Rozdział 5
Sofia
To były najgorsze godziny w całym moim życiu. Już zapomniałam, jak to było, kiedy leciałam w kierunku Bostonu a może większość lotu przespałam. Wynudziłam się niemiłosiernie. Skończyło się na tym, że zostało mi kilka rozdziałów do końca książki a po prostu już nie mogłam się na niej skupić więc postanowiłam zrobić coś innego. Chodziłam po samolocie oglądając wszystkie ciekawe rzeczy się w nim znajdujące, potem znowu poleżałam w fotelu, następnie pooglądałam trochę telewizji a nawet posłuchała muzyki. Mówiąc oględnie przesiedziałam praktycznie dziesięć godzin i nie czułam tyłka.
Kiedy samolot zatrzymał się na płycie lotniska jak najszybciej podniosłam się z miejsca, aby wyjść i pooddychać świeżym powietrzem. Kiedy moje stopy dotknęły podłoża dopiero wtedy poczułam, że jestem w domu. Wróciłam po tak długim czasie i byłam niezmiernie ciekawa co mnie czeka.
Zaczęłam się przeciągać wyciągając dłonie do góry i wyginając się o na boki. Byłam przyzwyczajona do ruchu a nie do tego, żeby siedzieć bezczynnie przez tak długi czas.
- Wróciłaś! - usłyszałam głośny krzyk a potem zostałem mocno objęta ramionami. Poczułam znajomy zapach kwiatowych perfum który od zawsze kojarzą mi się właśnie z Mia.
Kilka metrów od nas zauważyłam stojący przed ciemny samochód o których opierał się Luciano. Nie podszedł bliżej dając nam tym samym czas no to abyśmy mogły nacieszyć się swoim towarzystwem. Posłałam mu niewielki uśmiech po czym wtuliłam w moją najlepszą przyjaciółkę, która była przy mnie praktycznie od pierwszego dnia, kiedy przyleciała do Włoch.
- Pokaż no się. - wyswobodziła mnie w końcu ze swoich ramion i odsunęła na kilkanaście centymetrów. – Jaka ty jesteś śliczna a przecież widzieliśmy się wiele razy. - w jej głosie było wiele emocji, ale nad nimi wszystkimi górował żal.
Zdawałam sobie sprawę z tego, że do końca nie pogodziła się z tym, że musiałam wyjechać, ale złożona jej obietnica zmobilizowała mnie do tego, aby to zrobić. Mia była jedyną osobą, która tak wiele dla mnie poświęciła a co najważniejsze dokonała wyboru przez co wszyscy uważali ją zabójczynię własnej bratowej. Tylko kilka osób znało prawdę i dotrzymały one tajemnice.
- Przecież rozmawiałyśmy niedawno przez wideo rozmowę. - powiedziałam żartobliwie.
- Ale to nie to samo co zobaczyć cię na żywo. - pogładziła mnie czule po policzku. - Nie mogłam się doczekać aż przyjdzie ten dzień.
Kiedy poczułam ciepłe słońce na twarzy zrozumiałam jak bardzo mi tego brakowało. Nie tylko pogody, ale świadomości, że stoję na ziemi na które się urodziłam i którą miałam nadzieję już nigdy nie opuszczę.
- Niewiele się zmieniłaś. - zaśmiałam się spoglądając na jej twarz. Mia była dokładnie taka sama jak wyjeżdżałam i ani odrobinę się nie zmieniła więc tym bardziej zachodziłam w głowę jak mogło minąć tak dużo czasu.
- Ale ty zdecydowanie tak. Wyrosłaś na piękną kobietę.
Od razu, kiedy spojrzałam jej w oczy widziałam, że czuła się winna, że nie mogła przy mnie być przez te wszystkie lata. Jednak zrobiła dla mnie już zbyt wiele i nie mogłam jej winić, że była nieobecna w moim życiu tym bardziej po tym jak wiele dla mnie poświęciła.
Przez pierwsze miesiące byłam zła, że nie mogę widywać się z rodziną, ale jednak z czasem to zrozumiałam. Wszyscy robili dosłownie wszystko abym była bezpieczna chociaż nie musieli, bo nie byłam członkiem ich rodziny. Zdawałam sobie sprawę, że traktują mnie jak córkę czy siostrę jednak i tak gdzieś w głębi serca czułam, że nie płynie w moich żyłach ich krew.
Niedaleko nas przebiegł Ares ciesząc się z wolność po wielu godzinach zamknięcia w samolocie. Co z tego, że większą część przespał, skoro zawsze mógł robić co chciał w tym bieganie czy zabawa. Nie był przyzwyczajony do tego, że musi pozostać w jednym miejscu przez tak długi czas. Nawet moje mieszkanie było dostosowane do tego, aby mógł spokojnie wyjść na wielki taras, gdyby naszła go tylko ochota.
- Nie myślałam, że to możliwe, ale czy mi się wydaje czy on jeszcze urósł? – zapytała Mia.
- Raczej lubi jeść. - wyszeptałam do niej.
- Aha. To wszystko wyjaśnia. - pokiwała głową.
Kiedy mój pies biegał sobie i wywieszał język jakby niezmiernie się cieszył, że też wrócił do domu w tym samym czasie usłyszałam trzask. Odwróciłam się wiedząc mogę się spodziewać i nawet się nie zdziwiłam, kiedy zauważyłam wychodzącego z samolotu Lorenzo z walizkami w rękach.
- Czy on trzyma różowe walizki? - wyszeptała mi do ucha Mia.
- Miałam jeszcze zielone, ale stwierdziłam, że tak będzie zabawniej. - odpowiedziałam tak samo cicho.
- Ale że on akurat je nosi to naprawdę dziwne. Spodziewałam się, że prędzej każe zrobić to komuś innemu.
Nie spojrzałam na to z tej strony jednak widząc go teraz kiedy schodził po schodach i przeszedł obok nas z grymasem na twarzy nie wiedziałam co mam o tym sądzić. Przecież mógł zlecić to komuś innemu i byłoby po problemie a tak mogłam się założyć, że teraz będzie mi to wyrzucał przy najbliższych okazjach.
- Gotowa wrócić do domu? - Zapytała biorąc mnie pod ramię i prowadząc w kierunku samochodu.
- Nawet nie wiesz jak.
Wsiadłyśmy do samochodu zajmując tylne siedzenie więc Luciano i Lorenzo nie pozostało nic innego jak usiąść z przodu. Na pierwszy rzut oka było widać, że ani jednemu ani drugiemu się to nie podobało. Ich relacja nie była dobra jednak nie spodziewałam się, że jest aż tak źle.
Odwróciłam się do tyłu sprawdzając czy Ares czuję się dobrze w tak małej przestrzeni jednak nie mieliśmy wyjścia. Zaskakująco ułożył głowę na jednej z moich walizek i spokojnie spał więc odetchnęłam z ulgą. Zawsze na pierwszym miejscu stawiałam jego dobro.
Luciano włączył silnik i powoli ruszył a w tym czasie jego brat odwrócił się głową do szyby milcząc. Kiedyś było to dla mnie nie do pomyślenia, że mogli siedzieć obok siebie jak obcy ludzie, ale ten widok sprawiał, że chciało mi się płakać. Nie spotkałam w swoim życiu żadnej pary bliźniaków która wspierałaby się tak jak oni, dlatego nie mogłam zrozumieć, dlaczego tak bardzo ich ścieżki się rozeszły.
- To się zaczęło wiele miesięcy przed twoim wyjazdem. - wyszeptała do mnie Mia zdając sobie sprawę z moich myśli co ani trochę mnie nie zdziwiło, bo zawsze wiedział, kiedy coś mnie martwiło. W takich chwilach mówiłam, że ma pajęczy zmysł jak Spider-man.
Nigdy nie zapytałam żadnego z nich, dlaczego zaczęło się pomiędzy nimi psuć, ale czułam, że miało to związek z żoną Lorenzo. Graciella mogła wydawać się ułożona, miła i oddana rodzinie jednak ten kto nie znał ją naprawdę nigdy by się nie domyślił, że żadna z tych rzeczy nie określała jej. Była zepsuta do szpiku kości i nie ukrywała się z tym, że wejście do rodziny Torrino było dla niej tylko celem, aby stanąć na piedestale.
Fakt była piękna, ale to piękno nie oddawało tego co miała w środku. Nigdy nikomu nie mówiłam, że traktowała mnie jak przybłędę i na każdym kroku mi to wytykała, ale tak aby nikt nie słyszał. Nie mogłam więc powiedzieć ani słowa nie mając dowodów nawet wtedy, kiedy wiedziałam, że Lorenzo może stanąć po mojej stronie. Byłam tylko dzieckiem a myślałam o tym jak może go to zranić więc milczałam i przyjmowałam na siebie kolejne obelgi mając nadzieję, że kobieta w końcu się zmieni. Jak widać to ona zmieniła jego i tego właśnie nie mogłam sobie wybaczyć, bo może gdybym powiedziała prawdę wcześniej wszystko potoczyłoby się inaczej.
Cieszyłam się tą podróżą rozglądając wokół. Ponad dwa tysiące dni tęsknoty za domem i w końcu tu byłam. Wcisnęłam przycisk w drzwiach i odsunęłam do połowy szybę rozkoszując się tym jak wiatr rozwiewał moje włosy. Przymknęłam oczy opierając głowę o szybę. Czułam zapachy dochodzące z ulicy i słyszałam dźwięki samochodów, ludzi. Było to niesamowite, że tak zwykła rzecz potrafiła mnie cieszyć.
Caltanissetta była jedną z najmniejszych prowincji w całej Sycylii, ale nie znaczyło to, że najsłabszą, ponieważ Christopher pokazał, że nie ważne jest, ile władzy masz, ale jak ją wykorzystasz. Jednak pomimo tego nie zamieniłabym miejsca, w którym się wychowałam na żadnej inne, bo pokochałam je całym sercem właśnie za to, że było perłą wśród o wiele większych miejsc.
- Jedziemy do domu Christophera i Amary? - zapytałam z ciekawości, bo do tej pory nikt mi nie powiedział, gdzie mam teraz mieszkać.
- Pomyśleliśmy, że chciałabyś może zamieszkać u nas. – powiedziała niepewnie Mia.
To było miłe, że chciała to dla mnie zrobić jednak na samym początku byłam zmuszona przeprowadzić poważną rozmowę z Christopherem. Zanim coś jej odpowiem musiałam wiedzieć na czym stoję a nie mogłam tego zrobić bez rozmowy z nim.
- Naprawdę chcesz to zrobić? - po raz pierwszy odezwał się Lorenzo. Nie odwracał się w moją stronę tylko cały czas wpatrywał się w szybę więc gdybym nie usłyszała jego głosu pomyślałabym, że coś mi się przesłyszało jednak po tym jak zareagowali Mia i Luciano oni też go usłyszeli.
- Nawet jeśli to co? - zapytałam odwracając się w jego stronę. - Chcesz mi powiedzieć, że nie dam rady?
- Nie wkładaj mi do ust słów, których nie powiedziałem. - nawet nie wiedziałam, kiedy a już patrzył mi w oczy. - Ale zanim z nim porozmawiasz najpierw przemyśl sobie wszystko dokładnie, bo Christopher będzie chciał wiedzieć, dlaczego tak bardzo ci na tym zależy.
- Wiem dokładnie co chcę powiedzieć. - obstawiałam przy swoim.
To jak do mnie mówił i na mnie patrzył zaczęło działać mi na nerwy, bo nie widział mnie od sześciu lat a zachowywał się jakbym nie znał. Nie wiedział co się wydarzyło w moim życiu ani dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, aby zostać adwokatem. O powodach mojej decyzji mogłam powiedzieć tylko Christopherowi, bo na jego zdaniu zależało mi najbardziej.
- Widzę, że dużo ze sobą rozmawialiście. - powiedziała zaskoczona Mia spoglądając raz na mnie raz na swoje szwagra.
- Kiedy chce potrafi być znośny. - posłałam Lorenzo szeroki uśmiech na co odwrócił się ode mnie i znowu spojrzał w to przeklęte okno.
Mia nie naciskała, aby wyjawiła jej o co tak naprawdę chodziło w naszej rozmowie, ale prędzej czy później i tak jej o tym powiem, ponieważ nie chciałabym tego przed nią ukrywać. Dobrze wiedziałam, że stanie po mojej stronie nieważne czego w życiu będą pragnąć.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro