Rozdział 17
Sofia
- Zabiję gada jak tylko go zobaczę. – wysyczałam patrząc na wiadomość, którą zostawił mi na stole w kuchni. Odstawiłam torebkę na blat, książki odłożyłam obok i wpatrywałam się w mały świstek papieru jakby mój wzrok mógł go spopielić.
Musiałem pilnie wyjechać więc ze szkoły odebrał cię będzie Luca do czasu aż wrócę. Przepraszam. Wiem jak bardzo liczyłaś na rozmowę jednak bardzo ważna sprawa mnie do tego zmusiła.
Na początku unikał mnie jak zawzięty więc zrzuciłam to na to, że po prostu miał wiele pracy. Jednak, kiedy zobaczyłam tą wiadomość poczułam się jakby ktoś uderzył mnie łomem w głowę. Był piątek i skończyłam już zajęcia więc pierwsze co mnie zdziwiło to to, że ze szkoły zostałam odebrana przez jednego z ochroniarzy. Kiedy chciałam go zagadać od razu powiedział, że nic nie wie i tylko ma mnie odebrać z tego miejsca i zawieźć do tego.
No i oczywiście kiedy tylko weszłam do domu zauważyłam notatkę, na blacie która mówiła mi tylko tyle że uciekł. Jakoś nie wierzyłam w to, że po prostu musiał wyjechać, zwłaszcza że nic więcej mi nie wytłumaczył. A poza tym mógł przecież normalnie zadzwonić i mnie o tym poinformować albo chociaż wysłać smsa.
Myślałam, że po naszej ostatniej rozmowie coś się pomiędzy nami zmieniło jednak to jak się zachowywał sprawiło, że zaczęłam w to wątpić. Każdego dnia, kiedy wychodziłam pobiegać jego samochodu już nie było, a kiedy wracałam i widziałem go na podjeździe z jakiegoś dziwnego powodu ani razu na niego nie wpadłam. Potrafił się bardzo dobrze ukrywać zwłaszcza że kilka razy postanowiłam go szukać.
Cała ta sytuacja zaczęła mi ciążyć jednak nie mogłam latać za nim jak nienormalna, bo to on musiał sobie wszystko przemyśleć i dojść do konkretnych wniosków. Co oznacza, że wyczekiwałam tej chwili, kiedy w końcu wejdzie przez drzwi i powie te słowa. Trochę melodramatyczne jednak tak właśnie sobie to wyobrażałam.
Ares zaczął się ocierać o moją nogę więc wiedziałam, że to już ten moment, kiedy trzeba go nakarmić. Do tej pory każdą wolną chwilę spędzałam z nim i wiedziałam, że czuje się zaniedbany jednak nic nie mogłam na to poradzić. Szkoła była na tyle wymagająca, że pochłaniała większość mojego czasu, ale to nie znaczy, że już przestało mi na nim zależeć. Nadal będę się starała spędzać z nim jak najwięcej czasu, ponieważ to on jak nikt inny pomógł mi, kiedy byłam niewidoma. Był mój przyjacielem, z którym oczywiście nie mogłam normalnie porozmawiać co nie przeszkadzało to nam dosłownie w niczym.
Wyciągnęłam spod szafki karmę dla niego i przez chwilę chciałam przetrzeć oczy z wrażenia czy dobrze widzę. Cała dolna półka były wypełniona jedzeniem w puszkach, suchą karmą, przekąskami i nawet kośćmi. Spojrzałam na mojego psiaka i odpowiedź zobaczyłam w jego wielkich błyszczących oczach, w których było tyle radości, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
- Macie ze sobą więcej sekretów niż mogło mi się wydawać. - powiedziałam z wesołością.
Nie zdziwiło mnie, że w odpowiedzi usłyszałam głośne szczeknięcie. Przygotowując dla niego jedzenie opowiadałam, jak to minął mi dzień na zajęciach, bo skoro nie miałam okazji opowiedzieć o nim Lorenzo to postanowiłam zrobić to z Aresem.
Niektórzy wykładowcy nie byli, że tak mogłabym powiedzieć niewzruszeni jak profesor Mazzani od wstępu do prawoznawstwa. On przynajmniej wiedział kim jestem o czym poinformował mnie na wczorajszych zajęciach jednak z jakiegoś powodu nie był tym zaniepokojony a raczej zaciekawiony jak bardzo jestem zdeterminowana, aby osiągnąć sukces. Nawet zaproponował mi abym dołączyła do jego grupy, w której uczył studentów się od strony teoretycznej jak działa prawo jednak w pierwszym momencie odmówiłam wiedząc, że nie mogę zrobić czegoś takiego bez wiedzy Christophera.
Tak więc od razu po zajęciach się z nim spotkałam. Podczas rozmowy z nim zauważyłam, że był zadowolony, ponieważ przyszłam z tym do niego jednak od razu zapewnił mnie, że profesor Mazzani jest jednym z jego zaufanych ludzi i mogę spokojnie się od niego uczyć. Tak więc trafiłam pod ręce człowieka, który za punkt honoru przyjął sobie, aby zrobić ze mnie takiego prawnika, którego nikt nie zagnie. I to w dodatku miał mnie uczyć indywidulanie tak żeby nikt niepowołany nie dowiedział się o czym rozmawiamy.
No i w tym momencie dochodzimy do wykładowców, którzy lekko mówiąc nie byli zadowoleni, że przebywałam na ich zajęciach. Niektórzy nawet omieszkali powiedzieć o tym głośno jednak w tamtych chwilach patrzyłam na nich beznamiętnie wiedząc, że nic nie mogą z tym zrobić. Ta niewielka namiastka władzy jaką posiadałam nad nimi była tak upajająca, że za każdym razem, kiedy o mnie wspominali na moich ustach pojawią się szeroki uśmiech.
Jednemu z nich nawet otwarcie powiedziałam, że jeśli chce może mnie wyrzucić jednak tylko się zmieszał i odwrócił do mnie plecami. Dobrze wiedzieli, że mogą mówić co chcą i wylewać swoje żale jednak prawda była taka, że nikt nic nie może mi zrobić bez dowodów a takich nigdy nie znajdą.
Minęło pięć dni zajęć a ja dowiedziałam się, ile przedmiotów będę miała w tym semestrze. Niektóre z nich będą ciągnąć się przez rok a nawet dwa, ale i tak czułam już tego ogrom pracy. Prawo karne w tym wykonawcze i procesowe, kryminalistyka, wiktymologia, kryminologia, medycyna sądowa, psychiatria sądowa, penitencjarystyka no i psychologia sądowa. A to nie było wszystko, ponieważ prawo było tak zawiłe i składało się z wielu mniejszych praw, że teraz zrozumiałam, dlaczego tak długo trwają te studia.
Postawiłam wielką miskę z karmą na podłodze, na którą od razu rzucił się Ares jakby nie widział jej co najmniej tydzień, ale prawda była taka, że ile by nie widział tyle by zjadł. Właśnie z tego powodu dostawał wyliczoną ilość karmy w określonym czasie, bo już zaczęłam zauważać, że jego waga zaczęła przekraczać normę a nie chciałam, żeby miał jakieś problemy zdrowotne. Dbałam o niego najlepiej jak potrafiłam; chodziłam z nim do weterynarza, dostawał potrzebne zastrzyki, przechodził odpowiednie badania a nawet odwiedzał psiego fryzjera. Wszystko co robiłam było po to, aby był szczęśliwy i zdrowy.
- Muszę wyjść na kilka godzin, ale postaram się szybko wrócić. - powiedziałam i kiedy dotarło do mnie jak to zabrzmiało chciałam palnąć sobie w głowę. Bo mogło mi to zająć kilka godzin. No nic. Byłam już umówiona na spotkanie i nie chciałam go odwoływać, bo wiedziałam, że taka chwila spokoju zdarzała się bardzo rzadko. Zwłaszcza że jutro było to cholerne przyjęcie, od którego nie mogłam się w żaden sposób wymigać.
Lorenzo
Uciekłem jak pieprzony tchórz dobrze wiedząc, że goni mnie czas a ona czekała w dalszym ciągu na odpowiedź. Nieważne jak bardzo bym się starał nic nie zmieniło tego faktu, że chciałem tej przyjaźni jak niczego innego. Jednak jak mógłbym tylko się z nią przyjaźnić, kiedy moje uczucia wykraczały poza to czego ode mnie chciała.
Za każdym razem, kiedy wchodziła do mojego domu czułem, jak rozpierała mnie duma, ponieważ chciałem, aby została już w nim na zawsze. Nie wiedziałem, dlaczego tak bardzo przebywanie w jej towarzystwie mnie uspokajało, zwłaszcza że małżeństwo, w które się wpakowałem wypompowało mnie totalnie ze wszystkich uczuć. Najwidoczniej nie wszystko zniknęło.
- Co się dzisiaj z tobą dzieje? – zapytał Aiden podtrzymując mi worek bokserski który torturowałem od przeszło pół godziny. Nikt inny jak mój wuj nie potrafił odczytać moich emocji tak dokładnie, ale czego innego mogłem się po nim spodziewać, skoro to on wszystkiego mnie nauczył.
- Nic ważnego. – wymigałem się od tematu.
- Przecież widzę i nie jestem głupi. Chodzi o Sofię. - no i właśnie o to mi chodziło, kiedy myślałem o tym, że wiedział dokładnie co mi chodziło po głowie.
Uderzałem rytmicznie o worek czując jak mięśnie ramion protestują raz zarazem jednak nie przestawałem, bo to pozwalało mi choć na chwilę zapomnieć o czekającej na mnie w domu kobiecie. Nigdy nie miałem problemu z tym, aby oddzielać uczucia od rozsądku, ale przy niej to wszystko zaczęło się mieszać. Ja pierdolony egzekutor rodziny nie potrafiłem zapanować nad własnymi emocjami więc jak mógłbym wykonywać dobrze swoją pracę.
- Tak chodzi o nią. – westchnąłem przecierając dłonią czoło. Oparłem dłonie na biodrach dysząc jak po wielogodzinnym biegu.
- Czyli jednak.
- Co to ma niby znaczyć? - spojrzałem na niego zdziwiony.
- Zastanawialiśmy się które pierwsze z was pęknie, ale nie spodziewałem się, że to będziesz ty. - zaśmiał co w jego wydaniu do tej pory wydawało mi się dziwne. Nie mogłem się przyzwyczaić, że mój wiecznie ponury i najbrutalniejsze z całej rodziny wuj posiada w sobie jakiekolwiek uczucia.
- Chcę żebyśmy się przyjaźnili. - oznajmiłem i od nowa zacząłem uderzać w worek, aby jakoś pozbyć się tej frustracji z ciała.
- Ale ty chcesz czegoś więcej. - słusznie zauważył.
- Jest ode mnie o osiem lat młodsza. - zacząłem wyliczać. - Ma przed sobą świetlaną przeszłość. Ma zostać adwokatem. Jest zdeterminowana, aby osiągnąć swój cel. Zostałam moją przyjaciółką jako dziecko.
- To nie znaczy, że ma tak zostać. - spojrzał mi prosto w oczy. - Nasza rodzina jest pierdolnięta, ale i wspieramy się najmocniej jak możemy więc powiem ci coś czego nikt mi nie powiedział. Uczucia są pogmatwane jednak nie warto ich ignorować, bo czasami możemy stracić coś o wiele cenniejszego niż nam się wydaje.
- Chyba coś o tym wiesz? - przyjrzałem mu się wnikliwie.
- Kiedyś uparcie myślałem, że nie zasługuje na Kirę, bo była ode mnie znacznie młodsza niż w przypadku ciebie i Sofii. W dodatku jej rodzina mnie nie akceptowała a ona sama chciała ze mną zerwać twierdząc, że to nie ma sensu. Wiedziałem, że jeśli odpuszczę tak łatwo stracę najcenniejszą osobę, która sprawiała, że chciałem być dla niej lepszy. - nigdy bym nie pomyślał, że to właśnie z nim będę rozmawiał na takie tematy.
Rozmyślałem nad jego słowami i nigdy nie powiedziałbym, że to akurat on będzie musiał przez coś takiego przejść, aby znaleźć miłość. Zdawałem sobie sprawę, że nasze sytuacje są ogromnie różne jednak łączyło nas to, że z trudem przychodziło nam okazywanie uczuć. Tacy powinniśmy być; niewzruszeni, bezwzględni, stanowczy i brutalni.
- Mamy sprawę do załatwienia więc może dołączysz. - oznajmił a w jego oczach zobaczyłem ten błysk, który oznaczał tylko jedno. Dobrze wiedział, jak sprawić, abym nie myślał o tym co mnie dręczy.
- Kto tym razem?
- Taki jeden facet, który naraził się Christopherowi. Nie rozumiem, dlaczego oni tak bardzo chcą zarobić i nie przejmują się tym, że mogą zostać złapani.
Najwidoczniej łatwa kasa była ważniejsza niż to, że jeśli zostaną złapani może ich spotkać coś o wiele gorszego. Każdy jednak odpowiadał sam za siebie i musiał liczyć się z konsekwencjami, że prędzej czy później wpadną. A że Caltanissetta była naszym terenem wiedzieli wszyscy a pomimo tego dalej próbowali nas oszukać.
- Mamy go tylko uszkodzić czy coś więcej? - dopytałem ściągając z dłoni bandaża które przesiąkły od potu.
- A jak bardzo zły masz humor?
- Bardzo.
- No to facet ma przejebane. – spojrzał na mnie przeciągle. - Czeka na ciebie w piwnicy.
Aiden nie wyczekując dłużej oddalił się dając mi chwilę na ogarniecie się. Przyglądałem się stojącym przy ścianie rekrutom, którzy jeszcze nie byli gotowi, aby stanąć do prawdziwej walki i wejść w ten świat, ale może za kilka lat to się zmieni. Zobaczą rzeczy o jakich nikt normalny by nie rozmawiał i zrobią jeszcze gorsze jednak prędzej czy później musieli przekonać się w jakim świecie żyją.
Wyrzuciłem bandaże do kosza na śmieci i otarłem twarz ręcznikiem, który leżał na ławce przy mojej torbie. Wiedziałem, że jeśli usiądę znowu zacznę rozmyślać o Sofii, dlatego nie czekając dłużej odrzuciłem wszystkie swoje uczucia w głąb umysłu i skupiłem się na swojej pracy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro