swoje członkostwo więc tak myślałam, że ten dzień nie mógłby być lepszy.

- Jesteś bardzo milcząca. – stwierdził Lorenzo prowadząc samochód.

Że też musiałam z nim wracać do domu, ale czego się spodziewałam, skoro mieszkaliśmy razem. Liczyłam jednak na to, że opuści wcześniej przyjęcie i w ten sposób będę mogła poprosić o odwiezienie kogokolwiek, byleby nie musieć wracać z nim. Najwyraźniej modlitwy nie zostały wysłuchane i ktoś na górze się na mnie uwziął, ponieważ jak na złość on tylko czekał aż będę chciała opuścić przyjęcie.

- Jestem zmęczona. - po części to była prawda, ale też nie miałam ochoty, aby z nim rozmawiać.

- Rozumiem, że zmęczyło cię tańczenie z tak wieloma mężczyznami. - powiedział ironicznie.

Powinnam ugryźć się w język no, ale on sprawiał, że nawet jeśli chciałam to zrobić w jednej chwili ogarniała mnie taka wściekłość, że nie mogłam się powstrzymać. Pomimo tego, że przez dłuższy czas patrzyłam w okno tym razem odwróciłam się w jego kierunku, żeby patrzeć mu prosto w oczy i powiedzieć to co leży mi na sercu.

- Jeśli przeszkadzało ci to, że z nimi tańczyłam mogłeś równie dobrze do mnie podejść i sam poprosić mnie do tańca. – zasugerowałam. - Ale najwyraźniej z jakiegoś powodu nie mogłeś wyjąć kija z dupy i zachować się jak człowiek.

Ostentacyjnie odwróciłam się od niego, żeby poczuł, jak to jest, kiedy ktoś na kim ci zależy ma cię głęboko gdzieś, ponieważ tak właśnie się czułam, kiedy zachował się jakby to do czego pomiędzy nami doszło nie miało znaczenia.

Dalszą część drogi do domu pokonaliśmy w milczeniu. Tak samo wtedy, kiedy wysiadaliśmy samochodu i wchodziliśmy do środka. Nie odezwał się nawet wtedy, kiedy wchodziłam po schodach i znikałam w swoim pokoju. Nie chcąc robić z siebie kompletnej kretynki z urażoną dumą cicho zamknęłam za sobą drzwi odcinając się tym samym od niego samego. Ares spał na swoim wielkim legowisku i tylko na chwilę podniósł głowę, ale opuścił ją po tym jak zauważył, że to ja.

Nie miałam zamiaru latać za nim jak jakaś głupia nastolatka, bo już dawno przestałam nią być. Zsunęłam ze stóp szpilki i położyłam się na wznak na łóżku wpatrując się w sufit i szukając tam odpowiedzi na dręczące mnie pytania. Wiedziałam jednak, że nic mi to nie da. Ale nadzieja pozostała.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro