Chào các bạn! Vì nhiều lý do từ nay Truyen2U chính thức đổi tên là Truyen247.Pro. Mong các bạn tiếp tục ủng hộ truy cập tên miền mới này nhé! Mãi yêu... ♥

Rozdział 3

Sofia

Kiedy wysiadłam z samochodu zauważyłam stojący zaledwie kilka metrów od nas średniej wielkości samolot, którym zazwyczaj podróżowało się, kiedy chciało się mieć wygodę. Czarny napis na jego boku Global siedem tysięcy pięćset na białym tle sprawiał takie wrażenie jakbym patrzyła na neon.

Nie chcąc tego jeszcze bardziej przedłużać i w końcu wsiąść do tego przeklętego samolotu wysiadłam z samochodu i w pierwszej kolejności zajęłam się Aresem. Wystarczył mi rzut oka na niego, żeby zrozumieć, że jazda bardzo mu się podobała sądząc po jego zamkniętych oczach i spokojnym oddechu.

- Ares wstajemy. - wyszeptałam gładząc go po głowie.

Jeszcze przez chwilę przeczesałam jego sierść palcami, ale kiedy przestałam w końcu otworzył oczy. Uśmiechnęłam się wiedząc, że robił to specjalnie, bo wyprost kochał ciągłe głaskanie i uwagę jaką mu poświęcałam.

Otworzyłam szerzej drzwi i zapraszającym gestem wyciągnęłam dłoń. Podziałało. Wyszedł z ociąganiem i albo mi się zdawało albo na mnie w fuknął, że przeszkodziła mu w drzemce.

- Zawsze się tak zachowuje? – zapytał Lorenzo wysiadając w ślad za mną i spoglądając w kierunku mojego zwierzaka.

- Czy jest marudny, leniwy i ciągle chce jeść? - spojrzałam na niego przeciągle. – Tak, ale to właśnie w nim kocham, bo jest jedyny w swoim rodzaju i nikogo nie udaje.

I tym razem zrobiłam to co ostatnio, czyli po prostu ruszyłam w kierunku otwartych drzwi samolotu. Wystarczyło wejść po kilku środkach a już było się w środku. Zauważyłam, że ktoś specjalnie odsunął fotele tak aby zapewnić więcej miejsca Aresowi a nawet rozłożył dla niego matę.

- Ktoś tu o ciebie dba. - uśmiechnęłam się do swojego psa i zobaczyłam, jak podchodzi do kolorowej maty i układa się na niej.

Zajęłam pierwsze lepsze miejsce przy oknie, bo uwielbiałam podziwiać widoki. Nie byłam jedną z tych osób która miała lęk wysokości więc przez cały czas, kiedy będziemy się wznosić chciałam to widzieć. Ten moment, kiedy czułam się jakbym przebywała w chmurach.

Rozejrzałam się wokół podziwiając piękne beżowe ściany a także elegancję w roztaczając są się z każdej strony samolotu. Wzięłam do ręki tablet na którym mogłam zobaczyć co w danej części się znajduje i nie mogłem wyjść z podziwu, że ktoś naprawdę wymyślił coś takiego.

Samolot podzielony był na kilka części; wejście, apartament klubowy w którym właśnie siedziałam, sale konferencyjną dostosowaną dla kogoś kto chciałby popracować, ale jednocześnie i coś zjeść, pakiet rozrywkowy w którym znajdowały się kanapy wraz z telewizorem i systemem audio oraz prywatny apartament, w którym można było się przespać.

Jeśli mogłabym zgadywać powiedziałabym, że samolot należał do Christophera tylko i wyłącznie dlatego że dzięki temu mógł zachować poczucie kontroli, bo inaczej świrował.

Odłożyłam tablet w momencie, w którym Lorenzo wchodził po schodach taszcząc moje walizki. To cud, że jeszcze ich po prostu nie zostawił samochodzie.

- Myślałam, że je zostawisz. - powiedziałam na głos to co myślałam.

- Przeszło mi to przez myśl, ale dotarło do mnie, że gdybym to zrobił musiałbym zabrać cię na zakupy, żeby zastąpić to co straciłaś. - spojrzał na mnie przeciągle. - Więc chyba wolałem poniżyć się do tego stopnia niosąc to różowe gówno niż iść z tobą na zakupy.

Faktycznie byłabym do tego zdolna. Przyglądałam się jak układa walizki w specjalnej szafie po czym ją zamknął. Zmarszczyłam brwi zastanawiając się, gdzie jest jego walizka.

- Kiedy przyleciałeś? - zapytałam ze zmarszczonym czołem.

- Trzy godziny temu. - z westchnieniem usiadł w fotelu naprzeciwko mnie.

- Pewnie jesteś zmęczony.

- Przyzwyczaiłem się do tego.

Nie wiedziałam o czym mogłabym z nim rozmawiać, dlatego postanowiłam w czasie lotu pogrzebać trochę w Internecie. Wiedziałam, że zanim dotrzemy na Sycylię minie dziesięć godzin jak nie więcej w zależności od tego jaka będzie pogoda więc przez ten czasu musiałam czymś się zająć.

Wyciągnęłam ze swojej pojemnej torebki laptop, który zawsze zabierała ze sobą na zajęcia i napotkałam zdziwione spojrzenie Lorenzo, który usiadł naprzeciwko mnie.

- No co? – zapytałam. – Nie widziałeś nigdy laptopa?

- Nie wyciąganego z torebki. - odpowiedział zdziwiony.

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć o kobietach. - pokręciła głową rozbawiona. – Nawet nie wiesz jakie rzeczy się w niej znajdują.

Odtworzyłam swój sprzęt i poczekałam aż będę miała dostęp do Internetu po czym szybko zalogowałam się do odpowiednich stron. Postanowiłam też napisać email do władz uczelni i dowiedzieć się jak to będzie wyglądało i czy będę musiała od nowa zdawać wszystkie egzaminy. Liczyłam, że będą one ważne nawet w innym kraju.

- Co robisz? – zapytał, kiedy zaczęłam uderzać w klawisze.

- Wyrwałeś mnie z mieszkania w jednej chwili więc nie wiem czy moje egzaminy adwokackie nadal są ważne w takim razie muszą się tego dowiedzieć. - spojrzałam na niego stalowym wzrokiem, a chociaż próbowałam, aby taki był. Chciałam mu w ten sposób przekazać, że nie jestem zadowolona z tego co zrobił i jeśli coś pójdzie nie po mojej myśli to on spotka się z moim gniewem. - Nie zniszczę tych lat, które udało mi się wypracować a tym bardziej nie zrezygnuje ze studiowania, zwłaszcza że tak niewiele mi zostało do osiągnięcia swoich celów.

- Wybrałaś prawo? - zapytał zdziwiony. – Dlaczego?

Zastanawiałam się czy naprawdę jest zainteresowany tylko pyta po to, żeby wypełnić panującą wokół ciszę. Nie zdziwiłabym się, gdyby miał to po prostu gdzieś.

- Proszę państwa za chwilę będziemy startować więc bardzo proszę o zapięcie pasów. - jak spod ziemi wyrosła przed nami stewardesa z uśmiechem tak wyuczonym, że aż się skrzywiłam.

Kobieta odwróciła się na pięcie tak szybko się pojawiła tak zniknęła za oddzielającą nas kotarą. Przez dłuższą chwilę patrzyłam w jej kierunku zastanawiając się jak można cały czas uśmiechać się do ludzi nawet wtedy, jeśli ma się zły humor.

Głośne chrząknięcie sprawiło, że odwróciłam się w stronę mojego rozmówcy. W dalszym ciągu czekał na moją odpowiedź więc w jakimś pewnym stopniu mogła mu odpowiedzieć.

- Wybrałam prawo, bo nawet w naszym świecie potrzebny jest ktoś taki.

- Ale dlaczego to? - dopytywał.

- Christopher dał mi drugi dom, więc chciałabym mu się odwdzięczyć tym samym. Co może być lepszego od adwokata, który wybroni cię w każdej chwili i nie będzie zadawał zbędnych pytań. W dodatku znalezienie takiego który jest nieprzekupny jest niezwykle trudne nie sądzisz?

Sprawiał wrażenie zamyślonego, dlatego ponownie skupiłam się na wyszukiwaniu informacji na różnych stronach placówek. Przeglądałam ranking stu szkół w całych Włoszech i w końcu prawie na samym końcu listy udało mi się znaleźć „Kore Uneversity of Enna" zaledwie pół godziny drogi od Caltanissetty.

Jeśli to nie było przeznaczenie to już nie wiedziałam co. Myślałam, że straciłam szansę na wymarzone studia a jednak istniała maleńka nadzieja na to, że jednak niczego nie straciłam. Przerwałam na chwilę pracę, kiedy zaczęliśmy się poruszać.

Dotarło do mnie, że nawet nie zaczęłam zapiąć pasów więc szybko się zreflektowałam spoglądając w kierunku Lorenzo. Uśmiechał się półgębkiem jakby dobrze zdawał sobie z tego sprawę jednak był na tyle perfidny, aby mnie o tym nie poinformować. Jak widać jego humor nie zniknął tak jak mi się do tej pory wydawało a gdzieś tam w środku nadal się krył.

Odetchnęłam głęboko spoglądając w kierunku Aresa, który najwyraźniej nic sobie nie robił z tego, że właśnie unosimy się w powietrzu. Spał sobie smacznie jakby nic nie mogło wytrącić go z uśpienia.

Oparłam głowę o zagłówek i przymknęłam na chwilę oczy. Najpierw przez cały dzień miałam zajęcia a potem nagłe pojawienie się Lorenzo mogło człowieka wyczerpać. W dodatku musiałam spakować się jak najszybciej, aby zdążyć na samolot więc nic dziwnego, że jedyne o czym marzyłam to chwila snu.

Nawet nie wiedziałam, kiedy przysnęłam jednak przebudziłam się w momencie, kiedy mocno nami szarpnęło. Otworzyłam oczy i rozejrzałam się wokół jednak poza kilkoma lampkami, które paliły się w całym pomieszczeniu większość spowijała mrok. Najwyraźniej ktoś musiał przygasić światło za co zapewne mogłam być wdzięczna lecącemu ze mną mężczyźnie. Zauważyłam, że na kolanach miałam beżowy koc, który prawdopodobnie ktoś zarzucił mi na ramiona. Rozejrzałam się zastanawiając, gdzie podział się Lorenzo jednak nigdzie go nie zauważyłam.

Wyciągnęłam dłoń w stronę telefonu, aby sprawdzić która jest godzina i co zaskakujące minęło raptem dwadzieścia minut. Zdziwiłam się, bo myślałam, że minęło o wiele więcej czasu.

Podniosłam się z miejsca i odłożyłam na bok koc wiedząc, że moje ciało potrzebuje o wiele więcej snu więc ruszyłam w kierunku znajdujących się na tyłach sypialni. Skoro miałam ku temu okazję to czemu jej nie wykorzystać. Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem a jednocześnie w nim spałam.

Bezwiednie rzuciłem okiem w kierunku Aresa, ale ten nadal spał w najlepsze no co tylko cicho się zaśmiałam. Nie wiedziałam, jak mógł w ciągu tych kilku lat z pełnego werwy psa zmienić się czystego lenia. Wystarczyło, że dawało mu się jeść i pić i od czasu do czasu dało trochę pieszczot a pies był w skowronka.

Będąc zaledwie kilka kroków od sypialni usłyszałam dziwne hałasy z niej dochodzące jednak to było niezwykle dziwne poza mną i Lorenzo nikogo tu więcej nie było.

Pomyślałam w pierwszej chwili, że to może on postanowił się położyć jednak chciałam sprawdzić, bo może się myliłam i przesłyszałem. Chwyciłam klamkę i nieznacznie otworzyłam drzwi i wtedy ich zobaczyłam. Momentalnie poczułam jakby ktoś złamał mi serce i nie byłam zdolna, aby się poruszyć.

Lorenzo stał obok łóżka a przed nim klęczała stewardesa, która jakiś czas temu poinformowała nas o tym, że będziemy startować. Po co robiła nie pozostawiało złudzeń jednak, kiedy chciałam się wycofać i zrobiłam krok w tył podłoga nieznośnie za skrzypiała. Dwie głowy obróciły się w moją stronę a ja chciałam się zapaść w tym momencie pod ziemię.

- Przepraszam - wyszeptałam zażenowana i zamknęłam za sobą drzwi. Nie wiedziałam jakim cudem udało mi się odwrócić i zostawić ich za sobą.

Wróciłam na swoje miejsce wiedząc, że już nie uda mi się zasnąć, ale i tak przykryłam nogi kocem. W tej samej chwili w przejściu pojawiła się kobieta, która nie potrafiła spojrzeć mi w oczy, ale za to ja oparłam łokieć na oparciu fotelu i nie spuszczałam z niej wzroku.

W pierwszej chwili poczułam się zraniona widząc go z innym kobietą, ale dotarło do mnie, że przecież on nie był mój i mógł robić ze swoim życiem co tylko chciał. Po chwili pojawił się za nią i ruszył w moim kierunku zajmując to samo miejsce co wcześniej.

Musiałam chwilę ochłonąć i opanować emocje dlatego nawet nie spoglądałam w jego kierunku, bo gdybym to zrobiła nie wiedziałam, czy potrafiłabym opanować wyraz swojej twarzy. Zerkałam wszędzie tylko nie na niego i może zachowywałam się w tej chwili jak dziecko obrażając o coś co nie powinno mnie ruszać to i tak nie mogłam wyrzucić z pamięci tego widoku.

- To co widziałaś.... – zaczął.

- To nie mój problem. - przerwałam mu odwracając się w jego stronę. Nawet nie było po nim widać, że cała ta sytuacja miała miejsce, ale najwyraźniej umiał się opanować w momencie. - Chciałam się tylko przespać wygodnym łóżku.

- Masz je całe dla siebie. - wskazał ręką tył samolotu. Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział.

- Podziękuję. - odchrząknęłam i otuliłam się ciaśniej kocem. - Chyba wolę jednak spać na siedząco. - zmarszczyłam czoło na samo wspomnienie tego co oni mogli tam wyprawiać.

Zamknęłam oczy wiedząc, że i tak nie uda mi się zasnąć, ale to był jedyny sposób na to, aby zakończyć tą bezsensowną rozmowę. Zostało nam jeszcze kilka godzin lotu więc jakoś musiałam z nim wytrzymać w jednym pomieszczeniu. No chyba że przyniosę się do części rekreacyjnej, ale na to teraz też nie miałam siły.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen247.Pro